Strona główna Grupy pl.soc.rodzina Potrzebuje pomocy

Grupy

Szukaj w grupach

 

Potrzebuje pomocy

Liczba wypowiedzi w tym wątku: 81


« poprzedni wątek następny wątek »

31. Data: 2004-08-19 15:44:00

Temat: Re: Potrzebuje pomocy
Od: "T.N." <x...@g...pl> szukaj wiadomości tego autora


Użytkownik "Margola Sularczyk" <margola@won_spamie.ruczaj.pl> napisał w
wiadomości news:cg2dta$cvv$1@atlantis.news.tpi.pl...


> > > > Kobieta go wyrolowała, przez kilka lat bezczelnie oszukiwała,
> > >
> > > Możesz podać jakieś rzetelne podstawy, na których opierasz swój
> > kategoryczny
> > > (o zgrozo!) osąd?
> >
> > Rzetelną podstawą jest post napisany przez R. Skoro są na grupach
> > dyskusyjnych jeszcze ludzie, którzy (o zgrozo!) nie rozumieją tekstu
> > pisanego i nie wiedzą co to znaczy "być produktem zastępczym" to
pozostaje
> > tylko współczuć.
>
>
> Rzeczywiście. Głęboko współczuję, że z cudzych rozważań płynących z braku
> wiary w siebie "żona mnie nie kocha, choć nie chce mi tego powiedzieć"
> wysnuwasz wniosek, że od lat bezczelnie go oszukiwała. Jeśli tak rozumie
się
> (o zgrozo!) tekst pisany i ma się to za jedyny wzorzec (o zgrozo, zgrozo!)
> rozumienia tegoż tekstu, to zaiste, współczucie moje pogłębia się z minuty
> na minutę.

Ech... nie pozostaje mi widać nic innego jak jeszcze raz zacytować fragment
postu R:

"No i niestety przyznala sie, ze jednak jestem produktem zastepczym po
zerwanej milosci z bylym"

Jeżeli naprawdę nie rozumiesz znaczenia słowa "przyznać się" i tarktujesz
powyższą wypowiedź jako jego domysły to żal mi Ciebie. Właśnie znowu
popisujesz się tym, że niby to właśnie Ty wiesz lepiej co się dzieje u niego
w domu i (o zgrozo!) kwestionujesz jego własne wypowiedzi. Doprawdy chcesz
wszystkim pokazać "co autor miał na myśli" wmawiając mu brak wiary w siebie?
Dla mnie słowa "żona przyznała się, że jestem produktem zastępczym" są
jednoznaczne. Z TYM NIE MOŻNA DYSKUTOWAĆ i wmawiać autorowi, że to mu się
tylko wydawało.


> > Na pewno nie powinien jej ułatwiać życia. To byłoby wręcz
niewychowawcze!
>
> Aha. Wychowawczym jest wsadzenie pluskwy, może nawet w d., to już wiemy.
> Żonę należy wychować, natychmiast, nieodwołalnie i najskuteczniej, jak to
> możliwe. Obtoczyć w pluskwach, skrócić łańcuch, w mózg wszczepić
> encefalograf i wmontować w dłonie moduł śledzący ruchy.

Są różne teorie na temat życia w związku. Jedni twierdzą, że należy sobie
dawać wolność, inni wręcz przeciwnie, że należy zawsze delikatnie patrzeć na
ręce drugiej osoby. Nie ukrywam, że należę do tej drugiej grupy. Nie, nie
chodzi tu o brak tak gloryfikowanego przez niektórych zaufania tylko o
świadomość ludzkiej ułomności i niedoskonałości. Widzę, że za wszelką cenę
próbujesz przypisać mi etykietę szowinisty i egoisty, ale chyba nie
rozumiesz moich intencji. W związku IMO obydwie osoby powinny się nawzajem
wychowywać. I doprawdy nie ma znaczenia, kto komu wkłada pluskwy lub patrzy
na ręce. To jest tylko moja propozycja małżeńskiego (obustronnego!) układu.

> > Dlaczego teraz to właśnie on ma cierpieć??? Skoro jego żona przed
kilkoma
> > laty P R Z Y S I Ę G A Ł A zarówno przed nim i przed Bogiem, że będą
razem
> > na dobre i na złe, to co - teraz już jej to nie obowiązuje?
>
> Opuściła go, jak widzę, w Twej wyobraźni, na rzecz byłego, z którym w
> świetle FAKTÓW znanych mi z posta kategorycznie postanowiła się nie
spotkać?


W świetle FAKTÓW spotykała się z nim w tajemnicy przed mężem i wiedząc
doskonale o tym, że rani go w ten sposób. Sugeruję jednak, żebyś czytała
dokładniej.


> Spakowała walizki, dramatycznym gestem podarła akt śiubu,

jeśli powiedziała, że "był produktem zastępczym" to powyższe czynności
miałyby i tak niewielkie znaczenie.

>a R. leżąc w
> progu, z rozdartą koszulą i sercem, ostatkiem sił szarpie wyrywającą się
> byłą jedną reką, a drugą rozpaczliwie stuka w klawiaturę, błagając grupę,
by
> pomogła mu ją zatrzymać, gdyż złożyła oświadczenie ustne że go już nie
> kocha, nigdy zresztą nie kochała i pędzi w te dyrdki do byłego, którego
> nagle jej się zachciało,

W tej sytuacji liczą się uczucia. Konkretnie zachowania (których R nie
opisuje) mają już mniejsze znaczenie.

>o czym moglismy w sposób absolutnie pewny i
> niepodważalny wyczytać ze zrozumieniem w postach R.?

Jeśli ktoś nie mógł przeczytać ze zrozumieniem kilku prostych zdań i w
dodatku dorabia sobie do tego ideologię typu: "on nie ma wiary w siebie",
"wydaje mu się..." itp. to nie wiem o czym tu dyskutujemy. Rozmawiajmy o
tym, co R napisał, a nie o tym, że w Twojej naciąganej interpretacji "autor
wygląda Ci na człowieka TOTALNIE pozbawionego wiary w siebie". Byłoby
prościej, gdybyśmy rozmawiali o faktach, a nie o tym jak według Ciebie autor
"wygląda"...


> >Mają się rozstać
> > ot tak sobie, bo żonie nagle się zachciało byłego faceta? Człowiek
> powinien
> > być odpowiedzialny za swoje decyzje.
>
>
> Co ty tam pisałeś/łaś o rozumieniu tekstu? I o interpretacjach w
poprzednim
> wątku?

Nie moja droga, tutaj to właśnie Ty dorobiłaś sobie interpretację o braku
wiary w siebie.

> "Owszem, potrzebna jest jeszcze tylko precyzyjna, dokładna i konkretna
> definicja PROBLEMU odczytana z odpowiedniego POSTA, a nie
> wymyślona według swoich przekonań". (zmiany wielkimi literami)

Problem odczytany z odpowiedniego posta na pewno ma niewiele wspólnego z
brakiem wiary w siebie, a juz na pewno nie jest to temat przewodni do
dyskusji, którą zapoczątkował R.

> "Moim zdaniem zbyt dużo w
> psychologii jest własnych przekonań, a zbyt mało rzetelności i
obiektywizmu.
> "
> Jak widać, nie tylko w psychologii.

Ojojoj, chyba powyższego tekstu nie zroumiałaś... Akurat grupy dyskusyjne są
przede wszystkim od wyrażania własnych poglądów na świat, życie i wiele
innych mniej lub bardziej istotnych spraw. Czym innym jest daleko idące
wnioskowanie o tym co się dzieje z autorem tematu (czyli przypisywanie mu
braku pewności siebie) i przyporządkowywanie całej sytuacji właśnie do tego,
wymyślonego sobie poglądu. A co do psychologii... Tam sprawa wygląda
zupełnie inaczej. Nie miałem na myśli oczywiście żadnych grup dyskusyjnych,
bo te (nawet pl.sci.psychologia) mają z psychologią jako taką BARDZO
niewiele wspólnego. Chodziło mi raczej o publikacje naukowe i ksiązki, w
których autor powinien spojrzeć na zagadnienie obiektywnie i z różnych
stron. Ponadto moim zdaniem takie artykuły w stylu "Jak dobrze wychować
dziecko" nie mają prawa aspirować do miana naukowych, gdyż właśnie tam zbyt
wiele może być subiektywnych opinii, a zbyt mało rzetelnych danych i
pomiarów, co w tym przypadku (nie mylić z grupami dyskusyjnymi, bo tam nauki
się nie uprawia, tylko właśnie przedstawia własne poglądy) nie powinno mieć
miejsca. I taka była intencja zacytowanego przez Ciebie fragmentu. Smutne
jest, że niektórym trzeba swoje wypowiedzi po kilka razy tłumaczyć.

> Margola Ubawiona Po Pachy

w takim razie pozostaje mi tylko pogratulować specyficznego poczucia humoru

--
T.N.


› Pokaż wiadomość z nagłówkami


Zobacz także


32. Data: 2004-08-19 18:05:18

Temat: Re: Potrzebuje pomocy
Od: "Kasiatoya" <k...@g...pl> szukaj wiadomości tego autora

musze przyznac ze jestes dla mnei osobliwoscia na tej grupie...
z niedowierzaniem przyjmuje fakt ze sa ludzie myslacy w taki sposob jak ty
z przerazeniem i zdziwieniem czytalam o twoim pomysle z pluskwami
o "lekkiej" kontroli osob ktore sie kocha i to za ich zgoda (?!)
(czy istnieje cos takiego jak lekka (!) kontrola? bo wydawalo mi sie ze albo
sie kontroluje albo nie)
a teraz o tym ze zonie absloutnie nie moze ujsc na sucho to ze wziela slub
bez milosci i trzeba ja wychowac
(tak mi sie przypomnial post o dziadku ktorego ktos chcial wychowywac... no
zona mlodsza to moze jeszcze sie da chociaz osobiscie nie wierze w takie
prostowanie ludzi wedlug wlasnego widzimisie)
niemniej pozdrawiam ale raczej niebede juz czytac bo za slabe mam nerwy na
takie atrakcje
kasiatoya


› Pokaż wiadomość z nagłówkami


33. Data: 2004-08-19 19:45:01

Temat: Re: Potrzebuje pomocy
Od: "T.N." <x...@g...pl> szukaj wiadomości tego autora


Użytkownik "Kasiatoya" <k...@g...pl> napisał w wiadomości
news:cg2q22$lkj$1@inews.gazeta.pl...

> musze przyznac ze jestes dla mnei osobliwoscia na tej grupie...

Właściwie to cieszę się z tego powodu, że rozmawiam z ludźmi, którzy mają
zupełnie inne zdanie niż ja. Spojrzenie kogoś o nieco innych poglądach jest
na tej grupie bardzo potrzebne, bo mam wrażenie, stworzycie tu kółko
wzajemnej adoracji, gdzie właściwie wszyscy mówią to samo, tylko nieco
inaczej.

> z niedowierzaniem przyjmuje fakt ze sa ludzie myslacy w taki sposob jak ty
> z przerazeniem i zdziwieniem czytalam o twoim pomysle z pluskwami
> o "lekkiej" kontroli osob ktore sie kocha i to za ich zgoda (?!)
> (czy istnieje cos takiego jak lekka (!) kontrola? bo wydawalo mi sie ze
albo
> sie kontroluje albo nie)

Wydaje mi się, że mocno wyolbrzymiasz sprawę. To że owa "kontrola" odbywa
się za zgodą drugiej osoby to jest WARUNEK KONIECZNY tego, żeby taką akcję w
ogóle przeprowadzać. Sam nie wyobrażam sobie kontrolowania kogokolwiek lub
bycia kontrolowanym bez jasno ustalonych zasad. Tak więc to chciałbym
jeszcze raz podkreślić. I myślę, że przy takim założeniu to naprawdę nie
jest nic strasznego. Można to porównać to prośby o zgodę na przeczytanie
cudzego listu? Jeśli ktoś wyraża zgodę, to gdzie widzisz problem? A samo
sformułowanie "lekka kontrola" odnosiło się tylko do przyglądania się
najbardziej istotnym dla obojga momentom życia danej osoby, a nie np.
chodzenia za nią krok w krok z podsłuchem ;). W moim odczuciu także taka
właśnie kontrola **nie wyklucza braku zaufania**. Myślę, że oprócz zaufania
w związku bardzo ważna (jak dla mnie to może nawet ważniejsza) jest jeszcze
szczerość. Owa kontrola może wynikaż przecież nie tyle z braku zaufanie ile
ze zwykłej, ludzkiej ciekawości. Czasem taka niezaspokojona ciekawość może
prowokować wyobraźnię do różnych, często dość głupich myśli. A tak układ
jest czysty i nikt nie ma żadnych wątpliwości.
Dalej chciałbym powiedzieć, że moje opinie tutaj wyrażane nie są całkowicie
wyssane z palca. O tym jak ludziom się zyje wiadomo nie od dzisiaj chociażby
na przykładzi tejże grupy. Rozwody, rozstania, spięcia, kłótnie itp. I
sytuacja jest taka, że zapewne większość ludzi myśli i postępuje tak jak
większość piszących na tę grupę. Być może warto więc przemyśleć jakieś inne
sposoby postępowania? Układ tzw. "lekkiej kontroli", który starałem się
tutaj przedstawić stosują niektórzy ludzie, których znam. Jak im się żyje -
nie wiem - o to trzeba by pewnie zapytać ich samych, ale nie widzę, żeby
narzekali na wzajemnie więzienie się i ograniczanie. To co proponuję to
tylko pomysł - zapewne jeden z wielu. Pomysł moim zdaniem uczciwy i warty
sprawdzenia.

> a teraz o tym ze zonie absloutnie nie moze ujsc na sucho to ze wziela slub
> bez milosci i trzeba ja wychowac

Bo faktem jest, że przez taką decyzję zmarnowała komuś kilka lat (może nawet
całość) życia. Jakoś nie wyobrażam sobie, żeby przejść obok tego obojętnie,
tak po prostu z dnia na dzień się wyprowadzić, jakby to jeszcze była jego
wina. Małżeństwo coś jednak powinno znaczyć jakieś zobowiązania wobec siebie
chociażby. Moja wypowiedź odnosiła się przede wszystkim do porad, które
można przeczytać na początku tego wątku w stylu "powinniście się rozstać",
"zostaw ją wolno - niech sama wybierze" itp. A ja się pytam - z jakiej
racji? Teraz to on ma potulnie godzić się na rozstanie i z tego powodu
cierpieć (bo jak sam wspomniał - swoją żonę kocha). Dlaczego? Dlatego, że
przez te kilka lat zachowywał się wobec niej lojalnie i z uczuciem?

> (tak mi sie przypomnial post o dziadku ktorego ktos chcial wychowywac...
no
> zona mlodsza to moze jeszcze sie da chociaz osobiscie nie wierze w takie
> prostowanie ludzi wedlug wlasnego widzimisie)

Samo słowo "wychować" nie powinno być tu rozumiane w takim bardzo
tradycyjnym kontekście. IMO można przyjąć, że człowiek jest wychowywany do
końca swojego życia. Może nie przez rodziców, ale przez otoczenie,
przyjaciół i nieprzyjaciów, sytuacje życiowe itp. Tak samo w związku obie
strony się jakoś "wychowują".

> niemniej pozdrawiam ale raczej niebede juz czytac bo za slabe mam nerwy na
> takie atrakcje

A, to szkoda, bo nieskromnie powiem, że niektóre moje posty mogą być bardzo
interesujące.

również pozdrawiam

--
T.N.


› Pokaż wiadomość z nagłówkami


34. Data: 2004-08-19 21:08:19

Temat: Re: Potrzebuje pomocy
Od: "Kasiatoya" <k...@g...pl> szukaj wiadomości tego autora


>
> Bo faktem jest, że przez taką decyzję zmarnowała komuś kilka lat (może
nawet
> całość) życia. Jakoś nie wyobrażam sobie, żeby przejść obok tego
obojętnie,
> tak po prostu z dnia na dzień się wyprowadzić, jakby to jeszcze była jego
> wina. Małżeństwo coś jednak powinno znaczyć jakieś zobowiązania wobec
siebie
> chociażby. Moja wypowiedź odnosiła się przede wszystkim do porad, które
> można przeczytać na początku tego wątku w stylu "powinniście się rozstać",
> "zostaw ją wolno - niech sama wybierze" itp. A ja się pytam - z jakiej
> racji? Teraz to on ma potulnie godzić się na rozstanie i z tego powodu
> cierpieć (bo jak sam wspomniał - swoją żonę kocha). Dlaczego? Dlatego, że
> przez te kilka lat zachowywał się wobec niej lojalnie i z uczuciem?
>

jeszcze tylko tak na chwilke zapytam bo nie moge sie powstrzymac

czy myslisz ze ta zona jest szczesliwa ze trzeba ja jeszcze karac?
to co zrobila bylo zlym rozwiazaniem ale piszesz tak jakby jej zycie bylo
uslane rozami i tylko facet jest tu ofiara
naprawde myslisz ze malzenstwo i zycie z kims kogo sie nie kocha jest
szczesciem?
sama wybrala jak wybrala wiazac sie z mezczyzna ktorego nie kochala i sama
sie ukarala zyjac z nim
to dramat obu tych osob a nie tylko jednej choc zle intencje miala tylko
jedna z nich
i mysle ze to nie mezczyzna powinien byc tu sedzia i rozdawac wyroki i kary
zonie
jej wybory same ja ukaraly i mysle ze to wystarczy (choc niektorzy po prostu
lubia dokopac innym nawet lezacym)
jesli zmarnowala komus kilka lat zycia to zmarnowala je takze sobie
i prosze tego nie odbierac jako probe usprawiedliwienia kogokolwiek a raczej
jako spostrzezenie

co do kontroli to mimo wyjasnien nadal uwazam ze twoje pomysly sa chore i
kazdy ma prawo do odrobiny prywatnosci nawet w zwiazku
bardzo cenie sobie swoja wolnosc i prywatnosc a ograniczanie jej odbieram
jako badzo wrogi atak na swoja osobe no ale moze ja dziwna jestem

kasiatoya




› Pokaż wiadomość z nagłówkami


35. Data: 2004-08-19 21:42:31

Temat: Re: Potrzebuje pomocy
Od: "T.N." <x...@g...pl> szukaj wiadomości tego autora


Użytkownik "Kasiatoya" <k...@g...pl> napisał w wiadomości
news:cg34p5$cs5$1@inews.gazeta.pl...


> jeszcze tylko tak na chwilke zapytam bo nie moge sie powstrzymac
>
> czy myslisz ze ta zona jest szczesliwa ze trzeba ja jeszcze karac?

Chwileczkę, a gdzie ja napisałem cokolwiek o karaniu? Dokonujesz
nadinterpretacji. Napisałem jedynie, że jeśli R. opuściłby ją od razu to
byłoby to niewychowawcze. Ale to dwie zupełnie inne sprawy. Wychowywanie nie
musi polegać na karaniu. Odnosi się ono w tej sytuacji do takich pojęć jak:
wierność, uczciwość i lojalność wobec kogoś, z kim jest się związanym na
stałe oraz odpowiedzialności za swoje postępowanie w przeszłości.

> to co zrobila bylo zlym rozwiazaniem ale piszesz tak jakby jej zycie bylo
> uslane rozami i tylko facet jest tu ofiara
> naprawde myslisz ze malzenstwo i zycie z kims kogo sie nie kocha jest
> szczesciem?
> sama wybrala jak wybrala wiazac sie z mezczyzna ktorego nie kochala i sama
> sie ukarala zyjac z nim

Z tego co pisał R jego żona wcale nie ma się źle. W końcu przez tyle lat
może nie miała jakiejś szalonej miłości, ale o zmarnowaniu życia, a tym
bardziej o karze nie można tu mówić. A teraz jeśli R. ją zostafi i nastąpi
rozstanie to będzie miała dużo mniejsze skrupuły, żeby związać się na dobre
z tamtym, dlatego bardzo krytycznie odniosłem się do początkowych
odpowiedzi. Takiego rozwiązania sobie nie wyobrażam, gdyż oznaczałoby to z
jego strony także pewną akceptację dla postępowania żony. I wyjdzie na to,
że ona ułoży sobie życie na nowo, a on będzie cierpiał. Tak więc ofiarą jej
postępowania jakkolwiek by na to nie patrzeć będzie właśnie facet.

> to dramat obu tych osob a nie tylko jednej choc zle intencje miala tylko
> jedna z nich
> i mysle ze to nie mezczyzna powinien byc tu sedzia i rozdawac wyroki i
kary
> zonie

Tutaj nie ma miejsca na żadne wyroki i kary, chyba źle mnie zrozumiałaś.
Chodzi przede wszystkim o POCZUCIE ODPOWIEDZIALNOŚCI.

> jej wybory same ja ukaraly i mysle ze to wystarczy (choc niektorzy po
prostu
> lubia dokopac innym nawet lezacym)
> jesli zmarnowala komus kilka lat zycia to zmarnowala je takze sobie
> i prosze tego nie odbierac jako probe usprawiedliwienia kogokolwiek a
raczej
> jako spostrzezenie

Niezupełnie tak jest. Główny problem polega na tym, że w tym związku to
właśnie ona zadecydowała o małżeństwie bez obustronnego uczucia, a teraz jak
gdyby nigdy nic decyduje o jego rozpadzie. Z jakiej racji? Jedno
pstryknięcie żony palcem i mają się rozstawać??? Ot, tak sobie? Nie
wyobrażam sobie czegoś takiego.

> co do kontroli to mimo wyjasnien nadal uwazam ze twoje pomysly sa chore i
> kazdy ma prawo do odrobiny prywatnosci nawet w zwiazku

A jeśli ktoś chciałby z tej prywatności dobrowolnie zrezygnować? Nie ma
przymusu, ale...

> bardzo cenie sobie swoja wolnosc i prywatnosc a ograniczanie jej odbieram
> jako badzo wrogi atak na swoja osobe no ale moze ja dziwna jestem

No cóż, każdy ma trochę inny charakter...


--
T.N.


› Pokaż wiadomość z nagłówkami


36. Data: 2004-08-20 08:19:39

Temat: Re: Potrzebuje pomocy
Od: Andrzej Garapich <garapich malpa isez kropka pan kropka krakow kropka pl a t...@t...zmyłka> szukaj wiadomości tego autora

Thu, 19 Aug 2004 12:19:13 +0200, "R" <r...@p...onet.pl> pisze:

>
>Panowie jest jeszcze jeden maly problem. Nasz 6-miesieczny synek.
>Nie moge zostawic jej z dzieckiem samych. Nie da sobie rady ale bagno no
>nie??????

Jeżeli faktycznie coś takiego zamierzasz zrobić, to rób to teraz
i szybko. Im dłużej, będzie gorzej. Za kilka lat będziesz kochał
syna jeszcze bardziej i on Ciebie. Takie rozstanie będzie nie do
zniesienia, a jemu pozostawisz traume. Poki jest mały - dla niego
nie bedzie zmiany. Jak bedzie starszy - odejście ojca bedzie
tragedia. Lepiej zeby mowil do obcego faceta "tato", niz zeby
swiadomie przezyl odejscie prawdziwego taty.

Innymi slowy: zrob to teraz albo nigdy.

Taka mi sie historyjka znajomych przypomniala, jak wiem,
że to niewiele pomoże, ale pomyśl sobie, coby mogłoby
się stać z resztą waszego życia. Oto historia moich przyjaciół
(naprawdę PRZYJACIÓŁ). Historia taka jak inne, ale zawsze
w życiu raźniej, gdy się człowiek dowiaduje, że inni mają jeszcze
gorzej :-)

Mieliśmy z żoną parę przyjaciół. Od zawsze. Z Nim byłem
na roku. Trzmaliśmy się razem, wspólne wyjazdy na wakacje,
wspólne imprezy, wspólne uczenie się do egzaminów, bardzo
bardzo wiele wspólnych przemyśleń, poglądów, dziesiątki
przegadanych nocy. Zresztą pewnie większość na grupie
ma takich przyjaciól, więc to nic specjalnego. Mniej więcej
w tym samym czasie braliśmy ślub, mamy dzieci w podobnym
wieku, nadal utrzmywaliśmy bliskie kontakty, no i pomagaliśmy
sobie nawzajem. Zaczęliśmy robić doktoraty, jemu z różnych
względów doktorat zaczął się ślimaczyć i jedyną szasą na
skończenie go był wyjazd za granicę. Warto nadmienić, że
zaraz po studiach żona mojego przyjaciela (nazwijmy ją
Kasia) zaczęła pracować, by utrzymać dom. Kasia (tak ją
nazwijmy) jest specjalistą w bardzo rzadkiej dziedzinie i
przed nią także otwierała się możliwość dalszego rozwoju.
Ale doktorat robił On, choć często przy różych rozmowach
Kasia (tak ją nazwaliśmy) wspominała, że zaraz po obronie
Jego doktoratu, ona zaczyna robić swój. W sumie było to
godne podziwu - taki układ partnerski, gdzie para po kolei
robi doktoraty. On dostał stypendium, obronił doktorat
i otrzymał możliwośc dalszej pracy w ośrodku, gdzie go
zrobił. Kasia (bo tak ją nazwaliśmy) zbierała się już do
wyjazdu do swojego męża (zrezygnowała z pracy,
przygotowała dziecko na zmianę szkoły i języka), kiedy
dostała maila. Maila od męża, w którym było wyjaśnione,
że w zasadzie, to On jej nigdy nie kochał, że ciągle
ją zdradzał, a teraz jak już zrobił doktorat, to nie jest
mu do niczego potrzebna i dzięki, baj baj.

Mimo, że stało się to ponad dwa lata temu, wciąż brzmi
mi w uszach pytanie (umownie nazwanej) Kasi:
"Andrzej, czy ja 10 lat żyłam z człowiekiem,
którego nie znałam?".

Tak sobie myślę, że ta (umowna) Kasia dużo by
dała, by dowiedzieć się prawdy wcześniej niż po
kilkunastu latach.

pozdrawiem serdecznie
Andrzej Garapich

--
Kto w młodości był socjalistą
ten na starość będzie świnią

› Pokaż wiadomość z nagłówkami


37. Data: 2004-08-21 18:05:26

Temat: Re: Potrzebuje pomocy
Od: "Jacek" <j...@w...pl> szukaj wiadomości tego autora


Użytkownik "R" <r...@p...onet.pl> napisał w wiadomości
news:cg1sdf$5vi$1@news.onet.pl...
> oto cd historii "Zona chce sie spotkać z byłym".
> Do spotkania w efekcie nie doszło, szorstko mu odmowila spotkania jak sama
> twierdzi.

Jak myslisz na co to jest dowód?

> Posłuchałem Waszych rad (dzieki za nie, wyprowadzily mnie z
> wielkiego doła) porozmawialem szczerze z zona. No i niestety przyznala sie
> ze jednak jestem produktem zastepczym po zerwanej milosci z bylym.

Jestes czy byles ? Ciekawe co dokładnie powiedziała ?

>Przez 7
> lat żylem z kobieta ktora (nie chce tego powiedziec) ale mnie nie
> kocha!!!!!!!!!!

Wiec skad wiesz że Cie nie kocha ?
Dlaczego jest z Tobą ?

> Wychodzila za mnie nie do konca pewna ze jestem wlasnie TYM.

A jak teraz uważa ?


> Moze chciala zabic bol po rozstaniu z bylym (od rozstania do ślubu mineło
> 3lata wiec chyba w tym okresie powinna jakos sie juz okreslic).

Czy to Twoje przypuszczenie czy jej słowa ?

>Łeb mi peka
> od roznych mysli i zachowa. Ja ja kocham bardzo. Coz z tego kiedy.....
> szkoda gadac.

Wiec kochaj dalej i nie kombinuj tak bardzo, sam rozdmuchałeś sytuację.
Czy wtedy gdy ją poznawałeś nie wiedziałeś o jej wielkiej milości która
wciąż w niej pozostała?

To co piszesz wskazuje że związki dla niej znaczą bardzo wiele, wiec skoro
jesteście razem juz tyle lat ma to swoje powody.

> Poradzcie czy mam walczyc o nia do konca, przeciez jakas iskierka milosci
w
> niej do mnie musiala byc nie wierze ze robila to z taka premedytacja.

Dlaczego nazywasz premedytacją, przeżycia Twojej żony.
Piszesz kocham ją a nazywasz premedytacją jej uczucia, nie starając się
zrozumieć.
Na czym wiec polega wiec Twoja miłość.


> Czy
> malzenstwo takie moze na nowo odzyc. LUDZIE JAKIE TO JEST POJE..........NE

Wiesz słowa kocham mieszasz z przekleństwami.

Moim zdaniem przesadzasz czyny Twojej żony dowodzą czego innego niż Twoje
słowa, a to że boi się powiedzieć kocham
aby być może nie być zranioną. Może tłumaczyć jej słowa, nie należy ich
nazywać premdytacją.

Aby sprawdzić jaki jest Wasz związek wystarczy spojrzeć czy przed przyjazdem
zachowania Twojej żony wskazywały na
to że Wasz zwiazek nie ma dla niej znaczenia.
Zastanów się czy wtedy myślałes że Cie nie kocha ?
Czy nie okazywała Ci czułości ?

Przeciez przez zewnętrzny fakt nic sie nie zmieniło.

Pozdrawiam

Jacek


› Pokaż wiadomość z nagłówkami


38. Data: 2004-08-22 13:39:06

Temat: Re: Potrzebuje pomocy
Od: salamandra <s...@w...pl> szukaj wiadomości tego autora

...czytając zrobiło mi się Ciebie naprawdę żal, cóż można
doradzić i powiedzieć. Wszystko jest w Waszych rękach, nie nam sądzić
ani nakreślac....mimo wszystko życzę " optymistycznego jutra"
Salamandra

› Pokaż wiadomość z nagłówkami


39. Data: 2004-08-22 19:09:08

Temat: Re: Potrzebuje pomocy
Od: "Z. Boczek" <z...@w...pl> szukaj wiadomości tego autora

Margola Sularczyk w wysiłku wydalił(a) z siebie takie oto konkrety:

> Moim zdaniem, chociaż rozstanie jest z pewnością jakimś miernikiem, ale przy
> małym dziecku,kiedy żona jest jeszcze we władaniu hormonów

Przepraszam, ale:

(1) Jaki czas po urodzeniu dziecka uważa się za uwolnienie kobiety
spod wpływu hormonów (skoro 6 m-cy to mało)? :]
(2) Czy w ogóle kobiety kiedyś się wydostają spod wpływu hormonów? :]

Z. Boczek (w szoku poporodowym, choć już kilkaset m-cy minęło)

--
Z cyklu 'Sławni ludzie powiedzieli':
"Ups!" (c) Albert Einstein

› Pokaż wiadomość z nagłówkami


40. Data: 2004-08-23 11:37:58

Temat: Re: Potrzebuje pomocy
Od: "Margola Sularczyk" <margola@won_spamie.ruczaj.pl> szukaj wiadomości tego autora



Użytkownik "T.N." <x...@g...pl> napisał w wiadomości
news:cg2gpi$des$1@inews.gazeta.pl...
>
> Użytkownik "Margola Sularczyk" <margola@won_spamie.ruczaj.pl> napisał w
> wiadomości news:cg2dta$cvv$1@atlantis.news.tpi.pl...
> Ech... nie pozostaje mi widać nic innego jak jeszcze raz zacytować
fragment
> postu R:
>
> "No i niestety przyznala sie, ze jednak jestem produktem zastepczym po
> zerwanej milosci z bylym"
>
> Jeżeli naprawdę nie rozumiesz znaczenia słowa "przyznać się" i tarktujesz
> powyższą wypowiedź jako jego domysły to żal mi Ciebie.

Domysły. Mój domysł dotyczy użycia czasu teraźniejszego "jestem" zamiast
przeszłego "byłem".

Właśnie znowu
> popisujesz się tym, że niby to właśnie Ty wiesz lepiej co się dzieje u
niego
> w domu i (o zgrozo!) kwestionujesz jego własne wypowiedzi. Doprawdy chcesz
> wszystkim pokazać "co autor miał na myśli" wmawiając mu brak wiary w
siebie?

Nie wmawiam, nie wierzy w siebie.

> Dla mnie słowa "żona przyznała się, że jestem produktem zastępczym" są
> jednoznaczne. Z TYM NIE MOŻNA DYSKUTOWAĆ i wmawiać autorowi, że to mu się
> tylko wydawało.

Jeżeli tak mu powiedziała, zgadzam się z Tobą.

> Są różne teorie na temat życia w związku. Jedni twierdzą, że należy sobie
> dawać wolność, inni wręcz przeciwnie, że należy zawsze delikatnie patrzeć
na
> ręce drugiej osoby. Nie ukrywam, że należę do tej drugiej grupy. Nie, nie
> chodzi tu o brak tak gloryfikowanego przez niektórych zaufania tylko o
> świadomość ludzkiej ułomności i niedoskonałości.

W sumie trudno mi się z Tobą nie zgodzić w kwestii ułomności i
niedoskonałości. Niestety. Ale i tak uważam za kluczową kwestię zaufanie w
związku. Kontrola, nawet "delikatna", jest brakiem zaufania.

Widzę, że za wszelką cenę
> próbujesz przypisać mi etykietę szowinisty i egoisty, ale chyba nie
> rozumiesz moich intencji. W związku IMO obydwie osoby powinny się nawzajem
> wychowywać. I doprawdy nie ma znaczenia, kto komu wkłada pluskwy lub
patrzy
> na ręce. To jest tylko moja propozycja małżeńskiego (obustronnego!)
układu.

Nie przyjęłabym układu z inwigilacją. Wzajemne wychowanie polega wyłącznie
na obdarzaniu zaufaniem i budowaniu zaufania.

>
>
> W świetle FAKTÓW spotykała się z nim w tajemnicy przed mężem i wiedząc
> doskonale o tym, że rani go w ten sposób. Sugeruję jednak, żebyś czytała
> dokładniej.

No spotyka się z nim. Rozmawia. I co? W czym łamie przysięgę składaną przed
Bogiem? Zwłaszcza, że później poinformowała męża. Lojalnie.



> W tej sytuacji liczą się uczucia. Konkretnie zachowania (których R nie
> opisuje) mają już mniejsze znaczenie.

Nieprawda. Konkret to konkret. Emocja nie jest konkretem.

> Jeśli ktoś nie mógł przeczytać ze zrozumieniem kilku prostych zdań i w
> dodatku dorabia sobie do tego ideologię typu: "on nie ma wiary w siebie",
> "wydaje mu się..." itp. to nie wiem o czym tu dyskutujemy. Rozmawiajmy o
> tym, co R napisał, a nie o tym, że w Twojej naciąganej interpretacji
"autor
> wygląda Ci na człowieka TOTALNIE pozbawionego wiary w siebie". Byłoby
> prościej, gdybyśmy rozmawiali o faktach, a nie o tym jak według Ciebie
autor
> "wygląda"...

Fakty w niczym nie usprawiedliwiają Twojego ataku na żonę R.

> > >Mają się rozstać
> > > ot tak sobie, bo żonie nagle się zachciało byłego faceta? Człowiek
> > powinien
> > > być odpowiedzialny za swoje decyzje.
> >
> >
> > Co ty tam pisałeś/łaś o rozumieniu tekstu? I o interpretacjach w
> poprzednim
> > wątku?
>
> Nie moja droga, tutaj to właśnie Ty dorobiłaś sobie interpretację o braku
> wiary w siebie.\


Ponawiam pytanie: gdzie napisał, że wróciła do byłego faceta i że się z tego
tytułu z nim rozstaje? Skoro już tak obstajesz przy absolutnym braku
interpretacji?


> > "Owszem, potrzebna jest jeszcze tylko precyzyjna, dokładna i konkretna
> > definicja PROBLEMU odczytana z odpowiedniego POSTA, a nie
> > wymyślona według swoich przekonań". (zmiany wielkimi literami)
>
> Problem odczytany z odpowiedniego posta na pewno ma niewiele wspólnego z
> brakiem wiary w siebie, a juz na pewno nie jest to temat przewodni do
> dyskusji, którą zapoczątkował R.

Wg mnie jest kluczowym. R. ma naprawdę spory brak wiary w siebie.

>Akurat grupy dyskusyjne są
> przede wszystkim od wyrażania własnych poglądów na świat, życie i wiele
> innych mniej lub bardziej istotnych spraw. Czym innym jest daleko idące
> wnioskowanie o tym co się dzieje z autorem tematu (czyli przypisywanie mu
> braku pewności siebie) i przyporządkowywanie całej sytuacji właśnie do
tego,
> wymyślonego sobie poglądu.

Liczą się emocje, to co napisał nie ma większego znaczenia ;P
Serio mówiąc - pytał o to, co myślimy o tym, co napisał. Ja myślę właśnie
tak.


>Smutne
> jest, że niektórym trzeba swoje wypowiedzi po kilka razy tłumaczyć.

A nie smutne. To uczy argumentacji i dyskusji. Cieszę się, że mamy odmienny
pogląd. To jest twórcze.

Margola


› Pokaż wiadomość z nagłówkami


 

strony : 1 ... 3 . [ 4 ] . 5 ... 9


« poprzedni wątek następny wątek »


Wyszukiwanie zaawansowane »

Starsze wątki

... Pochwale sie :-)
NTG GDzie oddac krew w woj. podkarpackim? Wie ktos?
After Perfect day.....
Czym dojechac
test sprawdzam czy to dział i jak:)

zobacz wszyskie »

Najnowsze wątki

"Nie będziesz cudzołożył."
Znalazłam kanał na YouTube dla dzieci i nie tylko i poszukuję podobnych
Mechanizmy obronne a zakazowe wychowanie dzieci.
Mechanizmy obronne a zakazowe wychowanie dzieci.
Mechanizmy obronne a zakazowe wychowanie dzieci.

zobacz wszyskie »