| « poprzedni wątek | następny wątek » |
1. Data: 2004-02-09 08:25:40
Temat: Re: Białe małżeństwo po pierwszej ciąży.
> PS: mam nadzieje ze rozumiesz o co mi chodzi. :)
Nie kumam, to dla mnie za trudne.
pozdrawiam
vonBraun
--
Wysłano z serwisu OnetNiusy: http://niusy.onet.pl
› Pokaż wiadomość z nagłówkami
Zobacz także
1. Data: 2004-02-09 11:42:41
Temat: Re: Białe małżeństwo po pierwszej ciąży.vonBraun:
> Nie kumam, to dla mnie za trudne.
Chodzi ogolnie o odpowiedzialnosc psychologa za negatywne
skutki uboczne wzmacnianych przez niego zachowan pacjentow.
Fakt, dosyc abstrakcyjna sprawa. :)
Czarek
› Pokaż wiadomość z nagłówkami
1. Data: 2004-02-09 13:52:16
Temat: Re: Białe małżeństwo po pierwszej ciąży.> Nie kumam, to dla mnie za trudne.
Generalnie chodzi o to, że Czarek nie lubi "ograniczonych buddystów",
a że mi obiecał już, w tym wątku, ze ze mną nie będzie rozmawiać, to
próbuje swój niedosyt zrealizować przez czepianie się innych, którzy
w tej dyskusji uczestniczą i "trzymają moją stronę" ...
:)))))))))
› Pokaż wiadomość z nagłówkami
1. Data: 2004-02-09 14:20:43
Temat: Re: Białe małżeństwo po pierwszej ciąży.TAki Ktoś:
> Generalnie chodzi o to, że Czarek nie lubi "ograniczonych buddystów",
> a że mi obiecał już, w tym wątku, ze ze mną nie będzie rozmawiać, to
> próbuje swój niedosyt zrealizować przez czepianie się innych, którzy
> w tej dyskusji uczestniczą i "trzymają moją stronę" ...
> :)))))))))
Wow! :))
Obawiam sie ze zaczynam powoli ~rozumiec nie tylko "luba", ale
takze juz nawet 'zlego' tate. ;D
Panie doktorze, czy bardzo zle ze mna? :)))))))
BTW zycze Ci aby "luba" jak najpozniej odniosla podobne wrazenie. :)
Doktorze. ;)))))
PLONK. :))
Czarek
› Pokaż wiadomość z nagłówkami
1. Data: 2004-02-09 16:52:45
Temat: Re: Białe małżeństwo po pierwszej ciąży.> > Nie kumam, to dla mnie za trudne.
>
> Generalnie chodzi o to, że Czarek nie lubi "ograniczonych buddystów",
> a że mi obiecał już, w tym wątku, ze ze mną nie będzie rozmawiać, to
> próbuje swój niedosyt zrealizować przez czepianie się innych, którzy
> w tej dyskusji uczestniczą i "trzymają moją stronę" ...
> :)))))))))
Czarkowi chodzi o coś innego
(choć nie rozumiem o co
ale pewnie się dowiem)
Cudzysłów przy
"trzymają moją stronę"
należy bardzo uwydatnić
ponieważ jestem bardziej
po stronie
twojego małżeństwa
niż twojej, choć
oczywiście to co piszę można
interpretować i czytać wybiórczo.
I przy okazji, pomyślcie
o terapii małżeńskiej już teraz
zamiast za 15 lat,
nikt wam tam nic złego nie zrobi
a terapeuta nie "stanie po stronie żony",
po prostu nauczycie się paru konstruktywnych
umiejętności i tyle.
Trzymajcie się
vonBraun
--
Wysłano z serwisu OnetNiusy: http://niusy.onet.pl
› Pokaż wiadomość z nagłówkami
1. Data: 2004-02-10 08:35:29
Temat: Re: Białe małżeństwo po pierwszej ciąży.> Czarkowi chodzi o coś innego
> (choć nie rozumiem o co
> ale pewnie się dowiem)
>
> Cudzysłów przy
> "trzymają moją stronę"
> należy bardzo uwydatnić
Zgadza się, BARDZO uwydatnić ;)
> ponieważ jestem bardziej
> po stronie
> twojego małżeństwa
> niż twojej, choć
> oczywiście to co piszę można
> interpretować i czytać wybiórczo.
Nie wiem, jakie wszyscy odnoszą tu wrażenie, ale
ja naprawdę (w swojej daleeeko subiektywnej ocenie)
nie przyszedłem tu po to, by zbierać argumenty "za sobą
a przeciw żonie". Jeśli już, to argumenty "za tym we mnie,
co może być uzdrawiające dla naszego małżeństwa".
A całą moją dyskusję z Czarkiem należy traktować po prostu
z duuużym przymrużeniem oka.
I tu nasuwa mi się kilka spostrzeżeń, związanych z całą
dyskusją. Można wg. mnie, o dziwo, potraktować ją
jako pewien rodzaj terapii. Kilka razy padło tu twierdzenie,
że "przez net się nie da". Ja jednak widzę w takich dyskusjach
ogromny potencjał. Warunek konieczny: osoby uczestniczące
powinny zwrócić uwagę, na role, jakie w niej zaczynają grać.
A role te wynikają bezpośrednio z tego, jak "pacjent"
je wyznacza (ustawia). I te role umiejętnie eksploatować.
Ty vonB, nie powiedziałbyś mi tyle, gdyby nie to, że
mogłeś obserwować moje interakcje z innym uczestnikami.
A te interakcje, gdyby uczestnicy byli bardziej "świadomi
swojej roli" można by dalego bardziej pogłębić. Po co ?
Po pierwsze po to, by osoba taka, jak Ty, którą widzę
tutaj jako jedną z bardziej kompetentnych (a która przyjęła
na siebie rolę "głównego terapeuty" :) miała większe pole do
obserwacji.
Po drugie: ponieważ być może sam fakt, że osoby zaczynają
grać pewne role i dają się ustawiać, daje "pacjentowi"
ogromną wiedzę o sobie samym i sytuacji, w której się znajduje.
Widać np. gdzie się pojawiają opory i czegi nie da się szybko
ustawić. A jak to powiedział niejaki Bert Hellinger
"Właściwa pomoc nie przychodzi od ludzi, lecz od rzeczywistości...
od widzialnej już rzeczywistości....gdy rzeczywistość zostaje
wyprowadzona na światło dzienne, trudno jest już ją zignorować ...
nawet ci którzy jej nie widzą, nie mogą już powiedzieć,
że im jej nie pokazano. Pokazano im co czynią. Nie mogą
udawać niewinnych, jak przedtem."
Ja od siebie mogę jedynie powiedzieć, że był to z mojej
strony unikalny eksperyment (a problem, który przedstawiłem
jest jak najbardziej rzeczywisty, choć w tej chwili wygląda
już inaczej :), jedyny w swoim rodzaju w moim życiu.
Niezależnie od tego, jakie role grali tutaj różni przypadkowi
ludzie i na ile byli ich świadomi, dyskusja nie utknęła
w żadnym punkcie na jakimś zjawisku niekontrolowanym,
żyjącym własnym życiem i spychającym wszystko
w martwy punkt. A świadczy to jednak o dużej samoświadomości
ludzi na tej grupie (na szczęście !). Myślę jednak, że
na drugi raz mogą dostać w swe ręce znacznie mniej
"wdzięcznego" "pacjenta".
I tu właśnie drobna uwaga do cbnet'a: dlaczego nie chciałeś
zostać moim tatą ? :)))
A może właśnie nim byłeś ? Tylko dlaczego się spoufalasz
z terapeutą ? He, he ...
No to tyle tych pseudopsychologicznych wymysłów .... :)
Może kogoś zainspirowałem, może nie ... Niestety ja w tym
życiu raczej nie będe tych rozważań metodologicznie
rozwijał, bo niestety, wyspecjalizowałem się w innej
dziedzinie ...
> I przy okazji, pomyślcie
> o terapii małżeńskiej już teraz
> zamiast za 15 lat,
> nikt wam tam nic złego nie zrobi
> a terapeuta nie "stanie po stronie żony",
> po prostu nauczycie się paru konstruktywnych
> umiejętności i tyle.
Jak już "obiecałem" - bardzo poważnie to rozważam,
zależnie od obserwacji, które poczynię w najbliższym
czasie, jeśli zauważę, że sprawy małżeńskie schodzą
znowu na "krzywe tory", to tym razem rozwiązanie
będzie już jednoznaczne: terapia małżeńska. Porozmawiam
też nieco głębiej z żoną o pewnych sprawach.
> Trzymajcie się
>
> vonBraun
Jeszcze raz dzięki wszystkim !
Kobietom w sposób szczególny jestem wdzięczny, że
"otworzyły swoje serca i umysły".
Wam też życzę powodzenia z Miśkami !
› Pokaż wiadomość z nagłówkami
1. Data: 2004-02-10 09:13:24
Temat: Re: Białe małżeństwo po pierwszej ciąży.Aha, słowa (i metodę) Berta Hellingera można by
potraktować jako pewne tło do rozważań na temat:
"jaka doza ~zachowawczości jest dopuszczalna" ;)
W tej metodzie pacjent ustawia wszystko po swojemu,
terapeuta zaś skupia się na wykrywaniu luk i drążeniu
tematów, które mogą je wypełnić.
A żeby nawiązać z pacjentem kontakt, trzeba go
nieco po główce pogłaskać i zachęcić do "gry w szachy",
jak mi się wydaje ...
No to pa ...
› Pokaż wiadomość z nagłówkami
| « poprzedni wątek | następny wątek » |