« poprzedni wątek | następny wątek » |
1. Data: 2013-11-09 08:23:07
Temat: Eksperyment Piteşti -Rumuńska reedukacja przez tortury
,,Najstraszniejsze barbarzyństwo współczesnego świata" - pisał o eksperymencie
Piteşti Aleksander Sołżenicyn w ,,Archipelagu Gułag". Chociaż komuniści z ZSRR i Chin
znali okrutne metody łamania jednostek, to w Rumunii powstał system tortur
psychicznych, które zmieniały ludzi w zwierzęta. Nazywano go reedukacją przez
tortury.
Fot. Thinkstock Fot. ThinkstockFoto: Thinkstock
Byli młodzi, wykształceni, pełni ideałów. Studenci, duchowni i artyści, oficerowie i
politycy, elita intelektualna międzywojennej Rumunii. Niektórzy w czasie II wojny
światowej tworzyli szeregi faszystowskiej Żelaznej Gwardii, sympatyzowali z Hitlerem.
Inni po prostu byli głęboko wierzący albo przepełnieni patriotycznym duchem. Myśleli,
że są jak skała. Ale rumuńscy staliniści wiedzieli, że nie ma takiej skały, której
nie dałoby się zamienić w żwir. Najgorliwszym nacjonalistom zafundowali ,,reedukację"
- intensywną lekcję nowych, komunistycznych ideałów.
Eksperyment Piteşti
Generał Alexandru Nicolschi, Żyd urodzony na terenie Związku Radzieckiego, przystojny
mężczyzna o delikatnej urodzie, okrągłe okulary podkreślają wygląd rasowego
intelektualisty. W skupieniu słucha raportu strażników; jest metodyczny i
skrupulatny, może nauczył się tego, gdy jako młody chłopak terminował u jubilera?
Nicolschi na początku lat 50. zostaje szefem rumuńskiej tajnej policji Securitate.
Chce mieć własny wkład w rozwój systemu. Jako były agent NKWD wie, że radziecka tajna
policja już w latach 20. zapoznała się z wynikami eksperymentu Pawłowa, który nauczył
psa reagować ślinieniem na dźwięk dzwonka. A gdyby wynalazki psychologii
behawioralnej zastosować w więziennictwie i poddać warunkowaniu człowieka? Skojarzyć
bodziec z reakcją emocjonalną - strachem i bólem? Może w ten sposób da się stworzyć
nowego człowieka, wytresowanego jak zwierzę?
W Związku Radzieckim trwają badania, które mają łączyć wiedzę psychologiczną z
torturami. Pierwsze efekty świat poznał w 1937 roku, podczas procesu towarzyszy
Lenina - Zinowiewa, Kamieniewa, Bucharina - oskarżonych o spiskowanie i terroryzm,
akty sabotażu. Wszyscy potulnie przyznali się do zarzutów.
Generał Nicolschi jest porażony skutecznością nowych metod tortur. Przed laty czytał
prace radzieckiego pedagoga Antona Makarenki, który uważał, że każdą jednostkę można
zrehabilitować. Odrzucił jego uwagi o zaufaniu i szacunku dla innych i skupił się na
jednym słowie: reedukacja. Według niego młodym legionistom i studentom należy wyprać
mózgi, by zanegowali nacjonalistyczne ideały i odrzucili je z odrazą. By
znienawidzili wszystko, co składało się na ich tożsamość: poglądy, pochodzenie,
wiarę, wspomnienia z dzieciństwa i rodziców. Mają stać się białą kartką, którą system
zapisze od nowa.
Nicolschi pamięta słowa Ławrentija Berii, zaufanego człowieka Stalina: każdy, kto
zostanie poddany okrutnej sile przez wystarczająco długi czas, zaakceptuje dowolną
prawdę i dowolny porządek.
Alexandru NicolschiAlexandru Nicolschi Foto: The Institute for the Investigation of
Communist Crimes and the Memory of the Romanian Exile / IICCMRE
Młyn diabła
Schemat był jeden: ból, chwila wytchnienia, a potem znowu spirala przemocy. Tortury
przerywano ,,lekcjami", w czasie których więźniowie studiowali książki Józefa Stalina
i słuchali wykładów o materializmie dialektycznym. Ale w każdej chwili strażnicy
mogli wrócić do rytuałów ,,zdzierania maski": niekończących się przesłuchań, podczas
których ofiary musiały opowiadać o najintymniejszych chwilach ze swojego życia i
demaskować innych więźniów jako niedostatecznie zaangażowanych w bicie.
Potem następował rytuał publicznych upokorzeń. Przed młodym człowiekiem stawał ktoś,
kto był mu bliski, albo ktoś, z kim zaprzyjaźnił się w więzieniu. Najpierw jeden
stawał się katem, a drugi ofiarą, potem role się odwracały. Więźniowie musieli
uderzać z całych sił. Jeśli ktoś odmawiał, bili go strażnicy. Czasem więźniów
dzielono na dwie grupy - bijących i bitych; potem strażnicy przejmowali pałki i na
oczach więźniów zakatowywali jednego z nich.
Jeden z osadzonych, Eugen Magirescu, opisał scenariusz przemocy w książce
wspomnieniowej ,,Młyn diabła": ,,Rozebrali mnie, (...) uderzenia w głowę, by wywołać
oszołomienie; uderzenia w twarz, by oszpecić; tysiące ciosów w plecy, pod żebra, w
splot słoneczny, w podeszwy stóp. Dziesiątki razy mdlałem, a potem wszystko zaczynało
się od nowa i trwało godzinami, a oko w wizjerze drzwi nieustannie obserwowało, bez
przerwy. Połamali mi żebra, uszkodzili płuca, wątrobę i nerki, strzaskali kości,
uderzając podeszwami butów".
Arsenał tortur jest nieograniczony, tak jak wyobraźnia katów. Umieszczanie na plecach
kilkudziesięciokilogramowych ciężarów przez wiele godzin. Zmuszanie do picia moczu
innych więźniów i połykania kału. Podtapianie w sedesie. Łamanie palców, wyrywanie
włosów i paznokci. Jeden z osadzonych, pisarz Costin Merişca, zeznaje w książce
,,Tragedia Piteşti": ,,Musiałeś szarpać genitalia innych więźniów albo ktoś wsadziłby
ci penisa do ust. Jeśli zwieracze nie wytrzymywały podczas bicia, musiałeś jeść swoje
odchody (...). Kiedy błagałeś o wodę, strażnicy sikali albo pluli ci do ust (...)".
Rytuał czarnych mszy
Kaci zostali zwerbowani spośród więźniów politycznych. Byli kiedyś członkami Żelaznej
Gwardii. Głównym wykonawcą tortur został Eugen Ţurcanu, niedoszły prawnik. Wkradł się
w łaski dyrektora więzienia Piteşti i wraz z grupą innych oprawców założył
Organizację Skazańców o Komunistycznych Poglądach, której członkowie robili wszystko,
byleby tylko przypodobać się nowej władzy.
W książce Dumitru Gh. Bordeianu ,,Mărturisiri din mlastina disperării" (Spowiedź z
bagna rozpaczy) jeden z więźniów kreśli portret Ţurcanu: ,,był wyjątkowo przystojnym
mężczyzną (...), jego proporcjonalne ciało wydawało się atletyczne. Kiedy bił pięścią
albo policzkował, padałeś na ziemię. Kiedy coś go rozwścieczało, niszczył wszystko na
swojej drodze jak dziki morderca. Co więcej, odznaczał się także nieprzeciętną
inteligencją i miał nadzwyczajną pamięć. Ale był tak opętany, że nie wiedziałeś, co o
nim myśleć".
Ţurcanu szczególnie upodobał sobie torturowanie wierzących studentów. Virgil Ierunca,
autor książki ,,Fenomen Piteşti", opisywał: ,,Każdego ranka czekał ich zanurzanie
głowy w wiadrze z uryną i kałem, podczas gdy pozostali więźniowie recytowali słowa
formuły chrzcielnej. Trwało to, dopóki zawartość wiadra nie zaczynała bulgotać. Kiedy
więzień znajdował się na granicy utonięcia, wyciągano go, dawano chwilę, by
zaczerpnął oddechu, a potem podtapiano znowu".
Duchowni musieli odprawiać modły nad odchodami, a potem brać je do ust jak hostię.
Historyk Ion Balan przedstawia długą listę upokorzeń, których doświadczali ludzie o
najżarliwszej wierze: ,,Zmuszano ich do całowania nagich pośladków innych więźniów i
nazywania ich świętą ikoną. Na Najświętszą Dziewicę mieli mówić ,,wielka dziwka", na
Jezusa Chrystusa - ,,wielki ukrzyżowany idiota".
Żeby śmierć nie przyniosła ulgi
Każdy z więźniów musiał zanegować swoją przeszłość. Nowe życiorysy powtarzali bez
końca, przez wiele dni, aż uwierzyli, że wszystko, co mówią, jest prawdą. Jeśli
wiadomo było, że ofiara kochała rodziców, Ţurcanu prowokował ją, mówiąc: ,,Powiedz
no, jak to było w łóżku z matką?". Albo: ,,Opowiedz, jak przyłapałeś tatusia, kiedy
gwałcił twoją siostrę?". To, co do tej pory było dla więźnia najświętsze, jak religia
czy rodzina, miało kojarzyć z czymś najbardziej odrażającym.
Ci, którzy przeszli ,,reedukację", musieli dołączyć do grona katów. Dawne ofiary
zamieniały się w bezwzględnych sadystów. Jeśli ktokolwiek się zawahał i okazał
litość, wracał do etapu ,,zrywania maski".
Jedynym ratunkiem stawała się ucieczka w szaleństwo albo samobójstwo. Ale strażnicy
pilnowali, żeby śmierć nie przyniosła nikomu ulgi. Jeden z katów, Mişu Dulbergher,
zwykł mawiać: ,,Nawet jeśli uda wam się ujść z życiem i wyjść z więzienia, i tak
będziecie trupami". W Piteşti łamali się niemal wszyscy. A ci, którzy za długo
stawiali opór, byli mordowani.
Skala okrucieństw
Eksperyment trwał ponad dwa lata, od grudnia 1949 do stycznia 1952 roku. W tym czasie
zamordowano od tysiąca do pięciu tysięcy osób - wiele zgonów nie zostało nawet
wpisanych do akt, część dokumentów zniknęła. Metody z Piteşti, choć w łagodniejszej
formie, stosowano także w innych więzieniach. Jeszcze w latach 60. zdarzało się, że
więźniowie byli torturowani metodami Nicolschiego.
To, co działo się w Piteşti, jest największym aktem bestialstwa w historii Rumunii.
Francuski historyk François Furet pisze, że to ,,jeden z najstraszniejszych
procederów dehumanizacji, jakie znała nasza epoka".
,,Myślę, że takich metod, jakie stosowano w Piteşti, nie ma nawet w piekle. Są
rzeczy, których ludzki umysł nie jest w stanie sobie wyobrazić" - wspominał były
więzień Constantin Barbu w książce ,,Memorialul Durerii" (Pomnik cierpienia) Lucii
Hossu-Longin.
Dwa lata po zakończeniu eksperymentu rozpoczęły się tajne procesy strażników, byłych
więźniów politycznych z Organizacji Skazańców. Samemu Eugenowi Ţurcanu udowodniono
zamordowanie 30 więźniów i torturowanie 780 innych. W 1954 roku, wraz z 20 innymi
katami, został skazany na śmierć. Po latach do więzienia trafił także dyrektor
Piteşti Alexandru Dumitrescu. Jednak agenci Securitate, którzy nadzorowali tortury,
dostali symboliczne wyroki i wkrótce wyszli na wolność.
Jako były sowiecki agent Nicolschi miał zapewnioną nietykalność. Jeszcze w latach
60., w uznaniu zasług w tworzeniu socjalizmu, został nagrodzony orderem, który
przypiął mu sam Nicolae Ceausescu. Po upadku komunizmu Nicolschi zaprzeczał wszelkim
oskarżeniom. Przyznał, że w Piteşti działy się rzeczy straszne, ale całą winą
obarczył Ţurcanu. W wywiadzie z 1991 roku zarzekał się: ,,Nigdy nie przekroczyłem
progu tego więzienia". Zapytany, czy wierzy w Boga, odpowiedział: ,,Jestem ateistą.
Kiedyś wierzono, że Bóg jest nad nami, w niebie. Teraz, gdy w przestrzeń kosmiczną
lecą astronauci, wiemy, że w niebie nad nami nie ma Boga. Więc gdzie on jest? Gdzie
podziewają się dusze? Kiedyś mówiono, że lecą do nieba, dziś mówi się, że
promieniowanie radioaktywne w kosmosie zabije każdą żywą istotę. Co dzieje się z
duszami?".
Nicolschi umarł w 1992 roku na atak serca, w przeddzień pierwszego oficjalnego
przesłuchania w sprawie eksperymentu Piteşti.
Ci, którzy decydowali o skali okrucieństw, nie zostali sprawiedliwie ukarani. Ci,
którzy przeżyli, nigdy nie doszli do siebie. Do dziś niewielu Rumunów zdaje sobie
sprawę, co się działo w więzieniu Piteşti. Część skazanych nigdy nie wyjawiła prawdy
o torturach, bo ból i wstyd były zbyt wielkie. Pisarz i opozycjonista Paul Goma
skwitował tę ciszę słowami: ,,O Piteşti się nie mówi, o Piteşti się milczy".
Autor:
Małgorzata Rejmer
Źródło: Newsweek Historia
http://wiadomosci.onet.pl/prasa/reedukacja-przez-tor
tury/9qpxv
› Pokaż wiadomość z nagłówkami
Zobacz także
« poprzedni wątek | następny wątek » |