| « poprzedni wątek | następny wątek » |
1. Data: 2000-01-17 00:13:52
Temat: Mowa ciala a brak akceptacji (b.dlugie)Czesc !
Czytam wasza grupe od niedawna , wpadlo mi do glowy ze moze
znacie odpowiedz na kilka nurtujacych mnie pytan.
Mieszkam w malej miejscowosci na slasku od 1983 roku, czyli od 6 roku
zycia.
Znajduja sie tutaj dwie odrebne grupy spoleczne , rodowici slazacy , oraz
ludzie z kierownictwa kopalni , sami doktorzy magistrzy i inzynierowie.
Obie te grupy ludzi maja rzecz jasna potomstwo , ktore nawzajem sie nie lubi
to znaczy ci z inteligencji uwazaja ze reszta miasteczkat o polglowki ,
a miejscowi , ze ci z osiedla kopalnianego to "gorole" ktorych
nalezy wyplenic.
Znam bardzo dobrze gware , prawidlowo akcentuje wymowe takze rodowici
Slazacy nie potrafia mnie odroznic od siebie.Oczywiscie nie mam zadnych
problemow z rozmowa czysto po polsku.Jestem zodiakalnym Lwem , zreszta opis
tego znaku
w jakimkolwiek horoskopie to wypisz wymaluj , JA (choc nie do konca) .
Wiem ze Lwy sa indywidualistami, nadaja sie na stanowiska kierownicze ,
daza do przywodztwa grupy w ktorej sie znajduja.Te akurat cechy staram sie
od kilku lat przezwyciezyc , nie staram sie nikomu narzucac ze swoim
zdaniem,
akceptuje ludzi takimi jakimi sa.
Nie pale , wypic jak trzeba potrafie , nie cpam .Troche cwicze na silowni.
Jestem studentem politechniki , mam 21 lat , chodze z trzecia moja
dziewczyna od 2,5 roku , mam paru kumpli z akademika, z ktorymi
mozna "konie krasc" ale :
mam nastepujacy problem, mianowicie nie potrafie znalezc sobie
przyjaciol wsrod rowiesnikow, tzn. brakuje mi takiej "ekipy" z ktora mozna
poimprezowac ,pogadac, spotykac sie jak to mlodziez .
Tzn. moi znajomi z miejscowosci w ktorej mieszkam nie akceptuja mnie takiego
jakim jestem , ani ci rodowici slazacy ani synowie i corki kierownikow
kopalni.
Niestety nie wiem dlaczego tak sie dzieje(nie robie nikomu glupich kawalow,
nie obgaduje za plecami , nie robie "kolo dupy",nie wysmiewam , pozycze
czasem
komus troche kasy , nie ma sprawy pozniej mi odda i jest okey).
Owszem , wszedzie mam znajomych ktorych znam jeszcze ze szkoly podstawowej,
ale to jest tylko na zasadzie "czesc , czesc , co slychac , w porzadku ,no
to
na razie" , nie potrafie z nikim porozmawiac dluzej jak przez 5 minut, zeby
sie
zaraz nie okazalo , "wiesz nie mam czasu , musze leciec".
Urodzin swoich nawet nie obchodze bo prawie nikt by na nie nie przyszedl,
oprocz
mojej siostry , mojej laski, i 4 kumpli z akademika.
Stwierdzilem ze to bez sensu.
Ta sytuacja zaczela sie juz w szkole podstawowej, kiedy kumple z klasy,
woleli
mnie wk.....c i wysmiewac, niz zaakceptowac.
W technikum stopniowo sytuacja ta sie poglebiala.
Na poczatku , rzeczywiscie mialem 3 dobrych kumpli, jezdzilismy razem na
wakacje
robilismy imprezy urodzinowe , razem sie pilo , trzezwialo , wszystko cacy.
To trwalo mniej wiecej do konca drugiej klasy. Pozniej stopniowo oddalalem
sie
od nich tzn oni byli razem w trzech , a ja bylem ja 5 kolo u wozu.
Oni razem dalej imprezowali, bawili sie a ja nawet przestalem byc zapraszany
na
ich urodziny(mimo ze nikogo nie wyrolowalem w jakikolwiek sposob, ani nic
z takich rzeczy).PO PROSTU NIE WIEM DLACZEGO!!!!
Apogeum nastapilo pozniej tzn , w klasie nie mialem juz zadnego kumpla
nikt sie do mnie sam nie odezwal,jezeli kogos zapytalem cos po imieniu to
byla
zdawkowa odpowiedz typu "tak ,nie ,nie wiem" .
W miedzyczasie to samo nastapilo w mojej rodzinnej miejscowosci, rowniez nie
wiem
dlaczego. Przestali do mnie znajomi przychodzic i juz.
Probowalem przez 2 lata , znalezc sobie jakas ekipe i wsrod "inteligencji"
i wsrod miejscowych , niestety nie udalo sie.
Mialem tylko doslownie kilka sytuacji kiedy udawalo mi sie z kims
porozmawiac
normalnie ,o budzie , wakacjach muzyce czy piwie ,tak od serca , tak jak
rozmawiaja
miedzy soba jedni i drudzy.
Staralem sie nawet znalezc roznice , sluchajac kiedy jechalismy razem
autobusem
o czym rozmawiaja , jakich slow uzywaja , zeby maksymalnie sie upodobnic
i zostac zaakceptowanym . Nic z tego.Staralem sie byc soba , nikogo nie
nasladowac , postepowac jak mi dyktuje moj charakter. Tez nic nie wyszlo.
Mam takie wrazenie kiedy z kims rozmawiam , ze na poczatku rozmowy moj
partner
jest naturalny , rozluzniony , a po kilku zdaniach staje sie spiety ,
sztywny,
Tak jak ja bylbym jakims policjantem, albo oficerem sledczym.
NIE WIEM KURWA DLACZEGO !!!!!!!!!!!!!
Rozmawim normalnie stoje rozluzniony , slucham uwaznie co ktos mowi,
usmiecham sie
zazartuje jak jest okazja, nie odwracam sie plecami, nie wysmiewam .
Nie pokazuje obrazliwych gestow ,nie seplenie , nie czepiam sie slowek.
Staram sie znalezc jakis temat do rozmowy chocby przyslowiowa pogode, a po
chwili
" no wiesz , nie mam czasu , mam obiad/randke/kino/basen/zle sie czuje/
/jestem zmeczony/mam egzamin/pies mi uciekl/*"
*-niepotrzebne skreslic
Nie narzucam sie, zebym komus gledzil , marudzil , zawracal glowe
pierdolami.
Modelowa sytuacja nastapila kilka dni temu kiedy poszlismy do mojej
dziewczyny.
Jej brat mial u siebie swoja dziewczyne , kuzyna z laska , i kilku kumpli.
(wszystkich znam od okolo 14 lat z podworka :-O )
Zanim weszlismy z Ania do niego sluchalem za drzwiami (wiem ze to zle ,
ale to tylko raz , zeby sie przekonac co sie dzieje i co sie stanie jak
wejde) , przez kilka minut.
Caly czas smichy-chichy , dowcipy, zarty przekomarzanie sie rozmowa o
sylwestrze ( na ktorym przypadkiem tez bylem).
Ale kiedy wszedlem do srodka naraz zrobilo sie cicho jak makiem zasial.
Nikt nic nie mowil , wiec sprobowalem zagaic o tym sylwestrze.
Trzy zdawkowe odpowiedzi " no fajnie , sa zdjecia".
I cisza. Obejrzalem zdjecia ktos cos niesmialo baknal , ze sa zajebiste.
I tyle , znowu cicho . Proboje cos nawijac , usmiecham sie ,opowiadam jakis
kawal.
Moja laska tez proboje zagaic, zero reakcji.
ZERO,KOMPLETNE NIC , JAKBY MNIE NIE BYLO!!!!
No to sie nie bede narzucal, wyszedlem, moja dziewczyna zostala.
Powiedziala mi pozniej , ze jak wyszedlem , znowu zaczeli sie smiac zartowac
byla swietna atmosfera.
Ludzie pomozcie mi , dlaczego tak sie dzieje??
Ja wiem ze to ja jestem przyczyna cos robie zle,
nie moga byc przeciez wszyscy naokolo zli , tylko ja jeden dobry.
Ale ja juz nie mam sily, nie wiem co jest do dupy, bo dawno bym to zmienil.
Tylko na studiach, gdzie zachowuje sie _IDENTYCZNIE_ !!! , normalnie
jestem w stanie sobie z kims pogadac , jak jest impreza w akademiku to mnie
tez zapraszaja (choc nie zawsze :-( ).
Jezeli chce poznac nowa dziewczyne , zaden problem , moge kogos poznawac
co tydzien, nie mam problemow( nie robie tego , bo jak wspomnialem mam
dziewczyne 2,5 roku) .
Chociaz np. dzisiaj zrobilem maly wypad samemu w obce miejsce,gdzie nikt
mnie nie zna
, zeby sprawdzic,czy dalej potrafie podrywac.Zaden problem poznalem Asie rok
mlodsza
chcialaby sie ze mna spotykac , ale delikatnie musze jej to wyperswadowac.
Robilem sobie nawet test na IQ , wyszlo 134.
No i co ja mam zrobic???
Nie chce cale zycie byc sam , tylko z moja dziewczyna(ktora nawet ostatnio
zaczyna wspominac o malzenstwie).
Chce miec jakich znajomych , z ktorymi mozna poszalec , pojechac gdzies.
Akademik to nie to samo , bo mieszkam w domu i dojezdzam ,
takze to jest takie szarpane , np oni ida wieczzorem do pubu a ja musze
wracac,
bo mi ucieknie ostatni autobus.
Prosze o rade , najlepiej na priva h...@f...onet.pl
bo rzadko mam dostep do grup dyskusyjnych.
dzieki z gory !!!!!!
› Pokaż wiadomość z nagłówkami
Zobacz także
1. Data: 2000-01-18 10:48:06
Temat: Re: Mowa ciala a brak akceptacji (b.dlugie)Rider wrote in message <49tg4.30583$X3.611806@news.tpnet.pl>pisze:
>Czesc !
> Czytam wasza grupe od niedawna , wpadlo mi do glowy ze moze
>znacie odpowiedz na kilka nurtujacych mnie pytan.
I tak dalej.
Więc po pierwsze, nie jestem pewien, jak to jest z Tobą. Może być tak,
że mówisz sobie rozsądnie: wszyscy mają kumpli i ja też chcę mieć
kumpli, ponieważ tak wypada. A w rzeczywistości nie masz ochoty na
kumpli, kumple Cię nudzą i wkurzają i najlepiej się czujesz z samym
sobą i ze swoją dziewczyną. Wtedy daj sobie spokój.
Jeśli jest inaczej, to czeka Cię długa droga. Wcale nie załatwi tego
bycie czarującym, wręcz przeciwnie. Grupa, do której aspirujesz,
zawsze Cię uważnie obserwuje. Żeby zając w niej miejsce, musisz
się kłócić z ludźmi, bez przerwy z nimi być, uprzykrzyć im siebie do
tego stopnia, że w końcu trochę się posuną i ustąpią Ci miejsca.
Albo też możesz zacząć od terminowania, nikogo nie zaczepiać,
zgrywać niedorajdę, znosić poniżenia od wszystkich i powoli
awansować.
W każdym razie na pewno jest tak: musisz mieć silną wewnętrzną
motywację (głód innych ludzi), dużo wolnego czasu i po trzecie
bardzo duuuuuuuużo wolnego czasu. Nieprzypadkowo ludzie w
starszym wieku rzadko uczestniczą w tego rodzaju grupach
(rówieśniczych itd). Często robią to pod przymusem, wyłącznie
w życiu zawodowym.
>Prosze o rade , najlepiej na priva h...@f...onet.pl
>bo rzadko mam dostep do grup dyskusyjnych.
Ja też rzadko tu zaglądam. To na razie,
pzdr
G.
--
Im bardziej rzeczy się zmnieniają,
tym bardziej pozostają takie same.
› Pokaż wiadomość z nagłówkami
| « poprzedni wątek | następny wątek » |