« poprzedni wątek | następny wątek » |
1. Data: 2004-09-05 18:32:00
Temat: Chorobliwa miłość matki pomóżcie!Witam!!!
Nie wiem jak zacząć ten list. Jest mi bardzo ciężko. Ale przecież ktoś to
musi zrobić bo tak dalej być nie może. Zacznę może od początku. Na imię mam
Sebastian mam 27 lat i mieszkam w Poznaniu. Nie to jest jednak ważne. Tak
samo jak mniej ważne jest to iż jestem osobą niepełnosprawną (poruszam się
wyłącznie na wózku). Nie ma to większego znaczenia gdyż list ten nie będzie
dotyczył mnie a jedynie mojej dziewczyny, która sama nie ma sił aby coś
napisać.
Zacznę więc od przedstawienia faktów. Moja dziewczyna ma 23 lata i także
jest osobą niepełnosprawną chorą na zanik mięśni. Przez swoją chorobę jest w
80% uzależniona od osób trzecich. Ponieważ mieszka na 2 piętrze w bloku
nigdzie nie może wyjść sama mimo że ma wózek elektryczny którym mogła by
jeździć. Mimo to mamy spore grono przyjaciół które nam pomaga. Można zapytać
w czym więc problem? Problem tkwi w jej matce. Mimo, że moja ukochana już
dawno przekroczyła próg pełnoletności jej matka zachowuje się jakby miała
lat 10. Nie pozwala jej wychodzić kiedy chce tylko musi się tłumaczyć
"Gdzie? Do kogo? Z kim? Na jak długo?" wychodzi. Rozumiem, że się niepokoi
ale to przesada aby dziewczyna musiała wracać o 22 do domu bo dostanie burę
i zakaz wychodzenia.
To nie wszystko. Od dawna Agnieszka (bo tak ma na imię moja dziewczyna) nie
nosi ze sobą dowodu osobistego bo oczywiście mama jej zabrała mówiąc ze
zgubi i że jej jest bardziej potrzebny bo załatwia jej sprawy. Nie rozumiem
tego gdyż sam jestem jak pisałem niepełnosprawny i jeśli jakąś sprawę pomaga
mi załatwić moja matka lub ktokolwiek inny to daję dowód osobisty na czas
załatwienia sprawy i odbieram potem.
Jestem z Agnieszką już ponad rok jako para i dużo więcej widzę niż kiedyś
gdyż zaczęła mówić mi co się dzieje w domu a i ja zacząłem się baczniej
przyglądać. Znam ją dużo dłużej gdyż wcześniej byliśmy przyjaciółmi i
traktowałem ją jak siostrę. Przez pierwsze pół roku było wszystko OK., jeśli
chodzi o mnie i jej mamę. Pomogła mi nawet załatwić nowy wózek jakby chcąc
pokazać "Jaka to ona jest uczynna i ile może". Niestety po jednej dość
ostrej wymianie zdań gdy powiedziałem że Agnieszka ma prawo sama decydować o
sobie wszystko legło w gruzach. Teraz jestem "ten zły" gdyż mówię że
Agnieszka ma prawo mieć swoje zdanie niekoniecznie zgodne z kogokolwiek
innym (nawet moim zdaniem). Przecież każdy ma prawo do swojego zdania.
To nie koniec te rzeczy widzi wiele osób (tj. wracanie przed 22 i np.. bura
przy wszystkich za zbyt późny powrót i zakaz wychodzenia). Są jednak rzeczy
o których nie wiele osób wie. Kilkakrotnie Matka uderzyła Agnieszkę ręką w
twarz. Pomijam fakt że stale ją "dołuje" mówiąc że przecież jest słaba i nie
poradzi sobie jeśli się czegoś podejmie. Jeśli zaczyna coś robić to w
tajemnicy przed matką. I tak skończyła między innymi kurs "wprowadzenie do
psychologii" prowadzony przez Internet. Wcześniej skończyła jakoś liceum i
akademię technik komputerowych. Dlatego nie widzę powodów dla których można
wysunąć wniosek że sobie nie poradzi. Zresztą jeśli nawet by się coś nie
udało to warto przecież spróbować.
Piszę ten list gdyż dziś przelała się szala goryczy. Matka nie pozwoliła jej
iść ze mną i z naszą znajomą (którą de facto jej matka akceptuje) na działkę
do mojego brata. Wyjście to było specjalnie zaplanowane już od tygodnia.
Rezygnacja z niego "pokrzyżowała" nie tylko plany moje i Agnieszki ale także
mojego brata. Matka jej powiedziała że była to "kara" za to że wczoraj
Agnieszka powiedziała że idzie na koncert a cały dzień spędziła u mnie. Czy
można "karać" kogoś kto ma 23 lata? Nie wiem ale chyba nie. Agnieszce zdarza
się że nie mówi matce prawdy bo boi się że jej nie wypuści nigdzie z nikim.
Szczególnie jeśli chodzi o wyjście do mnie. Dla tej kobiety spotkanie dwa
razy w tygodniu to już za dużo. Pomijam fakt że kiedyś Agnieszka z powodu
tego że kłóciła się z matką o coś nie została położona do łóżka "za karę".
Teraz napiszę jak wygląda ta sytuacja z zewnątrz i dlaczego piszę do
Państwa. Z zewnątrz sytuacja wygląda tak. Matka Agnieszki jest w separacji z
jej ojcem (nie mieszkają razem) i w związku z tym całą swą chorobliwą miłość
przelała na córkę. Niestety jest to miłość granicząca z obłędem i
zazdrością. Bo przecież nikt nie potrafi się zaopiekować Agnieszką tak jak
ona. Nie jest to prawda gdyż puszcza ją na obozy organizowane przez
stowarzyszenie niepełnosprawnych i zawsze ma dobrą opiekę. Ostatnio matka
Agi była w szpitalu i też koleżanka się nią zajmowała przez 3 dni i wszystko
było OK. A więc nie jest "niezastąpiona". Z zewnątrz wygląda to na spokojną
rodzinę niepełną. Tzn. Ojca brak ale przecież obrotna matka wszystko
załatwi. I rzeczywiście Aga ma w domu prawie wszystko, poza miłością. Matka
załatwiła jej komputer stałe łącze internetowe. Ma dwa wózki akumulatorowe
jeden domowy i jeden na dwór, co nie jest przecież tanie i nie łatwo
załatwić. Agnieszka śpiewa na festiwalach piosenki dla osób
niepełnosprawnych. Więc matka ją wszędzie wozi choć czasem jej się już
odechciewa śpiewać. Ale oczywiście mama się cieszy bo jest w zainteresowaniu
innych poprzez swoją córkę.
Mamy spore grono znajomych. Wśród nich około 5 zna sytuację z kłótniami i
byli ich świadkami. Reszta wie o rygorystycznych ograniczeniach jej mamy bo
nie sposób tego ukryć. Nie wiele jest osób które wie o biciu itp. To raczej
ja powiedziałem paru osobom o tym nie dawno. Po prostu Agnieszka na tyle mi
ufa że powie co się dzieje za zamkniętymi drzwiami. Być może czasem
atmosfera jest "nakręcona" przez obie strony i nie neguję tego, bo każdy
chce mieć rację. Ale czy to upoważnia kogoś do uderzenia osoby słabszej i
ograniczania i tak już ograniczonego życia?
Wracając do znajomych to są uczynni. Wychodzą z Agnieszką i odwożą ją.
Wnoszą na piętro. Ale żadne nie chce się mieszać w jej życie prywatne. Każdy
jak mówi "chce być fair wobec Agnieszki i wobec jej mamy". Niestety
Agnieszka w razie kłótni nie ma szansy nawet wyjść sama mimo że nie raz
chciała to zrobić aby się odizolować. Bo przecież nikt nie przyjdzie po nią
(prosiliśmy kilka razy) żeby się nie mieszać. Wtedy nie ma do pomocy nikogo.
Agnieszka postanowiła sama rozwiązać te problemy. Gdy była okazja i mniej
kłótni zaproponowała mamie żeby iść do psychologa na terapię. Koleżanka
załatwiła jej wizytę. To jest terapia rodzinna. Niestety matka była tylko
raz i to sama a nie z nią. Ja byłem z Agnieszką kilkakrotnie, ale to
przecież nie w nas tkwi problem a jej matki nie zmusimy do pójścia. Wobec
czego terapia jest wielkim "Niewypałem". Od jakiegoś czasu Agnieszka ma już
nawet myśli samobójcze bo nie może znieść tego uzależnienia od matki. Mówiła
że kiedyś już chciała łyknąć jakieś tabletki jak mnie jeszcze nie znała. Na
razie jakoś jej pomagam i wspieram duchowo. Podobno jak samobójca mówi że
skończy ze sobą to tego nie zrobi i na razie tak jest. Ale jak długo jeszcze
będzie mi mówić o tym? A kiedy zrobi to bez mówienia? Nie chcę się o tym
przekonać.
Pomysł na rozwiązanie problemu jest ale na razie nie wykonalny. Matka i
Agnieszka powinny być odizolowane od siebie. Niestety Ja nie mogę wziąć Agi
do siebie bo sam mam dwoje rodziców chorych (matka po bypasssach a ojciec po
wylewie ledwo chodzi) więc nie mogę im "ściągnąć" do domu jeszcze jednego
problemu. Dodam że nie chodzi o opiekę. Jestem na tyle sprawny ze potrafię
Agnieszkę ubrać, posadzić na wózek, czy przesadzić na łóżko. W nocy trzeba
Agnieszkę przewracać bo cierpnie. W domu robi to jej matka (kiedyś
powiedziała po jednej męczącej nocy "Dlaczego mnie ona woła" jakby to była
wina Agi ze jest niepełnosprawna) Ale z tym też umiem sobie poradzić.
Problemem są kąpiele i toaleta. Ale nie to jest powodem że nie mogę jej
wziąć do domu ale mała ilość miejsca. Mamy już dwa wózki w domu (ja i tata)
a mama ma też kłopoty z chodzeniem bo ma zwyrodnienie stawu biodrowego. Mam
brata ale on ma swoją kobietę i mieszka oddzielnie. Podobnie jest z bratem
Agnieszki. Jest o kilkanaście lat starszy i mieszka z żoną i dziećmi
oddzielnie. Rzadko bywa u Agnieszki i z tego powodu nie widzi całej sytuacji
albo nie chce jej widzieć bo pewnie też w dzieciństwie przeżył rozstanie
rodziców. Myślałem o wynajęciu dla Agnieszki mieszkania ale skoro ona nie ma
nawet swojego dowodu osobistego to nie wiem co zrobić. Rentę też zabiera jej
matka.
Pytanie jest co zrobić? Myślałem już nawet o wezwaniu policji jeśli matka ją
uderzy lub będzie mocno się awanturować. Ale to pomoże na 10 minut, uspokoi
się a następnego dnia będzie to samo. Zresztą Policja pojedzie a Agnieszkę
musi ktoś położyć do łóżka i znów jest pod presją matki.
Ja rozumiem że można się o kogoś troszczyć. Rozumiem że może nie chcieć aby
Agnieszka późno wracała bo musi ją jeszcze przebrać w piżamę i położyć. Ale
dlaczego Aga nie może mieć swojego zdania i wychodzić gdzie chce w ciągu
dnia jeśli to nie angażuje jej matki bo wychodzi z naszymi znajomymi dla
których to nie jest problem.
Napisałem ten list gdyż przeczytałem na jednej stronie "kiedy osoba jest pod
przemocą w rodzinie" i większość punktów odnosi się do Agnieszki. Poza tym
Agnieszka interesowała się takimi problemami i przeczytaliśmy książkę
"Toksyczni rodzice" I także to poświadcza że jej mama jest takim rodzicem.
Poza tym ja sam przeszedłem podobną mękę i nie chcę aby Agnieszkę spotykało
to samo. Jeszcze kilka lat temu mój ojciec pił i robił awantury. Od czasu
gdy ma wylew i nie może sam sobie w pełni poradzić problem zniknął. Mama
zabiera rentę a ojciec nie mając funduszy i sił aby zbyt wiele chodzić nie
pije. Czasem ma jakieś złe nastroje ale to raczej przez chorobę. Dlatego
wiem co można w rodzinie przeżyć i jak to wygląda. Różnica polega na tym że
mam twardy charakter i nie zamykam się w sobie. Dla mnie nie było wstydem
powiedzieć że mój ojciec pije bo to nie ja tylko on. No i zawsze miałem siłę
w dążeniu do celu bo przecież "Ja mu pokażę że nie jestem beznadziejny".
Dlatego dobrze się uczyłem i w zeszłym roku skończyłem studia (Politechnikę
Poznańską kierunek elektronika i telekomunikacja) co dla człowieka na wózku
nie jest łatwe. Niestety ta sytuacja mojej dziewczyny mnie trochę przerasta.
Wiem że ją kocham i chcę jej pomóc. Niestety z zewnątrz to jej mama ma
nieskazitelną opinię i jest "super" a niektórzy myślą że Aga wymyśla. Gdybym
był pełnosprawny pewnie już dawno bym ją zabrał od matki ale cóż nie zawsze
jest tak jak się chce. Kiedyś napisałem pewną sentencję i chyba jak ulał
pasuje do chorobliwej miłości jej matki i naszej normalnej miłości.
Miłość jest jak woda,
Bez niej człowiek usycha,
A z jej nadmiaru gnije.
Proszę o odpowiedzi jeśli ktoś ma jakieś pomysły jak pomóc.
Z Poważaniem
Sebastian M.
› Pokaż wiadomość z nagłówkami
Zobacz także
1. Data: 2004-09-05 18:44:03
Temat: Re: Chorobliwa miłość matki pomóżcie!
Użytkownik "Mantis" <m...@g...pl> napisał w wiadomości
news:chfltr$ofp$1@inews.gazeta.pl...
> Witam!!!
>
>
Wg mnie jedynym rozwiazaniem pozostaje walka z matka
Dzwonisz na policje zglaszasz zabranie dowodu i tyle
z tym ze musisz to mieszkanie wynajac spakowac agnieszka i wyniesc sie od
mamy
Jesli tego nie zrobice i matka nie podda sie terapii nie ma mowy o tym zeby
sie cos zmienilo
Takie jest moje zdanie pozdrawiam i wspolczuje
Grzegorz S.
› Pokaż wiadomość z nagłówkami
1. Data: 2004-09-05 22:33:02
Temat: Re: Chorobliwa miłość matki pomóżcie!
Użytkownik "Mantis" <m...@g...pl> napisał w wiadomości
news:chfltr$ofp$1@inews.gazeta.pl...
> Witam!!!
>
> Nie wiem jak zacząć ten list. Jest mi bardzo ciężko. Ale przecież ktoś to
> musi zrobić bo tak dalej być nie może. Zacznę może od początku. Na imię
mam
> Sebastian mam 27 lat i mieszkam w Poznaniu. Nie to jest jednak ważne. Tak
> samo jak mniej ważne jest to iż jestem osobą niepełnosprawną (poruszam się
> wyłącznie na wózku). Nie ma to większego znaczenia gdyż list ten nie
będzie
> dotyczył mnie a jedynie mojej dziewczyny, która sama nie ma sił aby coś
> napisać.
Bardzo ciekawy list !
Sebastianie, nie jestem specjalistą ani nigdy nie byłem blisko problemów
osób niepełnosprawnych. Ale powiem cosik od siebie.
Z tego co piszesz rzeczywiście wygląda na to, że Twoja Aga jest ofiarą
manipulacji emocjonalnej ze strony swojej matki. Jej matka na chorobie
córki zbudowała całe swoje życie i teraz, w obliczu prób usamodzielnienia
się Agi, traci wszystko, co jest treścią jej życia. Jest to typowa
chorobliwa
nadopiekuńczość i jako taka należy do form przemocy psychicznej.
Czyli masz rację - jej matka stosuje przemoc psychiczną. I bez względu na
okoliczności kalectwa córki na pewno nie można tego uznać za właściwe.
Tyle, że fakt głębokiego kalectwa nie jest tu oczywiście bez znaczenia:
kalectwo fizyczne prowokuje i pogłębia patologiczną sytuację emocjonalną.
Tego typu problemy chyba nie są rzadkością w podobnych rodzinach
- widziałem podobny typ matki w rodzinie, w której starszy syn miał
porażenie mózgowe a w opiece pomagała matce córka. Ojciec w separacji
- mieszkał oddzielnie, przychodził w odwiedziny.
Wielka szkoda, że jej matka tak szybko zrezygnowała z terapii.
Mówi się, że z terapii najszybciej rezygnują osoby, które czują się
przez nią zagrożone. Wygląda to więc na typowy unik.
Widzisz, być może nie do końca rozumiesz jej matkę i dlatego nie bardzo
wiesz co masz robić.
Jej mama od zawsze była za Agę odpowiedzialna, a mówiąc wprost:
decydowałą o jej życiu i śmierci. Przy takim kalectwie słowo-klucz
"śmierć" ma wg. mnie duże znaczenie. Dotąd zawsze podstawową
troską matki było: ma żyć. Wobec ogromu trudów i wyrzeczeń,
z jakimi musiała się spotkać przy opiece nad córką, wbudowała
sobie mnóstwo mechanizmów-automatyzmów, które ułatwiły jej
poruszanie się w tych nietypowych zadaniach w sposób minimalizujący
wysiłek. Na tych automatyzmach jest zbudowana osobowość matki
Agi i trzeba to jasno powiedzieć - dzięki nim Aga dotarła do tego
punktu życiowego, w którym się teraz znajduje.
Powstała jednak trudna sytuacja, do której dochodzi w każdej rodzinie
z doroślejącym dzieckiem: dziecko samo chce decydować o tym,
jak będzie dalej żyć. W przypadku sytuacji Agi jest to wręcz:
CZY będzie dalej żyć.
Ty jako osoba jesteś postrzegany jako zagrożenie dla córki, ponieważ
wg. matki jesteś za słaby, by podołać roli jaką ona dotąd spełniała - musisz
zorganizować opiekę Adze. To jest zresztą zapewne jej wersja oficjalna.
To co piszę chyba wydaje Ci się oczywiste.
A teraz to, co mi się wydaje ważne: wg. mnie człowiek dorosły, sprawny
umysłowo MA PRAWO decydować o swoim życiu, nawet, jeśli
podejmowane decyzje są ryzykiem dla samego życia. W przypadku Agi
są takim ryzykiem. Ale to wg. mnie wybór mieszczący się całkowicie
w jej kompetencjach, nie w kompetencjach matki.
Zresztą mowa o myślach samobójczych: to też pewnego rodzaju demonstracja
"ja tu teraz decyduję, co dalej ze mną będzie".
Osobiście więc mogę zrobić tylko (ale może i aż) tyle: utwierdzam Cię
w przekonaniu, że Aga ma prawo decydować o sobie, że jej matka
stosuje regularną przemoc (nawet jeśli by jej nie biła) i nie jest to
uzasadnione,
ponieważ nawet w tej złożonej sytuacji jest tysiąc sposobów, by zachować
się inaczej i traktować córkę inaczej, tak samo jak i jej chłopaka.
Teoretycznie jest tysiąc sposobów.
Jednakże jej matka jest jaka jest i na pewno można spojrzeć na to z tej
strony:
odejście córki z domu pod opiekę kogoś innego będzie dla matki ogromnym
cierpieniem. Ale ona "sama" musi sobie z tym poradzić. Aga zaś musi znaleźć
przede wszystkim siłę - powinna się matce wyraźnie przeciwstawić. Jej siłą
powinien być rozsądek i zrozumienie, że jej matka inna raczej nie będzie
- jej psychika jest nastawiona na to, by wszystko, co dzieje się z córką
przepuszczać przez wzmacniacz i traktować cholernie osobiście. To jeden
z tych samozachowawczych mechanizmów.
I na koniec dodatkowa uwaga do Ciebie: piszesz "Wiem że ją kocham i chcę
jej pomóc." Myśle, że jej matka użyje tych samych słów w stosunku do córki.
Wg. mnie powinieneś uważać w swoim poczuciu "misji niesienia pomocy".
Sytuacja jest na tyle nietypowa i trudna, że musisz zachować się dużo
dojrzalej
niż "przeciętny zakochany młody człowiek". Twoja miłość może być pomocna
w przeprowadzaniu skomplikowanych operacji, ale nie ona uzasadnia Twoje
postępowanie. Traktuj swoją miłość jako siłę napędową do działań, a nie
motyw uzasadniający ich słuszność. Mam nadzieję, że rozumiesz o czym mówię.
Jej matka też działa pod wpływem swoiście rozumianej miłości i to właśnie
matczyna miłość kazałą jej stworzyć mechanizmy samozachowawcze, z którymi
Ty teraz walczysz. I pamiętaj: najwięcej do zrobienia ma w tej sprawie Aga.
To ona teraz dojrzewa, ona musi najintensywniej tę sytuację przepracować,
zrozumieć i ... podjąć decyzje, a potem je realizować. Ty nie grasz tu
pierwszych
skrzypiec. Nie pozwalaj sobie na myśl, że ty zapewnisz jej lepsze życie, niż
zapewniła jej matka. Skoro jest dorosła i sprawna umysłowo, to musi
psychicznie
stać się niezależna - niezależna od matki i niezależna od swojego chłopaka.
I wybrać. NAwet, jeśłi dla Ciebie będzie to utrata.
No ...
A na koniec: jak sytuacje ewidentnej przemocy będą się powtarzać do
sięgnijcie
naprawdę po pomoc z zewnątrz, np. policji(?). Ale niech Aga o tym decyduje.
Zresztą obracacie się chyba w różnych środowiskach ludzi o podobnych
problemach, kwestia przemocy w rodzinie pewnie jest gdzieś "pod ręką" ?
Jak w ogóle wygląda sytuacja prawna Agi ? Na jakiej podstawie jej matka
przejmuje rentę ? Musicie dowód odzyskać, jeśli matka Wam tego nie
umożliwi, to trzeba twardo walczyć.
Myślę też jednak, że trzeba z jej mamą po prostu rozmawiać. Bez oskarżeń.
Jej może powinieneś mówić o swoich uczuciach.
O śmierci.
Po prostu rozmawiać z nią i łagodzić napięcia, nie je zaogniać.
› Pokaż wiadomość z nagłówkami
1. Data: 2004-09-06 03:06:29
Temat: Re: Chorobliwa miłość matki pomóżcie! cd.
Użytkownik "Redart" <r...@w...op.to.pl> napisał w wiadomości
news:chg46l$rbl$1@news.onet.pl...
> Bardzo ciekawy list !
> Sebastianie, nie jestem specjalistą ani nigdy nie byłem blisko problemów
> osób niepełnosprawnych. Ale powiem cosik od siebie.
Na wstępie podziękuję za dogłębne wczytanie się w mój problem, gdyż wiem że
ludziom nie chce się czytać podobnych (dla nich może nawet bzdurnych)
tekstów. Napisałem tu gdyż nie widzę niektórych możliwości. W zasadzie to
wszystko o czym napisałeś wiedziałem wcześniej ale faktycznie mnie
przekonałeś do tego że jest źle i napewno nie z mojej winy ani chyba
Agnieszki (przynajmniej nie w 100% jej wina) bo przecież prawo do
niezależności jest naturalnym prawem. Gdy byliśmy u psychologów to
przyrównali to do pewnego opóźnienia. Poprostu faza "buntu" zazwyczaj
przypada na lata nastolatków. Ponieważ Aga była pod kloszem i nie do konca
zdawała sobie sprawę co to uczucie i samodzielność problem "wypłynął"
dopiero teraz.
Niestety chciałem być miłym dla jej matki i pomagać może nawet jej czy w
jakiś sposób odciążyć od Agnieszki i kontrolowania jej 24h. Niestety
problemy zaczęły się odkąd jak mówiłem powiedziałem że Aga może mieć swoje
zdanie. To działa na jej matkę jak przysłowiowa "płachta na byka". Nie
przyjmuje do wiadomości że ktoś może mieć inne zdanie lub potrafi się równie
dobrze nią opiekować. Nigdy chyba nie pomyślała że ktos pomaga Agnieszce bo
ją lubi i jest jej przyjacielem (nie mówię tutaj o sobie) tylko zawsze że to
musi być z litości lub jakiś interes.
Kiedyś zimą zabroniła jej wychodzić bo było zimno. Rozumiałem że trzeba dbać
o zdrowie i zaniosłem jej do wyboru dwa takie śpiworki na wózek żeby
Agnieszce było ciepło w nogi gdy będzie jechać do mnie. Choć to tylko około
1000m. Agnieszka nie miała takiego czegoś tylko zwykły kocyk z polaru którym
w razie mrozu się okrywała. śpiworki były o wiele cieplejsze i bardziej
szczelne. Oczywiście matka ich nie przyjęła bo powiedziała że i tak ona
nigdzie nie wyjdzie bo jest zimno i jej to nie potrzebne. Nie wiem może
poczuła to jak wytknięcie że nie dba o nią ale ja poprostu chciałem dobrze a
u mnie i tak leżały i się kurzyły. Dziwne też że z powodu mrozu nie mogła
iść do mnie ale dzień wcześniej przy takim samym mrozie mogła ją zabrać do
swojej znajomej.
Takich sytuacji mógłbym wymieniać i wymieniać. Niestety w oczach jej matki
jestem przegrany i wiem że nawet jakbym stanął za przeproszeniem na żęsach
nic nie osiągnę. Nie zbuduję już szacunku. Nie ważne jakie mam wykształcenie
co robię itp.
Może teraz trochę się będę przechwalał, ale na pewno nie jedna matka
chciałaby aby jej córka miała człowieka po studiach (skończylem Politechnikę
Poznańską i mam tytuł mgr inż.), który w dodatku jako hobby uprawia taniec
na wózkach i jest w tym mistrzem polski. Niestety tytuły i osiśgnięcia się
nie liczą. Dla Agnieszki też się nie liczą ale liczę się ja, jako osoba.
Powiem szczerze że nie chcę aby Agnieszka miała broń boże mieć stale takie
zdanie jak ja tylko mieć prawo do swojego zdania. Bo czyż miło mieć żonę
która na pytanie o poradę "Jaki krawat założyć" odpowie "Tobie we wszystkim
dobrze załóż co uważasz za dobre". ja osobiście nie chciałbym mieć takiego
"Przyklaskiwacza"
Z tych wszystkich powodów nie mogę nawiązać dialogu z jej matką, gdy tylko
widzi mnie gdziekolwiek to zaraz pod nosem gada "O boże" Powiem szczerze że
mnie nie zależy żeby mnie lubiła tylko że przez to nie lubienie udziela się
atmosfera Agnieszce i tylko dlatego chciałbym aby była nić porozumienia.
Dla odmiany powiem że moja mama jak rozpoczynałem związek spytała tylko "Jak
ty sobie to wyobrażasz?". Gdy powiedziałem szczerze wtedy że jeszcze nie
wiem ale chcę spróbować i że przecież nie biorę od razu ślubu uspokoiła się.
Teraz bardzo lubi Agnieszkę i nawet będąc w sanatorium i rozmawiala ze mną
przez telefon, kazała mi ją pozdrowić choć o niej nie wspominałem. Na
imieniny czy z jakiejś okazji też kupuje jej czasem jakiś drobiazg. Może to
wynika z tego, że choć jedną synową chce mieć "przy sobie" z moją bratową
ma bardzo złe stosunki. A może to wynika poprostu z natury mojej mamy i
podejścia "Jak sobie spieprzysz życie i np. zrobisz dzieciaka to będzie twój
problem i twoje życie." Nie wiem .
W każdym razie widzę tylko możliwość zamieszkania Agnieszki oddzielnie bo
konflikty narastają. Ja też bym z nią zamieszkał i na pewno odpadłaby połowa
problemów ale jednak nawet Agnieszka nie chce się zgodzić bo uważa że jestem
potrzebny też rodzicom. Co do przeciwstawianai się to oczywiście z tego
powodu są właśnie kłótnie. Jeśli chodzi zaś o dowód osobisty to myślę że
problemu nie będzie albo go odda, albo Agnieszka pójdzie do urzędu powie że
zgubiła i wydadzą jej nowy. A stary będzie już nie ważny. Moja miłość do
niej bynajmniej nie ogranicza się do całusów i pieszczot. Chcę jej poprostu
pomóc. Niestety nie do końca wiem jak. Jak na razie napisałem list do
niebieskiej linii która walczy z przemocą w rodzinie. Uważam że obie powinny
chodzić do tego psychologa tylko że jej matki nie idzie namowić. Na prośby
Agnieszki odpowiada że nie widzi takiej potrzeby. Dlatego myślę że pomogą
tylko radykalne środki. Niestety jak się to wszystko ruszy nie bedzie
odwrotu a nie wiem czy wszystko do końca jesteśmy w stanie zaplanować.
Staram się przy niej być i pomagać choćby wspierając duchowo i wysłuchując.
Ale ile można pomagać w ten sposób może poprostu robię za mało?
To tyle dopełnienia tego poprzedniego listu.
Przepraszam że tak dużo piszę ale tego się nie da opowiedzieć w dwóch
zdaniach.
› Pokaż wiadomość z nagłówkami
1. Data: 2004-09-06 08:58:36
Temat: Re: Chorobliwa miłość matki pomóżcie!Użytkownik "Mantis" <m...@g...pl> napisał w wiadomości
news:chfltr$ofp$1@inews.gazeta.pl...
Co na to sama Agnieszka? - troche malo danych, wyglada na to ze sam walczysz
z matka,
bo chcesz Agnieszke. Ok. Tylko wez pod uwage ze jesli dojdzie do
konfrontacji to sama
Agnieszka moze stanac po stronie matki. Co wtedy?
Jesli stanie po Twojej stronie,
po kłótni Agniszka zostanie sama , bedziesz musiał wziaść za nia
odpowiedzialnosc, pamietaj.
Trzasniecie corki przez matke jest wyolbrzymione przec Ciebie.
Szukasz punktu zapalnego...
Ale jesli macie robic z matka wojne, to jest to dobry "punkt zapalny".
Jezeli chcesz wojny, mozesz sie tego trzymac.
A problem tez w tym ze ona nie jest samodzielna i ze tak naprawde nie
moze sie przeciwstawic matce, bo jest na nia zdana.
Gdyby byla - nie byloby pewnie tego calego problemu.
Pozdrufka,
Duch
› Pokaż wiadomość z nagłówkami
1. Data: 2004-09-06 09:14:43
Temat: Re: Chorobliwa miłość matki pomóżcie!
Użytkownik "Duch" <a...@p...com> napisał w wiadomości
news:chh91e$rre$1@nemesis.news.tpi.pl...
> Użytkownik "Mantis" <m...@g...pl> napisał w wiadomości
> news:chfltr$ofp$1@inews.gazeta.pl...
>
> Co na to sama Agnieszka? - troche malo danych, wyglada na to ze sam walczysz
> z matka,
> bo chcesz Agnieszke. Ok. Tylko wez pod uwage ze jesli dojdzie do
> konfrontacji to sama
> Agnieszka moze stanac po stronie matki. Co wtedy?
> Jesli stanie po Twojej stronie,
> po kłótni Agniszka zostanie sama , bedziesz musiał wziaść za nia
> odpowiedzialnosc, pamietaj.
>
> Trzasniecie corki przez matke jest wyolbrzymione przec Ciebie.
> Szukasz punktu zapalnego...
> Ale jesli macie robic z matka wojne, to jest to dobry "punkt zapalny".
> Jezeli chcesz wojny, mozesz sie tego trzymac.
>
> A problem tez w tym ze ona nie jest samodzielna i ze tak naprawde nie
> moze sie przeciwstawic matce, bo jest na nia zdana.
> Gdyby byla - nie byloby pewnie tego calego problemu.
Tak, tylko własnie chyba trzeba wyraźnie zauważyć, że z tego, co pisze
Sebastian (...) wynika, że matka "w obronie córki" teraz świadomie
pogłębia jej upośledzenie dodając sztucznie nowe ograniczenia,
czy też sztucznie podtrzymując te, które już tracą rację bytu.
I to jest właśnie chore w jej zachowaniu - nie wspiera córki w rozwoju,
tylko w momencie, w którym rozwój córki idzie w kierunku samodzielności
(emocjonalnej, psychicznej) - matka stosując ewidentne formy przemocy
psychicznej i fizycznej (bo nawet samo zamykanie w domu w tym wypadku
jest już przemocą fizyczną - w sytuacji normalnej jest to ekwiwalent
przywiązania do kaloryfera) matka działa skrajnie zachowawczo.
A teoretycznie mogłaby zupełnie inaczej - mogłaby wspierać chłopaka córki,
by jak najwięcej się nią zajmował, by się wdrożył w rolę, którą dotąd spełniała
matka, może nawet by wszyscy razem zamieszkali.
I w tym momencie jakby problem nieco wychodzi już poza ramy samego tematu
kalectwa, a zostaje sam problem "wyjścia dziecka z domu", który jest problemem
oddzielnym i z tym matka sobie nie radzi, zaś ma bardzo "dobre powody" by
na to tak nie patrzeć. "Moja sytuacja jest zupełnie inna". Dopóki nie zostaną
maksymalnie rozdzielone kwestie kalectwa a kwestie wychodzenia dzieci z domu
- dopóty pozycja matki jest nie do ruszenia - absolutny władca, który każdą
swoją decyzję umotywuje "dobrem córki".
› Pokaż wiadomość z nagłówkami
1. Data: 2004-09-06 09:54:11
Temat: Re: Chorobliwa miłość matki pomóżcie!
Użytkownik "Redart" <r...@o...pl> napisał w wiadomości
news:chh9pf$mma$1@news.onet.pl...
.Nie wiem, czy to jest wyraźne, ale zakładając, że jednak córka będzie żyć dłużej niż
matka,
"przekazanie" musi kiedyś nastąpić. Tu mamy zaś sytuację wręcz idealną - znalazł się
ktoś, kto
chce wziąć na siebie odpowiedzialność i w dodatku wygląda ma na to, że jest w stanie.
Matka zaś tę szansę torpeduje, licząc nie wiadomo na co. Tzn. to nie jest nawet
kwestia "liczenia"
- matka nie planuje przyszłości córki, tylko prze utartymi schematami. "A po mnie
choćby potop".
Jest to taka podświadoma chora kalkulacja: "lepiej córce będzie ze mną jeszcze 30
lat, niż
z kimś przypadkowym, nie wiadomo jak długo"/
› Pokaż wiadomość z nagłówkami
1. Data: 2004-09-06 10:04:16
Temat: Re: Chorobliwa miłość matki pomóżcie!Użytkownik "Redart" <r...@o...pl> napisał w wiadomości
news:chh9pf$mma$1@news.onet.pl...
> Tak, tylko własnie chyba trzeba wyraźnie zauważyć, że z tego, co pisze
> Sebastian (...) wynika, że matka "w obronie córki" teraz świadomie
> pogłębia jej upośledzenie dodając sztucznie nowe ograniczenia,
> czy też sztucznie podtrzymując te, które już tracą rację bytu.
Dokladnie.
> I to jest właśnie chore w jej zachowaniu - nie wspiera córki w rozwoju,
> tylko w momencie, w którym rozwój córki idzie w kierunku samodzielności
> (emocjonalnej, psychicznej) - matka stosując ewidentne formy przemocy
> psychicznej i fizycznej
To prawda tylko jest pewna zaleta tego (pomijajac to ze matka troche jednak
przegina ;) ).
Bo rodzic (prawie) zawsze broni sie przed wyjsciem dziecka z domu,
broni pewnego ukladu.
Dziecko -zeby opuscic dom rodzinny- musi mniej lub bardziej zawalczyc z
rodzicem.
Zaleta tego jest taka, ze walczac z rodzicem - dziecko wie, ze gdy walke
wygra,
to -jako zwyciesca- bedzie juz zdane tylko (glownie) na siebie.
Pokona rodzica w decydowania o *siebie samym* i w konsekwencji samo
bedzie musialo o siebie zadbac. Ta walka daje wlasnie swiadomosc o co sie
walczy
i co bedzie tego konsekwencja.
Ta walka - to jest wazny krok do samodzielnosci. Oczywiscie, niekiedy
przebiega
to b. bolesnie.
Czesto tez jest tak, ze dziecko tylk oprobuje - w walce z rodzicem testuje
swoja
niezaleznosc. To tez jest dobre.
Czesto tez w tej walce poddaje sie i widzi ze jednak jest jeszcze za slabe
na samodzielnosc.
Przykry w tej walce jest to, ze czuje ze traci rodzica. No tak - w koncu
przestaje byc dzieckiem!
Ale dobre stosunki z rodzicami mozna potem odbudowac.
Dlatego pisze, ze wazna role jest tej dziewczyny, Agnieszki. Co ona na to?
Oczywiscie dobrze byloby gdyby matka byla lepsza.
Pozdrufka,
Duch
› Pokaż wiadomość z nagłówkami
1. Data: 2004-09-06 13:01:07
Temat: Re: Chorobliwa miłość matki pomóżcie!
Użytkownik "Duch" <a...@p...com> napisał w wiadomości
news:chh91e$rre$1@nemesis.news.tpi.pl...
> Użytkownik "Mantis" <m...@g...pl> napisał w wiadomości
> news:chfltr$ofp$1@inews.gazeta.pl...
>
> Co na to sama Agnieszka? - troche malo danych, wyglada na to ze sam
walczysz
> z matka,
> bo chcesz Agnieszke.
Sama Agnieszka też chce walczyć tylko sama mówi że nie ma sił. Staram się
mimo wszystko aby to ona walczyła bo w tym momencie uzależnia się ode mnie,
ale nie jest to proste gdy ktoś przez lata był "dołowany" psychicznie i
wmawiano mu że nie da rady
>Ok. Tylko wez pod uwage ze jesli dojdzie do
> konfrontacji to sama
> Agnieszka moze stanac po stronie matki. Co wtedy?
> Jesli stanie po Twojej stronie,
> po kłótni Agniszka zostanie sama , bedziesz musiał wziaść za nia
> odpowiedzialnosc, pamietaj.
Tak wiem Aga wielokrotnie mówiła że nie chce być już z matką bo ciągłe
kłótnie ją męczą. Dochodziło do stwierdzeń że wolałaby być w ośrodku pomocy
społecznej niż w domu mimo że nie miałaby takich wygód. Niekiedy nie chciała
wychodzić ode mnie z domu bo twierdziła że u mnie czuje się lepiej bo jest
cisza i spokój. To nie są moje słowa. Wiem że jeśli stanie po mojej stronie
(choć czy można mówić o stronach chyba chodzi tu oniezależność) To większość
obowiązków spadnie na mnie. Jeśli chodzi o opiekę to mieliśmy próbę.
Poprostu wyjeżdżaliśmy na te same obozy z jednego stowarzyszenia. Nasi
znajomi który byli tam opiekunami pozwalali nam razem spać w pokoju i razem
się troszczyć. Dlatego wiem co to jest przewracanie 6 razy w ciągu nocy
agnieszki z boku na bok czy ubieranie piżamy. Jej opiekunka była ale nie
wtracała się zanadto aby dać nam szansę poznania się w warunkach zbliżonych
do normalnego życia.
Poza tym chciałbym aby na razie może nawet Agnieszka zamieszkała sama ale
oczywiście z pomocą kogoś bliskiego nie koniecznie mnie. Aby zrozumiała że
jest niezależna nawet ode mnie. I że tak można żyć. Oczywiscie bym jej
pomagał i pewnie bywał codziennie u niej ale chciałbym na razie nie mieszkać
razem tak z dnia na dzień. Ale jeśli nie będzie innego wyjścia i zajdzie
taka konieczność to zamieszkam.
> Trzasniecie corki przez matke jest wyolbrzymione przec Ciebie.
> Szukasz punktu zapalnego...
> Ale jesli macie robic z matka wojne, to jest to dobry "punkt zapalny".
> Jezeli chcesz wojny, mozesz sie tego trzymac.
Nikt nie chce wojny ale czasem widzę że zbliża się krokami i jest
nieunikniona. Wydaje mi się że tylko odizolowanie Agnieszki od matki byłoby
rozwiązaniem inaczej wybuchnie konflikt. Gdy jej nie wypuściła z domu miałem
ochotę zadzwonić na policję ale nie zrobiłem tego bo policja by pojechała a
ona znów zostałaby z matką i jeszcze musiała słuchać że policję na nią
nasłała.
> A problem tez w tym ze ona nie jest samodzielna i ze tak naprawde nie
> moze sie przeciwstawic matce, bo jest na nia zdana.
> Gdyby byla - nie byloby pewnie tego calego problemu.
To oczywiste. Jak powiedział psycholog z terapii rodzinnej jej matka nie
widzi tylko Agnieszki ale istnieją dwie postaci Aga i jej niepełnosprawność
To tyle
› Pokaż wiadomość z nagłówkami
1. Data: 2004-09-06 14:11:15
Temat: Re: Chorobliwa miłość matki pomóżcie! [OT]
Użytkownik "Redart" <r...@o...pl> napisał w wiadomości
news:chhc3e$b8b$1@news.onet.pl...
[...]
Odgrażałeś się, że się ze mną policzysz ... czekam już tydzień a tu nic ...
??? :)
Na post po zbóju zaprosił
P.D.
› Pokaż wiadomość z nagłówkami
« poprzedni wątek | następny wątek » |