Strona główna Grupy pl.sci.psychologia Dla Vilar

Grupy

Szukaj w grupach

 

Dla Vilar

Liczba wypowiedzi w tym wątku: 35


« poprzedni wątek następny wątek »

1. Data: 2009-08-24 20:51:47

Temat: Dla Vilar
Od: XL <i...@g...pl> szukaj wiadomości tego autora

http://www.gazetagazeta.com/artman/publish/printer_1
1181.shtml


Dziennik Polonii w Kanadzie
www.gazetagazeta.com
Komentarze, opinie
Hańba czy chwała, garb czy skarb
Jacek Indelak
Dec 29, 2005


Nikt już nie wadzi się z Bogiem o Polskę. Zacichły nocne rodaków rozmowy.

Nikt już nie prowadzi takich dialogów:
'' - Wyobraź sobie, Piotrze - ożywia się Rotmistrz - śniło mi się dziś, nie
uwierzysz, Powstanie Styczniowe! Uroczysko takie albo, jak się w Koronie
mawiało, nomenklatura. Chaszcze, trzęsawisko, mgła. Sam jestem, zapędzony w
leśną pułapkę, ściskam w dłoniach swego einfelda i wiem, że tylko jeden
nabój w komorze, jedyny, ostatni...

Piotr przygląda mu się badawczo, podejrzliwie. Kiedy ten przerwie, odezwie
się:
- Więcej Osmańczyka, mniej Grottgera, a wszystko będzie cacy!... Sześć
tysięcy powstańców przeciwko stutysięcznej regularnej armii na początku, u
szczytu - trzydzieści tysięcy karabinów przeciw prawie dwustu tysiącom
sołdatów. Typowo polska proporcja! A niedawno przeczytałem gdzieś, że w
Powstaniu Styczniowym brał udział zaledwie jeden procent dorosłej ludności
Królestwa. Czasami warto to sobie uprzytomnić, żeby nie popadać w przesadne
zachwyty nad własną nacją!

- Teraz nam to nie grozi! - Bohoborski się uśmiecha. - W oficjalnej
propagandzie mamy kolejny nawrót opluwania przeszłości. Cykliczność jest
nużąca. Gdy władza czuje się górą, sięga po kij, kiedy naród dochodzi do
głosu, pokazuje mu się marchewkę. Na przemian się schlebia nam lub nas
upokarza, wykorzystując wciąż tę samą historię!

- Historia Polski w siedmiu pogrzebach! Pardon, ośmiu!

- Warchoły! - oświadcza Rotmistrz.

- Chochoły! - licytuje Piotr. - Kościuszko to był wariat, co buntował
proletariat.

- Kościuszek skika do Estery! - śmieje się Bohoborski.

- Lepiej do Esterki! - uzupełnia Piotr i podśpiewuje: - Charlesmagne,
Charlesmagne! - Zaraz zmienia temat, muzyczny tylko: - Krwi aż po kolana,
trupów co niemiara, bo tam krzepko wojowała nasza wiara...

- Hop, hop, hop! - kończy inżynier. - A to już bodaj nie my?

- A co szkodzi i nam to przypisać? - oponuje Piotr. - Szwejk też
echtslawisch!

- Ano tyż - zgadza się Rotmistrz.

- Ostatecznie, pruskie pluderki, rosyjskie grenadierki i austriackie
kamaszki, to też my! I pod Solferino na pewno nas nie zabrakło!

- Jakubowsky i pułkownik - ciągnie Piotr.

- Pułkownik nazywał się Umieralski - dodaje inżynier. - A ten kompromis
między Grottgerem a Osmańczykiem? To z Gorczyńskiego?

- Nie, z Gałczyńskiego - wyjaśnia Piotr.

- Prosto do nieba czwórkami szli - cytuje Bohoborski, a Piotr od razu:
- A lato piękne było tego roku! Kleines Verdun. Sześć dni, sześć i pół
godziny obrony, ze stu pięćdziesięciu ośmiu zginęła piętnastka, natłukli
prawie czterystu Niemców. Polska proporcja!... Major Sucharski kapitulował
z pełnymi honorami, w aurze szacunku i podziwu.

- Po lipskiej bitwie narodów - licytuje dalej Rotmistrz - kapitulację
polskich piechurów, dowodzonych przez pułkownika Rybińskiego, przyjmował
sam car Aleksander I.

- Vive l'empereur! - wykrzykuje Piotr, a inżynier odpiera:
- La Polonaise, sire, passe par tout... Bóg mi powierzył honor Polaków i
Bogu go tylko oddam.

- Generał Domoustier też utonął - mruczy Piotr - ale nikt mu idiotyzmu nie
przypisał.

- Znakomicie! - zachwyca się Rotmistrz. - Z innej beczki? Bo dzieło
zniszczenia w dobrej sprawie jest święte, jak dzieło tworzenia!

- Dlaczego nie? - śmieje się Piotr.

- Wrzesień osiemset trzydziestego pierwszego, rzeźnik Paskiewicz szturmuje
Warszawę. Reduta wolska generała Sowińskiego osłaniana jest przez cztery
forty, w tym fort numer pięćdziesiąt cztery pod dowództwem kapitana
Juliusza Ordona, który ma pod soba trzystu ludzi. Naciera na nich, na te
trzy setki, dwanaście tysięcy bagnetów w dwudziestu batalionach generała
Kreutza...

- Poddaję się - posapuje Bohoborski. - Kto by pomyślał, medyk przecież!

- Polak, Rotmistrzu, po prostu Polak - poważnieje Piotr.

- Jaki znak twój? - wzdycha Rotmistrz.

- Orzeł biały - odpowiada z powagą Piotr. - Et, dajmy spokój!

Milkną obaj. Piotr zamyślony, inżynier oczy zamknął, odpoczywa, jakby siły
do dalszej rozmowy zbierał. Nagle Piotr nuci:

Boże, pozwól, bym potrafił,
Gdy ojczyzna mnie zawoła,
Zamiast piersi wypiąć dupę,
Bo ta nafta nie jest moja!

- Słyszałem i ja tę piosenkę. Nie zdziwiła mnie zanadto - stwierdza
Bohoborski. - W latach trzydziestych Tuwim przecież pisał: ''Rżnij karabin
w bruk ulicy! Twoja jest krew, a ich jest nafta!'' Tak, tak, ale jak
przyszło co do czego... Deustchland siegt am allen Fronten: Nadrenia,
Austria, Sudety, Czechy, Kłajpeda, Słowacja, Polska, Dania, Norwegia,
Holandia, Belgia, Francja, Jugosławia, Grecja, Kreta, Węgry, Rumunia,
Bułgaria... My broniliśmy się najdłużej i najdzielniej. I niech nas
opluwają, jak chcą, faktu nie zmienią, że gdyby nie pakt
Ribbentrop-Mołotow, gdyby nie kleszcze, które zacisnęły się równie silnie z
dwóch stron... A potem całe sześć lat... Bandengefahrgebiet, jak nazywali
Polskę, bo utrzymywać ją w ryzach musiało trzysta batalionów.

Przerywa, żeby sięgnąć po kapciuch z tytoniem, Piotr protestuje:
- Niechże pan, Rotmistrzu, nie pali! W pana stanie każdy haust tytoniowego
dymu...

- Dajmy spokój, Piotrusiu! - Inżynier zapala drżącymi rękami fajkę. - Gramy
dalej?... Ostatni ochotnicy wyginęli pod Lenino! - Piotr nie podejmuje
tematu. I on sięga po papierosa. Bohoborski poważnieje, pyta: - Coś jednak
pana gryzie, Piotrze, nie mam racji?''

Tak oto sobie gawędzą - u schyłku PRL-u - bohaterowie mojej ostatniej
ukończonej, niewydanej jeszcze powieści pt. ''Podróż do źródeł grzechu''.
Młody chirurg Piotr Gorczyński vel Ślusarczyk i stary Rotmistrz, inżynier
Zygmunt Bohoborski.

Do tematu wracają jeszcze tego samego dnia:
'' - Niebo gwiaździste nad nami, a spokój moralny w nas - wita go cichym
głosem Bohoborski, poruszywszy się na jego widok w leżaku. Piotr mu
odpowiada powoli, z namysłem, wytężywszy pamięć:

Tak by się gdzieś gnało, gnało,
Tak by nam się serce śmiało
Do ogromnych wielkich rzeczy,
A tu kant Kantowi przeczy!

- Jeden : jeden - orzeka Rotmistrz, a Piotr:
- Cieszę się, że pana widzę, czy nie nazbyt jednak ryzykowne to dzisiejsze
leżakowanie?

- Przeciwnie, Piotrze, przeciwnie - stwierdza słabym głosem. - Dawno nie
czułem się tak dobrze. Alarm został odwołany, a i mnie znów się wydaje, że
jeszcze pożyję. I dobrze, bo szkoda trochę tego, co nad nami, co w nas,
nawet - co wokół nas.

- Co wokół nas! - powtarza Piotr z ironią. - Właśnie, właśnie, wciąż
zastanawiam się, co wokół nas?... Nasza poranna rozmowa, te mity, legendy,
symbole. Przeszłością wciąż sztukujemy teraźniejszość, która pospolitością
skrzeczy i nie ma przyszłości. Czasem sobie myślę, że my wszyscy, jako
zbiorowość zamknięta między Bugiem a Odrą, to już zupełne próchno.

- Ejże, Piotrusiu - oponuje - a Sierpień? Weźmy chociażby ten nasz
Sierpień, który znów nie tylko nam, ale i światu uprzytomnił, czym jest
Polska, kim są Polacy.

- It's exciting to be Polish, to be Polish! - podśpiewuje Piotr. - Próchno
też czasem świeci... Miałeś, chamie, złoty róg! I od razu przypominają mi
się słowa Engelsa, z taką lubością przytaczane przez jego wyznawców, że
Polacy nie zdziałali nigdy w historii nic poza wygłupianiem się
walecznością i pochopnością do zwad!

- Churchill krzyczał do Mikołajczyka, że jesteśmy warcholskim narodem,
który chce zburzyć Europę, a Fuller uważał, że związanie się Anglii
przedwrześniowym sojuszem z Polską nie było niczym innym nad ubezpieczaniem
fabryki pełnej wariatów - dodaje ze spokojem inżynier. - ''Stańczycy''
nazywali powstańców styczniowych szubrawcami i głupcami, a nas, powstańców
warszawskich, komuniści opluwali latami, zamykali w więzieniach, zabijali,
usuwali z pracy, teraz zaś, gdy jesteśmy na wymarciu, protekcjonalnie
poklepują po ramieniu i gotowi są łaskawie wybaczyć naszą głupotę,
młodzieńczą naiwność, brak wyrobienia politycznego... Próchno, powiadasz?

- Yhm! - upiera się. - I te zachwyty idiotów, że tak nam pięknie świeci!

- Może rzeczywiście wszystko zmurszało, zetlało - zastanawia się Rotmistrz
- w palcach się rozłazi, rozsypuje... A jednak są w narodzie siły, które
utajone wprawdzie, płyną wciąż wartkim strumieniem, niby podziemna rzeka,
tryskająca raz po raz nie źródłem już nawet, lecz gejzerem... Kto to
powiedział?

- Czy ja wiem? - Piotr wzrusza ramionami. - Najpewniej pan sam, Rotmistrzu!

- Niebo gwiaździste nad nami - przypomina Bohoborski, na co Piotr:
- Wiódł ślepy kulawego!

- Może masz rację - rezygnuje Bohoborski. - Może to już schyłek, jeśli nie
kres ostateczny... Wyjedziesz?

- Z kraju? - uściśla Piotr. - Nie wiem, jeszcze nie wiem.

- Nie wiesz? - pyta Rotmistrz z przekąsem. - Nie mówisz już jednak: nie!

Piotr (na stronie):
- Możecie się wszyscy wypchać... Tak, wypchać i wystawić w muzeum. Narodowa
menażeria, psiakrew, z wierzchu niby ciało, w środku niby dusza, jednak
nadpruć tylko i trociny się zaczną sypać... Szopka, farsa... Tradycje?
Historia? Jaka? Czyja? Szlachecka? Chłopska? Burżuazyjna? Komunistyczna?
Naród? Jaki naród? Całe wieki egocentrycznej, egoistycznej, próżniaczej
szlachty. I chłop zniewolony, upodlony, ciemny, bez poczucia przynależności
do jakiejkolwiek nacji. Mieszczanie z importu. Rozpanoszeni Żydzi i
innowiercy. Konglomerat narodów, plemion, szczepów. Różne tam unie,
traktaty, umowy, zawierane kosztem Korony, wbrew interesom narodu i
państwa. Terytorium jak z gumy, płynne granice, zmieniające się wielokroć w
ciągu jednego pokolenia. Prawa reglamentowane na sto sposobów, czerpane z
lewa i z prawa, naginane do potrzeb i uginające się pod naciskami.
Mieszanka obyczajowa i kulturowa, nawet strój i broń od Sasa do Lasa. Język
niespójny, niejednolity, zachwaszczony, psuty. Ledwie się wybijał na
samodzielność, oryginalność, już makaroniał lub francuział, niemczył się i
ruszczył. I jakże mógł być giętki, skoro myśl była gnuśna i mętna, ni
łacińska, ni słowiańska, ni europejska, ni azjatycka... A potem? Potem to
rozdarcie, to rosyjskie pijaństwo i łapownictwo, ten tępy pruski dryl, ta
austriacka rozlazłość. I cóż się z tego mogło wykluć? Zresztą, skoro kluć
się zaczęło, znów ciągłość została brutalnie przerwana. Skazani na
wielkość? Wielkość balonu jest wprost proporcjonalna do objętości
powietrza, które go wypełnia. A powietrze to przecież zero, nul, nic,
chociaż żyć bez niego niesposób...''

Rodaków rozmowa.

Spór o Polskę. O polskość. Czym jest? Łaską czy przekleństwem? Skarbem czy
garbem? Miotanie się pomiędzy ''Scyllą samouwielbienia a Charybdą
samobiczowania'' - jak pisał Marian H. Serejski.

Polaków rozmowa. Symbole i stereotypy, aluzje i tropy, figury historyczne i
literackie, patos i drwina - kod tajemny, zrozumiały tylko dla Polaków.
Jeszcze wczoraj, a dziś? Może dzisiaj kod ten złamać potrafi (i chce) już
tylko garstka niedobitków? Ostatnich, co im Polska jest odświętnym słowem,
którego nie wzywa się nadaremno?

Wadzono się niegdyś o Polskę. O charakter narodowy. O przeszłość i
tożsamość. O teraźniejszość i przyszłość. Chrystus narodów lub narodów
''paw i papuga''. Afirmacja lub negacja. Chwała lub hańba. Duma lub wstyd.
Walka oświeconych z sarmatami. Bój romantyków z klasykami. Zmagania
pozytywistów z romantykami. Serce i rozum. Emocje i racje. Krakowscy
''stańczycy'' przeciwko historykom Lwowa czy Warszawy.

Spierano się o Polskę ostro, gdy zaborca czy okupant nakładał kaganiec.
Kiedy słowo wyrwało się na wolność, kiedy zniesiono - oficjalną - cenzurę,
spór zacichł. Jakby Polaków Polska przestała interesować.

Tymczasem historia wymaga gruntownej rewizji. Nie tylko ta najnowsza, która
wdziera się każdą szczeliną (a i każdą ''teczką'') w naszą teraźniejszość.
Również i tamta, zamierzchła. Stereotypy, ukute w interesie zaborcy czy
okupanta, kładą się wciąż cieniem na naszej drodze do normalności.

W broszurze pt. ''Czy Polacy wybić się mogą na niepodległość'' (1800),
autorstwa Tadeusza Kościuszki i Józefa Pawlikowskiego, czytamy: ''Było
interesem magnatów osłabiać duch współziomków, uniżać ich przymioty, aby
nie uczuli swej mocy i nie zrzucili haniebnej opieki, gdyż przez to
zginąłby cały ich wpływ i powaga (...) Przypomnijmy sobie, jaka wrażana
była opinia w Polaków, iż niezdolni do przemysłu, do rękodzieł, do nauk, a
co najgorsza, że sami siebie obronić nie potrafią, i to zdanie do tego
czasu utrzymywane nurza nas w nieszczęściu.''

Dziwnie współbrzmią te słowa ze stwierdzeniem brytyjskiego historyka,
profesora Normana Daviesa, wybitnego znawcy spraw polskich, wypowiedziane w
kwietniu 2005 roku w wywiadzie dla ''Polityki'':
''A do tego dochodzi 50 lat wpajania peerelowskiej historiografii uczącej,
że dawna Polska była genetycznie chora. Obsmarowywali I i II
Rzeczpospolitą, jak tylko potrafili. To prowadziło do wniosku, że tylko z
pomocą Wielkiego Przyjaciela Polska ma szansę przetrwania. A to przecież
jest nonsens. Ten nastrój się przeniósł do III Rzeczpospolitej. W II
Rzeczpospolitej klimat był przecież inny - że Polska jest niepodległa, że
na to zasługuje, że musi o siebie walczyć.''...

Po śmierci Rotmistrza Bohoborskiego doktor Piotr odnajduje jego zapiski,
gdzie znajduje się i taki oto pasus: ''Budujemy ze słów rzeczywistość
zastępczą, co miewają nam wciąż za złe. Budujemy zastępczą tym gorliwiej,
im bardziej nam realna doskwiera. I zarzucają nam bez ustanku, że gonimy za
ułudą, za utopią, a jeśli nawet jest w tym łut prawdy, to i tak nie my
ponosimy główną winę za rozdźwięk między wyobrażeniem a urzeczywistnieniem.
Mamy fantazję nazbyt wybujałą? Może, ale tylko dzięki niej udawało nam się
pójść czasem do przodu, a częściej - po prostu przetrwać.

Czy rozdźwięk między imaginacją a realizacją nie jest kolejną złudą, czy
nie jest całkiem sztuczny, nie rodzi się z owej przesady, z nadmiernych
wymagań stawianych światu - a nie sobie? Możliwe, ale czyż my, Polacy, nie
zasłużyliśmy na lepszy los, na wdzięczniejszą dolę? Zasłużyliśmy? - oto
kolejna pułapka ze słów zmajstrowana. Co tu jest do zasługiwania? Po prostu
należy nam się to jak psu zupa, chciałoby się powiedzieć. Nie, nie jako
Polakom - jako ludziom!

Za mało w Polaku człowieka - urągał poeta. A gdy w Polaku budzi się
człowiek, jeszcze większa bieda. Polak ścierpi więcej, więcej przetrzyma -
niż ukryty w nim człowiek. Megalomania? Bynajmniej - fakty, których nikt
nie podważy...

Młody Chopin w dzienniku stuttgarckim bluźnił po upadku powstania
listopadowego: ''O Boże jesteś ty!... Czy jeszcze ci nie dość zbrodni
moskiewskich - albo, alboś sam Moskal!''

Po klęsce powstania warszawskiego cisnęły mi się jeszcze cięższe
bluźnierstwa, a zabrakło mi ich całkiem, gdy w niewiele lat później bito
mnie w piwnicy, ukrytej pod zawrociańskim urzędem bezpieczeństwa...

Są narody, którym historia zadała straszliwe cierpienia. Są, owszem, ale
niewielu równać się z nami. Ksenofobia? Nie, zwykła zazdrość.

Walczyć potrafimy, jak mało kto, skwapliwie nam to świat przyznaje, na
odczepne najczęściej, ale i czasami dla podbechtania, gdy znów jest robota
dla nas - dla Murzyna Europy, który nigdy nie potrafi w porę odejść i z
ranami się obnosi, wzbudzając czasem politowanie, częściej
zniecierpliwienie. I wmawiają nam, że walczyć - i owszem, ale żyć, po
prostu żyć, to nie potrafimy. Oj, jak bardzo nie potrafimy! I bajdurzą nam
o etosie walki i etosie pracy, o destrukcji i konstrukcji, o rewolucji i
ewolucji, żeby nam gęby zatkać, żeby nam się głupio zrobiło i wstyd,
żebyśmy pokraśnieli i w piersi się stuknęli, a może i w głowy... Ora et
labora, głupi Polaku!

Czy nie potrafimy?

Bez butów w cywilizowanym świecie nie przystoi, świat by się na to nie
zgodził, bo świat wielki esteta. Szyją nam więc buty coraz to nowi szewce.
Mówią, że tylko oni potrafią, że mają na to legitymacje i papiery, że są
jedyni uprawnieni. Chowają przed nami szydło i dratew, strzegą, pilnują i
krzyczą raz po raz, że na szewstwie trzeba się wyznawać, wicie, rozumicie.
I szyją te buty, każą je z uśmiechem nosić, ba, dziękować co parę kroków,
biegać każą, tańczyć! A buty nie na miarę. Raz za ciasne, drugi - nazbyt
luźne, kiedy indziej znów - obydwa lewe lub z noskami na zewnątrz. Spróbuj
je, Polaku, poprawić, przerobić! Wara od kopyta!''...

Tak, nie mamy co się oszukiwać. Nam, Polakom, uszyto buty, jak powiada
Rotmistrz. Albo, jak mawiał Gombrowicz, dorobiono nam, Polakom, gębę.
Straszliwą gębę.

Zaczęło się dawno. W zamierzchłej przeszłości. Stereotyp Polaka -
pieniacza, awanturnika, szaleńca wręcz - zaczęto na dobre upowszechniać w
XVIII wieku. Przodowali w tym Francuzi, od Woltera poprzez Lamartine'a do
Alfreda Jarry, autora gimnazjalnego wygłupu pt. ''Król Ubu czyli Polacy''.
Jarry nie miał zielonego pojęcia o Polsce i Polakach, co nie przeszkodziło,
by również niektórzy Polacy na serio przejęli się jego wygłupem. Francuzi
nie byli zresztą odosobnieni, poszli im w sukurs - na przykład - Rosjanie,
z polakożerczym Dostojewskim na czele. Opluwali więc nas w świecie równo. I
próbują opluwać nadal.

Niestety, w opluwaniu Polaków uczestniczyli również Polacy. Niektórzy,
powodowani uczciwymi pobudkami, krytykowali naród, chcąc go ''ruszyć z
ziemi posad'', gdy wymagała tego sytuacja. Inni rozdrapywali rany - jak
chciał Żeromski - żeby ''nie zarosły błoną podłości''. Byli wszakże i tacy,
co dorabiali nam gębę (i dorabiają nadal) z nienawiści dla własnego kraju i
własnego narodu.

Najczęściej jednak antypolskie głupstwa powielane były z kompletnego braku
samodzielności myślenia, który jakże często chadza w parze z sileniem się
na oryginalność. Równie zgniłe owoce wydawała i wydaje dezynwoltura
połączona z ignorancją, bardzo typowa dla notorycznych ''gadających głów'',
które wypowiadają się na każdy temat w telewizji, radiu czy prasie.

Tego rodzaju wypadek przytrafił się nawet tak wybitnemu naukowcowi, jak
znakomity psychiatra Antoni Kępiński, który w pracy pt. ''Psychopatie''
pisał: ''W społeczeństwie polskim przeważają typy histeryczne i
psychasteniczne. Polski typ histeryczny odpowiada najsilniej temu, co przed
laty Brzezicki opisał jako typ skirtotymny (od gr. Skirtao - tańczę); jest
to typ w zasadzie szlachecki - polskie ''zastaw się a postaw się'' -
polonez, Samosierra, szarża ułanów na czołgi, polskie sejmikowanie, polskie
liberum veto i tzw. polnische Wirtschaft, przedziwna mieszanina cnót i wad.
Polski psychastenik - to jakby typ polskiego kmiecia, cichy, spokojny,
pracowity, nie wadzący nikomu, czasem tylko swój steniczny kolec ukazujący;
wówczas poczciwy polski kmieć przeraża obrazem Jakuba Szeli; jest uparty i
twardy w ciężkich warunkach życia. Ten dziwny rozkład naszego społeczeństwa
na ludzi, którzy gadają, i na tych, którzy pracują, utrzymuje się przez
wieki mimo zmian warunków życia, zmian ekonomicznych, ustrojowych itp.

Byłby to przykład trwałości struktur społecznych; mimo że czasy bardzo się
zmieniły, model szlachecki i kmiecy społeczeństwa się utrzymał. Może model
ten zapewnia pewnego rodzaju równowagę społeczną: jedni pracują, a drudzy
błyszczą i gadają.'' Pokutują więc wciąż stereotypy, które tak mocno
wgryzły się w świadomość społeczną, że nikt już na poważnie spierać się z
nimi nie próbuje.

Oto Kazimierz Kutz w wywiadzie dla ''Gazety Wyborczej'' w maju 2005 roku
rzecze: ''Jako naród jesteśmy wspaniali, pokazaliśmy to chociażby podczas
pogrzebu Papieża, ale jako społeczeństwo - absolutnie do dupy.''

Wydaje mu się, że jest oryginalny. Może nie zna wielkich poprzedników albo
liczy, że inni ich nie znają?

Identyczną, choć nie tak trywialnie ujętą, myśl Norwida - na przykład -
odnaleźć można nie tylko w jego poezji, ale i - wyrażoną wprost - w liście
do Michaliny Zaleskiej z 1864 roku: ''Oto jest społeczność polska! -
społeczność narodu, który, nie zaprzeczam, iż o tyle jako patriotyzm wielki
jest, o ile jako społeczeństwo jest żaden (...) Jesteśmy żadnym
społeczeństwem. Jesteśmy wielkim sztandarem narodowym.''

Znikł kontekst, słowa zostały...

Kazimierz Kutz powielał kiedyś i inne stereotypy. W 2005 roku - piewca
wielkości narodu, w 1970 roku - narodu wielki krytyk, mówił: ''Uważam, że
nie ma sensu robienie filmów historycznych o Mieszkach i królewnach;
powinno się robić filmy o Krzywickim, o Skłodowskiej, bo to są Polacy,
których powinniśmy dzisiaj znać, brać z nich przykład i uczyć się od nich.
O nich nie pamiętamy, bo wszyscy mamy w głowie te kotleciki szlacheckie.
Jeden z szabelką, drugi coś wysadzał, trzeci się topił itd.''

Niestałość ocen historii Polski cechuje nie tylko Kutza, także jego kolegę
po fachu - Andrzeja Wajdę. Chciał on w swej wczesnej twórczości wykazać
chyba tragizm naszych dziejów, zamiast tego - może bezwiednie - dowodził
ich absurdalności. Śmierć w kloace (''Kanał'' - 1957), śmierć na śmietniku
(''Popiół i diament'' - 1958), szarża na czołgi (''Lotna'' - 1959). Nawet
''Popioły'' (1965) pokazują polskie szaleństwo i polskie... bestialstwo.
Wbrew Żeromskiemu tragedia Saragossy i San Domingo została przez Wajdę
wyolbrzymiona. I nic to, że Wajda nakręcił też ''Pana Tadeusza'', skoro do
powszechnego obiegu weszły na zawsze tamte ponure obrazy.

Somosierrę, szarżę ułanów na czołgi - wypominał Kępiński. Kutz dodał inne
polskie ''idiotyzmy'': redutę Ordona i śmierć Poniatowskiego w nurcie
Elstery. Wajda dorzucił garść swoich ''wynalazków''.

Przeminęła PRL-owska epoka, a stereotypy nadal krążą w publicznym obiegu.

Norman Davies w cytowanym wywiadzie stwierdza: ''Anglia nie wie, co to
powstania. A w Polsce każde pokolenie przez 200 lat miało swoje powstanie.
Każda rodzina wie, co to znaczy. Z tego nie wynika, że każdy Polak jest
powstańcem, romantykiem, nieodpowiedzialnym, emocjonalnym. Natomiast każdy
Polak musi reagować na wasze wspólne przeżycie. Ale reakcje były rozmaite.
Wśród Polaków zawsze był sprzeciw wobec tej romantycznej postawy. Zawsze
byli pozytywiści, pragmatycy, którzy mówili, że konno szarżować na czołgi -
to jest niepoważne.''

Nawet Davies więc, tak naszym dziejom życzliwy, wpadł w pułapkę, którą
zastawili szydercy, obracający historię Polski w jedną wielką bzdurę.

Nie odpowiemy sobie na pytanie, kim jesteśmy, dopóki nie ustalimy, skąd i z
czym przychodzimy? Nie rozliczywszy się z przeszłością, błąkać się będziemy
w teraźniejszości, niby pijane dzieci we mgle. Nie możemy tu i teraz pytać,
czy być Polakiem - to duma czy wstyd, odrywając to pytanie od przeszłości
własnego narodu, Polska nie spadła przed chwilą z Księżyca.

Trzeba najpierw oczyścić przedpole. Złamać kod, jakim posłużyli się w
rozmowie rodaków młody Piotr i stary Rotmistrz. Ogarnąć podstawowe fakty.
Materiału jest dość, dostarczyli go pisarze - zwłaszcza historycy
wojskowości - wielu pokoleń. Szymon Askenazy, Adam Wolański, August
Sokołowski, Tadeusz Korzon, Bolesław Twardowski, Marian Kukiel, Stefan
Kieniewicz i dziesiątki innych autorów z Pawłem Jasienicą, Marianem
Brandysem i Zbigniewem Załuskim.
''Siedem polskich grzechów głównych'' - taki nosiła tytuł najgłośniejsza
książka tego ostatniego, nb. pułkownika LWP. Miała ona w latach
sześćdziesiątych spory oddźwięk, odegrała w ówczesnej dyskusji o historii
Polski istotną, niestety, nie zawsze pozytywną rolę. Pisana z pozoru z
uczciwych pobudek, w istocie wkomponowała się w perfidną grę, prowadzoną
przez komunistyczne władze przeciwko środowiskom artystycznym i
intelektualnym, o czym zdają się nie wiedzieć lub nie pamiętać miłośnicy
twórczości płk. Załuskiego. Manipulację ojczystymi dziejami uprawiali
zresztą nie tylko dyspozycyjni publicyści, również zawodowi historycy,
którzy zajmowali się nie nauką, lecz propagandą. Świadectwa hańby tamtej
epoki znaleźć więc można nie tylko w archiwach IPN-u, ale i w zbiorach
Biblioteki Narodowej...

Cóż, oczyszczajmy przedpole. Z pewnym zresztą zażenowaniem, gdyż nastąpią
tu stwierdzenia tak banalne, że przypominanie ich nie miałoby żadnego
sensu, gdyby nie to, że wyparte zostały całkowicie z świadomości
społecznej, ustępując miejsca powielanym uporczywie, a skutecznie,
stereotypom.

Zatem - po kolei:
Nigdy polscy ułani nie szarżowali na czołgi, co zostało udowodnione ponad
wszelką wątpliwość. Nigdy, także we wrześniu 1939 roku. Tropy, że doszło do
takich incydentów pod Jeżowem i pod Krojantami, okazały się być fałszywe.
Kawaleria polska miała we Wrześniu swoją kolejną wspaniałą kartę,
statystycznie jednak rzecz ujmując, nie odegrała w tej wojnie większej
roli. I nie mogła, gdyż wbrew upowszechnianym dotąd opiniom, stanowiła
wówczas li tylko margines w polskiej armii. Wojsko polskie miało ponad
milion żołnierzy, w tym zaledwie 38 pułków konnych, każdy po cztery
szwadrony, czyli nie więcej niż... 16 tysięcy kawalerzystów. Koni, rzecz
jasna, było w armii więcej. Nie tylko polskiej, armie bowiem całego świata
posługiwały się w tamtej epoce transportem konnym, zwanym po wojskowemu
trakcją. Wszystkie armie, z niemiecką włącznie.
Westerplatte nie było karkołomną awanturą garstki desperatów. Załoga
Polskiej Wojskowej Składnicy Transportowej w Gdańsku na Westerplatte
liczyła 182 osoby, w tym 27 cywili. Bronili się oni przez 150 godzin przed
wrogą nawałnicą. Poległo 15 obrońców placówki, 13 zostało ciężko rannych,
ponad 30 kontuzjowanych. Straty własne nie przekroczyły więc 25 proc. stanu
osobowego, podczas gdy po stronie niemieckiej było prawie 400 zabitych,
liczba rannych pozostała nieznana. Gdyby wszędzie udało się uzyskać takie
proporcje, wygralibyśmy we Wrześniu wojnę nie tylko z hitlerowcami, ale i
bolszewikami. Bądź co bądź, wystawiliśmy wtedy wielką armię. Wielką też
armię - czwartą w świecie - rzuciliśmy do boju w II wojnie światowej.
Zważywszy na uszczuplone przez dwóch okupantów zasoby ludzkie i materialne,
był to heroiczny wysiłek. Co więcej, gdy uwzględni się procentowy udział
żołnierzy w ogólnej liczbie ludności, można powiedzieć, że Polacy w
zwycięstwo nad faszyzmem wnieśli największy na świecie wkład...

34-letni kapitan artylerii Juliusz Konstanty Ordon 6 września 1831 roku nie
wysadził w powietrze swej reduty. Czterdziestu Moskali na jednego Polaka.
Taka była proporcja w ataku na fort nr 54. Mickiewicz pisał: ''... w
szaniec nieprzyjaciół kupa/ Już lazła jak robactwo na świeżego trupa.''
Reduta padła więc praktycznie bez walki. Prochownia wyleciała w powietrze
zupełnym przypadkiem. Ordon przeżył. Najpierw trafił na emigrację do
Szkocji. W czasie Wiosny Ludów walczył na Węgrzech, brał udział w wojnie
krymskiej. Założył też czerwoną koszulę, by bić się u boku Garibaldiego o
zjednoczenie Włoch. Czekał na wolną Polskę we Florencji na skromnej
emeryturze. Nie doczekał.

Bartosz Głowacki w bitwie pod Racławicami 4 kwietnia 1794 roku nie zatykał
czapką lufy armatniej. Co najwyżej zagasił nią tzw. zapał, uniemożliwiając
odpalenie armaty. Broń kosynierów - nie tylko w Insurekcji
Kościuszkowskiej, ale i w Powstaniu Styczniowym - nie była śmieszną
zabawką, lecz straszliwym orężem. Bagnet czy szabla nie miały żadnych szans
ze specjalnie wykuwaną, postawioną na sztorc kosą. Zanim żołnierz
regularnej armii zdążył po salwie powtórnie naładować karabin, nierzadko
miał już kosę na gardle.

W Powstaniu Styczniowym była ogromna dysproporcja między powstańcami a
carskim wojskiem. Liczebna jednak, nie techniczna. Ofiarność polskich
partiotów sprawiła, że na potrzeby powstania zebrano ogromne sumy,
przemycano do kraju z zagranicy kolejne transporty nowoczesnej broni
palnej. Einfeld, sztucer wspomniany przez Rotmistrza, był wówczas
najnowocześniejszą konstrukcją, wobec której karabiny rosyjskich sołdatów
były śmiesznymi pukawkami.

Skoro o ofiarności patriotów mowa, niesposób powstrzymać się od dygresji,
dedykowanej współczesnym ''patriotom'', co jak zgłodniałe psy o kość walczą
o swoje diety i pensje, o specjalne emerytury. Otóż, Józef Poniatowski,
który w potocznej świadomości jawi się jako utracjusz i bawidamek, w
istocie był jedną z najpiękniejszych postaci w ojczystych dziejach.
Ministerialną i generalską pensję przekazywał w całości na potrzeby armii.
Co więcej, wyposażenie oddziałów wojskowych pochłonęło nie tylko lwią część
jego własnego majątku, ale na potrzeby swego wojska zaciągnął on dodatkowo
u pani Walewskiej prywatną pożyczkę na lichwiarski procent.

Mało też kto chce dziś pamiętać, bo i po co, że polska szlachta, uganiająca
się na wyprzódki za różnymi urzędami, nie czyniła tego bynajmniej dla
korzyści materialnych, lecz dla czystego prestiżu. Służba publiczna w
Polsce przez wieki całe nie przynosiła żadnych profitów, przeciwnie - w
istotny sposób obciążała kieszeń sprawującego urząd czy funkcję,
niezależnie od tego, czy wzięły się one z wyboru, czy z nadania. Politykom
warto tu polecić poświęcone polskiej szlachcie prace Jerzego Tazbira lub
Jaremy Maciszewskiego, w nadziei, płonnej zresztą, że zawstydzą ich zawarte
w nich fakty.

Wracając do Poniatowskiego, nieprawdą jest, że ''wydając kabotyńskie
okrzyki'' wskoczył do Elstery i utonął.

16 października 1813 roku na przedmieściach Lipska rozpoczęła się
największa w epoce napoleońskiej bitwa, nazywana ''bitwą olbrzymów'' lub
''bitwą narodów''. Przez cztery dni walczyło w niej pół miliona żołnierzy,
bez mała co trzeci zginął. Napoleon przegrał. Zdradzili go najpierw Sasi,
potem strzelcy badeńscy i wirtemberscy. Polacy byli wierni - jak zawsze -
do ostatka. Dowodził nimi naczelny wódz armii Księstwa Warszawskiego,
książę Józef Poniatowski, komenderujący w tej bitwie VIII korpusem
francusko-polskim. Swoich podkomendnych prowadził, jak zwykle, do ataku
osobiście. Najpierw został ranny piką w dłoń, potem kula przeszyła mu rękę
powyżej łokcia. Walczył dalej. 19 października francuski saper wysadził
most, odcinając na bagnach w widłach Pleissy i Elstery VIII korpus
Poniatowskiego i IX korpus francuski marszałka Macdonalda. Książę Pepi
powiódł pieszo swój batalion do kontrataku. Następna kula poszła w pierś,
między żebra. Ciężko ranny wsiadł na konia, by dalej prowadzić wojsko
przeciwko nawale nieprzyjaciół, by wyrwać je z matni. Porwał go nurt
Pleissy. Kapitan Blechamp pomógł mu się wydostać z wody. Książę poszedł
pieszo na czele wojska, które nadal - poprzez kontratak - próbował wydostać
z pułapki. Dostał następną kulę w bok. Stracił przytomność. Po odzyskaniu
świadomości z pomocą żołnierzy dosiadł znów konia.

''Był już zapewne ranny śmiertelnie - pisze biograf Skałkowski - śmierć
miał w spojrzeniu i wyrazie; ale na ponawiane błagania towarzyszów nie
odpowiadał już wcale, tylko coś z gniewnym uniesieniem mówił bez związku o
Polsce i honorze (...) Porwał się raptem sił ostatkiem i skoczył z koniem do
Elstery. Tu ostatnią kulę odbiera w lewą pierś, przeszyty na wylot, osuwa
się z konia i po krótkim pasowaniu - znika pod wodą.''

Niestety, szydercy nie potrafili zamilknąć nawet nad tą trumną.

cdn.



(C) Copyright 2003 by GAZETA Inc.
Opublikowane w Internecie za wiedzą i pozwoleniem wydawcy "Gazety"

www.gazetagazeta.com"





--

Ikselka.

› Pokaż wiadomość z nagłówkami


Zobacz także


2. Data: 2009-08-24 21:19:02

Temat: Re: Dla Vilar
Od: "x][x" <z...@z...zag> szukaj wiadomości tego autora

Użytkownik "XL" <i...@g...pl> napisał

> Rodaków rozmowa.
> Spór o Polskę. O polskość. Czym jest? Łaską czy przekleństwem? Skarbem czy
> garbem? Miotanie się pomiędzy ''Scyllą samouwielbienia a Charybdą
> samobiczowania'' - jak pisał Marian H. Serejski.

> Wracając do Poniatowskiego, nieprawdą jest, że ''wydając kabotyńskie
> okrzyki'' wskoczył do Elstery i utonął.
>
> 16 października 1813 roku na przedmieściach Lipska rozpoczęła się
> największa w epoce napoleońskiej bitwa, nazywana ''bitwą olbrzymów'' lub
> ''bitwą narodów''. Przez cztery dni walczyło w niej pół miliona żołnierzy,
> bez mała co trzeci zginął. Napoleon przegrał. Zdradzili go najpierw Sasi,
> potem strzelcy badeńscy i wirtemberscy. Polacy byli wierni - jak zawsze -
> do ostatka. Dowodził nimi naczelny wódz armii Księstwa Warszawskiego,
> książę Józef Poniatowski, komenderujący w tej bitwie VIII korpusem
> francusko-polskim. Swoich podkomendnych prowadził, jak zwykle, do ataku
> osobiście. Najpierw został ranny piką w dłoń, potem kula przeszyła mu rękę
> powyżej łokcia. Walczył dalej. 19 października francuski saper wysadził
> most, odcinając na bagnach w widłach Pleissy i Elstery VIII korpus
> Poniatowskiego i IX korpus francuski marszałka Macdonalda. Książę Pepi
> powiódł pieszo swój batalion do kontrataku. Następna kula poszła w pierś,
> między żebra. Ciężko ranny wsiadł na konia, by dalej prowadzić wojsko
> przeciwko nawale nieprzyjaciół, by wyrwać je z matni. Porwał go nurt
> Pleissy. Kapitan Blechamp pomógł mu się wydostać z wody. Książę poszedł
> pieszo na czele wojska, które nadal - poprzez kontratak - próbował
> wydostać
> z pułapki. Dostał następną kulę w bok. Stracił przytomność. Po odzyskaniu
> świadomości z pomocą żołnierzy dosiadł znów konia.
>
> ''Był już zapewne ranny śmiertelnie - pisze biograf Skałkowski - śmierć
> miał w spojrzeniu i wyrazie; ale na ponawiane błagania towarzyszów nie
> odpowiadał już wcale, tylko coś z gniewnym uniesieniem mówił bez związku o
> Polsce i honorze (.) Porwał się raptem sił ostatkiem i skoczył z koniem do
> Elstery. Tu ostatnią kulę odbiera w lewą pierś, przeszyty na wylot, osuwa
> się z konia i po krótkim pasowaniu - znika pod wodą.''
>
> Niestety, szydercy nie potrafili zamilknąć nawet nad tą trumną.
> cdn.
> --
> Ikselka.

Wklejam tu, bo zdaje się w wątku "do Hanki"
przegapiłaś.


*
Użytkownik "XL" <i...@g...pl> napisał w wiadomości

>> Mam coś dla Ciebie, Siostra, pacz:
>> http://www.youtube.com/watch?v=C37QrsVuMp4
>> miłych snów...
> Jest taki zespół Sabaton... Aż dziw - obcy polską świetną historię walki
> opiewa, a u nas ciiiiszaaaaa... poza jednynymi Lao Che!
> http://www.youtube.com/watch?v=cb6qb0PyD6Y
> PS. Zwróć uwagę na ich repertuar i twórczość:
> http://www.youtube.com/results?search_query=sabaton&
search_type=&aq=f
> --
> Ikselka.

Dzięks, to naprawdę przeżycie... dla kogoś, kto nie słyszał wcześniej
Sabatonu...
Będzie teraz jednym z moich ulubionych, oczywiście Saron den Adel nie
przebije
z różnych względów :o)

http://www.youtube.com/watch?v=reGlno9aUpw

:o)

manzag :o.~

Ps. A co do sprawy patriotyzmu, to rozumiem,
że ateista nie jest w stanie wznieść się wyżej
od tej idei Platona, tak ? A może jednak ? :o/
Znam takie humanistyczne przykłady...
znacznie wyższe niż leży Sparta.
Chociaż czy ja wiem...




› Pokaż wiadomość z nagłówkami


3. Data: 2009-08-25 05:54:34

Temat: Re: Dla Vilar
Od: Stalker <t...@i...pl> szukaj wiadomości tego autora

XL wrote:

> http://www.gazetagazeta.com/artman/publish/printer_1
1181.shtml
> Nikt już nie wadzi się z Bogiem o Polskę. Zacichły nocne rodaków rozmowy.

Krótka dygresja "osobista". Co się zabiorę za analizę jakiegoś tematu,
to za chwilę dostaję od Ciebie przepiękny przykład na poparcie tego o
czym myślę :-) Jak teraz: chciałem podsumować w "wojennym" wątku
mechanizmy rozpowszechniania i ukorzenienia się memów, z uwzględnieniem
różnych technik przy tym stosowanych i buch... jak znalazł rozmowa
zawierająca nieprzebrany materiał przykładowy :-)

Wprawdzie teraz to może trochę potrwać, bo jestem w środku lektury
"Wirusa umysłu" i mam parę innych priorytetów, ale obiecuję, że do
tematu wrócę :-)

Stalker, z podziękowaniami



› Pokaż wiadomość z nagłówkami


4. Data: 2009-08-25 08:00:44

Temat: Re: Dla Vilar
Od: "x][x" <z...@z...zag> szukaj wiadomości tego autora

Użytkownik "Stalker" <t...@i...pl> napisał

> Wprawdzie teraz to może trochę potrwać, bo jestem w środku lektury "Wirusa
> umysłu" i mam parę innych priorytetów, ale obiecuję, że do tematu wrócę
> :-)
> Stalker, z podziękowaniami

Brat, a kto napisał "Wirusa umysłu" ? Tak, wiem, "słowa są jak żmije",
ale bym poczytał tego wirusa mimo wszystko.

zdar
manzag


› Pokaż wiadomość z nagłówkami


5. Data: 2009-08-25 08:35:20

Temat: Re: Dla Vilar
Od: Stalker <t...@i...pl> szukaj wiadomości tego autora

x][x wrote:

> Brat, a kto napisał "Wirusa umysłu" ? Tak, wiem, "słowa są jak żmije",
> ale bym poczytał tego wirusa mimo wszystko.

Wuja Gugl się zepsuł? :-)

http://pl.wikipedia.org/wiki/Wirus_umys%C5%82u

Stalker

› Pokaż wiadomość z nagłówkami


6. Data: 2009-08-25 08:44:45

Temat: Re: Dla Vilar
Od: "Vilar" <v...@U...TO.op.pl> szukaj wiadomości tego autora

Matko Bosko, Xlciu droga

I ty mi każesz czytać ten bigosik polonijno-emocjonalny z odniesieniami do
Boga i wszystkich świętych?? Chyba za karę :-))) I chyba mnie przeceniałas
:-)))
Jeśli chodzi o Polskę, historię, patriotyzm itd. zdecydowanie nie lubię
jazdy na emocjach. Wiesz, proste, gospodarskie, wręcz pozytywistyczne
podejście.
Romantyzm piękna rzecz - świetnie nadaje się do rwania głupitkich lasek
(vide Stachura)

Bierzmy się więc za pomidory i życie "piękne' a proste", bo to własnie
powinno budzić największe emocje. Zwykłe krojenie chleba, smarowanie jej
dobrym masłem (albo mascaropne, jak ktos woli) i ukladanie na tym potężnego
plastra pomidora.
Właśnie taką wizję Polski wolę. Spokojnej, sytej, zadowolonej, z
perspektywami i planami na przyszłość. I takiej nam wszystkim życzę.

MK



Użytkownik "XL" <i...@g...pl> napisał w wiadomości
news:1po9hd4v5udtm.gcd6wxmrj22u.dlg@40tude.net...
> http://www.gazetagazeta.com/artman/publish/printer_1
1181.shtml
>
>
> Dziennik Polonii w Kanadzie
> www.gazetagazeta.com
> Komentarze, opinie
> Hańba czy chwała, garb czy skarb
> Jacek Indelak
> Dec 29, 2005
>
>
>



› Pokaż wiadomość z nagłówkami


7. Data: 2009-08-25 10:15:01

Temat: Re: Dla Vilar
Od: XL <i...@g...pl> szukaj wiadomości tego autora

Dnia Tue, 25 Aug 2009 10:44:45 +0200, Vilar napisał(a):
> (...)
> Właśnie taką wizję Polski wolę. Spokojnej, sytej, zadowolonej, z
> perspektywami i planami na przyszłość. I takiej nam wszystkim życzę.

A bierzesz pod uwagę, że te pobożne życzenia mogą się nie spełnić? I co
masz w zanadrzu na taką ewentualność?


--

Ikselka.

› Pokaż wiadomość z nagłówkami


8. Data: 2009-08-25 10:49:27

Temat: Re: Dla Vilar
Od: "Slavinka" <s...@w...pl> szukaj wiadomości tego autora


Użytkownik "Vilar" <v...@U...TO.op.pl> napisał w wiadomości
news:h708a1$1ic$1@news.onet.pl...
> Matko Bosko, Xlciu droga
>
> I ty mi każesz czytać ten bigosik polonijno-emocjonalny z odniesieniami do
> Boga i wszystkich świętych?? Chyba za karę :-))) I chyba mnie przeceniałas
> :-)))
> Jeśli chodzi o Polskę, historię, patriotyzm itd. zdecydowanie nie lubię
> jazdy na emocjach. Wiesz, proste, gospodarskie, wręcz pozytywistyczne
> podejście.
> Romantyzm piękna rzecz - świetnie nadaje się do rwania głupitkich lasek
> (vide Stachura)
>
> Bierzmy się więc za pomidory i życie "piękne' a proste", bo to własnie
> powinno budzić największe emocje. Zwykłe krojenie chleba, smarowanie jej
> dobrym masłem (albo mascaropne, jak ktos woli) i ukladanie na tym
potężnego
> plastra pomidora.
> Właśnie taką wizję Polski wolę. Spokojnej, sytej, zadowolonej, z
> perspektywami i planami na przyszłość. I takiej nam wszystkim życzę.

Gorzej, gdy ktos ukradnie połowę chleba, zarazi grzędy z pomidorami,
uszkodzi ci pralkę i inne urządzenia, sprawiedliwość kazałby uciąć mu w
rewanżu głowę, ale wtedy czynnik zewnętrzny podrapie się pod biretem,
poprawi łańcuch i walnie wprost z kiepały "Nie nada". I nic nie możesz
zrobić, bo masło w Niemczech, sprawcy zbiorowi nieosiągalni, a wykonawcy pod
ochroną niemożności. Pozostaje czekać, aż kogoś dopadniesz, przebijesz
widłami na gorącym uczynku, ale on ma pluskwy w twoim mieszkaniu i widzi gdy
żone walisz po pośladkach jajami w samczym zachwycie starą samicą, a ona
udaje orgazm, a ty nie widzisz kiedy on włazi ci pod nieobecność do
mieszkania, sika do beczek z kapustą i ogórkami, truje wodę w dzbanku, którą
wypijesz i podmienia lekarstwa, które bierzesz na trucizny. A gdy chory
idziesz na badania to wstrzykują ci prosto w żyłę zawiesinę wirusa
brodawczaka... I dowiadujesz się, że byli to chłopcy od parcha Piszczaka.


› Pokaż wiadomość z nagłówkami


9. Data: 2009-08-25 12:45:53

Temat: Re: Dla Vilar
Od: "Vilar" <v...@U...TO.op.pl> szukaj wiadomości tego autora

Myślę, Xlko Szanowna i nie mniej Szanowny Pansla,
że na niektóre wybryki życia nie sposób się po prostu przygotować.
Dlatego, tym bardziej, trzeba się cieszyć tym co jest.

Bo tak między nami, samo gadanie nie przygotuje nas dokładnie do niczego
:-).
Za to pomidory w słoikach..... :-)))

MK.

Użytkownik "XL" <i...@g...pl> napisał w wiadomości
news:vjjxdqrxri31$.1bqcq82u8jgy$.dlg@40tude.net...
> Dnia Tue, 25 Aug 2009 10:44:45 +0200, Vilar napisał(a):
>> (...)
>> Właśnie taką wizję Polski wolę. Spokojnej, sytej, zadowolonej, z
>> perspektywami i planami na przyszłość. I takiej nam wszystkim życzę.
>
> A bierzesz pod uwagę, że te pobożne życzenia mogą się nie spełnić? I co
> masz w zanadrzu na taką ewentualność?
>
>
> --
>
> Ikselka.
>



› Pokaż wiadomość z nagłówkami


10. Data: 2009-08-25 13:17:42

Temat: Re: Dla Vilar
Od: "Vilar" <v...@U...TO.op.pl> szukaj wiadomości tego autora

Hmmm Panslo, i to co napisałeś zmusza mnie do namysłu..... jednak. MK


Użytkownik "Slavinka" <s...@w...pl> napisał w wiadomości
news:h70fnm$2hd$1@atlantis.news.neostrada.pl...
>
> Użytkownik "Vilar" <v...@U...TO.op.pl> napisał w wiadomości
> news:h708a1$1ic$1@news.onet.pl...
>> Matko Bosko, Xlciu droga
>>
>> I ty mi każesz czytać ten bigosik polonijno-emocjonalny z odniesieniami
>> do
>> Boga i wszystkich świętych?? Chyba za karę :-))) I chyba mnie
>> przeceniałas
>> :-)))
>> Jeśli chodzi o Polskę, historię, patriotyzm itd. zdecydowanie nie lubię
>> jazdy na emocjach. Wiesz, proste, gospodarskie, wręcz pozytywistyczne
>> podejście.
>> Romantyzm piękna rzecz - świetnie nadaje się do rwania głupitkich lasek
>> (vide Stachura)
>>
>> Bierzmy się więc za pomidory i życie "piękne' a proste", bo to własnie
>> powinno budzić największe emocje. Zwykłe krojenie chleba, smarowanie jej
>> dobrym masłem (albo mascaropne, jak ktos woli) i ukladanie na tym
> potężnego
>> plastra pomidora.
>> Właśnie taką wizję Polski wolę. Spokojnej, sytej, zadowolonej, z
>> perspektywami i planami na przyszłość. I takiej nam wszystkim życzę.
>
> Gorzej, gdy ktos ukradnie połowę chleba, zarazi grzędy z pomidorami,
> uszkodzi ci pralkę i inne urządzenia, sprawiedliwość kazałby uciąć mu w
> rewanżu głowę, ale wtedy czynnik zewnętrzny podrapie się pod biretem,
> poprawi łańcuch i walnie wprost z kiepały "Nie nada". I nic nie możesz
> zrobić, bo masło w Niemczech, sprawcy zbiorowi nieosiągalni, a wykonawcy
> pod
> ochroną niemożności. Pozostaje czekać, aż kogoś dopadniesz, przebijesz
> widłami na gorącym uczynku, ale on ma pluskwy w twoim mieszkaniu i widzi
> gdy
> żone walisz po pośladkach jajami w samczym zachwycie starą samicą, a ona
> udaje orgazm, a ty nie widzisz kiedy on włazi ci pod nieobecność do
> mieszkania, sika do beczek z kapustą i ogórkami, truje wodę w dzbanku,
> którą
> wypijesz i podmienia lekarstwa, które bierzesz na trucizny. A gdy chory
> idziesz na badania to wstrzykują ci prosto w żyłę zawiesinę wirusa
> brodawczaka... I dowiadujesz się, że byli to chłopcy od parcha Piszczaka.
>
>
>



› Pokaż wiadomość z nagłówkami


 

strony : [ 1 ] . 2 ... 4


« poprzedni wątek następny wątek »


Wyszukiwanie zaawansowane »

Starsze wątki

DLA AISZY
PANTA REI
Ludzie zasad i Ludzie troski
AISZY
PARA LOS AMIGOS Y AMIGAS

zobacz wszyskie »

Najnowsze wątki

Dlaczego faggoci są źli.
samotworzenie umysłu
Re: Zachód sparaliżowany
Irracjonalność
Jak z tym ubogacaniem?

zobacz wszyskie »