« poprzedni wątek | następny wątek » |
1. Data: 2000-10-25 11:43:17
Temat: Gdzie oczywistość psychologii społecznej spotyka się z ślepotąCzasami widzę dziwne rzeczy gdzie moc autorytetów przebija treść i myślenie,
lub moc uprzedzeń jest tak silna, że nie dopuszcza do głosu zdrowego
rozsądku. I wówczas na nowo przypominają mi się słowa Einsteina :
"Niezwykle ważne jest tu, jak wszędzie w nauce, uwolnienie się od
głęboko zakorzenionych i często bezkrytycznie powtarzanych uprzedzeń. "
Mam nadzieje, że ktoś zastanowi się nad tymi słowami, szczególnie, że to
słowa znanego autorytetu w dziedzinie myślenia ;)
Najpierw trzeba wyjaśnić co rozumiem przez 'ego'. To własny image o samym
sobie - zabarwiony nastawieniem do siebie (ocenianiem siebie). Znaczy się w
tym kontekście nie mówię o ego jako o jaźni... kontakcie z
rzeczywistością...
I tu oczywisty wniosek!
Człowiek, który posiada 'ego' nie może być pewny siebie!
Nieśmiałość to poziom sumienia, dosłownie poziom egoizmu, myślenia o
sobie!
Innymi słowami środowisko ludzi nieśmiałych tworzy ludzi nieśmiałych!
To wniosek bardzo oczywisty, tak jak to, że środowisko ludzi pewnych
siebie tworzy ludzi pewnych siebie...
Zgodnie z tendencją zbliżania własnych ocen do normy grupy (widzianej
subiektywnie), tendencją potrzeby akceptacji, można powiedzieć, że normą
jest zachowanie konformistyczne.
Człowiek odbija charakter swojego otoczenia, człowiek bardziej wrażliwy
odbija go głębiej, jest bardziej podatny na jego wpływ tyle, że jego
zachowanie jest bardziej wyraziste i przez to bardziej dostrzegane przez
innych... A to sprawia, że nienawiść na samego siebie nie stosowana jest do
siebie gdy ukrywa się powód nienawiści... ale ten powód dostrzega się u
kogoś kto ma problemy z ukryciem pewnego zachowania i za które zgodnie z
normą grupy siebie nienawidzi. Nie każdy musi tak odbierać społeczeństwo,
tylko nie potrafi stworzyć innych sugestii do odbioru (zrozumienia) innych,
wierząc w nastawienie do człowieka, kierując się aprobatą. To tworzy w nim
ego, dysonans, nieśmiałość, postawę konformistyczną. Wiara w nastawienie
wynika z budowy i wczesnego szantażowania dezaprobatą.
Jeśli ktoś myśli, że wnioskuje tak bo tak powiedział Freud... to jest w
niesamowitym błędzie, bo miałbym w dupie Freuda jeśli jego wnioski nie
odnosiły by się choć trochę do rzeczywistości... Na równi z książkami trzeba
czytać życie, jeśli ludzie tego nie rozumieją to nadal mogą uczyć się
przepisów kulinarnych na blaszkę, a i tak nigdy nie zrozumieją jak się robi
rosół... ;)
Człowieka kochać czy nienawidzić?
To nie są dwie strony wyboru - nastawienia... Tu chodzi o wybór czy
kochać czy nienawidzić siebie!
Nienawiść znaczy odrzucenie siebie, odrzucenie miłości, wolności.
Samoświadomość to nie egoizm, nie ma też nic wspólnego z pychą, choć
jest
z nimi mylona, to coś zupełnie
przeciwnego!
Ja...
---
"/.../ dlatego siedze cicho i nic sie nie odzywam, /.../
aby innych nie zawstydzac tym,
ze sa tak samo ludzmi jak ja."
pewna bardzo kochana istota...
› Pokaż wiadomość z nagłówkami
Zobacz także
1. Data: 2000-10-25 15:43:01
Temat: Re: Gdzie oczywistość psychologii społecznej spotyka się z ślepotąWitam
Bary friend co napisałes w news:8t6goh$nds$1@news.tpi.pl...
I znów - w pierwszej chwili chciałoby się powiedzieć:
"No świetnie - tylko tak naprawdę... o co chodzi temu Bary'emu?!" ;)).
> Czasami widzę dziwne rzeczy gdzie moc autorytetów przebija treść i myślenie,
Że niby dziwne jest iż autorytety są autorytetami?
Autorytet ma to własnie do siebie, że "reszta świata" obdarza jego słowa, prace
i działania zaufaniem - czyli wierzy wszystkiemu na podstawie jego uprzednich
zachowań. Jest to zwykle dość mylące, gdyż ludzie się zmieniają. Z jednej strony
nie sposób żyć bez wzorców (społeczność bez autorytetów zmierza do chaosu),
a z drugiej, bardzo trudno jest autorytetom zrezygnować ze swych pozycji, gdy
już przychodzi na to pora. A pora przychodzi na każdego !!!
> lub moc uprzedzeń jest tak silna, że nie dopuszcza do głosu zdrowego
> rozsądku. I wówczas (...) słowa Einsteina :
>
> "Niezwykle ważne jest tu, jak wszędzie w nauce, uwolnienie się od
> głęboko zakorzenionych i często bezkrytycznie powtarzanych uprzedzeń. "
Tak to już jest, że na stu osobników, osiemdziesięciu będzie bezkrytycznie
powtarzać jakieś uprzednio obowiązujące schematy, dziewiętnastu będzie
walczyć ze sobą i własnymi przeczuciami, że "coś jest nie tak", a tylko jeden
(albo i jedna - dziesiąta), odważy się wypowiedzieć "przeciw" - z własną
zadziorną koncepcją. Wiemy co sie wtedy na ogól dzieje.
(...)
> środowisko ludzi nieśmiałych tworzy ludzi nieśmiałych! (...)
> środowisko ludzi pewnych siebie tworzy ludzi pewnych siebie...
Z tym się nie w pełni zgodzę. Powtórzę raczej, że w każdym środowisku
znajdzie się zarówno tych dziewietnastu (%) zadumanych jak i ten jeden (%)
"zadra". "Zadra", będzie przed dłuższy czas życia w środowisku, takim
jak ono, czyli raczej powielającym schematy i uprzedzenia. Ale przyjdzie
czas, że przepchnie się z własnym myśleniem ponad osiemdziesięciu
nieśmiałych i stanie sie wątpiący... W którymś momencie stanie się "Zadrą".
Co z nim zrobi grupa to już inny (choć też bardzo ciekawy) problem.
Chcę powiedzieć, że nawet w środowisku "pewnych siebie" znajdą się
przywódcy (autorytety). A tam gdzie są autorytety muszą kiedyś powstać
błędy. A tam gdzie powstają błędy tam "zadra" znajdzie swoją niszę ekologiczną.
> Zgodnie z tendencją zbliżania własnych ocen do normy grupy (widzianej
> subiektywnie), tendencją potrzeby akceptacji, można powiedzieć, że normą
> jest zachowanie konformistyczne.
Jeżeli za słowem "norma" kryją się poglądy "większości" (tych 80%) to zgoda.
Ale lepiej byłoby nie szafować słowem "norma" - jest bardzo niebezpieczne.
Pewne jest, że 80% będzie zachowywać się konformistycznie.
> Człowiek odbija charakter swojego otoczenia, ...
Że niby jak? Wchłania charakter otoczenia? Zachowuje się jak grupa
starając się nie być "zadrą" tak? OK.
> człowiek bardziej wrażliwy odbija go głębiej, jest bardziej podatny
> na jego wpływ tyle, że jego zachowanie jest bardziej wyraziste
Że niby bardziej wrażliwy, jest równocześnie bardziej "odsłonięty"
> i przez to bardziej dostrzegane przez innych...
> A to sprawia, że nienawiść na samego siebie nie stosowana jest do
> siebie gdy ukrywa się powód nienawiści... ale ten powód dostrzega się u
> kogoś kto ma problemy z ukryciem pewnego zachowania i za które zgodnie z
> normą grupy siebie nienawidzi.
Założenie, że ludzie nienawidzą siebie samych i to z powodów sobie znanych
ale przed sobą ukrywanych - jest chyba dość karkołomne. To coś na kształt
wypierania czegoś bardzo niechcianego. Ale wypieranie z kolei jest zazwyczaj
na tyle skuteczne, że całkowicie maskuje zdolności porównywania się z innymi
osobnikami pod względem wypieranych cech (inaczej przeczyłoby swym celom).
Twierdzisz, że wpatrywanie się w innych pozwala dostrzec w nich to
co nienawidzimy w sobie?
> Nie każdy musi tak odbierać społeczeństwo,
> tylko nie potrafi stworzyć innych sugestii do odbioru (zrozumienia) innych,
> wierząc w nastawienie do człowieka, kierując się aprobatą. To tworzy w nim
> ego, dysonans, nieśmiałość, postawę konformistyczną. Wiara w nastawienie
> wynika z budowy i wczesnego szantażowania dezaprobatą.
Do tego jeszcze wkładasz "wiarę". Tam nieświadome wypieranie, tu znów wiara
w nastawienie... Czy nie można by tego jaśniej? Bo przecież chodzi w końcu o to
że
(...)
> "/.../ dlatego siedze cicho i nic sie nie odzywam, /.../
> aby innych nie zawstydzac tym,
> ze sa tak samo ludzmi jak ja."
Pod czym i ja się chętnie podpisuję.
--
Serdeczności
dr Prune, Alfred zresztą...
~~~~~~~~~~~~~~~~~
› Pokaż wiadomość z nagłówkami
1. Data: 2000-10-26 12:41:07
Temat: Re: Gdzie oczywistość psychologii społecznej spotyka się z ślepotą> Chcę powiedzieć, że nawet w środowisku "pewnych siebie" znajdą się
> przywódcy (autorytety). A tam gdzie są autorytety muszą kiedyś powstać
> błędy. A tam gdzie powstają błędy tam "zadra" znajdzie swoją niszę
ekologiczną.
Być może... W takim środowisku autorytetm nie musi być przywódca.
Autorytety muszą istnieć w takim środowisku, ale tu dostrzegam swoją
niewielką moc wyobraźni wobec tak wielkiej liczby parametrów w tej symulacji
;)
> Założenie, że ludzie nienawidzą siebie samych i to z powodów sobie znanych
Nienawiść to pojęcie ulotne. To pojęcie wymyślone, którego ramy ustala
nasza wyobraźnia. Opisuje ona uczucie. Nie nienawidzi się bez powodu...
czasem powód jest błahy, pogarda... a może pogarda to siostra nienawiści...
Bo gardzimy tym co karzą nam gardzić... boimy się tych co nami gardzą i nas
krzywdzą... Świat uczuć jest czasem bardzo skomplikowany, nazywa się emocje
choć nie wie się o czym dokładnie się mówi... W emocje zawsze zamieszany
jest system sumienia, system pamięci bodźców, które zapamiętują emocjonalne
nastawienie... sugestię... Sumienie podszeptuje winę i przekonuje do niej
zimnym zabarwieniem bodźca dając odczuć go na sobie. Sumienie jest potrzebne
do intuicji... lecz intuicja jest ślepa... a ślepa intuicja to ślepe uczucia
które wyrażamy... to chore uczucia nad którymi nie panujemy. Społecznie
ustalone... Pojawiają się nazwy w jakiejś tam introspekcji... nazwy umowne,
ból i żal, chęć zemsty, obiekt złości ale tak bardzo związany z winą którą
przelewamy w nienawiść.. Nienawidząc oceniamy... nie siebie... czujemy winę
kogoś... wkładamy tego kogoś w własne emocje i symulujemy... winny... czy
nie winny... chociażby tego za co my czujemy się winni... zdradzamy kogoś
tak jak zdradzaliśmy siebie. W danej chwili jesteśmy sobą...
społeczeństwem... drugą osobą... zarówno siebie wynagradzamy jak i kogoś...
> ale przed sobą ukrywanych - jest chyba dość karkołomne. To coś na kształt
> wypierania czegoś bardzo niechcianego. Ale wypieranie z kolei jest
zazwyczaj
> na tyle skuteczne, że całkowicie maskuje zdolności porównywania się z
innymi
> osobnikami pod względem wypieranych cech (inaczej przeczyłoby swym celom).
Wypieranie się nie oznacza utraty sumienia! Wypieranie się powiększa
sumienie i własną samoocenę! Gdyby tak było, że maskowanie się zapobiega
porównywaniu się człowiek by zrobił się całkowicie szczery... oszukiwanie
się nie zapobiega dalszemu oszukiwaniu się tyle, że bardziej robi się to
podświadomie... Im większe sumienie tym bardziej porównujemy się... tym
bardziej musimy to sumienie oszukiwać by nie czuć bólu...
> Twierdzisz, że wpatrywanie się w innych pozwala dostrzec w nich to
> co nienawidzimy w sobie?
Człowiek nieśmiały podporządkowuje się schematom. Brak mu własnej
inwencji. Dla niego przystosować się znaczy podporządkować do norm
społecznych. Boi się dezaprobaty dlatego boi się myśleć 'samodzielnie',
tworzyć coś co nie zgadza się z poglądami grupy ( która ma na niego
wpływ... np. grupy młodzieży...)
Schematom też podporządkowuje swoją postawę, wszelkie odstępstwa są
obarczone poczuciem winy więc reakcje gdy coś odbiega od schematu, normy
stają się nerwowe...
Co ciekawsze dlaczego wypiera wstyd... Dlaczego się wstydzi?
Można powiedzieć, że ból przekonuje do bólu wstyd do wstydu, ale to
uproszczenie... Wstyd to konflikt narzuconych norm, nie podporządkowanie się
im co wywołuje poczucie winy.
Taka osoba wg. siebie (swoich norm społecznych) nie ma prawa do wstydu.
Wiec ten zostaje odnotowany w jej sumieniu stanowiącym wyznacznik norm
społecznych i tu zostaje zapamiętany jako awersyjny bodziec, a gdy realizm
sytuacji potwierdzi bodziec ( to definicja wiary w nastawienie - uznanie, że
bodziec jest prawdziwy... nastawienie to afektywność bodźca) książeczka
sumienia zostanie otwarta i człowiek odczuwa ból, który mówi jest mi źle
muszę coś zrobić aby było lepiej. Oszukanie siebie jest wyjściem, oszukanie
sumienia jest jednym (nie jedynym) lekarstwem. Ten lek zwany jest z
definicji wyparciem... Wypieramy bo oceniamy... Nienawiść tutaj jest
pojęciem raczej trochę nietaktownym... nienawiść jest pojęciem szerszym....
>
> > Nie każdy musi tak odbierać społeczeństwo,
> > tylko nie potrafi stworzyć innych sugestii do odbioru (zrozumienia)
innych,
> > wierząc w nastawienie do człowieka, kierując się aprobatą. To tworzy w
nim
> > ego, dysonans, nieśmiałość, postawę konformistyczną. Wiara w nastawienie
> > wynika z budowy i wczesnego szantażowania dezaprobatą.
>
> Do tego jeszcze wkładasz "wiarę". Tam nieświadome wypieranie, tu znów
wiara
> w nastawienie... Czy nie można by tego jaśniej? Bo przecież chodzi w końcu
o to
> że
Język jest niejasny... ale nie język ma to pojąć lecz wyobraźnia... Być
może ja nie znam tak dobrze języka... Ty wsławiasz się precyzyjniej ;)
Być może teraz rozjaśniłem nieco swój pogląd... Nastawienie to element
sumienia zabarwiony emocjami. Znaczy się sumienia.. czyli tego czego się
spodziewamy po środowisku, analizujemy, planujemy jak zrobić by uniknąć
poczucia winy... Nastawienie to pamięć sytuacji, która mówi nam jak groźna
ona jest inaczej można powiedzieć spodziewana afektywność bodźca . Wiara w
nastawienie wynika z funkcji sumienia,
a wyparcie to reakcja na uczucie winy... to poczucie wstydu, wraz stresem
lub nerwicą które wywołuje nerwowa reakcja.
Dlatego zmieniając sumienie, zmieniając spodziewane zabarwienie
emocjonalne sutuacji nie potwierdzamy już swojego złego przeczucia bo możemy
odebrać coś pozytywnie...
Inny lek poza wyparciem to zaakceptowanie swoich emocji i
podporządkowanie sumienia... przez wiarę... zrozumienie, że to my tworzymy
afekt bodźca.. Chodzi o stworzenie intuicji!
Trudność polega na odrzuceniu norm grupy... bo w to wierzymy...I właśnie
to nazywa się nieśmiałość...
Hmm... to powinny być znane wszystkim podstawy psychologii społecznej.
j...
› Pokaż wiadomość z nagłówkami
1. Data: 2000-10-27 10:16:05
Temat: Re: Gdzie oczywistość psychologii społecznej spotyka się z ślepotąWitam...
bary friend był łaskawy odpisać w news:8t994c$b8f$1@news.tpi.pl...
> > (...) tam gdzie są autorytety muszą kiedyś powstać błędy.
> > A tam gdzie powstają błędy tam "zadra" znajdzie swoją niszę ekologiczną.
>
> Być może... (...) ale tu dostrzegam swoją niewielką moc wyobraźni
> wobec tak wielkiej liczby parametrów w tej symulacji ;)
Bary, nie mów o własnej niemocy wyobraźni gdyż mnie zawstydzasz. Sądzę
że Twa nieokiełznana wyobraźnia daje sobie radę z nie tak błahymi zagadkami.
> > Założenie, że ludzie nienawidzą siebie samych i to z powodów sobie znanych
(...)
> Bo gardzimy tym [czym] karzą nam gardzić... boimy się tych co nami gardzą i nas
> krzywdzą... (...) wkładamy tego kogoś w własne emocje i symulujemy... winny...
> czy nie winny... chociażby tego za co my czujemy się winni... (...)
> ... zarówno siebie wynagradzamy jak i kogoś...
Może masz rację. IMO odbierasz nam takim stanowiskiem znaczną część praw
do samostanowienia. Uznajesz, że zawsze, w kazdym przypadku jesteśmy Lustrami
Innych, znanych nam Dusz. Eliminujesz twórczy wkład indywiduum człowieka,
który wszak nie tylko reproduktorem jest, ale i kreatorem. A proces kreacji wcale
nie musi być procesem kopiowania. Częściej jest kompilowaniem tak odległych
parametrów symulacji iż żaden Inny umysł nie dostrzeże jakichkolwiek zbieżności.
Czasem nie dostrzega ich również własny umysł - i wówczas mamy to, na co wskazujesz.
> > (...) To coś na kształt wypierania czegoś bardzo niechcianego. Ale wypieranie
> > (...) jest zazwyczaj na tyle skuteczne, że całkowicie maskuje zdolności
> > porównywania się z innymi osobnikami pod względem wypieranych cech
> > (inaczej przeczyłoby swym celom).
>
> Wypieranie się nie oznacza utraty sumienia! Wypieranie się powiększa
> sumienie i własną samoocenę!
Gwoli ścisłości nie mówiłem o wypieraniu SIĘ czegokolwiek, tylko o procesie
wypierania, znanym jako działania podświadomości ratujące umysł przed stresem
dysonansu poznawczego.
> Gdyby tak było, że maskowanie się zapobiega
> porównywaniu się człowiek by zrobił się całkowicie szczery... oszukiwanie
> się nie zapobiega dalszemu oszukiwaniu się tyle, że bardziej robi się to
> podświadomie... Im większe sumienie tym bardziej porównujemy się... tym
> bardziej musimy to sumienie oszukiwać by nie czuć bólu...
Chyba masz rację, ale czytelnośc Twego przekazu jest... ;)
Niestety, obracamy się w świecie rzeczywistym (gdziekolwiek by on nie był)
a nie w świecie podświadomości, świecie wypartym. A to sprawia, że zderzenia,
kolizje są niestety ciągłe. A ciągłe kolizje nie ułatwiają życia, nie mówiąc, że
znacznie utrudniają procesy adaptacyjne wewnątrz samych umysłów.
> > Twierdzisz, że wpatrywanie się w innych pozwala dostrzec w nich to
> > co nienawidzimy w sobie?
>
> Człowiek nieśmiały podporządkowuje się schematom. Brak mu własnej
> inwencji. Dla niego przystosować się znaczy podporządkować do norm
> społecznych. Boi się dezaprobaty dlatego boi się myśleć 'samodzielnie',
> tworzyć coś co nie zgadza się z poglądami grupy ( która ma na niego
> wpływ... np. grupy młodzieży...)
Generalnie masz rację. Ale znam wielu niesmiałych, którzy jednak nie odpowiadają
temu modelowi. Są kreatywni wewnątrz. Są introwertyczni i nie dbają zanadto
o relacje z grupą. Sądzę, że z nich najczęściej wyrastają "zadry". Musi jednak
wystąpić "przelanie się" poziomu frustracji ponad brzegi nieśmiałości.
(...)
> Taka osoba wg. siebie (swoich norm społecznych) nie ma prawa do wstydu.
> Wiec ten zostaje odnotowany w jej sumieniu stanowiącym wyznacznik norm
> społecznych i tu zostaje zapamiętany jako awersyjny bodziec, a gdy realizm
> sytuacji potwierdzi bodziec (...) książeczka sumienia zostanie otwarta i (...)
> Oszukanie siebie jest wyjściem, oszukanie sumienia jest jednym (nie jedynym)
> lekarstwem. Ten lek zwany jest z definicji wyparciem... (...)
I tu zgadzam się bez uwag...
(...)
> Język jest niejasny... ale nie język ma to pojąć lecz wyobraźnia... Być
> może ja nie znam tak dobrze języka... Ty wsławiasz się precyzyjniej ;)
Być może - wysławiam się. Na pewno nie wsławiam! ;))
Ale nie wątpię, że Twoja wyobraźnia jest o wiele bardziej nieokiełznana
i mnie trudno ją doścignąć... ;)
> (...) Nastawienie to element sumienia zabarwiony emocjami. (...)
> Nastawienie to pamięć sytuacji, (...). Wiara w nastawienie wynika
> z funkcji sumienia, a wyparcie to reakcja na uczucie winy (...)
> Dlatego zmieniając sumienie, zmieniając spodziewane zabarwienie
> emocjonalne sytuacji nie potwierdzamy już swojego złego przeczucia
> bo możemy odebrać coś pozytywnie...
A gdy zmieniamy zapisy we własnej księdze sumienia modyfikujemy się
w kierunku zastanych, obserwowanych układów i reakcji społecznych -
dążymy do wygaszenia dysonansów na dwa sposoby. Modyfikując siebie
i "czając się" względem otoczenia, przygotowując się do samookreślenia
na zewnątrz. To czasem bardzo burzliwy proces. Ale im bardziej burzliwy,
tym większe szanse na skuteczność przemian. I to skuteczność społeczną!
(...)
> j...
--
Serdeczności
dr Prune, Alfred zresztą...
~~~~~~~~~~~~~~~~~
› Pokaż wiadomość z nagłówkami
1. Data: 2000-10-28 08:49:25
Temat: Re: Gdzie oczywistość psychologii społecznej spotyka się z ślepotą> > > Założenie, że ludzie nienawidzą siebie samych i to z powodów sobie
znanych
> (...)
> > Bo gardzimy tym [czym] karzą nam gardzić... boimy się tych co nami
gardzą i nas
> > krzywdzą... (...) wkładamy tego kogoś w własne emocje i symulujemy...
winny...
> > czy nie winny... chociażby tego za co my czujemy się winni... (...)
> > ... zarówno siebie wynagradzamy jak i kogoś...
>
> Może masz rację. IMO odbierasz nam takim stanowiskiem znaczną część praw
> do samostanowienia. Uznajesz, że zawsze, w kazdym przypadku jesteśmy
Lustrami
> Innych, znanych nam Dusz. Eliminujesz twórczy wkład indywiduum człowieka,
> który wszak nie tylko reproduktorem jest, ale i kreatorem. A proces
kreacji wcale
> nie musi być procesem kopiowania. Częściej jest kompilowaniem tak
odległych
> parametrów symulacji iż żaden Inny umysł nie dostrzeże jakichkolwiek
zbieżności.
> Czasem nie dostrzega ich również własny umysł - i wówczas mamy to, na co
wskazujesz.
To odbicie... jak odcisk, w zależności od materiału (postawy) i
okoliczności
zawsze odbije się inaczej. Każda myśl może stworzyć nową drogę. Nawet my i
oni to dla nas co innego w naszym umyśle. Każde postępowanie nie jest nigdy
równe innemu trudno jest mówić o ogólnych zachowaniach. Podobna postawa
jednak będzie podobnie przyjmować bodziec w pewnej symulacji, plus
nieświadomość i niezrozumienie swojego działania
będzie doprowadzała do takich samych pułapek w myśleniu.
Opisuje sytuację tak jak ją tylko najlepiej potrafię sobie wyobrazić. Tu
zakładam pewne warunki, zakładam podświadomy proces, naturalnie rzecz
komplikuje się zawsze gdy opisujemy świadomość, coś żywego nie dającego się
uchwycić w obrazku. Zadziwiające jest, że ona wchodzi w różne stany, że
ktoś kto może wydawać się introwertykiem w innej sytuacji może być twórczym
ekstrawertykiem. Introwertyzm to nie zamykanie się w swoim świecie, lecz
swoista blokada przed światem z zewnątrz, blokada przez wieczne
rozczarowywanie się nim (ściana). Działając twórczo musimy być
ekstrawertyczni w takim stanie będąc 'na zewnątrz' skupiamy się w sobie.
Gdybyśmy byli 'wewnątrz' zakłócalibyśmy naszą wyobraźnię koncentrowalibyśmy
się na bodźcach i zamykali intuicję. Co nie znaczy, że zupełnie odrzucamy
własną inicjatywę, że zachowanie jest na 100% konformistyczne, jest tylko
trochę
zablokowane i wymuszone. To obciążenie plus postawa determinuje twórczość i
to w charakterystyczny sposób.
> > Wypieranie się nie oznacza utraty sumienia! Wypieranie się powiększa
> > sumienie i własną samoocenę!
>
> Gwoli ścisłości nie mówiłem o wypieraniu SIĘ czegokolwiek, tylko o
procesie
> wypierania, znanym jako działania podświadomości ratujące umysł przed
stresem
> dysonansu poznawczego.
Osiąga się spokój lecz tylko w oddali od sytuacji, gdy ona się powtarza
zawsze czujne oko percepcji wykrywa kojarzy tą właśnie sytuację i wówczas
proces wypierania się powtarza (jeśli ktoś nie postanowi zmiany podejścia
ale to wymaga zmiany wyobrażenia o tej sytuacji... tu obraz zawiera
zapamiętane nastawienie emocjonalne)
> Chyba masz rację, ale czytelnośc Twego przekazu jest... ;)
Dla mnie jest... ;) Ja chyba nie myślę o innych ;)
Nie.. Staram się jak mogę...
> Niestety, obracamy się w świecie rzeczywistym (gdziekolwiek by on nie był)
> a nie w świecie podświadomości, świecie wypartym. A to sprawia, że
zderzenia,
> kolizje są niestety ciągłe. A ciągłe kolizje nie ułatwiają życia, nie
mówiąc, że
> znacznie utrudniają procesy adaptacyjne wewnątrz samych umysłów.
Dokładnie...
> > Człowiek nieśmiały podporządkowuje się schematom. Brak mu własnej
> > inwencji. Dla niego przystosować się znaczy podporządkować do norm
> > społecznych. Boi się dezaprobaty dlatego boi się myśleć 'samodzielnie',
> > tworzyć coś co nie zgadza się z poglądami grupy ( która ma na niego
> > wpływ... np. grupy młodzieży...)
>
> Generalnie masz rację. Ale znam wielu nieśmiałych, którzy jednak nie
odpowiadają
> temu modelowi. Są kreatywni wewnątrz. Są introwertyczni i nie dbają
zanadto
> o relacje z grupą. Sądzę, że z nich najczęściej wyrastają "zadry". Musi
jednak
> wystąpić "przelanie się" poziomu frustracji ponad brzegi nieśmiałości.
Tu chodzi o połączenie nieśmiałości z pewnością siebie. Właściwie to
nieśmiałość może być jak filtr w jednych sytuacjach włączana w innych nie...
Takie właśnie jest sumienie. Realność zagrożenia zostaje zażegnana i wówczas
człowieka nie można poznać. Dodatkowo wówczas w takiego człowieka może
wstąpić 'demon' szaleństwa, odkucia się, odreagowania... No cóż chyba można
to zaobserwować ;)
> > Dlatego zmieniając sumienie, zmieniając spodziewane zabarwienie
> > emocjonalne sytuacji nie potwierdzamy już swojego złego przeczucia
> > bo możemy odebrać coś pozytywnie...
>
> A gdy zmieniamy zapisy we własnej księdze sumienia modyfikujemy się
> w kierunku zastanych, obserwowanych układów i reakcji społecznych -
> dążymy do wygaszenia dysonansów na dwa sposoby. Modyfikując siebie
> i "czając się" względem otoczenia, przygotowując się do samookreślenia
> na zewnątrz. To czasem bardzo burzliwy proces. Ale im bardziej burzliwy,
> tym większe szanse na skuteczność przemian. I to skuteczność społeczną!
To proces wyuczenia się postawy ekstrawertycznej. W takiej postawie
sumienie staje się intuicją oceniającą koloryt bodźców po to by w wyobraźni
układać obraz. W innym wypadku bodziec zapamiętany wewnątrz staje się
częścią 'motywacyjnej' świadomości wymuszając przez winę działanie które
blokuje twórczość człowieka, blokuje jego myślenie polowe. Narzuca też
nastawienie, tworząc odczucie jak 'poczucie winy' -> wstyd, nienawiść itp
lub narzuca dążenie do przyjemności koncetrując świadomość na bodźcu
atrakcyjnym. I oto chodzi o introwetyczny realizm bodźca zapamiętanego.
Dlatego myślę, że trafnie pinkfloydzi nazwali to ścianą...
>
> (...)
> > j...
>
> --
> Serdeczności
> dr Prune, Alfred zresztą...
> ~~~~~~~~~~~~~~~~~
serdeczności całe mnóstwo dla Ciebie i dla wszystkich co tu dotarli ;)
› Pokaż wiadomość z nagłówkami
1. Data: 2000-10-30 13:35:05
Temat: Re: Gdzie oczywistość psychologii społecznej spotyka się z ślepotąWitam ...
bary friend rozproszył nasze wątpliwości, pisząc
w news:8te46i$6gh$2@news.tpi.pl... na zakończenie ;)!!
(...)
> serdeczności całe mnóstwo dla Ciebie i dla wszystkich co tu dotarli ;)
Celne to spostrzeżenie :)... Bo nad tym właśnie dylematem zastanawiałem
się usilnie niemal przez cały czas studiowania wskazanego postu ;).
[BTW bary wrap text ~ 78 nie ułatwia percepcji - proponuję 96 i aktywność]
Mnie to jednak nie zniechęca do zadumy...
(...)
> Zadziwiające jest, (...) że ktoś kto może wydawać się introwertykiem,
> w innej sytuacji może być twórczym ekstrawertykiem.
Dokładnie tak. Introwertyzm bardzo często implikuje obserwacje otoczenia.
Introwertyk IMO może izolować się od wpływów otoczenia, co jednak nie znaczy,
że tego otoczenia krytycznie nie obserwuje. Owszem - wszelkie obserwacje
przekłada na swój wewnętrzny język doświadczeń z samym sobą, niemniej
nie pozostaje bierny na zdobywanie doświadczeń. A to z kolei umożliwia, gdy
nadejdzie odpowiednia pora, wybuch twórczego ekstrawertyzmu. Tak sądzę...
> Introwertyzm to nie zamykanie się w swoim świecie, lecz
> swoista blokada przed światem z zewnątrz, blokada przez wieczne
> rozczarowywanie się nim (ściana). (...)
> To obciążenie, plus postawa, determinuje twórczość
> i to w charakterystyczny sposób.
W tym przypadku dość nieoczekiwany dla otoczenia - wybuchowy...
(...)
> > A gdy zmieniamy zapisy we własnej księdze sumienia modyfikujemy się
> > w kierunku zastanych, obserwowanych układów i reakcji społecznych -
(...)
> To proces wyuczenia się postawy ekstrawertycznej. W takiej postawie
> sumienie staje się intuicją oceniającą koloryt bodźców po to, by w wyobraźni
> układać obraz. W innym wypadku
gdy występuje negatywny koloryt bodźców
> bodziec zapamiętany wewnątrz, staje się
> częścią 'motywacyjnej' świadomości, wymuszając [działanie - przez winę], które
> blokuje twórczość człowieka, blokuje jego myślenie polowe. Narzuca też
> nastawienie, tworząc odczucie jak 'poczucie winy' -> wstyd, nienawiść itp
> lub
gdy bodźce są pozytywne
> narzuca dążenie do przyjemności koncetrując świadomość na bodźcu
> atrakcyjnym. (...)
> Dlatego myślę, że trafnie pinkfloydzi nazwali to ścianą...
No popatrz - tyle lat człowiek słucha pinkfloydów i dotychczas nie wiedział
w czym rzecz! Znasz może bary polskie tłumaczenie słów "ściany"?
Może by tak uzasadnić nimi wypowiedziany przez Ciebie pogląd?
>
> >
> > > j...
> >
> > --
> > Serdeczności
> > dr Prune, Alfred zresztą...
> > ~~~~~~~~~~~~~~~~~
› Pokaż wiadomość z nagłówkami
« poprzedni wątek | następny wątek » |