X-Received: by 10.49.25.83 with SMTP id a19mr556132qeg.1.1378686697852; Sun, 08 Sep
2013 17:31:37 -0700 (PDT)
X-Received: by 10.49.25.83 with SMTP id a19mr556132qeg.1.1378686697852; Sun, 08 Sep
2013 17:31:37 -0700 (PDT)
Path: news-archive.icm.edu.pl!agh.edu.pl!news.agh.edu.pl!news.cyf-kr.edu.pl!news.nask
.pl!news.nask.org.pl!newsfeed.pionier.net.pl!news.glorb.com!y3no10383383pbx.0!n
ews-out.google.com!rn2ni68054pbc.1!nntp.google.com!b4no5284028pbq.1!postnews.go
ogle.com!glegroupsg2000goo.googlegroups.com!not-for-mail
Newsgroups: pl.sci.psychologia
Date: Sun, 8 Sep 2013 17:31:37 -0700 (PDT)
Complaints-To: g...@g...com
Injection-Info: glegroupsg2000goo.googlegroups.com; posting-host=31.2.52.7;
posting-account=oxm6WwoAAABbNq-FrLxteMJGewUj6LHu
NNTP-Posting-Host: 31.2.52.7
User-Agent: G2/1.0
MIME-Version: 1.0
Message-ID: <6...@g...com>
Subject: Z biblioteki Kaczyńskiego
From: glob <r...@g...com>
Injection-Date: Mon, 09 Sep 2013 00:31:37 +0000
Content-Type: text/plain; charset=ISO-8859-2
Content-Transfer-Encoding: quoted-printable
Xref: news-archive.icm.edu.pl pl.sci.psychologia:669697
Ukryj nagłówki
http://www.przeglad-tygodnik.pl/pl/node/15685
Siłą złudzenia i tradycji
Tłum, zauważa Le Bon, od zarania cywilizacji ulegał złudzeniom, a tym, którzy je
tworzyli, budował wspaniałe świątynie i pomniki. Nieraz potrzeba było krwawych
wydarzeń, aby tłum wyrwał się spod jakichś złudzeń, co niestety oznaczało najczęściej
podporządkowanie go innym. "Tłum potrzebuje złudzeń, którym poddaje się
instynktownie, podobnie jak owady w dążeniu swym do światła, dlatego daje się
opanować mówcom, którzy właśnie niosą mu upragnione ideały" (s. 91). To dążenie do
zaspokojenia psychicznych potrzeb skupionego wokół siebie tłumu jest stałą troską
Jarosława Kaczyńskiego. W wywiadzie dla "Gazety Polskiej" lider PiS mówił, że "ci,
którzy pomniejszają rolę Lecha Kaczyńskiego", boją się, że w obliczu nieuchronnej
kompromitacji Lecha Wałęsy to on stanie się "symbolicznym patronem ruchu
solidarnościowego". Uważa, że PO robi wszystko, "byle tylko zniszczyć pamięć o
tragicznie zmarłym prezydencie". A dorobek jego brata jest niepowtarzalny, ale
Polska, która go uczci, "nie będzie Polską, której oni chcą". "Tak jak Piłsudski nie
mógł być symbolem PRL. Tak samo Lech Kaczyński - przy całej nieporównywalności
postaci - nie może być symbolem kondominium rosyjsko-niemieckiego w Polsce". Co za
wspaniałe wyciągnięcie wniosków z nauki Le Bona, który pisał: "Tłum nie pożąda prawdy
i gardzi rzeczywistością, ubóstwia natomiast zwodnicze złudzenia. Kto potrafi omamić
tłum, ten łatwo nim zawładnie; kto zaś stara się go rozczarować, padnie jego ofiarą"
(s. 92).
"Tłum z nadzwyczajnym uwielbieniem czci tradycję i czuje głęboki, podświadomy wstręt
do wszelkiego nowatorstwa, gdyż drży przed jakąkolwiek zmianą warunków swego
materialnego bytu" (s. 49). I Jarosław Kaczyński do nowatorów nie należy. Tradycja ma
być przewodnikiem jego ludu. Chętnie w związku z tym pozuje na strażnika tradycji
narodowych, choć często jest to tradycja klęski. Emerytów zaś ciągle straszy polityką
PO i Unią Europejską.
Le Bon zauważa w tłumie nie tylko negatywne cechy. Tłum potrafi dokonywać wzniosłych
czynów moralnych. Bywa skłonny do poświęceń, bezinteresowności, ofiarności i
prawości. Ale jednocześnie, ponieważ w duszy każdego człowieka drzemią instynkty
burzycielskie i zdolność do okrucieństwa, tłum może mordować i dowodzić swego
okrucieństwa. "Każde odwołanie się do miłości Ojczyzny, do uczuć religijnych, do
poczucia honoru oddziałuje na tłum, który jest zdolny do bezgranicznych poświęceń"
(s. 51). Jarosław Kaczyński ma w tych sprawach swoistego samograja, którego
uruchomił, gdy odsądził prezydenta Komorowskiego od czci i wiary za zapowiedź
przeniesienia krzyża sprzed Pałacu Prezydenckiego do kościoła.
Ktoś, kto opanuje tłum, ma sprawę wygraną, gdyż zyskuje fanatycznych zwolenników.
Zdaniem Le Bona, wiele tłumów zginęło w obronie wierzeń, idei i haseł, których
"często prawie nie rozumiały"
(s. 51). Jarosław Kaczyński to również ma na uwadze. Można nawet wyciągnąć wniosek,
że uważa, iż im mniejsza świadomość społeczna, tym większa gotowość tłumu do
umierania "za Coś" i "dla Kogoś". Tłum ma bowiem zdolność do umoralniania
niemoralnych jednostek. "Nawet największy drań, gdy stanie się cząstką tłumu, staje
się na ten czas zwolennikiem bardzo surowych zasad moralnych"
(s. 51). Jarosław Kaczyński jest w stanie każdemu wszystko wybaczyć, pod warunkiem że
znajdzie się w jego tłumie.
Zdaniem Le Bona, na wzbudzaniu fanatyzmu budowali swą przyszłość twórcy nowych
religii i politycy. Tłum potrzebuje religii, która staje się formą jego przekonań.
"Poglądy bowiem, czy tyczyć się będą kwestii politycznych, społecznych, czy
religijnych, wtedy dopiero zostaną przyjęte przez tłum, kiedy przybiorą formę
religii, dzięki której nie będą mogły podlegać dyskusji" (s. 65). Trzeba przyznać, że
kontakty Jarosława Kaczyńskiego z Radiem Maryja i manifestowana dewocja są próbą
sakralizacji przez niego swojej polityki oraz stworzenia wyraźnej bariery przed
krytyką swojej osoby i ugrupowania politycznego. Wydaje się, że Jarosław Kaczyński i
jego bezpośrednie otoczenie nie mieliby nic przeciwko ubóstwieniu prezesa jak swego
czasu cesarzy.
Przywódcy
Jarosław Kaczyński, zdaje się, doskonale przyswoił sobie myśl Le Bona, że
"przywódcami tłumów są najczęściej lu-dzie czynu, nie zaś myśliciele"
(s. 98). Eliminuje wręcz wszystkich tych, którzy chcą samodzielnie myśleć i nie chcą
zdawać się na jego prestiż. Przekonali się o tym Ludwik Dorn, a ostatnio Marek
Migalski i Elżbieta Jakubiak. Le Bon nie ma najlepszego zdania o kondycji psychicznej
przywódców tłumów. "Przywódcami tłumu stają się też ludzie o starganych nerwach lub
na pół obłąkani, którym niedaleko już do zupełnego obłędu. Niezależnie od tego, jak
śmieszna jest idea, którą propagują, lub cel, do którego dążą, wszelkie rozumowanie
okazuje się bezsilne wobec ich przekonania. (...) Dla swych przekonań poświęcają oni
swe osobiste cele i rodzinę; znika nawet instynkt samozachowawczy" (s. 98). Nawet
jeśli nie ocenimy w tym duchu Jarosława Kaczyńskiego, to nie można oprzeć się
wrażeniu, że wiernym sobie tłumom zapewnia on odpowiadającego temu opisowi
Macierewicza, co raz wysuwając go na odpowiedzialne odcinki walki. W tworzeniu
legendy o Lechu Kaczyńskim, tym razem jako szef parlamentarnego zespołu
wyjaśniającego katastrofę smoleńską, w celu uczynienia zadość tłumowi, ale bez
posiadania dowodów, wysunął tezy o winie rosyjskich kontrolerów lotu, o tym, że
decyzje konsultowali ze swoją centralą w Moskwie, zasugerował nawet możliwość
dobijania rannych, którzy przeżyli katastrofę smoleńską. Czysta paranoja... Ale u jej
podłoża leży cyniczne przekonanie, że rusofobia zaćmi umysł każdego lub jest wytworem
człowieka o "starganych nerwach lub na pół obłąkanego".
Rola przywódców tłumów polega na budzeniu wiary, czy to religijnej, politycznej lub
społecznej, czy wreszcie wiary w jakieś dzieło, w człowieka bądź w ideę, gdyż wiara,
jak wiadomo, może góry przenosić. "Wielkie religie, które zawładnęły światem,
rozległe imperia, rozciągające swe obszary na obie półkule, nie zostały stworzone ani
przez uczonych i filozofów, ani tym bardziej przez tych, których dusze ogarnęło
zwątpienie" (s. 99). Jarosław Kaczyński to przekonanie ma we krwi. Ciągle walczy z
Rosją, choć jest dziwnie służalczy wobec USA.
Program Jarosława Kaczyńskiego jest mało konkretny. Le Bon wyjaśnia, że konkretny
program polityczny stwarza jego autorowi problemy w przyszłości. "Kandydat, który
ujmie swój program w mgliste formuły, gdzie będzie wszystko i nic, ma zapewnione
powodzenie" (s. 144). Z tej rady Le Bona korzysta dzisiaj wielu polityków.
W ślad za Le Bonem można powiedzieć, że wiernym Jarosławowi Kaczyńskiemu tłumem
kieruje nie "potrzeba wolności", lecz "potrzeba uległości".
Jeśli chodzi o metody, jakie powinny być stosowane przez przywódców wobec tłumów, aby
zapewnić sobie ich uległość, to Le Bon pisał, że "najlepszą metodą zaszczepiania
jakiejś idei w duszę tłumu jest twierdzenie, wolne od wszelkiego rozumowania,
pozbawione wszelkich dowodów i nie liczące się nawet ze znaną tłumowi
rzeczywistością. Im myśl zawarta w twierdzeniu jest bardziej zwięzła, im bardziej
pozbawiona nawet pozorów uzasadnienia i dowodu, tym większy zdobędzie autorytet, tym
silniej oddziała na uczucia tłumu" (s. 103). Używane ogólniki i insynuacje są ze
strony Jarosława Kaczyńskiego wystarczające dla wiernej mu publiczności.
Le Bon pisze, że "twierdzenie dopiero wtedy wywrze pożądany wpływ, kiedy będzie
ustawicznie powtarzane w tej samej formie". "Dzięki powtarzaniu wypowiadane poglądy
przenikają do duszy tłumu, a w końcu, czy są rozumiane, czy nie, zostają uznane za
prawdę nie podlegającą dyskusji" (s. 103). Równie jasno wyraził to Goebbels, mówiąc o
hitlerowskiej propagandzie, że "kłamstwo powtórzone sto razy staje się prawdą".
Jarosław Kaczyński nie rozpieszcza swoich słuchaczy. Wszystkiemu winni są "układ",
"komuna", "sowieci", "rząd", ale cóż - tłum "pojmuje tylko bardzo pierwotne
kojarzenie pojęć" (s. 93). Wszak "kilka zdań, haseł i frazesów wbitych w głowę w
młodości wystarczy, by przejść przez życie bez najmniejszego zastanawiania się" (s.
87).
Prestiż
|