Strona główna Grupy pl.sci.psychologia LENIN

Grupy

Szukaj w grupach

 

LENIN

Liczba wypowiedzi w tym wątku: 9


« poprzedni wątek następny wątek »

1. Data: 2017-05-22 11:21:01

Temat: LENIN
Od: Ikselka <i...@g...pl> szukaj wiadomości tego autora


<<< Dane tekstu >>>
Autor Ferdynand Ossendowski
Tytuł Lenin
Pochodzenie cykl Na przełomie
Data wydania 1930
Wydawnictwo Wydawnictwo Polskie R. Wegnera
Druk Concordia Sp. Akc.
Miejsce wyd. Poznań



ROZDZIAŁ XXXII.
Upływały miesiące i przemijały, jak zły sen. Z ciężkiej mgły, wiszącej nad
Rosją, wynurzały się potworne, apokaliptyczne postacie i ślad swój znaczyły
krwią.
Lenin nie widział tego, siedząc w zaciszu Kremla.
Jednak nie tylko nad ludnością zawisła mgła nieznośna, jadowita.
Wszechwładny dyktator, opierający się na oddanej mu bezwzględnie partji
komunistycznej, otoczony wierną gwardją, odczuwał ją, być może, po stokroć
boleśniej.
Sto dwadzieścia miljonów Rosjan z biegiem czasu doszły do straszliwej,
choć naturalnej obojętności. Nic już ich przerazić nie mogło. Kara śmierci
nie wywierała żadnego wrażenia, przestała być batem, zmuszającym do
spełnienia rozkazów rządu proletarjackiego. Jedni umierali, drudzy, z całym
spokojem oczekując śmierci, biernie sprzeciwiali się woli panującej partji,
uciskającej ich coraz bezwzględniej. Rosja jeszcze nie miała sił do nowego
powstania, była znużona straszliwie; chłop, robotnik, inteligent wiedzieli,
że niema nikogo, kto mógłby ująć w mocne dłonie ster państwa po komisarzach
ludowych, gdyby tłum zrozpaczonych ludzi rozszarpał ich na ulicach Moskwy i
Piotrogrodu. Kto żył, zaciskał zęby i czekał na cud, bez wzruszenia idąc
pod mur widząc śmierć bliskich istot i dla opłakiwania ich nie mając łez.
Lenin przeżywał inne męki, być może, gorsze, o wiele straszniejsze, bo
długie, nigdy nie ustające.
Widział upadek swego zuchwałego planu. Ratował go, jak mógł, za cenę
rewolucyjnego sumienia, uroku i wpływu imienia swego.
Był zmuszony dopuścić kapitał cudzoziemski; terorem zniewalać robotników
do pracy; kapitulować niemal codziennie przed włościaństwem, które,
zwalczywszy ,,biedotę", coraz szybciej i wyraźniej tworzyło nową, potężną
liczebnie burżuazję. ,,Ziemia" wyłoniła ze swego mrowiska ludzi rozważnych,
przebiegłych i stanowczych. Umieli już wywierać nacisk na wszystkie
instytucje bolszewickie i nawet przekształcać je.
Zrywały się powstania na Kaukazie, w Turkiestanie i wśród Kirgizów.
Wprawdzie tłumiono je z całem okrucieństwem, lecz wywierały one szkodliwe
dla Rosji wrażenie zagranicą i budziły nadzieje w innych narodowościach,
zgnębionych przez rząd moskiewski.
Miasta, przemysł i sami komisarze pozostawali na łasce chłopów, karmiących
ich niechętnie, pod przymusem i groźbą.
Krwawa robota ,,czeki" po zamordowaniu katolickiego księdza, prałata
Budkiewicza, wywołała oburzenie całego świata cywilizowanego. Lenin był
zmuszony zreformować tę instytucję, pozornie nadając jej inne oblicze i
nazwę.
Wyczuwał dyktator, że w głębi partji rośnie zwątpienie w jego nieomylność,
że grupa towarzyszy ze Stalinem i Mdiwanim na czele występuje z ostrą
krytyką chwiejnej polityki Rady komisarzy ludowych.
Lenin marzył o możliwości nowej wojny, w ciągu której wszelkie metody
rządzenia krajem znajdywały łatwe objaśnienie i usprawiedliwienie.
Przyczyn do wojny, mimo nieprzerwanych pogróżek, zbrodni i intryg Kremlu,
nie było.
Europa zrozumiała, że bolszewizm zaplątał się we własnych sidłach i
spokojnie czekała na rozgrywkę ostateczną.
Do pogrążonego w niewesołych myślach Lenina weszła osobista sekretarka
dyktatora -- Fotijewa.
-- Włodzimierzu Iljiczu! -- zawołała z wesołym śmiechem. -- Przybyła na
podwórze dziatwa z przytułku waszego imienia. Dzieci proszą, abyście wyszli
do nich!
Lenin ociężale podniósł się z fotelu i otworzył drzwi na balkon.
Na placyku wewnętrznym stała gromadka dzieci.
Wyglądały na najnędzniejszych żebraków w swoich łachmanach różnobarwnych,
zniszczonych: dziewczynki -- w dziurawych szalach na ramionach, chłopcy -- w
czapkach, z których wyzierały kłaki waty; dzieci bose, o szarych,
złośliwych twarzach, ponurych oczach, otoczonych sinemi cieniami, trzymały
w rękach czerwone chorągiewki z napisami komunistycznemi i portretami
Lenina.
Ujrzawszy go, zaczęły wymachiwać czerwonemi skrawkami papieru i
wykrzykiwać:
-- Niech żyje Iljicz!
Rozległa się śpiewka ,,Międzynarodówki".
Lenin przemówił, patrząc na tę gromadę dzieci o ruchach ociężałych,
leniwych i chorych:
-- Młodzi towarzysze i towarzyszki! Wy będziecie wykańczać to, co my
zaczęliśmy budować. Jest to szczęście ludzkości. Pamiętajcie o tem ciągle i
nie traćcie sił na przywiązanie do rodziców, braci, przyjaciół. Zapomnijcie
o miłości dla Boga, którego sfabrykowali popi-fałszerze. Całe serce, całą
duszę oddajcie na walkę o szczęście świata!
-- Niech żyje Lenin! Lenin -- ojciec nasz i wódz! -- jak najgłośniej
krzyknęli wychowawca i nauczycielka.
Dzieci wykrzykiwały coś niewyraźnego, śmiały się złośliwie i trącały się
łokciami.
Leninowi wydało się, że posłyszał piskliwy głos dziewczynki:
-- Ojciec, a jeść nie daje!... Wciąż ziemniaki i ziemniaki... Do cholery
ciężkiej!
Delegacja, pokrzykując, opuściła dziedziniec kremliński, nie oglądając się
na stojącego na balkonie Lenina.
Dzieci szły przez całe miasto.
W drodze kradły jabłka, ogórki i chleb ze straganów; wykrzykiwały sprośne
słowa i co chwila rozpraszały się na wszystkie strony. Jeden z chłopaków
cisnął kamieniem w wystawę sklepową. Dziewczynka, może, trzynastoletnia,
spostrzegłszy przechodzącego czerwonego oficera, szarpnęła go za rękaw i
szepnęła, bezczelnie zaglądając w oczy:
-- Daj rubla, to pójdę z tobą...
Wreszcie doszli do przytułku.
Był to mały pałacyk, opuszczony przez właściciela i zarekwirowany przez
władze. Nad frontonem, opierającym się na czterech kolumnach, wisiała biała
płachta z napisem: ,,Przytułek dla dzieci imienia Włodzimierza Iljicza
Lenina".
Słońce zapadało za drzewami parku i wysokiemi kamienicami
Dzieci z hałasem wchodziły do pięknej niegdyś sali. Teraz panowały tu
zniszczenie, zaduch i brudy. Ściany, posiekane przez kule, powalane
tłuszczem i upstrzone komunistycznemi hasłami, pomieszanemi z ohydnemi
napisami; szerokie prycze w dwa piętra, niczem nie okryte, pełne kurzu,
śmieci i śladów zabłoconych nóg, ciągnęły się dokoła.
Wychowawca zapalił latarnię naftową, a jeden z chłopców postawił na stół
miskę gotowanych ziemniaków.
-- Ścierwo! -- warknął siedzący na pryczy wyrostek. -- Tylko na kartofle mogą
się zdobyć! Niech ich czarna śmierć wydusi!
Po kolacji dziewczynki i chłopcy zaczęli wchodzić na nary, podkładając pod
głowę zwinięte łachmany, złorzecząc i bluźniąc co chwila.
Do pokoju bez szmeru wślizgnęła się dziewczynka lat czternastu. Była
lepiej od innych ubrana.
Milczała, patrząc poważnie i surowo piwnemi oczami.
-- Gdzieżeś się wałęsała, Lubka! -- okrzyknął ją wyrostek, prawie nagi,
bezwstydnie rozwalony na pryczy. -- Jeżeli będziesz mnie zdradzała, ja ci
zęby powybijam!
Splunął i zaklął ohydnie.
Lubka, nie odpowiadając, rozebrała się i cicho wsunęła wiotkie ciało swoje
pomiędzy wyrostkiem, a dziewczynką, leżącą w skulonej postawie.
Na sali zapadło milczenie.
Rozlegał się tylko głośny oddech zasypiających i śpiących dzieci.
Za piecem darł się świerszcz.
Gdzieś niedaleko zawył żałośnie piesek, cienko, jękliwie.
Ciszę przeszył syczący, urwany szept:
-- No, no, Lubka...
-- Zostaw mnie! -- prosiła dziewczynka.
-- Stęskniłem się do ciebie... no, nie broń się... przecież nie pierwszy
raz... Lubka, ty -- najmilsza ze wszystkich... Pocałuj... nie broń się!
-- Zostaw mnie! -- szepnęła gorąco. -- Dziś nie mogę, Kolka!... Byłam z mamą
w cerkwi... Biskup odprawiał nabożeństwo... bardzo piękne nabożeństwo...
wszyscy śpiewali... Popłakałam się...
-- Głupie brednie!... -- zaśmiał się Kolka. -- Wiara to -- opjum dla ludzi...
trucizna. Chodźże już... chodź...
-- Nie chcę! Nie rozumiesz, że dziś nie mogę? -- zawołała groźnie.
Zaczęli się szamotać, dysząc ciężko i miotając przekleństwa.
Dzieci zaczęły się budzić i kląć.
-- Spać nie dają, psy parszywe!
Kolka wpadł we wściekłość.
-- Aha! Toś ty taka? -- krzyknął. -- Pluć chcę na ciebie -- plugawkę! Nos
zadziera... Obejdę się bez ciebie, ale ty popamiętasz mnie, padło! Mańka,
do mnie!
Jakaś naga postać, ciągnąc za sobą brudne łachmany, przeskoczyła przez
leżące dzieci i ze śmiechem upadła na pryczę tuż przy wyrostku.
-- Niech patrzy ta wywłoka, jak się kochają uczciwi komuniści! -- krzyknął
Kolka, obejmując dziewczynę.
Dzieci podnosiły się ze swoich miejsc i otoczyły miotające się ciała
towarzyszy. Patrzyły błyszczącemi oczami, zaciskając zęby i głośno
oddychając.
Dopiero po północy w ,,przytułku dla dzieci imienia Włodzimierza Iljicza
Lenina" zapanowała cisza. Wszystko spało.
Tylko jedna postać, skulona pod dziurawą, poplamioną kołdrą, cicho
płakała, podnosząc ramiona i wzdychając żałośnie.
Była to Lubka.
Przeczuwała coś niedobrego i była obrażona w swoich uczuciach, które
ogarnęły ją w cerkwi, gdzie tajemniczo płonęły języki świec woskowych,
rozbrzmiewały głosy chóru, a biskup, siwy i dobrotliwy, przenikliwym głosem
mówił śpiewnie:
-- Przeminą dni męki i plagi, przyjdzie Chrystus Zbawiciel i rzeknie:
,,Błogosławieni maluczcy, albowiem dla nich jest królestwo niebieskie Ojca
mego!"
Usnęła we łzach i westchnieniach.
Hałas przebudził ją. Dzieci wstawały, klnąc i krzycząc kłótliwie.
Kolka bezwstydny, nagi, obejmował i szczypał Mańkę.
Nikt się nie mył i nie czesał. Jeden tylko z chłopaków, okryty błotem od
stóp do czubka bezbarwnej głowy, nalał wody do miski, pozostawionej po
zjedzonych ziemniakach, i mył nogi.
Wniesiono imbryk z herbatą, blaszane kubki i pokrajany na równe kawałki
chleb. Dzieci zaczęły się pożywiać.
Ujrzawszy wchodzącego wychowawcę, Kolka zawołał:
-- Towarzyszu! Lubka Szanina była wczoraj w cerkwi. Żądam sądu nad nią, bo
sprzeniewierzyła się zasadom komunistycznej młodzieży!
Sąd odbył się natychmiast tuż przy stole, gdzie stał wykrzywiony imbryk i
zardzewiałe, brudne kubki.
Lubka została pozbawiona prawa korzystania z dobrodziejstw ,,przytułku
imienia Lenina".
Po chwili stała na ulicy i oglądała się bezradnie.
Nie wiedziała, co ma ze sobą zrobić. Iść do matki, która sama przymierała
z głodu, nie śmiała.
Bezwiednie skierowała się do miasta.
Na rynku, gdzie każdego ranka przyjeżdżali chłopi z kapustą, ziemniakami i
chlebem, zamieniając produkty wiejskie na różne przedmioty i ubranie, Lubce
udał się niepostrzeżenie porwać ogórek. Pobiegła z nim w stronę ludnych
ulic.
Na Dmitrowce spotkała bandę dzieci i wyrostków.
Zaczepiły ją i wypytywały o Moskwę.
Szły ze wsi i z małych miasteczek. Bezdomni i głodni przybyli do stolicy,
gdzie łatwiej było o pożywienie.
-- Będę się opiekował tobą! -- rzekł czarny, jak cygan, wyrostek, szczypiąc
Lubkę w udo.
-- Dobrze! -- odparła, krzywiąc się z bólu. -- Ja wam pokażę Moskwę.
Życie już nauczyło ją, że bez opieki nie można przeżyć nawet jednego dnia
i że opiekę należy okupić.
-- Będziemy żyli ze sobą -- dodał wyrostek. -- Na imię mam Szymon, nazywaj
mnie -- Sieńką... Ale pamiętaj, jeżeli zdradzisz mnie, -- zatłukę!
-- Dobrze! -- zgodziła się natychmiast.
Chłopak wypytywał o jej los, a posłyszawszy krótką zwykłą opowieść,
zaśmiał się głośno i zawołał:
-- A ja od rodziców uciekłem, oby ich trąd zżarł, bo zwęszyłem, że czas dać
nura! Głód u nas w domu był, aż wspominać straszno! Zmarniała i umarła
babka, a po niej młodsza siostra... Pewnej nocy widzę, że ojciec bierze
siekierę i trach! brata mego w łeb. Później cały tydzień syci byliśmy...
Tylko ja na swoją kolej nie czekałem... Niech oni tam się źrą, ja wolę
inaczej...
Dzieci przebiegały tłumnie ulice, gapiły się na Kreml i na bramę Iwerską,
gdzie pod największą świętością Rosji -- cudownym obrazem Matki Boskiej
widniał czerwony napis: ,,Wiara i Bóg -- opjum dla narodu!"
Banda żebrała, całą gromadą otaczając przechodniów i skamląc, wystawała
godziny całe przed oknami jadłodajni, bijąc się o rzucone im kości i
kawałki chleba; czyhała na właścicieli straganów i porywała, co się dało;
chłopcy zapuszczali zręczne, małe dłonie do kieszeni wsiadających do
tramwaju ludzi; dziewczynki ścigały młodych mężczyzn i znikały z nimi w
bramach domów. Powracały ociężałym krokiem, dzwoniąc srebrnemi monetami.
-- Słuchaj, Lubka! -- szepnął czarny wyrostek. -- Widzisz tego starego
wywłokę? Już dwa razy obejrzał się za tobą... O! jeszcze... Widzisz? Oko
zmrużył... Przejdź-no koło niego... Może zarobisz...
Dziewczynka sprężystym krokiem dogoniła starego człowieka o czerwonej
twarzy i porozumiewawczo spojrzała na niego.
Ukryła się w bramie. Poszedł za nią. Wkrótce szli razem. Lubka krzyknęła:
-- Sieńka, gdzie mam czekać na ciebie?
-- Na Czerwonym Placu! -- odkrzyknął i machnął ręką.
Tak minęło lato i jesień.
Dzieci spędzały noce na ławkach, stojących na bulwarach, pod mostami, w
parkach, lub za miastem, tam -- gdzie niegdyś zwożono śmiecie miejskie.
Przyszły mrozy i wiatry zimne.
Śnieg przykrył grubą warstwą podziurawione dachy, zniszczone jezdnie i
chodniki stolicy.
Dzieci każdego wieczora biegły na Czerwony Plac, Twerską, Kuznieckij Most
i Arbat, -- jedyne ulice, podtrzymywane dla cudzoziemców w porządku.
Napływały tu rzesze bezdomnych ludzi. Ci walczyli krwawo o miejsce przy
zgaszonych, lecz jeszcze gorących piecach asfaltowych, przy ogniskach dla
rozgrzania przechodniów.
Czarny Sieńka, którego nazywano ,,atamanem" za postrach, który siał wśród
innych, prawie zawsze wywalczał dla siebie i Lubki najlepsze miejsce.
Jednakże nieraz zmuszeni byli spędzać noce w ustępach publicznych, w
skrzyniach na śmiecie, w suterynach opuszczonych, zawalających się
kamienic, w studniach kanalizacyjnych, drżąc z zimna i szczękając zębami.
Ciągle głodni i zrozpaczeni chłopcy, pod dowództwem Sieńki, napadali na
przechodniów, rozbijali sklepy i staczali walki z innemi bandami, bijąc się
na noże i kastety.
Podczas napadów nocnych patrole zabiły i poraniły kilku chłopaków z bandy
,,atamana".
Przed świętami Bożego Narodzenia srożyły się straszne mrozy, a z niemi --
nieodstępny towarzysz -- głód.
Ulice były puste; ledwie przykryte łachmanami dzieci nie śmiały wynurzyć
się ze swoich skrytek.
Sieńka odnalazł na śmietniku miejsce, gdzie zwożono gnój koński. Wykopano
w nim doły i urządzono ciepłe schroniska.
Pewnego wieczora Sieńka powrócił z wywiadu.
-- Hej, hołoto! -- krzyknął. -- Będziecie mieć wyżerkę. Na śmietnik wyrzucono
dziś ścierwo końskie. Ruszajmy na kolację!
Z wesołemi okrzykami wybiegły dzieci ze swoich dołów, nad któremi unosiła
się ostro pachnąca para, i otoczyły trup konia.
Nożami dziobały i krajały zmarznięty kadłub, zębami szarpały i odrywały
kawały ciemnego padła. Przez kilka dni banda była syta i szczęśliwa.
Jednak nie trwało to długo. Dzieci zaczęły chorować.
Ciała ich okryły się wrzodami, które pękały, sącząc krew, puchły i
swędziły ich nogi, ręce i szyje, rany zjawiły się na wargach i języku;
gorączka paliła chorych, dreszcze wstrząsały nimi.
Sieńka zrozumiał, że dzieje się coś złego. Z trudem wyczołgał się ze swej
nory i zawlókł do miasta, padając co chwila i jęcząc głośno.
Ujrzawszy milicjanta, zbliżył się do niego i zaczął skamłać i wyć:
-- Ratujcie!... Jakiś mór napadł na nas... Już dwie dziewczyny zmarły i
leżą niepogrzebane...
Milicjant odprowadził chłopca do biura, gdzie Sieńka opowiedział wszystko,
ledwie ruszając opuchniętym językiem.
Otoczono śmietnik wojskiem.
Lekarze obejrzeli chorych i w przerażeniu cofnęli się.
-- Nosacizna! Nosacizna! -- wołali ze zgrozą.
W godzinę później za kupami śmieci ustawiono trzy kulomioty.
Tłum wysłanych z więzienia aresztantów politycznych zaglądał do legowisk
bezdomnych dzieci, wyciągał je z nor i dołów, a, gdy skrytki opustoszały, --
rzygnęły kulomioty.
Na gnoju, przysypanym stratowanym, topniejącym śniegiem i buchającym parą,
pozostały nieruchome ciała chorych dzieci i aresztantów. Długo wywlekano je
później hakami, wrzucano do skrzyń z chlorkiem i wapnem i grzebano w
głębokich dołach, wykopanych tuż -- na śmietniku.
Wypadek epidemji nosacizny i innych chorób, szerzonych po Moskwie i całym
kraju przez tłumy bezdomnych dzieci, przerzucających się z miasta do
miasta, zwrócił uwagę władz na tak niebezpieczne zjawisko.
Przez cały tydzień milicja i patrole wojskowe urządzały obławy.
Zgromadzono tysiące dzieci -- obdartych, nędznych, głodnych i chorych.
Lenin przeczytał o tem w dzienniku ,,Prawda", kierowanym przez Nadzieję
Konstantynównę.
Natychmiast kazał zawezwać do siebie kierowniczkę komisarjatu opieki nad
dziećmi towarzyszkę Liliną.
Przed rewolucją była ona marną aktorką, lecz później zrobiła fantastyczną
karjerę.
Została żoną dyktatora Piotrogrodu, Zinowjewa, i wysokim komisarzem od
kształtowania młodych komunistów.
-- Cóż wy robicie w waszym komisarjacie? -- zapytał Lenin opryskliwie.
Teatralnym gestem podniosła ręce i zaczęła deklamować:
-- Nasze dzieci należą do społeczeństwa, a więc do partji komunistycznej!
Zabezpieczyliśmy je od miłości rodzicielskiej, która jest szkodliwa,
ponieważ wychowane w rodzinie dzieci stają się odłamem antysocjalnym.
Tymczasem my wychowujemy dzieci proletarjackie, wrogie szczeniętom
burżuazyjnym!
-- Dość tych głupich frazesów! -- syknął Lenin. -- Oto leżą przede mną
dzienniki ,,Komunista" i ,,Prawda" oraz raport towarzyszki Kalininej. Siedem
miljonów bezdomnych dzieci, a z nich zaledwie 80 000 w przytułkach? Giną
fizycznie i moralnie! Chorują na trąd, nosaciznę, syfilis! Prostytucja
nieletnich szerzy się w sposób zatrważający... Wstyd! Hańba! Niech
towarzyszka zaradzi złemu, a pamięta, że wszelkiemi sposobami należy
ukrywać tę plagę przed cudzoziemcami. Właśnie mają tu wkrótce przybyć
towarzysze z angielskiej ,,Labour Party"!
Lilina wzięła do serca gniewne słowa dyktatora.
Obławy trwały bez przerwy. Wyłapywano wszędzie bezdomne dziewczęta, dzieci
prawie, utrzymujące się z nierządu. Znajdywano je w biurach milicji, która
handlowała niemi, w koszarach, w barakach robotniczych, nawet w
więzieniach. Na chłopaków polowano po śmietnikach, po suterynach zburzonych
domów, po cmentarzach, gdzie się ukrywali przed mrozem i pościgiem. W
rzadko uczęszczanych miejscach kładziono przynętę -- trupy koni, psów, worek
zgniłych ziemniaków i urządzano zasadzki, jak na dzikie zwierzęta.
Chorych na nosaciznę i trąd wyprowadzono za miasto, kazano kopać rowy i
rozstrzeliwano. Z nimi razem ginęli chorzy na szkorbut i syfilis.
Państwo proletarjatu nie miało ani pożywienia dla nich, ani lekarstw, ani
szpitali.
Rowy kopali dla siebie sami, a wapna i chlorku tymczasem nie brakowało.
Resztę wtłoczono do wagonów towarowych, zaplombowano i wysłano na
odżywienie się do różnych, bardziej zasobnych miast.
Moskwa została oczyszczona od tłumów bezdomnych dzieci, które, jak psy
zgłodzone, włóczyły się po ulicach i wyły, skamłały pod oknami jadłodajni,
cukierni, urzędów i wspaniałych restauracyj, gdzie ucztowali cudzoziemscy
socjaliści, komisarze i zagraniczni chciwi kupcy.
Angielscy i francuscy towarzysze z zachwytem przyglądali się jedynemu
placowi i trzem czystym ulicom stolicy, odrestaurowanym domom na Twerskoj i
Kuznieckim Moście, ogołoconym sklepom, o wystawach, przepełnionych
zagranicznemi towarami, wspaniałemu Kremlowi i dekoracyjnym fabrykom,
pokazywanym naiwnym gościom przez wygadanych komisarzy.
Nie mogli ochłonąć ze zdumienia, słuchając w rzęsiście oświetlonym Wielkim
Teatrze opery z genjalnym Szalapinym, śpiewającym tytułową partję, lub we
wspaniałych restauracjach zajadając kawior, nigdy niewidziane ryby,
jarząbki i popijając szampanem.
-- My God! -- dziwili się Anglicy, zaproszeni przez Lenina na bankiet. --
Jakie oszczerstwa rzucają burżuje na komunistów, którzy w przeciągu kilku
lat stworzyli w kraju taki niebywały dobrobyt i ład! Te sandwicze z
jarząbkiem i kawiorem są wyśmienite! I am fed up, lecz zjem jeszcze jeden!
Francuzi kiwali głowami ze współczuciem i wołali, gestykulując
energicznie:
-- Oh, oui! C'est merveilleux, vous savez!
Podczas, gdy do szklanek drogich gości z nad Sekwany i Tamizy obficie
dolewano szampana Moët et Chandon, ozdobionego herbami carów na etykietach,
-- jeden z wagonów, wiozących bezdomne dzieci do Charkowa, dobiegał Kurska.
Mroźna noc księżycowa otuliła tajemniczą mgłą ciągnące się dokoła plantu
pola, okryte śniegiem.
Turkotały koła wagonu i zgrzytały łańcuchy.
Blade niebieskie światło przedzierało się przez szpary ścian i odrzucony
żelazny blat, zamykający okienko pod sufitem.
Cicho było w wagonie...
W mroku leżały nieruchome ciała. Okrywały się wzajemnie. Tuliły się do
siebie, oplątane nogami i ramionami, wciskały głowy pod łachmany,
podkurczały kolana pod brody, palce wtykały do ust...
Nikt nie ruszał się, nikt nic nie mówił, nie wzdychał, nie żalił się, nie
płakał i nie jęczał.
Przez te pięć dni podróży w zimnym wagonie, zgrzytającym i skrzypiącym,
wszystkie słowa zostały powiedziane, wszystkie westchnienia przebrzmiały i
uniosły się do nieba, skargi, zawarte w szlochu rozpaczliwym i jękach
obłędnych, zagłuszonych turkotem kół i dzwonieniem łańcuchów, padły ze
stygnących warg, pękających od mrozu, i znieruchomiały wraz z ciałami.
Długo i trwożnie ryczała lokomotywa i stanęła.
Jacyś ludzie z latarniami podbiegli do ciemnego wagonu.
Zerwali plombę i odsunęli drzwi.
-- Hej, wychodźcie! -- zawołał starszy kolejarz z wąsami, okrytemi szronem i
soplami lodu. -- Wagon się rozklekotał do reszty. Damy inny...
Nikt nie odpowiedział, nikt się nie poruszył.
Świecili latarkami, ciągnęli leżących za ręce i nogi.
Pasażerowie czerwonego wagonu pozostali sztywni, skostniali, milczący.
-- Zamarzli?... -- szepnął kolejarz z soplami na wąsach.
-- Zamarzli... -- powtórzyli inni i ze strachem żegnać się zaczęli, szepcąc:
-- Wieczne odpoczywanie racz im dać Panie!
W tej chwili w białej sali Kremla podniósł się socjalista francuski i,
wznosząc nad głową puhar z szampanem, zawołał dźwięcznym podniesionym
głosem:
-- Niech żyje dyktatura proletarjatu! Niech żyją towarzysz Lenin i jego
dzielni współpracownicy! Są oni apostołami nowej sprawiedliwości i
promiennego szczęścia ludzkości całej. Niech żyje Rada komisarzy
ludowych!...
Lenin, wesoły i uprzejmy, kłaniał się na wszystkie strony. Towarzyszka
Lilina zalotnie patrzyła na mówcę.
Wszyscy byli wzruszeni i szczęśliwi, czując, że wspaniała karta historji
zapisana zostanie ręką mądrą, a pełną miłości do całego świata.
Nawet zimni Anglicy podnieśli się i wszyscy naraz z uczuciem krzyknęli:
-- Hurra! Hurra! Hurra!
Kolejarze na dworcu w Kursku wywlekali z wagonu zamarznięte trupy dzieci i
zrzucali je na peron.
Głucho uderzały głowy o deski i kamienie.





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na
stronie autora: Ferdynand Ossendowski.


--
XL "Ogródek, figi, trochę sera - a do tego trzech lub czterech
przyjaciół. Oto luksus według Epikura." F. Nietzsche

› Pokaż wiadomość z nagłówkami


Zobacz także


2. Data: 2017-05-22 12:18:13

Temat: Re: LENIN
Od: Kviat szukaj wiadomości tego autora

W dniu 2017-05-22 o 11:21, Ikselka pisze:
>
>
> ROZDZIAŁ XXXII.
> Upływały miesiące i przemijały, jak zły sen. Z ciężkiej mgły, wiszącej nad
> Rosją, wynurzały się potworne, apokaliptyczne postacie i ślad swój znaczyły
> krwią.
> Lenin nie widział tego, siedząc w zaciszu Kremla.

Kogoś przypomina.

> Jednak nie tylko nad ludnością zawisła mgła nieznośna, jadowita.
> Wszechwładny dyktator, opierający się na oddanej mu bezwzględnie partji

Bardzo przypomina.

> komunistycznej, otoczony wierną gwardją, odczuwał ją, być może, po stokroć
> boleśniej.
> Sto dwadzieścia miljonów Rosjan z biegiem czasu doszły do straszliwej,
> choć naturalnej obojętności.

[itd.]

Ciekawe z jakiego powodu wyznawczyni pislamska cytuje takie teksty?
Celowa dywersja czy bezmyślność?
Stawiam na to drugie, bo nie sądzę, żeby taki pisowski tłumok dostrzegł
analogię.

Powrotu do zdrowia życzę.
Piotr

› Pokaż wiadomość z nagłówkami


3. Data: 2017-05-22 13:33:07

Temat: Re: LENIN
Od: Ikselka <i...@g...pl> szukaj wiadomości tego autora

<Kviat> wrote:
> W dniu 2017-05-22 o 11:21, Ikselka pisze:
>>
>>
>> ROZDZIAŁ XXXII.
>> Upływały miesiące i przemijały, jak zły sen. Z ciężkiej mgły, wiszącej nad
>> Rosją, wynurzały się potworne, apokaliptyczne postacie i ślad swój znaczyły
>> krwią.
>> Lenin nie widział tego, siedząc w zaciszu Kremla.
>
> Kogoś przypomina.


Bingo! POwski matriks.

>
>> Jednak nie tylko nad ludnością zawisła mgła nieznośna, jadowita.
>> Wszechwładny dyktator, opierający się na oddanej mu bezwzględnie partji
>
> Bardzo przypomina.

O tak.

>
>> komunistycznej, otoczony wierną gwardją, odczuwał ją, być może, po stokroć
>> boleśniej.
>> Sto dwadzieścia miljonów Rosjan z biegiem czasu doszły do straszliwej,
>> choć naturalnej obojętności.
>
> [itd.]
>
> Ciekawe z jakiego powodu wyznawczyni pislamska cytuje takie teksty?
> Celowa dywersja czy bezmyślność?
> Stawiam na to drugie, bo nie sądzę, żeby taki pisowski tłumok dostrzegł
> analogię.

Parę ładnych milionów dostrzegło. I pogoniło - po 8 latach. O 8 za późno,
ale cóż.


--
XL "Ogródek, figi, trochę sera - a do tego trzech lub czterech
przyjaciół. Oto luksus według Epikura." F. Nietzsche

› Pokaż wiadomość z nagłówkami


4. Data: 2017-05-22 13:47:15

Temat: Re: LENIN
Od: Kviat szukaj wiadomości tego autora

W dniu 2017-05-22 o 13:33, Ikselka pisze:
> <Kviat> wrote:
>> W dniu 2017-05-22 o 11:21, Ikselka pisze:
>>>
>>>
>>> ROZDZIAŁ XXXII.
>>> Upływały miesiące i przemijały, jak zły sen. Z ciężkiej mgły, wiszącej nad
>>> Rosją, wynurzały się potworne, apokaliptyczne postacie i ślad swój znaczyły
>>> krwią.
>>> Lenin nie widział tego, siedząc w zaciszu Kremla.
>>
>> Kogoś przypomina.
>
>
> Bingo! POwski matriks.
>
>>
>>> Jednak nie tylko nad ludnością zawisła mgła nieznośna, jadowita.
>>> Wszechwładny dyktator, opierający się na oddanej mu bezwzględnie partji
>>
>> Bardzo przypomina.
>
> O tak.
>
>>
>>> komunistycznej, otoczony wierną gwardją, odczuwał ją, być może, po stokroć
>>> boleśniej.
>>> Sto dwadzieścia miljonów Rosjan z biegiem czasu doszły do straszliwej,
>>> choć naturalnej obojętności.
>>
>> [itd.]
>>
>> Ciekawe z jakiego powodu wyznawczyni pislamska cytuje takie teksty?
>> Celowa dywersja czy bezmyślność?
>> Stawiam na to drugie, bo nie sądzę, żeby taki pisowski tłumok dostrzegł
>> analogię.
>
> Parę ładnych milionów dostrzegło. I pogoniło
> - po 8 latach. O 8 za późno,

No. Komuniści dostrzegli i pogonili. Faszyści dostrzegli i pogonili.
Historia lubi się powtarzać.

> ale cóż.

I wiemy (przynajmniej ci, co nie spali na lekcjach historii) jak to się
dla nich kończy.

Powrotu do zdrowia życzę.
Piotr


› Pokaż wiadomość z nagłówkami


5. Data: 2017-05-22 14:10:57

Temat: Re: LENIN
Od: Ikselka <i...@g...pl> szukaj wiadomości tego autora

<Kviat> wrote:
> W dniu 2017-05-22 o 13:33, Ikselka pisze:
>> <Kviat> wrote:
>>> W dniu 2017-05-22 o 11:21, Ikselka pisze:
>>>>
>>>>
>>>> ROZDZIAŁ XXXII.
>>>> Upływały miesiące i przemijały, jak zły sen. Z ciężkiej mgły, wiszącej nad
>>>> Rosją, wynurzały się potworne, apokaliptyczne postacie i ślad swój znaczyły
>>>> krwią.
>>>> Lenin nie widział tego, siedząc w zaciszu Kremla.
>>>
>>> Kogoś przypomina.
>>
>>
>> Bingo! POwski matriks.
>>
>>>
>>>> Jednak nie tylko nad ludnością zawisła mgła nieznośna, jadowita.
>>>> Wszechwładny dyktator, opierający się na oddanej mu bezwzględnie partji
>>>
>>> Bardzo przypomina.
>>
>> O tak.
>>
>>>
>>>> komunistycznej, otoczony wierną gwardją, odczuwał ją, być może, po stokroć
>>>> boleśniej.
>>>> Sto dwadzieścia miljonów Rosjan z biegiem czasu doszły do straszliwej,
>>>> choć naturalnej obojętności.
>>>
>>> [itd.]
>>>
>>> Ciekawe z jakiego powodu wyznawczyni pislamska cytuje takie teksty?
>>> Celowa dywersja czy bezmyślność?
>>> Stawiam na to drugie, bo nie sądzę, żeby taki pisowski tłumok dostrzegł
>>> analogię.
>>
>> Parę ładnych milionów dostrzegło. I pogoniło
>> - po 8 latach. O 8 za późno,
>
> No. Komuniści dostrzegli i pogonili. Faszyści dostrzegli i pogonili.
> Historia lubi się powtarzać.
>
>> ale cóż.
>
> I wiemy (przynajmniej ci, co nie spali na lekcjach historii) jak to się
> dla nich kończy.
>

Pogoń.

--
XL "Ogródek, figi, trochę sera - a do tego trzech lub czterech
przyjaciół. Oto luksus według Epikura." F. Nietzsche

› Pokaż wiadomość z nagłówkami


6. Data: 2017-05-22 14:45:42

Temat: Re: LENIN
Od: Kviat szukaj wiadomości tego autora

W dniu 2017-05-22 o 14:10, Ikselka pisze:
> <Kviat> wrote:

>>
>> I wiemy (przynajmniej ci, co nie spali na lekcjach historii) jak to się
>> dla nich kończy.
>>
>
> Pogoń.

Nie stosuję faszystowskich metod.
Sami się kompromitują :)

Powrotu do zdrowia życzę.
Piotr

› Pokaż wiadomość z nagłówkami


7. Data: 2017-05-22 16:37:40

Temat: Re: LENIN
Od: Ikselka <i...@g...pl> szukaj wiadomości tego autora

<Kviat> wrote:
> W dniu 2017-05-22 o 14:10, Ikselka pisze:
>> <Kviat> wrote:
>
>>>
>>> I wiemy (przynajmniej ci, co nie spali na lekcjach historii) jak to się
>>> dla nich kończy.
>>>
>>
>> Pogoń.
>
> Nie stosuję faszystowskich metod.

Ty nie masz żadnych metod - z paluszkami na klawiaturze i gulą w gardle
niczego nie zdziałasz. A ja poszłam do wyborów i mam, czego chciałam.

> Sami się kompromitują :)
>

Nie bardziej niż POprzednicy, za to robią coś dla ludzi. I dlatego kolejne
8 lat spoko. Twoja gula w tym nie przeszkodzi.

--
XL "Ogródek, figi, trochę sera - a do tego trzech lub czterech
przyjaciół. Oto luksus według Epikura." F. Nietzsche

› Pokaż wiadomość z nagłówkami


8. Data: 2017-05-22 17:49:33

Temat: Re: LENIN
Od: Lord Gender <r...@g...com> szukaj wiadomości tego autora

Kviat
W dniu 2017-05-22 o 11:21, Ikselka pisze:
>
>
> ROZDZIAŁ XXXII.
> Upływały miesiące i przemijały, jak zły sen. Z ciężkiej mgły, wiszącej nad
> Rosją, wynurzały się potworne, apokaliptyczne postacie i ślad swój znaczyły
> krwią.
> Lenin nie widział tego, siedząc w zaciszu Kremla.

Kogoś przypomina.

> Jednak nie tylko nad ludnością zawisła mgła nieznośna, jadowita.
> Wszechwładny dyktator, opierający się na oddanej mu bezwzględnie partji

Bardzo przypomina.

> komunistycznej, otoczony wierną gwardją, odczuwał ją, być może, po stokroć
> boleśniej.
> Sto dwadzieścia miljonów Rosjan z biegiem czasu doszły do straszliwej,
> choć naturalnej obojętności.

[itd.]


To oczywiste, bolszewickiego zdrajcę ojczyzny Jarosława Kaczyńskiego. Ciekawe tylko
czego Ikselka udaje jeszcze że nie jest bolszewicka wywłoka, gdy wszyscy już wiedzą
że jest bolszewicka wywłoka i jaki ustrój przywraca bolszewik Kaczyński?

› Pokaż wiadomość z nagłówkami


9. Data: 2017-05-22 18:04:24

Temat: Re: LENIN
Od: Kviat szukaj wiadomości tego autora

W dniu 2017-05-22 o 16:37, Ikselka pisze:
> <Kviat> wrote:
>> W dniu 2017-05-22 o 14:10, Ikselka pisze:
>>> <Kviat> wrote:
>>
>>>>
>>>> I wiemy (przynajmniej ci, co nie spali na lekcjach historii) jak to się
>>>> dla nich kończy.
>>>>
>>>
>>> Pogoń.
>>
>> Nie stosuję faszystowskich metod.
>
> Ty nie masz żadnych metod - z paluszkami na klawiaturze i gulą w gardle
> niczego nie zdziałasz.

Możesz się tak pocieszać.

> A ja poszłam do wyborów i mam, czego chciałam.

Więc sama sobie zgotowałaś taki paskudny los.
Ale nie ty jedna wolno myślisz. Sporo ludzi, którzy głosowali na
Hitlera, też się za późno obudziło.
I jakoś ci nie współczuję :)

>> Sami się kompromitują :)
>>
>
> Nie bardziej niż POprzednicy,

Ale miało być lepiej.

> za to robią coś dla ludzi.

Rydzyk pewnie nie narzeka.

> I dlatego kolejne
> 8 lat spoko.

W TVpis też tak myśleli, gdy się szykowali do "Opola".

> Twoja gula w tym nie przeszkodzi.

Możesz się tak pocieszać :)

Powrotu do zdrowia życzę.
Piotr

› Pokaż wiadomość z nagłówkami


 

strony : [ 1 ]


« poprzedni wątek następny wątek »


Wyszukiwanie zaawansowane »

Starsze wątki

Opole tonie
Protest kobiet 8 marca 2017
Ofiary komunizmu
Świat według Kviata?
Jestem Syryjczykiem.

zobacz wszyskie »

Najnowsze wątki

Dlaczego faggoci są źli.
samotworzenie umysłu
Re: Zachód sparaliżowany
Irracjonalność
Jak z tym ubogacaniem?

zobacz wszyskie »