« poprzedni wątek | następny wątek » |
1. Data: 2000-01-25 18:24:55
Temat: Gdy nienawiść ma ostatnie słowo -- Trudno oprzeć się wrażeniu, że uprowadzenie i zamordowanie Bohdana było "pokazową lekcją" pogardy i nienawiści do tego, co katolickie, narodowe
Gdy nienawiść ma ostatnie słowo
22 stycznia 1957 r. uczniowie klasy dziesiątej
Liceum św. Augustyna w Warszawie skończyli
lekcje o godz. 13.30. Kilka minut później Bohdan
Piasecki wyszedł ze szkoły w towarzystwie kilku
kolegów. Chłopcy udali się ul. Naruszewicza
w kierunku Puławskiej. Gdy mijali małą uliczkę
Wejnerta, podszedł do nich nieznany mężczyzna.
Zapytał o Piaseckiego. Wyjął z teczki jakieś papiery
i pokazał je Bohdanowi. Obaj skręcili w ul. Wejnerta,
gdzie stała taksówka. Obok niej czekał drugi
mężczyzna. Cała trójka wsiadła do samochodu
i odjechała w kierunku Śródmieścia. Od tej pory nikt
nie widział już chłopca. Blisko dwa lata później,
8 grudnia 1958 r. zwłoki Bohdana przypadkiem
odnaleziono w piwnicy domu naprzeciwko gmachu
Sądów w Warszawie, przy al. Świerczewskiego
82a. W lewą stronę klatki piersiowej chłopca aż po
rękojeść był wbity sztylet. Jedna z najgłośniejszych
zbrodni PRL dokonana na niewinnym dziecku nie
została nigdy osądzona, nikt nie zadośćuczynił
rodzinie. Sprawcom pozwolono opuścić kraj - przy
cichej zgodzie najwyższych władz.
Uderzenie w rodzinę
Bohdan Piasecki urodził się 12 sierpnia 1941 r. jako
pierworodny syn Bolesława Piaseckiego i Haliny
z Kopciów. Miał młodszego o dwa lata brata
Jarosława. Matka chłopców poległa 14 sierpnia
1944 r. w Powstaniu Warszawskim jako łączniczka
płk. "Radosława". Ojciec, znany działacz polityczny,
w czasie wojny dowódca Uderzeniowych
Batalionów Kadrowych, oficer Armii Krajowej,
założył Stowarzyszenie PAX.
Bohdan był spokojnym, inteligentnym chłopcem.
Wzorowy uczeń, dobry syn. Głęboko wierzący, nie
była mu obca myśl o wstąpieniu do seminarium
duchownego. Interesował się muzyką, literaturą.
Wzrastał w kochającej się rodzinie, w tradycyjnie
polskim domu, który był mocną zaporą przeciw
zakłamanej rzeczywistości stalinowskiej Polski.
Giną dowody
Koledzy Bohdana zdążyli zanotować numer
rejestracyjny taksówki, którą porwano ich kolegę:
T-75-222. Pojawienie się nieznanego samochodu
na cichej uliczce stanowiło w tamtych latach wciąż
wydarzenie. Niestety, chłopcy nie zawiadomili od
razu rodziny Bohdana ani dyrektora szkoły. Czekali,
aż lekcje skończy młodszy brat ich kolegi. Dopiero
wtedy poinformowali rodzinę Piaseckich, że Bohdan
został uprowadzony.
Natychmiast wszczęto poszukiwania chłopca. Od
pierwszych jednak chwil miały miejsce "dziwne"
zaniedbania i zaniechania ze strony organów
ścigania. Milicja nie potrafiła ustalić, kto jeździł tego
dnia taksówką T-75-222, ani odnaleźć wozu.
Dokonali tego dopiero późno w nocy 22 stycznia
ludzie z otoczenia B. Piaseckiego, w ciągu 10 minut
poszukiwań. Ustalono, że wozem dysponował
Ignacy Ekerling.
Od razu zaczęły też ginąć dowody. Z taśmy
magnetofonowej, przechowywanej w MSW,
wymazano zapis pierwszej rozmowy z porywaczami.
W MSW zaginęły także koperty i listy od porywaczy,
rozkładane w różnych częściach miasta. Zawierały
pozostawione odciski palców. Czyje?
Wersja Ekerlinga
Zatrzymany Ekerling - jedyny świadek bezpośrednio
związany z porwaniem - zeznał, że 22 stycznia
krótko po godzinie 13.00 taksówka została wynajęta
na postoju przy ul. Żelaznej przez nieznanego
mężczyznę, który polecił mu jechać najpierw pod
gmach Sądów w al. Świerczewskiego i zabrać
drugiego pasażera. Następnie wszyscy, tj. we
trójkę, mieli pojechać na Mokotów, na
ul. Naruszewicza. Przesłuchiwany twierdził, że
nigdy nie znał, ani nie widział przedtem swoich
pasażerów.
Od początku szczegóły zeznań Ekerlinga nie
zgadzały się z zeznaniami naocznych świadków
uprowadzenia Bohdana, którzy stwierdzili, że
Ekerlinga nie było na miejscu porwania.
Kim był Ignacy Ekerling? Urodzony w 1909 r.,
z zawodu szofer. Okres wojny spędził w Związku
Sowieckim, do Polski powrócił razem z "ludowym
wojskiem". Rozpoczął pracę w Żydowskiej Drukarni
"Nowe Dzieło" przy ul. Tarczyńskiej jako szofer.
Później przeniósł się do pracy w Żydowskim
Instytucie Historycznym, a stamtąd do MPT.
Jeszcze przed porwaniem Bohdana Ekerling
rozpoczął starania o wyjazd do Izraela. 26 sierpnia
1956 r. otrzymał zaświadczenie z poselstwa Izraela
o gotowości wydania wizy na pobyt stały.
Próba ucieczki
25 stycznia 1957 r. Ekerling odebrał w Biurze
Paszportów Zagranicznych paszport. Jednocześnie
został poinformowany, że do czasu zakończenia
śledztwa w sprawie Bohdana nie może opuścić
Polski. Mimo to 5 lutego otrzymał wizę izraelską
i spokojnie czynił przygotowania do wyjazdu.
Musiał być więc pewien, że uda mu się zrealizować
swój zamiar.
4 kwietnia wsiadł razem z rodziną do pociągu relacji
Warszawa - Wiedeń.
Został zatrzymany, ale w dalszym ciągu pozostawał
na wolności i odpowiadał z wolnej stopy.
Zdecydowano się go aresztować dopiero 1 kwietnia
1958 r. W toku przesłuchań nie przyznał się do
winy, ani nie podał nazwisk sprawców. W celi miał
powiedzieć, że "o ujawnieniu prawdy nie może być
mowy, bo wówczas stałoby się z nim to samo, co
stało się z Piaseckim" (Peter Raina, Sprawcy
uchodzą bezkarnie, Warszawa 1993, s. 28).
Nowe nazwiska
4 kwietnia 1957 r. tym samym pociągiem Warszawa -
- Wiedeń, którym zamierzał opuścić Polskę Ekerling,
udało się natomiast wyjechać jego szwagrowi
Mieczysławowi Katzowi (urodzony w 1914 r.,
w czasie wojny w Związku Sowieckim, powrócił
do Polski w 1945 r.). Łączyły ich nie tylko stosunki
rodzinne, ale i kontakty zawodowe. Obaj pracowali
jako szoferzy w drukarni "Nowe Życie" i w ŻIH-u.
W trakcie badania powiązań Ekerlinga pojawiło się
nazwisko Mikołaja Barkowskiego. Gdy władze
śledcze zamierzały go przesłuchać w związku ze
sprawą Bohdana, okazało się, że zdążył już opuścić
Polskę i udać się do Belgii.
Mikołaj Barkowski vel Robert Kalman, urodzony
w 1910 r., podobnie jak Katz i Ekerling okres wojny
spędził w Związku Sowieckim. Po powrocie do
Polski zajął się prywatną inicjatywą. Był zamieszany
w przestępstwa gospodarcze. W latach 1957/58
starał się o wyjazd do Izraela, lecz nie otrzymał
paszportu. Dostał jednak czasowy paszport na
wyjazd na wystawę w Brukseli i nie powrócił już
do kraju.
Kolejną ujawnioną osobą z kręgu podejrzanych
okazał się Adam Kossowski, pracownik Wydziału
"B" Komendy Stołecznej Milicji Obywatelskiej
w Warszawie. "Pracownicy tego wydziału
wykorzystywali mieszkania nr 120 i 125 w budynku
przy al. Świerczewskiego 82a jako lokale
konspiracyjne. Organizatorem i zaopatrzeniowcem
obu tych lokali z ramienia Wydziału 'B' był, jak
podają materiały śledztwa, Adam Kossowski"
(s. 34).
Ekerling nigdy nie przyznał się do znajomości
z Kossowskim, ale ustalono, że kontaktował się
z nim telefonicznie po zatrzymaniu na granicy.
Kossowski opuścił Polskę 5 listopada 1957 r.
Wyjechał do Izraela. Wiadomo, że utrzymywał
rozległe kontakty z osobami pochodzenia
żydowskiego, w tym z wieloma zwolnionymi
z aparatu bezpieczeństwa publicznego. Wśród
nich pojawiło się nazwisko Stefana Łazorczyka,
byłego kierowcy w Ministerstwie Bezpieczeństwa
Publicznego (zwolniony stamtąd w 1954 r.).
Łazorczyk został rozpoznany ze zdjęcia jako jeden
z porywaczy Bohdana. Wyjechał do Izraela
prawdopodobnie pod koniec 1957 r.
Akt oskarżenia
8 grudnia 1958 r. w piwnicy domu przy
al. Świerczewskiego 82a niemal naprzeciwko gmachu
Sądów odnaleziono zwłoki Bohdana. Hydraulicy
przeglądający stan urządzeń sanitarnych stwierdzili,
że drzwi prowadzące z korytarza piwnicznego do
pomieszczeń sanitarnych (umywalnia i dwie
ubikacje) są zabite hufnalami. Po wyważeniu drzwi
w jednej ubikacji natrafiono na zmumifikowane
zwłoki, obok nich leżały książki i zeszyty opatrzone
nazwiskiem Bohdana Piaseckiego. W klatce
piersiowej chłopca tkwił nóż długości 27 cm. Biegli
stwierdzili, że śmierć została zadana w bardzo
brutalny sposób i nastąpiła kilkanaście miesięcy
wcześniej.
Z chwilą odnalezienia ciała Bohdana uprawomocniły
się podejrzenia wobec Ekerlinga.
29 września 1959 r. Prokuratura Wojewódzka dla
m. st. Warszawy wystąpiła do IX Wydziału Sądu
Powiatowego dla m. st. Warszawy z aktem
oskarżenia przeciwko Ekerlingowi. Zawarto w nim
zarzut, że "dnia 22 stycznia 1957 r. w Warszawie
udzielił pomocy w pozbawieniu wolności Bohdana
Piaseckiego, w szczególności przez to, że
dostarczył sprawcom obsługiwany przez siebie
samochód osobowy Miejskiego Przedsiębiorstwa
Taksówkowego, oznaczony numerem
rejestracyjnym T-75-222 dla uprowadzenia Bohdana
Piaseckiego (...)".
W uzasadnieniu wystąpienia prokuratura podała, że
"przebieg wydarzeń w czasie porwania Bohdana
Piaseckiego, podany przez Ekerlinga, w
zasadniczych okolicznościach nie pokrywa się
z ustalonym stanem faktycznym". W wyniku
konfrontacji zeznań Ekerlinga i świadków ustalono,
że Ekerlinga nie było w samochodzie przy ul.
Wejnerta, musiał więc swój samochód wypożyczyć
sprawcom porwania. Nie mógł tego uczynić, gdyby
nie znał dobrze tych osób i nie miał do nich
zaufania.
Procesu nie było
Termin rozprawy sądowej ustalono na 20 i 21
listopada 1959 r. Po otrzymaniu informacji
o wyznaczonym terminie adwokat Ekerlinga
uruchomił lobby żydowskie w Polsce, by nie
dopuścić do rozprawy sądowej przeciwko jego
klientowi.
10 listopada 1959 r. prokurator wojewódzki dla
m. st. Warszawy Władysław Komorniczak zwrócił się
do Sądu Powiatowego z wnioskiem o zwrot aktu
oskarżenia w celu jego uzupełnienia. Decyzja
prokuratura została podjęta w wyniku interwencji
sekretarza KC PZPR Jerzego Albrechta, któremu
podlegał wówczas nadzór nad pracą organów
ścigania i wymiaru sprawiedliwości. Jej wykonanie
polecił wiceministrowi spraw wewnętrznych
Antoniemu Alsterowi.
Alster wezwał do siebie Prokuratora Generalnego
Andrzeja Burdę i wydał mu polecenie wycofania
aktu oskarżenia z sądu. 12 listopada
postanowieniem Sądu Powiatowego akt oskarżenia
został wycofany - niezgodnie z obowiązującym
wówczas prawem - z sądu. 9 grudnia został
uchylony tymczasowy areszt wobec Ekerlinga.
Sygnał z Izraela
W marcu 1966 r. izraelski dziennik "Maariv"
zamieścił artykuł pod znamiennym tytułem: "Zabójcy
syna polityka polskiego żyją w Izraelu".
"Dwaj obywatele izraelscy, którzy emigrowali
z Polski przed paroma laty, uważani są za tych,
którzy dokonali w kraju swego pochodzenia
zabójstwa politycznego, które do dnia dzisiejszego
wzbudza tam szerokie echa" - pisała gazeta.
Dlaczego taka wiadomość "przeciekła" wówczas
do prasy izraelskiej? Prawdopodobnie obawiano się,
że w śledztwie może nastąpić przełom i ustaleni
zostaną sprawcy morderstwa. Wysłano
jednocześnie sygnał, że władze izraelskie
nie zgodzą się na wydanie podejrzanych.
W artykule zaprezentowano również tezę, że
motywem zabójstwa Bohdana była zemsta
za działalność polityczną ojca.
"Nekama" znaczy zemsta
13 czerwca 1960 r. Bernard Mark, ówczesny
dyrektor Żydowskiego Instytutu Historycznego
w Warszawie, podczas konferencji prasowej
zwołanej po ujęciu Adolfa Eichmanna, zbrodniarza
hitlerowskiego, ujawnił, że jego zatrzymanie
nastąpiło w wyniku działalności organizacji "Zemsta"
(po hebrajsku "Nekama"). Spotkanie relacjonowała
ówczesna prasa, m.in. "Express Wieczorny".
"Zemsta", według Marka, powstała "jeszcze
w czasie działań wojennych, w wyzwolonym już
Lublinie". W jej skład weszło około 10 partyzantów
żydowskich, wśród których znajdowali się wówczas
m.in. Szymon Wiesenthal z Drohobycza oraz
Tobiasz (Tuvia) Friedman, były oficer polski
pochodzący z Radomia. Złożyli przysięgę i przyjęli
kryptonim "Zemsta".
"Z dużym prawdopodobieństwem można
wnioskować, że sprawcy zabójstwa Bohdana
Piaseckiego związani byli z tajną organizacją
żydowską 'Zemsta' i że to z jej inicjatywy został
popełniony mord na synu Bolesława Piaseckiego" -
uważa P. Raina (s. 78).
Bezkarni sprawcy
Jaki był więc przebieg wydarzeń? Ponieważ nigdy
nie odbyła się rozprawa sądowa, a Ekerling nie
przyznał się w śledztwie do współudziału w zbrodni,
rekonstrukcja opiera się na przesłankach wysnutych
z materiałów śledczych.
Jak ustalił P. Raina, przygotowania do
uprowadzenia i zabójstwa Bohdana prowadzone
były bardzo starannie, z zachowaniem zasad
konspiracji. Zleceniodawcy skontaktowali się
z Ignacym Ekerlingiem i Mieczysławem Katzem -
- byłymi kierowcami ŻIH. Katz zapoznał ich
z Michałem Barkowskim, Adamem Kossowskim i
Stefanem Łazorczykiem. Za pomoc w zbrodni
obiecano im wyjazd z Polski. Termin uprowadzenia -
- 22 stycznia został też wybrany nieprzypadkowo.
Za trzy dni Ekerling miał odebrać paszport.
"Tego dnia Ekerling pożyczył podlegającą mu
taksówkę swemu szwagrowi Katzowi. Po Bohdana
przyjechali prawdopodobnie Barkowski i Łazorczyk.
Na miejscu uprowadzenia Barkowski czekał na rogu
ulicy, a Łazorczyk podszedł do Bohdana.
Jako doświadczony ubek nie miał problemów
z przekonaniem Bohdana o konieczności udania się
do sądu. Po przyjeździe pod budynek Sądów
Łazorczyk i Barkowski zaprowadzili Bohdana do
mieszkania Kossowskiego znajdującego się
naprzeciwko Sądów przy al. Świerczewskiego 82a.
Tam czekali zabójcy Bohdana. Bohdan uderzony
został tępym przedmiotem w tył głowy i zadano mu
cios sztyletem w okolicę serca. Zwłoki przeniesione
zostały do ubikacji znajdującej się w piwnicy
niedaleko od mieszkania Kossowskiego" (s. 81).
7 października 1977 r. zmarł Ekerling. Rok później
śledztwo częściowo, a w 1982 r. całkowicie
umorzono - z powodu przedawnienia sprawy.
Puławianie w tle
Sprawę porwania i zamordowania Bohdana przez
dziesięciolecia otaczało milczenie. Przerwał je
dopiero w 1989 r. dr Peter Raina, znany historyk
najnowszych dziejów Polski, publikując książkę
"Sprawa zabójstwa Bohdana Piaseckiego". Trzy lata
później ówczesny minister spraw wewnętrznych
Antoni Macierewicz udostępnił 45 tomów akt
sądowych sprawy. Na ich podstawie powstała nowa
książka P. Rainy "Sprawcy uchodzą bezkarnie.
Kulisy zabójstwa Bohdana Piaseckiego w świetle
akt MSW".
P. Raina uważa, że to Władysław Gomułka,
I sekretarz KC PZPR, miał zaaprobować wycofanie
aktu oskarżenia przeciwko Ekerlingowi. "Faktycznie -
- miał powiedzieć Kliszko - przyszedł Zambrowski
z tym do Wiesława [pseudonim W. Gomułki - przyp.
MR], że jak odbędzie się rozprawa sądowa,
powstanie fala antysemityzmu, ale myśmy wspólnie
się zgodzili, że sprawy nie powinno być" (s. 10).
Za decyzją o wycofaniu śledztwa stali "puławianie" -
- jedna z frakcji w PZPR. W gorącym politycznie
roku '56 oficjalnie głosili "reformy", ale ograniczone
do sfery zachowania swoich wpływów we władzy.
Przedstawiali się jako "liberałowie", niechętnie
nastawieni wobec wartości narodowych, Kościoła
katolickiego.
Do grupy tej należeli czołowi przedstawiciele
aparatu bezpieczeństwa okresu stalinowskiego:
Berman, Różański, Radkiewicz, Fejgin, Romkowski,
J. Albrecht. W ich rękach pozostawały wszystkie
ówczesne media, mogli więc dowolnie sterować
opinią publiczną. Mieli też wpływy w środowiskach
intelektualnych, silnie nacechowanych
kosmopolityzmem.
Odchodząca ze sceny politycznej formacja
stalinowska (choć pozostawiła w strukturach władzy
swych mniej skompromitowanych członków,
przeobrażonych na fali Października '56
w "liberałów" i intelektualistów partyjnych) już
w kwietniu 1956 r. wymierzyła Polakom pogardliwy
cios, uchwalając ustawę o dopuszczalności
przerywania ciąży. Było to uderzenie w sam
fundament ładu moralnego, z takim trudem
odbudowywany po wojnie przez Kościół. Przez
pierwszą dekadę tzw. wolności wolno było
mordować najlepszych patriotów w majestacie
komunistycznego bezprawia; na następne -
- przygotowano bardziej wyrafinowany plan fizycznej
i duchowej eksterminacji Polaków. Trudno oprzeć się
wrażeniu, że uprowadzenie i zamordowanie
Bohdana było "pokazową lekcją" pogardy
i nienawiści do tego, co katolickie, narodowe.
Wiele osób podziela pogląd, że poza faktem
porwania i zabójstwa wszystko w sprawie Bohdana
Piaseckiego jest "niejasne, dwuznaczne,
podejrzane, intrygujące". Czy ta ciemna karta
z dziejów peerelowskiej praworządności zostanie
kiedykolwiek wyjaśniona?
Małgorzata Rutkowska
Reportaż -- Nasz Dziennik -- Sobota-Niedziela, 22-23 stycznia 2000.
http://www.naszdziennik.pl
Memento - przesłał,
--
//
O<<<<M I E C Z>>>>>>>>>>>>
\\
T.N.Roman
W chwili dobrego humoru możnaby powiedzieć,
że ta idea narodu wybranego tak łatwo się u nas
przyjmuje, dzięki bliskiemu pożyciu z Żydami -
- tylko, ponieważ oni uważają się za naród wybrany
do krzywdzenia i wyzyskiwania innych, my nie chcąc
im robić konkurencji i psuć sobie z nimi stosunku,
uznajemy się za wybranych do tego, by być
krzywdzonymi...
Roman Dmowski, MYŚLI NOWOCZESNEGO POLAKA
mailto:p...@i...netcom.com
http://www.netcom.com/~polradko/
› Pokaż wiadomość z nagłówkami
Zobacz także
1. Data: 2000-01-25 18:29:57
Temat: Nie ugnę się -- Rozmowa z dr. Peterem Rainą, historykiem, autorem wielu książek o najnowszej historii Polski, w tym dwóch prac poświęconych sprawie mordu na Bohdanie Piaseckim
Nie ugnę się
Rozmowa z dr. Peterem Rainą, historykiem,
autorem wielu książek o najnowszej historii
Polski, w tym dwóch prac poświęconych
sprawie mordu na Bohdanie Piaseckim
Dlaczego zajął się Pan sprawą Bohdana
Piaseckiego?
- Zauważyłem istotną lukę historyczną. Kiedy ukazał
się trzeci tom mojej biografii Prymasa
Wyszyńskiego, w którym zamieściłem kilka
krytycznych słów o Bolesławie Piaseckim,
otrzymałem miły list od Marzenny Piaseckiej, córki,
ze sprostowaniami i wyjaśnieniami. Byłem jej za to
wdzięczny. Przyjechałem do Warszawy,
rozmawialiśmy długo, również o Bohdanie.
Skontaktowała mnie z p. Jarosławem Piaseckim, od
którego otrzymałem materiały. Mogłem na ich
podstawie napisać pierwszą pracę o zabójstwie
Bohdana. Druga wykorzystuje materiały MSW. Jest
obszerniejsza, przynajmniej wiemy, kto był zaplątany
w sprawę.
Wymienia Pan kilka nazwisk przypuszczalnych
sprawców zbrodni. Poza Ekerlingiem ślady po
nich urywają się w 1958 r. Co się dalej z nimi
działo?
- Myślałem, że te cztery czy pięć osób, które
podejrzewam, już nie żyją. Pewnego dnia, już po
ukazaniu się drugiej książki, około godz. 23.00
zadzwonił telefon. Melduje się pan Barkowski. Ma
ponad 80 lat, mieszka w Kopenhadze. Zajmuje się
handlem diamentami. Zarzucił mi, że oskarżyłem go
o morderstwo na Bohdanie.
Co Pan wtedy czuł?
- Przeżyłem szok, że któraś z tych osób jeszcze
żyje.
Czego chciał Barkowski?
- Proponował, że w każdej chwili przyjedzie do
Berlina, by się ze mną spotkać. Zapowiedział, że
chce wytoczyć przeciwko mnie proces. Napisałem
do niego list i dołączyłem kopie dokumentów.
Wysłałem i od tego czasu mam spokój.
A może odezwały się inne osoby zamieszane
w sprawę?
- Poza Barkowskim nikt. Co mają powiedzieć?
Prawda jest prawdą. Powinni przepraszać, że
zamordowali tego chłopaka. Tego nie chcą zrobić.
Nie negują, że tak było. Nie wystarczy powiedzieć,
że Raina jest antysemitą, trzeba wykazać
merytorycznie, że Raina nie ma racji, nie mówi
prawdy. Slogany są tanie.
Czy były jakieś inne reakcje na Pana książkę?
- W przygotowywanym wznowieniu pracy "sprawcy
uchodzą bezkarnie" (tytuł zostanie zmieniony)
planuję zamieścić też inne głosy, jakie jej
towarzyszyły. Na przykład w prymitywny sposób
atakowała mnie Alina Grabowska we "Wprost".
Wyrosła w duchu totalitarnym, była zwolenniczką
ideologii komunistycznej, a po wyjeździe z Polski
w 1968 r. stała się demokratką, ale niestety, tylko
z nazwy. Nie przyjmuje do wiadomości, że można
dyskutować poważnie. Pani Grabowska twierdzi, że
w Niemczech stanąłbym przed sądem za tę książkę.
Niech powie, że tego mordu nie było, przedstawi
dokumenty. Tego nie robi. Tak naprawdę nie mogą
mi nic zarzucić. Nie mają argumentów
Najlepiej więc całą rzecz przemilczeć.
- Nieduży nakład drugiej książki rozszedł się bardzo
szybko. Zwłaszcza młodzi nie znają sprawy, którą
jako historyk chciałem przypomnieć. Pragnę, żeby
ludzie przynajmniej wiedzieli, kto był zamieszany
w tę sprawę, jakie były powody mordu.
Jakie były, według Pana wiedzy, motywy tej
przerażającej zbrodni, tak z gruntu obcej
polskiemu duchowi wolności i prawa?
- Powodem była zemsta na ojcu. W czasie okupacji
Uderzeniowe Bataliony Kadrowe walczyły na
Kresach Wschodnich przeciwko bolszewikom.
Wśród ofiar były osoby pochodzenia żydowskiego.
Potem upowszechniano, że B. Piasecki mordował
Żydów. To nieprawda. Dowodem, że zbrodnia na
Bohdanie była w pewnym sensie przedłużeniem tej
walki partyzanckiej, jest nóż komandoski, którym
zamordowano Bohdana. A także sposób mordu.
Wyjątkowo okrutny i odrażający.
- Krytykowano mnie za to, że napisałem, iż był to
mord rytualny. Nie trzeba tego rozumieć dosłownie.
Zabić najstarszego syna, bo on odpowiada za
"winy" ojca; po drugie sposób zabicia -
- komandoskim nożem; po trzecie - chcieli zabić tak,
by trafić w serce. W tym sensie trzeba rozumieć
mord rytualny. To była zemsta. Rytuał zemsty.
Męczyli też psychicznie ojca, i to był również mord
rytualny.
Gdzie prowadzą główne tropy?
- Sądzę, że w sprawę był zaplątany wywiad izraelski
- Mossad, polskie służby bezpieczeństwa. W latach
50. Mossad miał swoich ludzi już w Austrii,
Niemczech, Polsce. Żydzi chcieli chronić siebie, by
nie powtórzył się holokaust. Znalazłem niedawno
dokumenty z lat 1948-49 na temat oficerów WP.
Przyjechała wówczas z Moskwy cała grupa
politruków pochodzenia żydowskiego, którzy zostali
później oficerami w polskim wojsku. Mogli zmienić
nazwiska na polskie. Dlaczego ich sprowadzono?
Moje wytłumaczenie jest takie - w 1948 r. powstało
już państwo Izrael. Ci oficerowie mieli ułatwiać
emigrację. Mossad potrzebował agentów na
wysokich szczeblach. Wszyscy podejrzewani
o mord na Bohdanie uciekli do Izraela...
Z dokumentów wynikałoby, że sprawcami były
osoby pochodzenia żydowskiego.
- To sfera domysłów. Nie mogłem znaleźć tego
w aktach. Ale przynajmniej udało mi się wyjaśnić
motywy zbrodni itd. To nie jest optymalna
koncepcja, ale o inną dziś trudno.
Kto był zainteresowany wyciszeniem sprawy?
- Zambrowski i Kliszko przekonali Gomułkę, że jeżeli
rozpocznie się proces, nastąpi fala antyżydowskich
wystąpień. To jest bzdura. Nie rozumieli, że jeśli jest
rzecz otwarta, tym szybciej można ją wyjaśnić. Jeśli
robi się tabu, staje się to podejrzane.
Dlaczego Gomułka w 1968 r. nie zdecydował się
na podjęcie tematu zabójstwa Bohdana?
- Za mała sprawa. Miał inne problemy. Potem nikt
nie odważył się poruszyć tematu.
Czy nie odnosi Pan wrażenia, że najwyżsi
przedstawiciele władzy cały czas wiedzieli, kto
był sprawcą?
- Nie jest to wykluczone. Musieli znać prawdę, bo
dlaczego bali się procesu? Jeśli ktoś mówi: nie
róbcie procesu, bo będzie fala antysemicka, to
znaczy, logicznie myśląc, że jest w to zaplątany ktoś
pochodzenia żydowskiego. To jeszcze jeden
argument na poparcie tezy, że musieli znać tych
ludzi.
Bezpośredni sprawcy musieli mieć swoich
mocodawców. Czy można ich szukać w jednej
z frakcji w PZPR?
- Można. Dlatego Zambrowski nie pozwolił, by
doszło do procesu. To była decyzja polityczna.
Która wystawia jak najgorsze świadectwo
aparatowi sprawiedliwości PRL.
- Tak. Dziwię się, że panuje cisza o tej sprawie.
Piszą o innych, ale nie o tej. Przecież chcemy tylko,
żeby ujawniono sprawców, żeby odbył się proces.
Dla mnie morderstwo to jest morderstwo. Czy ktoś
jest pochodzenia hinduskiego, polskiego,
żydowskiego, wszystkim należy się taka sama
sprawiedliwość. Prawa człowieka nie są inne dla
Żydów, Polaków, Hindusów. Są dla wszystkich takie
same.
Od 1982 r. formalnie obowiązuje przedawnienie
zbrodni popełnionej na Bohdanie...
- A może zechcą rehabilitować sprawców? Taka
jest tendencja... Jeśli jest przedawnienie, to znaczy,
że sprawa nie jest ważna, a to, że zamordowano
chłopaka, jest sprawiedliwe. Czyż nie tak? Gdyby
zabito żydowskie dziecko, nie byłoby przedawnienia.
A o tym chłopcu chcą zapomnieć.
Jaka jest, w Pana przypadku, cena za
ujawnienie prawdy?
- Od czasu wydania tych dwóch książek jestem
całkowicie izolowany przez naukowców żydowskich.
Uważają mnie za antysemitę. To jest szantaż, ale
nie ugnę się. Uważam, że trzeba pisać o tej
sprawie, pokazać, kto jest winny. Jeżeli uczciwy
Żyd przeczyta tę książkę, powinien przeprosić
w imieniu tych, którzy zamordowali.
Ale nie robią tego.
Przypominając sprawę Bohdana ratuje Pan
honor nauki polskiej...
- Niektórzy mają mi za złe, że w ogóle poruszam ten
temat. Nie mówię nawet o grupie żydowskiej, dla
której jestem persona non grata. Nie rozumieją, że
historyk powinien zawsze służyć prawdzie.
Dziękuję za rozmowę.
Małgorzata Rutkowska
Reportaż -- Nasz Dziennik -- Sobota-Niedziela, 22-23 stycznia 2000.
http://www.naszdziennik.pl
Rozmowę z wprost ziejącym
nienawiścią antysemitą,
przesłał,
--
//
O<<<<M I E C Z>>>>>>>>>>>>
\\
T.N.Roman
W chwili dobrego humoru możnaby powiedzieć,
że ta idea narodu wybranego tak łatwo się u nas
przyjmuje, dzięki bliskiemu pożyciu z Żydami -
- tylko, ponieważ oni uważają się za naród wybrany
do krzywdzenia i wyzyskiwania innych, my nie chcąc
im robić konkurencji i psuć sobie z nimi stosunku,
uznajemy się za wybranych do tego, by być
krzywdzonymi...
Roman Dmowski, MYŚLI NOWOCZESNEGO POLAKA
mailto:p...@i...netcom.com
http://www.netcom.com/~polradko/
› Pokaż wiadomość z nagłówkami
1. Data: 2000-01-25 18:34:41
Temat: Powojenna okupacja Polski
Powojenna okupacja Polski
W sobotniej "Rzeczypospolitej" ukazał się esej
Jana Grossa pt. 'Cena Strachu' zamieszczony jako
polemiczny "głos w dyskusji o powojennej
'żydokomunie' ".
Artykul ów jest tak bezsensowną kupą oszczerstw
i antypolskich insynuacji, że hitlerowskie
gadzinówki moglyby przy nim uchodzić za wzór
etyki dziennikarskiej. Nie byłby on wart
przysłowiowego splunięcia, gdyby nie fakt,
że dzięki prożności autora, chcącego popisać się
nowo odkrytym materiałem, polski czytelnik ma tu
rzadka okazję zapoznać się z faktami nieczęsto
publikowanymi w oficjalnej prasie.
Pan Gross bedąc Żydem jak również wykładowcą
New York University, zobowiązany jest niejako
z urzędu podtrzymywać tezę o całkowitej
zagladzie Żydów polskich i o polskim
antysemityźmie bez Żydów. Co też czyni. Ambicje
profesjonalne pchają go jednak do własnych
odkryć. Sprokurowal więc swoją osobistą tezę, że
społeczność żydowska, owszem, żyła po wojnie
w Polsce ale ... w ciągłym strachu.
Rezultatem tych dwóch sprzecznych teorii są
takie paradoksy (żeby nie powiedzieć brednie),
że w pierwszym zdaniu eseju czytamy, iż "Żydów
doszczętnie wymordowano podczas okupacji
niemieckiej", zaś w jego konkluzji dowiadujemy
się, że "opuszczenie ojczyzny przez niespełna
ćwierć miliona ludzi (tyle mniej więcej Żydów
wyjechało z Polski do końca 1948 roku), (...) to
prawdziwe wyzwanie (...)".
A zatem doszczętnie wymordowana grupa etniczna,
której już nie ma, jest jednakowoż tak liczna,
że ćwierć miliona jej członków może jeszcze
wyemigrować!
Co więcej, nieporównanie liczniejsza grupa Żydów
najwyraźniej w Polsce pozostała, powołano bowiem
do ich ochrony ogólnopolską śieć żydowskich
organów bezpieczeństwa zwanych Komisjami
Specjalnymi (KS). Czytając o szczegółach ich
działalności wyraźnie rysuje się obraz Żydów
jako okupantów; jako społeczności, która
wymagała takiej samej protekcji jak ludność
niemiecka mieszkająca w okupowanej przez III
Rzeszę Polsce.
Oto jak Centralna Komisja Specjalna (CKS)
podsumowuje swoje zadania:
"Głównym zadaniem C.K.S. bylo: przez należyte
zorganizowanie ochrony i obrony instytucji
żydowskich pomoc władzom w obronie życia
ludności żydowskiej w kraju, zapobiec panice
i umożliwić żydowskiemu społeczeństwu spokojnej,
konstruktywnej pracy (tak w oryginale - przyp.
aut.) nad odbudową jej życia. Pierwszym krokiem
C.K.S. bylo nawiązanie ścisłego kontaktu
z Władzami Bezpieczeństwa Demokratycznej Polski.
Władze te przychylnie ustosunkowaly się do
naszych zamierzeń i poparły nasze wysiłki
udzielając nam wszechstronnej pomocy.
Kontakt K.S. (Komisji Specjalnych - przyp. aut.)
w całym kraju z Organami M.B.P., M.O. i O.R.M.O.
był ścisły i współpraca dała dobre rezultaty.
W okresie swej działalności K.S. przeprowadziły
przeszło 2000 interwencji u Władz w calym kraju.
Praca naszego aparatu informacyjnego byla
wszechstronna. Mieliśmy swoich ludzi na
fabrykach, bazarach, szkołach, uniwersytetach,
itp. Ludzie nasi chodzili do kościołów".
W dalszym ciągu artykułu p. Gross pisze:
"W ciągu lipca, po decyzji powołania do życia
CKS, komisje specjalne zostały utworzone
najpierw przy żydowskich komitetach
wojewódzkich, a potem w terenie. Współpracowały
z sobą w tej materii wszystkie partie
reprezentowane w komitetach żydowskich.
Sporządzono listę obiektów wymagających ochrony,
takich jak domy dziecka, magazyny, domy starców,
repatriantów, lokale partyjne czy kibuce,
i wystawiono straże. Ponad połowa personelu
pracowała społecznie, reszta opłacana była
z budżetu CKS. Około 3 milionów złotych wydawano
miesięcznie na pensje dla strażników - średnio
ok. 3500 zł. W sumie uzbrojono prawie 2500 osób.
Komisje specjalne podporządkowane były w teorii
ORMO, a w rzeczywistości podlegały komitetom
żydowskim i CKS w Warszawie. Równie ważne, co
wystawienie straży, było zorganizowanie systemu
alarmowego w terenie, pozwalającego jak
najszybciej powiadomić o niebezpieczeństwie
najbliższy posterunek MBP albo milicji. Założono
więc telefony, gdzie to było możliwe,
i wyznaczono łączników. Plany chronionych
budynków zostały wyrysowane wraz ze schematem
okolicznych ulic i zaznaczeniem najbliższych
posterunków Urzędu Bezpieczeństwa i MO. Można je
dziś odnaleźć w archiwach CKŻP, zdeponowanych
w ŻIH."
Trzeba przyznać, że jak na "doszczętnie
wymordowaną" społeczność, zredukowaną
jeszcze o ćwierć miliona emigrantów, Żydzi
otoczeni byli troską wręcz paranoiczną.
Telefony, łącznicy, agenci w fabrykach,
szkołach, na bazarach i w kościołach, 2500
uzbrojonych strażników do ochrony żydowskich
domów dziecka, żydowskich magazynów, żydowskich
domów starców, żydowskich domów repatriantów,
żydowskich lokali partyjnych i żydowskich
KIBUÓW!
A wszystko to w czasach kiedy polskie
społeczeństwo podlegało masowemu
wywłaszczeniu, aresztowaniom, deportacjom,
likwidacji struktur politycznych
i społecznych oraz procesom i morderstwom
politycznym.
W sumie, artykuł ten jest jeszcze jednym
antypolskim paszkwilem jakich ostatnio pełno
w "polskiej" prasie. Ale czy to z głupoty, czy
znieudolnej próby podpierania się dokumentami,
autor niechcący wyjawił sporo faktow na temat
państwa w państwie jakie żydowska bezpieka wraz
z żydowskim NKWD tworzyły dla swych zaskakująco
licznych ziomków w powojennej Polsce.
Artykuł zawiera jeszcze sporo innych perełek.
Można go przeczytac w całości
pod adresem:
http://www.rzeczpospolita.pl/Pl-asc/dodatki/plus_min
us_981003/plus_minus_a_2.html
lub - z polskimi znakami - pod:
http://www.rzeczpospolita.pl/Pl-iso/dodatki/plus_min
us_981003/plus_minus_a_2.html
Pozdrowienia,
Candide
--=--==-=-==--=--==-=-==--=--==-=-==--=--==-=-==--=-
-==-=-==-
Zamieszczone przez autora, p. Candide'a w usenetowych
grupach dyskusyjnych: news:soc.culture.polish
i news:pl.soc.polityka -- 8 października 1998 r.
--==-=-==--=--==-=-==--=--==-=-==--=--==-=-==--=--==
-=-==-
Przypomniał przy okazji poruszenia
przez Nasz Dziennik kwestii mordu
dokonanego przez Żydów na
Bohdanie Piaseckim, s. Bolesława,
--
//
O<<<<M I E C Z>>>>>>>>>>>>
\\
T.N.Roman
W chwili dobrego humoru możnaby powiedzieć,
że ta idea narodu wybranego tak łatwo się u nas
przyjmuje, dzięki bliskiemu pożyciu z Żydami -
- tylko, ponieważ oni uważają się za naród wybrany
do krzywdzenia i wyzyskiwania innych, my nie chcąc
im robić konkurencji i psuć sobie z nimi stosunku,
uznajemy się za wybranych do tego, by być
krzywdzonymi...
Roman Dmowski, MYŚLI NOWOCZESNEGO POLAKA
mailto:p...@i...netcom.com
http://www.netcom.com/~polradko/
› Pokaż wiadomość z nagłówkami
« poprzedni wątek | następny wątek » |