« poprzedni wątek | następny wątek » |
1. Data: 2013-05-07 01:11:27
Temat: InfantylizmMyślenie plemienne...
W "myśleniu plemiennym" nie ma miejsca na osąd sumienia, na spokojne
zastanowienie się nad problemem, na odwoływanie się do wyznawanych
wartości. Wybór jest bardzo prosty: "dobre" jest to co robi i myśli
moja grupa; "złe" - to co myślą inni, zwłaszcza ci, którzy do mojej
grupy odnoszą się krytycznie. Odwołanie do "plemienia" nie jest
przypadkowe: u ludów pierwotnych tylko członkowie własnego plemienia
byli naprawdę, w pełni tego słowa znaczeniu ludźmi. Członkowie innych
plemion byli w najlepszym razie czymś nieco lepszym od zwierząt - a w
najgorszym (czyli jeśli dane plemiona toczyły ze sobą wojnę) po prostu
uosobieniem zła. W takim układzie rzeczywiście nie było miejsca na
analizy i rozważania: każdy członek własnego plemienia był z definicji
dobry, a w razie jakiegokolwiek konfliktu z członkiem innego plemienia
nie była istotna treść sporu i racje moralne - ale wyłącznie kwestie
przynależności.
Dziś w podobny sposób funkcjonują różnego rodzaju mafie i organizacje
przestępcze - ale także na przykład grupy "kiboli" (nie mylić z
prawdziwymi kibicami), dla których "w porządku" jesteś tylko wtedy,
kiedy nosisz szalik w barwach ich klubu, a każdy kto nosi szalik w
innych barwach - jest wrogiem (niezależnie od tego, kim jest i co sobą
reprezentuje). "Myślenie plemienne" często (za często!) zastępuje
uczciwy, zdrowy patriotyzm, każąc nam odnosić się co najmniej
podejrzliwie do członków innych narodów i wmawiając nam, że jesteśmy
lepsi, mądrzejsi, szlachetniejsi i bardziej uczciwi tylko dlatego, że
urodziliśmy się nad Wisłą, a nie nad Renem, Menem, Jordanem czy Wołgą.
Plemienny sposób myślenia narzucają nam często politycy różnych opcji,
wmawiając że tylko popierając ich partię i wyznając ich poglądy
jesteśmy ludźmi nowoczesnymi / Europejczykami / prawdziwymi Polakami /
autentycznymi patriotami / osobami wierzącymi / ludźmi Kościoła
(niepotrzebne skreślić) - a każdy kto popiera inną partię na pewno
jest człowiekiem złej woli i w związku z tym nie należy mu się
szacunek.
Niestety także my, chrześcijanie, nie jesteśmy wolni od tej strasznej
przypadłości. Bardzo często patrzymy na świat w kategoriach "my -
oni". Na poziomie podstawowym "my" to oczywiście ludzie wierzący,
chrześcijanie, katolicy - "oni" to cała reszta świata. Na kolejnych
poziomach te plemienne podziały idą coraz głębiej: "my" to ludzie
mający określone poglądy na to, co w Kościele być "powinno" a co nie;
"my" to słuchacze konkretnej rozgłośni albo czytelnicy konkretnej
gazety (albo odwrotnie, ci którzy takiej czy innej gazety nie lubią);
"my" (spotkałem się i z takimi postawami, niestety...) to członkowie
Ruchu Światło-Życie; "my" to ludzie zachwycający się kazaniami księdza
X., a nie lubiący księdza Y; "my" to katolicy o określonych poglądach
politycznych (bo przecież jeśli ktoś ma inne, to nie jest prawdziwym
katolikiem)... I tak dalej, i tak dalej. "Oni" to wszyscy inni. "My"
mamy słuszność i idziemy dobrą (a w każdym razie - najlepszą możliwą)
drogą. "Oni" się mylą, albo (w najlepszym razie) mogą się od nas wiele
nauczyć, co upoważnia nas do patrzenia na nich z góry...
Taka postawa nie jest oczywiście niczym nowym (już w 1. Liście do
Koryntian mowa jest o tych, co sądzą że są od Pawła - i tych, co mówią
że są od Apollosa...). Taka postawa, co trzeba podkreślić, dowodzi
kompletnego niezrozumienia istoty Kościoła, który przecież jest
katolicki, czyli powszechny.
Ale trzeba też jasno powiedzieć, że bardzo często taka postawa
utrudnia nam właściwą ocenę sytuacji i właściwe (uczciwe, rozumne,
zgodne z wyznawanymi wartościami...) ustosunkowanie się do
rzeczywistości. Może to działać na dwa sposoby.
Pierwsza możliwość: uznaję coś za dobre lub złe, słuszne lub
niesłuszne, właściwe lub niewłaściwe tylko dlatego, że tak uznają
członkowie "mojego plemienia". Nie zastanawiam się nad treścią
wydarzeń, nie staram się odnieść do Słowa Bożego, nie sięgam po
światło rozumu i sumienia: wystarczy mi, że grupa z którą się silnie
emocjonalnie utożsamiam postępuje w określony sposób. Czyli: nieważne,
o co naprawdę chodzi, ważne co na ten temat sądzi pan X., ksiądz Y.,
Radio Z. czy tygodnik XYZ. To są "moi", moje środowisko, moje plemię -
więc uczestnicząc w życiu publicznym po prostu nie mogę nie popierać
czegoś, co oni popierają i nie odrzucać czegoś, co oni odrzucają. Nie
mogę dokonywać wyborów innych, niż te których oni dokonują. A jeśli
czasami mimo wszystko sumienie mówi mi, że coś jest nie tak - staram
się zagłuszyć je wmawiając sobie że "tak być powinno" - bo przecież
tak myśli "prawdziwy katolik", "prawdziwy oazowicz" i tak dalej. A
przecież ludzie - nawet ci dobrzy, prawi, pozytywni - są omylni, mogą
popełniać błędy, mogą z pełnym przekonaniem robić i mówić rzeczy
niesłuszne, niezgodne z wolą Boga, przeciwne wartościom ewangelicznym...
Druga możliwość: uznaję jakieś działania, opinie, poglądy czy oceny
za dobre lub złe tylko dlatego, że określony stosunek do nich mają
członkowie "innego plemienia". Czyli znowu: nie ważne o co naprawdę
chodzi, ważne że polityk A. uznał to za dobre i jego zdanie poparła
gazeta B czy telewizja C. A ponieważ "wiadomo", że ten polityk i te
media są nieprzychylne Kościołowi i krytycznie nastawione do ludzi
wierzących, więc ja "muszę być przeciw". Albo odwrotnie: skoro te
środowiska jakąś sprawę krytykują, to ja automatycznie muszę mieć to
niej stosunek pozytywny - inaczej jeszcze ktoś by pomyślał, że
identyfikuje się z poglądami czy postawami "obcego plemienia"!
Doprowadzamy w ten sposób do absurdów: odwracamy się od spraw
ewidentnie pozytywnych, bo "przecież nie możemy zgodzić się panem A".
Albo (co chyba jeszcze gorsze) bronimy zwykłego draństwa, które jako
chrześcijanie powinniśmy ostro skrytykować - bo "przecież nie możemy
stać po tej samej stronie, co gazeta B".
A że ludzka psychika skonstruowana jest tak a nie inaczej - tworzymy
sobie sprawnie działające racjonalizacje i mechanizmy obronne, żeby
tylko "usprawiedliwić się" przed sobą i uzasadnić właściwość swojej
postawy. I często, niestety, wpadamy w tę samą pułapkę, w którą w
Ewangelii wpadli faryzeusze i uczeni w piśmie: szukamy dziury w całym,
żeby tylko nie powiedzieć że to co powiedział "członek innego
plemienia" było słuszne czy prawdziwe. Bo przecież to nieważne, że
uzdrowił i uczy miłości do Boga - ważne, że robi to w szabat!
Jeśli w świetle wyznawanych wartości, w świetle rozumu i sumienia
uznajesz coś za dobre - to czyń to (i nie wahaj się o tym mówić),
nawet jeśli w ten sposób musisz przyznać rację komuś, z kim się poza
tym głęboko nie zgadzasz. Jeśli stwierdzisz że coś jest złe - nie rób
tego (i mów o tym głośno!) nawet jeśli wszyscy "twoi" sądzą inaczej.
............
Tak jest z Owsiakiem, promują orkiestre telewizje i prasa krytyczna
kościołowi, więc organizują to ci oni, ci nie z naszej kieleckiej
wiochy, obcy, więc racjonalizujemy i oskarżamy o największe bzdury
świata i chcemy zagłuszyć, że orkiestra jest dobra i osobiście możemy
tak uważać bo przecież Bogu pomoc dzieciom nie przeszkadza. Ale jest
ta masa , taka jak ja złapana za pyska i co mi zrobią jak powiem to co
osobiście uważam, lepiej rzucać kamieniami i głośno się drzeć, chociaż
wiem że im głośniej tym wyższe wybijam tony fałszywości.
› Pokaż wiadomość z nagłówkami
Zobacz także
2. Data: 2013-05-07 01:42:49
Temat: Re: InfantylizmOn 7 Maj, 01:11, LaL <r...@g...com> wrote:
> Myślenie plemienne...
>
> W "myśleniu plemiennym" nie ma miejsca na osąd sumienia, na spokojne
> zastanowienie się nad problemem, na odwoływanie się do wyznawanych
> wartości. Wybór jest bardzo prosty: "dobre" jest to co robi i myśli
> moja grupa; "złe" - to co myślą inni, zwłaszcza ci, którzy do mojej
> grupy odnoszą się krytycznie. Odwołanie do "plemienia" nie jest
> przypadkowe: u ludów pierwotnych tylko członkowie własnego plemienia
> byli naprawdę, w pełni tego słowa znaczeniu ludźmi. Członkowie innych
> plemion byli w najlepszym razie czymś nieco lepszym od zwierząt - a w
> najgorszym (czyli jeśli dane plemiona toczyły ze sobą wojnę) po prostu
> uosobieniem zła. W takim układzie rzeczywiście nie było miejsca na
> analizy i rozważania: każdy członek własnego plemienia był z definicji
> dobry, a w razie jakiegokolwiek konfliktu z członkiem innego plemienia
> nie była istotna treść sporu i racje moralne - ale wyłącznie kwestie
> przynależności.
>
> Dziś w podobny sposób funkcjonują różnego rodzaju mafie i organizacje
> przestępcze - ale także na przykład grupy "kiboli" (nie mylić z
> prawdziwymi kibicami), dla których "w porządku" jesteś tylko wtedy,
> kiedy nosisz szalik w barwach ich klubu, a każdy kto nosi szalik w
> innych barwach - jest wrogiem (niezależnie od tego, kim jest i co sobą
> reprezentuje). "Myślenie plemienne" często (za często!) zastępuje
> uczciwy, zdrowy patriotyzm, każąc nam odnosić się co najmniej
> podejrzliwie do członków innych narodów i wmawiając nam, że jesteśmy
> lepsi, mądrzejsi, szlachetniejsi i bardziej uczciwi tylko dlatego, że
> urodziliśmy się nad Wisłą, a nie nad Renem, Menem, Jordanem czy Wołgą.
> Plemienny sposób myślenia narzucają nam często politycy różnych opcji,
> wmawiając że tylko popierając ich partię i wyznając ich poglądy
> jesteśmy ludźmi nowoczesnymi / Europejczykami / prawdziwymi Polakami /
> autentycznymi patriotami / osobami wierzącymi / ludźmi Kościoła
> (niepotrzebne skreślić) - a każdy kto popiera inną partię na pewno
> jest człowiekiem złej woli i w związku z tym nie należy mu się
> szacunek.
>
> Niestety także my, chrześcijanie, nie jesteśmy wolni od tej strasznej
> przypadłości. Bardzo często patrzymy na świat w kategoriach "my -
> oni". Na poziomie podstawowym "my" to oczywiście ludzie wierzący,
> chrześcijanie, katolicy - "oni" to cała reszta świata. Na kolejnych
> poziomach te plemienne podziały idą coraz głębiej: "my" to ludzie
> mający określone poglądy na to, co w Kościele być "powinno" a co nie;
> "my" to słuchacze konkretnej rozgłośni albo czytelnicy konkretnej
> gazety (albo odwrotnie, ci którzy takiej czy innej gazety nie lubią);
> "my" (spotkałem się i z takimi postawami, niestety...) to członkowie
> Ruchu Światło-Życie; "my" to ludzie zachwycający się kazaniami księdza
> X., a nie lubiący księdza Y; "my" to katolicy o określonych poglądach
> politycznych (bo przecież jeśli ktoś ma inne, to nie jest prawdziwym
> katolikiem)... I tak dalej, i tak dalej. "Oni" to wszyscy inni. "My"
> mamy słuszność i idziemy dobrą (a w każdym razie - najlepszą możliwą)
> drogą. "Oni" się mylą, albo (w najlepszym razie) mogą się od nas wiele
> nauczyć, co upoważnia nas do patrzenia na nich z góry...
>
> Taka postawa nie jest oczywiście niczym nowym (już w 1. Liście do
> Koryntian mowa jest o tych, co sądzą że są od Pawła - i tych, co mówią
> że są od Apollosa...). Taka postawa, co trzeba podkreślić, dowodzi
> kompletnego niezrozumienia istoty Kościoła, który przecież jest
> katolicki, czyli powszechny.
>
> Ale trzeba też jasno powiedzieć, że bardzo często taka postawa
> utrudnia nam właściwą ocenę sytuacji i właściwe (uczciwe, rozumne,
> zgodne z wyznawanymi wartościami...) ustosunkowanie się do
> rzeczywistości. Może to działać na dwa sposoby.
>
> Pierwsza możliwość: uznaję coś za dobre lub złe, słuszne lub
> niesłuszne, właściwe lub niewłaściwe tylko dlatego, że tak uznają
> członkowie "mojego plemienia". Nie zastanawiam się nad treścią
> wydarzeń, nie staram się odnieść do Słowa Bożego, nie sięgam po
> światło rozumu i sumienia: wystarczy mi, że grupa z którą się silnie
> emocjonalnie utożsamiam postępuje w określony sposób. Czyli: nieważne,
> o co naprawdę chodzi, ważne co na ten temat sądzi pan X., ksiądz Y.,
> Radio Z. czy tygodnik XYZ. To są "moi", moje środowisko, moje plemię -
> więc uczestnicząc w życiu publicznym po prostu nie mogę nie popierać
> czegoś, co oni popierają i nie odrzucać czegoś, co oni odrzucają. Nie
> mogę dokonywać wyborów innych, niż te których oni dokonują. A jeśli
> czasami mimo wszystko sumienie mówi mi, że coś jest nie tak - staram
> się zagłuszyć je wmawiając sobie że "tak być powinno" - bo przecież
> tak myśli "prawdziwy katolik", "prawdziwy oazowicz" i tak dalej. A
> przecież ludzie - nawet ci dobrzy, prawi, pozytywni - są omylni, mogą
> popełniać błędy, mogą z pełnym przekonaniem robić i mówić rzeczy
> niesłuszne, niezgodne z wolą Boga, przeciwne wartościom ewangelicznym...
>
> Druga możliwość: uznaję jakieś działania, opinie, poglądy czy oceny
> za dobre lub złe tylko dlatego, że określony stosunek do nich mają
> członkowie "innego plemienia". Czyli znowu: nie ważne o co naprawdę
> chodzi, ważne że polityk A. uznał to za dobre i jego zdanie poparła
> gazeta B czy telewizja C. A ponieważ "wiadomo", że ten polityk i te
> media są nieprzychylne Kościołowi i krytycznie nastawione do ludzi
> wierzących, więc ja "muszę być przeciw". Albo odwrotnie: skoro te
> środowiska jakąś sprawę krytykują, to ja automatycznie muszę mieć to
> niej stosunek pozytywny - inaczej jeszcze ktoś by pomyślał, że
> identyfikuje się z poglądami czy postawami "obcego plemienia"!
> Doprowadzamy w ten sposób do absurdów: odwracamy się od spraw
> ewidentnie pozytywnych, bo "przecież nie możemy zgodzić się panem A".
> Albo (co chyba jeszcze gorsze) bronimy zwykłego draństwa, które jako
> chrześcijanie powinniśmy ostro skrytykować - bo "przecież nie możemy
> stać po tej samej stronie, co gazeta B".
>
> A że ludzka psychika skonstruowana jest tak a nie inaczej - tworzymy
> sobie sprawnie działające racjonalizacje i mechanizmy obronne, żeby
> tylko "usprawiedliwić się" przed sobą i uzasadnić właściwość swojej
> postawy. I często, niestety, wpadamy w tę samą pułapkę, w którą w
> Ewangelii wpadli faryzeusze i uczeni w piśmie: szukamy dziury w całym,
> żeby tylko nie powiedzieć że to co powiedział "członek innego
> plemienia" było słuszne czy prawdziwe. Bo przecież to nieważne, że
> uzdrowił i uczy miłości do Boga - ważne, że robi to w szabat!
>
> Jeśli w świetle wyznawanych wartości, w świetle rozumu i sumienia
> uznajesz coś za dobre - to czyń to (i nie wahaj się o tym mówić),
> nawet jeśli w ten sposób musisz przyznać rację komuś, z kim się poza
> tym głęboko nie zgadzasz. Jeśli stwierdzisz że coś jest złe - nie rób
> tego (i mów o tym głośno!) nawet jeśli wszyscy "twoi" sądzą inaczej.
>
> ............
>
> Tak jest z Owsiakiem, promują orkiestre telewizje i prasa krytyczna
> kościołowi, więc organizują to ci oni, ci nie z naszej kieleckiej
> wiochy, obcy, więc racjonalizujemy i oskarżamy o największe bzdury
> świata i chcemy zagłuszyć, że orkiestra jest dobra i osobiście możemy
> tak uważać bo przecież Bogu pomoc dzieciom nie przeszkadza. Ale jest
> ta masa , taka jak ja złapana za pyska i co mi zrobią jak powiem to co
> osobiście uważam, lepiej rzucać kamieniami i głośno się drzeć, chociaż
> wiem że im głośniej tym wyższe wybijam tony fałszywości.
Ostatnio taki problem miała zołza, zupełnie nie była w stanie pojąć
dlaczego w pewnym momencie stanąłem po stronie Chirona, ten
infantylizm niedorozwoju niedopuszcza świadomości, jak można zgodzić
się z kimś kto ma inny szalik, nawet jak w pewnym momencie ma racje.
Bo to inne plemie czyli zawsze nie ma racji. Tak samo było w sprawie
Akta, pis poparł akta bo sprzeciwiali się socjaliści . Trzeba bomby
podłożyć katolikom pod kościoły i przekonywać w gazecie wyborczej, że
tego czerwonego przycisku nie należy naciskać w niedziele o 10 tej
rano umieszczonego na placu. Wszyscy się wysadzą.
› Pokaż wiadomość z nagłówkami
« poprzedni wątek | następny wątek » |