Strona główna Grupy pl.soc.rodzina odejścia?

Grupy

Szukaj w grupach

 

odejścia?

Liczba wypowiedzi w tym wątku: 48


« poprzedni wątek następny wątek »

21. Data: 2004-10-12 13:41:56

Temat: Re: odejścia?
Od: "idiom" <i...@w...pl> szukaj wiadomości tego autora


Użytkownik "MiT" <m...@o...pl> napisał w wiadomości
news:ckgm0b$dkr$1@news.onet.pl...
> Dnia 2004-10-12 15:02, Użytkownik idiom napisał:
> Akceptuje siebie takim jaki jestem, bo wiem ze nie jestem zlym
> czlowiekiem. Ale widze tez moje pewne wady, ktore moga przeszkadzac
> ludziom mnie otaczajacym. Gdybym mial siebie pokochac to przymknalbym na
> nie oczy. Nie walcze z moimi wadami w jakis drastyczny sposob, ale
> jednoczesnie staram sie poprawiac. Nie robie tego po to zeby sie
> poswiecic dla otoczenia. Ale i dla samego siebie. Zeby mi sie latwiej
> rozmawialo, zylo czy pracowalo z ludzmi.

I cały czas myślisz o tym, że masz wady, które musisz zlikwidować (w
niedrastyczny sposób)

A ja kocham siebie łacznie z moimi wadami :) Zamiast próbować zrobić z
siebie pedantkę, akceptuję to, że nie przeszkadza mi, że nie mam super
posprzątane w domu i zamiast się zarzynać, by posprzątać, akceptuję to... i
nie zawracam sobie tym głowy (i nie marnuję tego "trochę czasu" na
martwienie się tym i obmyślanie sposobu poprawy)

> Moze upraszczam ale dla mnie kochanie siebie i zakochanie sie w sobie to
> to samo.

A kochanie kogoś i zakochanie w kimś to dla Ciebie też jedno i to samo ?



> Dla mnie kochanie siebie i kochanie kogos to dwa inne "sporty" skoro juz
> dotknelismy biegania. Porownam do dziedziny mi blizszej. Kochanie siebie
> to tak jak wyscigi na torze (poznajesz tor robiac na nim kolejne
> okrazenia i jest on przewidywalny, wiesz godzie zrobic redukcje,
> odkrecic czy ile mozesz zejsc na kolano, mimo deszczy, zwiru, czy plam
> oleju, poza tym zawsze mozesz zjechac do boksu na dokrecenie sroby). A
> tor sobie pozamiatac.

Czyżbyś nie zakładał możliwości własnych zmian ? Nie zdarza Ci się być nawet
dla siebie nieprzewidywalnym ?


> "Kocha sie nie za cos a mimo wszystko" - to gdzies uslyszalem i to
> wedlug mnie jest prawda.

No, właśnie - mimo własnych wad, również...

pozdr

Monika


› Pokaż wiadomość z nagłówkami


Zobacz także


22. Data: 2004-10-12 14:12:16

Temat: Re: odejścia?
Od: "Margola Sularczyk" <margola@won_spamie.ruczaj.pl> szukaj wiadomości tego autora


Użytkownik "Sokrates" <d...@p...fm> napisał w wiadomości
news:ckg9lj$h4b$1@atlantis.news.tpi.pl...
>Tashunko najlepiej wie, kim byłem i
> na co zasługuję w zamian.

Sokrates, nie pogniewaj się, ale w zamian - na nic. Możesz zasługiwać
bezinteresownie, ale kupczenie swoją postawą w zamian za uznanie mści się
właśnie szczególnie okrutnie na Tobie.

Margola


› Pokaż wiadomość z nagłówkami


23. Data: 2004-10-12 14:17:14

Temat: Re: odejścia?
Od: "Margola Sularczyk" <margola@won_spamie.ruczaj.pl> szukaj wiadomości tego autora



Użytkownik "MiT" <m...@o...pl> napisał w wiadomości
news:ckgib1$t8o$1@news.onet.pl...
> Znam kilku takich
> ktorzy sie poswiecili dla swoich kobiet i wczesniej czy pozniej zostali
> wyrolowani. Tak finansowo tez. Ale mnie najbardziej boli to ze zostalem
> wyrolowany uczuciowo.


Każdy człowiek, który się poświęca, całym sobą woła o wyrolowanie. Zmuszanie
do wdzięczności jest jak naciskanie sprężyny - kieydś musi odskoczyć w
sposób niekontrolowany. Zmęczenie materiału. Obciążanie kogoś koniecznością
uznania obciążającego zaczyna dusić - i odchodzi. Niewdzięcznie. Ale każdy
ma prawo odmówić akwizytorowi. Choćby uśmiechał się jak najwdzieczniej i
poświęcił nam półtorej godziny na przestawienie towaru w jak najlepszym
świetle.

> Egoistom w zyciu jest latwiej. Ja nie umiem sie tego nauczyc, takiego
> totalnego egoizmu. Zawsze zylem dla kogos na tym swiecie.

I tu tkwi błąd. Trzeba żyć dla siebie, ale tak, by przy okazji sprawiać
radość swoim życiem - bliskim.

Margola


› Pokaż wiadomość z nagłówkami


24. Data: 2004-10-12 14:22:50

Temat: Re: odejścia?
Od: "Margola Sularczyk" <margola@won_spamie.ruczaj.pl> szukaj wiadomości tego autora



Użytkownik "proxy11" <p...@p...onet.pl> napisał w wiadomości
news:ckgmpf$iin$1@korweta.task.gda.pl...
>
> > Akceptuje siebie takim jaki jestem, bo wiem ze nie jestem zlym
> > czlowiekiem. Ale widze tez moje pewne wady, ktore moga przeszkadzac
> > ludziom mnie otaczajacym. Gdybym mial siebie pokochac to przymknalbym na
> > nie oczy.
>
> Kochanie nie oznacza akceptacji wad w sensie braku ich widzenia i chęci
> zmiany.

A kochanie kogoś?

Dla mnie to tożsame. Kocham siebie ze swoimi wadami, ale staram się je (dla
siebie!!! czyli dla kochanej osoby) zmieniać, zeby ułatwić sobie z sobą
życie. Innym dzieki temu też będzie ze mną prościej. I tak samo kocham
mojego partnera z jego wadami, ale staram się mówić mu o tym, że je widzę i
podsuwać czasem mysl o mozliwych rozwiazaniach - żeby jemu ułatwić pracę nad
sobą.
A jest pewien mojej miłości, mimo że wie, iż widzę jego niedoskonałości.

W ogóle wydaje mi się, ze obydwaj macie jakąś nierealną wizję miłości, nie
tej, która się dzieje na codzień, ale jakiś taki scenariusz do realizacji,
najmniejsze od niego odstępstwo rujnuje całą poprzednią pracę... nie każdy
lubi się bawić w życiu w teatrzyk kukiełkowy.

Reasumując - miłość jest tak naturalna, że nie trzeba jej wymyslać. Jak
trzeba zacząć ją wymyślać i ubierać w słowa i działania - to nie miłość. To
przedstawienie.

Margola


› Pokaż wiadomość z nagłówkami


25. Data: 2004-10-12 14:35:12

Temat: Re: odejścia?
Od: "proxy11" <p...@p...onet.pl> szukaj wiadomości tego autora


Użytkownik "MiT" <m...@o...pl> napisał w wiadomości
news:ckgm0b$dkr$1@news.onet.pl...
> Akcetacja tak. Ale wedlug mnie to cos zupelnie innego niz pokochanie
> siebie. Dla mnie to dwa rozne podejscia.

Widze, ze nie zrozumiałeś. Kochać to znaczy akceptoważ wreszcie lubić
siebie, itd. Tobie się pomyliło z miłością
narcystyczną. Otóz, kochanie siebie nie oznacza od razu i automatycznie
miłości narcystycznej.

> Akceptuje siebie takim jaki jestem, bo wiem ze nie jestem zlym
> czlowiekiem. Ale widze tez moje pewne wady, ktore moga przeszkadzac
> ludziom mnie otaczajacym. Gdybym mial siebie pokochac to przymknalbym na
> nie oczy.

Kochanie nie oznacza akceptacji wad w sensie braku ich widzenia i chęci
zmiany.


> Moze upraszczam ale dla mnie kochanie siebie i zakochanie sie w sobie to
> to samo.

A to zupelnie co innego. Ale nawet w moim pojecia tego zrozumieniu
zachochanie sie w sobie, oznaczalo by zauwazenie w sobie czlowieka
swiadomego, zdolnego do obdarzenia miloscia kogos innego, bo jesli siebie
nie kochamy i nie nie mamy milosci to jak ja mamy dac komus innemu?

proxy


› Pokaż wiadomość z nagłówkami


26. Data: 2004-10-12 14:39:24

Temat: Re: odejścia?
Od: MiT <m...@o...pl> szukaj wiadomości tego autora

Dnia 2004-10-12 15:41, Użytkownik idiom napisał:

> Użytkownik "MiT" <m...@o...pl> napisał w wiadomości
> news:ckgm0b$dkr$1@news.onet.pl...
>
>>Dnia 2004-10-12 15:02, Użytkownik idiom napisał:
>>Akceptuje siebie takim jaki jestem, bo wiem ze nie jestem zlym
>>czlowiekiem. Ale widze tez moje pewne wady, ktore moga przeszkadzac
>>ludziom mnie otaczajacym. Gdybym mial siebie pokochac to przymknalbym na
>>nie oczy. Nie walcze z moimi wadami w jakis drastyczny sposob, ale
>>jednoczesnie staram sie poprawiac. Nie robie tego po to zeby sie
>>poswiecic dla otoczenia. Ale i dla samego siebie. Zeby mi sie latwiej
>>rozmawialo, zylo czy pracowalo z ludzmi.
>
>
> I cały czas myślisz o tym, że masz wady, które musisz zlikwidować (w
> niedrastyczny sposób)
Nie mysle o tym caly czas. Ale dostrzega moje wady i staram sie nad
niektorymi pracowac, chocby po to zeby poprawic jakosc mojego zycia i
moje samopoczucie psychiczne. To cos takiego jak uprawianie sportu dla
lepszego samopoczucia fizycznego, uprawiajac sport chocby nieregularnie
i amatorsko pracuje sie nad soba.

> A ja kocham siebie łacznie z moimi wadami :) Zamiast próbować zrobić z
> siebie pedantkę, akceptuję to, że nie przeszkadza mi, że nie mam super
> posprzątane w domu i zamiast się zarzynać, by posprzątać, akceptuję to... i
> nie zawracam sobie tym głowy (i nie marnuję tego "trochę czasu" na
> martwienie się tym i obmyślanie sposobu poprawy)
Niesprzatanie tak zeby miec w domu "sterylne" warunki a robienie
balaganu to inne rzeczy. Tez odpuszczam sobie czasem sprzatanie jesli
moge sobie na to pozwolic bo mam ochote na zrobienie czegos
przyjemniejejszego. Robienie balaganu wokol siebie jest dla mnie
uciazliew. Uwierz mi ze mam do tego niesamowity talent. I musialem
troche popracowac nad tym zeby nie balaganic i nie byc uciazliwym dla
samego siebie.
Sa chwile w ciagu dnia kiedy mozna pomyslec o tym jak poprawic jakosc
swojego zycia. Np jadac winda czy trmwajem do pracy. Nie trzeba od razu
sie tym zadreczac myslac non stop.

>>Moze upraszczam ale dla mnie kochanie siebie i zakochanie sie w sobie to
>>to samo.
>
> A kochanie kogoś i zakochanie w kimś to dla Ciebie też jedno i to samo ?
Nie porafie jasno wyrazic swojego zdania. To zbyt skomplikowane
zagadnienei dla mnie. Na pewno przemysle to. I dodam ze lapie o co Ci
chodzi.

>>Dla mnie kochanie siebie i kochanie kogos to dwa inne "sporty" skoro juz
>>dotknelismy biegania. Porownam do dziedziny mi blizszej. Kochanie siebie
>>to tak jak wyscigi na torze (poznajesz tor robiac na nim kolejne
>>okrazenia i jest on przewidywalny, wiesz godzie zrobic redukcje,
>>odkrecic czy ile mozesz zejsc na kolano, mimo deszczy, zwiru, czy plam
>>oleju, poza tym zawsze mozesz zjechac do boksu na dokrecenie sroby). A
>>tor sobie pozamiatac.
>
>
> Czyżbyś nie zakładał możliwości własnych zmian ? Nie zdarza Ci się być nawet
> dla siebie nieprzewidywalnym ?
Nie twierdze ze sie nie zmieniam. Nigdy tak nie twierdzilem. Jednak
zmiany jakie we mnie zachodza zauwazam bo przebywam ze soba 24 godziny
na dobe. Zdarza mi sie byc nieprzewidywalnym i ta sa sytacje typu -
plamam oleju na torze.

>>"Kocha sie nie za cos a mimo wszystko" - to gdzies uslyszalem i to
>>wedlug mnie jest prawda.
>
>
> No, właśnie - mimo własnych wad, również...
Szanuje Twoje zdanie na ten temat, tak samo jak proxy(ego). Jednak bede
uparty i nie dam sie przekonac. Moze po prostu inaczej rozumiemy pewne
pojecia.
Siebie mozna akceptowac i lubic - jak napisal proxy, ale kochac siebie
to dla mnie juz lekka perwersja.

pozdrawiam

MiT

› Pokaż wiadomość z nagłówkami


27. Data: 2004-10-12 14:54:34

Temat: Re: bylo odejścia? jest kochac siebie i innych.
Od: MiT <m...@o...pl> szukaj wiadomości tego autora

Dnia 2004-10-12 16:35, Użytkownik proxy11 napisał:

> Użytkownik "MiT" <m...@o...pl> napisał w wiadomości
> news:ckgm0b$dkr$1@news.onet.pl...
>
>>Akcetacja tak. Ale wedlug mnie to cos zupelnie innego niz pokochanie
>>siebie. Dla mnie to dwa rozne podejscia.
>
>
> Widze, ze nie zrozumiałeś. Kochać to znaczy akceptoważ wreszcie lubić
> siebie, itd. Tobie się pomyliło z miłością
> narcystyczną. Otóz, kochanie siebie nie oznacza od razu i automatycznie
> miłości narcystycznej.

Juz rozumiem dlaczego nie zrozumialem. Ja po prostu bardziej stopnije
uczucia wobec osob - akceptacja, lubienie to co innego niz kochanie.
Dlatego wdalem sie w polemike. Mam nadzieje ze teraz sie zrozumiemy.

>>Akceptuje siebie takim jaki jestem, bo wiem ze nie jestem zlym
>>czlowiekiem. Ale widze tez moje pewne wady, ktore moga przeszkadzac
>>ludziom mnie otaczajacym. Gdybym mial siebie pokochac to przymknalbym na
>>nie oczy.
>
> Kochanie nie oznacza akceptacji wad w sensie braku ich widzenia i chęci
> zmiany.
Ok. Mamy po prostu inne podejscie do tematu kochania. Dla mnie to o czym
napisales oznacza pelne akceptowanie siebie takim jakim sie jest. Do
kochania siebie jeszcze temu daleko.

>
>>Moze upraszczam ale dla mnie kochanie siebie i zakochanie sie w sobie to
>>to samo.
>
> A to zupelnie co innego. Ale nawet w moim pojecia tego zrozumieniu
> zachochanie sie w sobie, oznaczalo by zauwazenie w sobie czlowieka
> swiadomego, zdolnego do obdarzenia miloscia kogos innego, bo jesli siebie
> nie kochamy i nie nie mamy milosci to jak ja mamy dac komus innemu?

Wydaje mi sie ze idac tym tropem rozumowania mozna powiedziec, ze kocham
siebie. Tak samo moglbym powiedziec ze kocham mojego przyjaciela (mam
jednego sprawdzonego w kazdej sytuacji)- a moje uczucia do niego to
szacunek, pelna akceptacja, chec pomocy w potrzebie. Ale ja osobiscie
nie powiedzialbym ze go kocham. Na pewno kocham moja mame i moja
siostre. I nie wiem skad nauczylem sie tej milosci. Kocham kobiete,
ktora teraz nie chce byc ze mna. Tez nie wiem skad wzialem w sobie te
milosc.

A czy nie jest przypadkiem tak ze czlowiek ma milosc w sobie od
urodzenia? I przy wychowaniu rodzice, dziadkowie cale otoczenie
powoduja ze uczymy sie ta milosc wyzwalac w sobie i dawac innym. Czasem
moze przez wplyw otoczenia wylot naszej milosci brudzi sie i staje sie
ona toksyczna. Ewentualnie zabijamy ja w sobie.


Pozdrawiam MiT

Chyba sie OT robi i pojawaja sie nowe eatki w dyskusji. Ale super mi się
z Wami rozmawia i ta dyskusja porzadkuje moja rozlatane mysli o uczuciach.

› Pokaż wiadomość z nagłówkami


28. Data: 2004-10-12 14:57:53

Temat: Re: bylo odejścia? jest kochac siebie i innych.
Od: "ulast" <u...@p...onet.pl> szukaj wiadomości tego autora


Użytkownik "MiT" <m...@o...pl> napisał w wiadomości
news:ckgr0o$ljb$1@news.onet.pl...

> Chyba sie OT robi i pojawaja sie nowe eatki w dyskusji. Ale super mi się
> z Wami rozmawia i ta dyskusja porzadkuje moja rozlatane mysli o uczuciach.

Nie robi się OT, myślą przewodnią mojego postu była _miłość_ ;-)
I bardzo mi miło, że ta dyskusja może porządkować Twoje rozlatane myśli o
uczuciach.

Pozdrawiam serdecznie
Ula (ulast)
www.ulast.prv.pl



› Pokaż wiadomość z nagłówkami


29. Data: 2004-10-12 16:22:36

Temat: Re: bylo odejścia? jest kochac siebie i innych.
Od: "Margola Sularczyk" <margola@won_spamie.ruczaj.pl> szukaj wiadomości tego autora


Użytkownik "MiT" <m...@o...pl> napisał w wiadomości
news:ckgr0o$ljb$1@news.onet.pl...

> A czy nie jest przypadkiem tak ze czlowiek ma milosc w sobie od
> urodzenia? I przy wychowaniu rodzice, dziadkowie cale otoczenie
> powoduja ze uczymy sie ta milosc wyzwalac w sobie i dawac innym. Czasem
> moze przez wplyw otoczenia wylot naszej milosci brudzi sie i staje sie
> ona toksyczna. Ewentualnie zabijamy ja w sobie.

Bardzo to proste, bardzo mądre, bardzo prawdziwe.

Margola


› Pokaż wiadomość z nagłówkami


30. Data: 2004-10-12 17:06:35

Temat: Re: odejścia?
Od: "Jacek" <j...@w...pl> szukaj wiadomości tego autora


Użytkownik "Sokrates" <d...@p...fm> napisał w wiadomości
news:ckgg14$e5g$1@nemesis.news.tpi.pl...
> Widzisz, ja jestem w podobnej sytuacji, tyle, że u nas role sie odwróciły
i
> piszesz, że warto walczyć. A co ja mam zrobić.

Przecież Ci napisałem, ale niestety nie doczekałem się odpowiedzi na moim
zdaniem najważniejsze pytanie.
Co dla Twojej zony jest ważne w Waszym związku. Co jest Twoją słabo strona z
jej punktu widzenia.
Przyjąłeś taktyke cierpienia ale ona nie zaprowadzi Cię do niczego dobrego.
Włącz zmysł detektywa
użyj zdolności analitycznych, potraktuj Twój przypadek jako studium podobnym
do tych innych postów
o zdradach.



> Jak ja mam walczyć, walczyć
> bardziej skutecznie. Jak pokazać żonie, jak jej uswiadomić, co teraz mam
> robić, by ona zaczęła myśleć tak, jak Ty o swojej żonie obecnie.

Wysłuchaj jej, zoorganizuje dobrą rozmowę.

> Wszystko
> się zmienia, my sami również. Dlaczego zakladać, że dalsze zmiany mogą iśc
> tylko na gorsze.

Ja jestem gorącym zwolennikiem walki o Wasz związek. Ale nie uzywaj do tego
cierpienia dzieci i Twojego zaangażowanie.


> Czy fakt, że poznało się człowieka bardziej dla nas
> odpowiedniego, w którym się zakochalo musi przekreślać małżonka.

Nie. Wielokrotnie pisałem że zdrada zdarza się zwykle wtedy gdy w związku
nie dzieje się dobrze,
tak też stało się w Waszym związku.


> Prawdę
> powiedziawszy, we mnie dokonuje się tyle pozytywnych zmian w tak krótkim
> czasie, że niby dlaczego nasze małżeństwo ma się rozpaść.

Wcale nie musi.


> To co jest w końcu
> najważniejsze w życiu?


To pytanie stawiają sobie filozofowie i nie znajdują jednej wspolnej
odpowiedzi.

> Dlaczego normy spoleczne, prawne, moralne i religijne
> narzucają nam małżeństwo.

Aby ludziom było łatwiej wychować dzieci, po nic więcej.

> Mam znajomą, która przez wiele lat swojego
> małżeństwa była bita, gwałcona i zdradzana przez męża. Dorobili sie przy
tym
> trójki dzieci. Dwa lata temu wreszcie uwolniła się od niego, ma nowego męż
a,
> czuje się szczęśliwa i jednocześnie roniła przede mną morze łez, że to jej
> obecne małżeństwo i tak jest niepełne i nie może wybaczyć tamtemu
brutalowi,
> że jej tego pozbawił. Dziwne??

Normalne


Sokrates proszę napisz najlepiej jak potrafisz co powiedziała lub probowała
powiedzieć Ci żona.
Może pisanie otworzy Ci oczy, aby lepiej ją zrozumieć

Jacek


› Pokaż wiadomość z nagłówkami


 

strony : 1 . 2 . [ 3 ] . 4 . 5


« poprzedni wątek następny wątek »


Wyszukiwanie zaawansowane »

Starsze wątki

Co dziedziczymy?...
Ojcostwo po Sokratesowemu.[też długie]
Pomóżcie naszemu staremu znajomemu - kłopoty małżeńskie:( [bardzo długie]
Dwie szale jednej wagi
nuda na grupie cz.2

zobacz wszyskie »

Najnowsze wątki

"Nie będziesz cudzołożył."
Znalazłam kanał na YouTube dla dzieci i nie tylko i poszukuję podobnych
Mechanizmy obronne a zakazowe wychowanie dzieci.
Mechanizmy obronne a zakazowe wychowanie dzieci.
Mechanizmy obronne a zakazowe wychowanie dzieci.

zobacz wszyskie »