« poprzedni wątek | następny wątek » |
11. Data: 2009-01-02 14:05:44
Temat: Re: Bezsensowna, czy sensowna śmierć?Dnia Thu, 01 Jan 2009 19:06:44 +0100, itakinie napisał(a):
> Ikselka pisze:
>> Dnia Thu, 1 Jan 2009 14:45:20 +0100, Ikselka napisał(a):
>>
>>> Dnia Thu, 01 Jan 2009 14:43:35 +0100, itakinie napisał(a):
>>>
>>>> Ikselka pisze:
>>>>> Dnia Thu, 01 Jan 2009 11:09:57 +0100, itakinie napisał(a):
>>>>>
>>>>>> michal pisze:
>>>>>>> Użytkownik "itakinie" napisał w wiadomości
>>>>>>>
>>>>>>>> Mówią często: "Bezsensowna śmierć zabrała kogoś tam....itd. ".
>>>>>>>> Dotyczy, to pewnej grupy osób. Nikt nie mówi sensowna śmierć zabrała
>>>>>>>> kogoś tam... Jeżeli, ktoś jest już stary i niedołężny, nikomu
>>>>>>>> niepotrzebny, ma sporo schorzeń i dolegliwości (między innymi brak
>>>>>>>> kasy), nic go już nie kręci i nie sprawia mu przyjemności, życie jego
>>>>>>>> staje się bezsensowne. Wtedy jego śmierć staje się sensowna nawet dla
>>>>>>>> społeczeństwa. Bo żyjąc tak dalej nie tylko sam jest nieszczęśliwy,
>>>>>>>> ale staje się też wrzodem na tyłku dla społeczeństwa a jeszcze
>>>>>>>> bardziej dla rodziny. To chyba jasne i nie powinno budzić żadnych
>>>>>>>> wątpliwości. Czy ktoś będąc całkowicie szczerym powie, że jest inaczej?
>>>>>>> Jest całkowicie inaczej. Przebieg oddczuwania emocji u człowieka nie
>>>>>>> jest przewidywalny. A już napewno nie tak transparentny, żeby ze
>>>>>>> suprocentową pewnością stwierdzić, że ktoś jest całkowicie "niedołężny,
>>>>>>> nikomu niepotrzebny i że nic go już nie kręci i nie sprawia
>>>>>>> przyjemności. Dziś ktoś może chcieć nie żyć (zawsze dla odbioru na
>>>>>>> zewnątrz jest to tylko dklaracja), jutro może zmienić zdanie. Dziś nikt
>>>>>>> nie widzi jego przydatności, jutro może ktoś ją zobaczyć.
>>>>>>> Nie da się jednoznacznie roztrzygnąć, czy konkretna śmierć człowieka
>>>>>>> jest, czy nie jest sensowna. Zależy to od punktu widzenia i od
>>>>>>> perspektywy patrzenia.
>>>>>>>
>>>>>> Wydaje mi się, że poruszenie tego tematu również
>>>>>> na p.s.filozofia niczego by nie rozstrzygnęło.
>>>>>> Aczkolwiek wydaje mi się to jednak możliwe.
>>>>>> Żyjący przeciętny człowiek nie lubi serio
>>>>>> zastanawiać się nad śmiercią zwłaszcza gdyby to
>>>>>> ona bardziej bezpośrednio jego dotyczyło. Śmieć w
>>>>>> oczach żywych wygląda często strasznie i
>>>>>> tragicznie. Dlatego żywi unikają tego tematu, mimo
>>>>>> , że i tak w końcu muszą jej wyjść na spotkanie.
>>>>> Spokojne podejście do śmierci towarzyszy poczuciu spełnienia w życiu:
>>>>> śmierć po spełnionym życiu traktuje się po prostu normalnie, jak każdy inny
>>>>> temat "życiowy", naturalne nastepstwo zuzycia organizmu, czyli bez
>>>>> pretensji i strachu; a jesli w tym dodatkowo pomaga wiara, to ma się
>>>>> idealny komfort. Oczywiście tu rozumiem śmierć jako swego rodzaju
>>>>> bezczynność ;-PPP fizyczną, odsunięcie od wszelkich spraw doczesnych, dla
>>>>> niektórych=niewierzących po prostu niebyt.
>>>>>
>>>>> Natomiast należałoby w tym wątku raczej podkreślić temat UMIERANIA, jako
>>>>> procesu wprost prowadzącego do śmierci - to jest rzeczywiście coś, czego
>>>>> boją się wszyscy i nic tego strachu nie jest w stanie zniwelować.
>>>>> Boję sie umierania - bólu, cierpienia, poczucia, że opuszczam świat i
>>>>> bliskich, świadomości, ze swym odejściem sprawię ból komuś=bliskim.
>>>>> To mnie rzeczywiście zajmuje.
>>>>>
>>>>> Śmierć zaś, stan nieczynności, nazwijmy to - cóż, jest tak naturalnym
>>>>> stanem, jak stan przed poczęciem, kiedy nas w ogóle nie było: czyż było to
>>>>> takie straszne? Dlatego się jej nie boję...
>>>>> :-)
>>>> Trzeba przyznać, że powinnaś (chyba jesteś
>>>> kobietą) rozmawiać i mówić o tym zwłaszcza ze
>>>> skazańcami, przed spotkaniem z katem. Również tym,
>>>> co z innych przyczyn muszą odejść.
>>>> Wszystkiego Dobrego w Nowym Roku!
>>> Czyli nadal nie rozróżniasz
>>
>> tj. nie odróżniasz
>>
>>
>>> stanu smierci od PROCESU umierania... bo widzę,
>>> że niczego nie zrozumiałeś z tego, co napisałam :->
>>
>> j.w.
> Przecież, to jasne i oczywiste co napisałaś
> zwłaszcza w porównaniu z twoimi poprzednikami.
> Stan śmierci i stan umierania, to odrębne pojęcia
> czy "zagadnienia" jeśli tak to można nazwać.
> Ciebie poruszyła zapewne moja wypowiedź, że
> powinnaś... itd. Nie miałem jeszcze okazji być
> świadkiem rozmowy jak np. lekarz przygotowuje na
> śmierć umierającego na raka. Twoja wypowiedź
> kojarzy mi się właśnie z podobnym uświadamianiem
> (uspakajaniem) umierającego.
> Pozdrawiam
Po pierwsze - lekarze nie paplają z pacjentami o śmierci, nie bawią sie w
takie bzdety, raczej wciskają rodzinie wizytówki zaprzyjaźnionego zakładu
pogrzebowego :->
Po drugie - zdaje się, że nie rozmawiam z umierającym? przestępcą przy
szafocie? itp? - mam taką nadzieję.
Po trzecie spróbuję inaczej trafić do Ciebie: jaki jest sens zajmowania się
sprawami, na które nie ma się absolutnie żadnego wpływu?
Stosunek do smierci jako "zniknięcia" z towarzystwa żyjących mam absolutnie
spokojny.
› Pokaż wiadomość z nagłówkami
Zobacz także
12. Data: 2009-01-02 18:24:49
Temat: Re: Bezsensowna, czy sensowna śmierć?
>>>>>> Natomiast należałoby w tym wątku raczej podkreślić temat UMIERANIA, jako
>>>>>> procesu wprost prowadzącego do śmierci - to jest rzeczywiście coś, czego
>>>>>> boją się wszyscy i nic tego strachu nie jest w stanie zniwelować.
>>>>>> Boję sie umierania - bólu, cierpienia, poczucia, że opuszczam świat i
>>>>>> bliskich, świadomości, ze swym odejściem sprawię ból komuś=bliskim.
>>>>>> To mnie rzeczywiście zajmuje.
>>>>>>
>>>>>> Śmierć zaś, stan nieczynności, nazwijmy to - cóż, jest tak naturalnym
>>>>>> stanem, jak stan przed poczęciem, kiedy nas w ogóle nie było: czyż było to
>>>>>> takie straszne? Dlatego się jej nie boję...
>>>>>> :-)
>>>>> Trzeba przyznać, że powinnaś (chyba jesteś
>>>>> kobietą) rozmawiać i mówić o tym zwłaszcza ze
>>>>> skazańcami, przed spotkaniem z katem. Również tym,
>>>>> co z innych przyczyn muszą odejść.
>>>>> Wszystkiego Dobrego w Nowym Roku!
>>>> Czyli nadal nie rozróżniasz
>>> tj. nie odróżniasz
>>>
>>>
>>>> stanu smierci od PROCESU umierania... bo widzę,
>>>> że niczego nie zrozumiałeś z tego, co napisałam :->
>>> j.w.
>> Przecież, to jasne i oczywiste co napisałaś
>> zwłaszcza w porównaniu z twoimi poprzednikami.
>> Stan śmierci i stan umierania, to odrębne pojęcia
>> czy "zagadnienia" jeśli tak to można nazwać.
>> Ciebie poruszyła zapewne moja wypowiedź, że
>> powinnaś... itd. Nie miałem jeszcze okazji być
>> świadkiem rozmowy jak np. lekarz przygotowuje na
>> śmierć umierającego na raka. Twoja wypowiedź
>> kojarzy mi się właśnie z podobnym uświadamianiem
>> (uspakajaniem) umierającego.
>> Pozdrawiam
>
> Po pierwsze - lekarze nie paplają z pacjentami o śmierci, nie bawią sie w
> takie bzdety, raczej wciskają rodzinie wizytówki zaprzyjaźnionego zakładu
> pogrzebowego :->
>
> Po drugie - zdaje się, że nie rozmawiam z umierającym? przestępcą przy
> szafocie? itp? - mam taką nadzieję.
>
> Po trzecie spróbuję inaczej trafić do Ciebie: jaki jest sens zajmowania się
> sprawami, na które nie ma się absolutnie żadnego wpływu?
> Stosunek do smierci jako "zniknięcia" z towarzystwa żyjących mam absolutnie
> spokojny.
Z Twoich wypowiedzi wynika, że jesteś młodą,
zdrową i cieszącą się życiem osobą. Piszesz też,
że śmierci się nie boisz. Zapytam więc
przewrotnie. Jednak życie wolała byś zachować
jeszcze na długie lata?
› Pokaż wiadomość z nagłówkami
13. Data: 2009-01-02 19:16:55
Temat: Re: Bezsensowna, czy sensowna śmierć?Dnia Fri, 02 Jan 2009 19:24:49 +0100, itakinie napisał(a):
>>>>>>> Natomiast należałoby w tym wątku raczej podkreślić temat UMIERANIA, jako
>>>>>>> procesu wprost prowadzącego do śmierci - to jest rzeczywiście coś, czego
>>>>>>> boją się wszyscy i nic tego strachu nie jest w stanie zniwelować.
>>>>>>> Boję sie umierania - bólu, cierpienia, poczucia, że opuszczam świat i
>>>>>>> bliskich, świadomości, ze swym odejściem sprawię ból komuś=bliskim.
>>>>>>> To mnie rzeczywiście zajmuje.
>>>>>>>
>>>>>>> Śmierć zaś, stan nieczynności, nazwijmy to - cóż, jest tak naturalnym
>>>>>>> stanem, jak stan przed poczęciem, kiedy nas w ogóle nie było: czyż było to
>>>>>>> takie straszne? Dlatego się jej nie boję...
>>>>>>> :-)
>>>>>> Trzeba przyznać, że powinnaś (chyba jesteś
>>>>>> kobietą) rozmawiać i mówić o tym zwłaszcza ze
>>>>>> skazańcami, przed spotkaniem z katem. Również tym,
>>>>>> co z innych przyczyn muszą odejść.
>>>>>> Wszystkiego Dobrego w Nowym Roku!
>>>>> Czyli nadal nie rozróżniasz
>>>> tj. nie odróżniasz
>>>>
>>>>
>>>>> stanu smierci od PROCESU umierania... bo widzę,
>>>>> że niczego nie zrozumiałeś z tego, co napisałam :->
>>>> j.w.
>>> Przecież, to jasne i oczywiste co napisałaś
>>> zwłaszcza w porównaniu z twoimi poprzednikami.
>>> Stan śmierci i stan umierania, to odrębne pojęcia
>>> czy "zagadnienia" jeśli tak to można nazwać.
>>> Ciebie poruszyła zapewne moja wypowiedź, że
>>> powinnaś... itd. Nie miałem jeszcze okazji być
>>> świadkiem rozmowy jak np. lekarz przygotowuje na
>>> śmierć umierającego na raka. Twoja wypowiedź
>>> kojarzy mi się właśnie z podobnym uświadamianiem
>>> (uspakajaniem) umierającego.
>>> Pozdrawiam
>>
>> Po pierwsze - lekarze nie paplają z pacjentami o śmierci, nie bawią sie w
>> takie bzdety, raczej wciskają rodzinie wizytówki zaprzyjaźnionego zakładu
>> pogrzebowego :->
>>
>> Po drugie - zdaje się, że nie rozmawiam z umierającym? przestępcą przy
>> szafocie? itp? - mam taką nadzieję.
>>
>> Po trzecie spróbuję inaczej trafić do Ciebie: jaki jest sens zajmowania się
>> sprawami, na które nie ma się absolutnie żadnego wpływu?
>> Stosunek do smierci jako "zniknięcia" z towarzystwa żyjących mam absolutnie
>> spokojny.
> Z Twoich wypowiedzi wynika, że jesteś młodą,
> zdrową i cieszącą się życiem osobą.
Mam 48 lat, czuję się młodo, tak też, jak mi się słusznie ;-P zdaje
wyglądam, chorób żadnych wiekszych nie odczuwam ani mi nie wykazano, ale to
o niczym nie świadczy, lecz to, że w każdym momencie swego życia,
niezależnie od własnego wieku, spodziewałam się śmierci podobnie, jak
spodziewać się zwykliśmy zwichnięcia nogi czy zgubienia rękawiczek, czyli
nagle i niezależnie od wszelkich wysiłków, aby temu nie ulec... Patrząc na
wiek zmarłych podawany zwykle na tabliczkach nagrobnych na cmentarzach, już
w dzieciństwie samodzielnie i naturalnie pozbyłam się naiwnej wiary w to,
że śmierć nigdy nie przyjdzie lub że wybiera tylko starych, niedołężnych i
chorych - ileż na cmentarzu 2,5,10,20 latków pospołu ze starcami!
:->
> Piszesz też,
> że śmierci się nie boisz.
Nie trzęsę się przed nią, wiem, że jest nieuchronna, ale podchodzę do niej
(mówię, oczywiście o własnej) ze spokojem: kiedykolwiek nie przyjdzie, będę
gotowa, bo żyję tak, aby nie żałować niczego, a jeśli się to nie udaje, to
czego żałuję, jak najszybciej z tego się rozliczam. I żyję pelnią. Tzn
wybieram z życia tylko to, co najlepsze i daję szczerze, co mam
najlepszego, niczego nie zostawiam na potem do wzięcia ani do dania. Nie
wiem, czy mnie rozumiesz...
> Zapytam więc
> przewrotnie. Jednak życie wolała byś zachować
> jeszcze na długie lata?
Na ileż jeszcze mogę liczyć? - mogę umrzeć dziś w nocy, jutro; 1 dzień?
tydzien? miesiąc? 5 lat? 10? 20? No, może 30-40 w porywach. Moja Mama
zachorowała pierwszy raz w życiu w ogóle i od razu śmiertelnie oraz zmarła
w wieku lat 60, niezależnie od tego, że w ostatnim przytomnym impulsie
przyspieszyła sobie tę śmierć - i tak by umarła, tylko w męczarniach...
Jestem w wieku, w którym się człowiek podsumowuje: zaznałam pierwszej, jak
się później okazało ostatniej, prawdziwej, tej na całe zycie i dla mnie i
mego męża, jako wierzących, na wieczność, mam piękne i mądre dzieci,
kochanego pięknego duchowo mężczyznę, spokojny dom, ogród, zwierzaki, czas
na to wszystko, co pragne robić na bieżąco... 48 lat szczęśliwie przeżytego
czasu to mało? - wszystko, co otrzymam jeszcze ponad to od Boga to już az
nadto, bonus jakiś, czy co... Zyć? Ile w końcu można żyć? Nie będę miała
pretensji o nic, jeśli umrę jutro: przeżyłam i nadal przeżywam wszystko, co
najbardziej warte przeżycia.
Zachować życie na długie lata? - jest mi wszystko jedno, na ile jeszcze.
Chciałam tylko dożyć dorosłości dzieci, balam się kiedyś, że odejdę, kiedy
będą małe. To jedyny mój strach był. A teraz już tylko cieszę się każdym
dniem ponad to :-)
› Pokaż wiadomość z nagłówkami
14. Data: 2009-01-02 19:18:42
Temat: Re: Bezsensowna, czy sensowna śmierć?Dnia Fri, 2 Jan 2009 20:16:55 +0100, Ikselka napisał(a):
> Dnia Fri, 02 Jan 2009 19:24:49 +0100, itakinie napisał(a):
>
>>>>>>>> Natomiast należałoby w tym wątku raczej podkreślić temat UMIERANIA, jako
>>>>>>>> procesu wprost prowadzącego do śmierci - to jest rzeczywiście coś, czego
>>>>>>>> boją się wszyscy i nic tego strachu nie jest w stanie zniwelować.
>>>>>>>> Boję sie umierania - bólu, cierpienia, poczucia, że opuszczam świat i
>>>>>>>> bliskich, świadomości, ze swym odejściem sprawię ból komuś=bliskim.
>>>>>>>> To mnie rzeczywiście zajmuje.
>>>>>>>>
>>>>>>>> Śmierć zaś, stan nieczynności, nazwijmy to - cóż, jest tak naturalnym
>>>>>>>> stanem, jak stan przed poczęciem, kiedy nas w ogóle nie było: czyż było to
>>>>>>>> takie straszne? Dlatego się jej nie boję...
>>>>>>>> :-)
>>>>>>> Trzeba przyznać, że powinnaś (chyba jesteś
>>>>>>> kobietą) rozmawiać i mówić o tym zwłaszcza ze
>>>>>>> skazańcami, przed spotkaniem z katem. Również tym,
>>>>>>> co z innych przyczyn muszą odejść.
>>>>>>> Wszystkiego Dobrego w Nowym Roku!
>>>>>> Czyli nadal nie rozróżniasz
>>>>> tj. nie odróżniasz
>>>>>
>>>>>
>>>>>> stanu smierci od PROCESU umierania... bo widzę,
>>>>>> że niczego nie zrozumiałeś z tego, co napisałam :->
>>>>> j.w.
>>>> Przecież, to jasne i oczywiste co napisałaś
>>>> zwłaszcza w porównaniu z twoimi poprzednikami.
>>>> Stan śmierci i stan umierania, to odrębne pojęcia
>>>> czy "zagadnienia" jeśli tak to można nazwać.
>>>> Ciebie poruszyła zapewne moja wypowiedź, że
>>>> powinnaś... itd. Nie miałem jeszcze okazji być
>>>> świadkiem rozmowy jak np. lekarz przygotowuje na
>>>> śmierć umierającego na raka. Twoja wypowiedź
>>>> kojarzy mi się właśnie z podobnym uświadamianiem
>>>> (uspakajaniem) umierającego.
>>>> Pozdrawiam
>>>
>>> Po pierwsze - lekarze nie paplają z pacjentami o śmierci, nie bawią sie w
>>> takie bzdety, raczej wciskają rodzinie wizytówki zaprzyjaźnionego zakładu
>>> pogrzebowego :->
>>>
>>> Po drugie - zdaje się, że nie rozmawiam z umierającym? przestępcą przy
>>> szafocie? itp? - mam taką nadzieję.
>>>
>>> Po trzecie spróbuję inaczej trafić do Ciebie: jaki jest sens zajmowania się
>>> sprawami, na które nie ma się absolutnie żadnego wpływu?
>>> Stosunek do smierci jako "zniknięcia" z towarzystwa żyjących mam absolutnie
>>> spokojny.
>> Z Twoich wypowiedzi wynika, że jesteś młodą,
>> zdrową i cieszącą się życiem osobą.
>
> Mam 48 lat, czuję się młodo, tak też, jak mi się słusznie ;-P zdaje
> wyglądam, chorób żadnych wiekszych nie odczuwam ani mi nie wykazano, ale to
> o niczym nie świadczy, lecz to, że w każdym momencie swego życia,
> niezależnie od własnego wieku, spodziewałam się śmierci podobnie, jak
> spodziewać się zwykliśmy zwichnięcia nogi czy zgubienia rękawiczek, czyli
> nagle i niezależnie od wszelkich wysiłków, aby temu nie ulec... Patrząc na
> wiek zmarłych podawany zwykle na tabliczkach nagrobnych na cmentarzach, już
> w dzieciństwie samodzielnie i naturalnie pozbyłam się naiwnej wiary w to,
> że śmierć nigdy nie przyjdzie lub że wybiera tylko starych, niedołężnych i
> chorych - ileż na cmentarzu 2,5,10,20 latków pospołu ze starcami!
>:->
>
>> Piszesz też,
>> że śmierci się nie boisz.
>
> Nie trzęsę się przed nią, wiem, że jest nieuchronna, ale podchodzę do niej
> (mówię, oczywiście o własnej) ze spokojem: kiedykolwiek nie przyjdzie, będę
> gotowa, bo żyję tak, aby nie żałować niczego, a jeśli się to nie udaje, to
> czego żałuję, jak najszybciej z tego się rozliczam. I żyję pelnią. Tzn
> wybieram z życia tylko to, co najlepsze i daję szczerze, co mam
> najlepszego, niczego nie zostawiam na potem do wzięcia ani do dania. Nie
> wiem, czy mnie rozumiesz...
>
>> Zapytam więc
>> przewrotnie. Jednak życie wolała byś zachować
>> jeszcze na długie lata?
>
> Na ileż jeszcze mogę liczyć? - mogę umrzeć dziś w nocy, jutro; 1 dzień?
> tydzien? miesiąc? 5 lat? 10? 20? No, może 30-40 w porywach. Moja Mama
> zachorowała pierwszy raz w życiu w ogóle i od razu śmiertelnie oraz zmarła
> w wieku lat 60, niezależnie od tego, że w ostatnim przytomnym impulsie
> przyspieszyła sobie tę śmierć - i tak by umarła, tylko w męczarniach...
>
> Jestem w wieku, w którym się człowiek podsumowuje: zaznałam pierwszej, jak
> się później okazało ostatniej, prawdziwej, tej na całe zycie i dla mnie i
> mego męża, jako wierzących, na wieczność,
miłości :-)
> mam piękne i mądre dzieci,
> kochanego pięknego duchowo mężczyznę, spokojny dom, ogród, zwierzaki, czas
> na to wszystko, co pragne robić na bieżąco... 48 lat szczęśliwie przeżytego
> czasu to mało? - wszystko, co otrzymam jeszcze ponad to od Boga to już az
> nadto, bonus jakiś, czy co... Zyć? Ile w końcu można żyć? Nie będę miała
> pretensji o nic, jeśli umrę jutro: przeżyłam i nadal przeżywam wszystko, co
> najbardziej warte przeżycia.
> Zachować życie na długie lata? - jest mi wszystko jedno, na ile jeszcze.
> Chciałam tylko dożyć dorosłości dzieci, balam się kiedyś, że odejdę, kiedy
> będą małe. To jedyny mój strach był. A teraz już tylko cieszę się każdym
> dniem ponad to :-)
Howgh :-)
› Pokaż wiadomość z nagłówkami
15. Data: 2009-01-02 19:22:51
Temat: Re: Bezsensowna, czy sensowna śmierć?
Użytkownik "Ikselka" <i...@g...pl> napisał w wiadomości
news:uawivp0lf5lm$.169jwq2yqqbub$.dlg@40tude.net...
Wypierdalaj trollu.
--
Bluzgacz
› Pokaż wiadomość z nagłówkami
16. Data: 2009-01-02 22:30:40
Temat: Re: Bezsensowna, czy sensowna śmierć?Ikselka pisze:
> Dnia Fri, 2 Jan 2009 20:16:55 +0100, Ikselka napisał(a):
>
>> Dnia Fri, 02 Jan 2009 19:24:49 +0100, itakinie napisał(a):
>>
>>>>>>>>> Natomiast należałoby w tym wątku raczej podkreślić temat UMIERANIA, jako
>>>>>>>>> procesu wprost prowadzącego do śmierci - to jest rzeczywiście coś, czego
>>>>>>>>> boją się wszyscy i nic tego strachu nie jest w stanie zniwelować.
>>>>>>>>> Boję sie umierania - bólu, cierpienia, poczucia, że opuszczam świat i
>>>>>>>>> bliskich, świadomości, ze swym odejściem sprawię ból komuś=bliskim.
>>>>>>>>> To mnie rzeczywiście zajmuje.
>>>>>>>>>
>>>>>>>>> Śmierć zaś, stan nieczynności, nazwijmy to - cóż, jest tak naturalnym
>>>>>>>>> stanem, jak stan przed poczęciem, kiedy nas w ogóle nie było: czyż było to
>>>>>>>>> takie straszne? Dlatego się jej nie boję...
>>>>>>>>> :-)
>>>>>>>> Trzeba przyznać, że powinnaś (chyba jesteś
>>>>>>>> kobietą) rozmawiać i mówić o tym zwłaszcza ze
>>>>>>>> skazańcami, przed spotkaniem z katem. Również tym,
>>>>>>>> co z innych przyczyn muszą odejść.
>>>>>>>> Wszystkiego Dobrego w Nowym Roku!
>>>>>>> Czyli nadal nie rozróżniasz
>>>>>> tj. nie odróżniasz
>>>>>>
>>>>>>
>>>>>>> stanu smierci od PROCESU umierania... bo widzę,
>>>>>>> że niczego nie zrozumiałeś z tego, co napisałam :->
>>>>>> j.w.
>>>>> Przecież, to jasne i oczywiste co napisałaś
>>>>> zwłaszcza w porównaniu z twoimi poprzednikami.
>>>>> Stan śmierci i stan umierania, to odrębne pojęcia
>>>>> czy "zagadnienia" jeśli tak to można nazwać.
>>>>> Ciebie poruszyła zapewne moja wypowiedź, że
>>>>> powinnaś... itd. Nie miałem jeszcze okazji być
>>>>> świadkiem rozmowy jak np. lekarz przygotowuje na
>>>>> śmierć umierającego na raka. Twoja wypowiedź
>>>>> kojarzy mi się właśnie z podobnym uświadamianiem
>>>>> (uspakajaniem) umierającego.
>>>>> Pozdrawiam
>>>> Po pierwsze - lekarze nie paplają z pacjentami o śmierci, nie bawią sie w
>>>> takie bzdety, raczej wciskają rodzinie wizytówki zaprzyjaźnionego zakładu
>>>> pogrzebowego :->
>>>>
>>>> Po drugie - zdaje się, że nie rozmawiam z umierającym? przestępcą przy
>>>> szafocie? itp? - mam taką nadzieję.
>>>>
>>>> Po trzecie spróbuję inaczej trafić do Ciebie: jaki jest sens zajmowania się
>>>> sprawami, na które nie ma się absolutnie żadnego wpływu?
>>>> Stosunek do smierci jako "zniknięcia" z towarzystwa żyjących mam absolutnie
>>>> spokojny.
>>> Z Twoich wypowiedzi wynika, że jesteś młodą,
>>> zdrową i cieszącą się życiem osobą.
>> Mam 48 lat, czuję się młodo, tak też, jak mi się słusznie ;-P zdaje
>> wyglądam, chorób żadnych wiekszych nie odczuwam ani mi nie wykazano, ale to
>> o niczym nie świadczy, lecz to, że w każdym momencie swego życia,
>> niezależnie od własnego wieku, spodziewałam się śmierci podobnie, jak
>> spodziewać się zwykliśmy zwichnięcia nogi czy zgubienia rękawiczek, czyli
>> nagle i niezależnie od wszelkich wysiłków, aby temu nie ulec... Patrząc na
>> wiek zmarłych podawany zwykle na tabliczkach nagrobnych na cmentarzach, już
>> w dzieciństwie samodzielnie i naturalnie pozbyłam się naiwnej wiary w to,
>> że śmierć nigdy nie przyjdzie lub że wybiera tylko starych, niedołężnych i
>> chorych - ileż na cmentarzu 2,5,10,20 latków pospołu ze starcami!
>> :->
>>
>>> Piszesz też,
>>> że śmierci się nie boisz.
>> Nie trzęsę się przed nią, wiem, że jest nieuchronna, ale podchodzę do niej
>> (mówię, oczywiście o własnej) ze spokojem: kiedykolwiek nie przyjdzie, będę
>> gotowa, bo żyję tak, aby nie żałować niczego, a jeśli się to nie udaje, to
>> czego żałuję, jak najszybciej z tego się rozliczam. I żyję pelnią. Tzn
>> wybieram z życia tylko to, co najlepsze i daję szczerze, co mam
>> najlepszego, niczego nie zostawiam na potem do wzięcia ani do dania. Nie
>> wiem, czy mnie rozumiesz...
>>
>>> Zapytam więc
>>> przewrotnie. Jednak życie wolała byś zachować
>>> jeszcze na długie lata?
>> Na ileż jeszcze mogę liczyć? - mogę umrzeć dziś w nocy, jutro; 1 dzień?
>> tydzien? miesiąc? 5 lat? 10? 20? No, może 30-40 w porywach. Moja Mama
>> zachorowała pierwszy raz w życiu w ogóle i od razu śmiertelnie oraz zmarła
>> w wieku lat 60, niezależnie od tego, że w ostatnim przytomnym impulsie
>> przyspieszyła sobie tę śmierć - i tak by umarła, tylko w męczarniach...
>>
>> Jestem w wieku, w którym się człowiek podsumowuje: zaznałam pierwszej, jak
>> się później okazało ostatniej, prawdziwej, tej na całe zycie i dla mnie i
>> mego męża, jako wierzących, na wieczność,
>
> miłości :-)
>
>> mam piękne i mądre dzieci,
>> kochanego pięknego duchowo mężczyznę, spokojny dom, ogród, zwierzaki, czas
>> na to wszystko, co pragne robić na bieżąco... 48 lat szczęśliwie przeżytego
>> czasu to mało? - wszystko, co otrzymam jeszcze ponad to od Boga to już az
>> nadto, bonus jakiś, czy co... Zyć? Ile w końcu można żyć? Nie będę miała
>> pretensji o nic, jeśli umrę jutro: przeżyłam i nadal przeżywam wszystko, co
>> najbardziej warte przeżycia.
>> Zachować życie na długie lata? - jest mi wszystko jedno, na ile jeszcze.
>> Chciałam tylko dożyć dorosłości dzieci, balam się kiedyś, że odejdę, kiedy
>> będą małe. To jedyny mój strach był. A teraz już tylko cieszę się każdym
>> dniem ponad to :-)
>
> Howgh :-)
Czyli jednak, jesteś szczęśliwa i choćby dlatego
warto jeszcze trochę pożyć. Mnie na twoim miejscu
jednak żal byłoby umierać. :-)
Pozdrawiam.
› Pokaż wiadomość z nagłówkami
17. Data: 2009-01-02 22:36:12
Temat: Re: Bezsensowna, czy sensowna śmierć?Dnia Fri, 02 Jan 2009 23:30:40 +0100, itakinie napisał(a):
> Ikselka pisze:
>> Dnia Fri, 2 Jan 2009 20:16:55 +0100, Ikselka napisał(a):
>>
>>> Dnia Fri, 02 Jan 2009 19:24:49 +0100, itakinie napisał(a):
>>>
>>>>>>>>>> Natomiast należałoby w tym wątku raczej podkreślić temat UMIERANIA, jako
>>>>>>>>>> procesu wprost prowadzącego do śmierci - to jest rzeczywiście coś, czego
>>>>>>>>>> boją się wszyscy i nic tego strachu nie jest w stanie zniwelować.
>>>>>>>>>> Boję sie umierania - bólu, cierpienia, poczucia, że opuszczam świat i
>>>>>>>>>> bliskich, świadomości, ze swym odejściem sprawię ból komuś=bliskim.
>>>>>>>>>> To mnie rzeczywiście zajmuje.
>>>>>>>>>>
>>>>>>>>>> Śmierć zaś, stan nieczynności, nazwijmy to - cóż, jest tak naturalnym
>>>>>>>>>> stanem, jak stan przed poczęciem, kiedy nas w ogóle nie było: czyż było to
>>>>>>>>>> takie straszne? Dlatego się jej nie boję...
>>>>>>>>>> :-)
>>>>>>>>> Trzeba przyznać, że powinnaś (chyba jesteś
>>>>>>>>> kobietą) rozmawiać i mówić o tym zwłaszcza ze
>>>>>>>>> skazańcami, przed spotkaniem z katem. Również tym,
>>>>>>>>> co z innych przyczyn muszą odejść.
>>>>>>>>> Wszystkiego Dobrego w Nowym Roku!
>>>>>>>> Czyli nadal nie rozróżniasz
>>>>>>> tj. nie odróżniasz
>>>>>>>
>>>>>>>
>>>>>>>> stanu smierci od PROCESU umierania... bo widzę,
>>>>>>>> że niczego nie zrozumiałeś z tego, co napisałam :->
>>>>>>> j.w.
>>>>>> Przecież, to jasne i oczywiste co napisałaś
>>>>>> zwłaszcza w porównaniu z twoimi poprzednikami.
>>>>>> Stan śmierci i stan umierania, to odrębne pojęcia
>>>>>> czy "zagadnienia" jeśli tak to można nazwać.
>>>>>> Ciebie poruszyła zapewne moja wypowiedź, że
>>>>>> powinnaś... itd. Nie miałem jeszcze okazji być
>>>>>> świadkiem rozmowy jak np. lekarz przygotowuje na
>>>>>> śmierć umierającego na raka. Twoja wypowiedź
>>>>>> kojarzy mi się właśnie z podobnym uświadamianiem
>>>>>> (uspakajaniem) umierającego.
>>>>>> Pozdrawiam
>>>>> Po pierwsze - lekarze nie paplają z pacjentami o śmierci, nie bawią sie w
>>>>> takie bzdety, raczej wciskają rodzinie wizytówki zaprzyjaźnionego zakładu
>>>>> pogrzebowego :->
>>>>>
>>>>> Po drugie - zdaje się, że nie rozmawiam z umierającym? przestępcą przy
>>>>> szafocie? itp? - mam taką nadzieję.
>>>>>
>>>>> Po trzecie spróbuję inaczej trafić do Ciebie: jaki jest sens zajmowania się
>>>>> sprawami, na które nie ma się absolutnie żadnego wpływu?
>>>>> Stosunek do smierci jako "zniknięcia" z towarzystwa żyjących mam absolutnie
>>>>> spokojny.
>>>> Z Twoich wypowiedzi wynika, że jesteś młodą,
>>>> zdrową i cieszącą się życiem osobą.
>>> Mam 48 lat, czuję się młodo, tak też, jak mi się słusznie ;-P zdaje
>>> wyglądam, chorób żadnych wiekszych nie odczuwam ani mi nie wykazano, ale to
>>> o niczym nie świadczy, lecz to, że w każdym momencie swego życia,
>>> niezależnie od własnego wieku, spodziewałam się śmierci podobnie, jak
>>> spodziewać się zwykliśmy zwichnięcia nogi czy zgubienia rękawiczek, czyli
>>> nagle i niezależnie od wszelkich wysiłków, aby temu nie ulec... Patrząc na
>>> wiek zmarłych podawany zwykle na tabliczkach nagrobnych na cmentarzach, już
>>> w dzieciństwie samodzielnie i naturalnie pozbyłam się naiwnej wiary w to,
>>> że śmierć nigdy nie przyjdzie lub że wybiera tylko starych, niedołężnych i
>>> chorych - ileż na cmentarzu 2,5,10,20 latków pospołu ze starcami!
>>> :->
>>>
>>>> Piszesz też,
>>>> że śmierci się nie boisz.
>>> Nie trzęsę się przed nią, wiem, że jest nieuchronna, ale podchodzę do niej
>>> (mówię, oczywiście o własnej) ze spokojem: kiedykolwiek nie przyjdzie, będę
>>> gotowa, bo żyję tak, aby nie żałować niczego, a jeśli się to nie udaje, to
>>> czego żałuję, jak najszybciej z tego się rozliczam. I żyję pelnią. Tzn
>>> wybieram z życia tylko to, co najlepsze i daję szczerze, co mam
>>> najlepszego, niczego nie zostawiam na potem do wzięcia ani do dania. Nie
>>> wiem, czy mnie rozumiesz...
>>>
>>>> Zapytam więc
>>>> przewrotnie. Jednak życie wolała byś zachować
>>>> jeszcze na długie lata?
>>> Na ileż jeszcze mogę liczyć? - mogę umrzeć dziś w nocy, jutro; 1 dzień?
>>> tydzien? miesiąc? 5 lat? 10? 20? No, może 30-40 w porywach. Moja Mama
>>> zachorowała pierwszy raz w życiu w ogóle i od razu śmiertelnie oraz zmarła
>>> w wieku lat 60, niezależnie od tego, że w ostatnim przytomnym impulsie
>>> przyspieszyła sobie tę śmierć - i tak by umarła, tylko w męczarniach...
>>>
>>> Jestem w wieku, w którym się człowiek podsumowuje: zaznałam pierwszej, jak
>>> się później okazało ostatniej, prawdziwej, tej na całe zycie i dla mnie i
>>> mego męża, jako wierzących, na wieczność,
>>
>> miłości :-)
>>
>>> mam piękne i mądre dzieci,
>>> kochanego pięknego duchowo mężczyznę, spokojny dom, ogród, zwierzaki, czas
>>> na to wszystko, co pragne robić na bieżąco... 48 lat szczęśliwie przeżytego
>>> czasu to mało? - wszystko, co otrzymam jeszcze ponad to od Boga to już az
>>> nadto, bonus jakiś, czy co... Zyć? Ile w końcu można żyć? Nie będę miała
>>> pretensji o nic, jeśli umrę jutro: przeżyłam i nadal przeżywam wszystko, co
>>> najbardziej warte przeżycia.
>>> Zachować życie na długie lata? - jest mi wszystko jedno, na ile jeszcze.
>>> Chciałam tylko dożyć dorosłości dzieci, balam się kiedyś, że odejdę, kiedy
>>> będą małe. To jedyny mój strach był. A teraz już tylko cieszę się każdym
>>> dniem ponad to :-)
>>
>> Howgh :-)
> Czyli jednak, jesteś szczęśliwa i choćby dlatego
> warto jeszcze trochę pożyć. Mnie na twoim miejscu
> jednak żal byłoby umierać. :-)
> Pozdrawiam.
No, ale ja wcale nie chcę teraz umierać, przy czym zupełnie spokojnie wiem,
że to i tak nastąpi, i tylko sie martwię o jedno: żeby stało się
błyskawicznie. Najlepiej we śnie. Jednak sądząc po historii linii damskiej
- małe mam na to szanse... ponieważ jestem w sporej grupie ryzyka umierania
w cierpieniach. Tego się boję.
Natomiast śmierć to zupełnie co innego - to jest to, co jest POTEM... i
tego właśnie się nie boję :-)
› Pokaż wiadomość z nagłówkami
18. Data: 2009-01-02 23:02:02
Temat: Re: Bezsensowna, czy sensowna śmierć?
Użytkownik "itakinie" <i...@p...gazeta.pl> napisał w wiadomości
news:495E9590.9030405@poczta.gazeta.pl...
Wypierdalaj cipo.
--
Bluzgacz
› Pokaż wiadomość z nagłówkami
19. Data: 2009-01-02 23:04:13
Temat: Re: Bezsensowna, czy sensowna śmierć?
Użytkownik "Ikselka" <i...@g...pl> napisał w wiadomości
news:1qe1buntv7smh.fem4ak75pzr6.dlg@40tude.net...
> Natomiast śmierć to zupełnie co innego - to jest to, co jest POTEM... i
> tego właśnie się nie boję :-)
No wlasnie, czego sie bac?
Tylko pojeb moze sie bac tego, ze nie bedzie nic czul, kiedy robaki beda go
wpierdalac.
--
Bluzgacz
› Pokaż wiadomość z nagłówkami
20. Data: 2009-01-03 10:46:42
Temat: Re: Bezsensowna, czy sensowna śmierć?
>>>> Mam 48 lat, czuję się młodo, tak też, jak mi się słusznie ;-P zdaje
>>>> wyglądam, chorób żadnych wiekszych nie odczuwam ani mi nie wykazano, ale to
>>>> o niczym nie świadczy, lecz to, że w każdym momencie swego życia,
>>>> niezależnie od własnego wieku, spodziewałam się śmierci podobnie, jak
>>>> spodziewać się zwykliśmy zwichnięcia nogi czy zgubienia rękawiczek, czyli
>>>> nagle i niezależnie od wszelkich wysiłków, aby temu nie ulec... Patrząc na
>>>> wiek zmarłych podawany zwykle na tabliczkach nagrobnych na cmentarzach, już
>>>> w dzieciństwie samodzielnie i naturalnie pozbyłam się naiwnej wiary w to,
>>>> że śmierć nigdy nie przyjdzie lub że wybiera tylko starych, niedołężnych i
>>>> chorych - ileż na cmentarzu 2,5,10,20 latków pospołu ze starcami!
>>>> :->
>>>>
>>>>> Piszesz też,
>>>>> że śmierci się nie boisz.
>>>> Nie trzęsę się przed nią, wiem, że jest nieuchronna, ale podchodzę do niej
>>>> (mówię, oczywiście o własnej) ze spokojem: kiedykolwiek nie przyjdzie, będę
>>>> gotowa, bo żyję tak, aby nie żałować niczego, a jeśli się to nie udaje, to
>>>> czego żałuję, jak najszybciej z tego się rozliczam. I żyję pelnią. Tzn
>>>> wybieram z życia tylko to, co najlepsze i daję szczerze, co mam
>>>> najlepszego, niczego nie zostawiam na potem do wzięcia ani do dania. Nie
>>>> wiem, czy mnie rozumiesz...
>>>>
>>>>> Zapytam więc
>>>>> przewrotnie. Jednak życie wolała byś zachować
>>>>> jeszcze na długie lata?
>>>> Na ileż jeszcze mogę liczyć? - mogę umrzeć dziś w nocy, jutro; 1 dzień?
>>>> tydzien? miesiąc? 5 lat? 10? 20? No, może 30-40 w porywach. Moja Mama
>>>> zachorowała pierwszy raz w życiu w ogóle i od razu śmiertelnie oraz zmarła
>>>> w wieku lat 60, niezależnie od tego, że w ostatnim przytomnym impulsie
>>>> przyspieszyła sobie tę śmierć - i tak by umarła, tylko w męczarniach...
>>>>
>>>> Jestem w wieku, w którym się człowiek podsumowuje: zaznałam pierwszej, jak
>>>> się później okazało ostatniej, prawdziwej, tej na całe zycie i dla mnie i
>>>> mego męża, jako wierzących, na wieczność,
>>> miłości :-)
>>>
>>>> mam piękne i mądre dzieci,
>>>> kochanego pięknego duchowo mężczyznę, spokojny dom, ogród, zwierzaki, czas
>>>> na to wszystko, co pragne robić na bieżąco... 48 lat szczęśliwie przeżytego
>>>> czasu to mało? - wszystko, co otrzymam jeszcze ponad to od Boga to już az
>>>> nadto, bonus jakiś, czy co... Zyć? Ile w końcu można żyć? Nie będę miała
>>>> pretensji o nic, jeśli umrę jutro: przeżyłam i nadal przeżywam wszystko, co
>>>> najbardziej warte przeżycia.
>>>> Zachować życie na długie lata? - jest mi wszystko jedno, na ile jeszcze.
>>>> Chciałam tylko dożyć dorosłości dzieci, balam się kiedyś, że odejdę, kiedy
>>>> będą małe. To jedyny mój strach był. A teraz już tylko cieszę się każdym
>>>> dniem ponad to :-)
>>> Howgh :-)
>> Czyli jednak, jesteś szczęśliwa i choćby dlatego
>> warto jeszcze trochę pożyć. Mnie na twoim miejscu
>> jednak żal byłoby umierać. :-)
>> Pozdrawiam.
>
> No, ale ja wcale nie chcę teraz umierać, przy czym zupełnie spokojnie wiem,
> że to i tak nastąpi, i tylko sie martwię o jedno: żeby stało się
> błyskawicznie. Najlepiej we śnie. Jednak sądząc po historii linii damskiej
> - małe mam na to szanse... ponieważ jestem w sporej grupie ryzyka umierania
> w cierpieniach. Tego się boję.
> Natomiast śmierć to zupełnie co innego - to jest to, co jest POTEM... i
> tego właśnie się nie boję :-)
Podsumowując (w twoim przypadku): "Po co martwić
się na zapas". Jesteś właściwie w komfortowej
sytuacji.
Dziękuję za rozmowę i pozdrawiam.
› Pokaż wiadomość z nagłówkami
« poprzedni wątek | następny wątek » |