| « poprzedni wątek | następny wątek » |
1. Data: 2000-09-20 09:57:49
Temat: Przyjaźń ?Witam....
Chcę Was zapytać co zrobić z "dziwną" przyjaźnią.
A oto cała jej historia:
Miałam przyjaciela - takiego prawdziwego, który porozmawiał, doradził i
pomógł w potrzebie. Trwała ona 10 lat.
Jest to gość z rodziny więc przebywał u nas prawie codziennie i wszystko
było oki.
Jako osoba nie posiadająca rodzeństwa traktowałam naszego wspólnego
przyjaciela (mojego i męża) jak młodszego brata.
Odwiedzaliśmy się, rozmawialiśmy na wszystkie możliwe tematy - sami wiecie
przyjaźń to przyjaźń...
I nagle bummm.......
Facet się ożenił i od tego momentu przestało się całkowicie układać.
Rozmowy stały się jakieś sztywne, na prozaicznie śmieszne tematy.
Facet zaczął się zachowywać jak po lobotomii. Jakieś plotki, głupoty
zupełnie bez sensu. Przed tem obgadywaliśmy filozofów.
Odwiedzał nas z żoną, ale nie mogliśmy znaleźć już wspólnego tematu.
Ta sytuacja trwa już 4 lata i jest - przynajmniej dla mnie bardzo uciążliwa.
Latem tego roku nasze kontakty prawie całkiem się urwały, gdyż w czasie
mojej wizyty w domu kolegi zaczeliśmy wreszcie rozmawiać normalnie na
interesujące nas tematy, lecz żona mego przyjaciela oświadczyła z obrażoną
miną, że "jeśli chcemy sobie porozmawiać to ona może sobie wyjść".
Od tej pory nie odwiedzamy się wcale, natomiast jego żona przychodzi do mnie
jak gdyby nic się nie stało, nawet nie zapowiadając swoich wizyt.
Wkurza mnie to strasznie, niewiem, może jestem egoistką, ale nie zależy mi
na jej przyjaźni lecz na jego.
Jeśli z nim się chcę skontaktować to wykręca się brakiem czasu lub nawałem
pracy - nie wiem co mam zrobić, a naprawdę zależy mi na tej przyjaźni.
Może to poprostu olać?
Nie lubię się narzucać. A może wy coś doradzicie?
Sellena
› Pokaż wiadomość z nagłówkami
Zobacz także
1. Data: 2000-09-20 11:29:14
Temat: Re: Przyjaźń ?In article <8qa1k1$r4k$1@news.tpi.pl>, S...@p...onet.pl says...
> Witam....
Witaj!
> zaczeliśmy wreszcie rozmawiać normalnie na
> interesujące nas tematy, lecz żona mego przyjaciela oświadczyła z obrażoną
> miną, że "jeśli chcemy sobie porozmawiać to ona może sobie wyjść".
> Jeśli z nim się chcę skontaktować to wykręca się brakiem czasu lub nawałem
> pracy - nie wiem co mam zrobić, a naprawdę zależy mi na tej przyjaźni.
Z tego, co piszesz moglbym sie domyslic, ze to jego zona ma na niego taki
wplyw... Moze z mezem nie rozmawia na takie tematy, jakie Was interesuja i
czuje sie lekko zazdrosna o przyjaciolke, jaka jestes dla jej meza?
Nie wiem, jak inni, ale ja czulbym sie nieswojo, gdyby kobieta, z ktora
jestem rozmawiala na wszystkie tematy i zwierzala sie jakiemus
przyjacielowi, a przede mna miala jakies tajemnice. Czulbym sie nieco
pominiety i niepotrzebny. Przeciez to wlasnie ja, bedac z nia, chce byc dla
niej najwiekszym przyjacielem, ktoremu moze sie zwierzyc, z ktorym moze o
wszystkim porozmawiac, ktory ja wyslucha i zrozumie.
Nie wiem, do konca, co powinnas zrobic, bo ani nie jestem psychologiem, ani
nie pozjadalem wszystkich rozumow swiata. Moze powinnas porozmawiac
delikatnie z jego zona? Tylko nie wiadomo, jak ona na to zareaguje...
> Może to poprostu olać?
Skoro ta przyjazn jest dla Ciebie wazna, to chyba nie warto olewac? Skoro do
momentu pojawienia sie zony bylo calkiem fajny, to moze warto sie jeszcze
troszeczke poswiecic i zdobyc na taka wspolna szczera rozmowe miedzy Toba,
przyjacielem, a jego zona?
Ludzie sobie nie mowia o wielu sprawach, zeby unikac trudnych tematow, a
pozniej to sie w nich wszystko nawarstwia i doprowadza do problemow.
MARCIN
--
Lisek
607 123 453
--
Wielki konkurs Serwisu RUBIKON! Sprawdz, mozna wygrac: http://konkurs.rubikon.pl
› Pokaż wiadomość z nagłówkami
1. Data: 2000-09-20 12:12:43
Temat: Re: Przyjaźń ?
Sellena napisał(a) w wiadomości: <8qa1k1$r4k$1@news.tpi.pl>...
>Witam....
>Chcę Was zapytać co zrobić z "dziwną" przyjaźnią.
>[i tutaj cala historia]
Selleno!
Opisalas historie tak podobna do mojej, ze az odzyly dawne emocje.
Ona i moja zona byly kolezankami, jednak ja przywiazywalem do tej
"dziwnej" przyjazni wieksze znaczenie. Podczas siedmiu lat wspolnych
wizyt, wyjazdow weekendowych i dzielenia trosk zycia codziennego
pamietalem o tym, ze przeciez ona wyjdzie za maz i sytuacja "ulegnie
zmianie". Jednak charakter tej zmiany przeszedl moje oczekiwania.
Wybranek od poczatku patrzył na mnie podejrzliwie. Jak wracał do domu
i zastawał nas ogladających przy herbatce zdjecia, to mowil cos
o cylindrze ktory bedzie musial nosic zeby przykryc rogi. Ona juz od
czasu zapoznania faceta spedzala z nami coraz mniej czasu - to
normalne.
Ale ustawal tez kontakt telefoniczny, towarzyski. Widac bylo, ze facet
za nami (moze tylko mną) nie przepada, a ona nie przeciwstawia sie
mezowi.
I nie dzwoni od ponad dwóch lat. Ja sie unioslem ambicja i tez milcze.
Ale zawsze twierdzila, ze rodzina jest dla niej najwazniejsza. Moze ja
bylem jej przyjacielem a ona moim - nie???
Znam z otoczenia jeszcze dwa przyklady, kiedy to animozje do
przyjaciol(ek)
meza doprowadzily do rozpadu pieknych przyjazni. Milosc ma
pierwszenstwo
przed przyjaznia. To chyba oczywiste. Jednak kiedy ktos jest
zaangazowany
emocjonalnie, to rozstania takie sa bardzo bolesne. Nalezaloby nie
dopuszczac
do takiego zaangazowania ktore wywoluje bol przy rozstaniu. Ale ja tak
nie
potrafie. Jest to cena jaka sie placi za bliskosc z drugim
czlowiekiem.
Ja swoja zaplacilem.
I nie wyciagnalem "wnioskow" na przyszlosc. Moje przyjaznie buduje na
tych
samych zasadach co tamta. I nie mialem, odpukac, innych zlych
doswiadczen.
U Ciebie, Selleno, widze ze ciagle problem "zyje" mimo uplywu czterech
lat.
Nic dziwnego, codzienne przebywanie z kims przez 10 lat powoduje
"uzaleznienie".
Na pewno lekarstwem jest czas (wiem ze kazdy tak Ci radzi - ale ja
wiem z praktyki
ze to dziala). Moze potrzebujesz wiecej niz czterech lat?
Na pewno nie mozesz sie JEMU narzucac. Gdyby on wykazywal "dobra wole"
a jego zona Cie
obrazala itp, to mozesz ja olac. Jezeli on dba o swoje "ognisko
domowe" i nie chce
go dla Ciebie narazac, to nie masz szans. A walczac mozesz narazic
swoje malzenstwo.
Na pewno pomaga znalezienie drugiego przyjaciela. Jezeli byl jedynym
(oprocz meza
mam nadzieje) to pustka jest tym wieksza. O prawdziwego przyjaciela
nie jest latwo,
ale rozgladaj sie uwaznie, wartosciowych ludzi jest wielu.
Natomiast jezeli zalezy Ci WYLACZNIE na TYM czlowieku, to przemysl
sobie, czy
nie bylo to mocniejsze uczucie niz przyjazn? Moze jego zona widziala
jak na niego
patrzysz - kobiety maja specjalnie wyczulone oko. Nie musi nawet
chodzic o seks.
Kobiety potrafia byc ZAZDROSNE o rozne rzeczy. Czesto slysze od mojej
zony, ktora
naprawde jast tolerancyjna i wspaniala, teksty typu: " no tak, Eli to
powiesiles
obraz, a ja juz tydzien nie moge sie doprosic zebys...." i tu pada
lista herkulesowych
prac do wykonania w domu. A czy Twoj maz komentuje w jakis sposob te
obecna sytuacje?
Zycze Ci, Selleno, zawzietosci wewnetrznej do pokonania tego ZALU DO
NIEGO.
Postaraj sie mimo wszystko zachowac w sercu te przyjazn. Za rok, za
dwa, moze
wydarzyc sie cos, co zmieni ten obecny układ. A przyjazn to rzadki i
cenny skarb.
Pozdrawiam
Feromon
› Pokaż wiadomość z nagłówkami
1. Data: 2000-09-20 12:16:50
Temat: Re: Przyjaźń ?
"Sellena" <S...@p...onet.pl> wrote in message
news:8qa1k1$r4k$1@news.tpi.pl...
> Witam....
> Chcę Was zapytać co zrobić z "dziwną" przyjaźnią.
> A oto cała jej historia:
> Miałam przyjaciela - takiego prawdziwego, który porozmawiał, doradził i
> pomógł w potrzebie. Trwała ona 10 lat.
> Jest to gość z rodziny więc przebywał u nas prawie codziennie i wszystko
> było oki.
> Jako osoba nie posiadająca rodzeństwa traktowałam naszego wspólnego
> przyjaciela (mojego i męża) jak młodszego brata.
> Odwiedzaliśmy się, rozmawialiśmy na wszystkie możliwe tematy - sami wiecie
> przyjaźń to przyjaźń...
> I nagle bummm.......
> Facet się ożenił i od tego momentu przestało się całkowicie układać.
> Rozmowy stały się jakieś sztywne, na prozaicznie śmieszne tematy.
> Facet zaczął się zachowywać jak po lobotomii. Jakieś plotki, głupoty
> zupełnie bez sensu. Przed tem obgadywaliśmy filozofów.
> Odwiedzał nas z żoną, ale nie mogliśmy znaleźć już wspólnego tematu.
> Ta sytuacja trwa już 4 lata i jest - przynajmniej dla mnie bardzo
uciążliwa.
> Latem tego roku nasze kontakty prawie całkiem się urwały, gdyż w czasie
> mojej wizyty w domu kolegi zaczeliśmy wreszcie rozmawiać normalnie na
> interesujące nas tematy, lecz żona mego przyjaciela oświadczyła z obrażoną
> miną, że "jeśli chcemy sobie porozmawiać to ona może sobie wyjść".
> Od tej pory nie odwiedzamy się wcale, natomiast jego żona przychodzi do
mnie
> jak gdyby nic się nie stało, nawet nie zapowiadając swoich wizyt.
> Wkurza mnie to strasznie, niewiem, może jestem egoistką, ale nie zależy mi
> na jej przyjaźni lecz na jego.
> Jeśli z nim się chcę skontaktować to wykręca się brakiem czasu lub nawałem
> pracy - nie wiem co mam zrobić, a naprawdę zależy mi na tej przyjaźni.
> Może to poprostu olać?
> Nie lubię się narzucać. A może wy coś doradzicie?
>
> Sellena
>
Jak bym siebie widział... Też miałem przyjaciółkę (i to nie jedną) taką
co to można pogadać o wszystkim itd, itd. No i niestety... kiedy zacząłem
zadawac się z panienkami z "zewnątrz"-skończyło się. Byłem ciągle
kontrolowany
gdzie idę i co robię, a już nie daj Boże żebym poszedł do którejś z tych
przyjaciółek!
Wtedy kłótnie, osądy, próby zgadywania co to mogę z nimi robić albo w
najbliższym
czasie zrobię... Wiem, wiem, powinieniem sobie z taką złą kobietą dać
spokój, ale
ja wierzyłem że wkońcu przejrzy na oczy i zrozumie że jak się do tej pory z
żadną z
"tamtych" nie związałem, no to chyba nie zrobię tego teraz. Naiwne to było i
w imię
wyższego celu... nie pamiętam jakiego, jednak wtedy to wydawało się mieć
sens.
Teraz z perspektywy lat widzę że cała tamta "ekipa" się rozpadła, każdy
poszedł
swoją ścieżką, znalazł sobie partnera "skądinąd" i przeszedł indoktrynację i
pranie
mózgu mniej lub bardziej bolesne (moje było naprawdę bolesne). W chwili
obecnej
widzę że jeżeli takie grupy już istnieją, to chyba jedynym sposobem jest
zaakcentowanie
już na samym początku znajomości z kimś spoza grupy że albo zaakceptuje to
środowisko
jakim jest, albo "olewka". Wiem że to jest bardzo techniczne i że można
spytać co z
uczuciami (itd.) ale na moją logikę (wypracowaną latatmi przykrych
doświadczeń) to
jeżeli taka osoba z zewnątrz nie pasuje do Twojego środowiska, to wiązanie
się z nią
będzie prędzej czy później powodowało poczucie wymazywania części swojej
osobowości-"sprzedawania się". Wtedy już tylko pozostaje bilans zysków i
strat, a to
jest przykry moment, kiedy człowiek zdaje sobie sprawę z tego ile stracił w
imie...
ideałów (?).
Nie mniej jednak w tej chwili jestem związany z osobą, która jak bym jej
pozwolił
to by wlazła mi na głowę i z tamtąd nasikała mi na buty ;-) (skorpionem-tak
dla
wtajemniczonych) i jak narazie udaje mi się mozolnie i z oporami odkręcać
przynajmniej
część tego co straciłem podczas wcześniejszych znajomości... jest to
możliwe,a czasem
nawet podbudowujące (czyt. łechczące samczą ambicję), kiedy obserwuje się
jak
taki "kot" daje się mimo wszystko usawić według życzenia "tego kto go
karmi".
Generalnie nie sądzę żeby Twoja sytuacja wymagała "olania", raczej
utrzymywania
ciągle ale powoli rozwijającej się znajomości z Twoim przyjacielem.
Może to zająć rok lub parę lat, ale prawrdziwy przyjaciel "IMHO" zasługuje
na takie
potraktowanie. Zresztą można powiedzieć że on poprostu potrzebuje pomocy,
której Ty wspólnie ze swoim wyrozumiałym małżonkiem możecie jemu udzielić.
Pozdrawiam-Pipok.
>
>
>
>
>
› Pokaż wiadomość z nagłówkami
1. Data: 2000-09-20 12:33:50
Temat: Re: Przyjaźń ?Witam!
Nic nie może wiecznie trwać. Trzeba wiedzieć kiedy się wycofać i kiedy skończyć.
Przeszłość w wymiarze czasu jest zdarzenim jednoczesnym i nie ma żadnego
znaczenia.
Pozdrawiam
Marek.
› Pokaż wiadomość z nagłówkami
1. Data: 2000-09-20 12:47:54
Temat: Re: Przyjaźń ?
Marcin Lisiecki napisał(a) w wiadomości: ...
>Nie wiem, jak inni, ale ja czulbym sie nieswojo, gdyby kobieta, z
ktora
>jestem rozmawiala na wszystkie tematy i zwierzala sie jakiemus
>przyjacielowi, a przede mna miala jakies tajemnice. Czulbym sie nieco
>pominiety i niepotrzebny. Przeciez to wlasnie ja, bedac z nia, chce
byc dla
>niej najwiekszym przyjacielem, ktoremu moze sie zwierzyc, z ktorym
moze o
>wszystkim porozmawiac, ktory ja wyslucha i zrozumie.
Cześć!
Wlasnie ludzie o takim punkcie widzenia powoduja rozbijanie przyjazni
damsko-meskich. Zaznaczam, ze PRZYJAZN damsko-meska jest jak Yeti.
Podobno ktos kiedys ja widzial ;))). Ma szanse na istnienie pod
warunkiem
ze obydwoje pozostaja w satysfakcjinujacych zwiazkach ze swoimi
partnerami.
I o takiej wspanialej przyjazni mowie - a nie o mniej lub bardziej
zawoalowanych
romansach uczuciowo-intelektualnych.
Kobiety zawsze mialy przed mezczyznami tajemnice. Zawsze miedzy
psiapsiolkami
bylo cos waznego do omowienia. Nieraz pewno slyszales "nie podsluchuj,
to nasze
babskie sprawy". Ja tez, jak moj najblizszy przyjaciel wypytuje mnie o
sprawy
zbyt osobiste - zbywam go zartem. I on sie nie obraza, szanuje moja
odrebnosc.
Wiec patrzac od strony PRZYJAZNI nie powinienes sie czuc nieswojo gdy
Twoja
partnerka ma swoje "tajemnice". Nawet jezeli jej przyjacielem jes
mezczyzna.
Jezeli wasz zwiazek nie przezywa oslabienia i nie jest to Twoj rywal
oczywiscie.
Ja osobiscie nie wszystkie klopoty "zanosze do domu". Moja zona jest
moim
przyjacielem, ale to nie powod by jej dokladac zmartwien. Natomiast
bez
oporow wyzale sie przyjacielowi (damskiemu lub meskiemu, slowo
przyjaciolka
ma chyba nieco "seksualne" zabarwienie).
Natomiast MILOSC domaga sie pelnego zespolenia i nie dopuszcza osob
trzecich.
Jest egoistyczna i zazdrosna. Pelna bezrozumnych namietnosci.
Znam malzenstwa typu "papuzki nierozlaczki" co to na imprezie siedza
kolo
siebie i tancza tylko ze soba. Znam inne, ktore bawia sie glownie z
innymi.
Nie znaczy to ze sie nie kochaja. Maja po prostu "inny uklad".
Madrosc polega na tym, zeby zrownowazyc czujnosc i zaufanie. Dbac by
nie bylo
efektu "krotkiej smyczy". Nalezy pamietaz, ze czlowiekowi potrzeba
rowniez
innych ludzi (nie tylko JEDNEGO). Kazdy potrzebuje milosci (TY) i
akceptacji
w grupie (PRZYJACIELE, rowniez plci odmiennej) i jedno powinno
uzupelniac
drugie.
Ale to wszystko IMHO, czyli jak mowia "punkt widzenia zalezy od punktu
siedzenia"
czyli jakie kto mial doswiadczenia tak patrzy na zycie. Amen.
Pozdr
Feromon
› Pokaż wiadomość z nagłówkami
1. Data: 2000-09-20 13:27:34
Temat: Re: Przyjaźń ?Sellena może to nie jest związne z tematem ale ja mam przyjaciółkę którą
znam około 10 lat a od siedmiu się w niej kocham niestety bez
wzajemności....i to mnie boli .Spędzamy ze sobą dużo czasu.Niestety ona
czeka na swój ideał......co za głupota.
Co do ciebie...próbowałaś z nim porozmawiać w cztery oczy.
Poza tym musisz zrozumieć że on ma nowe obowiązki którymi musi się zająć.
› Pokaż wiadomość z nagłówkami
1. Data: 2000-09-20 13:39:24
Temat: Re: Przyjaźń ?
"marek" <m...@f...net.pl> wrote in message
news:39C8AEAE.4EFEF758@fiber.net.pl...
> Witam!
> Nic nie może wiecznie trwać. Trzeba wiedzieć kiedy się wycofać i kiedy
skończyć.
>
> Przeszłość w wymiarze czasu jest zdarzenim jednoczesnym i nie ma żadnego
> znaczenia.
Jak to nie ma znaczenia? Przecież przeszłość ukształtowała teraźniejszość!
No to dla kogo nie ma znaczenia? Chyba dla tego, co nie podlega fizyce
otaczającego go świata... ;-)
Pipok.
>
> Pozdrawiam
> Marek.
>
› Pokaż wiadomość z nagłówkami
1. Data: 2000-09-20 15:39:38
Temat: Re: Re: Przyjaźń ?In article <8qabh3$sqp40@lena.man.rzeszow.pl>, f...@i...pl says...
> Kobiety zawsze mialy przed mezczyznami tajemnice...
itd.
Hm... sporo racji w tym co napisales. Mimo przezycia 20 lat nie jestem
jeszcze w pelni dojrzaly i chyba wiele spraw musze sobie, cholercia,
przemyslec... Pomysle dzis nad tym wszystkim i jutro odpisze kilka slow na
ten temat.
Dzieki za otworzenie oczu na te sprawe i zmuszenie do przemyslenia!
--
Lisek
607 123 453
--
Wygraj bezprzewodowa klawiature i mysz! http://konkurs.rubikon.pl
› Pokaż wiadomość z nagłówkami
1. Data: 2000-09-21 06:21:15
Temat: Re: Przyjaźń ?> [ciach]
> Jak to nie ma znaczenia? Przecież przeszłość ukształtowała teraźniejszość!
> No to dla kogo nie ma znaczenia? Chyba dla tego, co nie podlega fizyce
> otaczającego go świata... ;-)
Przeczytaj jeszcze raz dobrze i chwilkę się zastanów.
Sprawa jest prosta. czas przeszły jest zdarzeniem jednoczesnym - cała
przeszłość zwija się w świadomości człowieka do jednego punktu na osi czasu.
Jeżeli wspominasz przeszłość możesz myśleć: to było wczoraj a tamto 10 lat
temu, ale wewnętrznie nie czujesz różnicy czasu. Oba zdarzenia istnieją w
Twojej głowie jednocześnie.
To, że coś pamiętasz lepiej, a co innego gorzej, czymś się bardziej przejąłeś
a innym mniej, dzięki jakiemuś zdarzeniu jesteś dziś szczęśliwy lub bogaty to
już całkiem inna bajka.
Przeszłość w umyśle człowieka nie ma wymiaru - jest jednoczesna i dzięki temu
mozemy być choć trochę zrównoważeni.
Pozdrawiam
Marek.
› Pokaż wiadomość z nagłówkami
| « poprzedni wątek | następny wątek » |