Strona główna Grupy pl.sci.psychologia Świadomość to nie mózg - o ludziach żyjących bez mózgu.

Grupy

Szukaj w grupach

 

Świadomość to nie mózg - o ludziach żyjących bez mózgu.

Liczba wypowiedzi w tym wątku: 1


« poprzedni wątek następny wątek »

1. Data: 2011-02-07 00:29:17

Temat: Świadomość to nie mózg - o ludziach żyjących bez mózgu.
Od: r...@p...onet.pl szukaj wiadomości tego autora

VIKTOR FARKAS

"POZA GRANICAMI WYOBRAŹNI"


Cytat:
Cudowna istota człowiek: myślenie bez mózgu


Trzeba udowodnić ponad fizyczną naturę człowieka.
Joseph Banks Rhine


Mózg nie jest nam potrzebny

W czasie konferencji pediatrów w 1980 r. brytyjski neurolog dr John Lorber
wywołał wielkie poruszenie, wysuwając spektakularną hipotezę.
Brzmiała ona:

"Mózg nie jest nam potrzebny!".

Nie był to tylko prowokacyjny żart.
Dr Lorber nie chciał ani za wszelką cenę ściągnąć na siebie uwagi, ani też nie
postradał zmysłów.
Pytanie o konieczność posiadania organicznego aparatu do myślenia, od którego
zaczął swój referat, było odpowiednio uzasadnione.

Podsumowywało ono jedynie w skrócie wiele osobliwych zdarzeń, z którymi neurolog
ów zetknął się już w połowie lat sześćdziesiątych.

Miał wówczas pod swoją opieką dwoje dzieci z wodogłowiem.
Ze względu na tę anomalię żadne z tych dzieci nie miało kory mózgowej.
Mimo tak ogromnego upośledzenia (ostatecznie konwencjonalna medycyna uważa korę
mózgową za siedlisko świadomości) duchowy rozwój maluchów nie wydawał się
odbiegać od normalnego.
Jedno z dzieci umarło w wieku trzech miesięcy.
Drugie po upływie roku było wciąż jeszcze umysłowo zdrowe i całkowicie normalne,
mimo że badania jednoznacznie wykazały całkowitą nieobecność substancji mózgowej.

Dr Lorber opublikował w czasopiśmie "Developmental Medicine and Child Neurology"
raport na temat tej zagadkowej anomalii.

Jak często bywa w przypadku pojawienia się niemile widzianych zjawisk, oddźwięk
na jego artykuł był równy zeru.

Zagadka ta jednak nie dawała mu spokoju. Prowadził dalsze badania w tym
kierunku, w żaden sposób nie tając swojego specjalnego zainteresowania.

Zdarzyło się więc, że jeden z jego kolegów lekarzy przysłał do niego młodego
człowieka, który studiował na Uniwersytecie Sheffield.
Człowiek ów miał głowę większą od normalnej, ale nic poza tym.

Od dawna otrzymywał najlepsze oceny z matematyki, a jego wielokrotnie mierzony
iloraz inteligencji, wynoszący 126, kwalifikowałby go do przyjęcia do różnych
klubów "superinteligentnych".

Osobliwe było tylko to, że student ów nie dysponował tkanką mózgową, co
niepodważalnie wykazały badania dr. Lorbera.

Zawartość czaszki młodego człowieka stanowiła warstwa komórek mózgowych o
grubości zaledwie jednego milimetra, a resztę woda.
Gdyby go zaraz po urodzeniu umieszczono w ciemnym pomieszczeniu i skierowano
promień światła na jego czaszkę, to światło bez trudu przeniknęłoby jego głowę z
racji delikatnej struktury kości, charakterystycznej dla wieku niemowlęcego.

Zadziwiający fakt, że żyje pozbawiony mózgu, niezbyt wstrząsnął młodym
człowiekiem. Przed tym odkryciem funkcjonował całkiem normalnie, a później także.

Tymczasem dr Lorber w trakcie swoich systematycznych poszukiwań napotkał wiele
podobnych przypadków.
W szpitalu dziecięcym w Sheffield zbadał przeszło 600 chorych na wodogłowie,
uzyskując przy tym zdumiewający obraz.
Około 10% badanych miało czaszkę w 95% wypełnioną płynem. Z definicji nie mieli
oni sprawnego mózgu. Mimo to połowa z tych dziesięciu procent była w pełni
sprawna umysłowo, a nawet wykazywała ponadprzeciętny iloraz inteligencji
wynoszący więcej niż 100.

Obszerne studium dr. Lorbera nie jest pierwszym swojego rodzaju. Dr Wilder
Penfield, dyrektor Instytutu Neurologii Uniwersytetu McGill w Montrealu i jeden
z czołowych chirurgów mózgu, przez dziesiątki lat poświęcał się badaniu tej
intrygującej zagadki.

Skłoniła go do tego praca dr. Waltera Dandy'ego z 1922 r. o ludziach, którzy
mimo pewnych braków swojego mózgu prowadzą absolutnie normalne życie.

Dr Penfield przeprowadził serię doświadczeń, w których celowo wyłączał częściowo
mózg badanego za pomocą prądu i innych metod.
W przeszło 500 próbach nie zdołał uchylić rąbka tajemnicy, ale za to
niewątpliwie udowodnił istnienie fenomenu.

W maju 1950 r. słynny nowojorski neuropsychiatra dr Russel G. MacRobert w
następujący sposób skomentował monumentalne studium Penfielda, jak również samą
tajemnicę, w magazynie "Tomorrow":

"Chirurg wycinający duże części mózgu, niszczy nie tylko jego tkankę, ale
nieuchronnie także nasze obecne wyobrażenie o duchu i świadomości".

Musiał kiedyś nadejść moment, kiedy nie sposób było dłużej ignorować tego
wszystkiego i trzeba było podjąć różne próby wyjaśnienia.
Niektórzy specjaliści po prostu negują uzyskane rezultaty, wskazując na
trudności w pomiarach mózgu.
Inni mówią filozoficznie o zasadzie nadmiaru w przyrodzie, która może się
szczególnie manifestować w strukturach mózgu.
Tej ostatniej grupie przeciwstawił się profesor anatomii Patrick Wall z
Uniwersytetu w Londynie, stwierdzając:

- Mówienie o nadmiarze w odniesieniu do mózgu jest wybiegiem pozwalającym nie
przyznać się do tego, że czegoś nie potrafimy zrozumieć.

Podobne stanowisko zajął także neurolog Norman Geschwind ze szpitala Beth-Israel
w Bostonie, mówiąc:
"Naturalnie, mózg wykazuje godną uwagi zdolność przejmowania po urazie funkcji
przez nowe ośrodki, ale jakieś niedostatki zazwyczaj pozostają nawet przy
pozornie całkowitym wyzdrowieniu.
Testy wciąż na nowo tego dowodzą".


Zdruzgotany, zniszczony, usunięty, a jednak w pełni sprawny

Sprzeciwia się temu doświadczeniu fakt, że wielu ludzi może przetrwać bez żadnej
szkody najradykalniejsze zabiegi (rozdzielenie półkul mózgowych, usunięcie
jednej półkuli itd.), gdy tymczasem inni ulegają ciężkiemu upośledzeniu na
skutek zwykłego uderzenia w głowę.
Jeśli gruntownie przyjrzymy się historii medycyny, to aż się tam roi od takich
dziwnych przykładów.
Doniesienia na ten temat sięgają daleko w przeszłość.

Opis jednego z pierwszych szczegółowo udokumentowanych przypadków znajduje się w
słynnym podstawowym dziele Goulda i Pyle'a: Anomalies and Curiosities oj
Medicine (Anomalie i osobliwości medycyny).
Chodziło tam o dwudziestopięcioletniego brygadzistę ekipy budującej linie
kolejowe w USA, Phineasa Gage'a.
We wrześniu 1847 r. ów młody człowiek zamierzał wysadzić w powietrze grupę skał.
Otwór strzelniczy napełnił prochem dymnym i ubijał go stemplem o średnicy około
4 cm i wadze prawie 7 kg.
W skutek wypadku doszło do przedwczesnej eksplozji, przy której ciężki drąg
został wyrzucony w powietrze i głęboko wbił się w czaszkę Gage'a.
Koledzy przenieśli ofiarę wypadku do gabinetu lekarskiego, gdzie pospiesznie
usunięto tkwiący w jego głowie drąg, wraz z częściami kości czaszki i większymi
partiami tkanki mózgowej.
Obaj lekarze udzielający poszkodowanemu pierwszej pomocy nie daliby ani pensa za
jego przeżycie, za to każdą sumę postawiliby na to, że jeśli jakimś cudem z tego
wyjdzie, to będzie trwale pozbawiony świadomości.
Przegraliby oba zakłady, gdyż dwudziestopięcioletni pacjent nie tylko przeżył,
ale nawet doszedł do siebie (z wyjątkiem zaburzeń w zachowaniu), mimo że w jego
głowie pozostał tunel o średnicy ponad 8 cm.
Przebiegał on przez czaszkę, jak stwierdzili specjaliści, "od lewego płata
czołowego równoległe do szwu strzałkowego".

Przypadek ten łączy w sobie wiele niemożliwych elementów.

Nie mniej dramatyczny los spotkał pewną robotnicę fabryki włókienniczej w 1879
r. na jej stanowisku pracy.
Ogromna śruba wyleciała z maszyny i wbiła się głęboko w głowę tej nieszczęśnicy,
niszcząc przy tym bezpowrotnie rozległe partie jej mózgu.
Kolejne ubytki spowodowali chirurdzy, wydobywając operacyjnie śrubę z jej głowy.
Wbrew wszelkim przewidywaniom młoda kobieta nie odniosła trwałych obrażeń.
Jeszcze przez 42 lata żyła i nawet nie uskarżała się na bóle głowy.

W czasopiśmie "Medical Press of Western New York" z roku 1888 znajduje się opis
przypadku pewnego marynarza, który utracił ćwierć czaszki przycięty między belką
mostu a nadbudówką statku, na którym pracował.
Filar o ostrych krawędziach odciął temu człowiekowi część jego czaszki.
Lekarze stwierdzili utratę dużej ilości krwi i znacznej części tkanki mózgowej.
To jednak nie przeszkodziło choremu w powrocie do normalnego życia po odzyskaniu
świadomości.
Po odzyskaniu przytomności natychmiast chciał się ubrać i znowu przystąpić do
służby.

Z pierwszych lat naszego stulecia pochodzą zapiski dr. Nicholasa Ortiza,
omawiające studium, które przedstawił boliwijski lekarz dr Augustin Itturicha z
Towarzystwa Antropologicznego w Sucre w Boliwii.
Chodziło tam o osoby pozostające do śmierci w pełni władz umysłowych.
Przy obdukcji okazywało się jednak, ku bezgranicznemu zdumieniu chirurgów, że
ich mózgi już od wielu lat były całkowicie zniszczone przez ropnie, guzy itp.
Dziwnym trafem dane osoby aż do śmierci o tym nie wiedziały.

Szczególne wrażenie wywarł na dr. Itturichu przypadek pewnego chłopca, który
stale uskarżał się na silne bóle głowy i umarł w wieku czternastu lat.
Autopsja wykazała, że masa mózgu chłopca już od dłuższego czasu była całkowicie
oddzielona od wewnętrznej strony czaszki - co zwykle daje identyczne skutki, jak
ścięcie głowy.
Chłopiec ten jednak przez cały czas nie przejawiał najmniejszego upośledzenia.

Niemowlę, które przyszło na świat w 1935 r. w Nowym Jorku w szpitalu św.
Wincentego, przez 27 dni niczym się nie różniło od innych osesków.
Piło mleko, krzyczało, płakało, próbowało chwytać przedmioty, reagowało na
bodźce środowiska i poruszało się absolutnie normalnie.
Potem umarło.
Przy obdukcji okazało się, że niemowlę urodziło się całkowicie pozbawione mózgu.

Lekarze dr Jan W. Bruell i dr George W. Albee informowali w 1953 r. na forum
Amerykańskiego Stowarzyszenia Psychologicznego o trzydziestodziewięcioletnim
mężczyźnie, któremu usunięto całą prawą półkulę mózgu.
Nie tylko przeżył ten poważny zabieg, ale, jak zakończyli swoje wystąpienie obaj
prelegenci, "intelektualne zdolności tego mężczyzny praktycznie nie uległy
uszczupleniu".

Równie frapujące - a do tego nieco makabryczne - są okoliczności, wobec których
stanął lekarz dokonujący autopsji pewnego młodego człowieka, ofiary wypadku.
Zmarły przyszedł na świat z mocno rozwiniętym wodogłowiem.
Aby uratować życie niemowlęciu, wszczepiono mu do czaszki aparaturę do
odprowadzania wytwarzanego w nadmiarze płynu mózgowego.
Awaria tej aparatury spowodowała śmierć młodego człowieka.
Stwierdził to lekarz sądowy przy sekcji zwłok, wykrywając zarazem fakt, że
zmarły miał tylko cieniuteńką warstewkę komórek mózgowych; był to zatem jasny
przypadek najcięższego upośledzenia umysłowego.
Informując rodzinę o przyczynie śmierci, lekarz sądowy wyraził jej swoje
współczucie i dodał na pociechę, że śmierć jest wybawieniem dla każdego
człowieka, który i tak musiał po prostu wegetować.
Można sobie wyobrazić zaskoczenie i osłupienie lekarza, kiedy dowiedział się od
rodziców zmarłego, że ich syn prowadził całkiem normalne życie i do ostatniego
dnia wykonywał zawód wymagający wysokich kwalifikacji.

Są jeszcze skrajniejsze przypadki.
Niemiecki ekspert, poświęcający się badaniom mózgu, Hufeland, odkrył, dokonując
autopsji mężczyzny, który był w pełni władz umysłowych do chwili wystąpienia
porażenia, że człowiek ten w ogóle nie posiadał mózgu.

Jego mózgoczaszka była wypełniona tylko 312 gramami wody.

Słynny specjalista, dr Schleich, wyliczył 20 przypadków najcięższych ubytków
tkanki mózgowej nie powodujących jakiegokolwiek upośledzenia umysłowego.
W tym kontekście zauważył, że przypadki te były źródłem stałych rozterek
personelu medycznego i dostarczały materiału do dyskusji nad starym
filozoficznym pytaniem o siedlisko duszy.

Krótko mówiąc:

mózg - to niezbadana zagadka.

Z jednej strony jest tak wrażliwy, że może już zarejestrować pojedynczy foton, z
innej może świetnie funkcjonować, mimo że go nie ma.


Mózg i duch istnieją oddzielnie

Jakie wnioski można wyciągnąć z tego wszystkiego?

Trudno powiedzieć. Nagi materializm okazuje się niewystarczający.

Świadomość w postaci niematerialnego ducha włóczy się po okolicy albo rozwija,
nawet wtedy, gdy nie ma w ciele siedliska (mózgu).
Mimo że większość neurologów w dalszym ciągu trzyma się wyobrażenia, że
świadomość wyrasta z anatomii i struktury kory mózgowej, to muszą jednak
przyznać, zgrzytając zębami, że nie mają rzeczywistego wyobrażenia o tym, jak
powstaje świadomość, czy też jak mózg ją wytwarza, za co przecież ma być
odpowiedzialny.

Można zaobserwować pierwsze niepewne kroki w nowych kierunkach myślenia.
Na przykład ekspert w dziedzinie komputerów, Donald MacKay z angielskiego
uniwersytetu w Keele, w udzielonym wywiadzie dał do zrozumienia, że może istnieć
"równanie człowieka", które mogłoby przeżyć śmierć swojego "gospodarza" (ciała).

Skoro już jesteśmy gotowi posunąć się tak daleko w rozumowaniu, to byłoby fair
przyznać, że także pod innymi względami przerażająco mało wiemy o naszej formie
bytu i jej faktycznych możliwościach.
Pewne jest tylko i wyłącznie to, że homo sapiens jest w równie małym stopniu
"organiczną maszyną", jak wszechświat ogromnym zegarem.

Skierujmy więc wzrok jeszcze ku innym tajemnicom, które uzasadniają
merytorycznie określenie "cudowna istota - człowiek"; są to fenomeny, z którymi
biologowie, anatomowie, lekarze i inni naukowcy mieliby utrapienie - gdyby
musieli się nimi zająć poważniej, niż robią to w swoich sporadycznych
eksperymentach, testach i analizach.

--
Wysłano z serwisu OnetNiusy: http://niusy.onet.pl

› Pokaż wiadomość z nagłówkami


Zobacz także


 

strony : [ 1 ]


« poprzedni wątek następny wątek »


Wyszukiwanie zaawansowane »

Starsze wątki

Wierzę w Boga
Tak się rodzą objawienia... i święci...
Re: Żywa kwantowo woda naukowo potwierdzona
Czy napadli byście na bank?
Re: The Religion of Islam!!!!!!!!!!!

zobacz wszyskie »

Najnowsze wątki

samotworzenie umysłu
Re: Zachód sparaliżowany
Irracjonalność
Jak z tym ubogacaniem?
Trzy łyki eko-logiki ?????

zobacz wszyskie »