Sam nie mam problemów z NFZ,ale przypatruję się kumplowi w pracy. To
przerasta moje pojęcie więc zapytam grupę o zdanie.

Pięć dni temu [w nocy z niedzieli na poniedziałek]trafił o drugiej w
nocy na ostrym dyżurze [kamień w nerce]...Ból nie do zniesienia...

Rano [cztery dni temu]dzwonił do lekarza pierwszego kontaktu i
wyznaczono mu termin wizyty na czwartek.[?!?]

Następnej nocy znów trafił na ostry dyżur bo ból był nie do zniesienia.

Następnej nocy znów trafił na ostry dyżur bo ból był nie do zniesienia.

Następnej nocy wezwano pogotowie,po ich interwencji znów po godzinie sam
jechał na ostry dyżur bo ból był nie do wytrzymania...

W czwartek był przyjęty przez lekarza i "dostał zastrzyki" ale po
godzinie bóle wróciły

Dostał też skierowanie do urologa, ale nie został przyjęty " z marszu'-
dziś ma czekać na łaskawość...

Dzwoniłem dziś do NFZ z kilkoma pytaniami...

Po pierwsze, czy uważają to za "normalne", że ktoś pięć dni z rzędu
ląduje na ostrym dyżurze

Drugie pytanie, czy to normalne, że pacjent z ostrego dyżuru jest
przyjęty przez lekarza pierwszego kontaktu za 4 dni?

Po trzecie
Czy skierowanie lekarza pierwszego kontaktu do urologa z dopiskiem
"CITO' oznacza , że należy przyjąć pacjenta natychmiast,czy też można mu
wskazać datę na przykład 31 grudnia 2018 roku?

Pierwszy mój telefon to była totalna porażka...

Kiedy zadzwoniłem do Rzecznika rozmowa przybrała rzeczowy kształt.
Zobaczymy co dalej..jeśli kumpel przeżyje do jutra i zechce mojej
pomocy, to rzeczniczka obiecała "nadzór '" nad sprawą...

Ale w dalszym ciągu nurtują mnie pytania ..jak to jest? Czy jest
możliwe, aby dzięń po dniu, co noc ktoś lądował na ostrym dyżurze i aby
medycy przyjęli to jako prawidło?

OldStefan