Strona główna Grupy pl.sci.psychologia Porozmawiac o depresji - nawrot

Grupy

Szukaj w grupach

 

Porozmawiac o depresji - nawrot

Liczba wypowiedzi w tym wątku: 1


« poprzedni wątek następny wątek »

1. Data: 2004-10-21 07:21:26

Temat: Porozmawiac o depresji - nawrot
Od: m...@w...fr (Magdalena Nawrocka) szukaj wiadomości tego autora


"NOSIL WILK RAZY KILKA..."


"Wariat - czlowiek z glowa w czwartym wymiarze."
- Stefan Napierski



No i sie doigralam. Znow mnie koplo, i to jak jeszcze.
Jesli w pogmatwanej sieci neuronow, bylby jakis splot
sloneczny, to moglabym z reka na sercu skonstatowac, ze tapnelo
mnie cholernie celnie w sam srodek. Cios niespodziewany i
gwaltowny. Skrecilo mnie z bolu i padlam. A niby nic nie
wskazywalo na az tak silny psychiczny krach.

Wszyscy wokol i w kolko zdecydowanie i stanowczo, a takze
diabelnie rozsadnie mi powtarzali - Musisz byc silna! Musisz
przetrzymac! Musisz uzbroic sie w cierpliwosc! Musisz, musisz,
musisz... Sama wiedzialam, ze nie mam innego wyjscia, ze musze
musiec. Ze powinnam. Tyle tylko, ze chciec to jedno, natomiast
przetrzymac, nie poddawac sie wszechogarniajacej cie rozpaczy,
przetrwac, pozostajac obojetnym na coraz to bardziej dotkliwe
ciosy, walczyc, utraciwszy wiare w zwyciestwo to zupelnie inna
para kaloszy, niestety.

Kiedy pracowalam, bylo latwiej. Cala energie, uwage,
emocje kierowalam na innych - moich pensjonariuszy - tych
"naprawde potrzebujacych". Zapominalam o sobie. Zreszta, czy
nie bylo tak od zawsze? Nie konczaca sie galeria istot
wazniejszych przede mna, dluga codzienna pielgrzymka
towarzyszacych mi ludzi i nie trzeba bylo nawet zwerbalizowanej
skargi czy prosby z ich strony, bym ich przepuszczala przed
siebie, probujac im ulzyc i pomoc.

Wszyscy przede mna, jakze czesto mialam nieodparte
wrazenie, ze sens mego zycia definiuje sie najnormalniejsza,
niewyszukana pomoca innym. Przede wszystkim rodzice, dwaj
bracia, z ktorych mlodszy tak brutalnie mnie opuscil, dwojka
moich wlasnych najukochanszych dzieci, jak rowniez dzieci niby
mi obce, a jednak jakby moje: dzieci kalekie, osierocone,
zaniedbane, opuszczone, pokrzywdzone przez los lub rodzine. Moi
pensjonariusze, przy ktorych zapominam o wlasnych
najostrzejszych moralnych kolcach. Licza sie wylacznie oni i
ich nieuleczalne kalectwo - dar okrutnego, niesprawiedliwego
losu.

A gdzie jeszcze moja najwierniejsza suka, rownie
depresyjna jak ja. Wystarczy, ze mnie tylko zabraknie, by ja
rozpieszczac, karmic, zapewniac, jaka to jest piekna i madra,
by przestala zrec, sterczac w bezskutecznym oczekiwaniu w
oknie, a kiedy nie wracam, placze najszczerszymi psimi lzami.

A moja milosc i cierpliwosc do Punki, tak nazywamy nasza
rozkoszna swinke morska, to od fryzury przesmiesznej lepetyny
potarganej w stylu oryginalnego punka. Oj, wyjatkowo
egocentryczna to swinka. Dopiero po wpieprzeniu bukietu salaty,
pol peczka marchewki i bezkarnym podgryzaniu domowej
roslinnosci przylatuje do mnie, by gryzac sznurowadla moich
kapci dac mi do zrozumienia, ze skonczyla swoja kolacje i
wieczorny "jogging" i teraz czeka, bym wziela ja na rece i
przytulila do siebie. Popiskuje mi do ucha swinkowate problemy,
a ja jej slucham, glaszcze, uspokajam, mimo ze miedzy jedna a
druga popiskiwana skarga, bezczelnie przegryza nitki moich
najladniejszych swetrow.

A ja sluchalam, pocieszalam, tlumaczylam. Gdy trzeba bylo
opieprzyc, opieprzalam. Gdy trzeba bylo kogos godzinami trzymac
za reke, nie zwalnialam uscisku. Gdy trzeba bylo kogos
uspokoic, ukoic, dac sie wygadac, wyplakac, siadalam obok,
ocierajac czyjes rozpaczliwie bezsilne lzy.

Ktos ironicznie, drwiaco sie skrzywi - Eee, widziales te
pieprznieta? Druga Matka Teresa czy co?! - W glebokim powazaniu
mam, co ktos sobie o mnie pomysli i z kim mnie sobie skojarzy.
Tu az cisnie mi sie na usta bardzo niekulturalne wyrazenie,
ktore dosadnie przekonaloby takich podrwidupkow, ze baaardzo
daleko mi nawet do niklego sladu nasladowania tej sp.
heroicznej zakonnicy, ktora zreszta zawsze podziwialam i niemal
uwielbialam za tak konsekwentna ofiare, jaka zlozyla ze swego
zycia, by sluzyc nedzarzom i nieuleczalnie chorym.

Taka juz widac mam nature. Jak moja Punki, egoistyczna
jakas. Tylko reagujac w ten sposob, moglam czuc sie uzyteczna,
potrzebna. Dawalam, wciaz dawalam, zapominajac o wlasnych
zgryzotach, spychajac je coraz dalej i glebiej. W mroczna,
omszala, tak dobrze znana mi obrzydliwa studnie, ktora czekala
na mnie ze swoja przepastna otchlania, czekajac tylko na moj
nieostrozny ruch. Czwarty wymiar mojej skolowacialej glowy
przybieral coraz bardziej chorobliwe ksztalty.

Nie na darmo trul mi glowe przy kazdej okazji moj ostatni
psychiatra: dystans, kontrola i limit afektywnych inwestycji,
nawet do mojej ukochanej pracy sie przyczepial - dekompresja
przed snem - praca praca, dom domem, zycie prywatne
zarezerwowane tylko dla mnie samej, nie powinnam go sobie
zabraniac, nie mam prawa z niego rezygnowac, jesli chce wyjsc z
tej bryndzy. Ogolnie - relaks Maks!

Wszyscy mi zyczliwi ostrzegali - Zacznij wreszcie myslec o
sobie, najwyzszy czas! Przestan zyc wylacznie problemami
innych. Swieta za zycia chcesz zostac, szczegolnie z takim
cholernie pieskim charakterem jak twoj?! Badz egoistyczna,
samolubna. Tylko tak mozesz wygrac bardzo trudna zyciowa
batalie, ktorej sie podjelas. Inaczej pekniesz.

I peklam. Tlumione dotad na sile uczucia takie, jak:
poczucie winy, watpliwosci, obawy drazyly bezustannie i
skutecznie labirynt mojej genetycznie pochrzanionej
podswiadomosci. Jak ta rozpalona zywym ogniem magma, ktora
burzac sie i wrzac wsciekloscia zniewolenia, szuka
wyzwalajacego krateru, by zniszczyc swa smiercionosna lawa
wszelkie zycie, ktore znajdzie sie w jej zasiegu.

Az znalazly. Wystarczylo, ze przed czekajacym mnie dyzurze
w czasie najblizszego weekendu przez dwa dni zostalam w domu
nagle, niespodziewanie i wyjatkowo sama. Dorotka pojechala z
wizyta do kolezanki, Punki pokazywala mi krzywa gebe, bo robiac
zakupy, zapomnialam kupic jej ulubiona miodowa palke do
gryzienia. Nawet Buleczka byla nieszczesliwa i osowiala, bo
akurat miala cieczke, a narzeczonego z samolubnego
postanowienia jej wlascicieli nawet ani sladu.

Za czarnym oknem wiosenna szaruga. Galezie drzew pokladaja
sie ciezarem lodowatej ulewy. Beznadziejnosc. Nagle poczulam
sie tak cholernie samotna, cholernie winna i bezradna, podla,
niepotrzebna i bylo to tak intensywne, bolesne, a jednoczesnie
w jakims sensie niesprawiedliwe, ze powiedzialam sobie - dluzej
tego nie wytrzymam. Basta! - Zamykal sie nade mna czwarty
wymiar.

Bo niby o co wlasciwie ja tak walcze? Sama cierpiac, niose
najblizszym jedynie moralny bol, niepewna przyszlosc, dylematy,
rozterki. Rozbicie rodziny! - saczacy sie jad poczucia winy
jak gryzacy, zabojczy gaz. Czy nie lepsza rodzina osierocona
niz rodzina rozbita? Moze najblizsi latwiej zaakceptuja matke,
ktora odeszla bezpowrotnie w zaswiaty niz matke, ktora kierujac
sie jedynie egoistycznymi pobudkami, po raz pierwszy
postanowila zyc jedynie na wlasny rachunek, zniweczyc wszystko,
co z takim trudem budowali dotad wszyscy razem?

Podjelam kroki o rozwod. "Odbieram" dzieciom rodzine,
ktora dotad byla dla nich jedynym miejscem na swiecie, gdzie
bez wzgledu na wszystko zawsze znajdowaly zrozumienie, oparcie
i milosc. A teraz stawiam je wobec jakze trudnego dylematu:
mama czy tatus? Oczywiscie sa juz prawie dorosle, niedlugo same
wejda w samodzielne zycie, nie zmienia to jednak faktu, ze
odbieram im ostoje i zyciowa stabilnosc, jakie mialy zawsze w
jakos tam skleconej i kompletnej rodzinie.

Co wywalcze? Dziesiec lat samotnego borykania sie z
zyciem, by docipac do kloszardowej emeryturki. Przeciez przez
te pieprzona depresje stracilam dziesiec lat mego nie tylko
osobistego, ale i profesjonalnego zycia. To dopiero kilka lat
jak zdobywajac sie na wprost nieludzki wysilek, zdobylam prawo
jazdy, by moc pracowac, zaliczylam liczne staze, ktore
pozwolily mi znalezc prace. Wprawdzie prace, ktora uwielbiam,
ale ktora stanowczo nie nalezy do najlatwiejszych. Tu tez
trzeba odpornych i silnych, do ktorych ja zdecydowanie nie
naleze.

No i forsa. Po dwudziestu osmiu latach uslugiwania
drogiemu malzonkowi, wychowaniu dzieci, bycia sprzataczka,
gosposia, praczka, szwaczka - nie bede tej listy kontynuowac,
bo tylko niepotrzebnie sie zdenerwuje, a to podobno szkodzi
mojemu zdrowiu, jakby sam fakt tak cholernej niesprawiedliwosci
nie trzachal mnie, nie wnerwial - tak czy inaczej nie masz
prawa nawet do keska emerytury meza, ktora bedzie co najmniej
pieciokrotnie wyzsza niz twoja. Chyba, zeby byl tak uprzejmy,
by zejsc z tego swiata przed toba, a i jeszcze przedtem
powtornie sie nie ozenil. Wesolutkie. A tam, do diabla z forsa
- niech zyje sobie, sobie i jeszcze raz sobie (!) jak
najdluzej, a zreszta, ktory chlop po piecdziesiatce wytrzyma,
by nie zlapac, chocby z czystego wygodnictwa, nastepnej
sluzebnej ofiary.

Tak wiec radz sobie sama. I slusznie. Tylko z czym do
gosci? Jak nie stwierdzic zdecydowanie i wrzeszczaco - rozwod
dyskryminuje, uposledza kobiete! Po tylu latach bezplatnych
uslug z mojej strony, wspolnych dochodow, wspolnych wydatkow,
niesprawiedliwy, bo obciazajacy wylacznie mnie podzial tak
zwanych domowych obowiazkow - rozwod - i trach, wszystko idzie
w zapomnienie. Moj malzonek moze spac i spi spokojnie. Ma
swietny zawod, pracuje od poczatku naszego imigracyjnego zycia,
co innego ja. I co to sie narobilo? Paradoksalnie, przychodzi
mi na starosc martwic sie o prozaiczne miedziaki, o tak zwana
sytuacje finansowa - ja, ktora do tej pory, co tu duzo mowic,
bralam te problemy ze swawolnym, beztroskim lekcewazeniem.

Niby tam mam jakies teoretyczne prawo do emerytury z ZUSu
(czy jak to sie dzisiaj nazywa) za dziewiec lat przed emigracja
przepracowanych w kraju, ale nie mam najmniejszego pojecia jak
sie do tego zabrac, za to mam powazne watpliwosci, czy to w
ogole mozliwe, i chyba rozsadnie robie, na te emeryture z
Polski raczej nie liczac. Za to jedno jak dotad jest dla mnie
pewne - rozwodzac sie dzisiaj, znajde sie w przyslowiowym
quanie po uszy. Ale co tam. Zrezygnowac z tak drogiej mi
godnosci, z wlasnej wolnosci tylko dla pelnej michy i wypchanej
kabzy, byloby jak prostytucja, tyle ze bez seksu, zreszta,
gdzie tam seks w moim wieku? ;-) Nie mam nic przeciwko kobietom
uprawiajacym ten zawod, wprost przeciwnie, najczesciej szczerze
im wspolczuje, natomiast sama za nic na swiecie sie nie
sprzedam, szczegolnie, ze taka sprzedaz dotyczylaby nie tylko
mizernego ciala, ale czegos duzo bardziej waznego - osobowosci,
duszy.

Dobra, chronie osobowosc. Tylko, ze cos ostatnio jakos
mizernie ona wyglada. Beznadziejnie wyglada! Wrak osobowosci.
Nie spie normalnie od miesiecy, nie jem juz prawie wcale,
sprowokowana, w ataku zlosci zaczynam tracic nad soba kontrole.
Nieciekawie to wszystko wyglada i to mimo tego calego
farmakologicznego gowna, ktorym mnie szpikuja juz ponad dwa
lata.

A jeszcze te wszystkie prochy, ktore od wrzesnia wpycham w
siebie jak ges przeznaczona na tucz. Osiem najrozniejszych
chorob, siedem silnych antybiotykow i cale kartony
przeciwbolowych swinstw gdy, jakby tego wszystkiego bylo
jeszcze malo, ostatnio przyczepila sie do mnie jakas wredna z
najwredniejszych infekcja dziasel.

Rzygam prochami, nic dziwnego. To cale "leczenie" tak
rozwalilo mi zolad, ze kazdy najmniejszy kasek, ktory zmusze
sie przelknac zwracam natychmiast gora lub dolem, od czego
zalezy kierunek zwrotu jakos nie udalo mi sie ustalic. A co w
tym wszystkim najlepsze - te poszczegolne choroby z typowymi,
klasycznymi objawami okazaly sie psychosomatyczne, przynajmniej
w duzej czesci. Zapalenie strun glosowych, angina, zapalenie
tchawicy, zapalenie oskrzeli, dwukrotne zapalenie pluc,
zapalenie dziasel - no co, bujalam twierdzac, ze "zapalalo" mi
sie wszystko, co tylko moglo mi sie zapalic? I to
psychosomatycznie?! Oj, dziwna ta nasza natura.

Masz kiepski morale, bo wylazisz z jednej choroby, by
natychmiast wlezc w druga? A moze chorujesz jak jakis
hipochondryk, uciekajac w chorobe, bo psychiczny ciezar, ktory
sie nagromadzil i ktory przyszlo ci znosic jest zdecydowanie za
duzy na twoja miare, pekasz w szwach? Bezczelnosc cholerna,
zeby nawet poranna sraczka byla psychosomatyczna?! Co zostalo
udowodnione przez mego medyka, ktory dorzucil jakis zoladkowy
antystreser i... bingo! Kurcze blade zadzialalo?! Chociaz nie
na dlugo. Jak sie mialo okazac, na szczescie dla mnie. Ale o
tym za chwile.

Niby nic nie wskazywalo, ze jestem u kresu psychicznej
wytrzymalosci, a jednak. Dopiero dzisiaj widze, ze od pewnego
czasu wykazywalam ostre i ewidentne symptomy. Wracajac poznym
wieczorem z pracy prawie pusta paryska obwodnica cos
podszeptywalo mi zlowieszczo - zniknij, skoncz z tym -
naciskalam do dechy pedal gazu mojego nowego, pieknego
srebrzystego Polo, wlasciwie moze w danej chwili tych
diabolcznych podszeptow wlasnie najbardziej jego byloby mi
szkoda?... A w glowie huczalo - skoncz z tym! zniknij! dodaj
gazu!

Gdy tylko mialam dzien wolny i moglam sobie pozwolic na
mala sjeste, by moc zasnac i spac jak najdluzej zaczelam
zazywac nasenne pastylki juz wczesnym popoludniem. Zasnac i
jesli sie obudzic, to dopiero wtedy, gdy wszystko bedzie juz
poza mna: problemy w pracy, zabezpieczenie przyszlosci mojej
Mamy, rozwod, podzial mienia, niezbedna przeprowadzka - caly
ten moj zyciowy burdel, w ktory sie wpakowalam. Wlasciwie
reagowalam jak niektorzy moi pensjonariusze, ktorzy nie mogac
zniesc czasu oczekiwania na wizyte rodzinna lub wyjscie do
domu, przesypiali czesto cale popoludnie, by wstac jedynie na
wieczorny posilek i natychmiast wrocic do lozka. Od pewnego
czasu robilam jak oni - nakrywalam sie kocem po czubek glowy.
Zasnac, nie cierpiec, nie myslec - przestac istniec.

Az przyszedl krytyczny moment, gdy wszystkie prochy, jakie
mialam poszly w ruch. Nie bylo tego duzo, za dziesiec dni
wybieralam sie na rendez-vous do mojej lekarki, ktora
przepisywala mi caly ten psychotropowy bajzel. Troche wiecej
jak dziesiec pastylek nasennych, jakies stare, mocno
przeterminowane leki, chyba jeszcze z mojej pierwszej depresji
znalezione miedzy gwozdziami w garazu. Chyba jednak tak
naprawde nie chcialam definitywnie i ostatecznie skonczyc z tym
wszystkim, najlepszy dowod, ze moje "remedium na zycie" popilam
grzecznie coca-cola, a nie po prostacku gorzala, co bym na
pewno zrobila, gdyby mi bylo faktycznie wszystko jedno.

Z pietnascie minut, moze nawet mniej, moj organizm bronil
sie jak mogl przed zaaplikowanym mu nowym "leczeniem".
Bulgotalo mi w brzuchu, nasilaly sie nudnosci, pieczenie w
przelyku i w zoladku stawalo sie wprost nie do zniesienia.
Ostrym sprintem pobieglam do lazienki, gdzie napadly mnie
gwaltowne torsje, reszta eksplozywnie zostala w nie strawionej
postaci wydalona dolem.

Nie, zdecydowanie tego jeszcze nikt nie widzial - zeby
brudna, wstydliwa, obrzydliwa biegunka uratowala psychicznie
choremu - ni mniej, ni wiecej - jak zycie. To wprost
niesamowite jak niepomiernie tajemnicza i w jakis sposob
doskonala jest nasza natura: nawala psychika, cialo tez nawala,
karci chorobami, jakby chcialo powiedziec - Uspokoj sie, bo dam
ci po nosie. Psychika lezy znokautowana na obu lopatkach na
zyciowym ringu, cialo, widzac, ze to juz nie przelewki, wydaje
wojne chorobie, truciznie, zwyrodnialym komorkom... - walczy o
swoje. Niech broni sie i walczy, tym lepiej dla nas. Zapewniam
Was, nieciekawy jest ten czwarty wymiar i lepiej nie dac sobie
przytrzasnac nim glowy. :-)

cdn.


Magdalena Nawrocka
www.geocities.com/magdanawrocka



--
Archiwum grupy: http://niusy.onet.pl/pl.sci.psychologia

› Pokaż wiadomość z nagłówkami


Zobacz także


1. Data: 2004-10-21 08:48:38

Temat: Re: Porozmawiac o depresji - nawrot
Od: "mnjiodek" <m...@b...emila> szukaj wiadomości tego autora

Głupia wrotka dla Magdalena Nawrocka:

>
> "NOSIL WILK RAZY KILKA..."
>
>
> "Wariat - czlowiek z glowa w czwartym wymiarze."
> - Stefan Napierski
>
[sru..]
> cdn.
>
>
> Magdalena Nawrocka
> www.geocities.com/magdanawrocka

no podstawowe bledy
- brak w temacie [long] [boring]
- modemowcy juz cie nie lubia (zapodaj link lepiej)
- straszysz ze bedzie cdn..
- no i masz przechujowa strone, ktora do usenetowej sygnaturki nigdy bym nie wrzucil
- w ogole to brak delimetera
- no i pokaz ze umiesz strescic artykul a nie wklejasz jak gupia cala tresc

ci nowi to faktycznie wiecej powinni na pl.test siedziec

--
Damn the language

› Pokaż wiadomość z nagłówkami


1. Data: 2004-10-21 10:35:37

Temat: Re: Porozmawiac o depresji - nawrot
Od: GABi <g...@g...pl> szukaj wiadomości tego autora

Użytkownik Magdalena Nawrocka napisał:

> cdn.

Świątecznym, ..żóltym.....kurczaczkom mówimy zecydowanie
NIE!

;-P


--
GABi

› Pokaż wiadomość z nagłówkami


1. Data: 2004-10-21 13:44:46

Temat: Re: Porozmawiac o depresji - Mnjiodek
Od: e...@w...net szukaj wiadomości tego autora

Mnjiodek desperacko tworzy nowe slownictwo:
< wklejasz jak g u p i a >

Mowiacych jezykiem hiszpansko - angielskim
nazywa sie "spenglisz"
A jak jest w przypadku laczenia slow polsko-angielskich?

Lili

› Pokaż wiadomość z nagłówkami


1. Data: 2004-10-21 13:53:42

Temat: Re: Porozmawiac o depresji - nawrot
Od: "ksRobak" <e...@i...pl> szukaj wiadomości tego autora


"Magdalena Nawrocka" <m...@w...fr>
news:20041021072045.KFMW29271.viefe p20-int.chello.at@jupiter...

> "NOSIL WILK RAZY KILKA..."
>
>
> "Wariat - czlowiek z glowa w czwartym wymiarze."
> - Stefan Napierski
>
>
>
> [...] Badz egoistyczna, samolubna.
> Tylko tak mozesz wygrac bardzo trudna zyciowa
> batalie, ktorej sie podjelas. Inaczej pekniesz.
>
> [...]
> Podjelam kroki o rozwod. "Odbieram" dzieciom rodzine,
> ktora dotad byla dla nich jedynym miejscem na swiecie, gdzie
> bez wzgledu na wszystko zawsze znajdowaly zrozumienie, oparcie
> i milosc. A teraz stawiam je wobec jakze trudnego dylematu:
> mama czy tatus? Oczywiscie sa juz prawie dorosle, niedlugo same
> wejda w samodzielne zycie, nie zmienia to jednak faktu, ze
> odbieram im ostoje i zyciowa stabilnosc, jakie mialy zawsze w
> jakos tam skleconej i kompletnej rodzinie.
>
> Co wywalcze? Dziesiec lat samotnego borykania sie z
> zyciem, by docipac do kloszardowej emeryturki. Przeciez przez
> te pieprzona depresje stracilam dziesiec lat mego nie tylko
> osobistego, ale i profesjonalnego zycia. To dopiero kilka lat
> jak zdobywajac sie na wprost nieludzki wysilek, zdobylam prawo
> jazdy, by moc pracowac, zaliczylam liczne staze, ktore
> pozwolily mi znalezc prace. Wprawdzie prace, ktora uwielbiam,
> ale ktora stanowczo nie nalezy do najlatwiejszych. Tu tez
> trzeba odpornych i silnych, do ktorych ja zdecydowanie nie
> naleze.
>
> No i forsa. Po dwudziestu osmiu latach uslugiwania
> drogiemu malzonkowi, wychowaniu dzieci, bycia sprzataczka,
> gosposia, praczka, szwaczka - nie bede tej listy kontynuowac,
> bo tylko niepotrzebnie sie zdenerwuje, a to podobno szkodzi
> mojemu zdrowiu, jakby sam fakt tak cholernej niesprawiedliwosci
> nie trzachal mnie, nie wnerwial - tak czy inaczej nie masz
> prawa nawet do keska emerytury meza, ktora bedzie co najmniej
> pieciokrotnie wyzsza niz twoja. Chyba, zeby byl tak uprzejmy,
> by zejsc z tego swiata przed toba, a i jeszcze przedtem
> powtornie sie nie ozenil. Wesolutkie. A tam, do diabla z forsa
> - niech zyje sobie, sobie i jeszcze raz sobie (!) jak
> najdluzej, a zreszta, ktory chlop po piecdziesiatce wytrzyma,
> by nie zlapac, chocby z czystego wygodnictwa, nastepnej
> sluzebnej ofiary.
>
> Tak wiec radz sobie sama. I slusznie. Tylko z czym do
> gosci? Jak nie stwierdzic zdecydowanie i wrzeszczaco - rozwod
> dyskryminuje, uposledza kobiete! Po tylu latach bezplatnych
> uslug z mojej strony, wspolnych dochodow, wspolnych wydatkow,
> niesprawiedliwy, bo obciazajacy wylacznie mnie podzial tak
> zwanych domowych obowiazkow - rozwod - i trach, wszystko idzie
> w zapomnienie. Moj malzonek moze spac i spi spokojnie. Ma
> swietny zawod, pracuje od poczatku naszego imigracyjnego zycia,
> co innego ja. I co to sie narobilo? Paradoksalnie, przychodzi
> mi na starosc martwic sie o prozaiczne miedziaki, o tak zwana
> sytuacje finansowa - ja, ktora do tej pory, co tu duzo mowic,
> bralam te problemy ze swawolnym, beztroskim lekcewazeniem.
>
> Niby tam mam jakies teoretyczne prawo do emerytury z ZUSu
> (czy jak to sie dzisiaj nazywa) za dziewiec lat przed emigracja
> przepracowanych w kraju, ale nie mam najmniejszego pojecia jak
> sie do tego zabrac, za to mam powazne watpliwosci, czy to w
> ogole mozliwe, i chyba rozsadnie robie, na te emeryture z
> Polski raczej nie liczac. Za to jedno jak dotad jest dla mnie
> pewne - rozwodzac sie dzisiaj, znajde sie w przyslowiowym
> quanie po uszy. Ale co tam. Zrezygnowac z tak drogiej mi
> godnosci, z wlasnej wolnosci tylko dla pelnej michy i wypchanej
> kabzy, byloby jak prostytucja, tyle ze bez seksu, zreszta,
> gdzie tam seks w moim wieku? ;-) Nie mam nic przeciwko kobietom
> uprawiajacym ten zawod, wprost przeciwnie, najczesciej szczerze
> im wspolczuje, natomiast sama za nic na swiecie sie nie
> sprzedam, szczegolnie, ze taka sprzedaz dotyczylaby nie tylko
> mizernego ciala, ale czegos duzo bardziej waznego - osobowosci,
> duszy.
>
> Dobra, chronie osobowosc. Tylko, ze cos ostatnio jakos
> mizernie ona wyglada. Beznadziejnie wyglada! Wrak osobowosci.
> Nie spie normalnie od miesiecy, nie jem juz prawie wcale,
> sprowokowana, w ataku zlosci zaczynam tracic nad soba kontrole.
> Nieciekawie to wszystko wyglada i to mimo tego calego
> farmakologicznego gowna, ktorym mnie szpikuja juz ponad dwa
> lata.
>
> A jeszcze te wszystkie prochy, ktore od wrzesnia wpycham w
> siebie jak ges przeznaczona na tucz. Osiem najrozniejszych
> chorob, siedem silnych antybiotykow i cale kartony
> przeciwbolowych swinstw gdy, jakby tego wszystkiego bylo
> jeszcze malo, ostatnio przyczepila sie do mnie jakas wredna z
> najwredniejszych infekcja dziasel.
>
> Rzygam prochami, nic dziwnego. To cale "leczenie" tak
> rozwalilo mi zolad, ze kazdy najmniejszy kasek, ktory zmusze
> sie przelknac zwracam natychmiast gora lub dolem, od czego
> zalezy kierunek zwrotu jakos nie udalo mi sie ustalic. A co w
> tym wszystkim najlepsze - te poszczegolne choroby z typowymi,
> klasycznymi objawami okazaly sie psychosomatyczne, przynajmniej
> w duzej czesci. Zapalenie strun glosowych, angina, zapalenie
> tchawicy, zapalenie oskrzeli, dwukrotne zapalenie pluc,
> zapalenie dziasel - no co, bujalam twierdzac, ze "zapalalo" mi
> sie wszystko, co tylko moglo mi sie zapalic? I to
> psychosomatycznie?! Oj, dziwna ta nasza natura.
>
> Masz kiepski morale, bo wylazisz z jednej choroby, by
> natychmiast wlezc w druga? A moze chorujesz jak jakis
> hipochondryk, uciekajac w chorobe, bo psychiczny ciezar, ktory
> sie nagromadzil i ktory przyszlo ci znosic jest zdecydowanie za
> duzy na twoja miare, pekasz w szwach? Bezczelnosc cholerna,
> zeby nawet poranna sraczka byla psychosomatyczna?! Co zostalo
> udowodnione przez mego medyka, ktory dorzucil jakis zoladkowy
> antystreser i... bingo! Kurcze blade zadzialalo?! Chociaz nie
> na dlugo. Jak sie mialo okazac, na szczescie dla mnie. Ale o
> tym za chwile.
>
> Niby nic nie wskazywalo, ze jestem u kresu psychicznej
> wytrzymalosci, a jednak. Dopiero dzisiaj widze, ze od pewnego
> czasu wykazywalam ostre i ewidentne symptomy. Wracajac poznym
> wieczorem z pracy prawie pusta paryska obwodnica cos
> podszeptywalo mi zlowieszczo - zniknij, skoncz z tym -
> naciskalam do dechy pedal gazu mojego nowego, pieknego
> srebrzystego Polo, wlasciwie moze w danej chwili tych
> diabolcznych podszeptow wlasnie najbardziej jego byloby mi
> szkoda?... A w glowie huczalo - skoncz z tym! zniknij! dodaj
> gazu!
>
> Gdy tylko mialam dzien wolny i moglam sobie pozwolic na
> mala sjeste, by moc zasnac i spac jak najdluzej zaczelam
> zazywac nasenne pastylki juz wczesnym popoludniem. Zasnac i
> jesli sie obudzic, to dopiero wtedy, gdy wszystko bedzie juz
> poza mna: problemy w pracy, zabezpieczenie przyszlosci mojej
> Mamy, rozwod, podzial mienia, niezbedna przeprowadzka - caly
> ten moj zyciowy burdel, w ktory sie wpakowalam. Wlasciwie
> reagowalam jak niektorzy moi pensjonariusze, ktorzy nie mogac
> zniesc czasu oczekiwania na wizyte rodzinna lub wyjscie do
> domu, przesypiali czesto cale popoludnie, by wstac jedynie na
> wieczorny posilek i natychmiast wrocic do lozka. Od pewnego
> czasu robilam jak oni - nakrywalam sie kocem po czubek glowy.
> Zasnac, nie cierpiec, nie myslec - przestac istniec.
>
> Az przyszedl krytyczny moment, gdy wszystkie prochy, jakie
> mialam poszly w ruch. Nie bylo tego duzo, za dziesiec dni
> wybieralam sie na rendez-vous do mojej lekarki, ktora
> przepisywala mi caly ten psychotropowy bajzel. Troche wiecej
> jak dziesiec pastylek nasennych, jakies stare, mocno
> przeterminowane leki, chyba jeszcze z mojej pierwszej depresji
> znalezione miedzy gwozdziami w garazu. Chyba jednak tak
> naprawde nie chcialam definitywnie i ostatecznie skonczyc z tym
> wszystkim, najlepszy dowod, ze moje "remedium na zycie" popilam
> grzecznie coca-cola, a nie po prostacku gorzala, co bym na
> pewno zrobila, gdyby mi bylo faktycznie wszystko jedno.
>
> Z pietnascie minut, moze nawet mniej, moj organizm bronil
> sie jak mogl przed zaaplikowanym mu nowym "leczeniem".
> Bulgotalo mi w brzuchu, nasilaly sie nudnosci, pieczenie w
> przelyku i w zoladku stawalo sie wprost nie do zniesienia.
> Ostrym sprintem pobieglam do lazienki, gdzie napadly mnie
> gwaltowne torsje, reszta eksplozywnie zostala w nie strawionej
> postaci wydalona dolem.
>
> Nie, zdecydowanie tego jeszcze nikt nie widzial - zeby
> brudna, wstydliwa, obrzydliwa biegunka uratowala psychicznie
> choremu - ni mniej, ni wiecej - jak zycie. To wprost
> niesamowite jak niepomiernie tajemnicza i w jakis sposob
> doskonala jest nasza natura: nawala psychika, cialo tez nawala,
> karci chorobami, jakby chcialo powiedziec - Uspokoj sie, bo dam
> ci po nosie. Psychika lezy znokautowana na obu lopatkach na
> zyciowym ringu, cialo, widzac, ze to juz nie przelewki, wydaje
> wojne chorobie, truciznie, zwyrodnialym komorkom... - walczy o
> swoje. Niech broni sie i walczy, tym lepiej dla nas. Zapewniam
> Was, nieciekawy jest ten czwarty wymiar i lepiej nie dac sobie
> przytrzasnac nim glowy. :-)
>
> cdn.
>
>
> Magdalena Nawrocka
> www.geocities.com/magdanawrocka

jednym słowem: masz niejako jakoby "przesrane"
zastanawiam się tylko: jak to się ma do obstawiania
przysłowiowego konia?
powiedz mi Magdaleno
czy czujesz, że Twoje dotychczasowe życie to Twój wybór
czy może uwikłana jesteś w misterną siatkę konieczności
które pchają Cię do zachowań "wbrew sobie"?
na ile jesteś "kowalem swego losu"?...
e...@r...pl by \|/ re:
ten adres nie istnieje :)

--
============= P o l N E W S ==============
archiwum i przeszukiwanie newsów
http://www.polnews.pl

› Pokaż wiadomość z nagłówkami


1. Data: 2004-10-21 14:17:47

Temat: Mnjiodek -pytanie osobiste
Od: e...@w...net szukaj wiadomości tego autora


Mnjiodek pochodne
od mn(j)iodek
czy - (m)njiodek

Lili

› Pokaż wiadomość z nagłówkami


1. Data: 2004-10-21 15:24:20

Temat: Re: Mnjiodek -pytanie osobiste
Od: Paweł Niezbecki <s...@p...acn.wawa> szukaj wiadomości tego autora

Użytkownik<e...@w...net>
news:10930-4177C50B-989@storefull-3133.bay.webtv.net
:

> Mnjiodek pochodne
> od mn(j)iodek
> czy - (m)njiodek
>
> Lili

Czy mogę zarekomendować ten post do Wybranych jako jeden z najbardziej
oryginalnych, jakie się tu kiedykolwiek pojawiły?

Paweł

› Pokaż wiadomość z nagłówkami


1. Data: 2004-10-21 19:14:51

Temat: Re: Mnjiodek -pytanie osobiste
Od: e...@w...net szukaj wiadomości tego autora

Pawel:
< czy moge >

O.K.

Lili

› Pokaż wiadomość z nagłówkami


1. Data: 2004-10-21 19:38:27

Temat: Re: Mnjiodek -pytanie osobiste
Od: Paweł Niezbecki <s...@p...acn.wawa> szukaj wiadomości tego autora

Użytkownik<e...@w...net>
news:19565-41780AAB-210@storefull-3131.bay.webtv.net
:

> Pawel:
> < czy moge >
>
> O.K.
>
> Lili

Dziękuję za możliwość.

Paweł

› Pokaż wiadomość z nagłówkami


1. Data: 2004-10-21 21:29:36

Temat: Re: Porozmawiac o depresji - Mnjiodek
Od: "mnjiodek" <m...@b...emila> szukaj wiadomości tego autora

Głupia wrotka dla e...@w...net:

> Mnjiodek desperacko tworzy nowe slownictwo:
> < wklejasz jak g u p i a >
>
> Mowiacych jezykiem hiszpansko - angielskim
> nazywa sie "spenglisz"
> A jak jest w przypadku laczenia slow polsko-angielskich?
>
> Lili

dzis nie! boli mnie glowa

--
Damn the language

› Pokaż wiadomość z nagłówkami


 

strony : [ 1 ] . 2


« poprzedni wątek następny wątek »


Wyszukiwanie zaawansowane »

Starsze wątki

spostrzeganie interpersonalne
treść wewnątrz_wątkowa
psychologia XX wieku
Re: allkomat - czyli podstawki jetologii stosowanej IV
Antykoncepcja

zobacz wszyskie »

Najnowsze wątki

Senet parts 1-3
Chess
Dendera Zodiac - parts 1-5
Vitruvian Man - parts 7-11a
Vitruvian Man - parts 1-6

zobacz wszyskie »