Data: 2010-10-27 14:58:23
Temat: Re: Eksperyment "Fotyga"
Od: zażółcony <r...@o...pl>
Pokaż wszystkie nagłówki
Użytkownik "vonBraun" <i...@g...pl> napisał w wiadomości
news:ia992m$71p$1@inews.gazeta.pl...
> zażółcony wrote:
>
>>
>> Użytkownik "Vilar" <v...@U...TO.op.pl> napisał w wiadomości
>> news:ia951a$rg2$1@news.onet.pl...
>>
>>> Np. projekt o likwidacji domów dziecka na rzecz rodzin zastępczych (w
>>> tym prawie adopcyjnym)
>>> Z projektu prorodzinnego podobało mi się zmiana płatnika składek ZUS
>>> osoby na urlopie wychowawczym.
>>>
>>> W ogóle kojarzy mi sie z pracowitą mróweczką.
>>> A lubię u ludzi zwykłą, prosta pracowitość. U niej połączona z
>>> zaangażowaniem w sferę socjalną.
>>> Czego chcieć więcej?
>>> Tylko więcej takich ludzi.
>>
>>
>> Ale czy te projekty wzięły pod uwagę ograniczenia budżetowe ?
>> Bo wyobrażam sobie, że rodziny zastępcze, wychodzą znacznie
>> drożej, niż domy dziecka. Dlaczego tego PiS nie wdrożył ?
> Na marginesie, to nie jest takie pewne, ze rodziny zastępcze wychodzą
> drożej, spotykałem się z poglądami, ze taniej - choć na oko to trochę
> dziwne. Możliwe jednak że postkomunistyczne, molochowate domy dziecka w
> których wszyscy kradli były jednak drozsze niż rodziny zastępcze (a
> obliczeń tych słuchałem jeszcze w "poprzednich czasach").
Jest to możliwe - ale to raczej kwestia braku właściwego nadzoru
nad tymi placówkami, a nie samej idei domu dziecka. Ten problem tzw.
rodzinnych domów dziecka (brak nadzoru) również może dotyczyć,
mniejsza grupa 'ofiar' to też łatwiej ukryć zaniedbania i patologie.
> Jest tu jeden nieprzeliczalny aspekt - związany z większymi szansami na
> uspołecznienie dzieci z rodzin zastępczych, czyli prawdopodobieństwo, że
> mniej z nich wróci "do obiegu" - czyli na garnuszek państwa - jako
> więźniowie, pacjenci szpitali psychiatrycznych, renciści i bezrobotni.
Oczywiście - w spojrzeniu perspektywicznym jest to rozwiązanie
o wiele lepsze. W procesie 'wychowania człowieka' rozwiązania
masowo-systemowe się po prostu nie sprawdzają, nic nie zastąpi
wychowankowi indywidualnego kontaktu, możliwości tworzenia
prawdziwych więzi międzyludzkich.
Tym niemniej, w kontekście tego tematu - wydaje mi się, że
największym ciężarem spoczywającym na ustawodawcy przy
rozwiązywaniu tego typu problemów (jak i przy całej masie
innych z grupy 'socjalnych') nie jest utworzenie eleganckiego,
działającego systemu, ale właśnie - jego wdrożenie.
Zaprojektowanie 'przejścia'. I to są największe wyzwania,
to są też największe koszty. Wszyscy wiedzą, ze jest źle,
wielu wie, że mogłoby być znacznie lepiej - ale nikt nie wie,
jak boleśnie przejść od jednego do drugiego, wszyscy
tylko czują 'pod skórą' czyhające ryzyka. Wiadomo, że będzie
długi okres przejściowy, w którym oba rozwiazania funkcjonują
równolegle i np. skutkują np. zwiększonymi kosztami administracyjnymi
(a to dziecko jest już tu czy tam ? a dlaczego ktoś kasę policzył
dwa razy ?) albo czasami np. nierównymi prawami osób objętych
starym i nowym systemem. Mówiąc krótko: wdrażanie
nowego systemu wiąże się ZAWSZE z krótkoterminowym
zwiększeniem burdelu i skali nadużyć zamiast z poprawieniem
sytuacji (co świetnie wykorzystuje opozycja - patrz zamieszanie
z kasami chorych itp itd).
Tak jest z górnikami, z ZUSem, z KRUSem, z emeryturami
dla służb mundurowych, ze służbą zdrowia - no i z
domami dziecka. Ze żłobkami, z pierwszoklasistami ...
I ta pierwsza fala problemów tworzy skuteczną barierę
potencjału, dzięki której wszyscy mają dobre pomysły
jak być powinno, ale nikt tego nie rusza ... To nawet
nie jest kwestia złej woli i lenistwa. To jest po prostu
ból materii, sumaryczny ciężar mniejszych i większych kłopotów
tysięcy ludzi tworzących bezwładną tkankę społeczną.
|