« poprzedni wątek | następny wątek » |
31. Data: 2004-07-30 12:59:19
Temat: Re: balonik w zoladku WROCŁAW
> > Ile? I gdzie robią takie zabiegi?
We Wrocławiu sa również robione takie zabiegi (Prywatny Szpital Eromedicare).
Balon zakładany jest metoda endoskopową do zołądka. Odbywa sie to w
krótkotwałym dożylnym znieczuleniu. Koszt takiego zabiegu to 7tys. zł.
--
Wysłano z serwisu Usenet w portalu Gazeta.pl -> http://www.gazeta.pl/usenet/
› Pokaż wiadomość z nagłówkami
Zobacz także
32. Data: 2004-07-30 19:39:40
Temat: Re: balonik w zoladkuUżytkownik Sowa napisał:
> Użytkownik "Jurek" <g...@g...pl> napisał w wiadomości
> news:ceco62$gsf$1@inews.gazeta.pl...
>
>>jezeli odzywiam sie w sposob ktory powoduje ze pozbylem sie wielu chorob i
>>dolegliwosci, czuje sie bardzo dobrze, nie potrzebuje: ani wizyt u lekarz,
>>ani lekarstw, i stan ten trwa od kilku lat - to to oznacza ze zostalem
>>"..zaleczony na bierzaco..." i "....MUSZE..." (!!!) to robic do konca
>>zycia(?!) "..; BO JESTEM CHORY I NA DIECIE ..." !!!!!!.
>
> A nie?
> Co by było gdybyś, przestał stosować DO?
> Bo jak ja porzucę wegetarianizm to nadal nic mi się nie zmieni - ani nie
> utyję, ani nie powrócą żadne dolegliwości (no może poza ociężałością i
> sennością po posiłkach :->)
Jesteś tego pewna???
To, czy się coś zmieni w Twoim wyglądzie i samopoczuciu, w dużej mierze
zależy od KONDYCJI przystosowawczej Twojego organizmu do zmian
dietetycznych, zwłaszcza dość DUŻYCH zmian w żywieniu.
> Ale właśnie o to mi chodzi - wyleczenie równa się kompletny powrót do stanu
> przed chorobą, a nie utrzymywanie się za pomocą różnych działań w stanie
> "zaleczenia".
I zapamiętaj sobie to, co dzisiaj twierdzisz, bo za kilka, kilkanaście
lat może się okazać, że "kompletny powrót do zdrowia" był Twoją
nierealną mżonką, nieistniejącym w rzeczywistości ideałem, abstrakcją
podobną do istnienia w realu punktu, czy linii prostej.
Najtęższe głowy mają problem z określeniem definicji kompletnego
zdrowia... ;]
>>> Bo ja tego nie rozumiem - po co kłamać sobie i komuś że wyleczenie
> polega na leczeniu/dietowaniu* do końca życia
Ty wychodzisz z założenia, że "kompletnie zdrowy człowiek może jeść
wszystko, na co spojrzy" (np. w sklepie spożywczym) i jego organizm
kompletnie nie będzie reagował jakimikolwiek patologicznymi objawami,
czyli nie będzie chorował.
Twórca DO odwrócił całą sprawę i wyszedł z innego założenia - organizm
człowieka potraktował podmiotowo, a nie przedmiotowo.
A więc dla niego punktem wyjścia w badaniach najważniejsze stały się,
nie naukowo-medyczne zasady żywieniowe, a - właśnie REAKCJE organizmu
na odmienne, niezalecane przez w/w zasady żywienia.
Dla niego ważna była pilna obserwacja odpowiedzi organizmu, a więc próba
ZROZUMIENIA JEGO POTRZEB.
Dla przykładu.
Podobnie jest z matką noworodka - ono dysponuje zaledwie kilkoma
sygnałami, którymi daje do zrozumienia matce, czego mu brakuje, co
czuje. Porozumienie jest mimo to nawet łatwe - jeżeli dziecko jest
zdrowe. Praktycznie ma do dyspozycji jedyny sygnał - płacz, i
ewentualnie kilka możliwych do zauważenia objawów typu wzdęcia,
biegunka, wymioty itp. Natomiast jeśli widocznych objawów nie ma,
a dziecko tylko płacze, to już zrozumienie jego potrzeb przez matkę
staje się coraz trudniejsze. A w matce narasta frustracja, że nie może
dziecka zrozumieć.
I w pierwszym i w drugim przypadku potrzebna jest dość obszerna wiedza.
I tak jak żołądek, to nie worek, do którego wystarczy wsadzić balonik i
po problemie, tak płaczącemu dziecku nie wystarczy wsadzić do ust
smoczka, aby problem zniknął, choć rzeczywiście na jakiś czas udaje się
dziecko oszukać i smoczkiem usunąć sygnał objawu patologii (którą czuje
dziecko, NIE MY!)
Współczesna medycyna wraz z farmacją właśnie bawi się takim "wsadzaniem
ludziom smoczka", żeby u nich (za spore pieniądze) zamaskować objawy
patologii. Na 5 miesięcy wydać tyle kasy na balonik? Gdzie tu rozum i
wyobraźnia? A co będzie potem z rozciągniętym żołądkiem Puchatki?
Nie zdziwię się jeśli nabawi się wrzodów i innych urazów/patologii
ściany i pracy żołądka i to na własne, kosztowne życzenie...
i nawet tego nie czyta, bo też wybrała...
> Nie: zdrowy = nie muszący stosować diety, leków itp.
Czyli mogę jeść cokolwiek na co tylko w markecie spojrzę? - i jeśli
organizm nie zareaguje dyskomfortem - to znaczy, że jestem zdrowa?
Hm... a jeśli wypiję 2 litrową butelkę coli i skoczy mi cukier wekrwi
do poziomu uznanego za patologiczny, to jestem chora, czy zdrowa?
> Po prostu.
> Wyleczony to taki co się leczył, np. stosował dietę i w wyniku tego został
> wyleczony i nie musi jej stosować.
...i może żreć każde badziewo? Zrozum - jedzenie (niewłaściwe) może być
trucizną, tyle że może truć w różnym tempie, bardzo powoli całymi
latami, albo wywołać nagłe objawy biegunki, czy wymiotów. W tym
pierwszym przypadku nawet nie skojarzysz co tak naprawdę Ci szkodzi.
Niewłaściwe dla gatunku jedzenie może wywołać ciężkie choroby (patrz.
BSE u krów), podobnie jest z człowiekiem. To nie człowiek jest chory,
to produkty zwane jedzeniem w naszych współczesnych sklepach są trujące
i to ONE niszczą zdrowego człowieka, do tego stopnia, że ów człowiek nie
potrafi wybrać z tego przybytku wszechobecnych trucizn w kolorowych
opakowaniach - produktów wartościowych, mało widocznych, leżących gdzieś
na końcu marketu. I tak już całymi latami miota się między marketem,
apteką i szpitalami, aż do skutku...
> Ale jeśli po zaprzestaniu jej stosowania symptomy choroby powracają- to
> znaczy że nie było wyleczenia, tylko zaleczenie.
Źle to rozumujesz, powinnaś napisać: "po zaprzestaniu prawidłowego
odżywiania... (cokolwiek to znaczy!) ...symptomy choroby powracają
wraz z ponownym codziennym TRUCIEM organizmu, to znaczy że wróciliśmy
do choroby."
Krystyna
› Pokaż wiadomość z nagłówkami
33. Data: 2004-07-31 06:46:11
Temat: Re: balonik w zoladku
Użytkownik "Krystyna*Opty*" <K...@o...pl> napisał w wiadomości
news:cee85h$4kv$1@news.onet.pl...
Użytkownik Sowa napisał:
> Użytkownik "Jurek" <g...@g...pl> napisał w wiadomości
> news:ceco62$gsf$1@inews.gazeta.pl...
>
>>jezeli odzywiam sie w sposob ktory powoduje ze pozbylem sie wielu chorob i
>>dolegliwosci, czuje sie bardzo dobrze, nie potrzebuje: ani wizyt u
lekarz,
>>ani lekarstw, i stan ten trwa od kilku lat - to to oznacza ze zostalem
>>"..zaleczony na bierzaco..." i "....MUSZE..." (!!!) to robic do konca
>>zycia(?!) "..; BO JESTEM CHORY I NA DIECIE ..." !!!!!!.
>
> A nie?
> Co by było gdybyś, przestał stosować DO?
> Bo jak ja porzucę wegetarianizm to nadal nic mi się nie zmieni - ani nie
> utyję, ani nie powrócą żadne dolegliwości (no może poza ociężałością i
> sennością po posiłkach :->)
Jesteś tego pewna???
To, czy się coś zmieni w Twoim wyglądzie i samopoczuciu, w dużej mierze
zależy od KONDYCJI przystosowawczej Twojego organizmu do zmian
dietetycznych, zwłaszcza dość DUŻYCH zmian w żywieniu.
> Ale właśnie o to mi chodzi - wyleczenie równa się kompletny powrót do
stanu
> przed chorobą, a nie utrzymywanie się za pomocą różnych działań w stanie
> "zaleczenia".
I zapamiętaj sobie to, co dzisiaj twierdzisz, bo za kilka, kilkanaście
lat może się okazać, że "kompletny powrót do zdrowia" był Twoją
nierealną mżonką, nieistniejącym w rzeczywistości ideałem, abstrakcją
podobną do istnienia w realu punktu, czy linii prostej.
Najtęższe głowy mają problem z określeniem definicji kompletnego
zdrowia... ;]
>>> Bo ja tego nie rozumiem - po co kłamać sobie i komuś że wyleczenie
> polega na leczeniu/dietowaniu* do końca życia
Ty wychodzisz z założenia, że "kompletnie zdrowy człowiek może jeść
wszystko, na co spojrzy" (np. w sklepie spożywczym) i jego organizm
kompletnie nie będzie reagował jakimikolwiek patologicznymi objawami,
czyli nie będzie chorował.
Twórca DO odwrócił całą sprawę i wyszedł z innego założenia - organizm
człowieka potraktował podmiotowo, a nie przedmiotowo.
A więc dla niego punktem wyjścia w badaniach najważniejsze stały się,
nie naukowo-medyczne zasady żywieniowe, a - właśnie REAKCJE organizmu
na odmienne, niezalecane przez w/w zasady żywienia.
Dla niego ważna była pilna obserwacja odpowiedzi organizmu, a więc próba
ZROZUMIENIA JEGO POTRZEB.
Dla przykładu.
Podobnie jest z matką noworodka - ono dysponuje zaledwie kilkoma
sygnałami, którymi daje do zrozumienia matce, czego mu brakuje, co
czuje. Porozumienie jest mimo to nawet łatwe - jeżeli dziecko jest
zdrowe. Praktycznie ma do dyspozycji jedyny sygnał - płacz, i
ewentualnie kilka możliwych do zauważenia objawów typu wzdęcia,
biegunka, wymioty itp. Natomiast jeśli widocznych objawów nie ma,
a dziecko tylko płacze, to już zrozumienie jego potrzeb przez matkę
staje się coraz trudniejsze. A w matce narasta frustracja, że nie może
dziecka zrozumieć.
I w pierwszym i w drugim przypadku potrzebna jest dość obszerna wiedza.
I tak jak żołądek, to nie worek, do którego wystarczy wsadzić balonik i
po problemie, tak płaczącemu dziecku nie wystarczy wsadzić do ust
smoczka, aby problem zniknął, choć rzeczywiście na jakiś czas udaje się
dziecko oszukać i smoczkiem usunąć sygnał objawu patologii (którą czuje
dziecko, NIE MY!)
Współczesna medycyna wraz z farmacją właśnie bawi się takim "wsadzaniem
ludziom smoczka", żeby u nich (za spore pieniądze) zamaskować objawy
patologii. Na 5 miesięcy wydać tyle kasy na balonik? Gdzie tu rozum i
wyobraźnia? A co będzie potem z rozciągniętym żołądkiem Puchatki?
Nie zdziwię się jeśli nabawi się wrzodów i innych urazów/patologii
ściany i pracy żołądka i to na własne, kosztowne życzenie...
i nawet tego nie czyta, bo też wybrała...
> Nie: zdrowy = nie muszący stosować diety, leków itp.
Czyli mogę jeść cokolwiek na co tylko w markecie spojrzę? - i jeśli
organizm nie zareaguje dyskomfortem - to znaczy, że jestem zdrowa?
Hm... a jeśli wypiję 2 litrową butelkę coli i skoczy mi cukier wekrwi
do poziomu uznanego za patologiczny, to jestem chora, czy zdrowa?
> Po prostu.
> Wyleczony to taki co się leczył, np. stosował dietę i w wyniku tego został
> wyleczony i nie musi jej stosować.
...i może żreć każde badziewo? Zrozum - jedzenie (niewłaściwe) może być
trucizną, tyle że może truć w różnym tempie, bardzo powoli całymi
latami, albo wywołać nagłe objawy biegunki, czy wymiotów. W tym
pierwszym przypadku nawet nie skojarzysz co tak naprawdę Ci szkodzi.
Niewłaściwe dla gatunku jedzenie może wywołać ciężkie choroby (patrz.
BSE u krów), podobnie jest z człowiekiem. To nie człowiek jest chory,
to produkty zwane jedzeniem w naszych współczesnych sklepach są trujące
i to ONE niszczą zdrowego człowieka, do tego stopnia, że ów człowiek nie
potrafi wybrać z tego przybytku wszechobecnych trucizn w kolorowych
opakowaniach - produktów wartościowych, mało widocznych, leżących gdzieś
na końcu marketu. I tak już całymi latami miota się między marketem,
apteką i szpitalami, aż do skutku...
> Ale jeśli po zaprzestaniu jej stosowania symptomy choroby powracają- to
> znaczy że nie było wyleczenia, tylko zaleczenie.
Źle to rozumujesz, powinnaś napisać: "po zaprzestaniu prawidłowego
odżywiania... (cokolwiek to znaczy!) ...symptomy choroby powracają
wraz z ponownym codziennym TRUCIEM organizmu, to znaczy że wróciliśmy
do choroby."
Krystyna
› Pokaż wiadomość z nagłówkami
34. Data: 2004-07-31 07:11:38
Temat: Re: balonik w zoladku
Użytkownik "Krystyna*Opty*" <K...@o...pl> napisał w wiadomości
news:cee85h$4kv$1@news.onet.pl...
Użytkownik Sowa napisał:
>Jesteś tego pewna???
Niczego nie jestem pewna na 100%, ale to juz problem mojego tomaszyzmu a nie
przedmiotu sporu. ;-)
>To, czy się coś zmieni w Twoim wyglądzie i samopoczuciu, w dużej mierze
>zależy od KONDYCJI przystosowawczej Twojego organizmu do zmian
>dietetycznych, zwłaszcza dość DUŻYCH zmian w żywieniu.
No cóż, uważam, że samo przejścia na wegetarianizm nie jest jakąś dużą
zmianą i nie rozumiem do czegóż takiego organizm miałby się aż tak
przystosowywać. Nie doznałam żadnych sensacji //przystosowawczych/// poza
tym, że przestałam utożsamiać uczucie ociężałości po posiłku z uczuciem
najedzenia.
To dla tego niektórzy twierdzą, że jak nie zjedzą mięsa to się nie
najadają - najadają się, tylko nie są ociężali i senni po posiłku więc myślą
że coś nie tak. A jest wręcz przeciwnie - jest jak najbardziej "tak" - ale
to psychika musi się przystosować, nie ciało.
> Ale właśnie o to mi chodzi - wyleczenie równa się kompletny powrót do
stanu
> przed chorobą, a nie utrzymywanie się za pomocą różnych działań w stanie
> "zaleczenia".
>I zapamiętaj sobie to, co dzisiaj twierdzisz, bo za kilka, kilkanaście
>lat może się okazać, że "kompletny powrót do zdrowia" był Twoją
>nierealną mżonką, nieistniejącym w rzeczywistości ideałem, abstrakcją
>podobną do istnienia w realu punktu, czy linii prostej.
>Najtęższe głowy mają problem z określeniem definicji kompletnego
>zdrowia... ;]
Mnie nie chodzi o idealne definicje - mi chodzi o to, że jak się komuś mówi,
że się go wyleczy, to się ma na myśli, że on po leczeniu nie musi się
dietować, czy przyjmować leków - po prostu, a nie przyjmować je, czy być na
diecie cały czas.
>>> Bo ja tego nie rozumiem - po co kłamać sobie i komuś że wyleczenie
> polega na leczeniu/dietowaniu* do końca życia
>Ty wychodzisz z założenia, że "kompletnie zdrowy człowiek może jeść
>wszystko, na co spojrzy"
Nie , zakładam, że kompletnie zdrowy człowiek, jest zdrowy i nie musi się
leczyć - jedzenie się tu przypadkiem zaplątało jako "forma leczenia" i jest
naprawdę drugorzędne w tej dyskusji.
>I tak jak żołądek, to nie worek, do którego wystarczy wsadzić balonik i
>po problemie,
Nikt tak nie twierdził, zobacz następne posty Puchatki.
Ale tak samo jest z DO - jako dieta odchudzająca, jest tak jak balonik
skuteczna póki jest - nie leczy a zaleczą. Jak się ją lub jego usunie, to
niestety - problem nadwagi wraca.
Puchatka słusznie zauważyła, że "wyleczyć" otyłość można tylko w jeden dość
drastyczny sposób.
>> Wyleczony to taki co się leczył, np. stosował dietę i w wyniku tego
został
>> wyleczony i nie musi jej stosować.
>...i może żreć każde badziewo?
Może, nikt nie zabrania.
>> Ale jeśli po zaprzestaniu jej stosowania symptomy choroby powracają- to
>> znaczy że nie było wyleczenia, tylko zaleczenie.
>Źle to rozumujesz, powinnaś napisać: "po zaprzestaniu prawidłowego
>odżywiania... (cokolwiek to znaczy!) ...symptomy choroby powracają
>wraz z ponownym codziennym TRUCIEM organizmu, to znaczy że wróciliśmy
>do choroby."
Bo nie było stanu wyleczenia, tylko zaleczenie.
Sowa
› Pokaż wiadomość z nagłówkami
35. Data: 2004-07-31 11:19:09
Temat: Re: balonik w zoladkuUżytkownik Sowa napisał:
> Użytkownik "Krystyna*Opty*" <K...@o...pl> napisał w wiadomości
> news:cee85h$4kv$1@news.onet.pl...
> Niczego nie jestem pewna na 100%, ale to juz problem mojego tomaszyzmu a nie
> przedmiotu sporu. ;-)
A to już bardzo dobrze. To bardzo pożyteczna cecha dla nas samych :)
> No cóż, uważam, że samo przejścia na wegetarianizm nie jest jakąś dużą
> zmianą i nie rozumiem do czegóż takiego organizm miałby się aż tak
> przystosowywać.
Widzisz, łatwiej (z punktu widzenia trawienia) rezygnować
z różnorodności żywieniowej, niż do niej wracać. Łatwiej schodzić
z góry, niż na nią wchodzić. Dlatego łatwiej zrezygnować z jedzenia
mięsa (wegetarianizm), niż ponownie odbudować specyfikę enzymatyczną
wszystkożercy i z wegetarianizmu przejść na dietę z mięsem.
Dlatego roślinożernej krowie befsztyk zaszkodzi,
a wszystkożernemu człowiekowi pastwiskowe jedzenie też jakoś służy
(oczywiście do czasu). Natomiast roślinożernemu (z wyboru) człowiekowi
ten befsztyk też zaszkodzi, tak jak krowie. Organizm to żywa tkanka
reagująca na bodźce i stale przystosowująca się do specyfiki tych
bodźców. Jak akcja - taka reakcja.
Nie doznałam żadnych sensacji //przystosowawczych/// poza
> tym, że przestałam utożsamiać uczucie ociężałości po posiłku z uczuciem
> najedzenia.
Zjawisko ociężałości po jedzeniu (znana jako poobiednia drzemka) bierze
się stąd, że organizm przestawia się z aktywności na trawienie.Wtedy
większa część krwi kierowana jest do obsługi układu pokarmowego.
I właśnie dlatego dobrze jest podczas trawienia nie być aktywnym
(zajętym innymi stresującymi sprawami), co niestety jest nagminnie
ignorowane przez ekspertów od żywienia zalecających rodzaj żywienia
wymagający coraz większej ilości posiłków w ciągu (aktywnego)dnia.
W organizmie następuje wtedy konflikt - jednoczesnej dużej aktywności
CAŁEGO organizmu, nastawionego na działanie i jednoczesnej aktywności
w trawieniu. U zwierząt w naturze każdy z tych procesów ma swój czas
w ciągu doby. Efekty - to lawina szerzących się problemów nerwicy
narządowej, od ściśniętego gardła (tzw. globus) począwszy, a na zespole
jelita drażliwego skończywszy.
> To dla tego niektórzy twierdzą, że jak nie zjedzą mięsa to się nie
> najadają - najadają się, tylko nie są ociężali i senni po posiłku więc myślą
> że coś nie tak.
Po prostu dieta z mięsem nie wymusza (uczuciem apetytu) wypełnienia
żołądka objętością pokarmową, aby osiagnąć uczucie nasycenia. Żołądek
świetnie wyczuwa, że dostał to, co potrzebuje i wyłączając uczucie
dalszej chęci jedzenia mówi, że więcej nie chce, mimo, że nie jest
wypełniony po brzegi.
I na tym właśnie polega "zrozumienie" potrzeb organizmu. Na to właśnie
Kwaśniewski zwrócił uwagę, że można napchać żołądek po same uszy
i nadal nie być najedzonym, a można też zjeść niewiele i tym samym nie
wypełnić żołądka i poczuć błogie nasycenie. Po prostu organizm świetnie
rozpoznaje JAKOŚĆ pokarmu :)
A jest wręcz przeciwnie - jest jak najbardziej "tak" - ale
> to psychika musi się przystosować, nie ciało.
Błąd. To jest już gwałt na własnej psychice. Dlatego takie powodzenie
mają obecnie psycholodzy i psychiatrzy. Walka z własną naturą jest,
mówiąc bardzo oględnie - bez sensu.
>>Ale właśnie o to mi chodzi - wyleczenie równa się kompletny powrót do
> stanu przed chorobą,
Nawet na przykładzie Twojej złamanej wcześniej nogi można stwierdzić, że
kompletny powrót do stanu przed chorobą jest nierealny.
a nie utrzymywanie się za pomocą różnych działań
w stanie "zaleczenia".
Skoro tak się upierasz przy tej terminologii:
Nikomu na całym świecie nie udaje się WYleczyć (czyli przywrócić chorym
tkankom ich poprzedni stan z przed choroby). Wszystko płynie...
tak jak nie da się dwa razy wejść do tej samej rzeki. Czas płynietylko
w jedną stronę, życie też płynie tylko w jedną stronę. I każde
doświadczenie/bodziec pozostawia ślad.
> Mnie nie chodzi o idealne definicje - mi chodzi o to, że jak się komuś mówi,
> że się go wyleczy, to się ma na myśli, że on po leczeniu nie musi się
> dietować, czy przyjmować leków - po prostu, a nie przyjmować je, czy być na
> diecie cały czas.
Otóż to. Rozjechało nam się żywienie z leczeniem. A to właśnie jedzenie
powinno być jednocześnie lekarstwem. A jeśli jedzenie nie utrzymujenas
w stanie zdrowia, to powoli zaczynamy odczuwać jakieś dolegliwości,
czyli wyraźnie coś w tym jedzeniu nam szkodzi, albo czegoś w nim
brakuje, co z kolei zmusza nas do brania leków. I - jeśli nadal się
żywimy tak samo jak przed zachorowaniem - to nadal musimy jego skutki
zaleczać lekami. Błędne koło szkodliwej diety zaleczanej lekami, można
przerwać tylko w jeden sposób - ZMIENIĆ rodzaj żywienia (cokolwiek to
znaczy), jaki stosowaliśmy dotychczas na mniej szkodliwy dla zdrowia.
> Nie , zakładam, że kompletnie zdrowy człowiek, jest zdrowy i nie musi się
> leczyć - jedzenie się tu przypadkiem zaplątało jako "forma leczenia" i jest
> naprawdę drugorzędne w tej dyskusji.
(No dobrze, dla uproszczenia - na potrzeby tej dyskusji - umówmy się,że
istnieje taka abstrakcja jak "kompletnie zdrowy człowiek").
Niestety, czy nam się to podoba, czy nie - jedzenie jest w ścisłej
korelacji ze zdrowiem. To współczesna medycyna i farmacja do spółki
z agresywnym rynkiem produktów cukrowych wypaczyły nam obraz tej
zależności usuwając w cień znaczenie prawidłowego odżywiania (cokolwiek
to znaczy).
>>I tak jak żołądek, to nie worek, do którego wystarczy wsadzićbalonik i
>>po problemie,
>
> Nikt tak nie twierdził, zobacz następne posty Puchatki.
Ale to chirurdzy tak potraktowali żołądek Puchatki za pomocą swojej
kuszącej balonikowej oferty. Ja nie potępiam Puchatki za jej desperacką
decyzję, zawsze takim ludziom współczuję, bo sama wiele przeszłam i
wiem, jak to jest, gdy człowiek próbuje (u progu XXI wieku!) szukać
ratunku poza konwencjonalną medycyną, bo ta - nagminnie jest bezradna.
Potępiam takich lekarzy, którzy bazując na swym autorytecie stosują
coraz bardziej szkodliwe metody "leczenia".
> Ale tak samo jest z DO - jako dieta odchudzająca, jest tak jak balonik
> skuteczna póki jest - nie leczy a zaleczą. Jak się ją lub jego usunie, to
> niestety - problem nadwagi wraca.
?Usuwać ze swojego żywienia żywienie, które nam zapewnia dobre
samopoczucie? I na co zmienić? Na jedzenie roślinne? Zrozum, nasz
organizm przez miliony lat został przystosowany do żywienia się
pokarmami pochodzenia zwierzęcego + dawniejsza umiejętność trawienia
roślin z jeszcze starszych PRZEDLUDZKICH epok, to wszystko mamy w
genach. Bez żywienia się tłuszczem zwierzęcym NIGDY byśmy nie stali się
Homo sapiens. Jedzenie tłuszczu zwierząt - to był przełom w naszym
pochodzeniu. I dopiero od tego momentu zaczęła się ewolucja w kierunku
Homo sapiens. Nie podcina się gałęzi, na której się siedzi.
> Puchatka słusznie zauważyła, że "wyleczyć" otyłość można tylko w jeden dość
> drastyczny sposób.
Nie zgadzam się. Prawidłowym odżywianiem można stopniowo (ale za to
skutecznie) przywrócić prawidłowy metabolizm. Niestety, ludziom nie
starcza cierpliwości, nie wspomnę o tym, że nie każdy dobrze zna
biochemię, anatomię i fizjologię organizmu człowieka, ba, nawet
fachowcom to zdarza się, bo ciągle "odkrywają" coś nowego. Oczywiście,
zapewne istnieje jakiś BARDZO MAŁY procent ludzi z wadą genetyczną,
która uniemożliwia trawienie tłuszczu, co zmusza delikwenta do omijania
go w diecie, ale na jakiej podstawie tyle się mówi o tych wadach
genetycznych, jeżeli nie wykonuje się nawet przesiewych badań
genetycznych?
Są zbyt kosztowne i robi się je bardzo sporadycznie w szczególnych
przypadkach, albo ludziom, którzy mają dużo kasy i stać ich na ten
luksus. Jeżeli faktycznie ktoś ma taką wadę, to powinna się onaujawnić
nadmierną otyłością już we wczesnym dzieciństwie. A więc szybko byłaby
zdiagnozowana i od niemal początku życia dziecka stosowano by u niego
odpowiednią dietę. A więc, jeżeli ktoś w wieku dojrzałym nagle zaczyna
tyć to ma wadę NABYTĄ (a nabyte można leczyć), a nie wrodzoną, jak się
powszechnie ludzi straszy.
>>>Wyleczony to taki co się leczył, np. stosował dietę i w wynikutego
> został wyleczony i nie musi jej stosować.
Ale MUSI stosować prawidłowe żywienie (cokolwiek to znaczy) - jeśli nie
chce znowu zachorować.
>>...i może żreć każde badziewo?
>
> Może, nikt nie zabrania.
Jasne, że w tym sensie - może, ale wtedy nie może oczekiwać, żezawsze
będzie zdrowy.
>>Źle to rozumujesz, powinnaś napisać: "po zaprzestaniu prawidłowego
>>odżywiania... (cokolwiek to znaczy!) ...symptomy choroby powracają
>>wraz z ponownym codziennym TRUCIEM organizmu, to znaczy że wróciliśmy
>>do choroby."
>
> Bo nie było stanu wyleczenia, tylko zaleczenie.
Popatrz na RTG swojej nogi po leczeniu wcześniejszego złamania.
Każdy ortopeda rozpozna, że ta noga była kiedyś złamana, a więc kość nie
odzyskała swojego dawnego idealnego kształtu, zawsze pozostaje śladpo
złamaniu. Czy wobec tego masz prawo powiedzieć, że zostałaś wyleczona,
czy tylko zaleczona? Oczywiście dla mnie jest to jednak wyleczenie. Co
nie znaczy, że znowu możesz jeść cokolwiek bez zwracania uwagi najakość
pokarmu, choćby dlatego, że narażasz w ten sposób swoje kości na
przykład na kruchość i łatwość ponownego złamania w innym miejscu.
Pomijam tu wypadki szczególne, w których następują złamania mimo
prawidłowej budowy (i odżywiania) kości.
Krystyna
› Pokaż wiadomość z nagłówkami
36. Data: 2004-07-31 18:28:53
Temat: Re: balonik w zoladkuSat, 31 Jul 2004 13:19:09 +0200, na pl.misc.dieta, Krystyna*Opty*
napisał(a):
> Żołądek świetnie wyczuwa, że dostał to, co potrzebuje i wyłączając uczucie
> dalszej chęci jedzenia mówi, że więcej nie chce, mimo, że nie jest
> wypełniony po brzegi.
Nie ma co dłużej ukrywać faktu, że żołądki na DO, praktykowanej sumiennie i
z należytą atencją, zaczynają po niejakim czasie mówić ludzkim głosem. Jest
to kolejny argument przemawiający za tym, by dr Kwaśniewski otrzymał
nareszcue tak zasłużoną nagrodę Nobla.
puchaty (na DO od 13:19 bieżącego dnia)
› Pokaż wiadomość z nagłówkami
37. Data: 2004-08-02 13:06:51
Temat: Re: balonik w zoladku
Użytkownik "Krystyna*Opty*" <K...@o...pl> napisał w wiadomości
news:cefv72$pi5$1@news.onet.pl...
>Widzisz, łatwiej (z punktu widzenia trawienia) rezygnować
>z różnorodności żywieniowej, niż do niej wracać.
To po co tyle ograniczacie? Przecież DO to litania ograniczeń - tego nie
jedz, tamtego nie jedz, to trujące, tamto szkodliwe.
Przygania kocioł garowi, a sam smali. :->
> Dlatego łatwiej zrezygnować z jedzenia
>mięsa (wegetarianizm), niż ponownie odbudować specyfikę enzymatyczną
>wszystkożercy i z wegetarianizmu przejść na dietę z mięsem.
Pierwsze słyszę - masa ludzi raz je, raz nie je mięsa przez dłuższy czas nie
mogąc się zdecydować i jakoś nie maja problemów "przystosowawczych". IMHO -
to mit.
>Dlatego roślinożernej krowie befsztyk zaszkodzi,
Litości - bez takiej demagogii proszę. Krowa jest roślinożerna, bo jest
roślinożerna, a nie bo nie jadła befsztyku od roku.
Człowiek jest wszystkożerny, bo jest wszystkożerny, po prostu.
>Po prostu dieta z mięsem nie wymusza (uczuciem apetytu) wypełnienia
>żołądka objętością pokarmową, aby osiagnąć uczucie nasycenia. Żołądek
Sęk w tym, że bazujesz na jakichś swoich wyobrażeniach ile to ja jadam - nie
jadam dużo, a ociężałość po posiłku oznacza, ze najadło się czegoś tak
ciężkostrawnego że nie ma się już na nic siły.
Jakoś mało przekonująca wizja.
Wolę obecny stan - świadomości najedzenia bez ociężałości i możliwości np.
skupienia się na czytaniu czy rozmawianiu po posiłku a nie automatyczne
zasypianie.
>A jest wręcz przeciwnie - jest jak najbardziej "tak" - ale
> to psychika musi się przystosować, nie ciało.
>Błąd. To jest już gwałt na własnej psychice.
Wręcz przeciwnie - ludzka psychika jest nienasycona - ciału na ogół to
szkodzi i trzeba się potem dietować. :-)
>Nawet na przykładzie Twojej złamanej wcześniej nogi można stwierdzić, że
>kompletny powrót do stanu przed chorobą jest nierealny.
? Nie rozumiem - noga jest zdrowa, działa, nie przysparza żadnych problemów,
nie wymaga rehabilitacji, leków, diety.
Nawet nie pamiętam która to była.
>tak jak nie da się dwa razy wejść do tej samej rzeki. Czas płynietylko
>w jedną stronę, życie też płynie tylko w jedną stronę. I każde
>doświadczenie/bodziec pozostawia ślad.
Ślad może być, jak masz bliznę to nie znaczy że jesteś chora. Ale jeśli z ta
blizna łączy się jakiś niedowład kończyn i konieczność stałego leczenia,
rehabilitacjoi itp. - to nie jest się wyzdrowiałym.
>Otóż to. Rozjechało nam się żywienie z leczeniem.
No i w porządku, ale jak cos jest cały czas jedynie zaleczane dietą, to jest
zaleczone a nie wyleczone.
>?Usuwać ze swojego żywienia żywienie, które nam zapewnia dobre
>samopoczucie? I na co zmienić? Na jedzenie roślinne?
I co w tym takiego strasznego?
Wydaje mi się że jedyne co może być dla niektórych w tym straszne to fakt,
że jedyniesłusznaidea, nie jest jedyniesłuszna.
>Zrozum, nasz
>organizm przez miliony lat został przystosowany do żywienia się
>pokarmami pochodzenia zwierzęcego + dawniejsza umiejętność trawienia
>roślin z jeszcze starszych PRZEDLUDZKICH epok, to wszystko mamy w
>genach. Bez żywienia się tłuszczem zwierzęcym NIGDY byśmy nie stali się
>Homo sapiens. Jedzenie tłuszczu zwierząt - to był przełom w naszym
>pochodzeniu. I dopiero od tego momentu zaczęła się ewolucja w kierunku
>Homo sapiens. Nie podcina się gałęzi, na której się siedzi.
Wybacz, ale ja mam wysypkę od zbyt dużej ilości ideolog popartej mglistymi
faktami za które żaden szanujący się badacz nie dał by sobie ręki uciąć.
Zaczyna mnie swędzieć tu i tam. ;-)))
> Puchatka słusznie zauważyła, że "wyleczyć" otyłość można tylko w jeden
dość
> drastyczny sposób.
>Nie zgadzam się. Prawidłowym odżywianiem można stopniowo (ale za to
>skutecznie) przywrócić prawidłowy metabolizm.
Ale nie zlikwiduje tendencji "przyzwyczajonej" do tycia tkanki tłuszczowej,
do tycia właśnie.
Można ją ew. odessać. O tym piszę.
W innych wypadkach pozostaje dieta - czyli nagminne "zaleczanie"
>Popatrz na RTG swojej nogi po leczeniu wcześniejszego złamania.
>Każdy ortopeda rozpozna, że ta noga była kiedyś złamana, a więc kość nie
>odzyskała swojego dawnego idealnego kształtu, zawsze pozostaje śladpo
>złamaniu. Czy wobec tego masz prawo powiedzieć, że zostałaś wyleczona,
>czy tylko zaleczona?
Wyleczona - bo noga się zrosła, działa bez zarzutu, nie potrzebuje żadnych
dodatkowych "wspomagaczy".
>Oczywiście dla mnie jest to jednak wyleczenie. Co
>nie znaczy, że znowu możesz jeść cokolwiek bez zwracania uwagi na jakość
>pokarmu, choćby dlatego, że narażasz w ten sposób swoje kości na
>przykład na kruchość i łatwość ponownego złamania w innym miejscu.
>Pomijam tu wypadki szczególne, w których następują złamania mimo
>prawidłowej budowy (i odżywiania) kości.
Ale jakie jeść znowu na miłość boską?
Złamałam nogę w wypadku jakieś 25 lat temu- jakby zamiast mojej nogi była
tam rura żelazna to tez by się pewnie złamała albo odkształciła. To był
niezły "upadek" i szczerze się cieszę, że tylko noga mi pękła a nie jeszcze
parę rzeczy. :-)
Sowa
P.S.
W czym piszesz posty? - to coś robi tak, że nie robią się automatycznie te
"ptaszki" oznaczające cytat - wszystko trzeba ręcznie wklepywać.
› Pokaż wiadomość z nagłówkami
38. Data: 2004-08-02 14:16:24
Temat: Re: balonik w zoladku> Użytkownik "Krystyna*Opty*" <K...@o...pl> napisał w wiadomości
> news:cefv72$pi5$1@news.onet.pl...
> >Bez żywienia się tłuszczem zwierzęcym NIGDY byśmy nie stali się
> >Homo sapiens. Jedzenie tłuszczu zwierząt - to był przełom w naszym
> >pochodzeniu. I dopiero od tego momentu zaczęła się ewolucja w kierunku
> >Homo sapiens. Nie podcina się gałęzi, na której się siedzi.
Pomijajac juz pytanie o zrodlo twojego przekonania o tym, ze to jedzenie
_tluszczu_ zwierzecego, a nie np. zrywanie _owocow_ z drzew doprowadzilo nas
do punktu, w ktorym sie obecnie znajdujemy, po raz kolejny zapytam, juz
nawet nie liczac na odpowiedz, bo na poprzednie pytania nie padla: czy
dlatego, ze swego czasu niewolnictwo stanowilo naped cywilizacji, powinnismy
dzis je rowniez kultywowac, aby nie podcinac galezi, na ktorej siedzimy? Czy
dalej powinnismy okladac sie koscmi po glowach i zjadac _nawzajem_, co
bezsprzecznie w historii ludzkosci mialo miejsce i nie bylo niczym
niezwyklym czy marginalnym? Czy powinnismy dzis usmiercac kalekie noworodki
tylko dlatego, ze kiedys taka selekcja pozwolila naszemu gatunkowi urosnac w
sile? Czy mezczyzni powinni gwalcic wszystkie napotkane na swej drodze
kobiety, bo kiedys bylo to na porzadku dziennym i rowniez dzieki temu
jestesmy tu i teraz?
--
Kto zna się na biochemii ten wie że tkanka tłuszczowa tworzy się z cukrów. Cząsteczki
tłuszczu nie są w stanie przeniknąć przez błonę komórkową w głąb komórki tłuszczowej.
- Janusz Baczyński
› Pokaż wiadomość z nagłówkami
39. Data: 2004-08-02 15:15:30
Temat: Re: balonik w zoladku> Pomijajac juz pytanie o zrodlo twojego przekonania o tym, ze to jedzenie
> _tluszczu_ zwierzecego, a nie np. zrywanie _owocow_ z drzew doprowadzilo
nas
> do punktu, w ktorym sie obecnie znajdujemy,
to sie nazywa (z francuska) archéo-antropologie (polskiego odpowiednika nie
znam). Po angielsku na pewno cos znajdziesz w tym temaci. Ale cos mi sie
zdaje ze bedzie tak jak z gepardami :)
>po raz kolejny zapytam, juz
> nawet nie liczac na odpowiedz, bo na poprzednie pytania nie padla: czy
> dlatego, ze swego czasu niewolnictwo stanowilo naped cywilizacji,
powinnismy
> dzis je rowniez kultywowac, aby nie podcinac galezi, na ktorej siedzimy?
czy masz jak zrodla potwierdzajace to stwierdzenie? Bo nigdy i nigdzie
niewolnicy nie byli "napedem" postepu. Byli biernym narzedziem (tylko i
wylacznie) i zawsze i wrzedzie wolni pracownic byli wydajniejszym i
skuteczniejszym "motorem" napedowym postepu. Na margnesie dodam ze piramidy
zbudowne zostaly przez WOLNYCH(!!!) pracownikow najemnych. Oczywiscie nie
licze na podanie zrodel potwierdzajacych twoje stwierdzenia bo Cooler mylic
sie nie moze! (gepardy sie klaniaja :))
>Czy
> dalej powinnismy okladac sie koscmi po glowach i zjadac _nawzajem_, co
> bezsprzecznie w historii ludzkosci mialo miejsce i nie bylo niczym
> niezwyklym czy marginalnym?
przeszadza ze ludzie dzieki temu ze stali sie mysliwymi (wczesniej rowniez
padlinozercami) i zaczeli sie regularnie odzywiac miesem i tluszczem
zwerzecym rozwineli swoje mozliwosco intelektualne!?
>Czy powinnismy dzis usmiercac kalekie noworodki
> tylko dlatego, ze kiedys taka selekcja pozwolila naszemu gatunkowi urosnac
w
> sile? Czy mezczyzni powinni gwalcic wszystkie napotkane na swej drodze
> kobiety, bo kiedys bylo to na porzadku dziennym i rowniez dzieki temu
> jestesmy tu i teraz?
to sie nazywa zawracanie kijem Wisly i proba naginania histoii ludzkosco do
jedynie slusznej teorii, ze wegetarinizm to przyszlosc ludzkosci
Jurek
› Pokaż wiadomość z nagłówkami
40. Data: 2004-08-02 18:59:47
Temat: Re: balonik w zoladkuUżytkownik Marcin 'Cooler' Kuliński napisał:
>>Użytkownik "Krystyna*Opty*" <K...@o...pl> napisał w wiadomości
>>news:cefv72$pi5$1@news.onet.pl...
>
>>>Bez żywienia się tłuszczem zwierzęcym NIGDY byśmy nie stali się
>>>Homo sapiens. Jedzenie tłuszczu zwierząt - to był przełom w naszym
>>>pochodzeniu. I dopiero od tego momentu zaczęła się ewolucja w kierunku
>>>Homo sapiens. Nie podcina się gałęzi, na której się siedzi.
>
> Pomijajac juz pytanie o zrodlo twojego przekonania o tym, ze to jedzenie
> _tluszczu_ zwierzecego, a nie np. zrywanie _owocow_ z drzew doprowadzilo nas
> do punktu, w ktorym sie obecnie znajdujemy,
Ot, chociażby tu:
http://serwisy.gazeta.pl/zdrowie/1,51220,62437.html
Tylko się skup na TREŚCI... ;)
Skoro chcesz wierzyć w sukces rozwoju umysłu ludzkiego dzięki
owocożerstwu, to będziesz w to nadal wierzył i przekonywanie Cię jest
bezcelowe.
po raz kolejny zapytam, juz
> nawet nie liczac na odpowiedz,
Nawet nie powinieneś. Przecież jestem dla Ciebie persona non grata.
bo na poprzednie pytania nie padla: czy
> dlatego, ze swego czasu niewolnictwo stanowilo naped cywilizacji,
Błędne założenie. No i temat OT, w końcu co balonik ma wspólnego z
niewolnictwem? Chociaż... jak by się uprzeć...
powinnismy
> dzis je rowniez kultywowac, aby nie podcinac galezi, na ktorej siedzimy?
A co ma nasza ewolucja wspólnego z niewolnictwem? Mieszasz rzeczy
nieprzystawalne.
Czy
> dalej powinnismy okladac sie koscmi po glowach i zjadac _nawzajem_, co
> bezsprzecznie w historii ludzkosci mialo miejsce i nie bylo niczym
> niezwyklym czy marginalnym?
A czyż małpy owocożerne nie okładają się po głowach (niekoniecznie kośćmi)?
A czyż obecnie ludzie nie okładają się po głowach? (i żeby TYLKO się
okładali... przy czym wegetarian bym nie wykluczała).
Czy powinnismy dzis usmiercac kalekie noworodki tylko dlatego,
> ze kiedys taka selekcja pozwolila naszemu gatunkowi urosnac w
> sile?
Znowu błędne założenie. Skąd taki pomysł, że ekspansja ludzkiego gatunku
i rozwoju cywilizacji, to zasługa niewolnictwa i selekcji kalek? Może
wyczytałeś to u Singera?
Odnośnie pytania.
To zależy od indywidualnej sytuacji i decyzji osób do tego powołanych i
bezpośrednio zainteresowanych. Czasem śmierć jest mniejszym złem, ale
najważniejszym bodaj kryterium jest CIERPIENIE. Kwestią jest tylko
rozmiar tego cierpienia i rokowanie na przyszłość, ale od tego są
eksperci i to oni - czy chcą czy nie - w swej pracy dość często muszą
podejmować trudne decyzje, jakie niesie samo życie.
Natomiast ludzka moralność bezwzględnie powinna zmierzać w kierunku
ZAPOBIEGANIA szerzeniu się wad wrodzonych, a w tym ma swój kluczowy
udział codzienne żywienie się matki w czasie ciąży, unikanie specyfików
chemicznych, konserwantów itp. nie wspomnę o używkach.
Czy mezczyzni powinni gwalcic wszystkie napotkane na swej drodze
> kobiety, bo kiedys bylo to na porzadku dziennym i rowniez dzieki temu
> jestesmy tu i teraz?
Hm... chciałbyś... ;>
A serio.
Jest to cecha często spotykana wśród zwierząt, zapewne wśród naszych
praprzodków również, ale zgodna z ich naturą. Natomiast człowiek ma
wyobraźnię, poczucie sprawiedliwości, stworzył kulturę, normy prawne
itp. Niestety, coraz częściej objaw owego zezwierzęcenia spotyka się
wśród ludzi i obecnie. Badaniem tego zjawiska powinni się zająć
naukowcy, a nie tylko specjaliści od sankcji karnych, ponieważ bardzo
często ma ono podłoże chorobowe. Ale czy komuś na tym zależy, aby ono
się zmniejszało? Nikt nie ma w tym interesu. Łatwiej eliminować
indywidualne jednostki z życia społecznego wsadzając do więzienia, niż
metodycznie prowadzić poważne i szeroko zakrojone badania. Ja nawet,
szczerze mówiąc, współczuję wielu dewiantom, ponieważ ich niebezpieczne
dla innych osób czyny wynikają z patologii, na przykład ogromnej
nadpobudliwości seksualnej. Oczywiście nie bronię tu ich poczynań,
ponieważ robią innym wielką krzywdę, ale chodzi o to, że osadzenie ich w
więzieniu nie rozwiązuje problemu, nie leczy ich, nie zapobiega innym
gwałtom, ba, po wyjściu na wolność nadal robią to samo, bo
- nie jest to kwestia WINY I KARY, przyczyną jest patologicznie
funkcjonujący organizm dewianta, można by powiedzieć, że jest on
swoistym niewolnikiem patologicznych potrzeb.
Zresztą wiadomo nie od dziś, że jest bardzo wiele takich niezbadanych
"białych plam", pytanie tylko, czy ktoś je widzi.
Krystyna
› Pokaż wiadomość z nagłówkami
« poprzedni wątek | następny wątek » |