Path: news-archive.icm.edu.pl!news.rmf.pl!agh.edu.pl!news.agh.edu.pl!news.onet.pl!not
-for-mail
From: "zazolty" <r...@x...op.pl>
Newsgroups: pl.sci.psychologia,pl.soc.dzieci
Subject: Re: Dwulatek i prawdopodobna śmierć matki
Date: Thu, 26 Aug 2010 02:17:36 +0200
Organization: http://onet.pl
Lines: 170
Message-ID: <i54br0$7mj$1@news.onet.pl>
References: <i41l9u$6mv$1@news.onet.pl> <i4e811$l87$1@news.onet.pl>
<i4hj9r$8lg$1@news.onet.pl> <i4ik3c$57m$1@news.onet.pl>
<i4mobg$f5u$1@news.onet.pl> <i4t8rl$bso$1@news.onet.pl>
<i4uops$m15$1@news.onet.pl>
NNTP-Posting-Host: host-81-190-118-226.gdynia.mm.pl
Mime-Version: 1.0
Content-Type: text/plain; format=flowed; charset="iso-8859-2"; reply-type=response
Content-Transfer-Encoding: 8bit
X-Trace: news.onet.pl 1282781856 7891 81.190.118.226 (26 Aug 2010 00:17:36 GMT)
X-Complaints-To: n...@o...pl
NNTP-Posting-Date: Thu, 26 Aug 2010 00:17:36 +0000 (UTC)
X-Priority: 3
X-MSMail-Priority: Normal
X-Newsreader: Microsoft Outlook Express 6.00.2900.5931
X-MimeOLE: Produced By Microsoft MimeOLE V6.00.2900.5931
Xref: news-archive.icm.edu.pl pl.sci.psychologia:555827 pl.soc.dzieci:577763
Ukryj nagłówki
Użytkownik "R" <r...@p...interia.pl> napisał w wiadomości
news:i4uops$m15$1@news.onet.pl...
>
> Użytkownik "zażółcony" napisał w wiadomości
> news:i4t8rl$bso$1@news.onet.pl...
>
>>> Zakładasz, że dziecko nie potrzebuje takiego jednostkowego wyjątkowego
>>> przywiązania do rodziców (względnie conajwyżej kilku dorosłych, z
>>> którymi
>>> ma częsty kontakt)?
>>
>> Nie zakładam, badam, jak Ty to widzisz,
>
> Mnie się wydaje, że potrzebuje. Jeśli przyjrzeć się choćby dzieciom z
> domów dziecka czy tym mocno zaniedbywamym przez rodziców: mocno lgną do
> każdego dorosłego, który okaże im choćby cień życzliwości. Czyli szukają
> takiego jednostkowego ciepła.
>
>> jaki masz mniej więcej
>> plan, jak konstruujesz 'operację przejścia'.
>
> Nie mam planu. Nie rozumiem też co dokładnie rozumiesz przez "operację
> przejścia".
>
>> Jak postrzegasz
>> konflikt między potrzebą indywidualnej troski i przywiązania
>> do konkretnej osoby a potrzebą elastyczności i rozwoju w związkach
>> emocjonalnych matka-dziecko.
>
> O ile dobrze rozumiem o co Ci tutaj chodzi to nie widzę takiego konfliktu
> jeżeli relacje przebiegają bez zakłóceń i nie są patologiczne. Te sprawy
> regulują mniej więcej hormony i inne mechanizmy naturalne. Dziecko rośnie,
> rozwija się i usamodzielnia. Z wiekiem potrzebuje coraz mniej uwagi
> rodziców i coraz chętniej "przechodzi" w środowisko rówieśnicze by po
> jakimś czasie wrócić do środowiska rodzinnego już nie jako ktoś do
> "zaopiekowania" ale równoprawny partner sam w razie potrzeby dający
> oparcie. Cała sztuka w tym, żeby mu tego procesu nie zakłócić.
>
>> Gdzie widzisz potencjał
>> zmiany u dziecka, a gdzie widzisz sferę, której 'złamać nie wolno'.
>
> Tutaj znów nie rozumiem pytania.
To raczej nie było pytanie, tylko wyjaśnienie moich motywów
i pytań, na które sam sobie odpowiadam na podstawie Twoich wypowiedzi ;)
Za dużo gadam, ot co, nie zwracać uwagi ;)
*********
No dobra, poczytałem, pojechałem po psd ...
Tak sobie myślę, że do powyższego Twojego zestawu wypowiedzi dodam jeszcze
kilka i to będzie jakaś baza:
IKSI:
>> Każda minuta Twego życia z dzieckiem dziś jest ważniejsza, niż całe
>> lata być może kiedyś bez Ciebie.
R:
> Czuję, że to nie prawda.
...
> Ja mam nieco inne podejście: on nie musiałby o mnie pamiętać jeżeli bez
> tej pamięci byłby szczenśliwszy. Ale nie mogę sobie wyobrazić, że
> kilkulenie dziecko nie potrzebowałoby poczucia, że ma (a przynajmniej
> miało jeżeli matka nie żyje) matkę, która bardzo go kocha (kochała).
> Miłość zza grobu nie jest dla mnie nieistniejącym pojęciem. Więc w razie
> czego chciałabym aby mu towarzyszło przekonanie, że tak gdzieś jest ktoś
> kto go kocha i stara się mu pomagać.
...
> Wiem, najlepiej nie umierać dopóki nie osiągnie dorosłości albo >
> przynajmniej umrzeć teraz dopóki w miarę szybkie kolejne małżeństwo mojego
> męża zapewniłoby mu (synowi) kogoś w funkcji matki. Ale są ale: na termin
> mojej śmierci nie mam dużego wpływu (samobójstwa nie popełnię i dbam o
> zdrowie jak mogę) a i mąż uparcie twierdzi, że się powtórnie żenił nie
> będzie. Nie umiem ocenić na ile poważnie mówi (może tylko wkurzyłam go
> robiąc w szpitalu "przegląd" znajomych które by się moim zdaniem do tego
> celu nadawały, tj. na zastępczą matkę ale i żonę dla mojego męża - jeżeli
> chodzi o niego to też nie chciałabym żeby był sam po usamodzielnieniu się
> dziecka) i czy ewentualnie (jakby co) wystarczająco szybko zmieni zdanie.
... zacytowałem, patrzę, która godzina i znów jakby mam już do tyłu ;).
Mamy tu kilka poważnych dylematów/kwestii:
1. Jak być matką i jednocześnie nią nie być - czy można być matką
i jednocześnie nie przywiązać(uzależnić) dziecka do siebie ?
2. Próba kontrolowania przyszłości dziecka, męża, swojej ...
Ad 1.
IMHO: Odpowiedź brzmi NIE. Zarzuty do siebie 'pozwoliłam mu chyba
za bardzo się do siebie przywiązać' brzmią absurdalnie nawet biorąc
pod uwagę złożoność całej sytuacji. Tak to już jest, że dziecko, aby
zdrowo rosnąć, musi w pewnym okresie być otoczone osobami, do których
się silnie przywiązuje i które nie stawiają w tej kwestii barier.
Pozostaje więc do rozważenia kwestia: co jest dla dziecka bardziej
szkodliwe/pomocne: nie pozwolić się przywiązać czy narazić na traumę
nagłej, gwałtownej rozłąki ? A może jednak są jakieś inne rozwiazania ?
Trudno powiedzieć. Zależy od wieku dziecka, od jego temperamentu.
Od dostępności innych osób, z którymi dziecko może nawiązać
i utrwalać relacje - mąż, dziadkowie, wujkowie, ciocie.
Może jednak być tu jakąś podpowiedzią fakt, że dziecku czas płynie
inaczej, dużo szybciej. Dlatego w przypadku bardzo małych dzieci
mocno przychylam się do zdania Ikselki (które zacytowałem wyżej),
że stawiałbym na teraźniejszość, nie na przyszłość. Można to też
wyjaśnić inaczej: rozwój dziecka można podzielić na etapy idące
od 'prostych emocjonalnych' w kierunku coraz bardziej 'technicznych,
abstrakcyjnych'. I do tych etapów trzeba dopasować środki swojego
wyrazu, dopasować do nich swoją 'energię życiową'. Wszelkie
rozwiązania opierajace się o planowanie przyszłości, listy,
filmy, fotografie itp itd. imo angażują energię życiową w sprawy
abstrakcyjno-techniczne, czyli imo mają niski priorytet. Dla
Twojego dziecka to nie istnieje. A jak kiedyś zaistnieje, a Ciebie
nie będzie - to Twój głos "zza światów" będzie miał znaczenie
mało istotne. Tym mniej istotne, im mniej będzie Ciebie 'teraz'.
Równie dobrze, zamiast pisać listy, możesz się modlić o to, by
Twoje dziecko dostało w przyszłosci nową, mądrą mamę, która
sama będzie wiedziała, co i jak. Zresztą, jak wyczytałem w
Twoich wypowiedziach, taka myśl nie jest Ci obca. Gdzieś tam
snułaś refleksję, że takie listy są raczej już dla dziecka
dorosłego.
Teraz odrobinę o elastyczności pojęcia 'matka'. Warto zerknąć na
doświadczenia ludzi, którzy adoptowali dzieci. Pewna mama tak swojemu
dziecku wyjaśniała jego pochodzenie:
"Pewna pani kiedyś Cię urodziła, a mamusia Cię wtedy szukała,
znalazła i wzięła do domku".
To jest odpowiedź dla małego dziecka: odpowiedź prosta, emocjonalna,
prawie wypłukana z aspektów technicznych. Skrojona akurat na
dwu-trzy-cztero-latka. Dajęca poczucie bezpieczeństwa, zupełnie pomijająca
kwestie dramatu biologicznej matki, który się za tym kryje.
Odpowiedź dla siedmiolatka byłaby już inna. Bardziej techniczna.
Czasem wydaje się, że kiedyś ludzie radzili sobie z tym wszystkim
lepiej. Rodziny były duże, żżyte, co chwila ktoś umierał, ktoś kogoś
tracił. A w czasach wojen były i takie sytuacje: młoda Żydówka
z dzieckiem przemykała się przez wieś, ale wiedziała, że Niemcy
depczą jej po piętach. Widząc, że koniec się zbliża, podeszła
do jakiejś chłopki, oddała jej dziecko i prosiła tylko, by wychowała
je w wierze mojżeszowej. Chłopka dziecko wzięła i wychowała zgodnie
z zaleceniami, najlepiej jak umiała - sama pozostając oczywiście
wierną katoliczką. Żydówka zaś zginęła w obozie koncentracyjnym.
Czasami więc ta nowa mama pojawia się 'w ostatniej chwili'.
Największe znaczenie ma w takich sytuacjach otwartość matki
i dziecka na ludzi, na 'nieznane'. Nabycie takiej otwartości,
jej wypracowanie u dziecka znów ma mało wspólnego z abstrakcją
i techniką. Znów decydujace znaczenie ma tu prosta emocjonalność.
Teraźniejszość bycia w relacjach z innymi ludźmi. Rozsmakowywanie
się w ich ulotności w kontakcie z bodźcami ze świata. Spokojne czytanie
książeczek, razem z dzieckiem, o kłopotach misiów, lalek i małej ciuchci.
Zamiast listu można do koperty włożyć taką czytaną w dzieciństwie
z rodzicem książeczkę.
Czas spać ... Na koniec jeszcze trochę o tym 'przegladzie znajomych,
które by się moim zdaniem do tego nadawały'. Nie wiem, jak to dokładnie
wyglądało, ale po Twoich słowach sądzę, że przejechałaś się po
emocjach swojego męża jak ciężki walec i nawet nie do końca
zdajesz sobie sprawę, że było to nie na miejscu. Mężczyźni, wbrew
pozorom, też mają swoją intymność i subtelność. Jeśli jemu też chcesz
'zminimalizować traumę' i prewencyjnie ubić Wasz związek, to obrałaś
chyba całkiem niezły kierunek ;) Powiem tyle: w standardowej
sytuacji żona nigdy nie powinna mężowi wybierać innych kobiet.
Przyszłych ... kochanek. Nie w takiej sytuacji 'na serio'. Wyobrażam
sobie, że przez większość mężczyzn jest to odbierane jako głęboko
poniżające. "To moje skupienie na Tobie już nie ma dla Ciebie
wartości ?".
A z drugiej strony - czy on naprawdę sam sobie nie potrafi dobierać
partnerek ? :)
|