« poprzedni wątek | następny wątek » |
11. Data: 2011-02-28 17:53:44
Temat: Re: No to padłem.
Użytkownik "Vilar" <v...@U...TO.op.pl> napisał w wiadomości
news:ikfu65$os0$1@news.onet.pl...
>
> Użytkownik "kiwiko" <k...@o...pl> napisał w wiadomości
> news:4d6a53b0$0$2444$65785112@news.neostrada.pl...
>>
>> Użytkownik "Przemysław Dębski" <p...@g...pl> napisał w wiadomości
>> news:ikdad7$c9i$1@inews.gazeta.pl...
>>> Martwica mózgu pisze:
>>> [...]
>>>> wymyślniejszej architekturze. By ich wnętrza szokowały przepychem,
>>>> kipiały złotem, marmurami i szlachetnymi gatunkami drewna. W takim
>>>> otoczeniu prawdziwy chrześcijanin odczuwa potęgę Kościoła i Boga,
>>>> doświadcza Pana Jezusa i Najświętszą Panienkę najpełniej, całym sobą!
>>>
>>> Mocne ;) Ja tam najbardziej odczuwałem obecność najświętszej panienki x
>>> lat temu w Częstochowie, widząc ludzi biegających z pod Jasnej Góry do
>>> źródełka świętej wody (coś to tam z jakąś świętą Barbarą miało chyba
>>> wspólnego) z bidonami na tę wodę w kształcie bozi ;)
>>>
>>> Na post po zbóju zaprosił
>>> P.D.
>>
>> bo to Częstochowa ;) właśnie
>>
>> kiwiko
>
> A tam, nie doceniacie aspektu monthy-pythonowskiego całej sytuacji?
> Przecież to piękne jest! :-))))
>
raczej normalne ;)
kiwiko
> Chroń nas Panie B. przed normalnością.
>
> MK
>
› Pokaż wiadomość z nagłówkami
Zobacz także
12. Data: 2011-02-28 17:55:28
Temat: Re: No to padłem.
Użytkownik "Vilar" <v...@U...TO.op.pl> napisał w wiadomości
news:ikgbh2$c8r$1@news.onet.pl...
>
> Użytkownik "zażółcony" <r...@x...pl> napisał w wiadomości
> news:ikgatv$a7o$1@news.onet.pl...
>> Patrz, glob, gdybyś pisał w taki sposób jak tu:
>>
>> http://wyborcza.pl/1,95892,9156386,Akcja_apostazja__
czyli_jak_nie_byc_niewierzacym_praktykujacym.html#ix
zz1FGHzZXuu
>>
>> ...
>>
>> BTW. Dobrze ułożony tekst, w bardzo dużym stopniu odzwierciedlający moje
>> odczucia
>> (a i również jak autor nie chodziłem na lekcje religii)
>>
>
> Doskonały artykuł Panie Ż, MK
>
e tam...
kiwiko
› Pokaż wiadomość z nagłówkami
13. Data: 2011-02-28 17:55:56
Temat: Re: No to padłem.
zażółcony napisał(a):
> Patrz, glob, gdyby� pisa� w taki spos�b jak tu:
>
> http://wyborcza.pl/1,95892,9156386,Akcja_apostazja__
czyli_jak_nie_byc_niewierzacym_praktykujacym.html#ix
zz1FGHzZXuu
>
> ...
>
> BTW. Dobrze u�o�ony tekst, w bardzo du�ym stopniu odzwierciedlaj�cy moje
> odczucia
> (a i r�wnie� jak autor nie chodzi�em na lekcje religii)
A ja chodziłem, a ta strona nie działa.
› Pokaż wiadomość z nagłówkami
14. Data: 2011-02-28 18:05:11
Temat: Re: No to padłem.
"Martwica mózgu" <7...@m...pl> wrote in message
news:3862b999-be96-4235-9398-996967911f1b@8g2000prb.
googlegroups.com...
zażółcony napisał(a):
> Patrz, glob, gdyby� pisa� w taki spos�b jak tu:
>
> http://wyborcza.pl/1,95892,9156386,Akcja_apostazja__
czyli_jak_nie_byc_niewierzacym_praktykujacym.html#ix
zz1FGHzZXuu
>
> ...
>
> BTW. Dobrze u�o�ony tekst, w bardzo du�ym stopniu
> odzwierciedlaj�cy moje
> odczucia
> (a i r�wnie� jak autor nie chodzi�em na lekcje religii)
A ja chodziłem, a ta strona nie działa.
Działa, tylko mała poprawka: zamiast "kościół" trzeba wstawić "synagoga"
zamiast "ksiądz" napisać "rebe".
› Pokaż wiadomość z nagłówkami
15. Data: 2011-02-28 18:10:18
Temat: Re: No to padłem.
Użytkownik "Ghost" <g...@e...pl> napisał w wiadomości
news:ikgd51$609$1@mx1.internetia.pl...
>
> Użytkownik "Vilar" <v...@U...TO.op.pl> napisał w wiadomości
> news:ikgbh2$c8r$1@news.onet.pl...
>>
>> Użytkownik "zażółcony" <r...@x...pl> napisał w wiadomości
>> news:ikgatv$a7o$1@news.onet.pl...
>>> Patrz, glob, gdybyś pisał w taki sposób jak tu:
>>>
>>> http://wyborcza.pl/1,95892,9156386,Akcja_apostazja__
czyli_jak_nie_byc_niewierzacym_praktykujacym.html#ix
zz1FGHzZXuu
>>>
>>> ...
>>>
>>> BTW. Dobrze ułożony tekst, w bardzo dużym stopniu odzwierciedlający moje
>>> odczucia
>>> (a i również jak autor nie chodziłem na lekcje religii)
>>>
>>
>> Doskonały artykuł Panie Ż, MK
>
> Sorry, ale to jest belkot bez ladu mieszjacy pojecia i zjawiska bez
> zwiazku lub przynajmniej bez wynikania, a sugerujacy takowe. Innymi slowy
> beznadziejny slowotok.
Potraktuj go może jako całkiem subiektywną opinię, z którą się zgadzasz lub
nie.
W sumie taki ma charakter - całkiem sprytny zabieg uniemożliwiający
polemikę.
MK
› Pokaż wiadomość z nagłówkami
16. Data: 2011-02-28 18:12:02
Temat: Re: No to padłem.
Użytkownik "kiwiko" <k...@o...pl> napisał w wiadomości
news:4d6be193$3$2498$65785112@news.neostrada.pl...
>
> Użytkownik "Vilar" <v...@U...TO.op.pl> napisał w wiadomości
> news:ikgbh2$c8r$1@news.onet.pl...
>>
>> Użytkownik "zażółcony" <r...@x...pl> napisał w wiadomości
>> news:ikgatv$a7o$1@news.onet.pl...
>>> Patrz, glob, gdybyś pisał w taki sposób jak tu:
>>>
>>> http://wyborcza.pl/1,95892,9156386,Akcja_apostazja__
czyli_jak_nie_byc_niewierzacym_praktykujacym.html#ix
zz1FGHzZXuu
>>>
>>> ...
>>>
>>> BTW. Dobrze ułożony tekst, w bardzo dużym stopniu odzwierciedlający moje
>>> odczucia
>>> (a i również jak autor nie chodziłem na lekcje religii)
>>>
>>
>> Doskonały artykuł Panie Ż, MK
>>
> e tam...
>
> kiwiko
Nie e tam, tylko o taaak.
MK
› Pokaż wiadomość z nagłówkami
17. Data: 2011-02-28 19:14:12
Temat: Re: No to padłem.
Użytkownik "Vilar" <v...@U...TO.op.pl> napisał w wiadomości
news:ikgoed$s5h$1@news.onet.pl...
>
> Użytkownik "Ghost" <g...@e...pl> napisał w wiadomości
> news:ikgd51$609$1@mx1.internetia.pl...
>>
>> Użytkownik "Vilar" <v...@U...TO.op.pl> napisał w wiadomości
>> news:ikgbh2$c8r$1@news.onet.pl...
>>>
>>> Użytkownik "zażółcony" <r...@x...pl> napisał w wiadomości
>>> news:ikgatv$a7o$1@news.onet.pl...
>>>> Patrz, glob, gdybyś pisał w taki sposób jak tu:
>>>>
>>>> http://wyborcza.pl/1,95892,9156386,Akcja_apostazja__
czyli_jak_nie_byc_niewierzacym_praktykujacym.html#ix
zz1FGHzZXuu
>>>>
>>>> ...
>>>>
>>>> BTW. Dobrze ułożony tekst, w bardzo dużym stopniu odzwierciedlający
>>>> moje odczucia
>>>> (a i również jak autor nie chodziłem na lekcje religii)
>>>>
>>>
>>> Doskonały artykuł Panie Ż, MK
>>
>> Sorry, ale to jest belkot bez ladu mieszjacy pojecia i zjawiska bez
>> zwiazku lub przynajmniej bez wynikania, a sugerujacy takowe. Innymi slowy
>> beznadziejny slowotok.
>
> Potraktuj go może jako całkiem subiektywną opinię, z którą się zgadzasz
> lub nie.
> W sumie taki ma charakter - całkiem sprytny zabieg uniemożliwiający
> polemikę.
Ale tu nie ma sie z czym (nie)zgadzac, rozmyta opowiesc bez punktow
konkretyzacji.
› Pokaż wiadomość z nagłówkami
18. Data: 2011-03-01 13:45:33
Temat: Re: No to padłem.
Użytkownik "Martwica mózgu" <7...@m...pl> napisał:
>> http://wyborcza.pl/1,95892,9156386,Akcja_apostazja__
czyli_jak_nie_byc_niewierzacym_praktykujacym.html#ix
zz1FGHzZXuu
> A ja chodziłem, a ta strona nie działa.
Dlaczego odchodzę z Kościoła? Bo nie mam wyjścia, Proszę Księdza. Muszę.
Ściślej - zostałem zmuszony. Im częściej jednak o tym myślę, tym ważniejsze
wydaje mi się pytanie: dlaczego akurat teraz? Albo raczej: dlaczego dopiero
teraz?
Na to ważniejsze pytanie odpowiem Księdzu za chwilę, ale najpierw odpowiem
na pierwsze pytanie Księdza, bo odpowiedź wydaje mi się banalnie prosta.
Odchodzę z Kościoła Katolickiego, bo nie jestem katolikiem ani w ogóle osobą
wierzącą. Dobry powód?
Nie wadzę się więc z Bogiem, nie buntuję, nie mam momentu załamania, napadu
wątpliwości. U mnie, proszę Księdza, jest niestety "zupełnie pozamiatane".
Jestem ateistą odkąd pamiętam. Jest to dla mnie tak pierwotne, że nie
potrafię dociec źródła.
Szyderstwem
Na pewno jest w tym jakiś wpływ ojca, który deklarował się jako ateista. Nie
przeceniałbym tu jednak jego roli wychowawczej. Byłem oczywiście zbyt mały,
żeby toczyć z nim jakieś teologiczne dysputy.
Pamiętam jednak jak ojciec uprawiał coś, co nazwałbym "ateizmem szyderczym".
Uwielbiał mianowicie zabawnie komentować zachowania mojej babci, która
popadała w dewocję, "rytualne obyczaje świąteczne" (jak mawiał) ludzi, dla
których "Wielkanoc polega na święceniu jajek" albo komentowaniu niedoli
sąsiada, który w sobotę wieczorem tłukł żonę i dzieci, "a jutro będzie
musiał iść z takimi pobitymi do kościoła". Jak ktoś popełniał jakąś podłość
dodawał z uśmiechem: "proboszcz i tak go rozgrzeszy". Choć otoczenie
traktowało to jako niegroźne dziwactwo wystarczyło jednak, żebym zdał sobie
sprawę, że w kwestii religijnej można być "poza systemem". Że jest taka
opcja.
Racjonalnie
Miałem też inne religijne wzorce. Wakacje i ferie spędzałem czasami u mojej
żydowskiej rodziny w pobliskich Suwałkach. Nie ma to wiele wspólnego z moim
ateizmem, bo byli oni ludźmi głęboko wierzącymi. Poza oczywistymi różnicami
religijnymi, poznałem zupełnie inny model religijności. Pozbawiony
hałaśliwej ostentacji, oparty raczej na zrozumieniu, niż fanatycznej wierze,
na wiedzy, ciągłym studiowaniu i dociekaniu, a nie bezkrytycznym
przyjmowaniu dogmatów.
"Talmudyczny" - jakby to powiedział ksiądz Rydzyk. Do dziś jest to model
bardzo mi bliski. W mojej prywatnej metafizyce (zaręczam, że ateiści takową
posiadają!) używam raczej starotestamentowych narzędzi filozoficznych,
porównań, nazewnictwa, metafor, itd. Mimo że jestem niewierzący, bardzo
interesuję się religią.
Choć moja najbliższa rodzina była tzw. normalna (tzn. katolicka), była
jednak bardzo racjonalna, to znaczy od dzieciństwa wiedziałem, że jak ktoś
jest chory, to trzeba mu dać antybiotyk, a nie modlić się za niego. Że jak
gdzieś w Polsce jest powódź, to powodem są deszcze i roztopy, a nie gniew
Boży. Że jak zaczynają mi się podobać dziewczyny, to jest to dojrzewanie, a
nie grzeszne pokuszenie Szatana. Że jak straciłem kolegę, to nie dlatego "że
Bóg go do siebie powołał", ale że zatruł się czadem z zepsutego piecyka. I
tak dalej z teorią ewolucji Darwina, Kopernikiem i dinozaurami na czele
Opresyjnie
Stopniowo oddalałem się coraz bardziej. Gdy jest się niewierzącym i patrzy
na to wszystko z boku, rytualne zachowania religijne innych ludzi często
stają się niezrozumiałe, dziwaczne, nieprzystające do rzeczywistości. Czułem
się w tym coraz bardziej obco.
Rodzina najpierw zareagowała opresyjnie. Zmuszany do pójścia do kościoła
strasznie się męczyłem. Nie chodzi o to, że się tam nudziłem. Kościół
odrzucał mnie swoją estetyką, tłumem, zapachami, starczym wibratem chóru,
groteskową intonacją księdza, napastliwością kazań, dziwacznością rytuału,
językiem, odpustową tandetą wystroju, męką rzeźb, złotem i plastikowymi
kwiatami. Daję słowo, że się starałem, jednak nic z tego nie rozumiałem. Jak
zresztą wszyscy dookoła. Szepty, sykania, skubanie rękawów, gapienie się na
innych, ziewanie, wreszcie - zerkanie na zegarki i czekanie na koniec.
Żadnych wzruszeń, przeżyć, ekstaz, żarliwości, jakie znałem już wtedy np. z
"Quo Vadis" Sienkiewicza czy filmów historycznych. To było jakieś zbiorowe
kłamstwo, w którym nie chciałem brać udziału.
Potem już poszło z górki. Przestałem chodzić na religię. Nie chodziło o
wagary, lenistwo czy nudę. Po prostu nie dawałem rady. Czułem, że to, co
mówi pani katechetka - tyleż natchniona co niekompetentna - to jakaś fikcja.
Jakieś wniebowstąpienia, zwiastowania, niepokalane poczęcia, wskrzeszenia,
rozmnożenia, zamiany. Archanioły, Szatany, Mędrcy ze Wschodu i rzezie
niewiniątek. Jeśli się w to nie wierzy, to wychodzi z tego jakiś "Władca
pierścieni". Czułem, że życie i ważne rzeczy dzieją się gdzieś indziej.
Religii nie było wtedy w szkołach tylko w salce katechetycznej obok kościoła
(była połowa lat 70.), można się było łatwo urwać po drodze. Np. skręcić nad
jezioro. Raz, drugi, dziesiąty.
Jak się wszystko wydało były jakieś interwencje, wezwania i działania
wychowawcze, ale raczej o charakterze belfersko-policyjnym niż
metafizycznym. Nie straszono mnie więc potępieniem i wiecznymi mękami w
ogniu piekielnym, ale karami o wiele bardziej doczesnymi. To znaczy: jak nie
będziesz chodził, będzie lanie. Wybrałem lanie. Nie dopuszczono mnie więc do
Pierwszej Komunii. Poszedłem rok później po wstawiennictwie u proboszcza
bardziej zaangażowanych w życie parafii członków mojej rodziny. Załatwili
to, kazali zamknąć dziób i robić co trzeba. Wspominam to jak ponurą szopkę.
Wolność
Może jeszcze byłem wtedy "do uratowania"? To znaczy do uratowania w Bożym
planie zbawienia? Może gdyby ktoś chciał ze mną porozmawiać? Ale nikt nie
chciał. Nie było zresztą o czym. Zrozumiałem, że religia katolicka jest
trochę jak armia. Nie musisz znać planów sztabu generalnego ani naczelnego
wodza. Masz robić, co ci każą bez dyskusji. Tu nie ma nic do rozumienia. A
ja byłem raczej pacyfistą i wolałem rozumieć. Kiedy byłem w ósmej klasie
armia wprowadziła stan wojenny. Rok później uciekłem w istocie z rodzinnego
domu do szkoły z internatem. Zacząłem żyć "na swoim". Nikt mi nic nie mógł
kazać. Byłem wolny, również w sensie religijnym. Nieznośna presja się
skończyła.
Czy czułem się samotny? Proszę Księdza! I to bardzo! Zwłaszcza wtedy.
Oczywiście jako osoba niewierząca zdawałem sobie sprawę z ostatecznej
konsekwencji. Ogień piekielny czy "zasiadanie po prawicy Ojca" nie wchodzi
tu oczywiście w rachubę. Nie wierzę w życie po śmierci w ogóle. Gaśnie
światło i koniec. Nie ma nic. Żadnej myśli. Pozostajemy tylko w pamięci
bliskich. Nie stworzyłem sobie żadnego naiwnego zamiennika w rodzaju
reinkarnacji, Ducha Kosmicznego czy innych tego typu "znieczuleń".
Na marginesie, co się może Księdzu spodoba, w przeciwieństwie do większości
katolików nie wierzę też we wróżki, różdżkarzy, horoskopy, taroty, przesądy
uroki, czary i inny tego typu chłam, choć Kościołowi te drobne akty herezji
i bałwochwalstwa najwyraźniej nie przeszkadzają.
Śmierć i koniec - może nie jest to miła perspektywa, ale lepsza niż fikcja.
Wiara to rodzaj protezy, środka przeciwbólowego. Nauczyłem się żyć bez tego.
Podobnie jak bez wiary w to, że jesteśmy dziełem Boga, częścią Bożego planu,
w możliwość odpuszczenia grzechów, itd. Lęk przed śmiercią, bezsensem,
bezcelowością jest częścią naszej egzystencji. Odwaga polega nie na
pogodzeniu się z tym (to byłaby rejterada!), ale na umiejętności życia ze
świadomością braku odpowiedzi na podstawowe pytania. Nie czuję się
kompetentny żeby ciągnąć ten wątek. Jest za dużo dobrej literatury na ten
temat.
Swoją drogą, obserwacje uczą, że nawet głęboka wiara nie pozbawia
wątpliwości. Szpitale pełne są wierzących, którym wcale nie jest raźno
odchodzić do lepszego świata, w który przecież wierzą.
Moje poglądy zostały wypróbowane w sytuacjach krytycznych. Przeżyłem kilka
wypadków drogowych, poważne turbulencje i twarde lądowania samolotem, dwa
razy omal nie utonąłem, miałem wypadki nurkowe, z których myślałem, że nie
wyjdę. Są to momenty, w których każdą sekundę można rozbić na sto części i
pamięta się każdą myśl. Nigdy jednak nie błagałem w duchu "Jezu Wszechmogący
wybaw mnie z tej opresji, a zrobię wszystko, co każesz". Nie jest to powód
do dumy tylko raczej przekonanie, że powiedzonko "jak trwoga to do Boga",
raczej mnie nie dotyczy.
Polityka
Po wyborze Karola Wojtyły na papieża, a zwłaszcza po Sierpniu '80, moi
koledzy zaczęli chodzić na pielgrzymki. Ja z kolei zacząłem jeździć do
Jarocina. Subkultura, przez którą rozumiem aktywną niezgodę na zastaną
rzeczywistość, dała mi odpowiedzi na wiele pytań i naznaczyła do dzisiaj.
Choć nigdy nie byłem antyklerykałem (księża są różni), Kościół uważałem za
element konserwujący system, który jest nie do zaakceptowania.
Były też inne momenty. Po śmierci Jana Pawła II, choć rzadko zgadzałem się z
nim politycznie, wspominałem jego wspaniałą pielgrzymkę na Ukrainę,
wzruszającą pielgrzymkę do Izraela, świadectwo dane w Yad Vashem i karteczkę
w Ścianie Płaczu. Wreszcie wszystkie pielgrzymki do Polski. Zastanawiałem
się wtedy, czy jestem częścią tego wszystkiego? Nie, zdecydowanie nie byłem.
Zachowania żałobne Polaków obserwowałem z życzliwym zainteresowaniem, ale i
zdumieniem. Ileż bowiem zniczy trzeba jeszcze zapalić, żeby publicznie
pokazać swój żal? Cieszyłem się jednak, że pod tą fasadą rytuału pojawi się
też duchowa refleksja. Jakiż byłem naiwny! W tym samym roku ci sami Polacy,
którzy tłumnie palili znicze, przy ogromnym poparciu Kościoła wybrali na
prezydenta zagorzałego zwolennika kary śmierci. Przypomnę, że Jan Paweł II
był jej wielkim przeciwnikiem. Co ciekawe, trafił później na Wawel
jednoosobową decyzją najbliższego współpracownika Jana Pawła II, autora
bestsellerowej książki o wielce znaczącym tytule "Dziedzictwo".
W moim mniemaniu żadne inne względy, poza politycznymi, tego nie tłumaczą.
Dla mnie był to akt nad wyraz symboliczny.
I niebo się nie zawaliło
Przejdę tu do drugiego, bardziej interesującego pytania, mianowicie:
dlaczego teraz i dlaczego czuję się zmuszony?
Po katastrofie smoleńskiej Kościół staną na stanowisku nie tylko dla mnie
obcym, ale wręcz groźnym i wrogim. Nie chodzi tu o żenującą aferę z krzyżem
na Krakowskim Przedmieściu, ani o poparcie Jarosława Kaczyńskiego w wyborach
na prezydenta Polski. Sprawa jest o wiele poważniejsza. Kościół mniej lub
bardziej oficjalnie popiera siły polityczne, które otwarcie dążą do zmiany
czegoś, co na własny użytek nazywam aktem założycielskim współczesnej
Polski. Co przez to rozumiem?
Proszę Księdza, mam 44 lata i za mojego życia miały miejsce dwa wielkie
wydarzenia: Sierpień'80 i wybory w czerwcu 1989 roku. W obu przypadkach
niemal całe polskie społeczeństwo, bez podziału na robotników czy
inteligencję, biednych i bogatych, wierzących i niewierzących, odrzuciło
komunistyczną dyktaturę i opowiedziało po stronie demokracji. Po stronie
Polski otwartej, tolerancyjnej, przyjaznej, nowoczesnej, europejskiej,
dostatniej, żyjącej w zgodzie z sąsiadami. Wolnej od zemsty, nienawiści,
fanatyzmu, ciemnoty i tępego nacjonalizmu.
Wydarzenia te są dla mnie aktem założycielskim Polski, w której chcę żyć i
powodem do dumy. W swojej historii Polska nigdy nie miała tak wielkiego i
pozytywnego wpływu na losy Europy i Świata, rozmontowując blok krajów
socjalistycznych, ZSRR i kończąc zimną wojnę. Solidarność, Wałęsa, Pokojowa
Nagroda Nobla, Mazowiecki, Okrągły Stół, oczywiście też papież Jan Paweł
II - to były powody do dumy Polaków na całym świecie.
Tymczasem w posmoleńskiej debacie, zwłaszcza w toku kampanii wyborczej,
wielokrotnie i brutalnie ten piękny mit był niszczony. Przypominam sobie
zwłaszcza obchody trzydziestolecia Solidarności, która to z roli jednoczenia
Polaków stała się symbolem tuby propagandowej jednej opcji. Obchodów bez
Lecha Wałęsy, którego uważa się tam za zdrajcę i agenta, gdzie premier
Tadeusz Mazowiecki zostaje wygwizdany i obok profesora Bronisława Geremka
oskarżony o zdradę interesów robotniczych w czasie sierpniowych strajków!
Taką opinię wyraził w przemówieniu Jarosław Kaczyński. I niebo się na niego
nie zawaliło! Zrozumiałem wtedy, że idzie po władzę, aby uczynić Polskę
krajem zemsty, kłamstwa, ksenofobii, ciemnoty i resentymentów. Krajem służb
specjalnych i agentów Tomków, czego przedsmak dał nam już podczas swoich
rządów.
Najbliższe wybory parlamentarne będą nie tylko wyborami do parlamentu, ale
wyborami jednej z tych dwóch wizji przyszłości Polski. Czy chcemy żyć w
kraju, którego mitem założycielskim jest dziesięć milionów członków
Solidarności z Sierpnia'80 i prawie sto procent głosów w wyborach z czerwca
1989, czy raczej 0,6 promila alkoholu we krwi generała lotnictwa? Proszę
pozwolić mi na własny użytek żywić przekonanie, że katastrofa smoleńska była
wynikiem przypadków i błędów pilotów.
Przeciwstawienie się tej wizji uważam za mój obywatelski obowiązek. Tu nie
mam już możliwości wyboru. Zostałem zmuszony.
Niestety, Kościół Katolicki opowiada się za tą wizją Polski, która jest mi
obca i wroga.
Używając sformułowania "pogląd Kościoła Katolickiego" używam oczywiście
skrótu myślowego. Można tu bowiem oczywiście powiedzieć, że Kościół nie jest
bytem politycznym i jako taki poglądów politycznych nie ma, a decyzje
polityczne każdy z wiernych podejmuje indywidualnie w swoim sercu. Ale nie
bądźmy naiwni! Każde dziecko wie, że Kościół od wielu lat aktywnie
uczestniczy w życiu politycznym i ma nad wyraz czytelne poglądy. Niestety
zawsze są to poglądy niezgodne z moimi. Jestem zwolennikiem pełnej
refundacji zabiegów in vitro, pełnej emancypacji mniejszości seksualnych,
nie cierpię traktowania kobiet jako kucharek i maszyn do rodzenia. Jestem
przeciwny nauczaniu religii w szkołach, sam bowiem na własnej skórze
odczułem, co to znaczy znosić presję otoczenia, kiedy się nie jest
katolikiem. Szkoła, podobnie jak sądy, sejm i inne instytucje publiczne
powinna być świecka. Uważam też, że sprawiedliwie byłoby, żeby Kościół
finansowany był z podatków tych, którzy tego sobie zażyczą w zeznaniu
podatkowym. Ja na przykład przeznaczyłbym je na Wielką Orkiestrę Świątecznej
Pomocy, której Kościół jest zdecydowanie wrogi (nie licząc odosobnionego
przykładu nieodżałowanego arcybiskupa Życińskiego).
Tych rozbieżności jest oczywiście o wiele więcej, ale to nie jest miejsce
żeby je mnożyć.
Wszystko to razem nie pozostawia wątpliwości, że muszę odejść ze wspólnoty,
która prezentuje tak diametralnie inne poglądy, ogląd rzeczywistości i wizję
przyszłości od mojej. Jeżeli nawet czysto statystycznie udzielam im jakiegoś
mandatu, to jest to dalece niezgodne z rzeczywistością i powoduje mój
ogromny dyskomfort. Muszę natychmiast wycofać ten mandat.
****
Dlatego, proszę Księdza, właśnie muszę, i dlatego właśnie teraz, dokonać
aktu apostazji.
Mam nadzieję, że Ksiądz mnie rozumie.
› Pokaż wiadomość z nagłówkami
19. Data: 2011-03-01 14:12:06
Temat: Re: No to padłem.
zażółcony napisał(a):
> U�ytkownik "Martwica m�zgu" <7...@m...pl> napisa�:
>
> >> http://wyborcza.pl/1,95892,9156386,Akcja_apostazja__
czyli_jak_nie_byc_niewierzacym_praktykujacym.html#ix
zz1FGHzZXuu
>
> > A ja chodzi�em, a ta strona nie dzia�a.
>
> Dlaczego odchodz� z Ko�cio�a? Bo nie mam wyj�cia, Prosz� Ksi�dza.
Muszďż˝.
> �ci�lej - zosta�em zmuszony. Im cz�ciej jednak o tym my�l�, tym
wa�niejsze
> wydaje mi siďż˝ pytanie: dlaczego akurat teraz? Albo raczej: dlaczego dopiero
> teraz?
>
>
> Na to wa�niejsze pytanie odpowiem Ksi�dzu za chwil�, ale najpierw odpowiem
> na pierwsze pytanie Ksi�dza, bo odpowied� wydaje mi si� banalnie prosta.
>
> Odchodz� z Ko�cio�a Katolickiego, bo nie jestem katolikiem ani w og�le
osobďż˝
> wierz�c�. Dobry pow�d?
>
> Nie wadz� si� wi�c z Bogiem, nie buntuj�, nie mam momentu za�amania,
napadu
> w�tpliwo�ci. U mnie, prosz� Ksi�dza, jest niestety "zupe�nie
pozamiatane".
> Jestem ateist� odk�d pami�tam. Jest to dla mnie tak pierwotne, �e nie
> potrafi� dociec �r�d�a.
>
> Szyderstwem
>
> Na pewno jest w tym jaki� wp�yw ojca, kt�ry deklarowa� si� jako ateista.
Nie
> przecenia�bym tu jednak jego roli wychowawczej. By�em oczywi�cie zbyt ma�y,
> �eby toczy� z nim jakie� teologiczne dysputy.
>
> Pami�tam jednak jak ojciec uprawia� co�, co nazwa�bym "ateizmem
szyderczym".
> Uwielbia� mianowicie zabawnie komentowa� zachowania mojej babci, kt�ra
> popada�a w dewocj�, "rytualne obyczaje �wi�teczne" (jak mawia�) ludzi,
dla
> kt�rych "Wielkanoc polega na �wi�ceniu jajek" albo komentowaniu niedoli
> s�siada, kt�ry w sobot� wieczorem t�uk� �on� i dzieci, "a jutro
b�dzie
> musia� i�� z takimi pobitymi do ko�cio�a". Jak kto� pope�nia�
jak�� pod�o��
> dodawa� z u�miechem: "proboszcz i tak go rozgrzeszy". Cho� otoczenie
> traktowa�o to jako niegro�ne dziwactwo wystarczy�o jednak, �ebym zda�
sobie
> spraw�, �e w kwestii religijnej mo�na by� "poza systemem". �e jest taka
> opcja.
>
> Racjonalnie
>
> Mia�em te� inne religijne wzorce. Wakacje i ferie sp�dza�em czasami u mojej
> �ydowskiej rodziny w pobliskich Suwa�kach. Nie ma to wiele wsp�lnego z moim
> ateizmem, bo byli oni lud�mi g��boko wierz�cymi. Poza oczywistymi
r�nicami
> religijnymi, pozna�em zupe�nie inny model religijno�ci. Pozbawiony
> ha�a�liwej ostentacji, oparty raczej na zrozumieniu, ni� fanatycznej wierze,
> na wiedzy, ci�g�ym studiowaniu i dociekaniu, a nie bezkrytycznym
> przyjmowaniu dogmat�w.
>
> "Talmudyczny" - jakby to powiedzia� ksi�dz Rydzyk. Do dzi� jest to model
> bardzo mi bliski. W mojej prywatnej metafizyce (zar�czam, �e atei�ci takow�
> posiadaj�!) u�ywam raczej starotestamentowych narz�dzi filozoficznych,
> por�wna�, nazewnictwa, metafor, itd. Mimo �e jestem niewierz�cy, bardzo
> interesujďż˝ siďż˝ religiďż˝.
>
> Cho� moja najbli�sza rodzina by�a tzw. normalna (tzn. katolicka), by�a
> jednak bardzo racjonalna, to znaczy od dzieci�stwa wiedzia�em, �e jak kto�
> jest chory, to trzeba mu da� antybiotyk, a nie modli� si� za niego. �e jak
> gdzie� w Polsce jest pow�d�, to powodem s� deszcze i roztopy, a nie gniew
> Bo�y. �e jak zaczynaj� mi si� podoba� dziewczyny, to jest to dojrzewanie,
a
> nie grzeszne pokuszenie Szatana. �e jak straci�em koleg�, to nie dlatego
"�e
> B�g go do siebie powo�a�", ale �e zatru� si� czadem z zepsutego
piecyka. I
> tak dalej z teoriďż˝ ewolucji Darwina, Kopernikiem i dinozaurami na czele
>
>
>
> Opresyjnie
>
> Stopniowo oddala�em si� coraz bardziej. Gdy jest si� niewierz�cym i patrzy
> na to wszystko z boku, rytualne zachowania religijne innych ludzi cz�sto
> staj� si� niezrozumia�e, dziwaczne, nieprzystaj�ce do rzeczywisto�ci.
Czu�em
> siďż˝ w tym coraz bardziej obco.
>
> Rodzina najpierw zareagowa�a opresyjnie. Zmuszany do p�j�cia do ko�cio�a
> strasznie si� m�czy�em. Nie chodzi o to, �e si� tam nudzi�em.
Ko�ci�
> odrzuca� mnie swoj� estetyk�, t�umem, zapachami, starczym wibratem ch�ru,
> groteskow� intonacj� ksi�dza, napastliwo�ci� kaza�, dziwaczno�ci�
rytua�u,
> j�zykiem, odpustow� tandet� wystroju, m�k� rze�b, z�otem i
plastikowymi
> kwiatami. Daj� s�owo, �e si� stara�em, jednak nic z tego nie
rozumia�em. Jak
> zreszt� wszyscy dooko�a. Szepty, sykania, skubanie r�kaw�w, gapienie si�
na
> innych, ziewanie, wreszcie - zerkanie na zegarki i czekanie na koniec.
> �adnych wzrusze�, prze�y�, ekstaz, �arliwo�ci, jakie zna�em ju�
wtedy np. z
> "Quo Vadis" Sienkiewicza czy film�w historycznych. To by�o jakie� zbiorowe
> k�amstwo, w kt�rym nie chcia�em bra� udzia�u.
>
> Potem ju� posz�o z g�rki. Przesta�em chodzi� na religi�. Nie chodzi�o
o
> wagary, lenistwo czy nud�. Po prostu nie dawa�em rady. Czu�em, �e to, co
> m�wi pani katechetka - tyle� natchniona co niekompetentna - to jaka� fikcja.
> Jakie� wniebowst�pienia, zwiastowania, niepokalane pocz�cia, wskrzeszenia,
> rozmno�enia, zamiany. Archanio�y, Szatany, M�drcy ze Wschodu i rzezie
> niewini�tek. Je�li si� w to nie wierzy, to wychodzi z tego jaki� "W�adca
> pier�cieni". Czu�em, �e �ycie i wa�ne rzeczy dziej� si� gdzie�
indziej.
>
> Religii nie by�o wtedy w szko�ach tylko w salce katechetycznej obok
ko�cio�a
> (by�a po�owa lat 70.), mo�na si� by�o �atwo urwa� po drodze. Np.
skr�ci� nad
> jezioro. Raz, drugi, dziesi�ty.
>
> Jak si� wszystko wyda�o by�y jakie� interwencje, wezwania i dzia�ania
> wychowawcze, ale raczej o charakterze belfersko-policyjnym niďż˝
> metafizycznym. Nie straszono mnie wi�c pot�pieniem i wiecznymi m�kami w
> ogniu piekielnym, ale karami o wiele bardziej doczesnymi. To znaczy: jak nie
> b�dziesz chodzi�, b�dzie lanie. Wybra�em lanie. Nie dopuszczono mnie wi�c
do
> Pierwszej Komunii. Poszed�em rok p�niej po wstawiennictwie u proboszcza
> bardziej zaanga�owanych w �ycie parafii cz�onk�w mojej rodziny. Za�atwili
> to, kazali zamkn�� dzi�b i robi� co trzeba. Wspominam to jak ponur�
szopkďż˝.
>
> Wolno��
>
> Mo�e jeszcze by�em wtedy "do uratowania"? To znaczy do uratowania w Bo�ym
> planie zbawienia? Mo�e gdyby kto� chcia� ze mn� porozmawia�? Ale nikt nie
> chcia�. Nie by�o zreszt� o czym. Zrozumia�em, �e religia katolicka jest
> troch� jak armia. Nie musisz zna� plan�w sztabu generalnego ani naczelnego
> wodza. Masz robi�, co ci ka�� bez dyskusji. Tu nie ma nic do rozumienia. A
> ja by�em raczej pacyfist� i wola�em rozumie�. Kiedy by�em w �smej
klasie
> armia wprowadzi�a stan wojenny. Rok p�niej uciek�em w istocie z rodzinnego
> domu do szko�y z internatem. Zacz��em �y� "na swoim". Nikt mi nic nie
m�g�
> kaza�. By�em wolny, r�wnie� w sensie religijnym. Niezno�na presja si�
> sko�czy�a.
>
> Czy czu�em si� samotny? Prosz� Ksi�dza! I to bardzo! Zw�aszcza wtedy.
> Oczywi�cie jako osoba niewierz�ca zdawa�em sobie spraw� z ostatecznej
> konsekwencji. Ogieďż˝ piekielny czy "zasiadanie po prawicy Ojca" nie wchodzi
> tu oczywi�cie w rachub�. Nie wierz� w �ycie po �mierci w og�le.
Ga�nie
> �wiat�o i koniec. Nie ma nic. �adnej my�li. Pozostajemy tylko w pami�ci
> bliskich. Nie stworzy�em sobie �adnego naiwnego zamiennika w rodzaju
> reinkarnacji, Ducha Kosmicznego czy innych tego typu "znieczuleďż˝".
>
>
> Na marginesie, co si� mo�e Ksi�dzu spodoba, w przeciwie�stwie do
wi�kszo�ci
> katolik�w nie wierz� te� we wr�ki, r�d�karzy, horoskopy, taroty,
przes�dy
> uroki, czary i inny tego typu ch�am, cho� Ko�cio�owi te drobne akty herezji
> i ba�wochwalstwa najwyra�niej nie przeszkadzaj�.
>
> �mier� i koniec - mo�e nie jest to mi�a perspektywa, ale lepsza ni�
fikcja.
> Wiara to rodzaj protezy, �rodka przeciwb�lowego. Nauczy�em si� �y� bez
tego.
> Podobnie jak bez wiary w to, �e jeste�my dzie�em Boga, cz�ci� Bo�ego
planu,
> w mo�liwo�� odpuszczenia grzech�w, itd. L�k przed �mierci�,
bezsensem,
> bezcelowo�ci� jest cz�ci� naszej egzystencji. Odwaga polega nie na
> pogodzeniu si� z tym (to by�aby rejterada!), ale na umiej�tno�ci �ycia ze
> �wiadomo�ci� braku odpowiedzi na podstawowe pytania. Nie czuj� si�
> kompetentny �eby ci�gn�� ten w�tek. Jest za du�o dobrej literatury na
ten
> temat.
>
> Swoj� drog�, obserwacje ucz�, �e nawet g��boka wiara nie pozbawia
> w�tpliwo�ci. Szpitale pe�ne s� wierz�cych, kt�rym wcale nie jest
ra�no
> odchodzi� do lepszego �wiata, w kt�ry przecie� wierz�.
>
> Moje pogl�dy zosta�y wypr�bowane w sytuacjach krytycznych. Prze�y�em
kilka
> wypadk�w drogowych, powa�ne turbulencje i twarde l�dowania samolotem, dwa
> razy omal nie uton��em, mia�em wypadki nurkowe, z kt�rych my�la�em,
�e nie
> wyjd�. S� to momenty, w kt�rych ka�d� sekund� mo�na rozbi� na sto
cz�ci i
> pami�ta si� ka�d� my�l. Nigdy jednak nie b�aga�em w duchu "Jezu
Wszechmog�cy
> wybaw mnie z tej opresji, a zrobi� wszystko, co ka�esz". Nie jest to pow�d
> do dumy tylko raczej przekonanie, �e powiedzonko "jak trwoga to do Boga",
> raczej mnie nie dotyczy.
>
> Polityka
>
> Po wyborze Karola Wojty�y na papie�a, a zw�aszcza po Sierpniu '80, moi
> koledzy zacz�li chodzi� na pielgrzymki. Ja z kolei zacz��em je�dzi� do
> Jarocina. Subkultura, przez kt�r� rozumiem aktywn� niezgod� na zastan�
> rzeczywisto��, da�a mi odpowiedzi na wiele pyta� i naznaczy�a do dzisiaj.
> Cho� nigdy nie by�em antykleryka�em (ksi�a s� r�ni), Ko�ci�
uwa�a�em za
> element konserwuj�cy system, kt�ry jest nie do zaakceptowania.
>
> By�y te� inne momenty. Po �mierci Jana Paw�a II, cho� rzadko zgadza�em
siďż˝ z
> nim politycznie, wspomina�em jego wspania�� pielgrzymk� na Ukrain�,
> wzruszaj�c� pielgrzymk� do Izraela, �wiadectwo dane w Yad Vashem i
karteczkďż˝
> w �cianie P�aczu. Wreszcie wszystkie pielgrzymki do Polski. Zastanawia�em
> si� wtedy, czy jestem cz�ci� tego wszystkiego? Nie, zdecydowanie nie by�em.
>
> Zachowania �a�obne Polak�w obserwowa�em z �yczliwym zainteresowaniem, ale
i
> zdumieniem. Ile� bowiem zniczy trzeba jeszcze zapali�, �eby publicznie
> pokaza� sw�j �al? Cieszy�em si� jednak, �e pod t� fasad� rytua�u
pojawi siďż˝
> te� duchowa refleksja. Jaki� by�em naiwny! W tym samym roku ci sami Polacy,
> kt�rzy t�umnie palili znicze, przy ogromnym poparciu Ko�cio�a wybrali na
> prezydenta zagorza�ego zwolennika kary �mierci. Przypomn�, �e Jan Pawe�
II
> by� jej wielkim przeciwnikiem. Co ciekawe, trafi� p�niej na Wawel
> jednoosobow� decyzj� najbli�szego wsp�pracownika Jana Paw�a II, autora
> bestsellerowej ksi��ki o wielce znacz�cym tytule "Dziedzictwo".
>
> W moim mniemaniu �adne inne wzgl�dy, poza politycznymi, tego nie t�umacz�.
> Dla mnie byďż˝ to akt nad wyraz symboliczny.
>
> I niebo si� nie zawali�o
>
> Przejd� tu do drugiego, bardziej interesuj�cego pytania, mianowicie:
> dlaczego teraz i dlaczego czujďż˝ siďż˝ zmuszony?
>
> Po katastrofie smole�skiej Ko�ci� stan� na stanowisku nie tylko dla mnie
> obcym, ale wr�cz gro�nym i wrogim. Nie chodzi tu o �enuj�c� afer� z
krzy�em
> na Krakowskim Przedmie�ciu, ani o poparcie Jaros�awa Kaczy�skiego w wyborach
> na prezydenta Polski. Sprawa jest o wiele powa�niejsza. Ko�ci� mniej lub
> bardziej oficjalnie popiera si�y polityczne, kt�re otwarcie d��� do
zmiany
> czego�, co na w�asny u�ytek nazywam aktem za�o�ycielskim wsp�czesnej
> Polski. Co przez to rozumiem?
>
> Prosz� Ksi�dza, mam 44 lata i za mojego �ycia mia�y miejsce dwa wielkie
> wydarzenia: Sierpieďż˝'80 i wybory w czerwcu 1989 roku. W obu przypadkach
> niemal ca�e polskie spo�ecze�stwo, bez podzia�u na robotnik�w czy
> inteligencj�, biednych i bogatych, wierz�cych i niewierz�cych, odrzuci�o
> komunistyczn� dyktatur� i opowiedzia�o po stronie demokracji. Po stronie
> Polski otwartej, tolerancyjnej, przyjaznej, nowoczesnej, europejskiej,
> dostatniej, �yj�cej w zgodzie z s�siadami. Wolnej od zemsty, nienawi�ci,
> fanatyzmu, ciemnoty i t�pego nacjonalizmu.
>
> Wydarzenia te s� dla mnie aktem za�o�ycielskim Polski, w kt�rej chc�
�y� i
> powodem do dumy. W swojej historii Polska nigdy nie mia�a tak wielkiego i
> pozytywnego wp�ywu na losy Europy i �wiata, rozmontowuj�c blok kraj�w
> socjalistycznych, ZSRR i ko�cz�c zimn� wojn�. Solidarno��, Wa��sa,
Pokojowa
> Nagroda Nobla, Mazowiecki, Okr�g�y St�, oczywi�cie te� papie� Jan
Paweďż˝
> II - to by�y powody do dumy Polak�w na ca�ym �wiecie.
>
> Tymczasem w posmole�skiej debacie, zw�aszcza w toku kampanii wyborczej,
> wielokrotnie i brutalnie ten pi�kny mit by� niszczony. Przypominam sobie
> zw�aszcza obchody trzydziestolecia Solidarno�ci, kt�ra to z roli jednoczenia
> Polak�w sta�a si� symbolem tuby propagandowej jednej opcji. Obchod�w bez
> Lecha Wa��sy, kt�rego uwa�a si� tam za zdrajc� i agenta, gdzie premier
> Tadeusz Mazowiecki zostaje wygwizdany i obok profesora Bronis�awa Geremka
> oskar�ony o zdrad� interes�w robotniczych w czasie sierpniowych strajk�w!
> Tak� opini� wyrazi� w przem�wieniu Jaros�aw Kaczy�ski. I niebo si� na
niego
> nie zawali�o! Zrozumia�em wtedy, �e idzie po w�adz�, aby uczyni�
Polskďż˝
> krajem zemsty, k�amstwa, ksenofobii, ciemnoty i resentyment�w. Krajem s�u�b
> specjalnych i agent�w Tomk�w, czego przedsmak da� nam ju� podczas swoich
> rz�d�w.
>
> Najbli�sze wybory parlamentarne b�d� nie tylko wyborami do parlamentu, ale
> wyborami jednej z tych dw�ch wizji przysz�o�ci Polski. Czy chcemy �y� w
> kraju, kt�rego mitem za�o�ycielskim jest dziesi�� milion�w cz�onk�w
> Solidarno�ci z Sierpnia'80 i prawie sto procent g�os�w w wyborach z czerwca
> 1989, czy raczej 0,6 promila alkoholu we krwi genera�a lotnictwa? Prosz�
> pozwoli� mi na w�asny u�ytek �ywi� przekonanie, �e katastrofa
smole�ska by�a
> wynikiem przypadk�w i b��d�w pilot�w.
>
> Przeciwstawienie si� tej wizji uwa�am za m�j obywatelski obowi�zek. Tu nie
> mam ju� mo�liwo�ci wyboru. Zosta�em zmuszony.
>
> Niestety, Ko�ci� Katolicki opowiada si� za t� wizj� Polski, kt�ra jest
mi
> obca i wroga.
>
> U�ywaj�c sformu�owania "pogl�d Ko�cio�a Katolickiego" u�ywam
oczywi�cie
> skr�tu my�lowego. Mo�na tu bowiem oczywi�cie powiedzie�, �e Ko�ci�
nie jest
> bytem politycznym i jako taki pogl�d�w politycznych nie ma, a decyzje
> polityczne ka�dy z wiernych podejmuje indywidualnie w swoim sercu. Ale nie
> b�d�my naiwni! Ka�de dziecko wie, �e Ko�ci� od wielu lat aktywnie
> uczestniczy w �yciu politycznym i ma nad wyraz czytelne pogl�dy. Niestety
> zawsze s� to pogl�dy niezgodne z moimi. Jestem zwolennikiem pe�nej
> refundacji zabieg�w in vitro, pe�nej emancypacji mniejszo�ci seksualnych,
> nie cierpiďż˝ traktowania kobiet jako kucharek i maszyn do rodzenia. Jestem
> przeciwny nauczaniu religii w szko�ach, sam bowiem na w�asnej sk�rze
> odczu�em, co to znaczy znosi� presj� otoczenia, kiedy si� nie jest
> katolikiem. Szko�a, podobnie jak s�dy, sejm i inne instytucje publiczne
> powinna by� �wiecka. Uwa�am te�, �e sprawiedliwie by�oby, �eby
Ko�ci�
> finansowany by� z podatk�w tych, kt�rzy tego sobie za�ycz� w zeznaniu
> podatkowym. Ja na przyk�ad przeznaczy�bym je na Wielk� Orkiestr�
�wi�tecznej
> Pomocy, kt�rej Ko�ci� jest zdecydowanie wrogi (nie licz�c odosobnionego
> przyk�adu nieod�a�owanego arcybiskupa �yci�skiego).
>
> Tych rozbie�no�ci jest oczywi�cie o wiele wi�cej, ale to nie jest miejsce
> �eby je mno�y�.
>
> Wszystko to razem nie pozostawia w�tpliwo�ci, �e musz� odej�� ze
wsp�lnoty,
> kt�ra prezentuje tak diametralnie inne pogl�dy, ogl�d rzeczywisto�ci i
wizjďż˝
> przysz�o�ci od mojej. Je�eli nawet czysto statystycznie udzielam im
jakiegoďż˝
> mandatu, to jest to dalece niezgodne z rzeczywisto�ci� i powoduje m�j
> ogromny dyskomfort. Muszďż˝ natychmiast wycofaďż˝ ten mandat.
>
> ****
>
> Dlatego, prosz� Ksi�dza, w�a�nie musz�, i dlatego w�a�nie teraz,
dokonaďż˝
> aktu apostazji.
>
> Mam nadziej�, �e Ksi�dz mnie rozumie.
Bardzo ładne, też jestem z pokolenia tolerancji, fascynacji innym i to
co wyczytuje u katolików mnie po prostu przeraża, sama patologia.
Nawet Księża co myślący obecnie odchodzą z kk i wypowiedzi
są...chciałem ratować resztki człowieczeństwa, bo tam już nie ma
ludzi, to nie ma nic wspólnego z Chrześcijaństwem itd.
Ale co z tego że odchodzą, jak fanatycy terroryzują społeczeństwo. A
ja uważam że przed zbrodniarzem trzeba się bronić.
› Pokaż wiadomość z nagłówkami
20. Data: 2011-03-01 14:12:37
Temat: Re: No to padłem.Nie trzeba być niewierzącym aby patrzeć na chrześcijańskie
"zachowania religijne" innych z boku, z dystansu, z zażenowaniem,
ze zdumieniem, jak na coś obcego mentalnie, co odbywa się
na marginesie... itp.
Piszę o tym ponieważ sądzę, że wielu ludzi nie jest zdolnych,
aby to uznać za oczywistość i fakt.
--
CB
Użytkownik "zażółcony" <r...@x...pl> napisał w wiadomości
news:ikit9u$ija$1@news.onet.pl...
> [...] Gdy jest się niewierzącym i patrzy
> na to wszystko z boku, rytualne zachowania religijne innych ludzi często
> stają się niezrozumiałe, dziwaczne, nieprzystające do rzeczywistości. Czułem
> się w tym coraz bardziej obco.
>
> Rodzina najpierw zareagowała opresyjnie. Zmuszany do pójścia do kościoła
> strasznie się męczyłem. Nie chodzi o to, że się tam nudziłem. Kościół
> odrzucał mnie swoją estetyką, tłumem, zapachami, starczym wibratem chóru,
> groteskową intonacją księdza, napastliwością kazań, dziwacznością rytuału,
> językiem, odpustową tandetą wystroju, męką rzeźb, złotem i plastikowymi
> kwiatami. Daję słowo, że się starałem, jednak nic z tego nie rozumiałem. Jak
> zresztą wszyscy dookoła. Szepty, sykania, skubanie rękawów, gapienie się na
> innych, ziewanie, wreszcie - zerkanie na zegarki i czekanie na koniec.
> Żadnych wzruszeń, przeżyć, ekstaz, żarliwości, jakie znałem już wtedy np. z
> "Quo Vadis" Sienkiewicza czy filmów historycznych. To było jakieś zbiorowe
> kłamstwo, w którym nie chciałem brać udziału.
>
> Potem już poszło z górki. Przestałem chodzić na religię. Nie chodziło o
> wagary, lenistwo czy nudę. Po prostu nie dawałem rady. Czułem, że to, co
> mówi pani katechetka - tyleż natchniona co niekompetentna - to jakaś fikcja.
> Jakieś wniebowstąpienia, zwiastowania, niepokalane poczęcia, wskrzeszenia,
> rozmnożenia, zamiany. Archanioły, Szatany, Mędrcy ze Wschodu i rzezie
> niewiniątek. Jeśli się w to nie wierzy, to wychodzi z tego jakiś "Władca
> pierścieni". Czułem, że życie i ważne rzeczy dzieją się gdzieś indziej.
>
> Religii nie było wtedy w szkołach tylko w salce katechetycznej obok kościoła
> (była połowa lat 70.), można się było łatwo urwać po drodze. Np. skręcić nad
> jezioro. Raz, drugi, dziesiąty.
>
> Jak się wszystko wydało były jakieś interwencje, wezwania i działania
> wychowawcze, ale raczej o charakterze belfersko-policyjnym niż
> metafizycznym. Nie straszono mnie więc potępieniem i wiecznymi mękami w
> ogniu piekielnym, ale karami o wiele bardziej doczesnymi. To znaczy: jak nie
> będziesz chodził, będzie lanie. Wybrałem lanie. Nie dopuszczono mnie więc do
> Pierwszej Komunii. Poszedłem rok później po wstawiennictwie u proboszcza
> bardziej zaangażowanych w życie parafii członków mojej rodziny. Załatwili
> to, kazali zamknąć dziób i robić co trzeba. Wspominam to jak ponurą szopkę.
>
> Wolność
>
> Może jeszcze byłem wtedy "do uratowania"? To znaczy do uratowania w Bożym
> planie zbawienia? Może gdyby ktoś chciał ze mną porozmawiać? Ale nikt nie
> chciał. Nie było zresztą o czym. Zrozumiałem, że religia katolicka jest
> trochę jak armia. Nie musisz znać planów sztabu generalnego ani naczelnego
> wodza. Masz robić, co ci każą bez dyskusji. Tu nie ma nic do rozumienia. A
> ja byłem raczej pacyfistą i wolałem rozumieć. Kiedy byłem w ósmej klasie
> armia wprowadziła stan wojenny. Rok później uciekłem w istocie z rodzinnego
> domu do szkoły z internatem. Zacząłem żyć "na swoim". Nikt mi nic nie mógł
> kazać. Byłem wolny, również w sensie religijnym. Nieznośna presja się
> skończyła.
>
> Czy czułem się samotny? Proszę Księdza! I to bardzo! Zwłaszcza wtedy.
> Oczywiście jako osoba niewierząca zdawałem sobie sprawę z ostatecznej
> konsekwencji. Ogień piekielny czy "zasiadanie po prawicy Ojca" nie wchodzi
> tu oczywiście w rachubę. Nie wierzę w życie po śmierci w ogóle. Gaśnie
> światło i koniec. Nie ma nic. Żadnej myśli. Pozostajemy tylko w pamięci
> bliskich. Nie stworzyłem sobie żadnego naiwnego zamiennika w rodzaju
> reinkarnacji, Ducha Kosmicznego czy innych tego typu "znieczuleń".
>
>
> Na marginesie, co się może Księdzu spodoba, w przeciwieństwie do większości
> katolików nie wierzę też we wróżki, różdżkarzy, horoskopy, taroty, przesądy
> uroki, czary i inny tego typu chłam, choć Kościołowi te drobne akty herezji
> i bałwochwalstwa najwyraźniej nie przeszkadzają.
>
> Śmierć i koniec - może nie jest to miła perspektywa, ale lepsza niż fikcja.
> Wiara to rodzaj protezy, środka przeciwbólowego. Nauczyłem się żyć bez tego.
> Podobnie jak bez wiary w to, że jesteśmy dziełem Boga, częścią Bożego planu,
> w możliwość odpuszczenia grzechów, itd. Lęk przed śmiercią, bezsensem,
> bezcelowością jest częścią naszej egzystencji. Odwaga polega nie na
> pogodzeniu się z tym (to byłaby rejterada!), ale na umiejętności życia ze
> świadomością braku odpowiedzi na podstawowe pytania. Nie czuję się
> kompetentny żeby ciągnąć ten wątek. Jest za dużo dobrej literatury na ten
> temat.
>
> Swoją drogą, obserwacje uczą, że nawet głęboka wiara nie pozbawia
> wątpliwości. Szpitale pełne są wierzących, którym wcale nie jest raźno
> odchodzić do lepszego świata, w który przecież wierzą.
>
> Moje poglądy zostały wypróbowane w sytuacjach krytycznych. Przeżyłem kilka
> wypadków drogowych, poważne turbulencje i twarde lądowania samolotem, dwa
> razy omal nie utonąłem, miałem wypadki nurkowe, z których myślałem, że nie
> wyjdę. Są to momenty, w których każdą sekundę można rozbić na sto części i
> pamięta się każdą myśl. Nigdy jednak nie błagałem w duchu "Jezu Wszechmogący
> wybaw mnie z tej opresji, a zrobię wszystko, co każesz". Nie jest to powód
> do dumy tylko raczej przekonanie, że powiedzonko "jak trwoga to do Boga",
> raczej mnie nie dotyczy.
>
> Polityka
>
> Po wyborze Karola Wojtyły na papieża, a zwłaszcza po Sierpniu '80, moi
> koledzy zaczęli chodzić na pielgrzymki. Ja z kolei zacząłem jeździć do
> Jarocina. Subkultura, przez którą rozumiem aktywną niezgodę na zastaną
> rzeczywistość, dała mi odpowiedzi na wiele pytań i naznaczyła do dzisiaj.
> Choć nigdy nie byłem antyklerykałem (księża są różni), Kościół uważałem za
> element konserwujący system, który jest nie do zaakceptowania.
>
> Były też inne momenty. Po śmierci Jana Pawła II, choć rzadko zgadzałem się z
> nim politycznie, wspominałem jego wspaniałą pielgrzymkę na Ukrainę,
> wzruszającą pielgrzymkę do Izraela, świadectwo dane w Yad Vashem i karteczkę
> w Ścianie Płaczu. Wreszcie wszystkie pielgrzymki do Polski. Zastanawiałem
> się wtedy, czy jestem częścią tego wszystkiego? Nie, zdecydowanie nie byłem.
>
> Zachowania żałobne Polaków obserwowałem z życzliwym zainteresowaniem, ale i
> zdumieniem. Ileż bowiem zniczy trzeba jeszcze zapalić, żeby publicznie
> pokazać swój żal? Cieszyłem się jednak, że pod tą fasadą rytuału pojawi się
> też duchowa refleksja. Jakiż byłem naiwny! W tym samym roku ci sami Polacy,
> którzy tłumnie palili znicze, przy ogromnym poparciu Kościoła wybrali na
> prezydenta zagorzałego zwolennika kary śmierci. Przypomnę, że Jan Paweł II
> był jej wielkim przeciwnikiem. Co ciekawe, trafił później na Wawel
> jednoosobową decyzją najbliższego współpracownika Jana Pawła II, autora
> bestsellerowej książki o wielce znaczącym tytule "Dziedzictwo".
>
> W moim mniemaniu żadne inne względy, poza politycznymi, tego nie tłumaczą.
> Dla mnie był to akt nad wyraz symboliczny.
>
> I niebo się nie zawaliło
>
> Przejdę tu do drugiego, bardziej interesującego pytania, mianowicie:
> dlaczego teraz i dlaczego czuję się zmuszony?
>
> Po katastrofie smoleńskiej Kościół staną na stanowisku nie tylko dla mnie
> obcym, ale wręcz groźnym i wrogim. Nie chodzi tu o żenującą aferę z krzyżem
> na Krakowskim Przedmieściu, ani o poparcie Jarosława Kaczyńskiego w wyborach
> na prezydenta Polski. Sprawa jest o wiele poważniejsza. Kościół mniej lub
> bardziej oficjalnie popiera siły polityczne, które otwarcie dążą do zmiany
> czegoś, co na własny użytek nazywam aktem założycielskim współczesnej
> Polski. Co przez to rozumiem?
>
> Proszę Księdza, mam 44 lata i za mojego życia miały miejsce dwa wielkie
> wydarzenia: Sierpień'80 i wybory w czerwcu 1989 roku. W obu przypadkach
> niemal całe polskie społeczeństwo, bez podziału na robotników czy
> inteligencję, biednych i bogatych, wierzących i niewierzących, odrzuciło
> komunistyczną dyktaturę i opowiedziało po stronie demokracji. Po stronie
> Polski otwartej, tolerancyjnej, przyjaznej, nowoczesnej, europejskiej,
> dostatniej, żyjącej w zgodzie z sąsiadami. Wolnej od zemsty, nienawiści,
> fanatyzmu, ciemnoty i tępego nacjonalizmu.
>
> Wydarzenia te są dla mnie aktem założycielskim Polski, w której chcę żyć i
> powodem do dumy. W swojej historii Polska nigdy nie miała tak wielkiego i
> pozytywnego wpływu na losy Europy i Świata, rozmontowując blok krajów
> socjalistycznych, ZSRR i kończąc zimną wojnę. Solidarność, Wałęsa, Pokojowa
> Nagroda Nobla, Mazowiecki, Okrągły Stół, oczywiście też papież Jan Paweł
> II - to były powody do dumy Polaków na całym świecie.
>
> Tymczasem w posmoleńskiej debacie, zwłaszcza w toku kampanii wyborczej,
> wielokrotnie i brutalnie ten piękny mit był niszczony. Przypominam sobie
> zwłaszcza obchody trzydziestolecia Solidarności, która to z roli jednoczenia
> Polaków stała się symbolem tuby propagandowej jednej opcji. Obchodów bez
> Lecha Wałęsy, którego uważa się tam za zdrajcę i agenta, gdzie premier
> Tadeusz Mazowiecki zostaje wygwizdany i obok profesora Bronisława Geremka
> oskarżony o zdradę interesów robotniczych w czasie sierpniowych strajków!
> Taką opinię wyraził w przemówieniu Jarosław Kaczyński. I niebo się na niego
> nie zawaliło! Zrozumiałem wtedy, że idzie po władzę, aby uczynić Polskę
> krajem zemsty, kłamstwa, ksenofobii, ciemnoty i resentymentów. Krajem służb
> specjalnych i agentów Tomków, czego przedsmak dał nam już podczas swoich
> rządów.
>
> Najbliższe wybory parlamentarne będą nie tylko wyborami do parlamentu, ale
> wyborami jednej z tych dwóch wizji przyszłości Polski. Czy chcemy żyć w
> kraju, którego mitem założycielskim jest dziesięć milionów członków
> Solidarności z Sierpnia'80 i prawie sto procent głosów w wyborach z czerwca
> 1989, czy raczej 0,6 promila alkoholu we krwi generała lotnictwa? Proszę
> pozwolić mi na własny użytek żywić przekonanie, że katastrofa smoleńska była
> wynikiem przypadków i błędów pilotów.
>
> Przeciwstawienie się tej wizji uważam za mój obywatelski obowiązek. Tu nie
> mam już możliwości wyboru. Zostałem zmuszony.
>
> Niestety, Kościół Katolicki opowiada się za tą wizją Polski, która jest mi
> obca i wroga.
>
> Używając sformułowania "pogląd Kościoła Katolickiego" używam oczywiście
> skrótu myślowego. Można tu bowiem oczywiście powiedzieć, że Kościół nie jest
> bytem politycznym i jako taki poglądów politycznych nie ma, a decyzje
> polityczne każdy z wiernych podejmuje indywidualnie w swoim sercu. Ale nie
> bądźmy naiwni! Każde dziecko wie, że Kościół od wielu lat aktywnie
> uczestniczy w życiu politycznym i ma nad wyraz czytelne poglądy. Niestety
> zawsze są to poglądy niezgodne z moimi. Jestem zwolennikiem pełnej
> refundacji zabiegów in vitro, pełnej emancypacji mniejszości seksualnych,
> nie cierpię traktowania kobiet jako kucharek i maszyn do rodzenia. Jestem
> przeciwny nauczaniu religii w szkołach, sam bowiem na własnej skórze
> odczułem, co to znaczy znosić presję otoczenia, kiedy się nie jest
> katolikiem. Szkoła, podobnie jak sądy, sejm i inne instytucje publiczne
> powinna być świecka. Uważam też, że sprawiedliwie byłoby, żeby Kościół
> finansowany był z podatków tych, którzy tego sobie zażyczą w zeznaniu
> podatkowym. Ja na przykład przeznaczyłbym je na Wielką Orkiestrę Świątecznej
> Pomocy, której Kościół jest zdecydowanie wrogi (nie licząc odosobnionego
> przykładu nieodżałowanego arcybiskupa Życińskiego).
>
> Tych rozbieżności jest oczywiście o wiele więcej, ale to nie jest miejsce
> żeby je mnożyć.
>
> Wszystko to razem nie pozostawia wątpliwości, że muszę odejść ze wspólnoty,
> która prezentuje tak diametralnie inne poglądy, ogląd rzeczywistości i wizję
> przyszłości od mojej. Jeżeli nawet czysto statystycznie udzielam im jakiegoś
> mandatu, to jest to dalece niezgodne z rzeczywistością i powoduje mój
> ogromny dyskomfort. Muszę natychmiast wycofać ten mandat.
>
> ****
>
> Dlatego, proszę Księdza, właśnie muszę, i dlatego właśnie teraz, dokonać
> aktu apostazji.
>
> Mam nadzieję, że Ksiądz mnie rozumie.
>
› Pokaż wiadomość z nagłówkami
« poprzedni wątek | następny wątek » |