Czy to normalne, że na ostrym dyżurze stomatologicznym dla dzieci (ból
zęba w nocy) lekarz stomatolog zakłada opatrunek i ustnie daje zalecenia
co do dalszego leczenia? Rodzic nie otrzymuje w formie pisemnej żadnego
potwierdzenia, co wykonał lekarz. Następnego dnia udaje się do
stomatologa (oczywiście już innego) i stomatolog słyszy od rodzica, że
na dyżurze został założony zwykły (cokolwiek to znaczy) opatrunek, a
widzi, że ząb jest zatruty. Więc stomatolog nie chce otwierać zatrutego
zęba, twierdząc, że jeśli zatruty, to trzeba odczekać 7 dni. Rodzic
wraca do przychodni, w której był z dzieckiem na ostrym dyżurze. Tam nie
ma lekarza, który był na dyżurze, jest karta. Wpisu w karcie nie da się
odczytać, bo jest niewyraźny.
Jak to powinno wyglądać - czy lekarz na ostrym dyżurze zalecając wizytę
u stomatologa w normalnym trybie nie powinien dać opisu wykonanego
leczenia doraźnego?