Path: news-archive.icm.edu.pl!pingwin.icm.edu.pl!mat.uni.torun.pl!news.man.torun.pl!n
ews.man.poznan.pl!pwr.wroc.pl!panorama.wcss.wroc.pl!ict.pwr.wroc.pl!newsfeed.si
lweb.pl!news.onet.pl!not-for-mail
From: Saanale <S...@p...fm>
Newsgroups: pl.sci.psychologia
Subject: A JEDNAK POMOC BYLA POTRZEBNA...
Date: Sat, 06 Apr 2002 16:44:33 +0200
Organization: news.onet.pl
Lines: 88
Sender: t...@p...onet.pl@217.96.21.180
Message-ID: <6...@4...com>
NNTP-Posting-Host: 217.96.21.180
Mime-Version: 1.0
Content-Type: text/plain; charset=us-ascii
Content-Transfer-Encoding: 7bit
X-Trace: news.onet.pl 1018246148 1328 217.96.21.180 (8 Apr 2002 06:09:08 GMT)
X-Complaints-To: a...@o...pl
NNTP-Posting-Date: 8 Apr 2002 06:09:08 GMT
X-Posting-Agent: Hamster/1.3.23.4
User-Agent: Hamster/1.3.23.4
X-Newsreader: Forte Agent 1.8/32.548
Xref: news-archive.icm.edu.pl pl.sci.psychologia:132107
Ukryj nagłówki
Znalam ja od kilku miesiecy. Nie wiedzialam, ile dokladnie miala lat,
nie wiedzialam, gdzie dokladnie mieszkala(do dzisiaj). Wszystko
zaczelo sie od katalogu z sukniami slubnymi. Wczesniej, czesto
widywalam ja na wydziale, kiedy rano czekala na zajecia, ale jakos
zadna z nas nie potrafila rozpoczac rozmowy. Tym razem bylo inaczej.
Siedzialam, przed aula trzymajac w reku katalog. Ona siedziala na
przeciwko z oczami utkwionymi we mnie. W pewnej chwili podeszla,
usiadla obok i zapytala, czy moglaby zerknac na sukienki. Zaczelysmy
sie smiac. Milo jest spotkac osobe, ktora w danym momencie trapia te
same problemy. Obejrzalysmy katalog, po czym poprosila mnie, abym go
jej pozyczyla na kilka dni. Od tamtej pory zawsze rozmawialysmy przed
zajeciami. Z poczatku myslalam, ze jest zupelnie inna niz ja. Byla
bardzo otwarta i radosna. Na jej ustach czesto goscil usmiech. Pewnego
razu spotkalysmy sie na dworcu autobusowym. Usadowilysmy sie w kafejce
nad dworcem i zagadalysmy sie na amen. Mialysmy mnostwo wspolnych
tematow. Bylam taka szczesliwa, ze ja spotkalam na swojej drodze. Tak
mijaly kolejne tygodnie. Znalam coraz wiecej szczegolow dotyczacych
jej zycia, jej lekow, nadziei, smutkow. Coraz czesciej mowila, ze
zycie nie ma sensu, ze jestesmy wszyscy samotni. Smialysmy sie przez
lzy, kiedy nas obie w pewnym momencie dopadla deprecha. Od czasu do
czasu odwiedzalysmy kluby studenckie i topilysmy smutki w piwie
karmelkowym-jej ulubionym. Wierzylam, ze to jest poczatek wspanialej
przyjazni. Byla pododbna do mnie. Mnostwo jej problemow przypominalo
mi moje wlasne. Z tego tez wzgledu sluchalam opowiesci o jej zyciu
bez wytchnienia i szukalam lekarstwa na wlasne klopoty. Nie
spodziewalam sie wczesniej, ze moge spotkac druga kobiete, ktora
bedzie niemalze moim odbiciem. Ja wynurzalam sie na powierzchnie a ona
tymczasem tonela. Miala coraz wiecej watpliwosci dotyczacych jej
przyszlego malzenstwa. Wydawalo mi sie wowczas, ze widocznie kazdy cos
takiego przezywa przed slubem, ze to calkiem normalne...Probowalam
podniesc ja na duchu...a w srodku mnie cos zaczelo pekac. Role zaczely
sie odwracac. Przyszla kolej na odslone... Moze chcialam jej pokazac,
ze nie jest sama, ze mam bardzo podobne zycie, niemalze takie same
problemy...Czulam sie jednak pozniej okropnie. Bladzily po mojej
glowie mysli tego rodzaju: byc moze ona szukala oparcia we mnie a ja
okazalam sie mala, slaba kobietka.
Pozniejsze wydarzenia jednak utwierdzily mnie w przekonaniu, ze
postapilam dobrze. Rozumialysmy sie juz niemalze bez slow. Kiedy
mialam slaby dzien a ona spotykala mnie na korytarzu, od razu pytala,
czy nie potrzebuje czegos i czy nie zechcialabym sie z nia spotkac,
zeby o tym pogadac. Z mojej strony mogla liczyc na to samo.
Z nia bylo coraz lepiej z kazdym dniem....Tak mi sie wowczas wydawalo.
Nadszedl koniec semestru zimowego. Pochlonela mnie nauka. Wiadomo,
sesja a ja chcialam miec chociaz stypendium. Udalo sie....Po sesji
spotkalam ja na uczelni . Powiedziala, ze kupila buty, wybrala
sukienke...Ja tymczasem strasznie sie z tym ociagalam, targana
wiecznymi watpliwosciami...Podziwialam ja za to, ze potrafila szybko
podjac decyzje. Nie moglysmy juz niestety sie spotykac tak czesto jak
dawniej. Nie wracalysmy do domu o tej samej porze, nie mialysmy zajec
w tym samym miejscu. Widywalysmy sie sporadycznie. Postanowilysmy sie
w koncu spotkac w naszym ulubionym klubie. Powiedziala, ze nic nie
uklada sie po jej mysli, ze po slubie bedzie musiala wyprowadzic sie
do tesciow...Stwierdzila, ze nie daje sobie rady z negatywnymi
myslami. Przestala miec pewnosc co do tego, czy kocha tego faceta na
tyle, zeby dla niego rzucic wszystko i stac sie marionetka w rekach
jego rodzicow. Dobrze rozumialam, co ma na mysli. Zdolalam sie
przekonac, ze ona, podobnie jak jak, nie byla asertywna. Dalaby sobie
narzucic wole rodziny meza. Jej zycie przestaloby istniec.
Nie doszlysmy do zadnych konstruktywnych wnioskow. Nie umialam jej
pocieszyc. Nie potrafilam tego zrobic, gdyz sama mam podobny klopot,
poniewaz moj narzeczony zmieni niebawem prace. Powiedzialam jej o tym.
Pytala co zamierzam zrobic. Nie potrafilam odpowiedziec, nie chcialam
niczego jej sugerowac.
Mijaly kolejne tygodnie.Nie znajdowalysmy chwili, aby sie spotkac. Ona
miala dosc duzo zajec na uczelni, ja natomist, korzystajac z aury,
zaczelam powaznie rozgladac sie za slubna kreacja.
Jakies 2 tygodnie temu spotkalam ja przed dziekanatem. Byla blada.
Poprosila o to, abym spotkala sie z nia tuz przed swietami, zeby
pogadac. Zgodzilam sie. Okazalo sie, ze jest z nia narzeczony.
Sprawial wrazenie sympatycznego i zakochanego w niej nieprzytomnie.
Ona usmiechala sie do niego zalotnie z tym jej charakterystycznym
blyskiem w oku. Wygladali przeslicznie oboje. Nigdy nie zapomne, jak
trzymali sie za rece a on pogladzil ja po wlosach, przyciagnal do
siebie i przytulil jak najcenniejszy skarb. Kiedy juz sie ze mna
zegnali, ona pocalowala mnie w policzek i wyszeptala : "Mam ci tyle do
powiedzenia... "
Niestety nie spotkalam jej przed swietami. Powiedziala, ze wyjezdza na
kilka dni do rodziny...Planowali z narzeczonym zaczac zapraszac gosci
na przyjecie weselne.
Ostatnio nie moge spac.Nie potrafie przestac o niej myslec. Tak...Jej
juz nie ma. Podobno popelnila samobojstwo. Lezala martwa w bialej
sukni....Nie wiem, czy to ta sama, w ktorej miala pojsc do slubu...
Jej narzeczony rzucal na trumne czerowne roze...Nie plakal, ale widac
bylo, ze bardzo cierpi.
Saanale
|