« poprzedni wątek | następny wątek » |
1. Data: 2005-11-14 15:20:05
Temat: dzieci (wybitnie) zdolneDrodzy Grupowicze, proszę podzielcie się ze mną swoją wiedzą, obserwacjami i
doświadczeniem w podejściu do dzieci zdolnych w podstawówkach. Trafił mi się
taki egzemplarz (8 lat), na który w szkole oprócz ograniczeń, zakazów,
nakazów nie ma innego pomysłu, a problem jest o tyle istotny, że z nudów i
frustracji pojawiły się problemy wychowawcze, na całe szczęście tylko w
szkole. W pierwszej klasie miał nauczyciela, który widział potrzebę
rozszerzenia programu, ale był mu potrzebny stosowny papier z poradni
pedagogiczno-psychologicznej. Niestety procedura zdobycia takiego dokumentu
zajęła nam kilka miesięcy (czekanie na badanie, potem opinię), tak więc
dotarł on już do nowego nauczyciela z początkiem tego roku szkolnego, który
zdecydowanie stwierdził, że nie widzi takiej potrzeby. Do tego nauczyciel ma
aspiracje bycia autorytetem, a nie nauczycielem, co m.in. objawia się
brakiem otwartości na dialog z rodzicami, bo tylko on ma rację, "to mnie nie
interesuje", o braku kultury wypowiedzi już nie wspomnę, bo to jestem w
stanie przełknąć, gdyby rozmowa prowadziła do jakichś konstruktywnych
wniosków.
Obiło mi się o uszy/oczy, że szkoła ma ustawowy obowiązek zapewnienia
dzieciom zdolnym odpowiedniego programu nauczania. Jak to wygląda w
praktyce? Czy w ogóle jest sens toczyć o to boje, gdy nauczyciel nawet po
wydaniu polecenia przez dyrektora przejawia postawę "i tak będzie na moim"?
Zmieniać szkołę? Jak szukać szkoły, która będzie potrafiła na tyle zająć
młodego człowieka, aby sam sobie nie organizował czasu?
pozdrawiam
Moemi
› Pokaż wiadomość z nagłówkami
Zobacz także
2. Data: 2005-11-14 20:52:54
Temat: Re: dzieci (wybitnie) zdolneMoemi <m...@n...vp.pl> napisał(a):
> Obiło mi się o uszy/oczy, że szkoła ma ustawowy obowiązek zapewnienia
> dzieciom zdolnym odpowiedniego programu nauczania. Jak to wygląda w
> praktyce?
W praktyce wygląda tak, że zaświadczenie z poradni sobie, a dziecko
sobie. Zazwyczaj takie nadzwyczajne zdolności wyrównują się, dzięki
wysiłkom szkoły najdalej w 4 klasie.
Też myślałam o czymś w rodzaju indywidualnego toku, ale ciało
pedagogiczne miało większą bezwładność.
--
.......:: s i w a ::.......
.:: JID:s...@j...org ::.
› Pokaż wiadomość z nagłówkami
3. Data: 2005-11-15 09:10:02
Temat: Re: dzieci (wybitnie) zdolne
Użytkownik "siwa" :
> W praktyce wygląda tak, że zaświadczenie z poradni sobie, a dziecko
> sobie. Zazwyczaj takie nadzwyczajne zdolności wyrównują się, dzięki
> wysiłkom szkoły najdalej w 4 klasie.
> Też myślałam o czymś w rodzaju indywidualnego toku, ale ciało
> pedagogiczne miało większą bezwładność.
>
Z własnego doświadczenia (dwa takie egzemplarze) dodam, że sytuacja
zdecydowanie się poprawia po trafieniu do _dobrego_ liceum.
A na razie pozostaje rozwijać zainteresowania samodzielnie, nie oglądając
się na szkołę.
Podsuwać do czytania odpowiednie książki, rozmawiać ile się da.
Na etapie gimnazjum nauczyciele się tylko cieszą, że mają takiego, który
startuje w olimpiadach, ale przeważnie z nim i tak nie pracują.
Pozdrowienia.
Basia
(i Michał na indywidualnych studiach matematyczno-przyrodniczych i Maciek,
który wczoraj startował w olimpiadzie biologicznej, a dziś ma chemiczną).
› Pokaż wiadomość z nagłówkami
4. Data: 2005-11-15 12:29:33
Temat: Re: dzieci (wybitnie) zdolneJak to wygląda w
> praktyce? Czy w ogóle jest sens toczyć o to boje, gdy nauczyciel nawet po
> wydaniu polecenia przez dyrektora przejawia postawę "i tak będzie na
moim"?
> Zmieniać szkołę? Jak szukać szkoły, która będzie potrafiła na tyle zająć
> młodego człowieka, aby sam sobie nie organizował czasu?
>
> pozdrawiam
> Moemi
>
Moja córka dopiero w II klasie gimnazjum przeszła na indywidualny tok
nauczania z matematyki (również przechodziła badania w poradni). W szkole
podstawowej (skończyła ze średnią 6.0) mieli satysfakcję. że reprezentuje
szkołę w olimpiadach i onkursach - i właściwie ja ją do nich
przygotowywałam. Nie robili nic w kierunku jej rozwoju. Po szkole miała
wiele intereujących ją zajęć (trenowała szermierkę, grała na pianinie,
uczyła się języka angielskiego itp.)
Michalina
› Pokaż wiadomość z nagłówkami
5. Data: 2005-11-15 13:07:11
Temat: Re: dzieci (wybitnie) zdolne
Użytkownik "Basia Z."
>
> Użytkownik "siwa" :
>
>> W praktyce wygląda tak, że zaświadczenie z poradni sobie, a dziecko
>> sobie. Zazwyczaj takie nadzwyczajne zdolności wyrównują się, dzięki
>> wysiłkom szkoły najdalej w 4 klasie.
>> Też myślałam o czymś w rodzaju indywidualnego toku, ale ciało
>> pedagogiczne miało większą bezwładność.
>>
>
> Z własnego doświadczenia (dwa takie egzemplarze) dodam, że sytuacja
> zdecydowanie się poprawia po trafieniu do _dobrego_ liceum.
Czasów, kiedy mój syn pójdzie do liceum, to raczej nie dożyję ;) Niestety, z
punktu widzenia naszego systemu edukacji, popełniłam masę błędów
wychowawczych, dając dziecku dość szeroki zakres swobody w wyrażaniu siebie
i swoich potrzeb, ucząc go, że na szacunek zasługuje każdy człowiek,
niezależnie od wieku, że ma prawo zadawać pytania i oczekiwać odpowiedzi, że
jego wartość polega na tym, że po prostu jest, tylko, itp.itd.
A moje zainteresowanie tym tematem nie wynika z jakichś moich ambicji, bo w
końcu za moich czasów nikomu się nie śniło o rozszerzaniu programu dla
dzieci zdolnych i jakoś sobie takie jednostki radziły, ale jak już pisałam
zaczęły się problemy natury wychowawczej tj. spacerowanie sobie po klasie w
czasie lekcji, huśtanie się w ławce, zadawanie "głupich" pytań, samodzielnym
organizowaniu sobie czasu po wykonaniu zadania, kiedy reszta klasy jeszcze
pisze, czy humorystyczne komentarze do czytanek czy obrazków w ćwiczeniach
niezgodnych z sugestiami autorów podręcznika, ignorowanie poleceń
nauczyciela, o odzywkach i gestach wobec
autorytarnego nauczyciela już nie wspomnę, bo sama dostaję gęsiej skórki.
Wiele z tego udało nam się wyeliminować, ale kwestia wysiedzenia nieruchomo
w ławce przez 4 godziny, gdy wieje nudą nadal jest wielkim problemem. Pytań
już nie zadaje, bo pani i tak nie odpowiada.
Poprzedni nauczyciel w pierwszej klasie podchodził do tego ze zrozumieniem i
odpowiednim dystansem, wiele z tych zachowań oceniając pozytywnie.
Teraz będę pisać o czymś, o czym mam blade pojęcie, ale może zrozumiecie ;).
Poprzedniej nauczycielce, która była zwolenniczką programu autorskiego (tak
to określiła), na który pani dyrektor nie wyrażała zgody, kilka razy
poprowadziła takie zajęcia i stwierdziła, że moje dziecko było najbardziej
zaangażowane, skupione i szczęśliwe, żadnych oznak znudzenia. Ponieważ moje
nadzieje na osiągnięcie czegokolwiek w tej szkole rozpływają się, jak we
mgle, coraz częściej myślę o zmianie szkoły, tylko że chciałabym uniknąć
eksperymentów na dziecku i zanim gdzieś go przeniosę chcę mieć pewność, że
trafi pod skrzydła pedagoga, który jeśli już nie będzie wspierał jego
rozwoju, to przynajmniej nie będzie go tłumił, tępił i karał. Problem polega
na tym, że za bardzo nie wiem, jak takich szkół szukać, o co pytać, jak to
to się fachowo nazywa i na czym polega? Ponoć takie szkoły istnieją.
pozdrawiam
Moemi
› Pokaż wiadomość z nagłówkami
6. Data: 2005-11-15 13:26:20
Temat: Re: dzieci (wybitnie) zdolne
Użytkownik "Moemi" :
> Teraz będę pisać o czymś, o czym mam blade pojęcie, ale może zrozumiecie
;).
> Poprzedniej nauczycielce, która była zwolenniczką programu autorskiego
(tak
> to określiła), na który pani dyrektor nie wyrażała zgody, kilka razy
> poprowadziła takie zajęcia i stwierdziła, że moje dziecko było najbardziej
> zaangażowane, skupione i szczęśliwe, żadnych oznak znudzenia. Ponieważ
moje
> nadzieje na osiągnięcie czegokolwiek w tej szkole rozpływają się, jak we
> mgle, coraz częściej myślę o zmianie szkoły, tylko że chciałabym uniknąć
> eksperymentów na dziecku i zanim gdzieś go przeniosę chcę mieć pewność, że
> trafi pod skrzydła pedagoga, który jeśli już nie będzie wspierał jego
> rozwoju, to przynajmniej nie będzie go tłumił, tępił i karał. Problem
polega
> na tym, że za bardzo nie wiem, jak takich szkół szukać, o co pytać, jak to
> to się fachowo nazywa i na czym polega? Ponoć takie szkoły istnieją.
>
Mam pojęcie o czym piszesz, poniewaz moje dzieci miały w swoich szkołach
szczęście trafiać na takich nauczycieli.
Zdecydowanie nie wszystkich, ale byli tacy. Określiłabym ich liczbę tak
mniej więcej na 50 % czyli nie jest tak źle.
Dodam ze były to normalne publiczne szkoły "z rejonu" a nie żadne szkoły
społeczne czy prywatne.
Co pomagało przy pracy:
- praca w grupach, kiedy liczą się nie osiągnięcia jednego dziecka, ale
całej grupy - korzystali zresztą z tego i ci zdolniejsi i słabsi.
Taki sam stopień uzyskiwała cała grupa. To było bardzo częste, np. spotykali
się u kogoś w domu aby wspólnie opracować słuchowisko radiowe na zadany
temat. Na lekcjach również bardzo często pracowali w grupach. Zresztą
uwielbiali to.
- w starszych klasach dużo eksperymentowania, zwłaszcza na lekcjach takich
jak biologia, fizyka, chemia.
- w młodszych klasach nauka "zintegrowana" - np. idziemy do parku w ramach
zajęć WF ale przy okazji poznajemy drzewa.
A o co pytać ?
Nie ma pojęcia.
Moze by tak zajrzeć na stronę Gazety Wyborczej jakie są "szkoły z klasą" ?
Ale i tak najwięcej zależy od nauczyciela na jakiego się trafi.
Nauczyciel o którym piszesz zdecydowanie nie powinien nim być.
Pozdrowienia.
Basia
› Pokaż wiadomość z nagłówkami
7. Data: 2005-11-15 13:38:32
Temat: Re: dzieci (wybitnie) zdolneUżytkownik "Moemi" <m...@n...vp.pl> napisał w wiadomości
news:dlcmi9$p20$1@atlantis.news.tpi.pl...
> Czasów, kiedy mój syn pójdzie do liceum, to raczej nie dożyję ;) Niestety,
> z
> punktu widzenia naszego systemu edukacji, popełniłam masę błędów
> wychowawczych, dając dziecku dość szeroki zakres swobody w wyrażaniu
> siebie
> i swoich potrzeb, ucząc go, że na szacunek zasługuje każdy człowiek,
> niezależnie od wieku, że ma prawo zadawać pytania i oczekiwać odpowiedzi,
> że
> jego wartość polega na tym, że po prostu jest, tylko, itp.itd.
Nie jesteś z tym sama :-)
> samodzielnym
> organizowaniu sobie czasu po wykonaniu zadania, kiedy reszta klasy jeszcze
> pisze, czy humorystyczne komentarze do czytanek czy obrazków w ćwiczeniach
> niezgodnych z sugestiami autorów podręcznika, ignorowanie poleceń
> nauczyciela, o odzywkach i gestach wobec
> autorytarnego nauczyciela już nie wspomnę, bo sama dostaję gęsiej skórki.
No moje dziecko nie chodzi po klasie, ale w tym roku dorysowuje różne dziwne
rzeczy rysunkom w podręczniku, ignoruje polecenia nauczycielki, o odzywkach
również nie wspomnę :-)
> Poprzedni nauczyciel w pierwszej klasie podchodził do tego ze zrozumieniem
> i
> odpowiednim dystansem, wiele z tych zachowań oceniając pozytywnie.
Nasze dzieci miały tę samą panią? :-) Macka pani niestety przeszła na
emeryturę i na trzecią klasę dziecię dostało nową panią. Od tamtej przez dwa
lata nie usłyszałam słowa skargi na zachowanie syna. W tym roku słyszę dość
często (dzisiaj jestem po półgodzinnej rozmowie z panią).
>Problem polega
> na tym, że za bardzo nie wiem, jak takich szkół szukać, o co pytać, jak to
> to się fachowo nazywa i na czym polega? Ponoć takie szkoły istnieją.
Szkół dobrych jest wiele, ale w każdej właściwie znajdą się nauczyciele,
którzy są typami autorytarnymi.
Mam nadzieję, że w następnych klasach Maciek trafi jednak na tych lepszych.
Teraz mu tłumaczę, że są różni nauczyciele i dla jego własnego dobra
powinien niektóre rzeczy przemilczeć. Z matematyki na szczęście może
wykonywać ćwiczenia do przodu, tzn. klasa własnie kończy pierwszą część
ćwiczeń, on jest w połowie drugiej. Może spróbuj porozmawiać z panią, czy
Twój syn mógłby tak robić? Może zaproponuj, że sama mu kupisz jakieś
dodatkowe ćwiczenia, które mógłby robić wtedy, gdy skończy szkolne, a klasa
jeszcze pracuje? Ja w ubiegłym roku, gdy Maciek w połowie maja skończył
ćwiczenia z matematyki, kupiłam mu innego wydawnictwa do klasy 3 i on je
rozwiązywał. Pani miała spokój, bo on miał zajęcie i się nie nudził.
Zmiana szkoły niewiele może pomóc, bo nie masz gwarancji, że tam będzie
lepiej.
--
Agnieszka
Maciek 9 lat 10/12 i Marta 6 lat 6/12
› Pokaż wiadomość z nagłówkami
8. Data: 2005-11-15 14:57:30
Temat: Re: dzieci (wybitnie) zdolne"Moemi" <m...@n...vp.pl> wrote in message
news:dlcmi9$p20$1@atlantis.news.tpi.pl...
> Czasów, kiedy mój syn pójdzie do liceum, to raczej nie dożyję ;) Niestety,
> z
> punktu widzenia naszego systemu edukacji, popełniłam masę błędów
> wychowawczych, dając dziecku dość szeroki zakres swobody w wyrażaniu
> siebie
> i swoich potrzeb, ucząc go, że na szacunek zasługuje każdy człowiek,
> niezależnie od wieku, że ma prawo zadawać pytania i oczekiwać odpowiedzi,
> że
> jego wartość polega na tym, że po prostu jest, tylko, itp.itd.
> A moje zainteresowanie tym tematem nie wynika z jakichś moich ambicji, bo
> w
> końcu za moich czasów nikomu się nie śniło o rozszerzaniu programu dla
> dzieci zdolnych i jakoś sobie takie jednostki radziły, ale jak już pisałam
> zaczęły się problemy natury wychowawczej tj. spacerowanie sobie po klasie
> w
> czasie lekcji, huśtanie się w ławce, zadawanie "głupich" pytań,
> samodzielnym
> organizowaniu sobie czasu po wykonaniu zadania, kiedy reszta klasy jeszcze
> pisze, czy humorystyczne komentarze do czytanek czy obrazków w ćwiczeniach
> niezgodnych z sugestiami autorów podręcznika, ignorowanie poleceń
> nauczyciela, o odzywkach i gestach wobec
> autorytarnego nauczyciela już nie wspomnę, bo sama dostaję gęsiej skórki.
Jakos wydaje mi sie, ze zdolnosci i ich niezaspokojenie, chyba nie sa
jedynym czynnikiem problemow jakie tu opisujesz. Jesli tylko Twoje dziecko
Einsteinem nie jest ;)) tylko zdolnym dzieckiem, jakich w sumie wiele, to
niedostosowanie sie do socjalnych wymogow szkoly z niepoprawnym zachowaniem,
wynikaja byc moze z innej przyczyny. Nie _zawsze_ kazde pytanie wymaga
odpowiedzi,
nie zawsze i wszedzie _ja_ musi sie liczyc bezwzglednie. Nauczyciel i dzieci
siedzace
w klasie rowniez wymagaja szacunku, i jesli dziecko jest wychowane, iz kazdy
na
ten szacunek zasluguje, nie tylko on, to postara sie uszanowac tychze.
Moze rowniez Twoje dziecko ma nadpobudliwosc, skoro nie potrafi usiedziec
w lawce. Nie uwazam sie za super zdolna, ale moge powiedziec, ze bylam
zdolniejsza od wielu moich kolegow w klasie w czasie mojej edukacji na
kazdym poziomie. to samo moge powiedziec o mojej corce, jednak zadna z nas,
ani ja, ani ona, nie zachowywalysmy sie lekcewazaco do nauczyciela, i
wysiedziec
w lawce potrafilysmy. nie jestem pewna czy aby na pewno szukasz przyczyny
zlych
zachowac w dobrym kierunku, bo moze to nie jest wybitnosc Twojego syna, a
po prostu brak socjalnej dojrzalosci, wychowania, czy tez nadpobudliwosc
psycho-
ruchowa.
iwon(k)a
› Pokaż wiadomość z nagłówkami
9. Data: 2005-11-15 15:28:31
Temat: Re: dzieci (wybitnie) zdolneUżytkownik "Iwon(k)a" <i...@p...onet.pl> napisał w wiadomości
news:dlct0r$8ap$1@news.onet.pl...
> i jesli dziecko jest wychowane, iz kazdy na
> ten szacunek zasluguje, nie tylko on,
Odniosę się tylko do tego. Moim zdaniem, i tak też wychowuję swoje dzieci,
na szacunek trzeba sobie zapracować. Szacunek nie jest przynalezny wszystkim
z urzędu. Fakt, ze ktoś jest starszy, nie oznacza z automatu, że należy mu
się szacunek. Istnieją pewne zachowania, które należą się niejako z automatu
(np. ustępowanie miejsca siedzącego potrzebującym, pomaganie tym, którzy są
w potrzebie, itp.), ale jeśli dorosły wymaga szacunku do siebie, to powinien
ten szacunek okazywać wszystkim, czyli dzieciom również.
--
Agnieszka
Maciek 9 lat 10/12 i Marta 6 lat 6/12
› Pokaż wiadomość z nagłówkami
10. Data: 2005-11-15 15:46:42
Temat: Re: dzieci (wybitnie) zdolne"Aga B." <b...@p...onet.pl> wrote in message
news:dlcur1$eq9$1@news.onet.pl...
>ale jeśli dorosły wymaga szacunku do siebie, to powinien ten szacunek
>okazywać wszystkim, czyli dzieciom również.
dokladnie, powienien okazywac szacunek dzieciom jako grupie
jaki i poszczegolnym. dziecko natomiast powinno wiedziec jak sie
zachowac w grupie, czyli jak szanowac swoje kolezanki, oraz nauczyciela
ktory badz co badz nie jest kolega dziecka, jest jego nauczycielem, i
dziecko
powinno wiedziec, co to oznacza.
iwon(k)a
› Pokaż wiadomość z nagłówkami
« poprzedni wątek | następny wątek » |