Strona główna Grupy pl.soc.rodzina Razem czy nie koniecznie.

Grupy

Szukaj w grupach

 

Razem czy nie koniecznie.

Liczba wypowiedzi w tym wątku: 24


« poprzedni wątek następny wątek »

1. Data: 2003-07-22 10:18:45

Temat: Razem czy nie koniecznie.
Od: "Sowa" <m...@w...pl> szukaj wiadomości tego autora

Na psd toczy się dyskusja w której natknęłam się na ciekawy problem.

Czy para (małżeństwo, konkubinat, czy co tam jeszcze jest), żyjąca ze sobą,
tworząca związek, rokuje lepsze nadzieje na przyszłe dożycie wspólnie do
tzw."grobowej deski" gdy "wszystko robi razem" (takie sformułowanie się
pojawiło, mam nadzieję, że autorka nie ma za złe, że się nim posłużę - nie
chcę tam rozpętywać kolejnego offtopiku a temat baaardzo ciekawy), czy
jednak możliwe jest udane życie razem gdy ludzie potrafią się dogadać, jest
grupa rzeczy które ich łączą, ale jednak są wyraźnie różni i nie ma szans na
robienie wszystkiego razem.
Czyli jakieś tam kompromisy umożliwiające każdemu rozwijanie np. własnych
dążeń, zainteresowań, spotykania się ze znajomymi za którymi druga strona
nie koniecznie przepada.
zakładam że oba modele to związki bazujące na silnym uczuciu do partnera.

I co ze znajomymi pary, którzy nie są obustronnie akceptowani - jedno lubi,
wręcz się przyjaźni, drugie "nie ma pretensji", ale nie przepada.

Jak to jest?

Sowa


› Pokaż wiadomość z nagłówkami


Zobacz także


2. Data: 2003-07-22 10:41:33

Temat: Re: Razem czy nie koniecznie.
Od: "Dunia" <d...@n...net> szukaj wiadomości tego autora

>Na psd toczy się dyskusja w której natknęłam się na ciekawy problem.
>
>jednak możliwe jest udane życie razem gdy ludzie potrafią się dogadać, jest
>grupa rzeczy które ich łączą, ale jednak są wyraźnie różni i nie ma szans na
>robienie wszystkiego razem.

Ja mysle, ze moze byc tak. Powinno byc to jednak jasne przed decyzja o wspolnym

yciu 'do grobowej deski'. Bo czesto zdarza sie tak, ze ludzie 'dopasowuja sie'

do partnera, nawet mimowolnie, bo chca byc przez niego/nia akceptowani, a potem
to zaczyna uwierac.

>Czyli jakieś tam kompromisy umożliwiające każdemu rozwijanie np. własnych
>dążeń, zainteresowań, spotykania się ze znajomymi za którymi druga strona
>nie koniecznie przepada.

Do tego dodam, ze zalezy, jakie to sa roznice: ja bym np. nie zniosla, zeby moj
TZ mial jakies zwariowane hobby, ktoremu poswiecal by wiecej czasu niz
rodzinie, i wiekszosc pieniedzy. Wiem, ze to egoistyczne, ale wiem rowniez, ze
taki zwiazek nie mialby u mnie szans powodzenia, a wiec swiadomie nie wiazalam
sie z tego typu mezczyznami. Nie potrafilabym zyc z kims uprawiajacym sporty
ekstremalne - umieralabym caly czas ze strachu o niego. Nie umialabym zyc z
czlowiekiem, ktory - tak jak kuzyn mojego TZ - raz na dwa lata zabiera rower i
plecak i znika na pol roku.
Dlatego IMO najwazniejsza jest samoswiadomosc: co ja moge zniesc, zaakceptowac,
jakie kompromisy sa dla mnie mozliwe.
Chociaz gdybym poznala mezczyzne takiego jw. i zakochalabym sie w nim, to i
taki kompromis bylby mozliwy. Kto wie ?

Moj TZ nie jest moim bratem-blizniakiem. Ma wiele zainteresowan, ktorych ja
wczesniej nie podzielalam, ale w trakcie zwiazkow zaakceptowalam je, a nawet
polubilam i wciagnelam sie w nie. Dzieki niemu znam sie na samochodach ;) i
zaczelam uprawiac sport, a on dzieki mnie zainteresowal sie literatura piekna.
IMO w naszym zwiazku te roznice nie byly na tyle wielkie, by nas sklocic, ale
na tyle znaczace, ze nas wzbogacily.

Jedna rzecz, ktora nas dzieli to narty :) TZ jest swietnym narciarzem, a ja
ledwo laze na biegowkach :)) TZ probowal mnie uczyc, ale na razie niewiele z
tego wyszlo. Kiedy jestesmy u jego rodzicow zima, to zawsze staram sie mu
umozliwic jazde na nartach - ja zostaje w domu, albo spaceruje, albo ide na
biegowki, albo przesiaduje w jakiejs chatce oferujacej napoje wyskokowe ;))))
A czasem TZ dolacza na mnie na biegowkach.
Tak wiec IMO da sie to rozwiazac :)

IMO warto jest sie zainteresowac hobby TZ - na ile to mozliwe - on to napewno
doceni, bedzie jeden temat do rozmowy wiecej, a kto wie - moze i partner sie w
to wciagnie.

Nie wiem, czy zawsze kompromis jest mozliwy, bo ciezko bedzie np. stworzyc
rodzine ludziom, z ktorych jedno preferuje partnerski, a drugie tradycyjny
model rodziny.

>zakładam że oba modele to związki bazujące na silnym uczuciu do partnera.
>
>I co ze znajomymi pary, którzy nie są obustronnie akceptowani - jedno lubi,
>wręcz się przyjaźni, drugie "nie ma pretensji", ale nie przepada.
>
Moj TZ ma dobrego znajomego, ktorego ja nie trawie. Prosze wiec, by spotykali
sie raczej na miescie (TZ wykorzystuje przewaznie na to dni, kiedy ja gdzies
wyjezdzam). Czasem on przychodzi do nas, wtedy ja staram sie zachowywac
neutralnie, a TZ wyczuwa, kiedy znajomy powinien juz isc do domu ;)

Pozstalych jego znajomych lubie, a przynajmniej toleruje.

Dunia
--
============= P o l N E W S ==============
archiwum i przeszukiwanie newsów
http://www.polnews.pl

› Pokaż wiadomość z nagłówkami


3. Data: 2003-07-22 15:31:53

Temat: Re: Razem czy nie koniecznie.
Od: "Basia Z." <jelon@USUN_TO.skpg.gliwice.pl> szukaj wiadomości tego autora

> Na psd toczy się dyskusja w której natknęłam się na ciekawy problem.
>

Gdzie ta dyskusja ? Jakoś nie zauważyłam, a wtrąciłaby się (chociaż dziś mam
b. mało czasu),

> Czy para (małżeństwo, konkubinat, czy co tam jeszcze jest), żyjąca ze
sobą,
> tworząca związek, rokuje lepsze nadzieje na przyszłe dożycie wspólnie do
> tzw."grobowej deski" gdy "wszystko robi razem" (takie sformułowanie się
> pojawiło, mam nadzieję, że autorka nie ma za złe, że się nim posłużę - nie
> chcę tam rozpętywać kolejnego offtopiku a temat baaardzo ciekawy

Ja ze swoim mężem preferujemy model "niekoniecznie wszystko razem" i całkiem
nam z tym dobrze. Napiszę wręcz że czułabym się bardzo ale to bardzo
ograniczana i on pewnie też gdybyśmy robili "wszystko razem".
Przyjaciół też mamy niektórych osobnych, a spotykamy sie z nimi raczej nie w
domu, a na wyjazdach.
Ale na ten temat wiele już napisałam.

Pozdrowienia.

Basia



› Pokaż wiadomość z nagłówkami


4. Data: 2003-07-22 21:00:40

Temat: Re: Razem czy nie koniecznie.
Od: Piotr Majkowski <w...@g...com.invalid> szukaj wiadomości tego autora

22 lipiec 2003.
*Dunia* napisał(a):

> IMO warto jest sie zainteresowac hobby TZ - na ile to mozliwe - on to napewno
> doceni, bedzie jeden temat do rozmowy wiecej, a kto wie - moze i partner sie w
> to wciagnie.

Znasz może jakiś sposób, aby zainteresować małżonkę grą w szachy ?
???
--
Piotr Majkowski
http://www.btsnet.com.pl/majkowscy

› Pokaż wiadomość z nagłówkami


5. Data: 2003-07-22 21:03:48

Temat: Re: Razem czy nie koniecznie.
Od: Piotr Majkowski <w...@g...com.invalid> szukaj wiadomości tego autora

22 lipiec 2003.
*Dunia* napisał(a):

> IMO warto jest sie zainteresowac hobby TZ - na ile to mozliwe - on to napewno
> doceni, bedzie jeden temat do rozmowy wiecej, a kto wie - moze i partner sie w
> to wciagnie.

Znasz może jakiś sposób, aby zainteresować małżonkę grą w szachy ?
???
--
Piotr Majkowski
http://www.btsnet.com.pl/majkowscy

› Pokaż wiadomość z nagłówkami


6. Data: 2003-07-23 03:07:46

Temat: Re: Razem czy nie koniecznie.
Od: Halina <h...@s...ca> szukaj wiadomości tego autora



Sowa wrote:
> czy
> jednak możliwe jest udane życie razem gdy ludzie potrafią się dogadać, jest
> grupa rzeczy które ich łączą, ale jednak są wyraźnie różni i nie ma szans na
> robienie wszystkiego razem.
> Czyli jakieś tam kompromisy umożliwiające każdemu rozwijanie np. własnych
> dążeń, zainteresowań, spotykania się ze znajomymi za którymi druga strona
> nie koniecznie przepada.
> zakładam że oba modele to związki bazujące na silnym uczuciu do partnera.

Byłam tylko przez 7 lat w małżenstwie (los, a nie rozpad) i moze nie do
pojecia dla innych był nasz układ.
Mąż naukowiec i tylko książki a ja ogromnie towarzyska.
Mnie imponował jego spokój i wiedza a ja wnosiłam w jego życie ...
życie.
I było nam z tym całkiem fajnie choć zupełnie nietypowo.
Przede wszystkim mielismy do siebie ogromne zaufanie . Ale to nas nie
kosztowało nic, bo takie mielismy ufne charaktery.
To ja przede wszystkim musiałam być ostrożna, bo on...w tych książkach
...za wiele mi nie groziło ( choc licho nie spi).;-)
Z moją towarzyskoscia starałam sie nie ryzykować bywania w sytuacjach,
które mogły mnie wciagnac w jakies flirty itp , bo wiedziałam , ze
lepszego człowieka nigdy nie spotkam i...nie spotkałam do dzis.
Nawet kiedys chciałam , zeby mi przyrzekł, ze jak zrobię głupotę , to
żeby wiedział, ze to nic nie znaczy, bo zawsze do niego wrócę. Ale
odpowiedział, ze tego nie moze obiecać, bo nie wie , jakby sie zachował
w
takiej sytuacji. Ot młoda i głupia byłam i takie zarty sie mnie
trzymały.
Zaznaczam, ze odpowiedzialną zawsze byłam , niezaleznie od wieku.
Uważam więc, ze takie związki mogą istniec i całe zycie , tylko, ze
one nie przystają do typowych.
Np. jak ktos moze zrozumiec, ze w 2 mce po naszym slubie ja jadę na
weselisko mojej koleżany ....sama. Ani taka tradycyjna zona tego nie
wymysliłaby, ani maż nie zgodziłby się na cos takiego. Bo moj mąż nie
tanczył a ja kocham tańczyc... do dzis. A on spokojnie w tym czasie
posiedział w swoich pracach.
Pozdrawiam Halina

Pozdrawiam Halina
> Jak to jest?
>
> Sowa

--
Serwis Usenet w portalu Gazeta.pl -> http://www.gazeta.pl/usenet/

› Pokaż wiadomość z nagłówkami


7. Data: 2003-07-23 03:13:03

Temat: Re: Razem czy nie koniecznie.
Od: Halina <h...@s...ca> szukaj wiadomości tego autora

Przepraszam za niestaranne wykonczenie wczesniejszej wypowiedzi.
(Pozdrawiam juz tam było aż 2 razy) ;-)Halina

--
Serwis Usenet w portalu Gazeta.pl -> http://www.gazeta.pl/usenet/

› Pokaż wiadomość z nagłówkami


8. Data: 2003-07-23 05:31:09

Temat: Re: Razem czy nie koniecznie.
Od: "SOKRATES" <d...@w...pl> szukaj wiadomości tego autora


Użytkownik "Sowa" <m...@w...pl> napisał w wiadomości
news:bfj326$lid$1@news.onet.pl...
> Na psd toczy się dyskusja w której natknęłam się na
ciekawy problem.
>
> Czy para (małżeństwo, konkubinat, czy co tam jeszcze
jest), żyjąca ze sobą,
> tworząca związek, rokuje lepsze nadzieje na przyszłe
dożycie wspólnie do
> tzw."grobowej deski" gdy "wszystko robi razem" (takie
sformułowanie się
> pojawiło, mam nadzieję, że autorka nie ma za złe, że się
nim posłużę - nie
> chcę tam rozpętywać kolejnego offtopiku a temat baaardzo
ciekawy), czy
> jednak możliwe jest udane życie razem gdy ludzie potrafią
się dogadać, jest
> grupa rzeczy które ich łączą, ale jednak są wyraźnie różni
i nie ma szans na
> robienie wszystkiego razem.


Wg mnie obie sytuacje są równorzędne i wszystko zależy od
siły wzajemnych uczuć. W naszym przypadku, jak to się z
biegiem lat okazało mamy w zasadzie mało tych wspólnych
"rzeczy", pomijając oczywiste sprawy, jak nasz syn czy dom.
Ja od zawsze byłem techniczny, ona raczej humanistka i w
zasadzie nie mamy wspólnych zainteresowań, co wcale nie daje
nam żadnego poczucia oddalenia czy oddalania się od siebie.
Są dni, czy okresy, że żyjąc pod jednym dachem żyjemy, jak
dwie osoby wynajmujące to samo mieszkanie i wcale, ale to
absolutnie wcale nie ma wpływu na siłę naszych wzajemnych
uczuć i trwałości związku. Tłumaczę to tym, że na samym
początku bardzo dobrze się dobraliśmy, cokolwiek miałoby to
znaczyć i obdarzyliśmy się maksymalną, na jaką nas stać
miłością i cały czas żyjemy i kochamy się na bazie
samoistnego rozpędu, jaki osiągnęła ta nasza miłość
pierwotnie. Uwzględniając fakt, że małżeństwo ulega
naturalnym przemianom, że jedne aspekty zanikają, a
pojawiają się nowe nie mam poczucia, że aby umacniać nasze
małżeństwo potrzebne jest nam "robienie wszystkiego razem"
lub posiadanie łączących nas "rzeczy". Mam poczucie, że cały
czas, a to już jest łącznie 19 lat ( w tym 13 małżeństwa)
unosimy się na tej naszej pierwotnej fali, którą
rozkołysaliśmy na samym początku i nie straszny nam jest
brak bardziej "namacalnych" więzi, jak wspólne
zainteresowania itp. sprawy. Poza tym oboje mamy takie cechy
charakteru, że szara codzienność i natłok codziennych spraw,
różnych dla każdego z nas nie osłabia w nas naszych
wzajemnych więzi. Może to dziwacznie zabrzmi, ale nam
zwyczajnie wystarczy wzajemnie się kochać i to jest więź
podstawowa. Bez reszty, choć istnieje, nadal możemy się
obyć.
Sokrates

› Pokaż wiadomość z nagłówkami


9. Data: 2003-07-23 08:10:18

Temat: Re: Razem czy nie koniecznie.
Od: Małgorzata Majkowska <m_majkowska@w_kosmos.galaktyka.com.invalid> szukaj wiadomości tego autora

Osoba znana wszem jako Piotr Majkowski, drżącą z emocji ręką skreśliła te
oto słowa:

> Znasz może jakiś sposób, aby zainteresować małżonkę grą w szachy ?
> ???

Jest taki sposób... Wprowadzić grę na pieniądze! Ale mogłeś zapytać
normalnie, a nie przez i-net! ;-)

--
^^^^^^^Pozdrawiam Małgorzata^^^^^^^http://www.btsnet.com.pl/majkowscy^
^^^^^
Miłość bywa nieszczęśliwa. Ale tak naprawdę człowiek jest nieszczęśliwy
tylko przez jej brak.
^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^
^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^

Serwis Usenet w portalu Gazeta.pl -> http://www.gazeta.pl/usenet/

› Pokaż wiadomość z nagłówkami


10. Data: 2003-07-23 08:23:31

Temat: Re: Razem czy nie koniecznie.
Od: "Dunia" <d...@n...net> szukaj wiadomości tego autora


>Znasz może jakiś sposób, aby zainteresować małżonkę grą w szachy ?
>???

A czy ja jestem jakas wyrocznia ? ;)
Ja tam lubie grac w szachy i moj TZ rowniez :))
No, ale my oboje mamy 'matematyczne' umysly ;)

Dunia
--
============= P o l N E W S ==============
archiwum i przeszukiwanie newsów
http://www.polnews.pl

› Pokaż wiadomość z nagłówkami


 

strony : [ 1 ] . 2 . 3


« poprzedni wątek następny wątek »


Wyszukiwanie zaawansowane »

Starsze wątki

Odchudzanie
golarka dla kobiet - prezent
No i stało się- jestem na wypowiedzeniu
Spóźniony pierścionek...
Re: ktorego wybrac??

zobacz wszyskie »

Najnowsze wątki

"Nie będziesz cudzołożył."
Znalazłam kanał na YouTube dla dzieci i nie tylko i poszukuję podobnych
Mechanizmy obronne a zakazowe wychowanie dzieci.
Mechanizmy obronne a zakazowe wychowanie dzieci.
Mechanizmy obronne a zakazowe wychowanie dzieci.

zobacz wszyskie »