Strona główna Grupy pl.sci.psychologia Kropka nad "i", cz. 1

Grupy

Szukaj w grupach

 

Kropka nad "i", cz. 1

Liczba wypowiedzi w tym wątku: 1


« poprzedni wątek następny wątek »

1. Data: 2000-03-03 09:44:51

Temat: Kropka nad "i", cz. 1
Od: "Jerzy Turynski" <j...@p...com> szukaj wiadomości tego autora

Uzasadnienie kilku b. ważnych twierdzeń.
[ czyli ... 'szaleńczy' taniec (Ockhama) z brzytwami ;-))) ]
----------------------------------------------------
----------------
[Niniejszy post stanowi podsumowanie ~wszystkiego, co do tej pory (od
ponad dwóch lat) napisałem na newsach. Dlatego proszę o _maksymalną_ uwagę
(tj. wszystkich chętnych i _zdolnych_do_intensywnego_myślenia_ - resztę
zaś proszę o chwilowe zigorowanie tego tekstu).
Na wstępie pragnę też zaznaczyć, iż żadne uzasadnienie/dowód _nie_zachodzi_
_na_kartce_papieru_ (czy ekranie monitora), a _wyłącznie_ w odpowiednio
_przygotowanym_umyśle_, _WRAZ_ZE_ZROZUMIENIEM_ISTOTY_DOWODU.
Bardzo prawdopodobne jest to, że aby zrozumieć ten tekst, trzeba umieć
myśleć w sposób, który tu staram się przedstawić.]

Dajcie mi owocny błąd, pełen nasion
tryskający własnymi poprawkami.
Swoje wyjałowione prawdy możecie
zatrzymać dla siebie.
Vilfredo Pareto

Jedyną niepojmowalną rzeczą we Wszech-
świecie jest jego pojmowalność.
Albert Einstein

Jeżeli dowolnej rzeczy przyglądać się
dostatecznie dokładnie, to widać w niej
cały Wszechświat
Michael Faraday

Rozumiejąc dostatecznie dokładnie istotę
choć jednej rzeczy, jednocześnie zrozumie
się wszystkie. Ale nie rozumiejąc choć
jednej, tak naprawdę nie rozumiemy żadnej...
Dlatego, dopóki nie zrozumiemy, dlaczego
w ogóle cokolwiek rozumiemy, w istocie
będziemy źle rozumieć wszystko inne ...[JT]

Zacznę od przypomnienia mojej własnej wskazówki (z tekstu "Śmiechowisko",
http://free.polbox.pl/j/jeter/kompinte/smiechy.htm):
<< Ma być konstruktywnie. Proszę bardzo. Pierwszym (sądzę, że największym)
odkryciem Einsteina, którego jednak nie opublikował jako pracy naukowej,
był jego sposób myślenia. W przyrodzie nic nie "bierze się" bez powodu,
również geniusz nie spływa z czarodziejskich różek. Ani on sam, ani jego
znajomi rzeczy nie ukrywali, wystarczy poczytać i postarać się zastosować
pod WŁASNĄ czaszką.
Mniemam, że bardziej konstruktywnego wniosku nigdy nie wymyślę.>>
(grudzień 1997)

A dalej już właściwe, pierwotnie podstawowe twierdzenia:
I.
<<Czysto logiczne rozumowanie nie da nam żadnej wiedzy o realnym świecie>>
Albert Einstein
II.
<<Myślenie bez intuicji jest puste, intuicja bez myślenia jest ślepa.>>
Immanuel Kant
III.
<<Hasło "w ontogenezie powtarza się filogeneza" dotyczy nie tylko embriologii,
ale _też_i_świata_myśli_.>>
John Polkinghorne

Przypomnę też kilka innych cytatów:
<< Steen Rasmussen, fizyk z Santa Fe, powtórzył znany argument
chaopleskologów, że nie można rozwiązać złożonych problemów
za pomocą tradycyjnych metod redukcjonistycznych. Nauce potrzebny
jest "nowy Newton" - powiedział - ktoś, kto mógłby wymyślić
całkowicie nowe pojęciowo i matematycznie podejście do
rzeczywistości.
Landauer zbeształ Rasmussena za uleganie "chorobie" trapiącej
wielu badaczy z Santa Fe, wierze w jakieś "wielkie religijne
objawienie", które za jednym zamachem rozwiązałoby wszystkie
problemy.
Nauka nie działa w ten sposób; różne zagadnienia wymagają różnych
narzędzi i technik. >>
"Koniec Nauki" John Horgan str. 293

Powtórzę tu, co napisałem w poście <Cytaty n/t. "Jak myśleć"> 99.10.26:
<< Zaś ostatnie zdanie poniższego [tu: powyższego] cytatu jest samym
sednem pomyłek ludzi podobnych do Landauera:
WIELKA NAUKA DZIAŁA DOKŁADNIE W _TEN_SPOSÓB_,
bowiem każdy inny _jest_wyłącznie_przypadkowy_ ! >>

Dalej:
<<Doświadczenie mistyczne mogłoby stanowić jedyną drogę do prawdy
absolutnej, pisał Davies. Dodał jednak, że nie może ręczyć za to,
ponieważ sam nigdy nie miał doświadczenia mistycznego.">>
j.w. str. 320
i...
<< Landauer, który był dziwnie opiekuńczy wobec Rosslera, spytał go
łagodnie, czy uważa, że można by zmienić nasze mózgi, aby zdobyć
więcej wiedzy. "Jest jeden sposób - odpowiedział Rossler, wpatrując
się w niewidzialny obiekt na tablicy przed nim. - Popaść w obłęd".>>

aż wreszcie:
<< Wyznał [Einstein Marianoff'owi], że ogólna teoria względności uka-
zała się mu w postaci wizji. Po latach daremnych obliczeń, przekonany,
że jego poszukiwania są beznadziejne, któregoś wieczoru położył się
spać bardzo przygnębiony. Nagle odpowiedź pojawiła się "z nieskończoną
precyzją, w całej swej zasadniczej jedności wymiarów, struktury,
odległości, czasu, przestrzeni, powoli, kawałek po kawałku, układając
się w jednolitą całość. A wówczas - jak niezatarty ślad po gigantycznej
kostce do gry - zarysowała się ogromna mapa wszechświata w formie
jednej klarownej wizji". >>
Denis Brian "Albert Einstein" str. 147

<< Najpiękniejsze i najgłębsze doświadczenie człowieka to przeczucie
tajemnicy - podstawowa zasada religii, przedmiot dociekań sztuki
i nauki. Wydaje mi się, że kto nigdy tego nie zaznał, jest jeśli
nie martwy, to przynajmniej ślepy. Wyczuć, że poza naszym bezpośrednim
doświadczeniem istnieje coś, czego nasz umysł nie może pojąć, a czego
piękno i subtelność dociera do nas pośrednio, zaledwie jako słaby
odblask - to jest religijność. W tym sensie jestem religijny. Mnie
wystarcza samo zadziwienie tymi tajemnicami i pokorne próby uchwycenia
umysłem samego obrazu wzniosłej struktury tego wszystkiego, co tam
istnieje". >>
D. Brian "A. Einstein" str. 188

I na koniec przypomnień :
A. Vallentin Dramat Alberta Einsteina str. 54
<< Ale wolność, którą rozporządzają uczeni, jeśli idzie o wybór
niezbitych twierdzeń, różni się zasadniczo od wolności każdej
innej pracy twórczej, jest ona szczególnego gatunku. "W żadnym
wypadku wolność ta nie jest wolnością pisarza, ale wolnością
człowieka, który usiłuje rozwiązać niezwykle pomysłową krzyżówkę.
Uczony może, co prawda zaproponować jakiekolwiek słowo jako
rozwiązanie, ale t y l k o j e d n o s ł o w o rozwiązuje
istotnie zagadkę we wszystkich jej postaciach." >>

Wszystko te cytaty już tu (na newsach) wypisałem, niektóre nie raz
i ... ~nic. Powód jest jeden, w nich wszystkich (poza Polkinghornem)
niektóre słowa są NIEWŁAŚCIWE, bo zamiast nich powinno stać inne,
owo J E D N O S Ł O W O, które "rozwiązuje zagadkę we wszystkich
jej postaciach".
Wymienię z grubsza te nietrafne słowa:
1. Intuicja (Kant)
2. Wszystko ponad 'czysto logiczne rozumowanie' (Einstein)
3. Doświadczenie mistyczne (Rossler, Davies itd.)
4. Obłęd (Rossler)
5. Klarowna wizja (Einstein)
6. Przeczucie tajemnicy (Einstein)
Itd. itp.
Zaś tym JEDNYM SŁOWEM, które powinno stać w tych wszystkich,
odpowiednich miejscach jest:
_P_O_C_H_O_D_N_A_

Tak, chodzi o WYOBRAŻENIA POCHODNE do wyobrażeń pierwotnych/konkretnych
(tego 'co widać') w CZYSTO MATEMATYCZNYM SENSIE, tzn. o wyobrażenia,
które odpowiadają zmianie 'konkretu w czasie'.
Miast słówka 'pochodna' mogłoby również być 'abstrakcja', gdyby nie
FAKT, iż chyba już od czasów Maxwella najlepsi matematycy stracili
poczucie BEZPOŚREDNIEGO (poprzez pochodną) związku własnej symboliki
(którą niezbyt świadomie 'obracają') z KONKRETNYM obrazem Rzeczywistości.
Zwyczajnie: Wyobrażenie konkretne znaczy wyłącznie: "jak wygląda",
a wyobrażenie abstrakcyjne: "jak działa". Wystarczy jednak poczytać
naszych newsowych matematyków i fizyków (a i między wierszami nawet
niekiedy Feynmana), by zobaczyć, iż matematykę traktują jako zupełnie
niezależny od rzeczywistości 'produkt', który 'dyktuje' jej (Rzeczywi-
stości) w jakiś niezbadany sposób, jak ona ma się zachowywać...
Kompletne niezrozumienie sytuacji... i czysty dowód, jak dawno mate-
matyka uległa ... normalnej ewolucyjnej degeneracji.
Widziałem kiedyś w jakimś programie edukacyjnym p/t. ~"Jak myślą
zwierzęta" dwójkę amerykańskich profesorów biologii i psychologii
uniwersytetu Pensylwanii, R. Seyfarth i D. Chenee badających w Afryce
makaki i pawiany. Na pytanie: "Jak to jest być pawianem ?" Chenee próbuje
sprawę wyrazić tak: "One w zasadzie ... w zasadzie nie wiedzą, co wiedzą..."
Tymczasem:
<<Jest niezrozumiałe i być może pozostanie na zawsze niezrozumiałą zagadką,
w jaki sposób osiągnięcia matematyki znajdują zastosowanie w praktyce>>
Nicolas Bourbaki
(grupa współczesnych matematyków)
No cóż, współcześni matematycy (w odróżnieniu IMO od np. Leibniza)
są jak te makaki, zwyczajnie - nie wiedzą, co wiedzą... ;-))))
Taką komórkę w organiźmie, która traci 'poczucie związku' z organizmem
i zaczyna kierować się wyłącznie według własnych zasad zwykle nazywamy
komórką rakową... Z chęcią posłuchałbym matematyka, który wyjaśniłby
(w inny sposób niż ja), dlaczego powyższa analogia nie powinna dotyczyć
matematyki. Bowiem z dotychczasowych prób wyjaśnień wynika co najwyżej
Bourbaki, a to by znaczyło, że mamy do czynienia z nowotworem.
----------------------------------------------------
-----------------
Umiejętność wytworzenia we własnym umyśle 'obrazu' pochodnego (pierwszego
i następnych rzędów) do konkretnych wyobrażeń całej rzeczywistości (lub
tylko jej danego, określonego fragmentu) jest podstawowym warunkiem
właściwego zrozumienia rozpatrywanych zagadnień i meritum SZTUKI MYŚLENIA.
Bowiem dopiero drugi 'obraz'(tj. pochodna) jest właściwym odwzorowaniem
zmian zachodzących w czasie i tylko ona daje podstawy do prawidłowego
przewidywania tych zmian.

Najprościej wytłumaczyć całą ideę w analogii do np. tancerki baletowej.
Ciało tancerki stanowi oczywistą całość. Dlatego zarówno konkretny
obraz (położenie) poszczególnych części jej ciała w tańcu, jak
i wszystkie 'obrazy pochodne' położenia tych części (odpowiednio obraz
prędkości i przyśpieszeń) muszą spełniać oczywiste zależności, zarówno
w stosunku względem siebie jak i w każdym z tych 'obrazów' z osobna.
Oczywistym jest też, iż 'zewnętrzne' zmysły dostarczają ~wyłącznie
materiału konkretnego. Tzn. startująca adeptka sztuki baletowej może
wyłącznie próbować ruszać się w taki sposób, by 'na wygląd' była podobna
do jej starszych koleżanek w tańcu. W miarę swojego rozwoju zacznie
SAMODZIELNIE odkrywać mniej lub bardziej świadomie zależności pomiędzy
takimi wewnętrznymi wrażeniami (śladami pamięciowymi odpowiednich
prędkości czy przyśpieszeń w poszczególnych fragmentach własnego tańca),
których praktycznie nie będzie w stanie w żaden sposób jawno-konkretnie
powiązać ze swoim czysto wizualnym obrazem w tym tańcu. Tego po prostu
nie będzie mogła 'pokazać palcem'. Tym niemniej posługując się dowolnie
wybranym zbiorem słów/symboli, ale używanych spójnie (to samo słowo dla
tego samego wrażenia) będzie mogła porozumieć się z inną tancerką/tance-
rzem na podobnym poziomie rozwoju. Nawet wtedy, gdy druga tancerka
zupełnie tych słów początkowo nie zna, to z czasem przy odpowiednio
ukierunkowanej precyzyjnej uwadze, (wrażliwości) odkryje właściwe znaczenia
(odpowiedniość do własnych przeżyć). Jednakże nie jest to (tzn. osobiste
'posiadanie' pochodnych śladów pamięciowych) jedynym warunkiem porozumienia,
bowiem bez wątpienia różni ludzie mają różną wrażliwość, tj. zdolność
do świadomego zauważania fragmentów, szczegółów, odcieni itd. itp.
własnych przeżyć psychicznych, a tym samym możliwości podstawiania
pod nie adekwatnych (choć 'na samym starcie' wybranych przez siebie lub
poprzedników zupełnie dowolnie) słów.
Oczywiście KAŻDY wyizolowany obszar Rzeczywistości, tak jak ciało
tancerki, jest spójny. A istnienie pochodnych konkretnego obrazu tego
fragmentu i ICH WZAJEMNEJ spójności powinno być oczywistością.
Ale _w_ogóle_ nie jest. Bowiem edukacji ('za przewodem całej nauki')
wydaje się, iż wbijając uczniom w głowy abstrakcyjne znaczki czegokolwiek
ich uczą. W ten sposób mogą jedynie 'nauczyć' konkretnego obrazu abstrak-
cyjnej, zupełnie dowolnie wybranej przez tworzących ją geniuszy symboliki.
I niczego więcej. Nie można w umyśle ucznia wytworzyć 'obrazu pochodnych',
tj. właściwych abstrakcyjnych pojęć przez pokazywanie wskazujących na nie
znaczków czy powtarzanie odpowiadających im słów - tak samo, jak w umyśle
tancerki nie można wytworzyć 'abstraktów' i skojarzeń między nimi
właściwych dynamice (zmianom położenia jej ciała w czasie) gadaniem,
(czy ustawianiem w konkretne pozycje jej ciała).
Zarówno uczeń jak i tancerka mogą je JEDYNIE SAMODZIELNIE WYMYŚLEĆ
(wytrenować), tancerka przez ruch, a uczeń przez POPRAWNE MYŚLENIE.
[Na marginesie: stary dylemat - "czy prawdę się odkrywa czy wymyśla ?"
znajduje salomonowe rozwiązanie: By móc odkryć prawdę, trzeba najpierw
wymyśleć jak ją odkryć. I każdy człowiek może zrobić to wyłącznie
samodzielnie poprzez patrzenie NA DZIAŁAJĄCY ORYGINAŁ i odpowiednie
organizowanie poprawnym myśleniem uzyskanego materiału informacyjnego,
a nie jakiekolwiek jego (choćby w małej części) symboliczne odwzorowanie
zrobione przez poprzedników. W tym też tkwi nadrzędność poprawnie rozumianej
filozofii (tj. umiejętności myślenia a nie wizualnej znajomości tekstów!)
dla całej nauki, czyli sztuki myślenia, tzn. odkrywania (/wymyślania)
sposobu na zadawanie właściwych pytań. Bowiem nie może być mowy o poznaniu
poprawnej odpowiedzi, jeżeli nie wyprzedza jej _samodzielne_ odkrycie
właściwego pytania, do niej prowadzącego.
Jakże żałośnie śmieszni są ci wszyscy _konkretni_kretyni_, którzy żądają
od uczniów czy studentów odpowiedzi na serie zapytań w stylu "czym jest
cośtam dla Kanta, Bergsona czy Poppera" [vide seria postów Anny Paszkowskiej
na filozofii z 13 lutego br. Nóż się w kieszeni sam otwiera... ;-((((]
Jakże mało jest nauczycieli świadomych tego, iż właściwym źródłem wiedzy
są WYŁĄCZNIE OSOBISTE PRZEŻYCIA, WŁASNE DOŚWIADCZENIE ZMYSŁOWE, a jaka-
kolwiek symbolika może się jedynie DO NICH ODWOŁYWAĆ. Dlatego banalną
metodą odróżniania idiotów (którzy naumieli się konkretnego wyglądu
zachlapanych farbą kartek papieru) od ludzi myślących jest wymiana
symboliki na zupełnie 'na oko' inną. Taka 'podmianka' ludziom rzeczywiście
myślącym nie sprawi praktycznie żadnego problemu, a idioci z miejsca
zaczną się 'obrażać'.
Jakże wielu pseudonaukowców i pseudonauczycieli _niczym_ się nie różni
od biurwokratki nauczonej 'obsługi komputera', czyli: <<Proszę nacisnąć
po kolei klawisze "XYZ..." (ikonki ABC...), potem ten duży klawisz ze
strzałką i napisem ENTER (kliknąć lewy klawisz myszy) i gdy z drukarki
wyjdzie papier, którego domaga się klient przed okienkiem to zaspokoić
jego pragnienie. Jak pani się nie pomyli, to gość pójdzie sobie bez
nawrzucania (pani lub pani szefowi), a zostawi w kasie dla pani (i szefa)
kilka grosiaków >>.
Jeżeli ktoś z nauczycieli/naukowców poczuł się obrażony, to niech
w takim razie DOKŁADNIE odpowie, czym różni się jego działalność (sposób
myślenia) od owej 'wirtualnej' (hi, hi !) biurwokratki (oczywiście poza
konkretnym wyglądem 'ikonek' i kolejności ich 'klikania').
Powtarzam, że u olbrzymiej większości... niczym. Niczym, bo po właściwych
geniuszach naumieli się wyłącznie powtarzać prymitywne, konkretne ruchy,
konkretnie pamiętają jakieś zestawy znaczków, dokładnie tak, jak biurwo-
kratka po 'informatyku'.
Tak naprawdę tylko geniusze musieli rzeczywiście myśleć, by wymyśleć
taki konkretny schemat działania dla idiotów, żeby "gość sprzed okienka"
zostawiał choć trochę jakiejś formy żarcia, miast przyłojenia delik-
wentowi. Dlatego też wszyscy wielcy są ciągle '(a)rozumiani', bo
'(a)rozumiane' (konkretnie) są wyłącznie ich "złote jaja", czyli produkty,
które bezmyślnie 'pokręcone wystającą z nich korbką' same wyrzucają
z siebie jakieś grosiaki. 'Rozumienie' kolejności kręcenia korbkami
ROZUMIENIEM _nie_jest_.

Cały problem wynika z niepojmowania twierdzenia III (Polkinghorne).
ew. 'podpartego' filozofią emergencji (tj. opisem 'obserwacji'
własności ewolucji). Chodzi o taką jej własność, z powodu której
np. atomy są częściowo podobne do układów planetarnych (w jednym
z absolutnie powszechnych objawień tej cechy ewolucji). Ta własność,
to właściwe źródło faktycznych podobieństw między różnorodnymi elementami
Rzeczywistości, podobieństw 'poprzez' najróżniejsze typy warstw.
Ale jest to podobieństwo ABSTRAKCYJNE, czyli POCHODNE do konkretu.
Dlatego, by umieć je odkrywać trzeba umieć myśleć w sposób właściwie
abstrakcyjny, a nie konkretnym 'abstrakcjonizmem', po którym z miejsca
można wykrywać idiotów (i to nie znając 'konkretnie' słownikowych
zestawień w 'definicje' ani jednego terminu. Wystarczy zapytać o jakąś
'wizualną', życiową analogię, która w warstwie pochodnej zawiera abstrakt,
który delikwent powtarza. Jeżeli tego nie potrafi, to z całą pewnością
mamy do czynienia z pseudonaukowym idiotą, a w najlepszym razie
człowiekiem niezdolnym do prawidłowego 'przetłumaczenia' intuicji
na konkret).

Właściwe myślenie, jego znaczenia (treść) leży POWYŻEJ KONKRETU,
i _nie_można_ przekazać jej konkretnym przekazem, słownym czy książkowym,
czyli czymś, co bywa nazywane kanałem werbalnym. To fałszywe źródło
wiedzy może stanowić jedynie rodzaj odpowiedzi na zadania na końcu
zbiorku. I jest dokładnie tak samo przydatne, jak wykucie odpowiedzi
do numeru zadania. (Wbrew pozorom, w przypadku posiadania dobrej
konkretnej pamięci jest to bardzo użyteczna a _oszukańcza_ wobec
ludzi metoda - Jeżeli ktoś zada zadanie, to wtedy wystarczy przypomnieć
sobie jego numerek (gdzie to było) i wyklepać odpowiedź. Użyteczna
również praktycznie, ale wyłącznie wtedy, gdy zastosowany wzorek zupełnie
przypadkowo pasuje do Rzeczywistości. W olbrzymiej większości przypadków
jest to jednak zwykłe 'macanie' zupełnie na ślepo...)
Tymczasem prawdziwe źródło 'zadań' (tj. metoda dochodzenia do właściwych
pytań) i sztuka ich rozwiązywania pozostaje ciągle w niewykrytym
cieniu, poza świadomością edukacji i ... nauki. Stąd też 'katastrofa
Feynmana': (przypomnę - podkreślona przez niego własnoręcznie (Gibbon):
"Nauczanie rzadko okazuje się prawdziwie skuteczne, z wyjątkiem
tych szczęśliwych jednostek, dla których jest ono niemal zbędne.")

Dopiero z perspektywy III twierdzenia (sądzę, iż u Polkinghorna
głęboko intuicyjnego, bowiem umieszczonego bez wyróżnienia w 'zwykłym'
tekście) sprawa staje się zwyczajnie oczywista:
W indywidualnym rozwoju intelektualnym, zarówno całościowym jak
i poznawaniu poszczególnych 'rzeczy' z osobna, każdy z nas powtarza
wszystkie ewolucyjne etapy. Powróćmy do tancerki - pierwszy etap
to konkret, a następne - to kolejne etapy abstraktu, można powie-
dzieć: artyzmu ruchu, lub wyższej świadomości poruszania się.
Nie sądzę, by wielu z Was miało okazję przeżyć 'bycie dobrą tancerką
baletową', (choć większość z Was umie tańczyć np. w dyskotece) więc
może odwołam się też do troszkę bliższego przykładu, tj. piłkarza.
Oczywiście on też przechodzi podobne etapy treningu ruchu, jak
baletnica. Najpierw długo ćwiczy, a potem, wcześniej lub później
zaczyna 'wychodzić' mu to, czego wcześniej nie był w stanie wykonać.
Dobrzy ligowi piłkarze potrafią w ułamku sekundy zdecydować się
na jakiś niesamowity 'wygibas', by oddać często skuteczny strzał.
Przy bliższej analizie na wideo okaże się b. często, iż w danej
sytuacji jedynie wykonanie ~dokładnie takiego 'wygibasa' gwarantowało
optymalną pozycję do strzału. Wtedy mówimy o geniuszu piłki. Piłkarz
zapytany, jakim cudem rzecz mu się udała, oczywiście wzruszy ramionami,
lub powie: to talent i praca. Ale już z tych przykładów, jak sądzę
każdy z Was będzie mógł odszukać w swojej pamięci lub zauważyć
w przyszłości jakiś własny, zadziwiająco doskonały odruch, który
wykonaliście/cie 'nie wiadomo jakim cudem'. Przyjrzyjcie się
najdokładniej jak możecie, najwrażliwiej takim chwilom, bowiem one
nie są jakimś nadprzyrodzonym zjawiskiem, ale są możliwe dzięki
pracy umysłu w 'odmiennym' niż normalnie stanie. Z pewnością każdy
z Was zauważył, iż jeżeli np. trenuje jakiś sport, to najlepsze
efekty udają się wtedy, kiedy w pewien specyficzny sposób przestanie
'myśleć', a posłucha 'intuicji'. Podobnie jest ze zwykłym,'prywatkowym'
tańcem. Kiedy ktoś kieruje się 'wewnętrznym instynktem' - wszystko
wychodzi o.k. a taniec sprawia wielką przyjemność (b. ważne). Ale gdy
stara się myśleć, jak dokładnie stawiać kroki, wszystko staje się
jakieś 'drętwe'. Poszukajcie wszyscy takich swoich umiejętności,
w których coś Wam wychodzi o wiele lepiej niż innym (taniec, sport,
dowolne rodzaje sztuki), a wykonując je - myślicie w zupełnie inny
sposób, niż 'normalnie'.
Przyznam, iż od takich przykładów ... pęka mi w tej chwili głowa,
ale chodzi dokładnie o to, byście to WY SAMODZIELNIE odkryli takie
stany w sobie i ... z maksymalną uwagą zaczęli się nad nimi
zastanawiać ... właśnie z perspektywy POCHODNEJ.
Wielu z Was, z racji, iż w takich stanach sposób myślenia jest
zupełnie inny, wyrazi rzecz ~słowami: "wtedy w ogóle się nie myśli,
a po prostu robi", (ew. np. oddaje się 'duchowi' tańca itd. itp.).
W każdym bądź razie mózg/umysł pracuje wtedy _zupełnie_inaczej_, a
pilne zwracanie _najwrażliwszej_ uwagi na takie przeżycia, początkowo
bardzo trudne próby ich samodzielnej, pozakonkretnej, zupełnie innej
niż 'normalnie' analizy stanowią dopiero sam początek _właściwej_umie-
jętności_myślenia_. Zgodnie z III twierdzeniem nie tylko poszczególne
umiejętności rozwijają się etapami od konkretu do abstraktu (oddzie-
lonymi z uwagi na ich 'wizualnie' całkowitą odmienność 'rewolucjami'),
ale dokładnie w ten sposób rozwija się tak cała nauka, jak i każda
z jej dziedzin z osobna.
Chociażby matematyka. Najpierw odbyło się (troszkę z przeskokiem etapu)
wyizolowanie właściwości matematycznej jednostki (o 'mały włos'
_błędne_, a ten błąd nas i całą naukę 'męczy' do dzisiaj). Można sobie
rzecz _wyobrazić_ tak: Jeżeli poskładać w jedno zdjęcie zdjęcia
wszystkich dających się wyróżnić, znanych człowiekowi 'obiektów'
(sprowadzone do mniej więcej tej samej wielkości na jednakowym tle)
to otrzymamy rozmytą plamę odróżniającą się od tła. Wszystkie wizualne
cechy poszczególnych przedmiotów zanikną poza jedną - otrzymaliśmy
"coś" - jednostkę. W zasadzie dokładnie w powyższy sposób palcem
jednostki nie można pokazać, bowiem otrzymana plama w istocie byłaby
jeszcze jednym przedmiotem, o wielu konkretnych cechach poza
istnieniem. Ale żadnej z pozostałych własności (poza 'faktem bycia')
nie można określić; jeżeli zrobimy to tak jak tutaj: wyłącznie myślowo.
Celowo zrobiłem tu ów 'mały błąd' dla jego podkreślenia, bowiem
abstrahowanie musi być dokładne, a nie 'po uważaniu'. Bowiem oprócz
cechy 'bycia' powinny pozostać jeszcze minimum trzy inne cechy, które
ma każdy rzeczywisty przedmiot tj. własność istnienia w czasie, własność
wymiaru i własność istnienia w otoczeniu (nie istnieje cokolwiek samo
w sobie; tu: 'plama' 'wymaga' kartki). Nie jest ważne, że nie można ich
określić, ważne, że powinny POZOSTAĆ, a przynajmniej powinna pozostać
świadomość, że właśnie takie uproszczenie w abstrahowaniu popełniono.
(Ponieważ ma ono b. daleko idące konsekwencje interpretacyjne).
Sam 'start matematyki' mamy więc za sobą, podobnie nastąpił rozwój
pierwszego etapu, tj. dodawania/odejmowania (czyli okres konkretu).
(Mnożenie/dzielenie potęgowanie/pierwiastkowanie to to samo). Konkretne
wyobrażanie sobie tych operacji nie stanowi (jak b. wielu pokazało)
większego problemu, a dzisiaj przy istnieniu kalkulatorów osiąganie
tutaj jakichś wielkich, kalkulatorowych sprawności umysłu byłoby raczej
sztuką dla sztuki.
Tym niemniej jest bardzo istotne, czy kompletne wyobrażenie sobie danej
operacji jest całkowicie możliwe (tzn. czy da się je powtórzyć w
rzeczywistości). I okazuje się, że nie do końca. Bowiem nigdy prostego
dodawania praktycznie nie daje się przeprowadzać bez końca, zupełna
indukcja nie istnieje. Ta własność rzeczywistości bywa nazywana też
holizmem (której matematyka 'niechcący' nie zauważyła i dalej nie
zauważa).
Wreszcie przyszedł czas na geniusz Newtona, Leibniza i okres rachunku
różniczkowego/całkowego. Ciężko myli się jednak ten, kto sądzi, iż
opanowawszy to, czego na ten temat 'naucza' tj. wymaga szkoła, zna
ów rachunek.
Bowiem sprawne prowadzenie takich rachuneczków na kartce nie ma nic
wspólnego z właściwym myśleniem abstrakcyjnym. A to dlatego, że 'kartkowe'
obliczanie całek i pochodnych w dalszym ciągu wymaga wyłącznie
czysto ... konkretnego sposobu myślenia. Wystarczy zapamiętać parę
tabelek i pilnować, by na kartce 'działo się' wizualnie 'wszystko OK',
czyli zgodnie z zasadami przestawiania znaczków. Zabawa jakościowo
nie różniąca się od zajęcia dziecka ustawiającego klocki w coś, co
już gdzieś widziało. To nie ma nic wspólnego z myśleniem abstrakcyjnym.
Bowiem właściwe rozumienie (przez analogię do tancerki, która nie może
przekazać słownie pozakonkretnych pojęć komuś, kto ich sam nie
'wytrenował') wymaga po prostu odtworzenia w sobie takiego stanu umysłu,
jaki miał Newton i Leibniz wymyślając owe 'znaczki' ... od zera. Tak,
jakby istniała wyłącznie Rzeczywistość i żadnych książek z rach. r/c
nie było. Bo tak właśnie wymyślili to ci obydwaj panowie - nie patrząc
w książki, a wyłącznie na to, co ich otaczało. Z pewnością nie będzie
w stanie tego zrobić żaden z 'mechanicznych' matematyków, bo ci
nie różnią się od uruchamiacza algorytmów w komputerze. Naprawdę
zrozumieć - to, powtarzam - doprowadzić swój umysł 'od zera' do
takiego stanu, w jakim był umysł tego, który pierwszy raz 'z niczego'
daną rzecz 'odkrył', czyli poprawnie zrozumiał. Powtórzyć jego
ewolucję myślenia złożoną z odpowiedniego wyboru i 'konwersji' własnych
przeżyć psychicznych. Takiego matematyka, (o ile tylko potrafiłby mówić
o swoich 'wewnętrznych' przeżyciach matematycznych wszystkimi, byle nie
'znaczkowymi' słowami) posłuchałbym z najwyższą uwagą i zaciekawieniem.
Reszta interesuje mnie jedynie jako 'obiekty' do przypominania sobie,
w jaki sposób sam traktowałem matematykę w liceum, i uczenia się tego,
co też takiego i na jakich zasadach lęgnie się w głowach konkretnych
'abstrakcjonistów'. W końcu ich głowy to też kawałek Rzeczywistości,
który działa zgodnie z jej prawami (co kompletnie nie znaczy, iż
'produkcje' takich głów są z jej prawami zgodne; jak mają dobrą pamięć
i bezbłędnie powtarzają z dobrej książki - to wtedy tak).

Zestaw pojęć/wyobrażeń (nie mylić ze słowami/znaczkami), który tworzy
w umyśle odwzorowanie danego zagadnienia jest jak ciało tancerki.
By człowiek mógł odkryć pochodne tych pojęć (właściwy abstrakt)
MUSI zacząć tymi pojęciami tak jak tancerka ... tańczyć. Wprawić je
w ruch. Dopiero wtedy będzie w stanie odkryć właściwe, pochodne
zależności, poprawić według nich wejściowe konkrety, wykryć to, co nie
pasuje do harmonii ruchu (jakieś pojęcia, które w ogóle nie mają z 'ciałem'
związku itd. Dlatego też: "Arnold Mandell, psychiatra i dynamik z San Diego
[...] był, jak sam twierdził fanatykiem [teorii] chaosu, a głównym jego
zainteresowaniem pozostał najbardziej chaotyczny ze wszystkich organów
[mózg].[...] Mandell pobudzał swoich kolegów do _rozumienia_płynnej_
_geometrii_, która leży u podstaw złożonych układów, takich jak
umysł." [Gleick, 1996] Stąd też: <<JAk zauważa Walter Moore, cytując
Montaigne'a w swojej niezwykle odkrywczej biografii Erwina Schrodingera,
naukowca i przyjaciela Einsteina: "Na nasze życie składa się szaleństwo
i rozwaga; jeśli ktoś napisze tylko o tym, co wzbudza szacunek i nie
wykracza poza ustalone kanony, pominie co najmniej połowę".>> [Brian 1996]
Także: << Einstein ma zdolność do tak całkowitego wyłączania się,
że czasami, gdy się go odwiedza, trzeba sobie uprzytomnić, że ma się
do czynienia z nim, a nie z jego sobowtórem. >> [Vallentin 1955]
Dlatego też ci, którzy nigdy nie wprawili w ruch, 'w taniec pojęć'
zalegających ich mózgi konkretów, tak naprawdę jeszcze ani razu
poprawnie nie pomyśleli. Stąd też wszystkie naprawdę wartościowe
teksty [np. cytowany tu Fromm], których jakość tkwi w warstwie
abstraktu ... są kompletnie dla nich nieczytelne, jakby były pisane
w jakimś zapomnianym języku dawno temu 'wyrżniętego', dzikiego plemienia.
Oczywiście należy przy tym dokładnie sobie uświadomić, iż pochodne
pojęć/abstrakty nie są 'rzeczą samą w sobie', a jedynie
CECHĄ DYNAMICZNEGO KONKRETU.
Gdy tancerka choć na chwilę rzeczywiście zapomni, iż tańczy po podłodze
a nie 'buja w przestworzach', to natychmiast wywróci się. I tym różni
się uczony od szaleńca (w stylu nawiedzonych mistyków, różnej maści
Father Johnów (przywódców sekt) i innych chorych psychicznie, że jest
precyzyjnie 'ZAWIESZONY' pomiędzy "myśleniem a intuicją" w słowach Kanta
wg. II, pomiędzy "szaleństwem a rozwagą" w słowach Montaigne'a, czy czystą
logiką i tym, co stanowi jej dopełnienie w słowach Einsteina wg. I. itd.

Powtórzę - rozumieć jakiś tekst - to znaczy umieć doprowadzić swój umysł
do identycznego stanu, w jakim był umysł tego, który dany tekst pisał.
Wyłącznie poprzez: taki wybór i składanie WŁASNYCH PRZEŻYĆ PSYCHICZNYCH
(i ich możliwych, a nie marzycielsko/bajkowych modyfikacji). A wtedy
słowa same zaczynają wskazywać na odpowiednie pojęcia, i jak widać wcale
nie potrzeba tu słownika. Bowiem ludzie (i mimo pozorów naukowcy również)
używają słów w tak różnych i daleko odmiennych od słownikowych
znaczeniach, barwach, odcieniach itp., iż często daje się wyczuć
indywidualizm pojęć(znaczeń) poszczególnych słów u danego autora.
Stąd też wprost u wszystkich ludzi potrafiących poprawnie myśleć -
wynika istnienie wysokiej 'umiejętności słuchania', empatii, wysokiej
wrażliwości i ... naturalnego 'obrzydzenia' do głów z hasającymi
po nich "trzema potęgami" AE (dopóki te są 'bronione' wszelkimi
siłowymi, manipulacyjnymi, powoływaniem się na jedynie słuszne
zwyczaje itp. sposobami).
----------------------------------------------------
--------------
Sądzę, iż już wystarczająco (dla jego poprawnego zrozumienia)
uzasadniłem poniższe stwierdzenia Vallentin/Einsteina:
<< Przez całe życie zachowa Einstein gorzki żal do takiego systemu
nauczania, który polega na obarczaniu młodego umyslku faktami,
nazwiskami i formułkami. "Nie potrzeba wyższych studiów, żeby się
zapoznać z tymi rzeczami, można je znaleźć w książkach" - powtarzał
stale Einstein. Nauczanie powinno służyć tylko do tego, żeby młodzi
ludzie nauczyli się myśleć, żeby zdobyli potrzebną zaprawę umysłową,
której nie może dać żaden podręcznik >> [Vallentin, "Dramat AE"]
i :
<< Najpiękniejsze i najgłębsze doświadczenie człowieka to przeczucie
tajemnicy - podstawowa zasada religii, przedmiot dociekań sztuki
i nauki. Wydaje mi się, że kto nigdy tego nie zaznał, jest jeśli
nie martwy, to przynajmniej ślepy. >>
Ci co będą/są w stanie uruchomić 'taniec myśli' bez ciągłego 'przewra-
cania się', zrozumieją głębię powyższych cytatów i to, że zadaniem
edukacji jest właśnie zadbanie o sprawność uczniów w 'tańcu pojęć'
a nie wypełnienie ich głów regułkami. Ci, co to zrozumieją, udowodnią
sobie, iż potrafią myśleć. Reszta pozostanie "jeżeli nie martwa,
to przynajmniej ślepa".
Przekazanie ZROZUMIENIA, to potraktowanie nauczanych pojęć tak,
jakby były częściami ciała ucznia; tak jakby to on, a nie prawa
natury były siłą sprawczą działania w nauczanym zagadnieniu. Zaś
skuteczność tego działania wyjdzie wtedy, kiedy on rzeczywiście
w takim nauczanym 'ciele' będzie potrafił 'zatańczyć'. Tymczasem
edukacja zachowuje się dokładnie w taki sposób, jak szkoła baletowa,
w której sadza się 'baletnice' w ławkach, zapycha ich głowy wzorkami,
milionem słów o jakimś tańcu, nadaje dyplomy, robi z tego na
formularzach klasówki i nadaje za nie chore stopnie itd. itp. i
ANI RAZU NIE POZWALA ZATAŃCZYĆ,
bo w ogóle taka pseudoszkoła nie wie, czym taniec jest.
Oczywistym powinno stać się dla wszystkich, iż owa 'baletnica'
wypuszczona na zewnątrz z dyplomem 'umiejętności', nie jest w stanie
nawet prosto chodzić, bo jej się w ławkach stawy zastały, a cóż
dopiero mówić o tańcu...
Nic dziwnego, że kiedy powinna naprawdę zatańczyć/pomyśleć,
to ... z miejsca leży... a w najlepszym razie ledwo krok za krokiem,
z wielkim wysiłkiem drepcze do przodu i chwieje się na boki,
niczym połamany staruszek... I w dodatku ciągle gada, jaka to ona
primadonna... kompletnie nie zdając sobie sprawy, jak wygląda
rzeczywiście ... ;-))))
Nic też dziwnego, iż po takiej edukacji tańczyć potrafią (jak
rozprostują kości) wyłącznie ci, którzy to i tak wcześniej potrafili
lub nauczyli się z zupełnie innego, przypadkowego źródła....
====================================================
=============
Dotychczas 'wiedza' n/t. doświadczeń mistycznych, wyższych stanów
świadomości itd. itp. oscylowała gdzieś między chrześcijańską
modlitwą i mistycyzmem, praktykami zen, a tekstami np. Deikmana
(z metodami 'wpatrywania się na umór w wazę').
Sądzę, iż niektórzy już w tej chwili 'zobaczą' właściwe korelacje
cytatów (tych, które teraz i wcześniej przedstawiałem) z ukazaną
powyżej ideą wyjaśnienia tajemnicy geniuszu.
W następnej części postaram się przedstawić bardziej fizyczny od
'kontaktów z nadprzyrodzonym' opis pracy nad sobą (czyli: jak uczyć
się myśleć), wyjaśnić czym jest inteligencja emocjonalna i jej rolę,
oraz związki nauki, sztuki i ... religii.
C.d.n.

Pisane: Warszawa, 2000.03.01
Jes ETER (Jerzy Turyński)

Życie może być polowaniem na żarcie lub sztuką myślenia.
Wybór należy do ciebie.

P.S. (Dla Janusza H.)
John Polkinghorne "Rozum i rzeczywistość" str. 61
<< Joseph Ford zauważył, że "jeżeli w mechanice kwantowej nie uda się
odkryć chaosu, to w podstawach fizyki można z pewnością oczekiwać
trzęsienia ziemi o sile, powiedzmy 20 w skali Richtera" >>
Oczywiście ja dodaję swoje: Dopóki w jakiejkolwiek propozycji GUT-a
nie będzie jasno widać mózgu, rozumienia i przede wszystkim ewolucji,
dotąd fizyka będzie upstrzona potężnymi błędami.
Koniecznym warunkiem poprawności dowolnych pojęć (jako poprawnego
odwzorowania czegokolwiek rzeczywistego) jest ich przynajmniej myślowa
'mierzalność' i 'czasowość'.
Zdumiewa mnie, iż Einstein ze swoich dwóch znanych stwierdzeń:
<< Czas i przestrzeń są cechą materii >> oraz << nie rozumiem tego,
czego nie umiem narysować >> nie 'wyprowadził' powyższego warunku.
Wtedy by wprost odkrył, które pojęcia w matematyce są błędne.
Niestety nie miał tu materiału do przemyśleń (bo jeszcze wtedy go nie
było), tj. np. pytania: dlaczego sieci neuronowe liczą wiele rzeczy
znacznie lepiej od najlepszych klasycznych algorytmów. (Np. rzeczywisty
kawałek blachy ukształtowany w cały samolot. Nota bene w tym przypadku
'sieć neuronowa' nazywana jest MES-em (Metodą Elementów Skończonych),
bowiem 'urodziła' się w zupełnie inny sposób, na innej drodze 'myślowej',
i jak dotąd jakoś nikt nie widzi między MES a SN podobieństwa. Cóż,
konkretne 'robaczki' zupełnie inaczej na oko wyglądają, poczynając
od samej nazwy. Ani chybi właśnie dlatego nie mogą mieć między sobą
absolutnie niczego wspólnego ;-(((( )


› Pokaż wiadomość z nagłówkami


Zobacz także


1. Data: 2000-03-04 19:10:11

Temat: Re: Kropka nad "i", cz. 1
Od: phenomen <w...@i...com> szukaj wiadomości tego autora


1) co bedziesz robil w przyszlosci ?

2) miales problemy z matma w liceum ?

3) w jaki sposob wyszedles z "obledu" ? :)


thee majesty "jelen na rykowisku"

› Pokaż wiadomość z nagłówkami


1. Data: 2000-03-04 23:29:50

Temat: Odp: Kropka nad "i", cz. 1
Od: "krzych" <k...@f...polbox.pl> szukaj wiadomości tego autora

To raczej nie "kropka nad i" tylko"porzuccie wszelka nadzieje ktorzy to
czytacie"!


› Pokaż wiadomość z nagłówkami


1. Data: 2000-03-05 11:43:10

Temat: Re: Kropka nad "i", cz. 1
Od: "Janusz H." <h...@p...onet.pl> szukaj wiadomości tego autora

krzych wrote:
>
> To raczej nie "kropka nad i" tylko"porzuccie wszelka nadzieje ktorzy to
> czytacie"!

Dlaczego? Możesz rozwinąć?

P.S.
JeT - tekst jest IMO świetny, ale dla wielu zbyt długi, momentami nawet
ciężki. Sądzę, że potrzebne jest coś, czym ludzie _już_ żyją (pragną,
pasjonują się tym) i będą chłonęli nawet setki postów na ten temat...
Jak... nowele (tyle, że nie bezmyślnie)... ;)

› Pokaż wiadomość z nagłówkami


 

strony : [ 1 ]


« poprzedni wątek następny wątek »


Wyszukiwanie zaawansowane »

Starsze wątki

Kropka nad "i" - przypomnienie zamiast wstepu
Re: Netscape 4.06 i giffy animowane...
Pytanie o Wasze kryteria
Nowe techniki = nowe doswiadczenia
Zaproszenie na koncert "Hip Hop Przedluza Zycie o 10 Lat"

zobacz wszyskie »

Najnowsze wątki

Senet parts 1-3
Chess
Dendera Zodiac - parts 1-5
Vitruvian Man - parts 7-11a
Vitruvian Man - parts 1-6

zobacz wszyskie »