Path: news-archive.icm.edu.pl!news.gazeta.pl!newsfeed.pionier.net.pl!news.glorb.com!p
ostnews.google.com!c3g2000yqd.googlegroups.com!not-for-mail
From: glob <r...@g...com>
Newsgroups: pl.sci.psychologia
Subject: Logika podziemna.
Date: Fri, 8 Jan 2010 20:20:11 -0800 (PST)
Organization: http://groups.google.com
Lines: 128
Message-ID: <b...@c...googlegroups.com>
NNTP-Posting-Host: 67.228.166.110
Mime-Version: 1.0
Content-Type: text/plain; charset=ISO-8859-2
Content-Transfer-Encoding: quoted-printable
X-Trace: posting.google.com 1263010812 17040 127.0.0.1 (9 Jan 2010 04:20:12 GMT)
X-Complaints-To: g...@g...com
NNTP-Posting-Date: Sat, 9 Jan 2010 04:20:12 +0000 (UTC)
Complaints-To: g...@g...com
Injection-Info: c3g2000yqd.googlegroups.com; posting-host=67.228.166.110;
posting-account=oxm6WwoAAABbNq-FrLxteMJGewUj6LHu
User-Agent: G2/1.0
X-HTTP-UserAgent: Mozilla/4.0 (compatible; MSIE 4.01; Windows CE;
PPC),gzip(gfe),gzip(gfe)
Xref: news-archive.icm.edu.pl pl.sci.psychologia:501905
Ukryj nagłówki
Jechała ze mną Szkotka, młoda, z którą się zaznajomiłem i
przegadaliśmy sporą część nocy. Już nie pamiętam marszruty pociągu,
ale okazało się że nasze drogi się rozchodzą, bodaj w Perpignam--- na
tą wiadomość moja Szkotka wykrzykneła z zachwytem, że nareszcie
znalazła kogoś komu może się zwierzyć--- kogoś z kim dobrze się
rozmawia, a kogo nigdy w życiu się nie zobaczy--- bo ona jechała na
krótkie wakacje nad morze a potem wracała do Szkocji, dokąd ja napewno
się nie wybiorę--- i niewiele myśląc przystąpiła do szczegółowych
konfidencji, które rzeczywiście były potworne, gdyż w tej rodzinie
działy się rzeczy dalekie od przyzwoitości, a w tych
nieprzyzwoitościach moja Szkotka brała czynny udział. Pożegnaliśmy się
w Perpignam-- ale na tym nie kończy się dziwność tej historii.
Coś koło południa dotarłem do celu, a mianowicie do Le Boulou, małego
uzdrowiska w Pirenejach. Następny dzień pochłoneła mi w znacznej
części gra w bilard z tubylcami [ kiedyś język mi się skręcił i
powiedziałem do francuzów, tubylcy, ku ogromnej ich wesołości i tak
pozostało], to jest z proletariatem jeżdżącym prawie bez wyjątku na
rowerze i tak mocnym w sporcie bilardowym, że z biedą udało mi się
wykazać, że i Polak nie w kij dmucha. Ale bliskość morza śródziemnego,
którego dotąd moje oczy nie widziały, zaczeła mnie niepokoić--- ta
thalassa była niedaleko, niespełna 30 km, a droga wiodła z pieca na
łeb gdyż góry kończyły się tuż nad morzem--- równia pochyła, dzięki
której zwykły rower awansował do roli motocykla.
Kiedy więc dowiedziałem się, że w najbliższą niedzielę moi bilardowi
towarzysze wybiorą się na plażę do Banylus, wynająłem rower i wczesnym
rankiem wyruszyliśmy całą kupą po szosie uciekającej w dół. Wspaniała
wyprawa, pełna poezji trudnej do oddania, bo utkanej z nieznacznych
szczegółów, tonącej w słońcu. Moja kompania nie była starsza ode mnie,
krzepiliśmy się pomarańczami, bananami i winem, więc zjazd do Banylus
odbywał się w coraz dziwniejszych zygzakach i w końcu tak byłem
zalany, że dojechawszy do miejsca przeznaczenia ani rusz nie mogłem
sobie przypomnieć jak się zsiada z roweru i jeździłem w kółko po placu
głowiąc się rozpaczliwie jakby tu zrobić aby rower stanął i żeby z
niego zsiąść. Trwało to trzy dni ;). Czwartego dnia zawitało
wytchnienie, słodycz i radość, ptaki się odezwały, ja zaś w najlepszym
chumorze wałęsałem się po plaży w towarzystwie panienek z mego
pensjonatu, gdy wtem....ha! Moja Szkotka! Ta z pociągu! O dwadzieścia
kroków siedząca na piasku! Na mój widok zalała się krwią---ja,
niestety, łatwo się rumienię i na widok jej pąsów stałem się, jak
pomidor. A towarzyszące mi dziewczę zauważyło nie bez złośliwości;---
To państwo się znają!
Nie było rady, w Banyuls wszyscy się znali więc nawet gdyby nas nie
zdradził rumieniec trudno by nam przyszło uniknąć zbiżenia. Tego
samego wieczoru braliśmy udział w spacerze na skały, a w ciągu dnia
ciągle stykała nas plaża. Oczywiście dla niej było to o wiele
bardziej żenujące, niż dla mnie--- biedaczka, gdy jej powiedziałem w
pociągu że jadę w góry, była pewna że mnie więcej nie zobaczy, bo
jechała nad morze --- ale zapomnieliśmy oboje, że tu góry i plaża są w
bezpośrednim sąsiedztwie. Ale najgorsze, że ciągle oblewała się
krwawym rumieńcem, co i mnie pobudzało do czerwienienia się --- byle
słówko, wyglądające na aluzję do tamtej rozmowy, a już krew nas
zalewała.
Po dwóch dniach miałem dość i postanowiłem opuścić Banyuls.
Przeniosłem się z manatkami do pobliskiego Vernet-les-Bain,
miejscowości piękniejszej od Le Boulou. Dobrze. Nie wymagam od nikogo
aby mi wierzył; Nazajutrz rano, wyszedłszy z hotelu zamieniłem się w
najczystszą czerwień a przede mną wytryskał inny potok krwi --- po
uszy czerwona, ona, Szkotka, wysiadająca z autobusu z walizkami.
Tutaj trzeba '' trochę '' znać teorię chaosu, bo my tak naprawdę po
opuszczeniu pociągu , ani razu nie podjeliśmy decyzji ''świadomie''
gdzie jedziemy, tak naprawdę polip, struktura przez nas stworzona
lekkomyślnie podczas jazdy, domagał się dopełnienia . Im bardziej
uciekaliśmy od siebie, tym bardziej On synchronizował nas ze sobą, to
On nami poruszał w czasie naszej drogi od pociągu do naszych spotkań.
Logika podziemna rzeczywistości, pozorne przypadki, niby absurd ale
niesamowicie logiczny.
Ciekawe, że zbiegi okoliczności zdarzają się częściej, niżby można
było przypuszczać, lepkość, jak jedno z drugim się zlepia, zdarzenia ,
zjawiska, są jak te kulki magnetyzowane, szukają siebie, gdy znajdą
się blisko, paf... łączą się..
Tak to ów zbieg okoliczności był w części przez nas spowodowany--- i
to było właśnie trudne, okropne, mylące, to że nie mogłem wtenczas
wiedzieć w jakim stopniu jestem sam sprawcą kombinujących się wokół
mnie kombinacji.
Ta konstrukcja, ta figura, ten układ i system były już nie do
przełamania... to już zanadto było. To było nie do przezwyciężenia,
ponieważ wszelka przed tym obrona, czy ucieczka, tym bardziej wikła,
zupełnie jak gdyby się wpadło w jedną z tych pułapek, gdzie ruch każdy
jeszcze bardziej omotuje i ba, kto wie , a nuż to nas napadło tylko
dlatego, że my się broniliśmy. W każdym bądź razie polip uformował
się... im bardziej go unicestwiałem, tym bardziej był.
Musicie uważać co mówicie, bo słowa rzucone na wiatr, czasem wracają i
was niosą ze sobą.;)
|