« poprzedni wątek | następny wątek » |
1. Data: 2002-02-28 11:46:20
Temat: skrzywdzona przez ojca ? (wychowanie w chorej rodzinie) - DLUGIEWracam do domu, mysle tylko o tym zeby ojciec znow sie nie awanturowal, zaby
nie krzyczal na mnie, mame i brata........
On Wrzeszczy, zdenerwowal sie bo spadl talerz.....zawsze jestesmy najgorsi,
zawsze nas lzy, ubliza nam.....mame i nas ma za nic.
Dzieci jego znajomych sa normalne, wszedzie sa normalne zwiazki, tylko on
jest pokrzywdzony, tylko jemu stala sie krzywda.....krzywda bo ma kochajaca
zone ktora zrobi wszystko aby bylo mu dobrze.....krzywda bo ma dzieci....
Siedzi przed telewizorem, malo co rozumie z tego co tam widzi, wciaz jednak
komentuje w ten sam sposob: "pojebani", "zabic czarnucha", "stara kurwa,
dobrze jej tak"....
Nigdy nie okazywal innych uczuc poza nienawiscia, zloscia, agresja......to
jego sposob komunikowania sie z rodzina.
Ja to widze, dla mnie te nienormalne zachowanie jest codziennoscia.....kim i
czym bede w przyszlosci ?
Teraz sie go boje, za rok znienawidze go....
Mama nadrabia uczuciami za niego, choc nie potrafi ich pokazac w bezposredni
sposob, zawsze jednak nadrabia kupujac mi wszystko czego chce, nie krzyczy,
nie bije, nie krzywdzi w zaden inny sposob.
Jola - 12 lat
Nienawidze ojca, jest dla mnie odrazajacym potworem ktory powinien poniesc
smierc za to czym jest i za to co nam zrobil.
Cale zycie poniewieral mna, bratem i mama.
Nauczyl mnie nienawisci, agresji. Zabil we mnie pewnosc i wiare w siebie i
swoje mozliwosci....zabil we mnie uczucia
Jestem nadpobudliwa, szybko sie denerwuje, zlosc przeradza sie w
agresje....smutek przeradza sie w agresje, niemoc przeradza sei w
agresje.......nie potrafie rozmawiac o uczuciach, nie potrafie rozmawiac o
problemach....
Mam faceta, nie wiem co do niego czuje....on widzi co sie dzieje, chce
pomoc, daje mi do zrozumiena ze moje zachowanie nie jest zupelnie normalne.
Stara sie to robic bardzo delikatnie......
Wiem ze on mnie kocha, wszystko co robi robi z milosci. Wiem tez (mowil mi o
tym), ze jesli cos sie we mnie nie zacznie zmieniac, to on
odejdzie.......moze nie dzis, nie jutro..ale za czas jakis braknie mu sil na
"walke" z demonami mojej przeszlosci, ktore czaja sie we mnie i wciaz to
pokazuje swoje dlugie pazury.
Nie potrafie z nim rozmawiac, wciaz sie zamykam na kazdy problem, probe
rozmowy ze mna, jaka podejmuje, ja traktuje jako atak na swoja
osobe.......zamykam sie i swoim milczeniem krzywdze go, zamiast odpowiedz
daje mu niepewnosc jaka sie w nim rodzi po moim milczeniu.
Jesli nie milcze to zaczynam sie denerwowac....nerwy przeradzaja sie w
agresje. :((((
Jestsmy ze soba rok......nie wiem jak on wytrzymuje ze mna, znosi moje
zachowania, znosi to ze nie mowie mu po imieniu....znosi nawet moja
ozieblosc fizyczna.....
To ze nie okazuje mu uczuc......ja nie potrafie, wstydze sie, boje
sie......chce ale nie moge :(
Pytanie: czy to ze wychowalam sie w tak dysfunkcyjnej rodzinie moze byc
przyczyna moich problemow ? Dodam ze i najblizsze otoczenie (kolezanki)
zachowywaly sie podobnie (agresja, nienawisc, egocentryzm) z racji tego ze
wychowywane byly w podobnych domach :((
Co robic, jak sobis z tym poradzic ? Jak nie krzywdzic najblizszych ??
Jest to dla mnie olbzymi ciezar....w sumie dopiero niedawno zaczelam
otwierac oczy na ten problem.....do niedawna wszystko bylo dla mnie
"normalne".
Jola - 24 lata
› Pokaż wiadomość z nagłówkami
Zobacz także
1. Data: 2002-02-28 12:04:44
Temat: Re: skrzywdzona przez ojca ? (wychowanie w chorej rodzinie) - DLUGIE "Grzegorz"
[cut wszystko, bo do wszystkiego się odnoszę]
To dla mnie oczywiste - kończyć, kończyć takie chore związki i nie oglądać się za
siebie.
Ilu z takich chorych rodziców ma szansę
i możliwość trwałej reedukacji ?
Na pewno nie w naszym zacofanym kraju i to długo jeszcze, o ile w ogóle.
No chyba że ktoś zapewni darmowego wspaniałego psychoterapeutę dla każdego.
E.
--
Jak łatwo kogoś słowem zabić i.. uratować.
"Change my Green to Yellow, never to Red !,
Earl" [kEtA-AR]
› Pokaż wiadomość z nagłówkami
1. Data: 2002-02-28 14:36:42
Temat: Re: skrzywdzona przez ojca ? (wychowanie w chorej rodzinie) - DLUGIEOn Thu, 28 Feb 2002 12:46:20 +0100, "Grzegorz"
<G...@s...com.pl> wrote:
Z ciezkim sercem czytalem ten list, ale i z optymizmem na przyszlosc
:) Po pierwsze zalezy Ci na zmianie tego, co uwazasz w sobie za
niedobre, to jest po prostu super. Bez tego nie ma szans na ruszenie
sie z miejsca. Wydaje mi sie wazne, zeby zalezalo Ci na tej zmianie
dla samej siebie, nawet nie dla chlopaka, ktorego kochasz.
Po drugie prawdopodobnie masz racje, ze przyczyny Twojego zachowania
tkwia w tym, co sie dzialo/dzieje w Twojej rodzinie.
Niestety taka naprawa samego siebie jest trudna i trwa miesiace jesli
nie lata. Jezeli mozesz sproboj skorzystac z fachowej pomocy
terapeuty, w innym wypadku podejzewam, ze ten proces moze potrwac
znacznie dluzej i nie koniecznie zakonczyc sie sukcesem. Choc wierze,
ze wludziach tkwi niesamowita sila, zeby sie odbudowac.
>Nienawidze ojca, jest dla mnie odrazajacym potworem ktory powinien poniesc
>smierc za to czym jest i za to co nam zrobil.
>Cale zycie poniewieral mna, bratem i mama.
Jesli to mozliwe, to spraw, zeby go nie bylo w Twoim zyciu. Walcz o
sama siebie i spokoj na kazdy dzien.
>Nauczyl mnie nienawisci, agresji. Zabil we mnie pewnosc i wiare w siebie i
>swoje mozliwosci....zabil we mnie uczucia
Moze to, co mowisz jest prawda, ale watpie zeby zabil Twoje uczucia.
To, co opowiedzialas w tym liscie jest pelne uczuc :)
I nie jest to tylko agresja.
>Jestem nadpobudliwa, szybko sie denerwuje, zlosc przeradza sie w
>agresje....smutek przeradza sie w agresje, niemoc przeradza sei w
>agresje.......nie potrafie rozmawiac o uczuciach, nie potrafie rozmawiac o
>problemach....
To mi przypomina pierwsza czesc Twojego postu, z tego co napisalas
wynikalo, ze Twoj ojciec tez kazde uczucie zamienial w agresje. Skoro
nie mialas wzorow innych poza totalna ulegloscia (matka) i agresja
(ojciec), to nie dziwi mnie to, co piszesz dalej.
>Mam faceta, nie wiem co do niego czuje....on widzi co sie dzieje, chce
>pomoc, daje mi do zrozumiena ze moje zachowanie nie jest zupelnie normalne.
>Stara sie to robic bardzo delikatnie......
>Wiem ze on mnie kocha, wszystko co robi robi z milosci. Wiem tez (mowil mi o
>tym), ze jesli cos sie we mnie nie zacznie zmieniac, to on
>odejdzie.......moze nie dzis, nie jutro..ale za czas jakis braknie mu sil na
>"walke" z demonami mojej przeszlosci, ktore czaja sie we mnie i wciaz to
>pokazuje swoje dlugie pazury.
Brzmi jakbys trafila na prawdziwy skarb :) Jesli on wie, ze Ty nie
wiesz co do niego czujesz, jesli wytrzymuje napady agresji, zamykanie
sie, itd. i to od roku to trafilo Ci sie sporo szczescia. Bardzo dobra
rzecza jest jesli jest ktos obok Ciebie, kto czasem wesprze Cie
niezaleznie od Twoich czynow, pociagnie za reke na prosta mowiac
wprost, komu zalezy na Twoim szczesciu.
Ze mowi o odejsciu... coz sytuacja prawdopodobnie bylaby nie do
wytrzymania nawet dla martwego indianina :)
Mysle, ze moze nie tylko byc zmeczony sytuacja, ale chcialby
prawdopodobnie bys przywrocila mu szanse, iz bedzie lepiej. Mozliwe iz
zrozumial, ze sytuacja przerasta jego mozliwosci pomocy Tobie i ze
sama musisz zaczac cos z tym robic.
>Nie potrafie z nim rozmawiac, wciaz sie zamykam na kazdy problem, probe
>rozmowy ze mna, jaka podejmuje, ja traktuje jako atak na swoja
>osobe.......zamykam sie i swoim milczeniem krzywdze go, zamiast odpowiedz
>daje mu niepewnosc jaka sie w nim rodzi po moim milczeniu.
>Jesli nie milcze to zaczynam sie denerwowac....nerwy przeradzaja sie w
>agresje. :((((
Z takim atakiem mozna sobie poradzic. Pytanie brzmi - czy, gdy go
atakujesz to wiesz o tym i nie mozesz opanowac, czy tez lapiesz sie na
tym dopiero "po wszystkim". Wymyslono "lekarstwa" na wiele rzeczy,
tylko dobrze wiedziec dokladnie co leczyc.
>Jestsmy ze soba rok......nie wiem jak on wytrzymuje ze mna, znosi moje
>zachowania, znosi to ze nie mowie mu po imieniu....znosi nawet moja
>ozieblosc fizyczna.....
>To ze nie okazuje mu uczuc......ja nie potrafie, wstydze sie, boje
>sie......chce ale nie moge :(
Spokojnie :) krok po kroku :) Nie zmienisz wszystkiego na raz. Jesli
zaczniesz sie zmieniac i przwywrocisz mu z powrotem nadzieje, to kto
wie jakie tego moga byc efekty :)
>Pytanie: czy to ze wychowalam sie w tak dysfunkcyjnej rodzinie moze byc
>przyczyna moich problemow ? Dodam ze i najblizsze otoczenie (kolezanki)
>zachowywaly sie podobnie (agresja, nienawisc, egocentryzm) z racji tego ze
>wychowywane byly w podobnych domach :((
Mysle, ze nato znasz juz odpowiedz :)
>Co robic, jak sobis z tym poradzic ? Jak nie krzywdzic najblizszych ??
>Jest to dla mnie olbzymi ciezar....w sumie dopiero niedawno zaczelam
>otwierac oczy na ten problem.....do niedawna wszystko bylo dla mnie
>"normalne".
Najlatwiej - isc do dobrego psychologa. Najtrudniej - zrobic to
samemu. A tak po srodku - with a little help of my friends jak to
spiewali w "cudownych latach" :)))
pozdrowienia i powodzienia,
Dawid
Ps.: W mojej skromnej opini, of coz :-)
› Pokaż wiadomość z nagłówkami
1. Data: 2002-02-28 14:42:45
Temat: Odp: skrzywdzona przez ojca ? (wychowanie w chorej rodzinie) - DLUGIE
>
> Pytanie: czy to ze wychowalam sie w tak dysfunkcyjnej rodzinie moze byc
> przyczyna moich problemow ?
TAK. Rozumiem to doskonale. Jeśli nie potrafisz poradzić sobie z tymi
wszystkimi dysfunkcyjnymi, automatycznymi reakcjami to lepiej zdecydować się
na psychologa. Mnie pomogła lektura różnych książek o psychologii - nic
nadzwyczajnego, nie mam zamiaru być żadnym specjalistą, raczej to hobby.
> Co robic, jak sobis z tym poradzic ? Jak nie krzywdzic najblizszych ??
> Jest to dla mnie olbzymi ciezar....w sumie dopiero niedawno zaczelam
> otwierac oczy na ten problem.....do niedawna wszystko bylo dla mnie
> "normalne".
>
Zawsze nadchodzi ten moment gdy otwieraja się oczy. I nie uniknione że wtedy
szlag człowieka trafia jak patrzy w przeszłość. Mój stary jak kiedyś się
upił to dał mi w twarz za nic. Zapamiętam mu to do końca życia. Następnym
razem tego nie zrobił, ale od słowa do słowa, jak mu powiedziałem że mam
dość jego gadania, wspomniał że dawno chyba mi 'dawno nie dał po gębie'
jeśli wychowanie do mnie nie trafia.
Całe szczęsie to był punkt zwrotny. Chyba zapomniał że jestem juz jego
wzrostu, więc mu powiedziałem że raz już to zrobił, ale niech jeszcze raz to
zrobi to któryś z nas wyląduje w szpitalu. I co? Ano nic, okazało się że
jest cholernym tchórzem. Nigdy go nie szanowałem, i chociaż jakis czas
później przestał pić to odczułem ze już mi to zwisa, on, pije czy nie,
cokolwiek ma do powiedzenia, itd. I nie poczułem ani odrobiny poczucia
winy - to ON na to zapracował.
› Pokaż wiadomość z nagłówkami
1. Data: 2002-02-28 14:46:41
Temat: Odp: skrzywdzona przez ojca ? (wychowanie w chorej rodzinie) - DLUGIE
Użytkownik Dawid <p...@u...gda.pl> w wiadomości do grup dyskusyjnych
napisał:3...@s...pg.gda.pl...
> On Thu, 28 Feb 2002 12:46:20 +0100, "Grzegorz"
> <G...@s...com.pl> wrote:
> >Nauczyl mnie nienawisci, agresji. Zabil we mnie pewnosc i wiare w siebie
i
> >swoje mozliwosci....zabil we mnie uczucia
>
> Moze to, co mowisz jest prawda, ale watpie zeby zabil Twoje uczucia.
> To, co opowiedzialas w tym liscie jest pelne uczuc :)
> I nie jest to tylko agresja.
>
Taki stan to o ile pamiętam nazywa się 'Aleksytymia'. Człowiek nie potrafi
wyrażać uczuć, co wcale nie musi oznaczać, że ich nie ma. Mogą nawet barwne
uczucia tkwić głęboko wewnątrz ale ich pokazanie to juz inna sprawa.
› Pokaż wiadomość z nagłówkami
1. Data: 2002-03-02 15:07:34
Temat: Re: skrzywdzona przez ojca ? (wychowanie w chorej rodzinie) - DLUGIE
EvaTM <e...@i...pl>
napisała w news:a5l6jb$p8n$1@news.tpi.pl...
> "Grzegorz"
>
> [cut wszystko, bo do wszystkiego się odnoszę]
>
> To dla mnie oczywiste - kończyć, kończyć takie chore
> związki i nie oglądać się za siebie.
A wiesz, że taka reakcja jest symptomem również Twojej
choroby (i to bardzo poważnej)?
Akurat w środę w TVP1 był film a'propos - p/t. "Szkoła
wybaczania" ("Unforgivable").
Zastanów się dobrze:
Na czym polega PSYCHOTERAPIA? Na "ucieczce" czy WRĘCZ
PRZECIWNIE - na MAKSYMALNYM ZBLIŻENIU się do 'PROBLEMU'
i zobaczeniu go w wystarczająco precyzyjnym świetle,
z dających szansę na ZROZUMIENIE - wszelkich - rzeczywi-
ście _możliwych_ 'punktów odniesienia' ?
Od 'problemu' należy rzeczywiście ale wyłącznie FIZYCZNIE
się 'odsunąć' (tzn. UMIEĆ przestać 'używać'/wykorzystywać
'zły obiekt'/chore środowisko), zaś każdego chorego z miej-
sca można poznać po tym, że 'odruchowo' ucieka od problemu
- PRZEDE WSZYSTKIM - MENTALNIE ale trwa przy nim i to z upo-
rem maniaka - FIZYCZNIE (po prostu dlatego, że owe chore
środowisko w ukryty sposób zaspokaja jego nieświadome bra-
ki/'lokalizuje' nieświadomy strach)!
Co jest przyczyną "ucieczki", ZAWSZE ? Ano: INSTYNKTOWNY,
_NIEŚWIADOMY_ (bo bez poprawnej wiedzy, co jest jego źró-
dłem) STRACH - wynikający z _przede_wszystkim_ PODŚWIADOME-
GO braku WIEDZY o problemie - czyli podświadoma, emocjonal-
nie instynktowna WIEDZA O _NIEZNAJOMOŚCI ROZWIĄZANIA i
KOMPLETNYM NIEROZUMIENIU (lub nieskutecznym pseudorozumie-
niu) PROBLEMU.
A ona nigdy nie znika wraz z przyjęciem 'logicznego' usta-
lenia m-ki "forget" i "po kłopocie"! Pozostaje bowiem
CAŁA, 'skrzywiona' NIEŚWIADOMOŚĆ i właśnie ona CAŁY CZAS
działa 'z ukrycia', najczęściej tylko pogłębiając choro-
bę !
Co zrobiłaś swoją 'świetną radą'? Nieświadomie przekazałaś
nieświadomości Joli komunikat - JA(MY) TEŻ NIE ZNAM ROZWIĄ-
ZANIA - więc BÓJ SIĘ JESZCZE BARDZIEJ i SZYBCIEJ UCIEKAJ !
Rodzina była/jest chora, patologiczna. Ale czy to tylko "psy-
chopatyczny ojciec" był/jest 'bestią'"/JEDYNĄ PRZYCZYNĄ?
(Jakby wmawiała tu wszystkim 'bezmyślnym' - z całym swoim
'fachowym przekonywaniem' - dokładnie w tym miejscu dogłęb-
nie upośledzona Dorrit? )
CZY JEDNAK 'bestią' była CAŁA RELACJA WSZYSTKICH członków ro-
dziny, więcej - WSZYSTKICH "elementów składowych" tego zwią-
zku (włącznie z być może patologicznym zewnętrznym w stosunku
do tej rodziny jej 'otoczeniem', być może (w innych przypad-
kach) nawet pozornie 'przeszłym' ale DALEJ tkwiącym w nieświa-
domości jej członków ?
Więc: Jakie są efekty UCZIECZKI od rozwiązania/zrozumienia
problemu? Co naprawdę wynika z (błędnego) ustalenia "TO ON
WSZYSTKIEMU WINIEN"? To WIELKI BŁĄD już nie "ojca", ale oso-
by CAŁKOWICIE POZORNIE/ZŁUDNIE/BŁĘDNIE 'rozwiązującej' w ta-
ki sposób (ucieczką/walką) nie tylko ten, ale w ogóle dowol-
ny problem !
To błąd i Twój i 'fachowej' Dorrit i DOKŁADNIE WSZYSTKICH,
(również twórców powyższego filmu) którzy 'rozwiązują' prob-
lemy ustalając jakoby 'odpowiedzialne' przyczyny w KONKRETNEJ
osobie, rzeczy, związku chemicznym czy uszkodzeniu 'konkret-
nej' części mózgu. Tymczasem w rzeczywistości ZAWSZE WINIEN
jest CAŁY ABSTRAKCYJNY PROCES kreacji 'złego', a nie jakaś je-
go konkretna część/produkt = częściowy WYNIK działania proce-
su.
'To działa' ZAWSZE, TAK jest nawet w wydawałoby się najpro-
stszej mechanice. Przykład: Popsuł się dajmy na to rower.
Oczywiście nie cały rower, tylko np. łańcuch (wystarczy
by cały rower stał się całkowicie nieużyteczny.) Wymieniamy
więc łańcuch i wszystko jest znów O.K. Czyżby?
To jest właśnie KLUCZOWY BŁĄD i bardzo uproszczone (czytaj:
głęboko upośledzone, KONKRETNE) widzenie zagadnienia (a sze-
rzej świata). Bo 'zwalamy winę' na konkretny element WCALE
NIE WIDZĄC (zupełnie pomijając) błędny proces wyrobu owego
złego łańcucha. To nie łańcuch był zły, ale zły był proces
jego produkcji. 'Naprawiając' łańcuch (raczej zamieniając go
na 'nowy') CAŁKOWICIE OMIJAMY PRAWDZIWĄ PRZYCZYNĘ!
Jej nikt się nie przygląda, bo "przecież 'zły' JEST WYNIK"
(a nie PROCES kreacji wyniku), czyli nie jego rzeczywista
przyczyna, tj. PROCES STWARZENIA 'ZŁEGO'!
Co dzieje się dalej? Oczywiście procesu/przyczyny NIKT kon-
kretnie 'myślący' nie poprawia i WIĘCEJ - zamiast tego DOSTAR-
CZA owemu ZŁEMU PROCESOWI DALSZEJ ENERGII do dalszego BŁĘDNE-
GO DZIAŁANIA. Po prostu kupujemy nowy, tylko pozornie, złud-
nie DOBRY "ŁAŃCUCH"! Faktycznie on jest statystycznie RÓWNIE
ZŁY co poprzedni, bo pochodzi Z TEGO SAMEGO, złego i przez ni-
kogo _nie_poprawianego_ procesu jego kreacji. My tracimy ener-
gię (zasoby) na zupełnie ŚLEPE, bez najmniejszych podstaw na
statystycznie dobry wynik szukanie 'dobrego' egzemplarza (co
oczywiście statystycznie NIGDY nie wychodzi), a faktycznie
'parząc' się na kolejnych, 'nie wiadomo dlaczego' błędnych
wyborach dostarczamy jedynie energii błędnemu procesowi (prze-
dłużając jego 'tajemne' życie) i sami wpadamy w 'czarną roz-
pacz'/depresję (bo nam faktycznie 'nigdy' nie wychodzi', po
prostu dlatego, że ciągle powtarzamy ten sam nieświadomy błąd
konkretnego pseudomyślenia/wybierania 'na oko').
Dokładnie tak samo jest nie tylko z każdym 'byle jakim' pro-
duktem, ale ze WSZYSTKIMI WYBORAMI konkretnie myślących lu-
dzi - zmieniają złych polityków na równie złych następnych,
złych szefów na jeszcze gorszych, złych psychoterapeutów na
równie 'świetnych', złe małżonki/ków na równie złe następne/ych,
a nawet próbują zamieniać własnych rodziców i własne dzieci
na obce i równie tak samo - tylko pozornie, życzeniowo 'lepsze'
- "bo KONKRETNIE inne".
Przypomnę:
<< Zdrowy rozsądek często podpowiadał Feynmanowi błyskotliwe
pomysły, które pozwalały przestawić sedno sprawy.
Kiedyś, podczas publicznego wykładu, Feynman usiłował wyjaśnić,
dlaczego nie należy sprawdzać nowej koncepcji, korzystając z
tych samych danych, które posłużyły do jej sformułowania. Na
pozór odchodząc od tematu, Feynman zaczął mówić o tablicach re-
jestracyjnych: "Wiecie, dziś wieczorem zdarzyło mi się coś zdu-
miewającego. Szedłem tutaj i po drodze przeciąłem parking. Nie
uwierzycie, co się stało. Zobaczyłem samochód mający numery
ARW 357. Możecie sobie wyobrazić ? Jakie było prawdopodobień-
stwo, że pośród milionów kalifornijskich numerów rejestracyjnych
zobaczę dziś wieczorem właśnie ten? To zdumiewające!". Dzięki
"zdrowemu rozsądkowi" Feynmana dla wszystkich stał się jasny
problem, którego często nie rozumieją nawet zawodowi uczeni. >>
["Wstęp" D. Goldstein, G. Neugebauer CIF, kwiecień 1989]
z: Richard Feynman "Sześć trudniejszych kawałków"
Zrozumiałaś coś z tego (a przede wszystkim to, iż popełniasz
ABSTRAKCYJNIE DOKŁADNIE TEN SAM BŁĄD) ?
Myślisz, że tylko Ty go popełniasz? Wielki błąd! Popełniają
go i to namolnie WSZYSCY, skąd by się bowiem wzięło "często nie
rozumieją nawet zawodowi uczeni"? Jakim cudem owi zawodowi ucze-
ni byliby w stanie 'zrobić' "zawodową karierę", gdyby większość
(ich 'klientów' akceptujących tytuły u głupoli i dając im ważne
stanowiska) dobrze rozumiała kluczową naturę tego błędu ?
W sformułowaniu ~Polkinghorne'a (które też już przytaczałem) dok-
ładnie ten sam błąd został nazwany "grzechem rzutowanego wstecz
wyrafinowania".
Toż to takie proste: Relacja jakoby składa się z np. "A" i "B".
Stwierdzamy (my lub wynajęty "diagnosta"), że za 'zły skutek'
"C" odpowiada np. "B". Oddajemy więc "B" do 'naprawy'/wymiany
u fachowca i już. Dobre "A" nie musi przecież absolutnie niczego
wiedzieć o 'złym' "B", bo z definicji może współpracować wyłącz-
nie z wystarczająco poprawnym "B". Tak ??? Na pewno ?
Tylko że ten schemat jest skuteczny wyłącznie dla rzeczy całkowi-
cie martwych, pozbawionych pamięci i jakiegokolwiek, nawet kompu-
terowo mechanicznego myślenia. W istocie już nawet w przypadku
mechanicznych komputerów NATYCHMIAST ZAWODZI (p. chociażby tzw.
"procedury obsługi błędów".) A cóż dopiero wobec ludzi.
Fakt, że ludzie (i zwierzęta) mają bardziej lub mniej nieświado-
mą PAMIĘĆ wywraca powyższy schemacik diametralnie na opak, a choć-
by ślady jakichkolwiek odwołań do bezpamięciowych schematów z
miejsca sygnalizują całkowite niezrozumienie sytuacji. Kropka!
Tak diametralnie, że ludzie, którzy dobrze zrozumieli ową
różnicę - myślą i zachowują się CAŁKOWICIE INACZEJ od całej 'po-
spolitej' reszty, "tak jakby stanowili zupełnie inną rasę ludzi".
Co więcej - owa różnica okazuje się być tak duża, że NIEMOŻLIWE
jest jakiekolwiek porozumienie pomiędzy umysłami pospolitymi
czyli ludźmi o "percepcji braku" [Maslow] a tzw. "wyższą świado-
mością" vel osobami posługującymi się "percepcją wzrostu".
Jak zwał - nie ma najmniejszego znaczenia, ważne jest precyzyjne
zrozumienie BEZ SŁÓW o co dokładnie tu chodzi. Efekty z miejsca
widać po diametralnie różnej analizie CZEGOKOLWIEK (chodzi wszak
o jakościowo całkowicie różny sposób patrzenia/myślenia/analizy,
a nie o dobre czy złe jego wyniki.)
Dopóki tego SAMODZIELNIE, do bólu i najgłębszej podszewki SAMA
nie zrozumiesz, to będziesz do u.ś. popełniać te same (tylko
pozornie banalne) błędy.
P. chociażby ów film. "Wyleczono" "złego" ojca. Tylko pominięto
pozostałe 'elementy' relacji. Skutek? Jak podano w komentarzu
końcowym - jedna z córek do tej pory "nie akceptuje" (czyt.
nienawidzi) ojca.
Tak samo jak w przypadku Joli: nieświadomy przyczyn swojego
agresywnego/głupiego zachowania ojciec stawał się coraz gor-
szą 'bestią'. Ale: matka broniła się (NIESKUTECZNIE) równie
nieświadomymi zachowaniami, tak samo jak i dziecko, które po-
za własną, 'genowo zaprogramowaną' nieświadomością nie miało
niczego do 'obrony' i 'naprawy sytuacji'. Gdyby matce jakimś
'nieświadomym sprytem' udawało się w ogóle 'nie cierpieć' z
powodu 'wrednych zachowań' ojca, to ABSOLUTNIE NIE OZNACZAŁO-
BY to, że ona jest zdrowa! W takim przypadku matka byłaby zwy-
czajnie zbyt tępa, całkowicie niewrażliwa by problem w ogóle
ZAUWAŻYĆ, ergo - problem by _dla_niej_ nie istniał, mimo swo-
jego rzeczywistego istnienia (i negatywnego oddziaływania na
otoczenie/dzieci). Zupełnie nieistotne jest zatem, który skład-
nik relacji był 'zły', bo w istocie 'złe', tzn. pozbawione świa-
domej, prawidłowej czyt. skutecznej wiedzy o problemie kreacji
agresji były wszystkie elementy chorej relacji. I ten chory,
nierozpoznany składnik psychiki Joli, czy WSZYSTKICH CZŁONKÓW
owej filmowej (włącznie z psychoterapeutą "ojca"!) rodziny PO-
ZOSTAŁ i pozostanie tak długo, dopóki WSZYSCY POPRAWNIE nie
zrozumieją i to w najmniejszych szczegółach i właściwym abstrak-
cyjnym/holistycznym/CZUCIOWYM trybie CAŁEGO procesu 'kreacji
agresji'.
Zrozumiałaś wreszcie, po czym z łatwością odróżnić "umysł po-
spolity" od jego PRZECIWIEŃSTWA? Właśnie po syndromie "uciecz-
ki". Dowolny "zły" produkt nieznanego/nierozumianego procesu
każdy umysł pospolity odrzuca z obrzydzeniem natychmiast po
wystawieniu 'diagnozy' m-ki "bestia", "psychopata" czy "zwy-
rodnialec moralny" (he, he) lub 'prezentuje' choćby cień śladu
obrzydzenia do rzeczywiście chorych czy głupich. Chory czy głu-
pi jest wyłącznie produktem PROCESU choroby czy kreacji głupo-
ty, i JEST jedynie końcem NITKI PROWADZĄCEJ do ZAWSZE (o ile
tylko zaczyna się cokolwiek poprawnie rozumieć) FASCYNUJĄCE-
GO 'kłębka'. Dlatego tylko zupełna kretynka może poprzestawać
na zauważaniu "złego" i nasyłaniu na 'złe' "naprawczego" poli-
cjanta/psychologa spod ciemnej gwiazdy czy innego osiłka z ca-
łym 'rozumem' w mięśniach i nieświadomości lub zalecać natych-
miastową i jak najdalszą ucieczkę jako jedyną i wystarczającą
procedurę 'poprawy'.
Brak wiedzy, czyli poprawnego Zrozumienie nierozumianego prob-
lemu (nie mylić z jakimkolwiek produktem owego rozumienia nazy-
wanym ROZWIĄZANIEM - treścią jest ZADANIE/CAŁY PROBLEM/PROCES,
a nie jego jakiekolwiek, nawet prawidłowe "rozwiązanie"!) jesz-
cze nigdy i nikogo od tego problemu nie uwolnił. Ucieczka i za-
dowolenie z jakoby skutecznego odsunięcia dowolnego 'kłopotu'
tylko ogłupia i wystawia na kolejny, wtedy kompletnie i 'z de-
finicji na własną prośbę' zaskakujący "atak" nierozumianego
"złego".
Ucieczka przed głupotą jest równie skuteczna, co rejterada "bie-
giem naprzód gdzie oczy poniosą" przed bólem wywołanym przez
wrzód na własnej d..ie.
Więcej - głupota/nieświadomość jest znacznie bardziej (bo abso-
lutnie) 'integralną' częścią głupiego, niż ów wrzód. Dlatego
nigdy przed nią nikomu uciec się nie udało.
> Ilu z takich chorych rodziców ma szansę i możliwość trwałej
> reedukacji ?
Rodziców ? Typowa "ucieczka" wynikająca z niezrozumienia RELA-
CJI. "Do gazu" zatem z 'winnymi', albo 'wraźliwie' zostawić ich
samym sobie, niech się sami wykończą, byle z daleka od naszych
ocząt.
Tak ?
Przecież mają Dorrity i biskupstwa, te niech się nimi zajmą z
całą swoją 'fachowością'!
> Na pewno nie w naszym zacofanym kraju i to długo jeszcze, o ile
> w ogóle.
> No chyba że ktoś zapewni darmowego wspaniałego psychoterapeutę
> dla każdego.
Ech, JEDYNEGO SKUTECZNEGO 'psychoterapeutę' wraz z całym gabine-
tem KAŻDY nosi CAŁKOWICIE I WYŁĄCZNIE we własnej głowie! Żaden,
nawet najgenialniejszy psycholog czy psychiatra nie jest w stanie,
nawet w najmniejszym stopniu NIJAK ZASTĄPIĆ tego "wewnętrznego".
Dlatego na samiuteńkim końcu naprawdę skutecznej psychoterapii
wyleczony musi całkowicie SAMODZIELNIE dojść (do wtedy) oczywi-
stego wniosku, że cały gabinet, fachowcy itd. itp. byli CO NAJ-
WYŻEJ jego strażnikami, bo jedyna funkcją, jaką pełnili było nie-
dopuszczanie 'pacjenta' do ucieczki z 'kolejnym świetnym' roz-
wiązaniem typu ja "wiem lepiej jak... dalej uciekać przed wła-
snym strachem=nieświadomym samym sobą".
Każda skuteczna psychoterpia składa się z dwóch wstępnych etapów:
Pierwszy i najważniejszy polega na dogłębnym zrozumieniu, że WSZY-
STKIE dotychczasowe 'rozwiązania' jakich 'pacjent' używał BYŁY
całkowicie błędne - ergo 'pacjent' był i jest całkowicie/totalnie
GŁUPI.
Powinien być w stanie CAŁKOWICIE ŚWIADOMIE 'przyznać się' do tego
nie tylko przed sobą, czy członkami 'swojej' grupy terapeutycznej,
ale JAWNIE jako np. Jola XXXX przed wszystkimi członkami właściwej,
tzn. jego własnej, CHOREJ relacji/środowiska w której egzystował(/a)
(dbając o to, by odbiorcy takich deklaracji nie przyjmowali ich per
"no widzisz, to Twoja wina" bo tacy są równie głupi/chorzy jak i
on.)
A po wtóre - drugi etap polega na możliwie ABSOLUTNIE PRECYZYJNYM
WYCIĄGNIĘCIU 'na całkowicie jawny wierzch' owych WSZYSTKICH błęd-
nych metod ucieczki i dogłębnym zrozumieniu przyczyn ich NIESKUTECZ-
NOŚCI. Żaden 'książkowy', uniwersytecki psycholog czy psychiatra nie
jest w stanie choć w drobnej części wydumać ani zrozumieć wszelkich
zdumiewająco 'najsprytniejszych', często wręcz genialnych sposobów
ucieczki przed właściwym rozwiązaniem/zrozumieniem problemu tak jak
to potrafią ci, którzy przed własnymi problemami skutecznie całe ży-
cie UCIEKALI ! Dlatego ci, którzy SAMODZIELNIE uciekali przed proble-
mem tak skutecznie, że aż trafili do psychoterapeuty - zawsze dostar-
czają olbrzymiej sterty świetnych, najlepszych i najskuteczniejszych
sposobów... zmykania przed właściwym rozwiązaniem.
Dopiero PEŁNE, dogłębne zrozumienie owych - powtórzę do znudzenia -
_WSZYSTKICH_ sposobików zwiewania przed Zrozumieniem może oznaczać
wyleczenie - inaczej miast zrozumienia pacjent zwyczajnie zwieje
kolejną, nieodkrytą i nierozpoznaną, jeszcze jedną 'doskonałą meto-
dyką'.
Tak samo jak każdy chory wykazuje 'psychologiczny' OPÓR przed przy-
znaniem się przed samym sobą i całym otoczeniem, że TO ON BYŁ GŁUPI,
a nie "zły obcy" z zewnątrz, tak samo będzie kluczył i 'do śmierci'
ukrywał/fobicznie bronił każdej metodyki ucieczki, którą stosował i
którą jeszcze w zanadrzu 'chowa na wszelki wypadek'. Dopiero wtedy,
kiedy sam zacznie szukać i wyciągać na wierzch wszystko to, 'na czym'
mógłby kolejny raz uciec - przejdzie do początku etapu zdrowienia,
bo dopiero wtedy przestanie się bać problemu, a zacznie go w ogóle
widzieć i coraz bardziej świadomie/z coraz większym rzeczywistym zro-
zumieniem mu się przyglądać.
> E.
JeT.
P.S. Każdy "umysł pospolity" stwierdzi z jak zwykle 'dogłębnym prze-
konaniem', że zajmuje się tym, co "doskonale rozumie".
Ot naturo głupoty!
Bo owa diametralnie "odmienna rasa ludzi"/umysłów nadpospolitych zaw-
sze powie jak zwykle coś zupełnie ODWROTNEGO - zajmujemy się tym, cze-
go ZUPEŁNIE NIE ROZUMIEMY, a gdy tylko wystarczająco dobrze NIEROZU-
MIANY TEMAT zrozumiemy, to z miejsca/'z automatu' przestaniemy się nim
zajmować. To dla większości, tj. nieświadomych "umysłów pospolitych"
tak samo jak każde prawdziwe twierdzenie - całkowicie NIE DO POJĘCIA.
› Pokaż wiadomość z nagłówkami
1. Data: 2002-03-03 08:25:28
Temat: Re: skrzywdzona przez ojca ? (wychowanie w chorej rodzinie) - DLUGIE
Jerzy Turynski w news:a5qq4l$pvb$2@news.tpi.pl...
wykonał kolejny "najazd" na cały ten skretyniały swiat, swoim
zwyczajem nie oszczędzając nikogo i nie przebierając w słowach
(albo wręcz przeciwnie).
Ponieważ bardzo szanuję Jerzego, za jego rozległe horyzonty
i ponadprzeciętne wizje dotyczące rozumienia rzeczywiostości,
oraz od dwóch (zaledwie) lat obserwuję te pełne bólu zmagania jakich
ów człowiek doświadcza, odważę się na poczynienie "komentarza
małego człowieka" do jego wielkiego dzieła.
Pierwsze co mnie uderza, to stale zwiększający się, a nie zmniejszający
dystans, między autorem a "resztą" świata - czyli jego odbiorcami.
Stosunek słów "wykrzyczanych" do normalnych w powyższym poście
jest zastraszająco wysoki, wyższy niż w poprzednich tekstach autora.
Interpretacja tego faktu jest, jak dla mnie jednoznaczna - Jerzego
dręczy przeświadczenie, że NIKT GO NIE SŁUCHA i nie rozumie.
Kluczowe w tym zdaniu nie jest jednak to, co podkreślone wersalikami,
ale ciche słowo "dręczy".
Co sprawia, że ręka Jerzego tak często ugniata Shifta!? ;).
Ano, moim zdaniem jest to syndrom oddalania się od publiczności
i utraty panowania nad przekazem w kontekście jego celu. Tak bowiem
już jest na tym świecie, że większość słów określających pojęcia jest
tworami względnymi, podlegajacymi interpretacji umysłów odbiorców.
W zasadzie takimi są wszystkie słowa - jednak zdolność ich rozumienia
musi posługiwać się mechanizmem aproksymacji - każdorazowej,
podświadomej interpretacji i "podciągania" do najbliżej leżącego obszaru
znaczeniowego w indywidualnej matrycy pojęciowej słuchacza.
Cóż więc oznacza słowo "głupota"? Jasne chyba jest, że również to słowo
jest względne - różnie interpretowane w różnych umysłach. Dla każdego
z nas znajdą się inne przykłady głupoty, choć z pewnością znajdziemy
wspólną pulę, nie budzącą niczyich (pojęcie względne) wątpliwości. Szanse
się zwiększą, gdy postaramy się ograniczyć krąg odbiorców do "bliższego
naszemu ciału".
Jaki więc jest krąg odbiorców, napiętych emocjonalnie przekazów Jerzego?
Jest nim zbiór czytaczy i pisaczy otwartego forum dyskusyjnego, jakim jest
psp. Jest to więc porażająco losowa próbka społeczności, zawierająca pełne
spektrum stanów ludzkiego umysłu - od pierwszych stadiów zawiązywania
się własnych myśli, poprzez burzliwe i długotrwałe stadium konfrontacji
obserwowalnego otoczenia z własnymi produktami pojęciowymi w połączeniu
z próbami narzucania własnych wynalazków umysłowych, do pobłażliwego
konstatowania odmienności jako naturalnego zaplecza (śmietnika)
dla własnego rozwoju.
Świadomy swej względnej mądrości autor, w pierwszym rzędzie musi
odpowiedzieć sobie na pytanie - jaki jest cel jego publicznych wystąpień.
Wydaje sie również sensowne (niegłupie) oszacowanie skutków własnych
wypowiedzi. Jeśli się tego nie robi, istnieje poważne ryzyko "strzelania kulą
w płot" - forum staje się "bez powodu" agresywne, a skutek przekazu jest
bardzo daleki od pożądanego.
Na ile więc jest to przejaw własnej głupoty - być może autor dowie się
po przekroczeniu kolejnych barier rozwojowych. Jeśli tylko nie poszybuje
w szaleństwo, jako najpewniejszy azyl dla własnego wyobcowania.
Krótko mówiąc - u sterów tego świata zasiadają praktycy, a nie teoretycy
myśli. Jeśli ktokolwiek ma ambicję upowszechniania własnego obrazu
rzeczywistości szerszemu gronu odbiorców, nie może zapominać do kogo
mówi. Nie może ignorować oczywistego faktu różnorodności interpretacji
pojęć - tym większej, im bardziej odległy jest jego przekaz od
UŚREDNIONEJ matrycy konkretnego grona słuchaczy, do jakiego
przemawia.
Jeśli o tym zapomina, jest to ostatni dzwonek na racjonalną weryfikację
swych metod działania - na zmianę kręgu odbiorców na "bliższych ciału",
LUB na świadome ZMNIEJSZENIE KROKU na tyle, aby ktokolwiek
zdążył się załapać na ten odjeżdżający stale ekspres myśli.
Obrażanie się na ludzi tylko dlatego, że nie rozumieją tego co do nich mówimy
jest przejawem głupoty.
/.../
> Dlatego tylko zupełna kretynka może poprzestawać
> na zauważaniu "złego" i nasyłaniu na 'złe' "naprawczego" poli-
> cjanta/psychologa spod ciemnej gwiazdy czy innego osiłka z ca-
> łym 'rozumem' w mięśniach i nieświadomości lub zalecać natych-
> miastową i jak najdalszą ucieczkę jako jedyną i wystarczającą
> procedurę 'poprawy'.
Z mojego punktu widzenia głupcem jest człowiek z pasją przyklejający innym
ludziom jakiekolwiek łatki oceniające ich idnywidualny stan umysłu - bez
świadomości celu, dla jakiego to robi, oraz skutków, jakie to wywoła.
Rozumiem, że można mieć przekonanie o własnej wyższości, że faktycznie
można "widzieć i wiedzieć więcej". Ale to "więcej" nie ma żadnej wartości
jeśli równocześnie, równolegle nie podąża z tym metodyka praktycznego
działania. Metodyka oparta na szacunku dla drugiego człowieka - kimkolwiek
by on nie był, lub na kogokolwiek by nie wyglądał w świetle naszej latarki.
Można więc być geniuszem i równocześnie pozwolić aby ten geniusz został
zaprzepaszczony. Co więcej, można być wizjonerem odtrąconym przez
społeczność bez jakichkolwiek własnych, konkretnych osiągnięć.
Można też być błaznem, gdyż pod pokrywką błazenady najłatwiej jest ukryć
własne ubóstwo myślowe, a czesto nawet prymitywizm i brak kultury.
Ale to już nie dotyczy Jerzego...
> JeT.
All
› Pokaż wiadomość z nagłówkami
1. Data: 2002-03-03 11:30:05
Temat: Re: skrzywdzona przez ojca ? (wychowanie w chorej rodzinie) - DLUGIE
Użytkownik "... z Gormenghast" <p...@p...onet.pl> napisał w
wiadomości news:a5sqjf.3vs7u5d.1@Gormenghast.h0174b6fe.invalid.
..
> Z mojego punktu widzenia głupcem jest człowiek z pasją przyklejający innym
> ludziom jakiekolwiek łatki oceniające ich idnywidualny stan umysłu - bez
> świadomości celu, dla jakiego to robi, oraz skutków, jakie to wywoła.
> Rozumiem, że można mieć przekonanie o własnej wyższości, że faktycznie
> można "widzieć i wiedzieć więcej". Ale to "więcej" nie ma żadnej wartości
> jeśli równocześnie, równolegle nie podąża z tym metodyka praktycznego
> działania. Metodyka oparta na szacunku dla drugiego człowieka - kimkolwiek
> by on nie był, lub na kogokolwiek by nie wyglądał w świetle naszej
latarki.
Za jego słowami z pewnością nie kryją się takie motywacje by kogoś obrazić,
bo to nie miało by sensu. Nikt przecież nie męczył się by komuś przekazać
swój
punkt widzenia na sprawę a to wszystko po to by kogoś bezczelnie obrazić ;),
by komuś dogryźć i udowodnić swoją wyższość ;)
No cóż może i są tacy maniacy którzy za wszelką cenę chcą zniszczyć inną
osobę,
ale oni z pewnością nie wykrzeszą z siebie tyle rosądku w stanie maniackiego
opętania w celu zdupienia kogoś totalnie...;)
All Bandi
› Pokaż wiadomość z nagłówkami
1. Data: 2002-03-03 11:55:36
Temat: Re: skrzywdzona przez ojca ? (wychowanie w chorej rodzinie) - DLUGIE"baciu"
"... z Gormenghast"
> > Z mojego punktu widzenia głupcem jest człowiek z pasją przyklejający innym
> > ludziom jakiekolwiek łatki oceniające ich idnywidualny stan umysłu - bez
> > świadomości celu, dla jakiego to robi, oraz skutków, jakie to wywoła.
> > Rozumiem, że można mieć przekonanie o własnej wyższości, że faktycznie
> > można "widzieć i wiedzieć więcej". Ale to "więcej" nie ma żadnej wartości
> > jeśli równocześnie, równolegle nie podąża z tym metodyka praktycznego
> > działania. Metodyka oparta na szacunku dla drugiego człowieka - kimkolwiek
> > by on nie był, lub na kogokolwiek by nie wyglądał w świetle naszej
> latarki.
> Za jego słowami z pewnością nie kryją się takie motywacje by kogoś obrazić,
> bo to nie miało by sensu. Nikt przecież nie męczył się by komuś przekazać
> swój
> punkt widzenia na sprawę a to wszystko po to by kogoś bezczelnie obrazić ;),
> by komuś dogryźć i udowodnić swoją wyższość ;)
> No cóż może i są tacy maniacy którzy za wszelką cenę chcą zniszczyć inną
> osobę,
> ale oni z pewnością nie wykrzeszą z siebie tyle rosądku w stanie maniackiego
> opętania w celu zdupienia kogoś totalnie...;)
>
> All Bandi
Masz rację, Baciu;) - nie odebrałam słów Jerzego jako totalnej krytyki i próby
"zdupienia" ;).
Nie mogłam wczoraj odpowiedzieć z powodów tak prozaicznych jak tzw. życie;).
Poza wszystkim jestem mu wdzięczna za badania nad zespolonymi w Aspergerze:) - im też
czasami
potrzeba "kopa" obok terapii z Delfinami ;).
Do delfinów mam trochę daleko, ale dzieci, zwierzęta i innych "z Zespołem;) " mogę
mieć blisko i to
cieszy mnie nieustannie, jak i nadchodząca wiosna:).
A poza wszystkim - świetne ostatnio wątki o małpach;0 na Animal Planet...
Refleksje o oglądania :
Czy to przypadkiem nie my jesteśmy tym gorszym ogniwem ;) ?
Bo one mają wszystkie nasze cechy prócz kretyńskiej złośliwości i agresji.. - spadku
po grzechu
pierworodnym;) ???
Pozdrowienia dla Was Trzech :)
Eva
› Pokaż wiadomość z nagłówkami
1. Data: 2002-03-03 11:55:44
Temat: Re: skrzywdzona przez ojca ? (wychowanie w chorej rodzinie) - DLUGIE"Jerzy Turynski" <j...@p...com> napisał w wiadomości
news:a5qq4l$pvb$2@news.tpi.pl...
Znów trafiłeś na moment mojego osłabienia
i oddalenia od forum, na którym się spotykamy
- oprócz tego miejsca muszę też przebywać od czasu do czasu poza nim..
A teraz ad rem :
Tak, masz rację - porzucanie układów w których przyszło nam żyć nie jest dobrym
rozwiązaniem, gdyż i
tak od nich nie uciekniemy, albo uciekniemy by wrócić.
Jednak oddalenie się i spojrzenie z perspektywy może być i najczęściej bywa
uzdrawiające, co mogę
stwierdzić praktycznie - mnie się udaje ocenić właściwie każdy chory układ, w którym
miałam
szczęście się znaleźć..
Musi jednak być to oddalenie do bezpiecznej i w miarę nizakłóconej emocjami niszy.
Być może komuś innemu udaje się to od razu - nie przeczę że to możliwe.
Jeśli jednak emocje, tak jak to miało miejsce w rozpaczliwym poście wątkodawczyni -
oscylują
pomiędzy nienawiścią a rozpaczą, natomiast sprawca tychże emocji jest zbyt blisko i
nie wykazuje
dobrej woli dla zrozumienia spustoszeń, jakie wywołuje, to jego "ofiary" mogą być
zbyt słabe by w
ogóle zaczął myśleć
i rozmawiać i wtedy lepiej ( gdy nie ma rozsądnego i znającego się na rzeczy
mediatora), oddalić się
i próbować porozumienia gdy emocje opadną.
Ponieważ sama przerobiłam takich sytuacji dość sporo, mówię jak widzę.
Co więcej - udaje mi się przekonać do zobaczenia w innej perspektywie i zrozumienia
sytuacji wiele
osób zaślepionych emocjami - chociaż nie wszystkich, ( może na razie;) ).
Dlaczego jednak uważasz, że zawsze słabsze postaci dramatu muszą wykazywać się siłą,
nieraz ponad
ich siły ?
Dlaczego to "kat" nie miałby zacząć myślec,
gdy zostanie sam ?
Myślę, że w jakiś sposób utożsamiasz się zawsze ze stroną, która z natury rzeczy
powinna być
mądrzejsza i dająca oparcie ;) ?
Oczywiście rozumiem o co Ci chodzi, tyle że nie zawsze opłaca się skórka za
wyprawkę..
Oczywiście dzieci nigdy nie "rozwiodą się" z ojcem, może to natomiast zrobić mądra
matka, jeśli
ojciec jest "enfant terrible" rodziny.
Napisałam o bezpłatnym psychoterapeucie, dostępnym dla każdego, ponieważ to utopia.
Może Ty wiesz, jak ma wyglądać przekonanie ojca, matki, dorosłego dziecka, jeśli
SAM/SAMA/SAMO nie
zrozumie ile traci ?
Na przekonywaniu innych, że można i powinno się szukać porozumienia zeszło mi całe
dotychczasowe
życie;), a jednak...
niektórzy okazali się niereformowalni - zupełnie jak spora cześć naszego
społeczeństwa
i "polityków" - dopóki im się uszami konsekwencje własnych czynów nie naleją..
Postawienie kogoś przed wyborem - "wóz albo przewóz" czyni czasem cuda.. w myśleniu.
Ostatnio psp rzeczywiście zaczyna być dla mnie zbyt dużym obciążeniem - proponuję
więc byś sam
spróbował od czasu do czasu komuś poradzić.. nawet w banalnych sprawach, nie mówiąc
już o tych
większej Wagi.
To, że ja się nie obrażam, chyba już wiesz;), ale to już szczególny rodzaj podejścia
do ludzi;),
natomiast dalej uważam, że kochanie wszystkich nie jest konieczne - można ich
rozumieć, czy jednak
należy polec za sprawę w każdym przypadku ?
A może jednak bezpieczniej nieco się oddalić
i dać szansę na myślenie tym opornym i agresywnym ?
Eva
› Pokaż wiadomość z nagłówkami
« poprzedni wątek | następny wątek » |