Data: 2002-09-18 08:01:09
Temat: Re: problemy z dorastajacymi dziećmi
Od: "kolorowa" <v...@i...pl>
Pokaż wszystkie nagłówki
> Czy oni wieczorami ze sobą nie rozmawiali , na pewno tak było, może
śwadomie
> udawali, że nie wiedzą co powiedziało drugie.
Jak to udawali, że nie wiedzą? Przyznam, że nie bardzo rozumiem. Kiedy
szliśmy do jednego z rodziców o coś prosić, bardzo często padało pytanie,
czy byliśmy już u tamtego i co on odpowiedział. Ani my nie mieliśmy
możliwości oszukania, ani rodzicom było to w głowie. Po co mieliby udawać,
że nie wiedzą, co powiedziało drugie?
> Podobnie z informowaniem nas przez dzieci o swoich wyczynach,
> czasem proszą by nie mówic mamie czy Tacie, tak naprawdę to wszytko soebie
> przekazujemy
No, tu to mnie zaskoczyłeś. Znaczy, że ja też tak będę robić? Jeśli obiecuję
Bartkowi, że nie powiem, to nie mówię. Jeśli uznam, że powinnam powiedzieć,
to uświadamiam dziecko, że jest to rzecz, o której tata powinien wiedzieć.
> Nie mówimy o różnicy poglądów na świat, pisalaśmy o zgodności wobec tego
co
> poczynają nasze pociechy.
> Natomiast te jednomyslne to:
> Czy mogę z nim jechać na dyskotekę ?
> Czy mam już iśc spać?
> Czy muszę dzis pomóc babci ?
Piszę o tym samym.
> I własnie po to mamy siebie aby razem, po złozeniu naszych wspólnych
> doświadczeń
> podjąć wspolną decyzję.
Czy ja się tak niezrozumiale wypowiadam?
A co w sytuacji (podkreślam: pojedynczej sytuacji), kiedy decyzję trzeba
podjąć natychmiast?
> Tak my taką parą jesteśmy.
Prosiłam o przykład związku, w którym nie ma potrzeby manipulować (używać
kobiecych sztuczek);-))
Bywa jednak, że
> > > > decyzję trzeba podjąć natychmiast i nie ma czasu na dyskusje.
>
> To, które to musi zrobić, a drugie nie może krytkowac jej przy dzieciach.
Hahaha:-))) Ale które musi? Od czego to zależy? Jeśli oboje są obecni, to
kto jest tym pomazańcem bożym od podejmowania decyzji?
> Rzadko są takie sytuacje, a wtedy zwykle sprawy są błahe.
> Jakoś nie pamietam takiej domowej sytuacji.
To nie musi być sytuacja domowa, choć może. Przykład pierwszy z brzegu (to
na dole to zresztą też przykład): jedno z rodziców jest zdecydowanym
przeciwnikiem klapsów, drugie dopuszcza taką możliwość - co jakiś czas na
grupie dzieciowej odzywa się ten wątek. Owszem, mogli mieć sprawę obgadaną -
oboje się zgadzali, ze niebędą bić dzieci. Ale właśnie: dziecko rzuci się
pod samochód, włoży palce do kontaktu i jedno z nich nagle uświadamia sobie,
że dopuszcza wyjątki od wspólnie ustalonej reguły. Ja sobie to wyobrażacie?
że mamusia bierze tatusia na stronę, robią sobie półgodzinną pogawędkę i
dopiero wtedy dziecko dostaje klapsa? A jeśli nie dojdą do porozumienia?
Temat przecież należy do tych ostatecznie nierozwiązywalnych, co widać po
dyskusjach.
Małgosia
|