| « poprzedni wątek | następny wątek » |
1. Data: 2002-09-17 20:02:16
Temat: Re: Czy można uniknąć konfliktu interesów i jaktosięrobi"Pio.G." w news:3D85982F.4281370A@poczta.onet.pl...
/.../
> Problem m.in. w tym że większość ludzi wiąże na sztywno
> poczucie wyjątkowości z samooceną...
Pozwól Pio.G., że wytnę ten element Twego listu we własnym celu.
W zdaniu jest słowo kluczowe dla wywodu. To słowo "większość".
Zawiera ono element subiektywnej oceny, kto i w jakim stopniu
(w jakiej "gęstości") wiąże swoje poczucie wyjątkowości z samooceną.
I nie jest dla mnie istotne, co on z tym wiązaniem zrobi, ale fakt, że
_na każdym kroku i w każdym przypadku istnieje_
"analogowy rozkład gęstości rozumienia".
Nawiązuję tu do dowolnych opinii i poglądów, które moim zdaniem mogą
być postrzegane głównie (albo wręcz wyłącznie) w dwóch stanach:
a/ jako asymptotyczne zbliżanie się do nieokreślonego, potencjalnie finalnego
stanu rozumienia, na skutek stałego powiększania swego zasobu wiedzy
o zagadnieniu drogą usilnych dociekań (_cięzkiej_ pracy umysłowej), oraz
b/ jako stan statyczny, zero-jedynkowy, gdzie założony z góry stopień
uogólnienia usprawiedliwia usytuowanie zagadnienia w jednym z dwóch
stanów - prawda/fałsz.
Jak to się ma do wrodzonego i wyuczonego lenistwa (oszczędzania energii)
przez człowieka? Czy stan niestabilny, stan ciagłego poszukiwania, nie jest
postrzegany jako coś niewygodnego, uciążliwego? Czy nie dominuje czasem
tendencja do _uspokajania_, wycisznia niepokoju za cenę rzetelności i "prawdy"?
Nieustannie towarzyszy mi wrażenie niepokoju o trafność własnych opinii
i będzie mi on towarzyszył do u.ś. Pochodzi on ze zdrowej moim zdaniem
skromności, z założenia, że krzywa Gausa nie została odzwierciedlona
w intelektach ludzkich ot tak sobie - intelekty ludzkie rzeczywiście (faktycznie)
mają takie cechy, które śmiało klasyfikują je w określonych miejscach
krzywej Gausa. A w szczytowych partiach tłoku wcale nie ma ;).
Czy trzeba na to szczególnych dowodów? Weźmy bardziej na czasie i miejscu
przykład reakcji określonych osób na określone bodźce.
Oto P. opowiada w kilku zdaniach o wydarzeniu, które D. bez widocznego
wysiłku natychmiast jednoznacznie klasyfikuje, łącznie z określeniem ilości
lat do odsiadki. Nasuwa się pytanie o stopień uogólnienia danych wejściowych
zupełnie, jak sie wydaje, niewspółmierny z precyzją wyników. A przecież D.
jest przekonany, ze mówi prawdę. "Prawda" ta pozostałaby "na wierzchu",
gdyby nie pojawił się W. dostarczając kolejnych informacji, a więc w sposób
analogowy zbliżając opinię ku domniemanej ciagle prawdzie' (dopóki nie
przejdzie ona do przeszłości jako fakt, ciągle jest tylko przewidywaniem).
W tym miejscu może pojawić się E., który dostarczy kolejnych informacji
przemieszczających opinię bliżej lub dalej od jej finalnego położenia.
Każda z tych osób dysponuje innym zasobem danych, gdyż dawno zapomniano
co powiedział na początku P (jak mało i jak subiektywnie) i jak wiele opiera się
już na ich własnych zasobach. Co więcej P., słuchając D.,W., E., może dojść do
wniosku, że to jakieś grube nieporozumienie, gdyż to co on powiedział wcale
nie odpowiada prawdzie' - czyli temu, co zdołał w sobie odwzorować
w następstwie zasłyszanych informacji. Ponadto w pierwszej chwili mówił
nieco przejaskrawiając, gdyż ... chciał zostać zauważony... bądź się spieszył.
Czy więc poszczególne "prawdy" maja jakąś wartość poznawczą oprócz
czastkowego uzupełniania obrazu _opinii_?
Pójdźmy jeszcze o krok dalej. Zaóżmy, że oto na scenę wpada Jot i dowodzi,
ze D. jest szympansem, nie mającym w głowie niczego, poza mechaniczną
sprawnością posługiwania się wklepanymi w pamięć regułkami a zatem
"jego prawdy" można o kant d. rozbić. "Prawda" Jot, z uwagi na nieprzejednany
ton i siłę argumentów pozostaje "na wierzchu".
Oczywiście do czasu, gdy P uzyska wszystkie informacje i podzieli się tym,
jak faktycznie wyglądała prawda' (na przykład wysokość wyroku).
A ponieważ P nie zamierza tego robić, w świadomości uczestników pozostanie
kilka prawd domniemanych, bez możliwości weryfikacji.
Konflikt interesów widać tu w dążeniu do stanu, w którym "prawda" każdego
w uczestników domaga się dla siebie miejsca priorytetowego - chce być
(w najlepszej wierze) "na wierzchu", z czego każdy z uczestników czerpie
określone korzyści. związane z samooceną i nie tylko. Wysoka samoocena
jest równoważna dobremu samopoczuciu, a dobre samopoczucie, ma równiez
moc sprawczą - sprzyja odnoszeniu korzyści w środowisku.
Jak to się ma do _rozumienia_ opisywanego przez P. wydarzenia? ;).
> Nie mam na mysli rezygnacji z priorytetowego traktowania własnych spraw...
> nie.. nikt za nas nimi lepiej się nie zaopiekuje ;). Chodzi o pójscie
> innym na ręke tam gdzie istnieje kompromis w konflikcie interesow.
A jeśli interesy nie dają się pogodzić? Każdy wówczas odchodzi we własną
stronę? Z własnymi przekonaniami? Na forum dyskusyjnym - no problem.
A co zrobić gdy odejść się nie da, gdy rozbieżność interesów dotyka ludzi
na siebie skazanych?
> Istnieje on prawie zawsze, ale mało komu chce się go szukać. Hardość i
> postawienie za wszelką cenę na swoim są u wiekszosci domyslne ustawione na
> 'on'. Ale to najczesciej kwestia wpojonych od malego 'wartosci'. Ten swich
> nie jest przyklejony super glue ;)
Powiedz to tym, którzy daliby sie porąbać w obronie własnych przekonań ;).
Mając do czynienia z kimś, kto determinowany jest stanem przełącznika on/off,
nie ma szans na poszukiwanie kompromisu, nie mówiąc o jego znalezieniu.
Czy wówczas kompromis nie ubiera się w rezygnację z własnych "prawd"
w imię "świętego spokoju" - jak to zasugerował obok inny 'dysputant' ;)?
A co zrobić z własną żoną/mężem, których "prawdy" z czasem zaczynają zasadniczo
odbiegać od naszych? A co zrobic z upartym do absurdu szefem?
> pz&rw
> _
> Pio.G.(R)eserved
pozdrawiam
All
PS. Przykład na gorąco - od "Elle" z news:am449r$h1h$1@amber.Elektron.pl...
> Nie cieszy mnie już mój związek, który początkowo dodawał mi tyle energii.
> Mój mężczyzna to esteta wizualany. Liczą się kobiety piękne i zadbane - więc
> aby zasłużyć na miłość i zainteresowanie usilnie dążyłam i dążę? do
> perfekcji - choć coraz częściej się nie udaje... Od niego słyszę że w życiu
> liczą się pieniądze i sex (owszem są ważne, ale najważniejsze...)
› Pokaż wiadomość z nagłówkami
Zobacz także
| « poprzedni wątek | następny wątek » |