| « poprzedni wątek | następny wątek » |
1. Data: 2010-07-03 09:31:32
Temat: ból/życiejest ból i następnie odskok od niego . tak wygląda życie, mówię o moim
życiu, podejrzewam że tak może być też u innych. Odskok następuje przez
pójście do świata, ku zewnętrznemu, ku ludziom. Odskok też może
następować przez skupienie się na sobie, skupienie się na bólu,
poszukiwanie tego czym on jest czym jestem ja i czym jest moje życie.
Odskok następuje też przez pójście ku przyjemności, ku radości
(oczekiwanej). Niemożliwe jest wiedzieć kim się jest. Niemożliwe jest
uciec od bólu. Niemożliwe jest zrozumieć kim jestem i czym jest moje
życie, gdyż rozumiejący jest rozumianym. Oko nie może widzieć siebie.
Nie może wykręcić się o 180 stopni do siebie. To jest beznadziejna
próba. Ból dopinguje do zmian, do odejścia od niego, do zaradzenia mu.
Co robić? Trzeba uciec. Płonący ludzie w telewizji byli dla mnie
przerażeniem, gdy byłem dzieckiem. Biegli, uciekali. Krzyczeli. Nie
mogłem na to patrzeć. Podobnie przerażająca scena w filmie "Przylądek
strachu", gdy dziewczynka oblewa Roberta de Niro zapalającego papierosa
- oblewa łatwopalnym płynem. Tutaj jest strasznie i jeszcze gorzej
dlatego, bo płonie mu twarz. Budda mówi: co mnisi stoi w płomieniu? oko,
mnisi, stoi w płomieniu, ucho stoi w płomieniu, nos stoi w płomieniu i
tak dalej. Ból dopinguje do tego, by się od niego wyrwać.
Natychmiastowo. U mnie to jest tak, że staram się zrozumieć, spojrzeć na
ten ból, spojrzeć na to czym jest moje życie, ale na marne. Być może to
ból i ucieczka od niego powodują, że jest takie kierowanie się i
wierzenie w podmiot-przedmiot. Kierowanie się ku zewnętrznemu. Może też
się mylę. Widzę bowiem, że moje myśli i widzenie spraw zmienia się
bardzo w zależności od pory dnia, okoliczności, przeżyć. To co myślę
teraz i czuję, przestanie być w polu świadomości gdy wybiegnę by zrzucić
tłuszcz na brzuchu. Czy nie mógłbym jednak być akceptowanym z lekkim
brzuszkiem? Nie, bo kobiety lubią mężczyzn zgrabnych i silnych. Kiedy
człowiekowi pali się ubranie na nim, on biegnie i wtedy wskutek wiatru
może odczuwać pewną ulgę. Kiedy się zatrzyma, ten płomień jest jeszcze
bardziej bolesny. Wczoraj przeczytałem ciekawy fragment wypowiedzi
Stanisława Lema: ze świadomością jest jak z wiatrem. Wiatr jest gdy
wieje, ale gdy nie wieje, trudno pytać, gdzie wtedy jest wiatr. Koniec
cytatu. I to mi bardzo przypomniało nauczanie Buddy. "Gdzie jest ogień,
gdy wypali się cała trawa pod nim? Czy odchodzi wtedy na północ, na
południe, na wschód czy zachód?" Tłumaczenie nie jest dokładne i cytat
bardzo luźny.
Jest też sprawa Boga i tego, że człowiek chciałby być zupełnie wolny i
żyć w przestrzeni miłości, gdzie jego pragnienia są spełnianie, a on sam
czuje się szanowany i nie czuje strachu oraz niebezpieczeństwa. Ból z
tej perspektywy jest pewnym ciężarem, ale jest w tej perspektywie
ogromna przestrzeń w której można żyć, wypełniać się, nie być gardzonym
i straszonym, być zupełnie kochanym przez tych, których się kocha, móc
płakać wtedy kiedy się chce i nie wstydzić się tego. Móc błagać i prosić
ze łzami kiedy się chce i nie wstydzić się, nie myśleć o sobie "mięczak,
bez honoru, płaszczący się". To nie pasuje mi do wizji Buddy. Żyć. Żyć
to nie mieć oporu, nie czuć oporu. Nie czuć oporu od tych, których się
kocha, których się pragnie, nie być przez nich poniżonym czy
odepchniętym, nie czuć się wobec nich w pozycji błagalnej, na kolanach,
jak człowiek który stoi pod nasypem, a drugi człowiek stoi na nasypie i
swoją nogą strąca mnie chcącego podejść do niego pod górę. Jak to jest z
tym pożądaniem? A może pożądanie nie jest złe, tylko jest wynikiem próby
pokonania na siłę muru jaki istnieje między ludźmi, smutnego
odseparowania pomiędzy nimi? Odczuwa się to pożądanie jak drapieżny skok
właśnie dlatego, że usilnie staram się pokonać ten mur, a opór odczuwam
jako swoją własną drapieżność. W klatce bólu, w klatce świata, w klatce
niemiłości. Jak się z tego wyzwolić? Moje dotychczasowe próby poszły na
marne, wciąż stoję pod nasypem. A podchodzenie do dziewczyny która
znaczy dla mnie odczuwam jako podchodzenie do nazistki, która z góry
spycha mnie na dół obcasem wojskowego buta.
› Pokaż wiadomość z nagłówkami
Zobacz także
2. Data: 2010-07-03 18:17:27
Temat: Re: ból/życie"Piotrek Zawodny" <p...@o...pl>
news:i0n02f$ic8$1@news.onet.pl...
> Niemożliwe jest wiedzieć kim się jest. Niemożliwe jest uciec
> od bólu. Niemożliwe jest zrozumieć kim jestem i czym jest moje
> życie, gdyż rozumiejący jest rozumianym. Oko nie może widzieć
> siebie. Nie może wykręcić się o 180 stopni do siebie. To jest
> beznadziejna próba. Ból dopinguje do zmian, do odejścia od niego,
> do zaradzenia mu. Co robić? Trzeba uciec.
Wiem kim jestem i gdzie jestem. Od bólu fizycznego "uciekam"
zażywając środki przeciwbólowe, a od bólu psychicznego "uciekam"
poprzez oswojenie traumy. Rozumiem kim jestem i czym jest moje
życie. Rozumiejący jest obiektem zrozumienia i w niczym to nie
przeszkadza, że podmiot patrzy na siebie jak na przedmiot.
Oko nie widzi siebie bowiem oko nic nie widzi. Oko to tylko otwór
(brama) przez który świat zewnętrzny zagląda do wnętrza.
Od prawdy się nie ucieka, lecz ją akceptuje.
> Czy nie mógłbym jednak być akceptowanym z lekkim brzuszkiem?
> Nie, bo kobiety lubią mężczyzn zgrabnych i silnych. [...]
Różne kobiety lubią różnych mężczyzn, co znajduje swój wyraz
w porzekadle: "każda potwora znajdzie swego amatora".
Co mnie to może obchodzić, że niektóre kobiety lubią mężczyzn
zgrabnych i silnych, skoro liczy się tylko ta JEDNA, która mnie
akceptuje dokładnie takim jakim jestem?
> Wczoraj przeczytałem ciekawy fragment wypowiedzi Stanisława
> Lema: ze świadomością jest jak z wiatrem. Wiatr jest gdy
> wieje, ale gdy nie wieje, trudno pytać, gdzie wtedy jest wiatr. Koniec
> cytatu. I to mi bardzo przypomniało nauczanie Buddy.
> "Gdzie jest ogień, gdy wypali się cała trawa pod nim?
> Czy odchodzi wtedy na północ, na południe, na wschód czy zachód?"
Wiatr to energia mechaniczna, a płomień to energia termiczna.
Świadomość to stan przestrzeni. Gdy nie następuje żaden przepływ
energii to wiatr, płomień i świadomość - ŚPIĄ. Są potencjalnością.
> W klatce bólu, w klatce świata, w klatce niemiłości. Jak się z tego
> wyzwolić? Moje dotychczasowe próby poszły na marne, wciąż stoję
> pod nasypem. A podchodzenie do dziewczyny która znaczy dla
> mnie odczuwam jako podchodzenie do nazistki, która z góry
> spycha mnie na dół obcasem wojskowego buta.
Widać nie jest Tobie pisana i jeśli nie zaiskrzyło między wami,
to mało prawdopodobne, że zaiskrzy, a wiązanie się z kobietą
która nic nie czuje do partnera to "śmierć za życia" - wieczna
udręka na własne życzenie. Chcesz być całe życie sam, obok
obcego sobie człowieka?
Edward Robak* z Nowej Huty
~>°<~
miłośnik mądrości i nie tylko :)
› Pokaż wiadomość z nagłówkami
3. Data: 2010-07-03 22:23:26
Temat: Re: ból/życieW dniu 2010-07-03 19:03, Iza.Xyz pisze:
> On 3 Lip, 11:31, Piotrek Zawodny<p...@o...pl> wrote:
> ...
>> To co myślę
>> teraz i czuję, przestanie być w polu świadomości gdy wybiegnę by zrzucić
>> tłuszcz na brzuchu. Czy nie mógłbym jednak być akceptowanym z lekkim
>> brzuszkiem? Nie, bo kobiety lubią mężczyzn zgrabnych i silnych. Kiedy
>> człowiekowi pali się ubranie na nim, on biegnie i wtedy wskutek wiatru
>> może odczuwać pewną ulgę. Kiedy się zatrzyma, ten płomień jest jeszcze
>> bardziej bolesny. Wczoraj przeczytałem ciekawy fragment wypowiedzi
>> Stanisława Lema: ze świadomością jest jak z wiatrem. Wiatr jest gdy
>> wieje, ale gdy nie wieje, trudno pytać, gdzie wtedy jest wiatr. Koniec
>> cytatu. I to mi bardzo przypomniało nauczanie Buddy. "Gdzie jest ogień,
>> gdy wypali się cała trawa pod nim? Czy odchodzi wtedy na północ, na
>> południe, na wschód czy zachód?" Tłumaczenie nie jest dokładne i cytat
>> bardzo luźny.
>> Jest też sprawa Boga i tego, że człowiek chciałby być zupełnie wolny i
>> żyć w przestrzeni miłości, gdzie jego pragnienia są spełnianie, a on sam
>> czuje się szanowany i nie czuje strachu oraz niebezpieczeństwa. Ból z
>> tej perspektywy jest pewnym ciężarem, ale jest w tej perspektywie
>> ogromna przestrzeń w której można żyć, wypełniać się, nie być gardzonym
>> i straszonym, być zupełnie kochanym przez tych, których się kocha, móc
>> płakać wtedy kiedy się chce i nie wstydzić się tego. Móc błagać i prosić
>> ze łzami kiedy się chce i nie wstydzić się, nie myśleć o sobie "mięczak,
>> bez honoru, płaszczący się". To nie pasuje mi do wizji Buddy. Żyć. Żyć
>> to nie mieć oporu, nie czuć oporu. Nie czuć oporu od tych, których się
>> kocha, których się pragnie, nie być przez nich poniżonym czy
>> odepchniętym, nie czuć się wobec nich w pozycji błagalnej, na kolanach,
>> jak człowiek który stoi pod nasypem, a drugi człowiek stoi na nasypie i
>> swoją nogą strąca mnie chcącego podejść do niego pod górę. Jak to jest z
>> tym pożądaniem? A może pożądanie nie jest złe, tylko jest wynikiem próby
>> pokonania na siłę muru jaki istnieje między ludźmi, smutnego
>> odseparowania pomiędzy nimi? Odczuwa się to pożądanie jak drapieżny skok
>> właśnie dlatego, że usilnie staram się pokonać ten mur, a opór odczuwam
>> jako swoją własną drapieżność. W klatce bólu, w klatce świata, w klatce
>> niemiłości. Jak się z tego wyzwolić? Moje dotychczasowe próby poszły na
>> marne, wciąż stoję pod nasypem. A podchodzenie do dziewczyny która
>> znaczy dla mnie odczuwam jako podchodzenie do nazistki, która z góry
>> spycha mnie na dół obcasem wojskowego buta.
>
> Odtąd mi sie podoba twój tok rozumowania, bo reszta to jakieś gufno
> z betoniarki myślowe - no sorry.Powiem ci tak. Ostatnio dużo
> zastanawiam
> się nad sensem życia i nad konsekwencjami
> naszych wyborów odnośnie dobrania partnerskiego,
> Ściślej nad opłakanym stanem naszego braku porozumienia.
> I wiesz co ci powiem? Zastanawiałam sie nad partnerstwem, głównie
> mam tu na myśli małżeństwa. No i niestety doszłam do takiego
> smutnego wniosku, że nie mam wśród znajomych
> małżeństwa, które byłoby na prawdę dobrane. Rzecz jasna nie
> chodzi mi o wygląd, ale charaktery, cela, pasje, plany, zaangażowanie,
> Co smutniejsze, mam taką swoją osobistą teorię, że człowiek ,który
> żyje w związku bez miłości, porozumienia serc i umysłów, czyli
> czynników, które ich
> scalają i powodują, że żyje się komfortowo i łatwiej pokonuje
> kłopoty.
> No wiec wiem z cała pewnością, że ludzie (a zwłaszcza kobiety)
> tkwiący w takich związkach znacznie szybciej się starzeją,
> częściej chorują i szybciej umierają.I tak.
> Patrze na tych i przykładowo. Ona - flegmatyczka z wiecznie
> opóźnionym
> zapłonem i nawet gdyby chałupa się jej zapaliła to penie zdobyłaby w
> miedzy czasie ziewnąć. Samochodem
> z taka nie przyśpieszysz do setki bo dla niej to juz prędkość ponad
> dźwiękowa a skąpa jak...no skąpa.
> On - szybki Bill, żywioł, konkretny i stanowczy. Je szybko, pije
> szybko,
> pracuje szybko itd. Ktoś powie, przeciwieństwa sie przyciągają.
> A nigdy w życiu, ci ludzie od 30 lat meczą sie za sobą ewidentnie rok
> po roku - jeśli oczywiście dodać
> inne znane tylko mi informacje o przyczynach zawarcia przez nich
> małżeństwa.
> A inni.Ona - wielka dama jakby w życiu na nią mucha nie siadła a jak
> siedzie to niemal mdleje, nie uśmiecha
> sie bo obawia się o nieistniejące zmarszczki, wybredna jak stara
> panna, uwielbia centrum uwagi i nie tylko. Debilka nie
> jest, ale inteligencją nie grzeszy. On - inteligentny, zdolny,
> swojski, męski
> i lubiący sie na pracować i pobrudzić jak trza. Nie wybredny a i w/
> pana tez nie rżnie.
> I weź - wiem, że się ze sobą męczą.I tak przeleciałam w myślach
> analitycznie tych, których znam to przeważająca
> większość jest kompletnie różna tym samym niedobrana, jedni sie
> znoszą, inny przywykli
> jak do staraj szafy a jeszcze inni sie nie cierpią, ale żyja bo i tak
> mało zostało.
> W takich chwilach tracę sens w zasadność jakiegokolwiek
> dobrania, że są gdzieś te właściwe połówki. Tracę wiarę, że w ogóle
> jest to możliwe.
> Pytasz dlaczego baby nie akceptuję facetów z brzuszkiem?
> Pewnie ta o która się starasz nie ma większych zmartwień, ale z
> wiekiem stanie się
> mniej wybredna - może warto poczekać. Mankamenty urody nie stanowią
> problemu, ponieważ tak czy inaczej
> z czasem się marszczymy i kulimy. Ale jeśli nie masz z partnerem o
> czym
> podyskutować bo wszystko co jego interesuje, nie interesuje ciebie i
> na odwrót -- no to porażka.
> I dam ci radę, bo jestem od ciebie sporo starsza. Jeśli kiedykolwiek
> przyjdzie ci do głowy pomysł, by
> związać sie z kimś, kto nie ma z tobą nic wspólnego i na "dzień-dobry"
> traktuje
> cię pre noga,i kiedy prócz w miarę dobrego, albo nawet bardzo dobrego
> seksu nic was
> nie łączy - to powiadam ci -- lepiej wyrowadż się do rezerwatu i zostń
> pustelnikiem.
> Bo wtedy to sobie narobisz bólu w życiu a samemu ze sobą łatwiej
> wytrzymać niż samemu z kimś.
wydaje mi się że jesteśmy takim zapisem. Nie możemy poznać prawdy
inaczej, jak tylko będąc zupełnie nieruchomym. chodzi mi o to, że
jesteśmy takim zapisem, ukształtowani przez poprzednie doświadczenia, na
przykład matka, która jest silna może powodować napięcie, do którego się
przyzwyczajamy, a które jest niczym innym, jak zablokowaniem dużej
części, dużej energii własnego ja. Będziemy się zatrzymywać w mowie lub
działaniach takich, które pamiętamy jako te, które wzbudziły niełaskę,
które zostały zaszczute, uderzone przez silniejszego. Dlatego mówię o
zapisie, który jest żywym doświadczeniem, uruchamia się w kontakcie z
daną osobą. Im bardziej uważni jesteśmy, tym bardziej widzimy, że tego a
tego nie mówimy, choć chcielibyśmy, czasem nawet nie wiemy co chcemy
powiedzieć, choć wiemy że chcemy, tak bardzo boimy się i przeczuwamy
piekący ból. To stanowi piekącą tamę, którą jesteśmy odcięci, wyciosani
jak kanciasta rzeźba. Ból na tyle piekący, że pokonywać go (robić to co
będzie go powodować=przypominać) byłoby masochizmem. Ale widzieć, jak
jesteśmy stłuczeni, jak ten kwiat próbuje się znów rozwinąć, jak wiele
jest potencji i siły, która lada co może być uwolniona, to być świadomym
wielkiej wolności jaka w nas drzemie. Wiemy że jesteśmy dobrzy i wolni,
tylko stłuczeni przez silniejszego, który niegdyś jak mastodont nadepnął
nam na mózg. Widzieć, ile potężnej energii w nas drzemie, jak pięknie
rzeka wnętrza może popłynąć do zewnątrz bez żadnej tamy, przebić skorupę
miażdżenia z przeszłości, wrócić do normalnego położenia tak jak wklęsła
blacha powraca do poprzedniej niewklęsłej pozycji. Być świadomym każdego
kroczku, który chce wyjść, a nie może, wydostać się z tej klateczki, a
nie może, widzieć swoją sztuczność, obumarcie, gnicie w swoim wnętrzu i
widzieć że to wszystko jest spowodowane, nagrane jak na magnetofon,
odbywa się dokładnie w tym momencie, widzieć jak jest się głęboko
skrzywdzonym, ale nie mścić się, być spokojnym i obecnym, nie widzę
innej drogi.
› Pokaż wiadomość z nagłówkami
4. Data: 2010-07-04 08:04:02
Temat: Re: ból/życie
Użytkownik "Piotrek Zawodny" <p...@o...pl> napisał w wiadomości
news:i0od90$213$1@news.onet.pl...
>W dniu 2010-07-03 19:03, Iza.Xyz pisze:
>> On 3 Lip, 11:31, Piotrek Zawodny<p...@o...pl> wrote:
>> ...
>>> To co myślę
>>> teraz i czuję, przestanie być w polu świadomości gdy wybiegnę by zrzucić
>>> tłuszcz na brzuchu. Czy nie mógłbym jednak być akceptowanym z lekkim
>>> brzuszkiem? Nie, bo kobiety lubią mężczyzn zgrabnych i silnych. Kiedy
>>> człowiekowi pali się ubranie na nim, on biegnie i wtedy wskutek wiatru
>>> może odczuwać pewną ulgę. Kiedy się zatrzyma, ten płomień jest jeszcze
>>> bardziej bolesny. Wczoraj przeczytałem ciekawy fragment wypowiedzi
>>> Stanisława Lema: ze świadomością jest jak z wiatrem. Wiatr jest gdy
>>> wieje, ale gdy nie wieje, trudno pytać, gdzie wtedy jest wiatr. Koniec
>>> cytatu. I to mi bardzo przypomniało nauczanie Buddy. "Gdzie jest ogień,
>>> gdy wypali się cała trawa pod nim? Czy odchodzi wtedy na północ, na
>>> południe, na wschód czy zachód?" Tłumaczenie nie jest dokładne i cytat
>>> bardzo luźny.
>>> Jest też sprawa Boga i tego, że człowiek chciałby być zupełnie wolny i
>>> żyć w przestrzeni miłości, gdzie jego pragnienia są spełnianie, a on sam
>>> czuje się szanowany i nie czuje strachu oraz niebezpieczeństwa. Ból z
>>> tej perspektywy jest pewnym ciężarem, ale jest w tej perspektywie
>>> ogromna przestrzeń w której można żyć, wypełniać się, nie być gardzonym
>>> i straszonym, być zupełnie kochanym przez tych, których się kocha, móc
>>> płakać wtedy kiedy się chce i nie wstydzić się tego. Móc błagać i prosić
>>> ze łzami kiedy się chce i nie wstydzić się, nie myśleć o sobie "mięczak,
>>> bez honoru, płaszczący się". To nie pasuje mi do wizji Buddy. Żyć. Żyć
>>> to nie mieć oporu, nie czuć oporu. Nie czuć oporu od tych, których się
>>> kocha, których się pragnie, nie być przez nich poniżonym czy
>>> odepchniętym, nie czuć się wobec nich w pozycji błagalnej, na kolanach,
>>> jak człowiek który stoi pod nasypem, a drugi człowiek stoi na nasypie i
>>> swoją nogą strąca mnie chcącego podejść do niego pod górę. Jak to jest z
>>> tym pożądaniem? A może pożądanie nie jest złe, tylko jest wynikiem próby
>>> pokonania na siłę muru jaki istnieje między ludźmi, smutnego
>>> odseparowania pomiędzy nimi? Odczuwa się to pożądanie jak drapieżny skok
>>> właśnie dlatego, że usilnie staram się pokonać ten mur, a opór odczuwam
>>> jako swoją własną drapieżność. W klatce bólu, w klatce świata, w klatce
>>> niemiłości. Jak się z tego wyzwolić? Moje dotychczasowe próby poszły na
>>> marne, wciąż stoję pod nasypem. A podchodzenie do dziewczyny która
>>> znaczy dla mnie odczuwam jako podchodzenie do nazistki, która z góry
>>> spycha mnie na dół obcasem wojskowego buta.
>>
>> Odtąd mi sie podoba twój tok rozumowania, bo reszta to jakieś gufno
>> z betoniarki myślowe - no sorry.Powiem ci tak. Ostatnio dużo
>> zastanawiam
>> się nad sensem życia i nad konsekwencjami
>> naszych wyborów odnośnie dobrania partnerskiego,
>> Ściślej nad opłakanym stanem naszego braku porozumienia.
>> I wiesz co ci powiem? Zastanawiałam sie nad partnerstwem, głównie
>> mam tu na myśli małżeństwa. No i niestety doszłam do takiego
>> smutnego wniosku, że nie mam wśród znajomych
>> małżeństwa, które byłoby na prawdę dobrane. Rzecz jasna nie
>> chodzi mi o wygląd, ale charaktery, cela, pasje, plany, zaangażowanie,
>> Co smutniejsze, mam taką swoją osobistą teorię, że człowiek ,który
>> żyje w związku bez miłości, porozumienia serc i umysłów, czyli
>> czynników, które ich
>> scalają i powodują, że żyje się komfortowo i łatwiej pokonuje
>> kłopoty.
>> No wiec wiem z cała pewnością, że ludzie (a zwłaszcza kobiety)
>> tkwiący w takich związkach znacznie szybciej się starzeją,
>> częściej chorują i szybciej umierają.I tak.
>> Patrze na tych i przykładowo. Ona - flegmatyczka z wiecznie
>> opóźnionym
>> zapłonem i nawet gdyby chałupa się jej zapaliła to penie zdobyłaby w
>> miedzy czasie ziewnąć. Samochodem
>> z taka nie przyśpieszysz do setki bo dla niej to juz prędkość ponad
>> dźwiękowa a skąpa jak...no skąpa.
>> On - szybki Bill, żywioł, konkretny i stanowczy. Je szybko, pije
>> szybko,
>> pracuje szybko itd. Ktoś powie, przeciwieństwa sie przyciągają.
>> A nigdy w życiu, ci ludzie od 30 lat meczą sie za sobą ewidentnie rok
>> po roku - jeśli oczywiście dodać
>> inne znane tylko mi informacje o przyczynach zawarcia przez nich
>> małżeństwa.
>> A inni.Ona - wielka dama jakby w życiu na nią mucha nie siadła a jak
>> siedzie to niemal mdleje, nie uśmiecha
>> sie bo obawia się o nieistniejące zmarszczki, wybredna jak stara
>> panna, uwielbia centrum uwagi i nie tylko. Debilka nie
>> jest, ale inteligencją nie grzeszy. On - inteligentny, zdolny,
>> swojski, męski
>> i lubiący sie na pracować i pobrudzić jak trza. Nie wybredny a i w/
>> pana tez nie rżnie.
>> I weź - wiem, że się ze sobą męczą.I tak przeleciałam w myślach
>> analitycznie tych, których znam to przeważająca
>> większość jest kompletnie różna tym samym niedobrana, jedni sie
>> znoszą, inny przywykli
>> jak do staraj szafy a jeszcze inni sie nie cierpią, ale żyja bo i tak
>> mało zostało.
>> W takich chwilach tracę sens w zasadność jakiegokolwiek
>> dobrania, że są gdzieś te właściwe połówki. Tracę wiarę, że w ogóle
>> jest to możliwe.
>> Pytasz dlaczego baby nie akceptuję facetów z brzuszkiem?
>> Pewnie ta o która się starasz nie ma większych zmartwień, ale z
>> wiekiem stanie się
>> mniej wybredna - może warto poczekać. Mankamenty urody nie stanowią
>> problemu, ponieważ tak czy inaczej
>> z czasem się marszczymy i kulimy. Ale jeśli nie masz z partnerem o
>> czym
>> podyskutować bo wszystko co jego interesuje, nie interesuje ciebie i
>> na odwrót -- no to porażka.
>> I dam ci radę, bo jestem od ciebie sporo starsza. Jeśli kiedykolwiek
>> przyjdzie ci do głowy pomysł, by
>> związać sie z kimś, kto nie ma z tobą nic wspólnego i na "dzień-dobry"
>> traktuje
>> cię pre noga,i kiedy prócz w miarę dobrego, albo nawet bardzo dobrego
>> seksu nic was
>> nie łączy - to powiadam ci -- lepiej wyrowadż się do rezerwatu i zostń
>> pustelnikiem.
>> Bo wtedy to sobie narobisz bólu w życiu a samemu ze sobą łatwiej
>> wytrzymać niż samemu z kimś.
> wydaje mi się że jesteśmy takim zapisem. Nie możemy poznać prawdy inaczej,
> jak tylko będąc zupełnie nieruchomym. chodzi mi o to, że jesteśmy takim
> zapisem, ukształtowani przez poprzednie doświadczenia, na przykład matka,
> która jest silna może powodować napięcie, do którego się przyzwyczajamy, a
> które jest niczym innym, jak zablokowaniem dużej części, dużej energii
> własnego ja. Będziemy się zatrzymywać w mowie lub działaniach takich,
> które pamiętamy jako te, które wzbudziły niełaskę, które zostały
> zaszczute, uderzone przez silniejszego. Dlatego mówię o zapisie, który
> jest żywym doświadczeniem, uruchamia się w kontakcie z daną osobą. Im
> bardziej uważni jesteśmy, tym bardziej widzimy, że tego a tego nie mówimy,
> choć chcielibyśmy, czasem nawet nie wiemy co chcemy powiedzieć, choć wiemy
> że chcemy, tak bardzo boimy się i przeczuwamy piekący ból. To stanowi
> piekącą tamę, którą jesteśmy odcięci, wyciosani jak kanciasta rzeźba. Ból
> na tyle piekący, że pokonywać go (robić to co będzie go
> powodować=przypominać) byłoby masochizmem. Ale widzieć, jak jesteśmy
> stłuczeni, jak ten kwiat próbuje się znów rozwinąć, jak wiele jest
> potencji i siły, która lada co może być uwolniona, to być świadomym
> wielkiej wolności jaka w nas drzemie. Wiemy że jesteśmy dobrzy i wolni,
> tylko stłuczeni przez silniejszego, który niegdyś jak mastodont nadepnął
> nam na mózg. Widzieć, ile potężnej energii w nas drzemie, jak pięknie
> rzeka wnętrza może popłynąć do zewnątrz bez żadnej tamy, przebić skorupę
> miażdżenia z przeszłości, wrócić do normalnego położenia tak jak wklęsła
> blacha powraca do poprzedniej niewklęsłej pozycji. Być świadomym każdego
> kroczku, który chce wyjść, a nie może, wydostać się z tej klateczki, a nie
> może, widzieć swoją sztuczność, obumarcie, gnicie w swoim wnętrzu i
> widzieć że to wszystko jest spowodowane, nagrane jak na magnetofon,
Nagraj sie na magnetofon i to odtwarzaj dla zwiekszenia twojej nierozumnosci
hehe
> odbywa się dokładnie w tym momencie, widzieć jak jest się głęboko
> skrzywdzonym, ale nie mścić się, być spokojnym i obecnym, nie widzę innej
> drogi.
› Pokaż wiadomość z nagłówkami
5. Data: 2010-07-05 17:48:29
Temat: Re: ból/życieW dniu 2010-07-05 10:20, c...@a...pl pisze:
> On 4 Lip, 00:23, Piotrek Zawodny<p...@o...pl> wrote:
>
>> wydaje mi się że jesteśmy takim zapisem.
>
> Jesteśmy, ale każdy jest też kowalem własnego losu.
> Wydaje mi się, że dużo z tego jak dalece damy sie napiętnować
> historii i osobistym doświadczeniom zależy od nas samych.
> Bo np. mnie sie wydaje, ze gdybym przeżyłam
> Auschwitz-Birkenau - to w życiu nie dźwignęłabym się z tej traumy.
> A parzcież często-gęsto osoby, które to widziały i przeżyły na własnej
> skórze, mają więcej
> w sobie radości i optymizmu niż dzisiejsi nic o życiu nie wiedzący bo
> chowani pod kloszem.
> Stad wniosek, że nie wszystko dla nasz musi oznaczać jednoznaczna
> porażkę.
>
>> Nie możemy poznać prawdy
>> inaczej, jak tylko będąc zupełnie nieruchomym. chodzi mi o to, że
>> jesteśmy takim zapisem, ukształtowani przez poprzednie doświadczenia, na
>> przykład matka, która jest silna może powodować napięcie, do którego się
>> przyzwyczajamy, a które jest niczym innym, jak zablokowaniem dużej
>> części, dużej energii własnego ja.
>
> Słusznie, ale to bywa relatywne. No bo znam taki przypadek
> wychowywania silnej matki, która na
> syna wpłynęła w ten sposób, że poszukał sobie identycznej kobiety, bo
> sam nie potrafił
> juz podejmować męskich decyzji, gdyż niejako ubezwłasnowolniła go
> umysłowo.
> Wykastrowała mentalnie. Nie pojęcia, ale tu w grę wchodzi to
> uzależnienie od
> despotycznego sposobu traktowanie- coś na zasadzie uzaleznienia od
> kata, czy
> dorosłe dzieci alkoholika w tym przypadku ''dorosłe dzieci tyrana"
> W kazdym razie córka, nie powieliła jej zachowania poprzez przejacie
> roli
> dominatorki w związku - jest raczej, cicha i popożądkowana partnerowi
> - choć
> wzór matki zdawał sie zachęcać do znalezinia sobie takiego faceta,
> którym możnaby
> manipulować i rządzić. Także to bywa różnie - w grę wchodzą odrębne
> predyspozycje umysłu i charakteru.
>
>> Będziemy się zatrzymywać w mowie lub
>> działaniach takich, które pamiętamy jako te, które wzbudziły niełaskę,
>> które zostały zaszczute, uderzone przez silniejszego.
>
> [np?????] czemu piszesz tak niejasno?
> Weź sie postaraj, coś czymś uzasadnić, a nie jakieś takie
> górnolotne wywody.
(...)
Nie rań. Powiem jaśniej: będziemy się zatrzymywać i nie powiemy prawdy -
tego co chcemy powiedzieć, ale co kiedyś zostało agresywnie zaatakowane,
gdy to powiedzieliśmy.
› Pokaż wiadomość z nagłówkami
6. Data: 2010-07-05 17:59:59
Temat: Re: ból/życieW dniu 2010-07-05 19:48, Piotrek Zawodny pisze:
> W dniu 2010-07-05 10:20, c...@a...pl pisze:
>> On 4 Lip, 00:23, Piotrek Zawodny<p...@o...pl> wrote:
>>
>>> wydaje mi się że jesteśmy takim zapisem.
>>
>> Jesteśmy, ale każdy jest też kowalem własnego losu.
>> Wydaje mi się, że dużo z tego jak dalece damy sie napiętnować
>> historii i osobistym doświadczeniom zależy od nas samych.
>> Bo np. mnie sie wydaje, ze gdybym przeżyłam
>> Auschwitz-Birkenau - to w życiu nie dźwignęłabym się z tej traumy.
>> A parzcież często-gęsto osoby, które to widziały i przeżyły na własnej
>> skórze, mają więcej
>> w sobie radości i optymizmu niż dzisiejsi nic o życiu nie wiedzący bo
>> chowani pod kloszem.
>> Stad wniosek, że nie wszystko dla nasz musi oznaczać jednoznaczna
>> porażkę.
>>
>>> Nie możemy poznać prawdy
>>> inaczej, jak tylko będąc zupełnie nieruchomym. chodzi mi o to, że
>>> jesteśmy takim zapisem, ukształtowani przez poprzednie doświadczenia, na
>>> przykład matka, która jest silna może powodować napięcie, do którego się
>>> przyzwyczajamy, a które jest niczym innym, jak zablokowaniem dużej
>>> części, dużej energii własnego ja.
>>
>> Słusznie, ale to bywa relatywne. No bo znam taki przypadek
>> wychowywania silnej matki, która na
>> syna wpłynęła w ten sposób, że poszukał sobie identycznej kobiety, bo
>> sam nie potrafił
>> juz podejmować męskich decyzji, gdyż niejako ubezwłasnowolniła go
>> umysłowo.
>> Wykastrowała mentalnie. Nie pojęcia, ale tu w grę wchodzi to
>> uzależnienie od
>> despotycznego sposobu traktowanie- coś na zasadzie uzaleznienia od
>> kata, czy
>> dorosłe dzieci alkoholika w tym przypadku ''dorosłe dzieci tyrana"
>> W kazdym razie córka, nie powieliła jej zachowania poprzez przejacie
>> roli
>> dominatorki w związku - jest raczej, cicha i popożądkowana partnerowi
>> - choć
>> wzór matki zdawał sie zachęcać do znalezinia sobie takiego faceta,
>> którym możnaby
>> manipulować i rządzić. Także to bywa różnie - w grę wchodzą odrębne
>> predyspozycje umysłu i charakteru.
>>
>>> Będziemy się zatrzymywać w mowie lub
>>> działaniach takich, które pamiętamy jako te, które wzbudziły niełaskę,
>>> które zostały zaszczute, uderzone przez silniejszego.
>>
>> [np?????] czemu piszesz tak niejasno?
>> Weź sie postaraj, coś czymś uzasadnić, a nie jakieś takie
>> górnolotne wywody.
>
> (...)
>
> Nie rań. Powiem jaśniej: będziemy się zatrzymywać i nie powiemy prawdy -
> tego co chcemy powiedzieć, ale co kiedyś zostało agresywnie zaatakowane,
> gdy to powiedzieliśmy.
Nie chodzi też o konkretną tożsamą treść wypowiedzi. Chodzi o moment,
gdy chcemy powiedzieć z siebie. Z siebie kiedyś coś powiedzieliśmy i nas
zmiażdżono. Teraz chcemy powiedzieć coś z siebie innego i się zatrzymamy.
A to jeszcze uzupełnię, dlaczego ktoś agresywnie naskakuje. Bo odtwarza
się w nim zapis agresji na nim dokonanej. On myśli, że słusznie jest
naskoczyć, on myśli że to jego własne ja, że tak należy. Dlaczego? Bo on
widząc autentyczność kogoś, zaczyna czuć lęk, bo czuje własną głęboką
ranę, która została mu zadana, gdy sam był autentyczny i bezbronny. Mówi
się czasem: "odczułem zażenowanie", "to było żenujące". Coś mi tak mówi,
że to co uważamy za "żenujące", co odczuwamy jako "żenujące", jest
rodzącym się zagrożeniem - przypomnieniem jak zostało się napadniętym
albo wyśmianym, kiedy było się sobą bez oporu.
› Pokaż wiadomość z nagłówkami
7. Data: 2010-07-06 06:19:21
Temat: Re: ból/życieUżytkownik Piotrek Zawodny napisał:
> wydaje mi się że jesteśmy takim zapisem. Nie możemy poznać prawdy
> inaczej, jak tylko będąc zupełnie nieruchomym. chodzi mi o to, że
> jesteśmy takim zapisem, ukształtowani przez poprzednie doświadczenia, na
> przykład matka, która jest silna może powodować napięcie, do którego się
> przyzwyczajamy, a które jest niczym innym, jak zablokowaniem dużej
> części, dużej energii własnego ja. Będziemy się zatrzymywać w mowie lub
> działaniach takich, które pamiętamy jako te, które wzbudziły niełaskę,
> które zostały zaszczute, uderzone przez silniejszego. Dlatego mówię o
> zapisie, który jest żywym doświadczeniem, uruchamia się w kontakcie z
> daną osobą. Im bardziej uważni jesteśmy, tym bardziej widzimy, że tego a
> tego nie mówimy, choć chcielibyśmy, czasem nawet nie wiemy co chcemy
> powiedzieć, choć wiemy że chcemy, tak bardzo boimy się i przeczuwamy
> piekący ból. To stanowi piekącą tamę, którą jesteśmy odcięci, wyciosani
> jak kanciasta rzeźba. Ból na tyle piekący, że pokonywać go (robić to co
> będzie go powodować=przypominać) byłoby masochizmem. Ale widzieć, jak
> jesteśmy stłuczeni, jak ten kwiat próbuje się znów rozwinąć, jak wiele
> jest potencji i siły, która lada co może być uwolniona, to być świadomym
> wielkiej wolności jaka w nas drzemie. Wiemy że jesteśmy dobrzy i wolni,
> tylko stłuczeni przez silniejszego, który niegdyś jak mastodont nadepnął
> nam na mózg. Widzieć, ile potężnej energii w nas drzemie, jak pięknie
> rzeka wnętrza może popłynąć do zewnątrz bez żadnej tamy, przebić skorupę
> miażdżenia z przeszłości, wrócić do normalnego położenia tak jak wklęsła
> blacha powraca do poprzedniej niewklęsłej pozycji. Być świadomym każdego
> kroczku, który chce wyjść, a nie może, wydostać się z tej klateczki, a
> nie może, widzieć swoją sztuczność, obumarcie, gnicie w swoim wnętrzu i
> widzieć że to wszystko jest spowodowane, nagrane jak na magnetofon,
> odbywa się dokładnie w tym momencie, widzieć jak jest się głęboko
> skrzywdzonym, ale nie mścić się, być spokojnym i obecnym, nie widzę
> innej drogi.
umarlem
--
bla
› Pokaż wiadomość z nagłówkami
| « poprzedni wątek | następny wątek » |