| « poprzedni wątek | następny wątek » |
1. Data: 2001-12-20 21:49:32
Temat: O Swietach, czesc IIW 1964 roku mialam dziesiec lat. Znow spedzalismy Swieta u Dziadkow w
Poznanskiem, prawie jak co roku. Pogoda byla wspaniala, choc mrozno, i
Swieta zapowiadaly sie pogodnie. W tym roku Wigilja byla u Cioci Frani,
ktora mieszkala w tym samym domu, ale z ososbnym wejsciem. Zjechali sie
wszyscy najblizsi - Kuzynka Danuta, ktora byla pielegniarka, Kuzyn
Henio, ktory tanczyl w balecie w Poznaniu, i kuzynka Elzunia, ktora
wlasnie skonczyla 18 lat i byla piekna. Z rozmarzeniem myslalam o tej
slonecznej przyszlosci, gdy bede miala 18 lat i bede wreszcie dorosla.
Ciocia Frania byla specjalistka od wypiekow, ale miala tez swietna reke
do zup i pieczeni. Przygotowania szly cala para. Wuja Leon i my
dzieciaki ubieralismy choinke, a potem na schodach na strych Wuja Leon
pokazywal nam, jak mozna zapalac gas naturalny, gdy ktos trzyma swieczke
przy tylnej stronie. Smialismy sie do lez, az nas Babcia zlapala i
wyslala na spacer, na mroz. Wuja Leon fantastycznie nasladowal kladaca
sie krowe. Pokazywal, jak ona ugina te kolana, a w koncu wali sie z
gluchym gruchotem na ziemie. Robilismy anioly w sniegu i utytlani
wrocilismy do domu poznym popoludniem.
Babcia dala nam dzieciakom po upieczonym jablku, ktore tylko zwiekszylo
nasz glod. W koncu zasiedlismy do Wigilii, stol przepieknie zastawiony,
z serwetami wlasnej roboty i najlepsza porcelana (ze starych czasow).
Srebro, po wojnie wyciagniete ze studni, okazale prezentowalo sie na
stole. Odswietnosc tego momentu na zawsze utkwila mi w pamieci. Moi
rodzice, moi dziadkowie, moi kuzyni - duzo smiechu, duzo radosci.
Po wojnie Ciocia Frania szyla suknie dla pan z miasteczka na zarobek, a
Babcia zostala polozna. Wyksztalcona w szkole pielegniarskiej w
Poznaniu, jezdzila do porodu po okolicznych wioskach. Jej zeszyt
polozniczy zawiera ponad 4000 urodzin, wsrod ktorych jestem tez ja.
Babcia bardzo swoja prace lubila, mimo, ze Dziadek ciagle jej wymawial,
ze nie ma kto domem sie zajmowac, gdy ona jedzie do porodu. Wielokrotnie
w nocy bylo pukanie w okno od ulicy i Babcia zakutana w futra odjezdzala
chlopskim wozem do porodu. Czasami wracala po trzech dniach, z koszami
prowiantu jako zaplata.
Po Wigilii poszlismy na Pasterke, i wracajac do domu ujrzelismu na ulicy
pod domem wielkiego Cygana, ktory piescia walil w drzwi, wolajac Babci
nazwisko. My dzieciaki zostalismy usunieci na bok do drugiego pokoju, a
Cygan do goscinnego wniosl w ramionach mloda Cyganke, oboje ubrani jak w
bajkach. Cyganka rodzila dziecko pelna para, a Danusia i Babcia pomagaly
jej jak mogly. Nas przeniesiono do mieszkania Cioci Frani, tam leglismy
na jednym tapczanie, sluchajac przez sciane krzykow tej kobiety.
Rano spotkalam Danusie wychlastujaca miske krwawej wody na podworko, i
mowiaca: daj mi Bog takiego pieknego, czarniawego syna jak ta Cyganka
urodzila, a na to Ciocia Frania "uwazaj, bo se wykraczesz".
I tak przyszlo na swiat cyganskie dziecko w pierwszy dzien Swiat w
malutkim Miescisku pod Poznaniem.
Magdalena Bassett
› Pokaż wiadomość z nagłówkami
Zobacz także
| « poprzedni wątek | następny wątek » |