Prawica i Kościół ostrzegają od lat wiernych przed świętem Halloween czy "Zombie
Walk". Szkoda, że nie ostrzegają przed tzw. marszem niepodległości 11 listopada. To
jest prawdziwy Zombie Walk i Halloween w jednym. Wydarzenia z tego dnia to
realistyczna wizja powieści "Komórka" Kinga. W książce tej pojawiają się
nieokiełznane zombie, kupa odmóżdżonego mięcha demolująca bezmyślnie całe miasto i
napadająca przyzwoitych ludzi. Przecież tak samo było w Warszawie w poniedziałek. Tak
jak u Kinga wszystkie zombie były bez mózgu i wyglądały identycznie, tak samo do
stolicy zjechali się ludzie (ludzie? może lepiej zwierzęta) o najniższym IQ z całego
kraju i identycznym troglodyckim wyglądzie (łyse głowy, tępe spojrzenia, czarne
kurtki, krzywe mordy, kiwanie się na boki).

Zombie w Warszawie miały pozakrywane twarze, były upojene alkoholem, wszystkie jak
jeden mąż miały wyjątkowo mułowate spojrzenia. W jednym miejscu zgromadziła się
najgorsza, najbardziej tępa i patologiczna część społeczeństwa. Margines społeczny,
klasa niższa. Degrengolada. Bez wykształcenia, bez pracy, bez pieniędzy. Bez mózgu.
Kupa krwi i mięcha. Podczas wojen w średniowieczu dawano takim typom popić i pojeść i
ustawiano w pierwszych rzędach- zwykłe mięso armatnie. Tylko do tego się nadawali. A
jeżeli jakimś cudem przeżyli, zajmowali się później gwałceniem i rabowaniem.
Podobnie uczestnikom burd w Warszawie do szczęścia potrzeba było alkoholu, trochę
krwi, ognia i demolki miasta.

Co zrobić z tą masą? Z tym wrzodem na zdrowym ciele społeczeństwa? Oto jest pytanie.

Oni wszyscy mają takie debilne twarze, takie tępe spojrzenia, kiwają się na boki,
skaczą i biegają jak stado dzików nafaszerowane jakąś chemią. Niszczą wszystko co
napotkają na swojej drodze. Wszyscy mają dziwny akcent i potrafią tworzyć tylko
wyrywki zdań.

Czy polskie władze, polskie prawo i polska demokracja obronią się w przyszłym roku
przed tym spędem?