Data: 2002-06-24 10:56:15
Temat: Bankomaty i inne automaty
Od: m...@w...fr (Magdalena Nawrocka)
Pokaż wszystkie nagłówki
BANKOMATY I INNE AUTOMATY
"Czego głupi nie zrozumie to dla niego głupie."
- Feliks Chwalibóg
Tak, teraz wszystkie bankomaty i inne automaty to
normalka. kiedyś to najwyżej w telefonie ostrzegało: rozmowa
kontrolowana, rozmowa kontrolowana... a dzisiaj benzyny nie
możesz wziąć, by cię nie pouczało: zakoduj kartę, wybierz
benzynę, nalewaj, wyciągnij kartę, spływaj... O rany, jak to
tym ucywilizowanym, to znaczy tym, co się na tych wszystkich
instrukcjach mówiono-pisanych kapują, dobrze. Mnie te wszystkie
nowości przerastają, tylko w coraz poważniejsze kompleksy się
wpędzam i tyle. "Dawniej klęską był analfabetyzm, dzisiaj -
przekarmienie drukiem." Paweł Hofman - autor tego aforyzmu
spokojniutko do wtórnych analfabetek by mnie zaliczył i nawet
nie bardzo mogłabym mieć mu to za złe.
Pamiętam jak tylko pokazały się pierwsze karty
telefoniczne, a ja akurat miałam jakieś sympozjum w Paryżewie -
odważnie kupiłam sobie taką kartę - bedę dzwonić. Dorotka na
cały dzień zostawała sama w domu, myślę sobie, pogadam z nią w
czasie przerwy obiadowej, żeby się upewnić, że wszystko gra.
Guzik grało! Mówi do mnie (pisanym) - włóż kartę - widzę
dziurę ze strzałką - wkładam. I tu stanęłam jeszcze, jak się
okazało, na wysokości zadania, zadziałałam prawidłowo. Bo dalej
wszystko się cholernie pogmatwało. To coś do mnie mówi - ferme
le rideau - zasłoń firankę?! Stanęłam jak głupia. O, kurczę,
jaką firankę, gdzie jest tu jakaś firanka?! ;-0 Rozglądam się
na wszystkie strony, wkładam kartę i wyjmuje, wciąż to samo -
ferme le rideau. Cholery można dostać!
Wyłażę z kabiny, inteligentnie planując - podpatrzę
innych, przecież jakoś się łączą. U innych wszystko bez
problemów, wkładają kartę, wykręcają numer i gadają. Myślę
sobie, moja kabina trefna - teraz co wynalazek to niewypał.
Poczekam aż obok ktoś się nagada i spróbuję raz jeszcze z
"normalnej" kabiny. Ten co gada patrzy na mnie jak na
stukniętą. Obok mnie trzy wolne automaty, a ja sterczę,
czekając aż on skończy. Wolę się nie domyślać, co o mnie
pomyślał - cwaniaczek, bo mu się udało połączyć. Włażę za nim i
znów próbuję. Jak zobaczyłam to o firance, taka cholera mnie
poniosła, że poleciałam, rezygnując z obiadu na najzwyklejszą
tradycyjną pocztę i zamówiłam rozmowę ze swoim domem. Mówiłam
specjalnie pół po francusku, w połowie po polsku, żeby tylko ta
miła urzędniczka nie odesłała mnie do dużo wygodniejszych
(gadanie!) i tańszych automatów. Niech je szlag!
Dopiero w domu dzieci mnie uświadomiły z pewną dozą
przysługującej się nieobytej matce wyrozumiałości, że to całe
"rideau" to było nic innego jak klapka, którą trzeba było
opuścić po włożeniu karty. No żeby tak komplikować prostym
ludziom życie i wymyślać, jakby dla zmylenia, takie
wieloznaczne wyrazy?! Świństwo do kwadratu! Teraz, ile razy
korzystam z karty, przypominam sobie tamtą moją konsternację
graniczącą z kompletnym otumanieniem i śmieję się do rozpuku.
Nie tylko mnie jednak takie ogłupienie się zdarzało. Raz
widzę w centrum handlowym przed automatem do robienia zdjęć
przystojną babeczkę - też Polka. Wrzuca monety jak się należy,
cyknęło, błysnęło, babka wychodzi. Nagle z przerażeniem
konstatuje, że tam błyska dalej, wskakuje w pośpiechu - może
się załapie? I tak jeszcze trzy razy, bo automat był
przewidziany na pięć ujęć. Ona, jak nic, pewnie wszystkie miała
cholernie udane. Niech żyją automaty!
;-)
Magdalena Nawrocka
www.geocities.com/magdanawrocka
--
Archiwum grupy: http://niusy.onet.pl/pl.sci.psychologia
|