« poprzedni wątek | następny wątek » |
61. Data: 2017-05-25 16:32:42
Temat: Re: Cel naszego istnienia.
Użytkownik "LeoTar Gnostyk" <l...@l...net> napisał w wiadomości
news:og5qn7$i3h$1@portraits.wsisiz.edu.pl...
> Chiron pisze:
>> Użytkownik "LeoTar Gnostyk" <l...@l...net> napisał w wiadomości
>> news:ofu55d$3s1$1@portraits.wsisiz.edu.pl...
>>> Chiron pisze:
>>>> Użytkownik "LeoTar Gnostyk" <l...@l...net> napisał w
>>>> wiadomości news:oftupa$ve9$1@portraits.wsisiz.edu.pl...
>>>>> Chiron pisze:
>>>>>> Użytkownik "pinokio" <p...@n...adres.pl> napisał w
>>>>>> wiadomości news:oftrkj$lf0$1@node1.news.atman.pl...
>>>>>>> W dniu 22.05.2017 o 04:15, LeoTar Gnostyk pisze:
>
>>>>>>>> Dzięki szczególnemu, chyba nie przypadkowemu, zbiegowi
>>>>>>>> doświadczeń życiowych wiem więcej od Ciebie a przez to
>>>>>>>> jest bardziej prawdopodobnym, że jestem bliższym Prawdy
>>>>>>>> absolutnej aniżeli Ty jesteś.
>
>>>>>>> Nieprawda, zafiksowałeś się na jednym "lokalnym
>>>>>>> ekstremum". Aby się rozwijać, powinieneś z niego wyjść.
>>>>>>> Polecam rozważyć aforyzmy Kisiela.
>
>>>>>> Dokładnie tak. Dokładnie. I - co jest błędem oczywistym -
>>>>>> uznał, że skoro w jego wypadku tak było - to jest i w
>>>>>> innych.
>
>>>>> We dwójkę łatwiej Wam pewnie będzie udowodnić, że ekstremum, w
>>>>> którym się znalazłem, jest ekstremum lokalnym a nie globalnym.
>>>>> Skoro powstał zarzut, że uzurpuje sobie prawo do Prawdy
>>>>> absolutnej to proszę o dowód, że istotnie tak jest. Inaczej
>>>>> potraktuję Was jak oszczerców i drapichrustów.
>
>>>> Zauważ, że Ty niczego nie udowadniasz. Na podstawie swojego
>>>> doświadczenia wyciągasz takie wnioski. I - co ciekawe - ja jestem
>>>> w dużym stopniu skłonny uwierzyć, że takie doświadczenia miałeś.
>
>>> Na początku rozwiązałem mój indywidualny przypadek szczególny.
>>> Następnie zebrałem obserwacje przepuszczając je przez pryzmat
>>> mojego rozwiązania szczególnego; skorygowałem moje rozwiązanie
>>> szczególne i odtworzyłem rozwiązanie ogólne, co jest normalną
>>> praktyką badacza-doświadczalnika a nie teoretyka. Ponieważ algorytm
>>> działania, który w ten sposób stworzyłem pozwala wyjaśnić i
>>> rozwiązać najbardziej skomplikowane sytuacje na chwilę obecną mogę
>>> przyjąć, że jest on algorytmem uniwersalnym. Ponadto moje
>>> rozwiązanie nie tylko, że jest niesprzeczne z wieloma
>>> funkcjonującymi dotychczas hipotezami czyli rozwiązaniami
>>> cząstkowymi więc jest najlepszą teorią wyjaśniającą mechanizm
>>> funkcjonowania ludzkiego umysłu. Co więcej jest to rozwiązanie
>>> niesprzeczne ze wszystkimi rozwiązaniami oferowanymi przez religie
>>> oraz systemy filozoficzne i duchowe. Czy trzeba czegoś więcej?
>
>> Napisałeś: urodziłem i wychowałem się w faveli Rio de Janeiro. Jak
>> wygląda spacer po ulicach wiem lepiej od ciebie. Trzeba mieć kilka
>> noży - no i umieć się nimi posługiwać. Oczywiście kilka pistoletów
>> też nie zaszkodzi. Widzę człowieka - coś niesie. Jak poderżnę mu
>> gardło - to może okaże się, że facet ma coś do żarcia - więc wyżywię
>> rodzinę.... etc itd. I tak wygląda życie z poziomu faveli Rio.
>> Tworzysz całą teorię społeczeństw w oparciu o życie - i to właściwie
>> tylko swoje życie - w Faveli Rio. Rozciągasz to na cały świat i
>> wszystkich ludzi. Taka jest Twoja teoria.
>
> A czyż nie z jednostkowych doświadczeń powstawały wszystkie teorie
> naukowe, które wywracały wszystkie wcześniejsze do góry nogami, na
> których to teoriach budowano całe systemy wiedzy? I w dodatku budowane
> były nie na wynikach obserwacji, tak jak moja, lecz na wydumanych
> teoretycznych założeniach.
Systemów wiedzy w ten sposób nie budowano. Tak zbudowano np marksizm: Marx
rzekomo (nie ma na to dowodów) obserwował życie tkaczy śląskich- i na
podstawie tego miał stworzyć swoją teorię. No ale to było- jak napisałes
powyżej- na wydumanych, teoretycznych założeniach.
>>>> Jednak Ty nie chcesz przyjąć do wiadomości, że moje doświadczenia
>>>> są całkiem inne (już o tym rozmawialiśmy). Zarzucasz mi
>>>> nieświadomość w związku. Przyznasz, że nie ma w takim razie
>>>> między nami równości w dyskusji, prawda?
>
>>> Niestety, nie ma miedzy nami równości - wiem więcej ponieważ w
>>> pewnym momencie przestałem się bać że stracę wątpliwe uciechy
>>> seksualne z partnerką, która uzależniła mnie od siebie seksualnie i
>>> przez długi okres wykorzystywała mój potencjał do wyłącznie
>>> własnych celów. Podobnie postępowałem z następnymi, które chciały
>>> mnie od siebie uzależnić posługując się wabikiem seksualnym - mogę
>>> byc partnerem ale nie sługą (niewolnikiem).
>
>> No ale ktoś Ci opowiada o swoim życiu na Górnym Manhattanie. O
>> pięknej żonie, dzieciach, o swoim szczęściu, o dobrej pracy, etc. Ty
>> jednak wiesz lepiej, że mówi bzdury, prawda?
>
> Tak, wiem lepiej. Bo po iluś tam doświadczalnych weryfikacjach tej
> teorii oraz algorytmu jej działania wyniki wskazują na to, że doskonale
> objaśnia ona relacje międzyludzkie w społeczeństwie zbudowanym na
> zakazowej edukacji. Co więcej jestem w stanie przewidywać zachowania
> ludzi, którzy zostali wychowani w obowiązującym modelu wychowawczym
> ponieważ ludzie ci nie kierują się wolną wolą a ich działaniami można
> manipulować. Stąd kobiety, które są w stanie manipulować mężczyznami
> mogą się chlubić tym, że mają lepszą intuicję od mężczyzn ponieważ
> wykorzystując seksualne uzależnienie są w stanie wymuszać określone
> zachowania mężczyzn.
Proszę o jakieś konkrety. To wszystko strasznie ogólnikowe. Podaj jakis
przykład. Oczywiście taki, który znasz osobiście z własnych obserwacji. Poza
tym- taka teoria (aby była teorią, a nie przypuszczeniem) wymaga wykonania
badań. Masz jakieś badania- zapiski, możesz coś napisać o metodologii?
>>>> p.s. Chyba, że się wycofasz z tego, że ja po prostu w swoim
>>>> związku nie dostrzegam czegoś, co według Ciebie w nim jest.
>
>>> Tak, tak jak powiedziałem wyżej: jesteś uzależniony i zaślepiony
>>> strachem przed potencjalną samotnością. Dlatego przegrywasz w walce
>>> o wolność.
>
>> Pamiętasz - w poprzednim poście pytałem o to, co Ci się udało zrobić
>> Twoją teorią - czy poznałeś nowych przyjaciół, czy naprawiłeś
>> zerwane więzi? Ty odpowiedziałeś (robiąc psychologiczny "myk!"), że
>> masz coraz więcej zwolenników swojej teorii - nawet kobiety. Leo - ja
>> zapytam ponownie: Czy na podstawie Twojej teorii - albo i bez niej
>> - w ostatnim czasie zaskarbiłeś sobie czyjąś przyjaźń?
>
> Pewnie nie uwierzysz, ale przyjaciół mi przybywa wszędzie gdzie się
> tylko pojawię.
Ja będę nadal sceptyczny, jeśli pozwolisz...
> Zaś zerwane więzi rodzinne mogą zostać naprawione tylko
> wówczas gdy moja eks- przyzna się sama przed sobą, że popełniła błąd,
> będzie w stanie wybaczyć sobie ten błąd oraz będzie w stanie wybaczyć
> mnie krzywdy, których ode mnie doznała gdy byłem od niej seksualnie
> uzależniony. Ty krzywdy/nie krzywdy, które jej wyrządziłem zostały były
> przez nią samą wymuszone (prowokowane) bo potrzebne jej były do tego by
> uzasadniać jej nieufność do mnie. A ja, będąc wówczas jeszcze
> nieświadomym tego mechanizmu dawałem się na te jej prowokacje nabrać i
> ulegałem im. Kreowała rzeczywistość, która miała uzasadnić jej brak
> zaufania i niechęć do mnie.
Przepraszam ale albo nie rozumiem, albo sensu to nie ma za bardzo. Co ma
jedno do drugiego? Więzi moga być bardzo silne nawet wtedy, gdy ludzie nie
są tego świadomi. No ale jedziemy dalej.
>> Może udało Ci się chociaż częściowo - naprawić zerwane więzi (np
>> córka, żona, etc)? Proszę o przykład. Zauważ, że nie pytam o
>> zwolenników Twojej teorii. Widzisz różnicę?
>
> Próba odbudowania więzi rodzinnych nie została jeszcze zakończona, więc
> nie udzielę Ci żadnej odpowiedzi. W grze o wolność dzieci uczestniczyć
> muszą oboje rodzice. Do tej pory ja byłem całkowicie wyeliminowany
> samowolnymi postanowieniami Teresy M. wspieranymi przez matriarchalne
> struktury społeczne takie jak system wychowawczy i system prawny.
> Systemy te się rozpadają a więc Teresa M. zaczyna tracić oparcie i grunt
> pod nogami a z drugiej jako, mam nadzieję, człowiek myślący zastanawia
> się pewnie nad patologiami, które wystąpiły w naszej rodzinie w dwóch
> kolejnych pokoleniach (nasz syn - zespół Down'a i nasz wnuczek - zespół
> Kabuky'ego). A ponadto destabilizacji uległa globalna rzeczywistość i
> odczuwa ona pewnie wzrost zagrożenia tak jak i wszyscy ci, którzy Żerują
> na cudzej pracy. To są czynniki, które sprzyjają (wymuszają) przemiany w
> jej świadomości. Musi poczuć się współodpowiedzialna za kataklizmy,
> które spotkały naszą rodzinę.
Ona niczego nie musi. Skąd taki pomysł? Zauważ też proszę, że jest to mało
odpowiedzialne żądać czegoś od swojej eks. Możesz żądać wyłącznie od siebie.
Kolejna sprawa- mam wrażenie, że zdajesz sobie sprawę, że postępując tak,
jak z córką (odwołuję się do tego jej postu, który tu cytowałeś)- mogłes
osiągnąć DOKŁADNIE to, co osiągnąłeś. Najpierw piszesz, że właściwie to
sprawa w sądzie jest po to, żebyś się z nimi zobaczył. No ok. Trochę to
dziecinne- no ale (jak myślałem) pragnienie ponownego ujrzenia córki jest w
Tobie bardzo duże. No ale co Ty zrobiłeś?!!! POŁOŻYŁEŚ dokładnie wszystko na
łopatki. Nie twierdzę, że zrobiłes to świadomie. No ale z jakiegoś powodu-
zrobiłeś. Zastanów się- czy miałeś realną szansę, żeby przy tej okazji
spotkać się z córką- np posiedzieć chwilę w kawiarnii, nacieszyć się jej
widokiem, chłonąć każde słowo- może nawet te gorzkie? Tak czy nie? Ba! Może-
przy dużej dozie pokory- nie byłoby to wasze ostatnie spotkanie!Mogłeś
doprowadzić do tego spotkania?! Jeśli tak- to jak? I jeśli tak- to dlaczego
postąpiłes dokładnie tak, żebyście się nie spotkali prywatnie? Czy potrafisz
chociaż tyle- spojrzeć w swoje serce i powiedzieć, czy kochasz córkę?
--
Chiron
› Pokaż wiadomość z nagłówkami
Zobacz także
62. Data: 2017-06-04 00:18:26
Temat: Re: Cel naszego istnienia.Chiron pisze:
> Użytkownik "LeoTar Gnostyk" <l...@l...net> napisał w wiadomości
> news:og5qn7$i3h$1@portraits.wsisiz.edu.pl...
>> Chiron pisze:
>>> Użytkownik "LeoTar Gnostyk" <l...@l...net> napisał w
>>> wiadomości news:ofu55d$3s1$1@portraits.wsisiz.edu.pl...
>>>> Chiron pisze:
>>>>> Zauważ, że Ty niczego nie udowadniasz. Na podstawie swojego
>>>>> doświadczenia wyciągasz takie wnioski. I - co ciekawe - ja
>>>>> jestem w dużym stopniu skłonny uwierzyć, że takie
>>>>> doświadczenia miałeś.
>>>> Na początku rozwiązałem mój indywidualny przypadek szczególny.
>>>> Następnie zebrałem obserwacje przepuszczając je przez pryzmat
>>>> mojego rozwiązania szczególnego; skorygowałem moje rozwiązanie
>>>> szczególne i odtworzyłem rozwiązanie ogólne, co jest normalną
>>>> praktyką badacza-doświadczalnika a nie teoretyka. Ponieważ
>>>> algorytm działania, który w ten sposób stworzyłem pozwala
>>>> wyjaśnić i rozwiązać najbardziej skomplikowane sytuacje na
>>>> chwilę obecną mogę przyjąć, że jest on algorytmem
>>>> uniwersalnym. Ponadto moje rozwiązanie nie tylko, że jest
>>>> niesprzeczne z wieloma funkcjonującymi dotychczas hipotezami
>>>> czyli rozwiązaniami cząstkowymi więc jest najlepszą teorią
>>>> wyjaśniającą mechanizm funkcjonowania ludzkiego umysłu. Co
>>>> więcej jest to rozwiązanie niesprzeczne ze wszystkimi
>>>> rozwiązaniami oferowanymi przez religie oraz systemy
>>>> filozoficzne i duchowe. Czy trzeba czegoś więcej?
>>> Napisałeś: urodziłem i wychowałem się w faveli Rio de Janeiro.
>>> Jak wygląda spacer po ulicach wiem lepiej od ciebie. Trzeba mieć
>>> kilka noży - no i umieć się nimi posługiwać. Oczywiście kilka
>>> pistoletów też nie zaszkodzi. Widzę człowieka - coś niesie. Jak
>>> poderżnę mu gardło - to może okaże się, że facet ma coś do
>>> żarcia - więc wyżywię rodzinę.... etc itd. I tak wygląda życie
>>> z poziomu faveli Rio. Tworzysz całą teorię społeczeństw w oparciu
>>> o życie - i to właściwie tylko swoje życie - w Faveli Rio.
>>> Rozciągasz to na cały świat i wszystkich ludzi. Taka jest Twoja
>>> teoria.
>> A czyż nie z jednostkowych doświadczeń powstawały wszystkie teorie
>> naukowe, które wywracały wszystkie wcześniejsze do góry nogami, na
>> których to teoriach budowano całe systemy wiedzy? I w dodatku
>> budowane były nie na wynikach obserwacji, tak jak moja, lecz na
>> wydumanych teoretycznych założeniach.
> Systemów wiedzy w ten sposób nie budowano. Tak zbudowano np.
> marksizm: Marx rzekomo (nie ma na to dowodów) obserwował życie
> tkaczy śląskich - i na podstawie tego miał stworzyć swoją teorię. No
> ale to było - jak napisałeś powyżej - na wydumanych, teoretycznych
> założeniach.
Opowiedz mi co nieco o tym jak zbudowano system wiedzy obowiązujący we
współczesnej Nauce o społeczeństwie. Czy obserwatorzy byli równocześnie
uczestnikami czy zajmowali się tylko obserwacją. O ile mi wiadomo to
nawet Freud, którego metoda zmieniła częściowo obowiązujący model
poznawania rzeczywistości, unikał związków emocjonalnych ze swoimi
pacjentkami. Nie wiem na ile analizował swoje małżeństwo i relacje w nim
panujące oraz rozumiał zależności emocjonalne w nim obowiązujące. Ja, od
pewnego momentu świadomie konfrontowałem fakty z teoretycznym schematem
funkcjonowania rodziny, który wypracowałem w najbardziej krytycznym (i
przełomowym dla mnie) okresie mojego życia. Podświadomie budowałem
doświadczenia, które pokazywały słuszność zbudowanego algorytmu.
>>>>> Jednak Ty nie chcesz przyjąć do wiadomości, że moje
>>>>> doświadczenia są całkiem inne (już o tym rozmawialiśmy).
>>>>> Zarzucasz mi nieświadomość w związku. Przyznasz, że nie ma w
>>>>> takim razie między nami równości w dyskusji, prawda?
>>>> Niestety, nie ma między nami równości. Powiem więcej w pewnym
>>>> momencie zyskałem przewagę ponieważ przestałem się bać że
>>>> stracę wątpliwe uciechy seksualne z partnerką, która uzależniła
>>>> mnie od siebie seksualnie i przez długi okres wykorzystywała
>>>> mój potencjał do wyłącznie własnych celów. Podobnie
>>>> postępowałem z następnymi, które chciały mnie od siebie
>>>> uzależnić posługując się wabikiem seksualnym - mogę być
>>>> partnerem ale nie sługą (niewolnikiem).
>>> No ale ktoś Ci opowiada o swoim życiu na Górnym Manhattanie. O
>>> pięknej żonie, dzieciach, o swoim szczęściu, o dobrej pracy,
>>> etc. Ty jednak wiesz lepiej, że mówi bzdury, prawda?
>> Tak, wiem lepiej. Bo po iluś tam doświadczalnych weryfikacjach tej
>> teorii oraz algorytmu jej działania wyniki wskazują na to, że
>> doskonale objaśnia ona relacje międzyludzkie w społeczeństwie
>> zbudowanym na zakazowej edukacji. Co więcej jestem w stanie
>> przewidywać zachowania ludzi, którzy zostali wychowani w
>> obowiązującym modelu wychowawczym ponieważ ludzie ci nie kierują
>> się wolną wolą a ich działaniami można manipulować. Stąd kobiety,
>> które są w stanie manipulować mężczyznami mogą się chlubić tym, że
>> mają lepszą intuicję od mężczyzn ponieważ wykorzystując seksualne
>> uzależnienie są w stanie wymuszać określone zachowania mężczyzn.
> Proszę o jakieś konkrety. To wszystko strasznie ogólnikowe. Podaj
> jakiś przykład. Oczywiście taki, który znasz osobiście z własnych
> obserwacji. Poza tym - taka teoria (aby była teorią, a nie
> przypuszczeniem) wymaga wykonania badań. Masz jakieś badania -
> zapiski, możesz coś napisać o metodologii?
Niestety nie. Nie prowadzę żadnych zapisów ani notatek - po prostu to co
zaobserwuję wrzucam w sieć. A ponieważ są to dane wrażliwe więc unikam
jakichkolwiek sytuacji, które umożliwiłyby identyfikację osób. Stąd może
i wrażenie ogólnikowości. Ale też nie zamierzam z tego materiału robić
dysertacji stąd moja lakoniczność. Jedyne do czego zmierzam to zdjęcie
zdjęcie "filtrów" ograniczających rozpoznawanie sytuacji zagrożenia
emocjonalnego założonych osobnikom w dzieciństwie przez ich matki.
Filtry te, z których głównym jest zakaz, w okresie życia dorosłego
zniekształcają postrzeganie rzeczywistości i umożliwiają manipulację w
rodzinie następnego pokolenia.
>>>>> p.s. Chyba, że się wycofasz z tego, że ja po prostu w swoim
>>>>> związku nie dostrzegam czegoś, co według Ciebie w nim jest.
>>>> Tak, tak jak powiedziałem wyżej: jesteś uzależniony i
>>>> zaślepiony strachem przed potencjalną samotnością. Dlatego
>>>> przegrywasz w walce o wolność.
>>> Pamiętasz - w poprzednim poście pytałem o to, co Ci się udało
>>> zrobić Twoją teorią - czy poznałeś nowych przyjaciół, czy
>>> naprawiłeś zerwane więzi? Ty odpowiedziałeś (robiąc
>>> psychologiczny "myk!"), że masz coraz więcej zwolenników swojej
>>> teorii - nawet kobiety. Leo - ja zapytam ponownie: Czy na
>>> podstawie Twojej teorii - albo i bez niej - w ostatnim czasie
>>> zaskarbiłeś sobie czyjąś przyjaźń?
>> Pewnie nie uwierzysz, ale przyjaciół mi przybywa wszędzie gdzie się
>> tylko pojawię.
> Ja będę nadal sceptyczny, jeśli pozwolisz...
Takie Twoje niezbywalne prawo.
>> Zaś zerwane więzi rodzinne mogą zostać naprawione tylko wówczas
>> gdy moja eks- przyzna się sama przed sobą, że popełniła błąd,
>> będzie w stanie wybaczyć sobie ten błąd oraz będzie w stanie
>> wybaczyć mnie krzywdy, których ode mnie doznała gdy byłem od niej
>> seksualnie uzależniony. Ty krzywdy/nie krzywdy, które jej
>> wyrządziłem zostały były przez nią samą wymuszone (prowokowane) bo
>> potrzebne jej były do tego by uzasadniać jej nieufność do mnie. A
>> ja, będąc wówczas jeszcze nieświadomym tego mechanizmu dawałem się
>> na te jej prowokacje nabrać i ulegałem im. Kreowała rzeczywistość,
>> która miała uzasadnić jej brak zaufania i niechęć do mnie.
> Przepraszam ale albo nie rozumiem, albo sensu to nie ma za bardzo.
> Co ma jedno do drugiego? Więzi mogą być bardzo silne nawet wtedy,
> gdy ludzie nie są tego świadomi. No ale jedziemy dalej.
Albo wówczas gdy jedna strona (zawsze! kobieta) świadomie nimi
manipuluje by zrealizować swój plan "posiadania" rodziny bez zaufania
partnerowi.
>>> Może udało Ci się chociaż częściowo - naprawić zerwane więzi (np
>>> córka, żona, etc)? Proszę o przykład. Zauważ, że nie pytam o
>>> zwolenników Twojej teorii. Widzisz różnicę?
>> Próba odbudowania więzi rodzinnych nie została jeszcze zakończona,
>> więc nie udzielę Ci żadnej odpowiedzi. W grze o wolność dzieci
>> uczestniczyć muszą oboje rodzice. Do tej pory ja byłem całkowicie
>> wyeliminowany samowolnymi postanowieniami Teresy M. wspieranymi
>> przez matriarchalne struktury społeczne takie jak system
>> wychowawczy i system prawny. Systemy te się rozpadają a więc
>> Teresa M. zaczyna tracić oparcie i grunt pod nogami a z drugiej
>> jako, mam nadzieję, człowiek myślący zastanawia się pewnie nad
>> patologiami, które wystąpiły w naszej rodzinie w dwóch kolejnych
>> pokoleniach (nasz syn - zespół Down'a i nasz wnuczek - zespół
>> Kabuky'ego). A ponadto destabilizacji uległa globalna rzeczywistość
>> i odczuwa ona pewnie wzrost zagrożenia tak jak i wszyscy ci, którzy
>> żerują na cudzej pracy. To są czynniki, które sprzyjają (wymuszają)
>> przemiany w jej świadomości. Musi poczuć się współodpowiedzialna
>> za kataklizmy, które spotkały naszą rodzinę.
> Ona niczego nie musi. Skąd taki pomysł?
Ależ ja się całkowicie z Tobą zgadzam. Ale wówczas musi! (tak teraz
musi) przejąć na siebie całą odpowiedzialność za negatywne fakty, które
wydarzyły się w naszej rodzinie. Musi! przejąć odpowiedzialność za to,
że świadomie rezygnuje z możliwości wycofania skutków tych negatywnych
zjawisk. Bo resocjalizacja może mieć miejsce tylko wówczas gdy obie
strony, a nie tylko jedna, wykażą chęć i gotowość rozmowy terapeutycznej.
> Zauważ też proszę, że jest to mało odpowiedzialne żądać czegoś od
> swojej eks. Możesz żądać wyłącznie od siebie.
Nie próbuj mnie obciążać poczuciem winy w sytuacji gdy wykorzystałem
wszystkie ścieżki próbując porozumieć się z Teresą M. a ona nie chce
rozmawiać. To jest jej wola, i ja tą jej wolę szanuję. Niestety, ona
chce mnie nadal traktować jako kogoś od niej uzależnionego, kogoś kim
może pomiatać. Jako człowiek świadomy podjąłem świadomą grę dla
zachęcenia jej do rozmowy. Ale jak mówią: do trzech razy sztuka, gdyż
czas płynie nieubłaganie.
> Kolejna sprawa - mam wrażenie, że zdajesz sobie sprawę, że
> postępując tak, jak z córką (odwołuję się do tego jej postu, który
> tu cytowałeś)- mogłeś osiągnąć DOKŁADNIE to, co osiągnąłeś. Najpierw
> piszesz, że właściwie to sprawa w sądzie jest po to, żebyś się z
> nimi zobaczył. No ok. Trochę to dziecinne - no ale (jak myślałem)
> pragnienie ponownego ujrzenia córki jest w Tobie bardzo duże.
Mylisz się Chironie. Chciałem zobaczyć dzieci w sytuacji analitycznej
aby ocenić stopień ich społecznej i emocjonalnej degradacji. A że sąd
był jedynym możliwym miejscem, które zaproponowała sama Teresa M. więc
zgodziłem się gdyż i tak żadnego innego wyboru nie miałem.
> No ale co Ty zrobiłeś?!!! POŁOŻYŁEŚ dokładnie wszystko na łopatki.
> Nie twierdzę, że zrobiłeś to świadomie. No ale z jakiegoś powodu -
> zrobiłeś.
Tak, oprócz tego, że chciałem dokonać analizy stanu rodziny, zrobiłem to
po to by również siebie samego uwolnić od wszelkich wątpliwości i
złudzeń co do możliwości odbudowania rodziny. Przez 23 lata Teresa M.
nie chciała mi udzielić jasnej odpowiedzi na moje pytania czy mogę
liczyć na odbudowanie rodziny. Wreszcie udało mi się takową odpowiedź
uzyskać co kończy moje duchowe rozterki, że może czegoś nie dopatrzyłem.
Jasne stwierdzenie ze strony pozostałych członków rodziny: "Nie chcemy
mieć z tobą ani z twoimi teoriami nic wspólnego", kończy moje starania o
odbudowanie rodziny.
> Zastanów się - czy miałeś realną szansę, żeby przy tej okazji
> spotkać się z córką - np posiedzieć chwilę w kawiarni, nacieszyć się
> jej widokiem, chłonąć każde słowo - może nawet te gorzkie? Tak czy
> nie?
Nie miałem takiej szansy, bo gdybym ją miał to bym jej nie przepuścił.
Córka jest pod przemożnym wpływem matki, tak jak ofiara syndromu
sztokholmskiego, i poza salą sądową nie udało mi się jej nawet zobaczyć.
Chętnie porozmawiałby z Kasią, gdyż to było i jest moje oczko w głowie
(nie zapominam również o synach), ale w 1994 r. gdy ostatnim wysiłkiem
woli podpowiedziała mi, że Teresa M. jest martwa emocjonalnie, padła
ofiarą specjalistów od łamania kręgosłupa moralnego dzieciom, które
zapragnęły wolności. Pisałem o tym już nie raz. Teraz jest tylko
przerażonym dzieckiem, które walczy o swoje przetrwanie.
> Ba! Może - przy dużej dozie pokory - nie byłoby to wasze ostatnie
> spotkanie! Mogłeś doprowadzić do tego spotkania?! Jeśli tak - to jak?
> I jeśli tak - to dlaczego postąpiłeś dokładnie tak, żebyście się nie
> spotkali prywatnie? Czy potrafisz chociaż tyle - spojrzeć w swoje
> serce i powiedzieć, czy kochasz córkę?
Kocham wszystkie dzieci, bezwarunkowo. I tak zawsze było. Ale nie jestem
w stanie zrobić niczego gdyż to one nie chcą się ze mną kontaktować.
Matka i jej socjopatyczni pomocnicy przekonała dzieci, że jestem
niebezpiecznym typkiem o chorych poglądach wychowawczych. I tego sam nie
jestem w stanie zmienić. Dopiero gdy dzieci dojrzeją do własnych sądów,
a kiedyś stanie się to zapewne pod wpływem oddziaływań ich środowiska
pozarodzinnego, to przyjdą do mnie same. Nie jestem w stanie ich teraz
przekonać, że je kocham i nic im z mojej strony nigdy nie groziło.
Chciałem dotrzeć do nich szybciej gdyby udało mi się porozumieć z Teresą
M. ale ona takiej gotowości nie wykazała, więc i z moich chęci spotkania
z dziećmi też nic na razie nie wyjdzie.
--
Pozdrawiam
LeoTar Gnostyk
Świat według LeoTar'a - http://leotar.net/
Pomoc wzajemna jako czynnik rozwoju-Piotr Kropotkin
› Pokaż wiadomość z nagłówkami
63. Data: 2017-06-04 04:20:32
Temat: Re: Cel naszego istnienia.W dniu niedziela, 21 maja 2017 10:58:28 UTC+2 użytkownik LeoTar Gnostyk napisał:
> LeoTar Gnostyk pisze:
>
> > Zostaliśmy stworzeni i istniejemy po to by przez nasze doświadczenia
> > życiowe zrealizować cel Stwórcy - Jego samopoznanie.
>
> Od stanu absolutnej nieświadomości do stanu pełni Wiedzy Absolutu.
>
>
> --
> Pozdrawiam
> LeoTar Gnostyk
>
> Świat według LeoTar'a - http://leotar.net
> Pomoc wzajemna jako czynnik rozwoju-Piotr Kropotkin
przeciez tej wiedzy nie jestes w stanie przyjac.
myslisz, gnostyku, ze tak latwo wytolkowac ludziom,
ze zle o nikim myslec nie mozna.
a to jest prawda.
jacek
› Pokaż wiadomość z nagłówkami
64. Data: 2017-06-04 06:46:05
Temat: Re: Cel naszego istnienia.j...@o...pl pisze:
> W dniu niedziela, 21 maja 2017 10:58:28 UTC+2 użytkownik LeoTar Gnostyk napisał:
>> LeoTar Gnostyk pisze:
>>> Zostaliśmy stworzeni i istniejemy po to by przez nasze doświadczenia
>>> życiowe zrealizować cel Stwórcy - Jego samopoznanie.
>> Od stanu absolutnej nieświadomości do stanu pełni Wiedzy Absolutu.
> przeciez tej wiedzy nie jestes w stanie przyjac.
> myslisz, gnostyku, ze tak latwo wytolkowac ludziom,
> ze zle o nikim myslec nie mozna.
> a to jest prawda.
Ja wiem, że to nie jest łatwa wiedza i że jest ja trudno przyswoić.
Dlatego pracuję wytrwale nad możliwie jak największym uproszczeniem
przekazu by był przyswajalny również dla tych słabeuszy, którym tak
brakuje poczucia własnej wartości, że nie chcą uwierzyć w to, że wszyscy
możemy być dobrzy. Chociaż każdy indywidualnie jest przekonany o swojej
dobroci.
> jacek
>
--
Pozdrawiam
LeoTar Gnostyk
Świat według LeoTar'a - http://leotar.net/
Pomoc wzajemna jako czynnik rozwoju-Piotr Kropotkin
› Pokaż wiadomość z nagłówkami
65. Data: 2017-06-04 09:12:48
Temat: Re: Cel naszego istnienia.W dniu niedziela, 4 czerwca 2017 06:46:25 UTC+2 użytkownik LeoTar Gnostyk napisał:
> j...@o...pl pisze:
> > W dniu niedziela, 21 maja 2017 10:58:28 UTC+2 użytkownik LeoTar Gnostyk napisał:
> >> LeoTar Gnostyk pisze:
>
> >>> Zostaliśmy stworzeni i istniejemy po to by przez nasze doświadczenia
> >>> życiowe zrealizować cel Stwórcy - Jego samopoznanie.
>
> >> Od stanu absolutnej nieświadomości do stanu pełni Wiedzy Absolutu.
>
> > przeciez tej wiedzy nie jestes w stanie przyjac.
> > myslisz, gnostyku, ze tak latwo wytolkowac ludziom,
> > ze zle o nikim myslec nie mozna.
> > a to jest prawda.
>
> Ja wiem, że to nie jest łatwa wiedza i że jest ja trudno przyswoić.
> Dlatego pracuję wytrwale nad możliwie jak największym uproszczeniem
> przekazu by był przyswajalny również dla tych słabeuszy, którym tak
> brakuje poczucia własnej wartości, że nie chcą uwierzyć w to, że wszyscy
> możemy być dobrzy. Chociaż każdy indywidualnie jest przekonany o swojej
> dobroci.
>
zarty chyba sobie robisz.
posiadam tylko trzeci stopien dobroci.
o drugim i pierwszym to w tym zyciu, tu na Ziemi,
moge sobie chyba tylko pomarzyc.
prosciej mowiac; uwazam, ze jestem bardziej dobry,
niz zly. i jest jest to prawdziwa i uczciwa samoocena.
obiektywna.
jacek
› Pokaż wiadomość z nagłówkami
66. Data: 2017-06-04 10:10:58
Temat: Re: Cel naszego istnienia.j...@o...pl pisze:
> W dniu niedziela, 4 czerwca 2017 06:46:25 UTC+2 użytkownik LeoTar
> Gnostyk napisał:
>> j...@o...pl pisze:
>>> W dniu niedziela, 21 maja 2017 10:58:28 UTC+2 użytkownik LeoTar
>>> Gnostyk napisał:
>>>> LeoTar Gnostyk pisze:
>>>>> Zostaliśmy stworzeni i istniejemy po to by przez nasze
>>>>> doświadczenia życiowe zrealizować cel Stwórcy - Jego
>>>>> samopoznanie.
>>>> Od stanu absolutnej nieświadomości do stanu pełni Wiedzy
>>>> Absolutu.
>>> przeciez tej wiedzy nie jestes w stanie przyjac. myslisz,
>>> gnostyku, ze tak latwo wytolkowac ludziom, ze zle o nikim myslec
>>> nie mozna. a to jest prawda.
>> Ja wiem, że to nie jest łatwa wiedza i że jest ją trudno
>> przyswoić. Dlatego pracuję wytrwale nad możliwie jak największym
>> uproszczeniem przekazu by był przyswajalny również dla tych
>> słabeuszy, którym tak brakuje poczucia własnej wartości, że nie
>> chcą uwierzyć w to, że wszyscy możemy być dobrzy. Chociaż każdy
>> indywidualnie jest przekonany o swojej dobroci.
> zarty chyba sobie robisz. posiadam tylko trzeci stopien dobroci.
A w ilu stopniowej skali?
> o drugim i pierwszym to w tym zyciu, tu na Ziemi, moge sobie chyba
> tylko pomarzyc.
Co za totalny brak poczucia własnej wartości i w efekcie brak wiary we
własne możliwości. Pozwolisz, że nie będę dalej rozwijał diagnozy...?
> prosciej mowiac; uwazam, ze jestem bardziej dobry, niz zly. i jest
> jest to prawdziwa i uczciwa samoocena. obiektywna.
Ocen dokonana przez człowieka, któremu brakuje poczucia własnej wartości
nie może być obiektywna gdyż nie ma on stabilnego, wewnętrznego wzorca,
czyli punktu odniesienia.
> jacek
--
Pozdrawiam
LeoTar Gnostyk
Świat według LeoTar'a - http://leotar.net/
Pomoc wzajemna jako czynnik rozwoju-Piotr Kropotkin
› Pokaż wiadomość z nagłówkami
67. Data: 2017-06-04 11:00:28
Temat: Re: Cel naszego istnienia.<j...@o...pl> wrote:
> zarty chyba sobie robisz.
> posiadam tylko trzeci stopien dobroci.
> o drugim i pierwszym to w tym zyciu, tu na Ziemi,
> moge sobie chyba tylko pomarzyc.
Prawdę mówiąc nie spotkałam w necie osoby podobnej do Ciebie pod względem
mentalności, a w tzw. realu - raptem ze dwie. Uważam, że przynajmniej ten
drugi stopień to Ty masz na pewno. No i te dwie osoby, które znam/znałam
osobiście, właśnie też.
Te osoby, które znam/znałam, są pozbawione wszelkich złych intencji,
przypomina mi to niewinną naturę dziecka. Przy tym - są/były to tak
niesamowicie mądre osoby, że chciałabym móc zawsze pójść do nich po radę i
wsparcie, albo chociaż pogadać, bo sama rozmowa z każdym z nich to terapia
na wszystko.
Niestety jedna z nich odeszła - to był mój kochany Teść, a druga to ciocia
mojego Męża, podobnie jak jego Ojciec (ale bardziej) zakochana w Bogu i
chemii - członkini zakonu bezhabitowego i wieloletni naukowiec.
Oboje z nieustającym uśmiechem i miłością dla każdego, a już szczególnie
jeśli ten upada i wola o pomoc.
Chciałabym tak, cóż, mam tylko ćwiartkę stopnia dobroci i nie mam startu.
> prosciej mowiac; uwazam, ze jestem bardziej dobry,
> niz zly. i jest jest to prawdziwa i uczciwa samoocena.
> obiektywna.
>
Popieram.
--
XL "Ogródek, figi, trochę sera - a do tego trzech lub czterech
przyjaciół. Oto luksus według Epikura." F. Nietzsche
› Pokaż wiadomość z nagłówkami
68. Data: 2017-06-06 11:21:08
Temat: Re: Cel naszego istnienia.
Użytkownik "LeoTar Gnostyk" <l...@l...net> napisał w wiadomości
news:ogvck6$21g$1@portraits.wsisiz.edu.pl...
>
>>>>>> Zauważ, że Ty niczego nie udowadniasz. Na podstawie swojego
>>>>>> doświadczenia wyciągasz takie wnioski. I - co ciekawe - ja
>>>>>> jestem w dużym stopniu skłonny uwierzyć, że takie
>>>>>> doświadczenia miałeś.
>
>>>>> Na początku rozwiązałem mój indywidualny przypadek szczególny.
>>>>> Następnie zebrałem obserwacje przepuszczając je przez pryzmat
>>>>> mojego rozwiązania szczególnego; skorygowałem moje rozwiązanie
>>>>> szczególne i odtworzyłem rozwiązanie ogólne, co jest normalną
>>>>> praktyką badacza-doświadczalnika a nie teoretyka. Ponieważ
>>>>> algorytm działania, który w ten sposób stworzyłem pozwala
>>>>> wyjaśnić i rozwiązać najbardziej skomplikowane sytuacje na
>>>>> chwilę obecną mogę przyjąć, że jest on algorytmem
>>>>> uniwersalnym. Ponadto moje rozwiązanie nie tylko, że jest
>>>>> niesprzeczne z wieloma funkcjonującymi dotychczas hipotezami
>>>>> czyli rozwiązaniami cząstkowymi więc jest najlepszą teorią
>>>>> wyjaśniającą mechanizm funkcjonowania ludzkiego umysłu. Co
>>>>> więcej jest to rozwiązanie niesprzeczne ze wszystkimi
>>>>> rozwiązaniami oferowanymi przez religie oraz systemy
>>>>> filozoficzne i duchowe. Czy trzeba czegoś więcej?
>
>>>> Napisałeś: urodziłem i wychowałem się w faveli Rio de Janeiro.
>>>> Jak wygląda spacer po ulicach wiem lepiej od ciebie. Trzeba mieć
>>>> kilka noży - no i umieć się nimi posługiwać. Oczywiście kilka
>>>> pistoletów też nie zaszkodzi. Widzę człowieka - coś niesie. Jak
>>>> poderżnę mu gardło - to może okaże się, że facet ma coś do
>>>> żarcia - więc wyżywię rodzinę.... etc itd. I tak wygląda życie
>>>> z poziomu faveli Rio. Tworzysz całą teorię społeczeństw w oparciu
>>>> o życie - i to właściwie tylko swoje życie - w Faveli Rio.
>>>> Rozciągasz to na cały świat i wszystkich ludzi. Taka jest Twoja
>>>> teoria.
>
>>> A czyż nie z jednostkowych doświadczeń powstawały wszystkie teorie
>>> naukowe, które wywracały wszystkie wcześniejsze do góry nogami, na
>>> których to teoriach budowano całe systemy wiedzy? I w dodatku
>>> budowane były nie na wynikach obserwacji, tak jak moja, lecz na
>>> wydumanych teoretycznych założeniach.
>
>> Systemów wiedzy w ten sposób nie budowano. Tak zbudowano np.
>> marksizm: Marx rzekomo (nie ma na to dowodów) obserwował życie
>> tkaczy śląskich - i na podstawie tego miał stworzyć swoją teorię. No
>> ale to było - jak napisałeś powyżej - na wydumanych, teoretycznych
>> założeniach.
>
> Opowiedz mi co nieco o tym jak zbudowano system wiedzy obowiązujący we
> współczesnej Nauce o społeczeństwie. Czy obserwatorzy byli równocześnie
> uczestnikami czy zajmowali się tylko obserwacją. O ile mi wiadomo to
> nawet Freud, którego metoda zmieniła częściowo obowiązujący model
> poznawania rzeczywistości, unikał związków emocjonalnych ze swoimi
> pacjentkami. Nie wiem na ile analizował swoje małżeństwo i relacje w nim
> panujące oraz rozumiał zależności emocjonalne w nim obowiązujące. Ja, od
> pewnego momentu świadomie konfrontowałem fakty z teoretycznym schematem
> funkcjonowania rodziny, który wypracowałem w najbardziej krytycznym (i
> przełomowym dla mnie) okresie mojego życia. Podświadomie budowałem
> doświadczenia, które pokazywały słuszność zbudowanego algorytmu.
Nie bardzo rozumiem, co konkretnie chce tu powiedzieć? Zaczynając od tego,
że żaden terapeuta nie powinien wikłać się emocjonalnie ze swoją pacjentką-
bo czyni to go bezuzytecznym jako terapeutę- i to jest przestrzegane we
współczesnej psychologii i psychiatrii. Na straży tego stoją różne takie jak
sądy koleżeńskie, które powinny w takich sytuacjach reagować- odsuwając w
ogóle terapeutę od zawodu- choćby czasowo. Sprawa jest więc poważna. No i
oczywista. Jeśli ktoś chce - tak_jak_Ty- jednocześnie wikłać się
emocjonalnie z kimś i być jego terapeuta- z góry jest skazany na
niepowodzenie. Dlatego chociażby, że jego obserwacje są filtrowane emocjami
właśnie. Osąd sytuacji nie może być więc prawdziwy. Ba! Istnieje w
psychologii taka instytucja, jak superwizja. Otóż terapeuta powinien jej się
poddać- po to, żeby jego osądy były prawdziwe. To taka osoba- nei związana z
terapeutą, która pełni wobec niego podobną rolę jak osobisty spowiednik.
Oczywiście- patrząc z boku łatwo mu zauważyc pewne rzeczy, ktorych terapeuta
mógłby niezauważyć- choćby w skutek jakiegokolwiek wikłania emocjonalnego. I
to nie musi byc jakieś silne, typu związek, wystarczy przecież dla
wypaczenia osądu osobiste odniesienie do swoich traum. Bez tego (tych 2
czynników)- trudno o prawdę w ocenie drugiego człowieka. Ty- złamałeś te
obie zasady, i na dodatek lekceważysz konieczność ich przestrzegania. To-
tylko to- czyni z Ciebie kompletnie niewiarygodnego badacza. No ale błędów
popełniłeś o wiele więcej. No bo o ile zabezpieczony superwizją terapeuta
może sporo wiedzieć o swoim pacjencie (po dłuższym okresie terapii) i
relacjach w jego rodzinie, o tyle na temat tego, co dzieje się naprawdę
pomiędzy ludźmi, którzy są jego dalszymi znajomymi czy nawet przyjaciółmi-
wie niewiele. Owszem- wielu rzeczy może się domyślać, jednak powinien zdawać
sobie sprawę, że to po prostu wyłącznie jego podejrzenia- które w jakiejś
części mogą być prawdziwe- ale to wcale nie musi być większa część. Jak jest
z Tobą? Twierdzisz, że coś wiesz o ludziach, których (jak twierdzisz)-
obserwowałeś, ale nie masz żadnych notatek do analizy, ani żadnych podstaw
żeby przypuszczać, że jest między nimi tak czy inaczej. Natomiast (jak
widzę) tych obserwowanych po prostu podciągasz pod swoją hipotezę (bo w
żadnym razie nie zasługuje z definicji na miano teorii).
>>>>>> Jednak Ty nie chcesz przyjąć do wiadomości, że moje
>>>>>> doświadczenia są całkiem inne (już o tym rozmawialiśmy).
>>>>>> Zarzucasz mi nieświadomość w związku. Przyznasz, że nie ma w
>>>>>> takim razie między nami równości w dyskusji, prawda?
>
>>>>> Niestety, nie ma między nami równości. Powiem więcej w pewnym
>>>>> momencie zyskałem przewagę ponieważ przestałem się bać że
>>>>> stracę wątpliwe uciechy seksualne z partnerką, która uzależniła
>>>>> mnie od siebie seksualnie i przez długi okres wykorzystywała
>>>>> mój potencjał do wyłącznie własnych celów. Podobnie
>>>>> postępowałem z następnymi, które chciały mnie od siebie
>>>>> uzależnić posługując się wabikiem seksualnym - mogę być
>>>>> partnerem ale nie sługą (niewolnikiem).
>
>>>> No ale ktoś Ci opowiada o swoim życiu na Górnym Manhattanie. O
>>>> pięknej żonie, dzieciach, o swoim szczęściu, o dobrej pracy,
>>>> etc. Ty jednak wiesz lepiej, że mówi bzdury, prawda?
>
>>> Tak, wiem lepiej. Bo po iluś tam doświadczalnych weryfikacjach tej
>>> teorii oraz algorytmu jej działania wyniki wskazują na to, że
>>> doskonale objaśnia ona relacje międzyludzkie w społeczeństwie
>>> zbudowanym na zakazowej edukacji. Co więcej jestem w stanie
>>> przewidywać zachowania ludzi, którzy zostali wychowani w
>>> obowiązującym modelu wychowawczym ponieważ ludzie ci nie kierują
>>> się wolną wolą a ich działaniami można manipulować. Stąd kobiety,
>>> które są w stanie manipulować mężczyznami mogą się chlubić tym, że
>>> mają lepszą intuicję od mężczyzn ponieważ wykorzystując seksualne
>>> uzależnienie są w stanie wymuszać określone zachowania mężczyzn.
>
>> Proszę o jakieś konkrety. To wszystko strasznie ogólnikowe. Podaj
>> jakiś przykład. Oczywiście taki, który znasz osobiście z własnych
>> obserwacji. Poza tym - taka teoria (aby była teorią, a nie
>> przypuszczeniem) wymaga wykonania badań. Masz jakieś badania -
>> zapiski, możesz coś napisać o metodologii?
>
> Niestety nie. Nie prowadzę żadnych zapisów ani notatek - po prostu to co
> zaobserwuję wrzucam w sieć. A ponieważ są to dane wrażliwe więc unikam
> jakichkolwiek sytuacji, które umożliwiłyby identyfikację osób. Stąd może
> i wrażenie ogólnikowości. Ale też nie zamierzam z tego materiału robić
> dysertacji stąd moja lakoniczność. Jedyne do czego zmierzam to zdjęcie
> zdjęcie "filtrów" ograniczających rozpoznawanie sytuacji zagrożenia
> emocjonalnego założonych osobnikom w dzieciństwie przez ich matki.
> Filtry te, z których głównym jest zakaz, w okresie życia dorosłego
> zniekształcają postrzeganie rzeczywistości i umożliwiają manipulację w
> rodzinie następnego pokolenia.
Dokładnie to, co pisałem powyżej. Dorabiasz ideologię do faktów. Nawet nie
jesteś w stanie powiedzieć, ile związków brałeś pod uwagę w swoich badaniach
(każdemu można było nadać przecież lipne imiona, zmienić miasta, zdarzenia,
które miały miejsce w kinie zmienić na teatr, etc). Nie robiłeś notatek-
nawet dla siebie. A przecież to wręcz nonsens! Tylko w ten sposób- poprzez
analizę różnych sytuacji- choćby dla samego siebie- mogłeś się w ogóle
pokusić o jakąkolwiek hipotezę!
>>>>>> p.s. Chyba, że się wycofasz z tego, że ja po prostu w swoim
>>>>>> związku nie dostrzegam czegoś, co według Ciebie w nim jest.
>
>>>>> Tak, tak jak powiedziałem wyżej: jesteś uzależniony i
>>>>> zaślepiony strachem przed potencjalną samotnością. Dlatego
>>>>> przegrywasz w walce o wolność.
>
>>>> Pamiętasz - w poprzednim poście pytałem o to, co Ci się udało
>>>> zrobić Twoją teorią - czy poznałeś nowych przyjaciół, czy
>>>> naprawiłeś zerwane więzi? Ty odpowiedziałeś (robiąc
>>>> psychologiczny "myk!"), że masz coraz więcej zwolenników swojej
>>>> teorii - nawet kobiety. Leo - ja zapytam ponownie: Czy na
>>>> podstawie Twojej teorii - albo i bez niej - w ostatnim czasie
>>>> zaskarbiłeś sobie czyjąś przyjaźń?
>
>>> Pewnie nie uwierzysz, ale przyjaciół mi przybywa wszędzie gdzie się
>>> tylko pojawię.
>
>> Ja będę nadal sceptyczny, jeśli pozwolisz...
>
> Takie Twoje niezbywalne prawo.
Z iloma ludźmi w realu (chodzi tylko o ilość) łączą Cię szczególne, bliskie
związki- takie przyjaźnie? No wiesz- osoba, która jest przez Ciebie
wspierana, i jednocześnie bezwarunkowo Ciebie wesprze? No i nie macie przed
sobą tajemnic- nie ma między wami kłamstw, fałszów? Ja wiem, że to ideał- no
ale chociaż w przybliżeniu?
>>> Zaś zerwane więzi rodzinne mogą zostać naprawione tylko wówczas
>>> gdy moja eks- przyzna się sama przed sobą, że popełniła błąd,
>>> będzie w stanie wybaczyć sobie ten błąd oraz będzie w stanie
>>> wybaczyć mnie krzywdy, których ode mnie doznała gdy byłem od niej
>>> seksualnie uzależniony. Ty krzywdy/nie krzywdy, które jej
>>> wyrządziłem zostały były przez nią samą wymuszone (prowokowane) bo
>>> potrzebne jej były do tego by uzasadniać jej nieufność do mnie. A
>>> ja, będąc wówczas jeszcze nieświadomym tego mechanizmu dawałem się
>>> na te jej prowokacje nabrać i ulegałem im. Kreowała rzeczywistość,
>>> która miała uzasadnić jej brak zaufania i niechęć do mnie.
>
>> Przepraszam ale albo nie rozumiem, albo sensu to nie ma za bardzo.
>> Co ma jedno do drugiego? Więzi mogą być bardzo silne nawet wtedy,
>> gdy ludzie nie są tego świadomi. No ale jedziemy dalej.
>
> Albo wówczas gdy jedna strona (zawsze! kobieta) świadomie nimi
> manipuluje by zrealizować swój plan "posiadania" rodziny bez zaufania
> partnerowi.
>
>
>>>> Może udało Ci się chociaż częściowo - naprawić zerwane więzi (np
>>>> córka, żona, etc)? Proszę o przykład. Zauważ, że nie pytam o
>>>> zwolenników Twojej teorii. Widzisz różnicę?
>
>>> Próba odbudowania więzi rodzinnych nie została jeszcze zakończona,
>>> więc nie udzielę Ci żadnej odpowiedzi. W grze o wolność dzieci
>>> uczestniczyć muszą oboje rodzice. Do tej pory ja byłem całkowicie
>>> wyeliminowany samowolnymi postanowieniami Teresy M. wspieranymi
>>> przez matriarchalne struktury społeczne takie jak system
>>> wychowawczy i system prawny. Systemy te się rozpadają a więc
>>> Teresa M. zaczyna tracić oparcie i grunt pod nogami a z drugiej
>>> jako, mam nadzieję, człowiek myślący zastanawia się pewnie nad
>>> patologiami, które wystąpiły w naszej rodzinie w dwóch kolejnych
>>> pokoleniach (nasz syn - zespół Down'a i nasz wnuczek - zespół
>>> Kabuky'ego). A ponadto destabilizacji uległa globalna rzeczywistość
>>> i odczuwa ona pewnie wzrost zagrożenia tak jak i wszyscy ci, którzy
>>> żerują na cudzej pracy. To są czynniki, które sprzyjają (wymuszają)
>>> przemiany w jej świadomości. Musi poczuć się współodpowiedzialna
>>> za kataklizmy, które spotkały naszą rodzinę.
>
>> Ona niczego nie musi. Skąd taki pomysł?
>
> Ależ ja się całkowicie z Tobą zgadzam. Ale wówczas musi! (tak teraz
> musi) przejąć na siebie całą odpowiedzialność za negatywne fakty, które
> wydarzyły się w naszej rodzinie. Musi! przejąć odpowiedzialność za to,
> że świadomie rezygnuje z możliwości wycofania skutków tych negatywnych
> zjawisk. Bo resocjalizacja może mieć miejsce tylko wówczas gdy obie
> strony, a nie tylko jedna, wykażą chęć i gotowość rozmowy terapeutycznej.
>
>
>> Zauważ też proszę, że jest to mało odpowiedzialne żądać czegoś od
>> swojej eks. Możesz żądać wyłącznie od siebie.
>
> Nie próbuj mnie obciążać poczuciem winy w sytuacji gdy wykorzystałem
> wszystkie ścieżki próbując porozumieć się z Teresą M. a ona nie chce
> rozmawiać. To jest jej wola, i ja tą jej wolę szanuję. Niestety, ona
> chce mnie nadal traktować jako kogoś od niej uzależnionego, kogoś kim
> może pomiatać. Jako człowiek świadomy podjąłem świadomą grę dla
> zachęcenia jej do rozmowy. Ale jak mówią: do trzech razy sztuka, gdyż
> czas płynie nieubłaganie.
Poczuciem winy? Kompletne nieporozumienie. Poznałem w życiu sporo ludzi,
którzy byli w związkach, gdzie nimi manipulowano. Oczywiście- oni też
manipulowali. I na przykład popadli w alkoholizm (czy inny nałóg). Partnerka
oczywiście świetnie sprawdzała się jako osoba współuzależniona, manipulując
tak, żeby partner nie wytrzeźwiał. Człowiek trafia na terapię, wychodzi z
nałogu (np niepijący alkoholik- to może nad wyrost nazwane "wychodzeniem z
nałogu"). No i wraca do domu. Wcześniej oczywiście terapia powinna go
przygotować na to, co zastanie. Z reguły- taka sama rodzina, jaką zostawił.
Dzieczi w różnych rolach współuzależnienia- no i współuzależniona żona.
Wraca więc w to, co zostawił- i teraz wszystko właściwie zależy od neigo. No
wiem, nie wszystko- ale większość. Jeśli widzi, zrozumiał mechanizmy
postepowania rodziny- to powinien sam zachowywać się uczciwie. Pokazywać, że
można nie manipulować, być wobec siebie szczerym, czasem się nawet na siebie
pozłościć- i że to jest bezpieczne! Swoim zachowaniem- może zachęcić żonę
do terapii. No bo dotąd ona mówiła coś w tym stylu: "ja na terapię?!!!
przecież to on chla! A ja jestem jego ofiarą!". Na terapii może zrozumieć
mechanizmy psychologiczne, to- czym się kierowała w swoim życiu. Tak
naprawdę- a nie to, czym myślała, że się kieruje. Wtedy mogą zacząć razem
budować swój związek na nowo. Jeśli nie- no cóż, przecież nie musi chcieć
rozumieć to, co pojął jej partner. Jeśli on sobie z tym radzi- też będą
razem. A jeśli któreś z nich zdecyduje- przecież i tak może być- że to już
nie ma sensu- rozstaną się. On będzie się oczywiście wtedy starał mieć z nią
jak najlepsze relacje- a przede wszystkim ze swoimi dziećmi. A Ty
krzyczyczysz: "to jej wina! niech się przyzna!" Wybacz, ale to Twoje
postępowanie jest- i to jest bardzo dobre słowo- n i e o d p o w i e d z i
a l n e.
>> Kolejna sprawa - mam wrażenie, że zdajesz sobie sprawę, że
>> postępując tak, jak z córką (odwołuję się do tego jej postu, który
>> tu cytowałeś)- mogłeś osiągnąć DOKŁADNIE to, co osiągnąłeś. Najpierw
>> piszesz, że właściwie to sprawa w sądzie jest po to, żebyś się z
>> nimi zobaczył. No ok. Trochę to dziecinne - no ale (jak myślałem)
>> pragnienie ponownego ujrzenia córki jest w Tobie bardzo duże.
>
> Mylisz się Chironie. Chciałem zobaczyć dzieci w sytuacji analitycznej
> aby ocenić stopień ich społecznej i emocjonalnej degradacji. A że sąd
> był jedynym możliwym miejscem, które zaproponowała sama Teresa M. więc
> zgodziłem się gdyż i tak żadnego innego wyboru nie miałem.
>
>
>> No ale co Ty zrobiłeś?!!! POŁOŻYŁEŚ dokładnie wszystko na łopatki.
>> Nie twierdzę, że zrobiłeś to świadomie. No ale z jakiegoś powodu -
>> zrobiłeś.
>
> Tak, oprócz tego, że chciałem dokonać analizy stanu rodziny, zrobiłem to
> po to by również siebie samego uwolnić od wszelkich wątpliwości i
> złudzeń co do możliwości odbudowania rodziny. Przez 23 lata Teresa M.
> nie chciała mi udzielić jasnej odpowiedzi na moje pytania czy mogę
> liczyć na odbudowanie rodziny. Wreszcie udało mi się takową odpowiedź
> uzyskać co kończy moje duchowe rozterki, że może czegoś nie dopatrzyłem.
> Jasne stwierdzenie ze strony pozostałych członków rodziny: "Nie chcemy
> mieć z tobą ani z twoimi teoriami nic wspólnego", kończy moje starania o
> odbudowanie rodziny.
>> Zastanów się - czy miałeś realną szansę, żeby przy tej okazji
>> spotkać się z córką - np posiedzieć chwilę w kawiarni, nacieszyć się
>> jej widokiem, chłonąć każde słowo - może nawet te gorzkie? Tak czy
>> nie?
>
> Nie miałem takiej szansy, bo gdybym ją miał to bym jej nie przepuścił.
> Córka jest pod przemożnym wpływem matki, tak jak ofiara syndromu
> sztokholmskiego, i poza salą sądową nie udało mi się jej nawet zobaczyć.
> Chętnie porozmawiałby z Kasią, gdyż to było i jest moje oczko w głowie
> (nie zapominam również o synach), ale w 1994 r. gdy ostatnim wysiłkiem
> woli podpowiedziała mi, że Teresa M. jest martwa emocjonalnie, padła
> ofiarą specjalistów od łamania kręgosłupa moralnego dzieciom, które
> zapragnęły wolności. Pisałem o tym już nie raz. Teraz jest tylko
> przerażonym dzieckiem, które walczy o swoje przetrwanie.
>
>
>> Ba! Może - przy dużej dozie pokory - nie byłoby to wasze ostatnie
>> spotkanie! Mogłeś doprowadzić do tego spotkania?! Jeśli tak - to jak?
>> I jeśli tak - to dlaczego postąpiłeś dokładnie tak, żebyście się nie
>> spotkali prywatnie? Czy potrafisz chociaż tyle - spojrzeć w swoje
>> serce i powiedzieć, czy kochasz córkę?
>
> Kocham wszystkie dzieci, bezwarunkowo. I tak zawsze było. Ale nie jestem
> w stanie zrobić niczego gdyż to one nie chcą się ze mną kontaktować.
> Matka i jej socjopatyczni pomocnicy przekonała dzieci, że jestem
> niebezpiecznym typkiem o chorych poglądach wychowawczych. I tego sam nie
> jestem w stanie zmienić. Dopiero gdy dzieci dojrzeją do własnych sądów,
> a kiedyś stanie się to zapewne pod wpływem oddziaływań ich środowiska
> pozarodzinnego, to przyjdą do mnie same. Nie jestem w stanie ich teraz
> przekonać, że je kocham i nic im z mojej strony nigdy nie groziło.
> Chciałem dotrzeć do nich szybciej gdyby udało mi się porozumieć z Teresą
> M. ale ona takiej gotowości nie wykazała, więc i z moich chęci spotkania
> z dziećmi też nic na razie nie wyjdzie.
To jest bardzo smutne, co napisałeś. Przepraszam za szczerość i prostotę
przekazu- ale pokazujesz tu kompletny brak empatii, choćby elementrnej
umiejętności rozumienia emocji. I- mam głębokie przekonanie- nawet nie
wiesz, po co się chciałeś z nimi spotkać. Wymyśliłeś to sobie. Prawda jest
(przepraszam, że piszę z taką pewnością) ta sama, co od 80 tysięcy lat:
poczuć ich zapach, posłuchać głosu, przeżywać doświadczenie bliskości, czyli
po prostu: poczuć się razem. I wiesz co myślę? Myślę, że założyłeś sobie a
priori, że nie dasz rady. No to dołożyłeś wszelkich starań, żeby do tego nie
doszło- przecież jeśli chciałeś odpowiedzi od żony, czy macie jeszcze jakieś
szanse- wystarczyło się o nią s t a r a ć. Tak po prostu. No a w ogóle już
nie wspominam o córce! Zamiast walić jej przez skype (nie ma znaczenia, czy
słuszne czy nie) jakieś teksty, których nie miała ochoty nawet słuchać, a co
dopiero zrozumieć- wystarczyło się skupić na tym, jak ona żyje. Co ją
zajmuje, co cieszy, co smuci. I starać się wziąć sobie odpowiedzialność-
chociaż w części- za jej nieudane życie- które przecież Ty w dużym stopniu
zniszczyłeś. Wtedy, na tyle, na ile to możliwe- stałbyś się częścią jej
życia. I ile to dla Ciebie było warte? Potrafisz samemu_sobie na to
odpowiedzieć?! No skoro wolałeś robić dokladnie to, co mogło ją do Ciebie
WYŁĄCZNIE zniechęcić...
Jeśli chodzi o Twoje budowanie swojej teorii- to przypomnę Ci, na co mi nie
odpowiedziałeś (a właściwie zagłuszyłeś okrzykami typu : "I'm the best!").
1. Błędy podobne do Twoich popełnił np Bruno Bettelhaim. Uznał on- na
podstawie swoich doświadczeńz obozu koncentracyjnego, że relacje między
rodzicem a dzieckiem autystycznym są takie same, jak między ss- manem a
więźniem obozu, zwanym "muzułmanin" (to najniższa w hierarchii obozowej
kasta więźniów. Coś jak "cwel" w dzisiejszej, więziennej subkulturze). Błąd
polegał na tym, że- podobnie, jak Ty- nie chciał falsyfikować swojej
hipotezy. Nie porozumiał się z innymi psychologami, nie poprosił o opinie.
Uznał, że jest (jak mi się zdaje) człowiekiem z misją od samego Boga. Zdołał
przekonac do swoich paranoicznych rojeń rząd USA- i rozpoczęła się akcja
krzywdzenia rodzin i autystycznych dzieci (zabierano je na siłę rodzicom- no
bo przecież "wiadomo", że się nad nimi znęcaja jak ss- mani nad więźniami).
Oprócz tego, że nie przekonałeś nikogo (przynajmniej nikogo mającego władzę)
do swoich teorii- to Twoje postępowanie jest bardzo podobne. Już na tym
etapie występujesz przeciw podstawom nauki- nie poddając swoich hipotez
falsyfikacji!
2. W naszej kulturze obowiązuje tabu kazirodztwa. Działa skutecznie w wielu
wypadkach. Sam się spotkałem na terapiach z ludźmi, którzy przyznawali, że
mieli np sny erotyczne z własnymi córkami. To oczywiście powodowało u nich
silne obniżenie nastroju, poczucie winy. Oczywiście- w ich wypadkach na
takich snach się kończyło. Jednak są przecież sytuacje, w których ojciec-
szczególnie po śmierci matki- wymusza na takie jcórce podjęcie roli zmarłej
matki...z wszelkimi tego konsekwencjami. Niestety- nieraz istnienie tabu nie
jest wystarczające samo w sobie. Można więc rozsądnie chyba założyć, że
gdyby w naszej kulturze nie istniało takie tabu- kazirodztwo byłoby
rozpowszechnione. Ty mówisz, że do takiego aktu miałoby dojść tylko raz
jeden jedyny- za zgodą matki, etc. No ale- żeby to w ogóle było możliwe- nie
może istnieć tabu kazirodztwa! Mam głębokie przekonanie, że taki tatuś,
który dziś przeżywa rozterki z powodu snów erotycznych ze swoją córką- nie
miałby już tych rozterek. Folgował by swoim chuciom bez ograniczeń. Wtedy w
skali społeczeństwa nie mielibyśmy do czynienia z aktem inicjacji seksualnej
z rodzicami, lecz z rozpowszechnionym, zalegalizowanym kazirodztwem. I dla
mnie jest to oczywiste. Dla Ciebie nie?
--
Chiron
› Pokaż wiadomość z nagłówkami
69. Data: 2017-06-07 08:01:54
Temat: Re: Cel naszego istnienia.Chiron pisze:
> Użytkownik "LeoTar Gnostyk" <l...@l...net> napisał w wiadomości
> news:ogvck6$21g$1@portraits.wsisiz.edu.pl...
>>>>>>> Zauważ, że Ty niczego nie udowadniasz. Na podstawie
>>>>>>> swojego doświadczenia wyciągasz takie wnioski. I - co
>>>>>>> ciekawe - ja jestem w dużym stopniu skłonny uwierzyć, że
>>>>>>> takie doświadczenia miałeś.
>>>>>> Na początku rozwiązałem mój indywidualny przypadek
>>>>>> szczególny. Następnie zebrałem obserwacje przepuszczając je
>>>>>> przez pryzmat mojego rozwiązania szczególnego; skorygowałem
>>>>>> moje rozwiązanie szczególne i odtworzyłem rozwiązanie
>>>>>> ogólne, co jest normalną praktyką badacza-doświadczalnika a
>>>>>> nie teoretyka. Ponieważ algorytm działania, który w ten
>>>>>> sposób stworzyłem pozwala wyjaśnić i rozwiązać najbardziej
>>>>>> skomplikowane sytuacje na chwilę obecną mogę przyjąć, że
>>>>>> jest on algorytmem uniwersalnym. Ponadto moje rozwiązanie
>>>>>> nie tylko, że jest niesprzeczne z wieloma funkcjonującymi
>>>>>> dotychczas hipotezami czyli rozwiązaniami cząstkowymi więc
>>>>>> jest najlepszą teorią wyjaśniającą mechanizm funkcjonowania
>>>>>> ludzkiego umysłu. Co więcej jest to rozwiązanie
>>>>>> niesprzeczne ze wszystkimi rozwiązaniami oferowanymi przez
>>>>>> religie oraz systemy filozoficzne i duchowe. Czy trzeba
>>>>>> czegoś więcej?
>>>>> Napisałeś: urodziłem i wychowałem się w faveli Rio de
>>>>> Janeiro. Jak wygląda spacer po ulicach wiem lepiej od ciebie.
>>>>> Trzeba mieć kilka noży - no i umieć się nimi posługiwać.
>>>>> Oczywiście kilka pistoletów też nie zaszkodzi. Widzę
>>>>> człowieka - coś niesie. Jak poderżnę mu gardło - to może
>>>>> okaże się, że facet ma coś do żarcia - więc wyżywię
>>>>> rodzinę.... etc itd. I tak wygląda życie z poziomu faveli
>>>>> Rio. Tworzysz całą teorię społeczeństw w oparciu o życie - i
>>>>> to właściwie tylko swoje życie - w Faveli Rio. Rozciągasz to
>>>>> na cały świat i wszystkich ludzi. Taka jest Twoja teoria.
>>>> A czyż nie z jednostkowych doświadczeń powstawały wszystkie
>>>> teorie naukowe, które wywracały wszystkie wcześniejsze do góry
>>>> nogami, na których to teoriach budowano całe systemy wiedzy? I
>>>> w dodatku budowane były nie na wynikach obserwacji, tak jak
>>>> moja, lecz na wydumanych teoretycznych założeniach.
>>> Systemów wiedzy w ten sposób nie budowano. Tak zbudowano np.
>>> marksizm: Marx rzekomo (nie ma na to dowodów) obserwował życie
>>> tkaczy śląskich - i na podstawie tego miał stworzyć swoją teorię.
>>> No ale to było - jak napisałeś powyżej - na wydumanych,
>>> teoretycznych założeniach.
>> Opowiedz mi co nieco o tym jak zbudowano system wiedzy obowiązujący
>> we współczesnej Nauce o społeczeństwie. Czy obserwatorzy byli
>> równocześnie uczestnikami czy zajmowali się tylko obserwacją. O ile
>> mi wiadomo to nawet Freud, którego metoda zmieniła częściowo
>> obowiązujący model poznawania rzeczywistości, unikał związków
>> emocjonalnych ze swoimi pacjentkami. Nie wiem na ile analizował
>> swoje małżeństwo i relacje w nim panujące oraz rozumiał zależności
>> emocjonalne w nim obowiązujące. Ja, od pewnego momentu świadomie
>> konfrontowałem fakty z teoretycznym schematem funkcjonowania
>> rodziny, który wypracowałem w najbardziej krytycznym (i przełomowym
>> dla mnie) okresie mojego życia. Podświadomie budowałem
>> doświadczenia, które pokazywały słuszność zbudowanego algorytmu.
> Nie bardzo rozumiem, co konkretnie chcesz tu powiedzieć? Zaczynając
> od tego, że żaden terapeuta nie powinien wikłać się emocjonalnie ze
> swoją pacjentką - bo czyni to go bezużytecznym jako terapeutę - i to
> jest przestrzegane we współczesnej psychologii i psychiatrii. Na
> straży tego stoją różne takie jak sądy koleżeńskie, które powinny w
> takich sytuacjach reagować - odsuwając w ogóle terapeutę od zawodu -
> choćby czasowo. Sprawa jest więc poważna. No i oczywista. Jeśli ktoś
> chce - tak_jak_Ty - jednocześnie wikłać się emocjonalnie z kimś i być
> jego terapeuta - z góry jest skazany na niepowodzenie.
To, że funkcjonuje przekonanie o tym, że nie wolno się wikłać
emocjonalnie z pacjentem/pacjentką jest skutkiem tego jakie warunki
relacji kobieta-mężczyzna NARZUCAJĄ kobiety. To one domagają się dla
siebie enklawy psychicznej, do której nikt oprócz nich samych nie ma
dostępu. Taka enklawa umożliwia przechowywanie najważniejszych babskich
tajemnic, których ujawnienie obnażyłoby kobietę całkowicie, a w tym
ujawniłoby jej prawdziwy stosunek do mężczyzny, którego traktuje ona jak
swego niewolnika, który ma jej wyłącznie SŁUŻYĆ, a nie być dla niej
równoprawnym partnerem. Na tej bazie wymuszonej przez kobiety zbudowano
cały kodeks postępowania (relacji) między terapeutą a jego
pacjentem/klientem. Kodeks ten uniemożliwia podjęcie realnej terapii
lecz z definicji ZAKAZuje terapeucie dostępu do obszarów kobiecej
psychiki, które według niej są i mają pozostać niedostępne. A to
uniemożliwia poznanie przyczyny destrukcyjnej działalności kobiety i nie
pozwala na podjęcie skutecznej terapii. Okazałoby się bowiem, że to nie
mężczyźni są sporadycznymi kazirodcami i pedofilami lecz to kobiety
parają się tym procederem NAGMINNIE!
To było po pierwsze. A po drugie, Drogi Chironie, jak wyobrażasz sobie
możliwość terapeutycznego oddziaływania na pacjenta jeżeli nie poznasz
emocji pacjenta? A nie poznasz ich dopóty, dopóki on ci nie zaufa. A
zaufa ci dopiero wtedy jeżeli się przed nim całkowicie odsłonisz, czyli
zerwiesz wszelkie zabezpieczenia, w tym emocjonalne. A to oznacza, że
MUSISZ się związać emocjonalnie z pacjentem by chociaż chwilowo ci
zaufał. I to na bazie tych właśnie, takich chwilowych odsłon Teresa M.
udostępniała mi nieświadomie zawartość swojej podświadomości, z czego
zupełnie nie zdawała sobie sprawy, ale były to dla mnie chwile bezcenne
bo dostarczyły mi wiedzy doświadczalnej o tym co ją gnębi. Dokładnie tak
samo działałem nieświadom tego w stosunku do naszej córki, która
napisała mi tak wspaniały list na pożegnanie (mam nadzieję że go
przeczytałeś?).
I po trzecie wreszcie; właściwie to od teo powinienem był zacząć. Nie
wyjaśniłeś co masz na myśli mówiąc o wiązaniu się emocjonalnym? Czy
przez to wiązanie się rozumiesz kontakty seksualne? Jeżeli tak, to
całkowicie się z Tobą zgodzę, że dopóki terapia trwa nie może dochodzić
do zbliżeń seksualnych między pacjentem i terapeutą; a już szczególnie w
sytuacji gdy terapia dotyczy obydwu stron, gdy terapeuta nie zna jeszcze
lecz poszukuje dopiero rozwiązania zagadki przyczyny manipulacji.
> Dlatego chociażby, że jego obserwacje są filtrowane emocjami
> właśnie.
Tak jest dopóty, dopóki terapeuta nie zna (lub nie akceptuje tego co
piszę) PRZYCZYNY zaburzeń psychicznych i sam jest zaburzony a w
pacjencie szuka pomocnika do własnego wyzwolenia. Taki terapeuta poddaje
się manipulacji, którą narzuca mu pacjentka, nie jest on w stanie
analizować dostarczanej mu papki i poddaje się emocjonalnej grze
sterowanej przez pacjentkę, która toczy z nim walkę o to by go poniżyć
jako mężczyznę. Tylko terapeuta, który jest autorytetem dla samego
siebie i którego nie da się zmanipulować może... pomóc zaburzonej
kobiecie, gdyż inaczej ZAWSZE ulegnie jej manipulacji lub będzie musiał
"uciekać" by nie zostać zdominowanym (uzależnionym).
> Osąd sytuacji nie może być więc prawdziwy.
Dopóty, dopóki terapeuta jest uzależniony emocjonalnie od swojej matki.
> Ba! Istnieje w psychologii taka instytucja, jak superwizja.
A superwizorem jest inny uzależniony terapeuta...? Lub jeszcze lepiej,
kobieta? Hue, hue... Przestań bajać bajarzu.
> Otóż terapeuta powinien jej się poddać - po to, żeby jego osądy były
> prawdziwe. To taka osoba - nie związana z terapeutą, która pełni
> wobec niego podobną rolę jak osobisty spowiednik. Oczywiście -
> patrząc z boku łatwo mu zauważyć pewne rzeczy, których terapeuta
> mógłby nie zauważyć - choćby w skutek jakiegokolwiek wikłania
> emocjonalnego.
A kto w tej hierarchii superwizorów (jak rozumiem superwizor musi mieć
swojego superwizora, itd.?) wydaje ostateczne oceny i werdykty?
> I to nie musi być jakieś silne, typu związek, wystarczy przecież dla
> wypaczenia osądu osobiste odniesienie do swoich traum.
Pełna zgodność. Dlatego uważam, że za terapię powinni się brać ludzie
wyzwoleni spod wszelkiej maści uzależnień, przede wszystkim wolni od
uzależnień seksualnych, bo te są najskuteczniejsze w gmatwaniu obrazu
rzeczywistości.
> Bez tego (tych 2 czynników) - trudno o prawdę w ocenie drugiego
> człowieka. Ty - złamałeś te obie zasady, i na dodatek lekceważysz
> konieczność ich przestrzegania. To - tylko to - czyni z Ciebie
> kompletnie niewiarygodnego badacza. No ale błędów popełniłeś o wiele
> więcej.
Jak już Ci wcześniej wyjaśniłem mogę sobie pozwolić na grę emocjami
ponieważ nie uzależniam się, a więc i nie poddaję się agresywnej
postawie pacjenta, który chciałby podporządkować sobie mnie oddziałując
na mój sposób odczytywania rzeczywistości. Brak uzależniania się nie
oznacza gotowości do zawarcia związku z drugim, wolnym człowiekiem. Ale
zawarcie takiego związku oznacza jego bezwzględną i niemożliwą do
rozbicia trwałość. Czyli związek dwojga ludzi wolnych to prawdziwe,
trwałe małżeństwo, które nie potrzebuje papierowych lub sakramentalnych
zaświadczeń gdyż samo realizuje święty sakrament trwałości. Ale do tego
trzeba być wolnym i niezależnym emocjonalnie, trzeba ufać, szanować
siebie i partnera.
> No bo o ile zabezpieczony superwizją terapeuta może sporo wiedzieć o
> swoim pacjencie (po dłuższym okresie terapii) i relacjach w jego
> rodzinie, o tyle na temat tego, co dzieje się naprawdę pomiędzy
> ludźmi, którzy są jego dalszymi znajomymi czy nawet przyjaciółmi -
> wie niewiele.
Bzdury pleciesz Chironku. Człowiekowi wolnemu wystarczy spojrzeć i już
wiadomo co jest grane. Ten schemat, który zbudowałem okazuje się
efektywny we wszystkich przypadkach. Rozumiem, że jest to dla Ciebie
denerwujące, że jestem w stanie przejrzeć każdego, nawet Ciebie, ale
powinieneś mi uwierzyć, że nie jestem w stanie skrzywdzić wykorzystując
tę wiedzę. A Ty się tego obawiasz; nie ufasz chociaż nigdy nie dałem Ci
podstaw do tego byś nie ufał. A skoro nie ufasz mi to mnie poniżasz
chociaż starasz się nie powiedzieć tego wprost, ale tak działasz. Bo
czy dałem Ci jakikolwiek pretekst do tego byś mnie w odwecie poniżał?
> Owszem - wielu rzeczy może się domyślać, jednak powinien zdawać
> sobie sprawę, że to po prostu wyłącznie jego podejrzenia - które w
> jakiejś części mogą być prawdziwe - ale to wcale nie musi być większa
> część. Jak jest z Tobą? Twierdzisz, że coś wiesz o ludziach, których
> (jak twierdzisz) - obserwowałeś, ale nie masz żadnych notatek do
> analizy, ani żadnych podstaw żeby przypuszczać, że jest między nimi
> tak czy inaczej. Natomiast (jak widzę) tych obserwowanych po prostu
> podciągasz pod swoją hipotezę (bo w żadnym razie nie zasługuje z
> definicji na miano teorii).
Zbudowałem moją hipotezę na bazie doświadczeń z własną rodziną,
doświadczeń wymuszonych przez kobietę (jestem jej za to bardzo wdzięczny
i robiłem do tej pory wszystko by uwierzyła, że nie mam w stosunku do
niej żadnych złych zamiarów. Ale, jak już wiele razy pisałem, wybaczanie
musi iść w parze z pokornym przyznaniem się do popełnionych "błędów" bez
których niemożliwym byłoby znalezienie właściwego rozwiązania. A więc te
"błędy" były i są jedynie faktami, albo punktami pomiarowymi, które
posłużyły do odtworzenia algorytmu działania jednostki. Kolejne
obserwacje i doświadczenia wypełniają już jedynie nieciągłości mojego
pierwszego doświadczenia i zbliżają mnie do funkcji ciągłej. Świat
dyskretny powraca do swojej pierwotnej, analogowej postaci ale już na
nowych zasadach. A Ty nie chcesz zweryfikować tego mojego modelu lecz go
odrzucasz nie dokonawszy żadnej, nawet mało istotnej weryfikacji.
Odrzucasz go, bo musiałbyś uczciwie zweryfikować własne poglądy na
dotychczasowe relacje panujące w Twojej rodzinie. Boisz się, że a nuż
okazałoby się, że mam rację i musiałbyś podjąć dalszą walkę o uwolnienie
się od uzależnień seksualnych, które Cię paraliżują. Boisz się stracić
"wierność" swojej partnerki, która być może i owszem jest Ci "wierna" z
przyzwyczajenia, wygodnictwa i strachu przed opinią publiczną.
>>>>>>> Jednak Ty nie chcesz przyjąć do wiadomości, że moje
>>>>>>> doświadczenia są całkiem inne (już o tym rozmawialiśmy).
>>>>>>> Zarzucasz mi nieświadomość w związku. Przyznasz, że nie
>>>>>>> ma w takim razie między nami równości w dyskusji,
>>>>>>> prawda?
>>>>>> Niestety, nie ma między nami równości. Powiem więcej w
>>>>>> pewnym momencie zyskałem przewagę ponieważ przestałem się
>>>>>> bać że stracę wątpliwe uciechy seksualne z partnerką, która
>>>>>> uzależniła mnie od siebie seksualnie i przez długi okres
>>>>>> wykorzystywała mój potencjał do wyłącznie własnych celów.
>>>>>> Podobnie postępowałem z następnymi, które chciały mnie od
>>>>>> siebie uzależnić posługując się wabikiem seksualnym - mogę
>>>>>> być partnerem ale nie sługą (niewolnikiem).
>>>>> No ale ktoś Ci opowiada o swoim życiu na Górnym Manhattanie.
>>>>> O pięknej żonie, dzieciach, o swoim szczęściu, o dobrej
>>>>> pracy, etc. Ty jednak wiesz lepiej, że mówi bzdury, prawda?
>>>> Tak, wiem lepiej. Bo po iluś tam doświadczalnych weryfikacjach
>>>> tej teorii oraz algorytmu jej działania wyniki wskazują na to,
>>>> że doskonale objaśnia ona relacje międzyludzkie w
>>>> społeczeństwie zbudowanym na zakazowej edukacji. Co więcej
>>>> jestem w stanie przewidywać zachowania ludzi, którzy zostali
>>>> wychowani w obowiązującym modelu wychowawczym ponieważ ludzie
>>>> ci nie kierują się wolną wolą a ich działaniami można
>>>> manipulować. Stąd kobiety, które są w stanie manipulować
>>>> mężczyznami mogą się chlubić tym, że mają lepszą intuicję od
>>>> mężczyzn ponieważ wykorzystując seksualne uzależnienie są w
>>>> stanie wymuszać określone zachowania mężczyzn.
>>> Proszę o jakieś konkrety. To wszystko strasznie ogólnikowe.
>>> Podaj jakiś przykład. Oczywiście taki, który znasz osobiście z
>>> własnych obserwacji. Poza tym - taka teoria (aby była teorią, a
>>> nie przypuszczeniem) wymaga wykonania badań. Masz jakieś badania
>>> - zapiski, możesz coś napisać o metodologii?
>> Niestety nie. Nie prowadzę żadnych zapisów ani notatek - po prostu
>> to co zaobserwuję wrzucam w sieć. A ponieważ są to dane wrażliwe
>> więc unikam jakichkolwiek sytuacji, które umożliwiłyby
>> identyfikację osób. Stąd może i wrażenie ogólnikowości. Ale też nie
>> zamierzam z tego materiału robić dysertacji stąd moja lakoniczność.
>> Jedyne do czego zmierzam to zdjęcie zdjęcie "filtrów"
>> ograniczających rozpoznawanie sytuacji zagrożenia emocjonalnego
>> założonych osobnikom w dzieciństwie przez ich matki. Filtry te, z
>> których głównym jest zakaz, w okresie życia dorosłego
>> zniekształcają postrzeganie rzeczywistości i umożliwiają
>> manipulację w rodzinie następnego pokolenia.
> Dokładnie to, co pisałem powyżej. Dorabiasz ideologię do faktów.
A czyż nie tak właśnie być powinno? Czyż hipotez i teorii nie powinno
się budować na podstawie wyników doświadczenia?
> Nawet nie jesteś w stanie powiedzieć, ile związków brałeś pod uwagę w
> swoich badaniach (każdemu można było nadać przecież lipne imiona,
> zmienić miasta, zdarzenia, które miały miejsce w kinie zmienić na
> teatr, etc). Nie robiłeś notatek - nawet dla siebie. A przecież to
> wręcz nonsens! Tylko w ten sposób - poprzez analizę różnych sytuacji
> - choćby dla samego siebie - mogłeś się w ogóle pokusić o jakąkolwiek
> hipotezę!
Ależ dokładnie tak właśnie postępowałem. I nadal tak postępuję.
>>>>>>> p.s. Chyba, że się wycofasz z tego, że ja po prostu w
>>>>>>> swoim związku nie dostrzegam czegoś, co według Ciebie w
>>>>>>> nim jest.
>>>>>> Tak, tak jak powiedziałem wyżej: jesteś uzależniony i
>>>>>> zaślepiony strachem przed potencjalną samotnością. Dlatego
>>>>>> przegrywasz w walce o wolność.
>>>>> Pamiętasz - w poprzednim poście pytałem o to, co Ci się
>>>>> udało zrobić Twoją teorią - czy poznałeś nowych przyjaciół,
>>>>> czy naprawiłeś zerwane więzi? Ty odpowiedziałeś (robiąc
>>>>> psychologiczny "myk!"), że masz coraz więcej zwolenników
>>>>> swojej teorii - nawet kobiety. Leo - ja zapytam ponownie: Czy
>>>>> na podstawie Twojej teorii - albo i bez niej - w ostatnim
>>>>> czasie zaskarbiłeś sobie czyjąś przyjaźń?
>>>> Pewnie nie uwierzysz, ale przyjaciół mi przybywa wszędzie gdzie
>>>> się tylko pojawię.
>>> Ja będę nadal sceptyczny, jeśli pozwolisz...
>> Takie Twoje niezbywalne prawo.
> Z iloma ludźmi w realu (chodzi tylko o ilość) łączą Cię szczególne,
> bliskie związki - takie przyjaźnie? No wiesz - osoba, która jest
> przez Ciebie wspierana, i jednocześnie bezwarunkowo Ciebie wesprze?
> No i nie macie przed sobą tajemnic - nie ma między wami kłamstw,
> fałszów? Ja wiem, że to ideał - no ale chociaż w przybliżeniu?
Czy jedna wystarczy? Jeśli tak to mam taką osobę...
>>>> Zaś zerwane więzi rodzinne mogą zostać naprawione tylko
>>>> wówczas gdy moja eks- przyzna się sama przed sobą, że popełniła
>>>> błąd, będzie w stanie wybaczyć sobie ten błąd oraz będzie w
>>>> stanie wybaczyć mnie krzywdy, których ode mnie doznała gdy
>>>> byłem od niej seksualnie uzależniony. Ty krzywdy/nie krzywdy,
>>>> które jej wyrządziłem zostały były przez nią samą wymuszone
>>>> (prowokowane) bo potrzebne jej były do tego by uzasadniać jej
>>>> nieufność do mnie. A ja, będąc wówczas jeszcze nieświadomym
>>>> tego mechanizmu dawałem się na te jej prowokacje nabrać i
>>>> ulegałem im. Kreowała rzeczywistość, która miała uzasadnić jej
>>>> brak zaufania i niechęć do mnie.
>>> Przepraszam ale albo nie rozumiem, albo sensu to nie ma za
>>> bardzo. Co ma jedno do drugiego? Więzi mogą być bardzo silne
>>> nawet wtedy, gdy ludzie nie są tego świadomi. No ale jedziemy
>>> dalej.
>> Albo wówczas gdy jedna strona (zawsze! kobieta) świadomie nimi
>> manipuluje by zrealizować swój plan "posiadania" rodziny bez
>> zaufania partnerowi.
>>>>> Może udało Ci się chociaż częściowo - naprawić zerwane więzi
>>>>> (np córka, żona, etc)? Proszę o przykład. Zauważ, że nie
>>>>> pytam o zwolenników Twojej teorii. Widzisz różnicę?
>>>> Próba odbudowania więzi rodzinnych nie została jeszcze
>>>> zakończona, więc nie udzielę Ci żadnej odpowiedzi. W grze o
>>>> wolność dzieci uczestniczyć muszą oboje rodzice. Do tej pory ja
>>>> byłem całkowicie wyeliminowany samowolnymi postanowieniami
>>>> Teresy M. wspieranymi przez matriarchalne struktury społeczne
>>>> takie jak system wychowawczy i system prawny. Systemy te się
>>>> rozpadają a więc Teresa M. zaczyna tracić oparcie i grunt pod
>>>> nogami a z drugiej jako, mam nadzieję, człowiek myślący
>>>> zastanawia się pewnie nad patologiami, które wystąpiły w naszej
>>>> rodzinie w dwóch kolejnych pokoleniach (nasz syn - zespół
>>>> Down'a i nasz wnuczek - zespół Kabuky'ego). A ponadto
>>>> destabilizacji uległa globalna rzeczywistość i odczuwa ona
>>>> pewnie wzrost zagrożenia tak jak i wszyscy ci, którzy żerują na
>>>> cudzej pracy. To są czynniki, które sprzyjają (wymuszają)
>>>> przemiany w jej świadomości. Musi poczuć się
>>>> współodpowiedzialna za kataklizmy, które spotkały naszą
>>>> rodzinę.
>>> Ona niczego nie musi. Skąd taki pomysł?
>> Ależ ja się całkowicie z Tobą zgadzam. Ale wówczas musi! (tak
>> teraz musi) przejąć na siebie całą odpowiedzialność za negatywne
>> fakty, które wydarzyły się w naszej rodzinie. Musi! przejąć
>> odpowiedzialność za to, że świadomie rezygnuje z możliwości
>> wycofania skutków tych negatywnych zjawisk. Bo resocjalizacja może
>> mieć miejsce tylko wówczas gdy obie strony, a nie tylko jedna,
>> wykażą chęć i gotowość rozmowy terapeutycznej.
>>> Zauważ też proszę, że jest to mało odpowiedzialne żądać czegoś
>>> od swojej eks. Możesz żądać wyłącznie od siebie.
>> Nie próbuj mnie obciążać poczuciem winy w sytuacji gdy
>> wykorzystałem wszystkie ścieżki próbując porozumieć się z Teresą M.
>> a ona nie chce rozmawiać. To jest jej wola, i ja tą jej wolę
>> szanuję. Niestety, ona chce mnie nadal traktować jako kogoś od
>> niej uzależnionego, kogoś kim może pomiatać. Jako człowiek świadomy
>> podjąłem świadomą grę dla zachęcenia jej do rozmowy. Ale jak mówią:
>> do trzech razy sztuka, gdyż czas płynie nieubłaganie.
> Poczuciem winy? Kompletne nieporozumienie. Poznałem w życiu sporo
> ludzi, którzy byli w związkach, gdzie nimi manipulowano. Oczywiście -
> oni też manipulowali. I na przykład popadli w alkoholizm (czy inny
> nałóg). Partnerka oczywiście świetnie sprawdzała się jako osoba
> współuzależniona, manipulując tak, żeby partner nie wytrzeźwiał.
> Człowiek trafia na terapię, wychodzi z nałogu (np niepijący alkoholik
> - to może nad wyrost nazwane "wychodzeniem z nałogu"). No i wraca do
> domu. Wcześniej oczywiście terapia powinna go przygotować na to, co
> zastanie. Z reguły - taka sama rodzina, jaką zostawił. Dzieci w
> różnych rolach współuzależnienia - no i współuzależniona żona. Wraca
> więc w to, co zostawił - i teraz wszystko właściwie zależy od niego.
Nic nie zależy od niego jeżeli nie poznał i nie zaakceptował
PRAPRZYCZYNY uzależniania. By się wyleczyć z uzależnienia uzależniony
musi poznać przyczynę, zrozumieć i zaakceptować rozwiązanie a następnie
przewertować całe swoje życie by zrozumieć, że jego doświadczenia nie
były niepotrzebne lecz były drogowskazami w jego Tao. Nie umiał ich
tylko właściwie odczytać gdyż był manipulowanym w sposób taki by ich
odczytać nie mógł. By był niewolnikiem manipulanta.
Dopiero taki delikwent, który zaakceptuje mechanizm uzależniania oraz
pozna źródło (złe ziarno) może brać się za bary ze splątanymi
uzależnieniami w swojej rodzinie. Ale tutaj na pewno napotka opór
kobiety, która tymi jego uzależnieniami się żywiła i nie chce z tej swej
ciepłej posadki zrezygnować. A jet przy tym wspierana przez cały system
prawny, który został zbudowany na błędnym założeniu, na błędnej
interpretacji grzechu pierworodnego oraz na założeniu, że człowiek
dysponuje wolną wolą niezależnie od tego czy jest świadomy czy jest
nieświadomy. Człowiek nieświadomy nie może odpowiadać za swoje czyny ale
cóż zrobić gdy wszyscy są nieświadomi? Trzeba im pozwolić doświadczać,
nawet wówczas gdy będą popełniać tzw. błędy, gdyż tylko obserwowanie
doświadczenia umożliwia wyeliminowanie błędów z działań człowieka. Ale
by to nastąpiło musi się w nim dokonać przemiana, czyli tzw.
dezintegracja pozytywna (za prof.Kazimierzem Dąbrowskim) w wyniku której
Prawda i Fałsz zajmą należne sobie miejsca.
> No wiem, nie wszystko - ale większość. Jeśli widzi, zrozumiał
> mechanizmy postępowania rodziny - to powinien sam zachowywać się
> uczciwie. Pokazywać, że można nie manipulować, być wobec siebie
> szczerym, czasem się nawet na siebie pozłościć - i że to jest
> bezpieczne!
Ale kiedyś musi nastąpić przełom, Prawda i Fałsz muszą zająć należne im
miejsca. Nie uda się do niego doprowadzić, jeżeli tylko jedna ze stron
(kobieta) będzie wspierana przez ogłupione i bezmyślne społeczeństwo
niechętne podejmowaniu jakiegokolwiek wysiłku psychicznego w celu
pokonania nieświadomego. Jeżeli nie chce dokonać przemiany dobrowolnie
więc trzeba ją do takowej przemiany przymusić - innej opcji nie ma
Chironie. Lenistwo umysłowe i stagnację można pokonać tylko zrzucając
bomby na zakonserwowane społeczeństwo.
> Swoim zachowaniem - może zachęcić żonę do terapii.
Cha, cha, cha... Naiwniak jesteś. Zmusić kobietę do dobrowolnego
przyznania się do błędu. Czy wyobrażasz sobie ile odwagi musiałaby ona
wykazać dobrowolnie by zdecydowała się powiedzieć dzieciom, sąsiadom,
rodzinie, że przez całe życie oszukiwała bo nie ufała, bo nie szanowała
partnera i że handlowała seksem by go w pewnym okresie życia przy sobie
utrzymać. Strasznym naiwniakiem jesteś Chironie.
> No bo dotąd ona mówiła coś w tym stylu: "ja na terapię?!!! przecież
> to on chla! A ja jestem jego ofiarą!".
Przyjrzyj się sobie, jak zmieniasz swoje zdanie. Sam sobie zaczynasz
tłumaczyć, że kobieta postępuje nieuczciwie, gdyż uznała, że to tylko on
jest winien, a ona jest tą dobrą i świętą.
> Na terapii może zrozumieć mechanizmy psychologiczne, to - czym się
> kierowała w swoim życiu. Tak naprawdę - a nie to, czym myślała, że
> się kieruje. Wtedy mogą zacząć razem budować swój związek na nowo.
Tylko spróbuj ją na taką terapie zaprowadzić. I wołami nie dasz rady
chyba, że spotka mężczyznę absolutnie niezależnego i wolnego od
uzależnień, który jej powie prawdę, również o niej samej, nie bojąc się,
że straci z nią kontakt. Zauważ, co każda kobieta oferuje na początku
znajomości z mężczyzną: ciało, uśmiech, miłe słówka, podbudowywanie
faceta jaki to on wspaniały, po to by go potem, gdy już go sobie owinie
wokół palca spuścić go z góry na twardą glebę. Dlatego terapeuta musi
umieć przejąć te jej sposobiki ale musi być uczciwy by tego nie
wykorzystać przeciwko niej lecz dla wyprowadzenia jej na szerokie wody
wolnej woli. Musi wyprowadzić ją z domu psychicznego zniewolenia które
sobie sama zafundowała i wprowadzić ją do świata ludzi wolnych i
niezależnych, by nigdy już nie przyszło jej na myśl handlować seksem.
Gdyż ten handel jest przyczyną jej złego samopoczucia w każdym związku.
A zaczyna handlować gdyż nie ufa. A nie ufa, gdyż nie dane jej było
odebrać z rak matki wzorca zaufania do mężczyzny.
> Jeśli nie - no cóż, przecież nie musi chcieć rozumieć to, co pojął
> jej partner. Jeśli on sobie z tym radzi - też będą razem. A jeśli
> któreś z nich zdecyduje - przecież i tak może być - że to już nie ma
> sensu - rozstaną się. On będzie się oczywiście wtedy starał mieć z
> nią jak najlepsze relacje - a przede wszystkim ze swoimi dziećmi. A
> Ty krzyczysz: "to jej wina! niech się przyzna!" Wybacz, ale to Twoje
> postępowanie jest - i to jest bardzo dobre słowo - n i e o d p o w i
> e d z i a l n e.
Czy zauważyłeś już w którym miejscu popełniasz błąd oceniając mnie? Ja
nigdzie nie chcę obciążyć Teresy M. poczuciem winy. Ja chcę jej pomóc w
tym by ona sama uwolniła się od poczucia winy tkwiącego w jej
podświadomości od chwili gdy usunęła swoją pierwszą ciążę; ona chciała
obciążyć wyłącznie mnie winą za to o czym sama zadecydowała i przez
pewien okres się jej to udawało, gdyż nigdy o tym ze sobą w rodzinie
uczciwie nie rozmawialiśmy. Brakowało między nami komunikacji i
przyczyny leżały po obu stronach. Ale w końcu gdy odważyłem się
powiedzieć córce, że gdyby przypadkiem zaszła w ciążę i jej partner nie
bardzo wiedziałby co z tym zrobić to by nie wahała się i przyszła do
mnie z tym kłopotem. By nigdy nie postąpiła tak, jak postąpiła jej matka
ze swoją pierwszą ciążą. To była próba nawiązania prawdziwego dialogu w
rodzinie; dialogu, który Teresa M. odebrała jako oskarżenie pod jej
adresem. A odebrała to jako oskarżenie gdyż sama w taki sposób o tym
myślała. To w jej głowie tkwił cierń poczucia winy, a ja - przyznaję -
nieświadom złożoności problemu dość brutalnie próbowałem go stamtąd
usunąć. A zrobiłem to tak jak zrobiłem, gdyż Teresa M. unikała
jakichkolwiek rozmów, które rozwiałyby chmury gromadzące się nad naszą
rodziną i manipulując moim poczuciem winy (i wartości) utrzymywała
wszystko w ryzach swojej władzy. I wszystkie nieświadome kobiety
kombinują, każda na swoją modłę, w jaki by tu sposób ujarzmić swojego
mena. A dla siebie zachowują tę enklawę psychicznej nietykalności, o
której pisałem. Enklawę, która pozwala im manipulować mężczyznami. to
również prototyp... nieoznaczoności Heisenberga.
>>> Kolejna sprawa - mam wrażenie, że zdajesz sobie sprawę, że
>>> postępując tak, jak z córką (odwołuję się do tego jej postu,
>>> który tu cytowałeś)- mogłeś osiągnąć DOKŁADNIE to, co osiągnąłeś.
>>> Najpierw piszesz, że właściwie to sprawa w sądzie jest po to,
>>> żebyś się z nimi zobaczył. No ok. Trochę to dziecinne - no ale
>>> (jak myślałem) pragnienie ponownego ujrzenia córki jest w Tobie
>>> bardzo duże.
>> Mylisz się Chironie. Chciałem zobaczyć dzieci w sytuacji
>> analitycznej aby ocenić stopień ich społecznej i emocjonalnej
>> degradacji. A że sąd był jedynym możliwym miejscem, które
>> zaproponowała sama Teresa M. więc zgodziłem się gdyż i tak żadnego
>> innego wyboru nie miałem.
>>> No ale co Ty zrobiłeś?!!! POŁOŻYŁEŚ dokładnie wszystko na
>>> łopatki. Nie twierdzę, że zrobiłeś to świadomie. No ale z
>>> jakiegoś powodu - zrobiłeś.
>> Tak, oprócz tego, że chciałem dokonać analizy stanu rodziny,
>> zrobiłem to po to by również siebie samego uwolnić od wszelkich
>> wątpliwości i złudzeń co do możliwości odbudowania rodziny. Przez
>> 23 lata Teresa M. nie chciała mi udzielić jasnej odpowiedzi na moje
>> pytania czy mogę liczyć na odbudowanie rodziny. Wreszcie udało mi
>> się takową odpowiedź uzyskać co kończy moje duchowe rozterki, że
>> może czegoś nie dopatrzyłem. Jasne stwierdzenie ze strony
>> pozostałych członków rodziny: "Nie chcemy mieć z tobą ani z twoimi
>> teoriami nic wspólnego", kończy moje starania o odbudowanie
>> rodziny.
>>> Zastanów się - czy miałeś realną szansę, żeby przy tej okazji
>>> spotkać się z córką - np posiedzieć chwilę w kawiarni, nacieszyć
>>> się jej widokiem, chłonąć każde słowo - może nawet te gorzkie?
>>> Tak czy nie?
>> Nie miałem takiej szansy, bo gdybym ją miał to bym jej nie
>> przepuścił. Córka jest pod przemożnym wpływem matki, tak jak ofiara
>> syndromu sztokholmskiego, i poza salą sądową nie udało mi się jej
>> nawet zobaczyć. Chętnie porozmawiałby z Kasią, gdyż to było i jest
>> moje oczko w głowie (nie zapominam również o synach), ale w 1994 r.
>> gdy ostatnim wysiłkiem woli podpowiedziała mi, że Teresa M. jest
>> martwa emocjonalnie, padła ofiarą specjalistów od łamania
>> kręgosłupa moralnego dzieciom, które zapragnęły wolności. Pisałem o
>> tym już nie raz. Teraz jest tylko przerażonym dzieckiem, które
>> walczy o swoje przetrwanie.
>>> Ba! Może - przy dużej dozie pokory - nie byłoby to wasze
>>> ostatnie spotkanie! Mogłeś doprowadzić do tego spotkania?! Jeśli
>>> tak - to jak? I jeśli tak - to dlaczego postąpiłeś dokładnie tak,
>>> żebyście się nie spotkali prywatnie? Czy potrafisz chociaż tyle -
>>> spojrzeć w swoje serce i powiedzieć, czy kochasz córkę?
>> Kocham wszystkie dzieci, bezwarunkowo. I tak zawsze było. Ale nie
>> jestem w stanie zrobić niczego gdyż to one nie chcą się ze mną
>> kontaktować. Matka i jej socjopatyczni pomocnicy przekonała dzieci,
>> że jestem niebezpiecznym typkiem o chorych poglądach wychowawczych.
>> I tego sam nie jestem w stanie zmienić. Dopiero gdy dzieci dojrzeją
>> do własnych sądów, a kiedyś stanie się to zapewne pod wpływem
>> oddziaływań ich środowiska pozarodzinnego, to przyjdą do mnie same.
>> Nie jestem w stanie ich teraz przekonać, że je kocham i nic im z
>> mojej strony nigdy nie groziło. Chciałem dotrzeć do nich szybciej
>> gdyby udało mi się porozumieć z Teresą M. ale ona takiej gotowości
>> nie wykazała, więc i z moich chęci spotkania z dziećmi też nic na
>> razie nie wyjdzie.
> To jest bardzo smutne, co napisałeś. Przepraszam za szczerość i
> prostotę przekazu - ale pokazujesz tu kompletny brak empatii, choćby
> elementarnej umiejętności rozumienia emocji. I - mam głębokie
> przekonanie - nawet nie wiesz, po co się chciałeś z nimi spotkać.
> Wymyśliłeś to sobie.
Chiron, Ty stary capie, przestań mi wciskać kit i własne wyobrażenia na
mój temat. Albo bierzesz to co ja piszę dosłownie i nie interpretujesz
ich abo kończymy tę rozmowę. Bo nie po raz pierwszy robisz te podchody
by zmienić mój punkt widzenia. Chcesz koniecznie było tak jak Ty żyjesz
i jak postrzegasz świat. Bo trudno Ci sie jest pogodzić z tym, że na
najgłębszym poziomie podświadomości czujesz, że dałeś sie oszukać
kobiecie. Jesteś tchórzem i oszustem, i mówię Ci to nie po raz pierwszy.
> Prawda jest (przepraszam, że piszę z taką pewnością) ta sama, co od
> 80 tysięcy lat: poczuć ich zapach, posłuchać głosu, przeżywać
> doświadczenie bliskości, czyli po prostu: poczuć się razem.
Dupek jesteś, przez co rozumiem, że jesteś niewolnikiem du.. . Ja kiedyś
też taki byłem, ale mi się odmieniło i wyżej cenię sobie intelekt
aniżeli ciało. Chociaż inteligentnym ciałem nie pogardzę.
> I wiesz co myślę? Myślę, że założyłeś sobie a priori, że nie dasz
> rady. No to dołożyłeś wszelkich starań, żeby do tego nie doszło -
> przecież jeśli chciałeś odpowiedzi od żony, czy macie jeszcze jakieś
> szanse- wystarczyło się o nią s t a r a ć. Tak po prostu. No a w
> ogóle już nie wspominam o córce! Zamiast walić jej przez skype (nie
> ma znaczenia, czy słuszne czy nie) jakieś teksty, których nie miała
> ochoty nawet słuchać, a co dopiero zrozumieć - wystarczyło się skupić
> na tym, jak ona żyje. Co ją zajmuje, co cieszy, co smuci. I starać
> się wziąć sobie odpowiedzialność - chociaż w części - za jej nieudane
> życie - które przecież Ty w dużym stopniu zniszczyłeś. Wtedy, na
> tyle, na ile to możliwe - stałbyś się częścią jej życia. I ile to dla
> Ciebie było warte? Potrafisz samemu_sobie na to odpowiedzieć?! No
> skoro wolałeś robić dokładnie to, co mogło ją do Ciebie WYŁĄCZNIE
> zniechęcić...
Nie muszę chyba powtarzać po raz kolejny co sadzę o tych Twoich
wypocinach, które są dla ciebie ratowaniem własnej d... . Stajesz się
coraz mniej interesującym interlokutorem.
> Jeśli chodzi o Twoje budowanie swojej teorii - to przypomnę Ci, na co
> mi nie odpowiedziałeś (a właściwie zagłuszyłeś okrzykami typu : "I'm
> the best!"). 1. Błędy podobne do Twoich popełnił np Bruno Bettelhaim.
> Uznał on - na podstawie swoich doświadczeń z obozu koncentracyjnego,
> że relacje między rodzicem a dzieckiem autystycznym są takie same,
> jak między ss-manem a więźniem obozu, zwanym "muzułmanin" (to
> najniższa w hierarchii obozowej kasta więźniów. Coś jak "cwel" w
> dzisiejszej, więziennej subkulturze). Błąd polegał na tym, że -
> podobnie, jak Ty - nie chciał falsyfikować swojej hipotezy. Nie
> porozumiał się z innymi psychologami, nie poprosił o opinie. Uznał,
> że jest (jak mi się zdaje) człowiekiem z misją od samego Boga. Zdołał
> przekonać do swoich paranoicznych rojeń rząd USA - i rozpoczęła się
> akcja krzywdzenia rodzin i autystycznych dzieci (zabierano je na siłę
> rodzicom - no bo przecież "wiadomo", że się nad nimi znęcają jak
> ss-mani nad więźniami). Oprócz tego, że nie przekonałeś nikogo
> (przynajmniej nikogo mającego władzę) do swoich teorii - to Twoje
> postępowanie jest bardzo podobne. Już na tym etapie występujesz
> przeciw podstawom nauki - nie poddając swoich hipotez falsyfikacji!
Uważam, że zabieranie dzieci z rodzin nie jest rozwiązaniem; chociaż z
drugiej strony przyśpiesza hodowanie bezwzględnych mężczyzn zdolnych
przeciwstawić się seksualnej manipulacji kobiet. A już z definicji
powinno się zabierać dzieci samotnym matkom.
> 2. W naszej kulturze obowiązuje tabu kazirodztwa. Działa skutecznie
> w wielu wypadkach. Sam się spotkałem na terapiach z ludźmi, którzy
> przyznawali, że mieli np sny erotyczne z własnymi córkami. To
> oczywiście powodowało u nich silne obniżenie nastroju, poczucie winy.
> Oczywiście - w ich wypadkach na takich snach się kończyło. Jednak są
> przecież sytuacje, w których ojciec- szczególnie po śmierci matki -
> wymusza na takiej córce podjęcie roli zmarłej matki... z wszelkimi
> tego konsekwencjami. Niestety - nieraz istnienie tabu nie jest
> wystarczające samo w sobie. Można więc rozsądnie chyba założyć, że
> gdyby w naszej kulturze nie istniało takie tabu - kazirodztwo byłoby
> rozpowszechnione. Ty mówisz, że do takiego aktu miałoby dojść tylko
> raz jeden jedyny - za zgodą matki, etc. No ale - żeby to w ogóle było
> możliwe - nie może istnieć tabu kazirodztwa! Mam głębokie
> przekonanie, że taki tatuś, który dziś przeżywa rozterki z powodu
> snów erotycznych ze swoją córką - nie miałby już tych rozterek.
> Folgował by swoim chuciom bez ograniczeń. Wtedy w skali
> społeczeństwa nie mielibyśmy do czynienia z aktem inicjacji
> seksualnej z rodzicami, lecz z rozpowszechnionym, zalegalizowanym
> kazirodztwem. I dla mnie jest to oczywiste. Dla Ciebie nie?
Nudny jesteś, gdyż powielasz punkt widzenia matriarchalnego
społeczeństwa. Zakaz wychowania seksualnego i inicjacji seksualnej
dziecka w trójkącie z rodzicami sprzyja utrzymaniu dominacji kobiet i
przybliża moment zagłady tego gatunku, dokładnie w taki sam spoósb jak
to sie działo w eksperymencie Calhoun's.
> -- Chiron
--
Pozdrawiam
LeoTar Gnostyk
Świat według LeoTar'a - http://leotar.net/
Pomoc wzajemna jako czynnik rozwoju-Piotr Kropotkin
› Pokaż wiadomość z nagłówkami
70. Data: 2017-06-08 16:22:47
Temat: Re: Cel naszego istnienia.Leo- to dla mnie pomieszanie z poplątaniem. Proszę Cię, żebyś najpierw
odpowiedział tylko na ten fragment:
Użytkownik "LeoTar Gnostyk" <l...@l...net> napisał w wiadomości
news:oh84th$lj8$1@portraits.wsisiz.edu.pl...
> Dokładnie tak
> samo działałem nieświadom tego w stosunku do naszej córki, która
> napisała mi tak wspaniały list na pożegnanie (mam nadzieję że go
> przeczytałeś?).
>
W czym ten list wydał Ci sie wspaniały? Co było w nim wspaniałego dla
Ciebie? Trudno mi było ten list odszukać- a za bardzo nie mam czasu tu się
udzielać- czy mógłbyś go jeszcze raz zacytować? No bo albo ja czegoś nie
rozumiem- albo nie wiem co.
--
Chiron
› Pokaż wiadomość z nagłówkami
« poprzedni wątek | następny wątek » |