Strona główna Grupy pl.sci.psychologia Kogo nie można pokonać słowem...

Grupy

Szukaj w grupach

 

Kogo nie można pokonać słowem...

Liczba wypowiedzi w tym wątku: 23


« poprzedni wątek następny wątek »

11. Data: 2007-02-23 17:10:44

Temat: Re: Kogo nie można po oczach...
Od: "Sky" <s...@o...pl> szukaj wiadomości tego autora


Użytkownik Justyna N <c...@p...pl> w wiadomości do grup dyskusyjnych
napisał:45dec3d8$...@n...home.net.pl...
>
> Użytkownik "Sky" <s...@o...pl> napisał w wiadomości
> news:erl1rk$t27$1@news.onet.pl...
>
> >>
> >> Ło matko! Tak żeś to napisał, że zastanawiałam się chwilę czego
dotyczyła
> >> moja wypowiedź..
> >
> > Nie chce mi się czasem siegnąć palcem do nawiasów i sleszuję...bez
> > spacji...
> > ;P
> >
> Wygląda to strasznie-nie rób mi już tak jak możesz, bo odszyfrowanie tego
> zajmuje sporo czasu i energii.

Albo więc ja się będę męczyć/z pisaniem/ albo ty/z czytaniem/...tak?!? ;P
Więc proponuję raz bedę robić tak/ a raz inaczej...OK? ;)

> >> Paradoksalnie to wnętrze ujawniane na zewnątrz nie należy do
> >> powierzchowności. Czyli zachowanie/mowa ciała nie jest (dla mnie)
> >> powierzchownością, a zewnętrzną emanacją wnętrza.
> >
> > No to co jest powierzchownością? To co ci się w drugim nie podoba?
> > Alez to też emanacja wnętrza=cech osobowościowych. A nie? ;)
> >
> Kolor oczu, włosów, wygląd (rozumiany jako duży/mały nos itd) twarzy-to
jest
> powierzchowność. Nie mogę stwierdzić, że coś mi się nie podoba, bo nie
> dzielę ludzi w kategoriach ładny/brzydki. Za to wyraz twarzy jest już
> emanacją wnętrza.

Ogólnie zgoda...
A co z takim który ma powiedzmy delikatny tik nerwowy[sam nie musi o tym
wiedzieć] który powoduje że jakoby ciagle jest promiennie usmiechniety?
Rozpoznajemy przecież tylko te tiki które wyglądają nienaturalnie...a jaką
masz pewność że te -choćby wszystkie "naturalne" uśmiechy to nie efekt
treningu przed lustrem albo nieświadomego tikopodobnego sprzężenia
zwrotnego? Nigdy takiej pewności nie masz. Nikt nie ma. :P

> Gdybyś zapytał mnie jak wygląda mój narzeczony to bym nie była w stanie
> powiedzieć jaki ma kolor oczu. Za to co w nich widać, co wyrażają-to całe
> eseje można pisać.

O to mu zazdroszczę!!! ;) Ale i cieszę się że jeszcze klama nie zapadła...;P
Miałbym szansę...gdybym na ten przykład nie był...no właśnie... ;)
Rzadko się spotyka kobietę która się nie przywiązuje "zbytnio" do koloru ócz
albo kształtu męskiego tyłeczka... ;P

> >> Nie oceniam ludzi (staram się) tylko sposób w jaki się zachowują. Oczy
> >> też
> >> należą do powierzchowności, ale jeżeli wyrażają skrywane emocje to
stają
> > się
> >> zewnętrznym ujawnieniem wnętrza.

> > A kiedy nie skrywają? ;)
> > Zawsze skrywają[wyrażają]nawet jak są puste-też wyrażają[pustkę
> > wewnętrzną]
> > a uważasz wtedy chyba że należą jedynie do powierzchowności... ;D
> >
> Jeszcze takich nie widziałam. Ale w takim wypadku po stwierdzeniu braku
> czegokolwiek do odczytania straciłabym nimi zainteresowanie (kolor oczu
mnie
> nie interesuje).

Ja już nie raz widziałem takie "puste oczy" -u innych znajomych z depresją
lub innymi "psychoprzypadłościami", a nawet na własnych zdjęciach /robionych
podczas "epizodu" deprechy/. I co znaczy ów brak naszego zaintereowania[lub
wręcz awersji] dla człeka z pustką w oczach? Czy nie przez przypadek
niezrozumienie skąd się taka "pustka" może tam brać...a moze z naszej
niewrażliwości? Może z egoistycznie rozumianej chęci nie angażowania się w
relacje niepewne -niewiadomo-bowiem-po-oczach-z-kim-mamy-do-czynienia
? ;)
Zawsze to fajniej angażowac się w człowieka "o głębi wyrazu" tak oczu jak i
całej jego reszty -niż w "płaszczaka" z tępym wyrazem twarzy czy
oczu -prawda? ;)
Zwykły egoistyczny -instynktowny mechanizm ucieczkowy, bynajmniej nie
świadczący o naszej osobistej głębi osobowosciowej a właściwie świadczący o
jej braku [oczywiście nie mam Justa nic do cię...tak sobie tylko ogólnie
podsumowywuję moje własne ludzkie stado małp człekokształtnych] ;P

> > S:
> >> Bo jesteś widać naprawdę tej płci za jaką się podajesz... ;P
> > J:
> >> Tia, od ładnych paru lat nie stwierdziłam zmian fenotypowych mojej
> >> osoby-widać XX jak było tak jest ;p
> > S:
> > A czy ja pisalem o zmianach twojej płci?! Gdzie? ;)
>
> O zmianach nie, za to wspaniałomyślnie mnie zaklasyfikowałeś ;p
> > J:
> >> Kobieca część męskiej osobowości? Brzmi całkiem ciekawie..
> > S:
> > No bo w końcu połowę chromosomów mam tak oznaczoną jak ty wszystkie...
;P
> >
> No cóż, z genetycznego punktu widzenia tak strasznie się nie różnimy, bo Y
> niesie informacje płciowe (za dużo to on nie ma do powiedzenia ;p), a mój
> drugi X ma większość genów nieczynnych, więc też praktycznie determinuje
> tylko płeć. (Chyba, że wykryli coś nowego, a ja jeszcze o tym nie wiem).
> Ale mówiliśmy o osobowości nie genach (nie wykluczając ich wpływu na
> powyższą) to Twoja "kobieca część" powinna być zdeterminowana przez
> środowisko/doświadczenia inaczej wszystcy posiadacze XY byli by tacy. Mylę
> się?

I tak i nie...do końca... ;)
Bo jednak istnieje coś takiego jak genetyczne predyspozycje do pewnych
anormalnych produkcji hormonalnych...a te wiadomo jak wielki wpływ mają na
osobowość płciową -choćby nawet i była silnie represjonowana środowiskowo.
W końcu nie każd-ego/-ą/ homoseksualis-tę/-tkę/ da się wyleczyć
psychoterapeutycznie...prawda? ;)

Serducha
Sky...


› Pokaż wiadomość z nagłówkami


Zobacz także


12. Data: 2007-02-23 19:17:45

Temat: Re: Kogo nie można po oczach...
Od: "Justyna N" <c...@p...pl> szukaj wiadomości tego autora


Użytkownik "Sky" <s...@o...pl> napisał w wiadomości
news:ern74v$bvf$1@news.onet.pl...
>> Wygląda to strasznie-nie rób mi już tak jak możesz, bo odszyfrowanie tego
>> zajmuje sporo czasu i energii.
>
> Albo więc ja się będę męczyć/z pisaniem/ albo ty/z czytaniem/...tak?!? ;P
> Więc proponuję raz bedę robić tak/ a raz inaczej...OK? ;)

Widać nie mam wyjścia (zawsze mogę przestać odpisywać..;p)
> Ogólnie zgoda...
> A co z takim który ma powiedzmy delikatny tik nerwowy[sam nie musi o tym
> wiedzieć] który powoduje że jakoby ciagle jest promiennie usmiechniety?

Patrzę w oczy, na gestykulację, modulację głosu.

> Rozpoznajemy przecież tylko te tiki które wyglądają nienaturalnie...a jaką
> masz pewność że te -choćby wszystkie "naturalne" uśmiechy to nie efekt
> treningu przed lustrem albo nieświadomego tikopodobnego sprzężenia
> zwrotnego? Nigdy takiej pewności nie masz. Nikt nie ma. :P
>

Wyćwiczyć można, ale nie zapanujesz nad wszystkim jednocześnie zawsze "coś"
Cie zdradzi.

>> Gdybyś zapytał mnie jak wygląda mój narzeczony to bym nie była w stanie
>> powiedzieć jaki ma kolor oczu. Za to co w nich widać, co wyrażają-to całe
>> eseje można pisać.
>
> O to mu zazdroszczę!!! ;) Ale i cieszę się że jeszcze klama nie
> zapadła...;P
> Miałbym szansę...gdybym na ten przykład nie był...no właśnie... ;)
> Rzadko się spotyka kobietę która się nie przywiązuje "zbytnio" do koloru
> ócz
> albo kształtu męskiego tyłeczka... ;P
>

Wiesz-myślę przyszłościowo. Jak za XX lat stracę będę ślepa to co mi po jego
oczach czy tyłku? Dziś może być adonisem, a za 50 lat nie będzie to miało
znaczenia. Za to to co ma w środku nie ulegnie drastycznym zmianom.
"Klamka" zapadnie w czerwcu.


>> Jeszcze takich nie widziałam. Ale w takim wypadku po stwierdzeniu braku
>> czegokolwiek do odczytania straciłabym nimi zainteresowanie (kolor oczu
> mnie
>> nie interesuje).
>
> Ja już nie raz widziałem takie "puste oczy" -u innych znajomych z depresją
> lub innymi "psychoprzypadłościami", a nawet na własnych zdjęciach
> /robionych
> podczas "epizodu" deprechy/. I co znaczy ów brak naszego
> zaintereowania[lub
> wręcz awersji] dla człeka z pustką w oczach? Czy nie przez przypadek
> niezrozumienie skąd się taka "pustka" może tam brać...a moze z naszej
> niewrażliwości? Może z egoistycznie rozumianej chęci nie angażowania się w
> relacje niepewne -niewiadomo-bowiem-po-oczach-z-kim-mamy-do-czynienia
? ;)

W przypadku "oczu depresyjnych" łatwo je poznać (widziałam takie w lustrze
przez pewien czas). Wtedy wiem z kim mam do czynienia.

> Zawsze to fajniej angażowac się w człowieka "o głębi wyrazu" tak oczu jak
> i
> całej jego reszty -niż w "płaszczaka" z tępym wyrazem twarzy czy
> oczu -prawda? ;)
> Zwykły egoistyczny -instynktowny mechanizm ucieczkowy, bynajmniej nie
> świadczący o naszej osobistej głębi osobowosciowej a właściwie świadczący
> o
> jej braku [oczywiście nie mam Justa nic do cię...tak sobie tylko ogólnie
> podsumowywuję moje własne ludzkie stado małp człekokształtnych] ;P
>
Nie uciekam (osobiście) jeśli nie mogę nic znaleźć w oczach tracę nimi
zainteresowanie co nie oznacza, że tracę zainteresowanie ich
posiadaczem-szukam informacji z innego źródła.

>> Ale mówiliśmy o osobowości nie genach (nie wykluczając ich wpływu na
>> powyższą) to Twoja "kobieca część" powinna być zdeterminowana przez
>> środowisko/doświadczenia inaczej wszystcy posiadacze XY byli by tacy.
>> Mylę
>> się?
>
> I tak i nie...do końca... ;)
> Bo jednak istnieje coś takiego jak genetyczne predyspozycje do pewnych
> anormalnych produkcji hormonalnych...a te wiadomo jak wielki wpływ mają na
> osobowość płciową -choćby nawet i była silnie represjonowana środowiskowo.
> W końcu nie każd-ego/-ą/ homoseksualis-tę/-tkę/ da się wyleczyć
> psychoterapeutycznie...prawda? ;)
>
Ale to są zwykle anomalie z genów somatycznych, więc X i Y nie tyczą.
Ew.możesz być XX z częścią Y ;p (chociaż wtedy chyba zespół
Klinenfertera-chyba tak się pisze).
A teraz poważnie. Anomalie hormonalne kiepsko tłumaczą Twoje dogadywanie się
z kobietami..(tak jak nie tłumaczą mojej tendencji do przebywania w męskim
towarzystwie-w znaczeniu mam przyjaciół zamiast przyjaciółek). Za to wiem,
że u mnie to wpływ środowiska.

--
c...@p...pl
gg 6451317

"Życie nieświadome nie jest warte tego,
by je przeżyć"
Sokrates


› Pokaż wiadomość z nagłówkami


13. Data: 2007-02-23 20:12:58

Temat: Re: Kogo nie można po oczach...tego po czynach
Od: "Sky" <s...@o...pl> szukaj wiadomości tego autora


Użytkownik Justyna N <c...@p...pl> w wiadomości do grup dyskusyjnych
napisał:45df3de1$...@n...home.net.pl...
>
> Użytkownik "Sky" <s...@o...pl> napisał w wiadomości
> news:ern74v$bvf$1@news.onet.pl...
> >> Wygląda to strasznie-nie rób mi już tak jak możesz, bo odszyfrowanie
tego
> >> zajmuje sporo czasu i energii.
> >
> > Albo więc ja się będę męczyć/z pisaniem/ albo ty/z czytaniem/...tak?!?
;P
> > Więc proponuję raz bedę robić tak/ a raz inaczej...OK? ;)
>
> Widać nie mam wyjścia (zawsze mogę przestać odpisywać..;p)

Zawsze możesz...nawet sama spróbować tego // stylu... ;)

> > Ogólnie zgoda...
> > A co z takim który ma powiedzmy delikatny tik nerwowy[sam nie musi o tym
> > wiedzieć] który powoduje że jakoby ciagle jest promiennie usmiechniety?
>
> Patrzę w oczy, na gestykulację, modulację głosu.
>
> > Rozpoznajemy przecież tylko te tiki które wyglądają nienaturalnie...a
jaką
> > masz pewność że te -choćby wszystkie "naturalne" uśmiechy to nie efekt
> > treningu przed lustrem albo nieświadomego tikopodobnego sprzężenia
> > zwrotnego? Nigdy takiej pewności nie masz. Nikt nie ma. :P
> >
>
> Wyćwiczyć można, ale nie zapanujesz nad wszystkim jednocześnie zawsze
"coś"
> Cie zdradzi.

Znam takiego który wytrzymał trzydzieści lat... ;)
Osobiście... ;P

> >> Gdybyś zapytał mnie jak wygląda mój narzeczony to bym nie była w stanie
> >> powiedzieć jaki ma kolor oczu. Za to co w nich widać, co wyrażają-to
całe
> >> eseje można pisać.
> >
> > O to mu zazdroszczę!!! ;) Ale i cieszę się że jeszcze klama nie
> > zapadła...;P
> > Miałbym szansę...gdybym na ten przykład nie był...no właśnie... ;)
> > Rzadko się spotyka kobietę która się nie przywiązuje "zbytnio" do koloru
> > ócz
> > albo kształtu męskiego tyłeczka... ;P
> >
> Wiesz-myślę przyszłościowo. Jak za XX lat stracę będę ślepa to co mi po
jego
> oczach czy tyłku? Dziś może być adonisem, a za 50 lat nie będzie to miało
> znaczenia. Za to to co ma w środku nie ulegnie drastycznym zmianom.
> "Klamka" zapadnie w czerwcu.

Myślisz nieekonomicznie -romantyczko droga... ;)
Liczy sięto co dziś...jutra może nie być. A co dopiero jakiegoś XXlecia ;)
Carpe diem! ;) A ludzie się zmieniają -nie tylko zewnętznie. Dziś
uduchowiony...a jutro mokra szmata. Coś o tym wiem ;)
Ale cię rozumiem -sam tak próbowałem...i do dziś jakiś odruch w tym kierunku
mam...tylko to nie działa tak jakby się chciało.

Wiesz jaka jeszcze jest różnica pomiędzy facetami a kobietami?
On myśli że ona się po ślubie nie zmieni...
A ona ze On się właśnie zmieni...na lepsze.
I obydwoje się zawodzą niewąsko.
Realizm...realizm...i jeszcze raz...realizm...prosimy zachowywać ludzicha
[obu płci]. Wołanie na puszczy! Tak jak do "nastek" żeby olały reklamy... ;)

> >> Jeszcze takich nie widziałam. Ale w takim wypadku po stwierdzeniu braku
> >> czegokolwiek do odczytania straciłabym nimi zainteresowanie (kolor oczu
> > mnie
> >> nie interesuje).
> >
> > Ja już nie raz widziałem takie "puste oczy" -u innych znajomych z
depresją
> > lub innymi "psychoprzypadłościami", a nawet na własnych zdjęciach
> > /robionych
> > podczas "epizodu" deprechy/. I co znaczy ów brak naszego
> > zaintereowania[lub
> > wręcz awersji] dla człeka z pustką w oczach? Czy nie przez przypadek
> > niezrozumienie skąd się taka "pustka" może tam brać...a moze z naszej
> > niewrażliwości? Może z egoistycznie rozumianej chęci nie angażowania się
w
> > relacje niepewne -niewiadomo-bowiem-po-oczach-z-kim-mamy-do-czynienia
?
;)
>
> W przypadku "oczu depresyjnych" łatwo je poznać (widziałam takie w lustrze
> przez pewien czas). Wtedy wiem z kim mam do czynienia.

Zdjęcia sa lepsze -bo co innego widzisz w "epizodzie"[róznica w postrzeganiu
świata] a co innego po -jak nasię wstecz spojrzysz na fotce. A swoją drogą
wiesz że w lustre nigdy nie widzisz swojej prawdziwej twarzy tylko
"lustrzane odbicie"...a ponieważ wszyscy jesteśmy ciut niesymetryczni to się
sami okłamujemy myśląc że znamy własną twarz. Inni widzą nas całkiem
odmiennie -stąd często się sami sobie nie podobamy na zdjęciach -bo nie
jesteśmy przyzwyczajeni do samych siebie takich jak naprawdę oglądają nas
inni[odwrotność lustrzana względem nas jakimi się widzimy w lustrze]
Nie na darmo indianie mówili że zdjęcia kradną im duszę -pokazują ich jacy
są naprawdę...a oni chcieli swoje wnętrze [jednak bezlitośnie uzewnętrzniane
każdą nieopanowaną perfekcjonizmem wyrażania siebie szparą] ukryć przed
całym światem. Taka kultura...i taki ich bigos. Dlatego może pili do
nieprzytomności...kiedy się okazało że inni są bardziej skuteczni-silni?
[biali] nie czając się jak oni. [Taka moja naciągana na ich temat
teoryjka]:)

> > Zawsze to fajniej angażowac się w człowieka "o głębi wyrazu" tak oczu
jak
> > i
> > całej jego reszty -niż w "płaszczaka" z tępym wyrazem twarzy czy
> > oczu -prawda? ;)
> > Zwykły egoistyczny -instynktowny mechanizm ucieczkowy, bynajmniej nie
> > świadczący o naszej osobistej głębi osobowosciowej a właściwie
świadczący
> > o
> > jej braku [oczywiście nie mam Justa nic do cię...tak sobie tylko ogólnie
> > podsumowywuję moje własne ludzkie stado małp człekokształtnych] ;P
> >
> Nie uciekam (osobiście) jeśli nie mogę nic znaleźć w oczach tracę nimi
> zainteresowanie co nie oznacza, że tracę zainteresowanie ich
> posiadaczem-szukam informacji z innego źródła.

Takie małe mataczątko widzę powyżej czy mi się zdaje? ;P

> >> Ale mówiliśmy o osobowości nie genach (nie wykluczając ich wpływu na
> >> powyższą) to Twoja "kobieca część" powinna być zdeterminowana przez
> >> środowisko/doświadczenia inaczej wszystcy posiadacze XY byli by tacy.
> >> Mylę
> >> się?
> >
> > I tak i nie...do końca... ;)
> > Bo jednak istnieje coś takiego jak genetyczne predyspozycje do pewnych
> > anormalnych produkcji hormonalnych...a te wiadomo jak wielki wpływ mają
na
> > osobowość płciową -choćby nawet i była silnie represjonowana
środowiskowo.
> > W końcu nie każd-ego/-ą/ homoseksualis-tę/-tkę/ da się wyleczyć
> > psychoterapeutycznie...prawda? ;)
> >
> Ale to są zwykle anomalie z genów somatycznych, więc X i Y nie tyczą.
> Ew.możesz być XX z częścią Y ;p (chociaż wtedy chyba zespół
> Klinenfertera-chyba tak się pisze).
> A teraz poważnie. Anomalie hormonalne kiepsko tłumaczą Twoje dogadywanie
się
> z kobietami..(tak jak nie tłumaczą mojej tendencji do przebywania w męskim
> towarzystwie-w znaczeniu mam przyjaciół zamiast przyjaciółek). Za to wiem,
> że u mnie to wpływ środowiska.

U mnie "niestety" też...tak jest jak się ma same baby wokoło siebie zbyt
długo... ;)


› Pokaż wiadomość z nagłówkami


14. Data: 2007-02-23 20:15:34

Temat: Re: Kogo nie można pokonać słowem...
Od: India <d...@...oko.spamerzy.gmail.com> szukaj wiadomości tego autora

Dnia Wed, 21 Feb 2007 18:48:21 +0100, Sky napisał(a):

> ...trzeba wyśmiać przemilczeć-ignorować a ostatecznie potraktować nożem?

Jeśli chodzi o mnie, nie ma takich osób. Albo uznaję czyjąś rację, albo
potrafię go przegadać.
Inna sprawa, że debli się raczej ignoruje.

--
India
Zagubiona Ciocia Z Internetu

n...@j...cz || gg: 200990

› Pokaż wiadomość z nagłówkami


15. Data: 2007-02-23 21:07:16

Temat: Re: Kogo nie można pokonać słowem...
Od: "Sky" <s...@o...pl> szukaj wiadomości tego autora


Użytkownik India <d...@...oko.spamerzy.gmail.com> w wiadomości
do grup dyskusyjnych napisał:1...@p...trzpiotka...
> Dnia Wed, 21 Feb 2007 18:48:21 +0100, Sky napisał(a):
>
> > ...trzeba wyśmiać przemilczeć-ignorować a ostatecznie potraktować nożem?
>
> Jeśli chodzi o mnie, nie ma takich osób. Albo uznaję czyjąś rację, albo
> potrafię go przegadać.
> Inna sprawa, że debli się raczej ignoruje.

Widać uznano tego kogoś za debila...chyba że milczenie to...zgoda...albo
wyraz biernego odporu. Ileż interpretacji...każdy weźmie sobie co tam chce.
;P



› Pokaż wiadomość z nagłówkami


16. Data: 2007-02-23 21:10:31

Temat: Re: Kogo nie można po oczach...tego po czynach
Od: "Justyna N" <c...@p...pl> szukaj wiadomości tego autora


Użytkownik "Sky" <s...@o...pl> napisał w wiadomości
news:ernhqk$ebj$1@news.onet.pl...
>> Widać nie mam wyjścia (zawsze mogę przestać odpisywać..;p)
>
> Zawsze możesz...nawet sama spróbować tego // stylu... ;)

To się sama zrozumieć nie będę mogła..

>> Wyćwiczyć można, ale nie zapanujesz nad wszystkim jednocześnie zawsze
> "coś"
>> Cie zdradzi.
>
> Znam takiego który wytrzymał trzydzieści lat... ;)
> Osobiście... ;P
>
Nie zdradzając się? Na wyćwiczeniu? Widać mnie nie poznał ;p

>> Wiesz-myślę przyszłościowo. Jak za XX lat stracę będę ślepa to co mi po
> jego
>> oczach czy tyłku? Dziś może być adonisem, a za 50 lat nie będzie to miało
>> znaczenia. Za to to co ma w środku nie ulegnie drastycznym zmianom.
>> "Klamka" zapadnie w czerwcu.
>
> Myślisz nieekonomicznie -romantyczko droga... ;)
> Liczy sięto co dziś...jutra może nie być. A co dopiero jakiegoś XXlecia ;)
> Carpe diem! ;) A ludzie się zmieniają -nie tylko zewnętznie. Dziś
> uduchowiony...a jutro mokra szmata. Coś o tym wiem ;)
> Ale cię rozumiem -sam tak próbowałem...i do dziś jakiś odruch w tym
> kierunku
> mam...tylko to nie działa tak jakby się chciało.
>

Ależ to bardzo ekonomiczne-nie przeżywam rozczarowań.
Nic nigdy nie działa jak by się chciało, ale to nie znaczy, że zawsze musi
nie działać.

> Wiesz jaka jeszcze jest różnica pomiędzy facetami a kobietami?
> On myśli że ona się po ślubie nie zmieni...
> A ona ze On się właśnie zmieni...na lepsze.
> I obydwoje się zawodzą niewąsko.
> Realizm...realizm...i jeszcze raz...realizm...prosimy zachowywać ludzicha
> [obu płci]. Wołanie na puszczy! Tak jak do "nastek" żeby olały reklamy...
> ;)
>
Ja tam wolę żeby się nie zmieniał..Co nie oznacza, że jak się zmieni to mu
za drzwi walizki wystawię..

>
> Zdjęcia sa lepsze -bo co innego widzisz w "epizodzie"[róznica w
> postrzeganiu
> świata] a co innego po -jak nasię wstecz spojrzysz na fotce. A swoją drogą
> wiesz że w lustre nigdy nie widzisz swojej prawdziwej twarzy tylko
> "lustrzane odbicie"...a ponieważ wszyscy jesteśmy ciut niesymetryczni to
> się
> sami okłamujemy myśląc że znamy własną twarz. Inni widzą nas całkiem
> odmiennie -stąd często się sami sobie nie podobamy na zdjęciach -bo nie
> jesteśmy przyzwyczajeni do samych siebie takich jak naprawdę oglądają nas
> inni[odwrotność lustrzana względem nas jakimi się widzimy w lustrze]


Ja się sobie nawet w lustrze niepodobam..Pewnie dlatego, że jestem jedyną
osobą, którą postrzegam w kateriach wyglądu..

>> > Zawsze to fajniej angażowac się w człowieka "o głębi wyrazu" tak oczu
> jak
>> > i
>> > całej jego reszty -niż w "płaszczaka" z tępym wyrazem twarzy czy
>> > oczu -prawda? ;)
>> > Zwykły egoistyczny -instynktowny mechanizm ucieczkowy, bynajmniej nie
>> > świadczący o naszej osobistej głębi osobowosciowej a właściwie
> świadczący
>> > o
>> > jej braku [oczywiście nie mam Justa nic do cię...tak sobie tylko
>> > ogólnie
>> > podsumowywuję moje własne ludzkie stado małp człekokształtnych] ;P
>> >
>> Nie uciekam (osobiście) jeśli nie mogę nic znaleźć w oczach tracę nimi
>> zainteresowanie co nie oznacza, że tracę zainteresowanie ich
>> posiadaczem-szukam informacji z innego źródła.
>
> Takie małe mataczątko widzę powyżej czy mi się zdaje? ;P
>
Nie, gdzie tam..A niby, że dlaczego?


>> Ale to są zwykle anomalie z genów somatycznych, więc X i Y nie tyczą.
>> Ew.możesz być XX z częścią Y ;p (chociaż wtedy chyba zespół
>> Klinenfertera-chyba tak się pisze).
>> A teraz poważnie. Anomalie hormonalne kiepsko tłumaczą Twoje dogadywanie
> się
>> z kobietami..(tak jak nie tłumaczą mojej tendencji do przebywania w
>> męskim
>> towarzystwie-w znaczeniu mam przyjaciół zamiast przyjaciółek). Za to
>> wiem,
>> że u mnie to wpływ środowiska.
>
> U mnie "niestety" też...tak jest jak się ma same baby wokoło siebie zbyt
> długo... ;)
>
A widzisz-jednak środowisko.

--
c...@p...pl
gg 6451317

"Życie nieświadome nie jest warte tego,
by je przeżyć"
Sokrates


› Pokaż wiadomość z nagłówkami


17. Data: 2007-02-23 23:37:21

Temat: Re: Kogo nie można po oczach...tego po czynach
Od: "Sky" <s...@o...pl> szukaj wiadomości tego autora


Użytkownik Justyna N <c...@p...pl> w wiadomości do grup dyskusyjnych
napisał:4...@n...home.net.pl...
>
> Użytkownik "Sky" <s...@o...pl> napisał w wiadomości
> news:ernhqk$ebj$1@news.onet.pl...
> >> Widać nie mam wyjścia (zawsze mogę przestać odpisywać..;p)
> >
> > Zawsze możesz...nawet sama spróbować tego // stylu... ;)
>
> To się sama zrozumieć nie będę mogła..

Albo mnie wreszcie ci się łatwiej uda -jak poćwiczysz ów styl na sobie...ale
nie zapędzajmy się w bzdety... ;P

> >> Wyćwiczyć można, ale nie zapanujesz nad wszystkim jednocześnie zawsze
> > "coś"
> >> Cie zdradzi.
> >
> > Znam takiego który wytrzymał trzydzieści lat... ;)
> > Osobiście... ;P
> >
> Nie zdradzając się? Na wyćwiczeniu? Widać mnie nie poznał ;p

Oj -nie jesteś moje Słoneczko jedyną o "tak mocno wysublimowanej wrażliwości
na czyjś wewnętrzny autentyzm" jaką ów człek spotkał...gdybyś była pierwszą
on chyba nadal byłby kawalerem... ;)

> >> Wiesz-myślę przyszłościowo. Jak za XX lat stracę będę ślepa to co mi po
> > jego
> >> oczach czy tyłku? Dziś może być adonisem, a za 50 lat nie będzie to
miało
> >> znaczenia. Za to to co ma w środku nie ulegnie drastycznym zmianom.
> >> "Klamka" zapadnie w czerwcu.
> >
> > Myślisz nieekonomicznie -romantyczko droga... ;)
> > Liczy sięto co dziś...jutra może nie być. A co dopiero jakiegoś XXlecia
;)
> > Carpe diem! ;) A ludzie się zmieniają -nie tylko zewnętznie. Dziś
> > uduchowiony...a jutro mokra szmata. Coś o tym wiem ;)
> > Ale cię rozumiem -sam tak próbowałem...i do dziś jakiś odruch w tym
> > kierunku
> > mam...tylko to nie działa tak jakby się chciało.
> >
> Ależ to bardzo ekonomiczne-nie przeżywam rozczarowań.
> Nic nigdy nie działa jak by się chciało, ale to nie znaczy, że zawsze musi
> nie działać.

No patrz! A mnie się wydawało że rozczarowanie jest wtedy gdy zakłada się że
coś będzie działać tak jak chcemy zawsze [chocby to co w środku] a życie
zawsze! pokazuje jak bardzo się mylilismy...więc może warto zakładać że
żadne piękne wewnętrznym blaskiem oczy nie będą takie zawsze...a nawet nie
będą takie dłużej niż 3 lata/przy kobietach oczekujących wiele mężczyźni
wypalają się znacznie szybjej/ niektórym [ponoć] wystarczy jedna noc po
ślubie i...nastepny dzień... ;P

> > Wiesz jaka jeszcze jest różnica pomiędzy facetami a kobietami?
> > On myśli że ona się po ślubie nie zmieni...
> > A ona ze On się właśnie zmieni...na lepsze.
> > I obydwoje się zawodzą niewąsko.
> > Realizm...realizm...i jeszcze raz...realizm...prosimy zachowywać
ludzicha
> > [obu płci]. Wołanie na puszczy! Tak jak do "nastek" żeby olały
reklamy...
> > ;)
> >
> Ja tam wolę żeby się nie zmieniał..Co nie oznacza, że jak się zmieni to mu
> za drzwi walizki wystawię..

Woleć obecnie [lub czegoś ciagle] to jedno a żyć z tym co się zmieniło w coś
czego nie-wolimy [nie-wola własnych pragnień] to drugie...Słoneczko :)
"W miłości nie sposób niczego przewidzieć, dużo prościej zachować dystans i
cieszyć się życiem nez nakładania na innych i siebie zobowiązań" [do jakiejś
nienaturalnej dla człowieka niezmienności] -właśnie te słowa w cudzysłowiu
padły w filmie -który katem oka na kompie oglądam! Szok!!!!!!!! :D
Teraz słychać jakieś dziwne głośne odgłosy... ;)
Nie znasz siebie -nie wiesz ile zniesiesz a czego już nie -więc nie mów że
na pewno kiedyś nie sięgniesz po walizki[niekoniecznie przecież jego]...

> Ja się sobie nawet w lustrze niepodobam..Pewnie dlatego, że jestem jedyną
> osobą, którą postrzegam w kateriach wyglądu..

"w kategoriach wyglądu"? A własciwie dlaczego tylko siebie tak
deprecjonujesz/doceniasz ocenami swego wyglądu? ;)

> >> Nie uciekam (osobiście) jeśli nie mogę nic znaleźć w oczach tracę nimi
> >> zainteresowanie co nie oznacza, że tracę zainteresowanie ich
> >> posiadaczem-szukam informacji z innego źródła.
> >
> > Takie małe mataczątko widzę powyżej czy mi się zdaje? ;P
> >
> Nie, gdzie tam..A niby, że dlaczego?

Brak informacji [wyrazu] też jest baardzo wymowną informacją...szczególnie
jeśli chodzi o oczy.

> > U mnie "niestety" też...tak jest jak się ma same baby wokoło siebie zbyt
> > długo... ;)
> >
> A widzisz-jednak środowisko.

Tyle że za to "stworzone" środowisko odpowiadają jednak geny...gdyby były
inne inaczej by ich posiadaczowi narzucały-podpowiadały kształtowanie
tegoż...prawda? ;)


› Pokaż wiadomość z nagłówkami


18. Data: 2007-02-24 10:25:44

Temat: Re: Kogo nie można po oczach...tego po czynach
Od: "Justyna N" <c...@p...pl> szukaj wiadomości tego autora


Użytkownik "Sky" <s...@o...pl> napisał w wiadomości
news:erntpq$ghq$1@news.onet.pl...
>> > Znam takiego który wytrzymał trzydzieści lat... ;)
>> > Osobiście... ;P
>> >
>> Nie zdradzając się? Na wyćwiczeniu? Widać mnie nie poznał ;p
>
> Oj -nie jesteś moje Słoneczko jedyną o "tak mocno wysublimowanej
> wrażliwości
> na czyjś wewnętrzny autentyzm" jaką ów człek spotkał...gdybyś była
> pierwszą
> on chyba nadal byłby kawalerem... ;)
>
A widzisz-jednak nie był taki mocny. Każdego da się rozgryźć-prędzej czy
później.

>> Ależ to bardzo ekonomiczne-nie przeżywam rozczarowań.
>> Nic nigdy nie działa jak by się chciało, ale to nie znaczy, że zawsze
>> musi
>> nie działać.
>
> No patrz! A mnie się wydawało że rozczarowanie jest wtedy gdy zakłada się
> że
> coś będzie działać tak jak chcemy zawsze [chocby to co w środku] a życie
> zawsze! pokazuje jak bardzo się mylilismy...więc może warto zakładać że
> żadne piękne wewnętrznym blaskiem oczy nie będą takie zawsze...a nawet nie
> będą takie dłużej niż 3 lata/przy kobietach oczekujących wiele mężczyźni
> wypalają się znacznie szybjej/ niektórym [ponoć] wystarczy jedna noc po
> ślubie i...nastepny dzień... ;P
>
Takie rozczarowania to wynik narkotykowego otumanienia mózgu przy
zakochaniu. Poślubiamy księcia (księżniczkę), a potem okazuje się żabą. Te 3
lata, które podałeś to właśnie okres znarkotyzowania mózgu u mężczyzn. A
sposób jest prosty-poznać i pokochać żabę przed ślubem. (Nam decyzja o
ślubie zajeła pół roku wspólnego mieszkania).


>> Ja tam wolę żeby się nie zmieniał..Co nie oznacza, że jak się zmieni to
>> mu
>> za drzwi walizki wystawię..
>
> Woleć obecnie [lub czegoś ciagle] to jedno a żyć z tym co się zmieniło w
> coś
> czego nie-wolimy [nie-wola własnych pragnień] to drugie...Słoneczko :)

Napisałam już powyżej-ja moją "żabę" już znam. Zmieni się-trudno się mówi,
żyje się dalej. Gdyby wszytsko szło tak jak chcemy to byśmy szybko
poumierali z nudów.
Pozostaje tylko otwarta kwestia umiejętności dostosowania się do zmian.

> "W miłości nie sposób niczego przewidzieć, dużo prościej zachować dystans
> i
> cieszyć się życiem nez nakładania na innych i siebie zobowiązań" [do
> jakiejś
> nienaturalnej dla człowieka niezmienności] -właśnie te słowa w cudzysłowiu
> padły w filmie -który katem oka na kompie oglądam! Szok!!!!!!!! :D

Dlaczego? Bardzo wygodne podejście do związku. Co prawda mało praktyczne,
ale bardzo wygodne.

> Teraz słychać jakieś dziwne głośne odgłosy... ;)
> Nie znasz siebie -nie wiesz ile zniesiesz a czego już nie -więc nie mów że
> na pewno kiedyś nie sięgniesz po walizki[niekoniecznie przecież jego]...
>
Hmm. Właściwie to znam się na tyle dobrze, żeby wyznaczyć swoje
prowizoryczne granice wytrzymałości.
On też wie, że żeby się mnie pozbyć (skłonić do spakowania swoich/jego
walizek) musiałby zrobić jedną z dwóch rzeczy:
powiedzieć mi "papa"-prosto i bezboleśnie
lub złamać jedyny warunek jaki w tym związku postawiłam (to już nie jest
prosto i bezboleśnie).

>> Ja się sobie nawet w lustrze niepodobam..Pewnie dlatego, że jestem jedyną
>> osobą, którą postrzegam w kateriach wyglądu..
>
> "w kategoriach wyglądu"? A własciwie dlaczego tylko siebie tak
> deprecjonujesz/doceniasz ocenami swego wyglądu? ;)
>
Ano nie jestem w swoim typie. Patrząc inaczej to nie mam porównania do
innych ludzi, bo ich "nie widzę"-znaczy nie widzę ich wyglądu (jakoś mnie to
nie interesuje). Z drugiej strony, gdybym jutro dostała ofertę zmiany czegoś
w wyglądzie to nic bym nie zmieniła.

>> >> Nie uciekam (osobiście) jeśli nie mogę nic znaleźć w oczach tracę nimi
>> >> zainteresowanie co nie oznacza, że tracę zainteresowanie ich
>> >> posiadaczem-szukam informacji z innego źródła.
>> >
>> > Takie małe mataczątko widzę powyżej czy mi się zdaje? ;P
>> >
>> Nie, gdzie tam..A niby, że dlaczego?
>
> Brak informacji [wyrazu] też jest baardzo wymowną informacją...szczególnie
> jeśli chodzi o oczy.
>

Ale o tym już napisałam, że brak informacji jest dla mnie wskazówką, że mam
do czynienia z depresją (ew. czymś innym) i reszty szukam gdzieś indziej.

> Tyle że za to "stworzone" środowisko odpowiadają jednak geny...gdyby były
> inne inaczej by ich posiadaczowi narzucały-podpowiadały kształtowanie
> tegoż...prawda? ;)
>
I tu nie do końca Cie rozumiem. Chcesz powiedzieć, że Twoje geny "wybrały"
towarzystwo bab, które ukształtowało Cie tak, a nie inaczej? Bo akurat moje
geny nie miały nic do powiedzenia-w mojej niszy ekologicznej brak było
przedstawicielek mojej płci w odpowiednim wieku. (Krótko mówiąc tam gdzie
się urodziłam i wychowałam byłam jedyną dziewczynką w promieniu kilku ulic).
Potem preferowałam męskie towarzystwo, ale to już był wynik ukształtowania
preferencji przez środowsko w pierwszym okresie życia.

--
c...@p...pl
gg 6451317

"Życie nieświadome nie jest warte tego,
by je przeżyć"
Sokrates


› Pokaż wiadomość z nagłówkami


19. Data: 2007-02-24 12:38:00

Temat: Re: Kogo nie można po oczach...tego po czynach
Od: "Sky" <s...@o...pl> szukaj wiadomości tego autora


Użytkownik Justyna N <c...@p...pl> w wiadomości do grup dyskusyjnych
napisał:45e012ac$...@n...home.net.pl...
>
> Użytkownik "Sky" <s...@o...pl> napisał w wiadomości
> news:erntpq$ghq$1@news.onet.pl...
> >> > Znam takiego który wytrzymał trzydzieści lat... ;)
> >> > Osobiście... ;P
> >> >
> >> Nie zdradzając się? Na wyćwiczeniu? Widać mnie nie poznał ;p
> >
> > Oj -nie jesteś moje Słoneczko jedyną o "tak mocno wysublimowanej
> > wrażliwości
> > na czyjś wewnętrzny autentyzm" jaką ów człek spotkał...gdybyś była
> > pierwszą
> > on chyba nadal byłby kawalerem... ;)
> >
> A widzisz-jednak nie był taki mocny. Każdego da się rozgryźć-prędzej czy
> później.

Uważasz że waszą rolą jest "rozgryzienie"? Brzmi podobnie jak
"zagryzienie" -i niestety jakże często na tym się kończy...kto
nagryza-rozgryza-często przesadza i...zagryza...a potem mało kto się przyzna
że przesadził z kimś "na śmierć"...

Z owym "przykładem" też tak się stało...
Uważam że twoje podejście jest groźne -tak dla ciebie...jak i twojego
"otoczenia"... [trudno tu o uśmieszek]

> >> Ależ to bardzo ekonomiczne-nie przeżywam rozczarowań.
> >> Nic nigdy nie działa jak by się chciało, ale to nie znaczy, że zawsze
> >> musi
> >> nie działać.
> >
> > No patrz! A mnie się wydawało że rozczarowanie jest wtedy gdy zakłada
się
> > że
> > coś będzie działać tak jak chcemy zawsze [chocby to co w środku] a życie
> > zawsze! pokazuje jak bardzo się mylilismy...więc może warto zakładać że
> > żadne piękne wewnętrznym blaskiem oczy nie będą takie zawsze...a nawet
nie
> > będą takie dłużej niż 3 lata/przy kobietach oczekujących wiele mężczyźni
> > wypalają się znacznie szybjej/ niektórym [ponoć] wystarczy jedna noc po
> > ślubie i...nastepny dzień... ;P
> >
> Takie rozczarowania to wynik narkotykowego otumanienia mózgu przy
> zakochaniu. Poślubiamy księcia (księżniczkę), a potem okazuje się żabą. Te
3
> lata, które podałeś to właśnie okres znarkotyzowania mózgu u mężczyzn. A
> sposób jest prosty-poznać i pokochać żabę przed ślubem. (Nam decyzja o
> ślubie zajeła pół roku wspólnego mieszkania).

A wiesz przypadkiem ile trwa "narkotyczny trans kobiet"?
Myslisz że niej niż pół roku? Hi hi... ;)
Pół roku to mało dla faceta żeby się zorientować...przed slubem.
Jeden dzień po...stanowczo wystarczy by się "odczarować"... ;)

Czemu wam tak o ten ślub diewoczki chodzi?
By poczuć się spełnione czy po prostu by poczuć się "zabezpieczone"?
Bo chcecie mieć argument żeby faceta szantażować resztę życia" "Przecież mi
przyżekłeś że ze mną zostaniesz!"? Zdecydowanie na to mi wychodzi.
Miłość prawdziwa nie wymaga jakichkolwiek słownych zapewnień a przyrzeczeń
to już dopiero... Widać wszelkie instytucje które promują ideę ślubowań nie
wierzą w miłość albo/i mają w tym swoje interesa. ;)
I tak to instytucje zapewniając swoje interesa systemowo zabijają szanse na
powszechne "dojście delikwentów do tego co to prawdziwa miłość. :)

To egoizm chce mieć pewność [argumenty-środki nacisku-presji-szantażu] by
zapewnić sobie go nikt nie "wycycka"...

> >> Ja tam wolę żeby się nie zmieniał..Co nie oznacza, że jak się zmieni to
> >> mu
> >> za drzwi walizki wystawię..
> >
> > Woleć obecnie [lub czegoś ciagle] to jedno a żyć z tym co się zmieniło w
> > coś
> > czego nie-wolimy [nie-wola własnych pragnień] to drugie...Słoneczko :)
>
> Napisałam już powyżej-ja moją "żabę" już znam. Zmieni się-trudno się mówi,
> żyje się dalej. Gdyby wszytsko szło tak jak chcemy to byśmy szybko
> poumierali z nudów.
> Pozostaje tylko otwarta kwestia umiejętności dostosowania się do zmian.

Dokładnie! A jak sie któreś z was nie będzie potrafiło dostosować...? To...?

> > "W miłości nie sposób niczego przewidzieć, dużo prościej zachować
dystans
> > i
> > cieszyć się życiem nez nakładania na innych i siebie zobowiązań" [do
> > jakiejś
> > nienaturalnej dla człowieka niezmienności] -właśnie te słowa w
cudzysłowiu
> > padły w filmie -który katem oka na kompie oglądam! Szok!!!!!!!! :D
>
> Dlaczego? Bardzo wygodne podejście do związku. Co prawda mało praktyczne,
> ale bardzo wygodne.

A mnie się zawsze wydawało że praktyczność polega na wygodzie i odwrotnie...
;P
Coś mi brzęczy w uszach jakiś dysonans twoich słów...co innego
praktyczność/a może zapewnienie sobie własnego interesu?/ a co innego wygoda
/życie bez wymuszania jakichś "zobowiązań" -jako warunek wolności
umożliwiającej miłość/
Czy ja może gdzieś popełniam błąd? No tak...zapewne rozdzielam wolność [jako
warunek miłości] od miłości rozumianej jako "odpowiedzialność za swoje
decyzje i czyny" którą to odpowiedzialność powinno się nieść cierpietniczo
do śmierci [jeśli się na skutek choćby czyichś błędów wychowawczych źle
wybrało] więc i pomyliło miłość z jej karykaturą.. ;)

> > Teraz słychać jakieś dziwne głośne odgłosy... ;)
> > Nie znasz siebie -nie wiesz ile zniesiesz a czego już nie -więc nie mów
że
> > na pewno kiedyś nie sięgniesz po walizki[niekoniecznie przecież jego]...
> >
> Hmm. Właściwie to znam się na tyle dobrze, żeby wyznaczyć swoje
> prowizoryczne granice wytrzymałości.
> On też wie, że żeby się mnie pozbyć (skłonić do spakowania swoich/jego
> walizek) musiałby zrobić jedną z dwóch rzeczy:
> powiedzieć mi "papa"-prosto i bezboleśnie
> lub złamać jedyny warunek jaki w tym związku postawiłam (to już nie jest
> prosto i bezboleśnie).

Miłość albo JEST [bezwarunkowa] albo jej po prostu nie ma...
Smutne że jeszcze nie wiesz co to miłość bez-warunków[choćby jednego] :'(
Ten jeden warunek wystarczy żeby zniszczyć wszystko...to taka szczelina w
bezinteresowności twojego zaufania -a bez bezinteresownego zaufania nie ma
bezinteresownej miłości...tylko interesowna "miłość własna"=egoizm. :)
A skoro miłość interesowna=własna=egoizm to już nie ma mowy o Miłości do
Kogoś.

> >> Ja się sobie nawet w lustrze niepodobam..Pewnie dlatego, że jestem
jedyną
> >> osobą, którą postrzegam w kateriach wyglądu..
> >
> > "w kategoriach wyglądu"? A własciwie dlaczego tylko siebie tak
> > deprecjonujesz/doceniasz ocenami swego wyglądu? ;)
> >
> Ano nie jestem w swoim typie. Patrząc inaczej to nie mam porównania do
> innych ludzi, bo ich "nie widzę"-znaczy nie widzę ich wyglądu (jakoś mnie
to
> nie interesuje). Z drugiej strony, gdybym jutro dostała ofertę zmiany
czegoś
> w wyglądzie to nic bym nie zmieniła.

Jakoś przeraża mnie że nie bierzesz pod uwagę w ocenie prawdopodobieństwa
twojego wytrzymania z kimś to czy on ci się po prostu "podoba"[tak zwykle
powierzchownie] jako facet czy nie... mało to przekonujące...jakieś takie
odrealnione...nie-ludzkie po prostu. ;)
Za to bardzo egoistyczne. Ja się sobie podobam -a jeśli ktoś ze mną jest to
widać tez mu się podobam...a innych oceniam tylko pod kątem czy mi pasują
osobowościowo... ;P

> >> >> Nie uciekam (osobiście) jeśli nie mogę nic znaleźć w oczach tracę
nimi
> >> >> zainteresowanie co nie oznacza, że tracę zainteresowanie ich
> >> >> posiadaczem-szukam informacji z innego źródła.
> >> >
> >> > Takie małe mataczątko widzę powyżej czy mi się zdaje? ;P
> >> >
> >> Nie, gdzie tam..A niby, że dlaczego?
> >
> > Brak informacji [wyrazu] też jest baardzo wymowną
informacją...szczególnie
> > jeśli chodzi o oczy.
> >
> Ale o tym już napisałam, że brak informacji jest dla mnie wskazówką, że
mam
> do czynienia z depresją (ew. czymś innym) i reszty szukam gdzieś indziej.

Zazwyczaj już wtedy gdzie indziej też drogi zamknięte...oczy gasną
ostatnie...

> > Tyle że za to "stworzone" środowisko odpowiadają jednak geny...gdyby
były
> > inne inaczej by ich posiadaczowi narzucały-podpowiadały kształtowanie
> > tegoż...prawda? ;)
> >
> I tu nie do końca Cie rozumiem. Chcesz powiedzieć, że Twoje geny "wybrały"
> towarzystwo bab, które ukształtowało Cie tak, a nie inaczej? Bo akurat
moje
> geny nie miały nic do powiedzenia-w mojej niszy ekologicznej brak było
> przedstawicielek mojej płci w odpowiednim wieku. (Krótko mówiąc tam gdzie
> się urodziłam i wychowałam byłam jedyną dziewczynką w promieniu kilku
ulic).
> Potem preferowałam męskie towarzystwo, ale to już był wynik ukształtowania
> preferencji przez środowsko w pierwszym okresie życia.

Tyle zę geny to również element owego środowiska...bo to one w ludziach
naokoło zadecydowały że nie było więcej "przedstawicieli twojej płci" -a
nawet gdyby był to efekt jakiegoś lokalnego "skażenia" -to również geny
zdecydowały kto tam zdecydował się mieszkać a kto nie... ;)

Może jeszcze to bardziej zgłębimy... :)


› Pokaż wiadomość z nagłówkami


20. Data: 2007-02-24 20:39:52

Temat: Re: Kogo nie można po oczach...tego po czynach
Od: "Justyna N" <c...@p...pl> szukaj wiadomości tego autora


Użytkownik "Sky" <s...@o...pl> napisał w wiadomości
news:erpbhg$2sj$1@news.onet.pl...
>> A widzisz-jednak nie był taki mocny. Każdego da się rozgryźć-prędzej czy
>> później.
>
> Uważasz że waszą rolą jest "rozgryzienie"? Brzmi podobnie jak
> "zagryzienie" -i niestety jakże często na tym się kończy...kto
> nagryza-rozgryza-często przesadza i...zagryza...a potem mało kto się
> przyzna
> że przesadził z kimś "na śmierć"...
>

Nie do końca. Ja rozgryzam coby nie zagryźć. Jeśli poznaję drugą osobę to
wczuwam się w jej sytuację.
Nie mogę zagryźć kogoś kogo znam.

> Z owym "przykładem" też tak się stało...
> Uważam że twoje podejście jest groźne -tak dla ciebie...jak i twojego
> "otoczenia"... [trudno tu o uśmieszek]
>
Kiedy ja niegroźna jestem. Wręcz przeciwnie-rozgryzanie zabezpiecza moje
otoczenie przed gryzieniem.

>> Takie rozczarowania to wynik narkotykowego otumanienia mózgu przy
>> zakochaniu. Poślubiamy księcia (księżniczkę), a potem okazuje się żabą.
>> Te
> 3
>> lata, które podałeś to właśnie okres znarkotyzowania mózgu u mężczyzn. A
>> sposób jest prosty-poznać i pokochać żabę przed ślubem. (Nam decyzja o
>> ślubie zajeła pół roku wspólnego mieszkania).
>
> A wiesz przypadkiem ile trwa "narkotyczny trans kobiet"?
> Myslisz że niej niż pół roku? Hi hi... ;)
> Pół roku to mało dla faceta żeby się zorientować...przed slubem.
> Jeden dzień po...stanowczo wystarczy by się "odczarować"... ;)
>

Dłużej niż u mężczyzn. Albo wcale..

> Czemu wam tak o ten ślub diewoczki chodzi?
A tu Cie muszę rozczarować, bo to mój facet na ślub naciska. Ja tam mogłabym
nic nie zmieniać.

>> Napisałam już powyżej-ja moją "żabę" już znam. Zmieni się-trudno się
>> mówi,
>> żyje się dalej. Gdyby wszytsko szło tak jak chcemy to byśmy szybko
>> poumierali z nudów.
>> Pozostaje tylko otwarta kwestia umiejętności dostosowania się do zmian.
>
> Dokładnie! A jak sie któreś z was nie będzie potrafiło dostosować...?
> To...?
>
Ja się dostosuję. Jak zawsze.

>> Dlaczego? Bardzo wygodne podejście do związku. Co prawda mało praktyczne,
>> ale bardzo wygodne.
>
> A mnie się zawsze wydawało że praktyczność polega na wygodzie i
> odwrotnie...
> ;P
> Coś mi brzęczy w uszach jakiś dysonans twoich słów...co innego
> praktyczność/a może zapewnienie sobie własnego interesu?/ a co innego
> wygoda
> /życie bez wymuszania jakichś "zobowiązań" -jako warunek wolności
> umożliwiającej miłość/
> Czy ja może gdzieś popełniam błąd? No tak...zapewne rozdzielam wolność
> [jako
> warunek miłości] od miłości rozumianej jako "odpowiedzialność za swoje
> decyzje i czyny" którą to odpowiedzialność powinno się nieść cierpietniczo
> do śmierci [jeśli się na skutek choćby czyichś błędów wychowawczych źle
> wybrało] więc i pomyliło miłość z jej karykaturą.. ;)
>
I nie i tak.
Rozdzielamy poprostu związek od miłości i wszystko staje się jasne.
Czyli zostawiamy wolność dla miłości, a zobowiązania dla związku. I nie mamy
dysonansu ;p

>> Hmm. Właściwie to znam się na tyle dobrze, żeby wyznaczyć swoje
>> prowizoryczne granice wytrzymałości.
>> On też wie, że żeby się mnie pozbyć (skłonić do spakowania swoich/jego
>> walizek) musiałby zrobić jedną z dwóch rzeczy:
>> powiedzieć mi "papa"-prosto i bezboleśnie
>> lub złamać jedyny warunek jaki w tym związku postawiłam (to już nie jest
>> prosto i bezboleśnie).
>
> Miłość albo JEST [bezwarunkowa] albo jej po prostu nie ma...
> Smutne że jeszcze nie wiesz co to miłość bez-warunków[choćby jednego] :'(
> Ten jeden warunek wystarczy żeby zniszczyć wszystko...to taka szczelina w
> bezinteresowności twojego zaufania -a bez bezinteresownego zaufania nie ma
> bezinteresownej miłości...tylko interesowna "miłość własna"=egoizm. :)
> A skoro miłość interesowna=własna=egoizm to już nie ma mowy o Miłości do
> Kogoś.
>

I znowu. Ja nie mówię o miłości, tylko o związku. Miłość jak najbardziej
jest bezwarunkowa, ale żeby związek funkcjonował na dłuższą metę nie da się
go trzymać na samej miłości (nie zakochaniu tylko tym co przychodzi jak już
się zdejmie te różowe okulary). Moja zasada dotyczy związku, nie miłości.
To, że np. by ją złamał nie oznacza, że przestałabym go kochać, tylko, że
byśmy się rozstali. Rozumiesz?

>> Ano nie jestem w swoim typie. Patrząc inaczej to nie mam porównania do
>> innych ludzi, bo ich "nie widzę"-znaczy nie widzę ich wyglądu (jakoś mnie
> to
>> nie interesuje). Z drugiej strony, gdybym jutro dostała ofertę zmiany
> czegoś
>> w wyglądzie to nic bym nie zmieniła.
>
> Jakoś przeraża mnie że nie bierzesz pod uwagę w ocenie prawdopodobieństwa
> twojego wytrzymania z kimś to czy on ci się po prostu "podoba"[tak zwykle
> powierzchownie] jako facet czy nie... mało to przekonujące...jakieś takie
> odrealnione...nie-ludzkie po prostu. ;)

Widać mało mi człowieczeństwa zostało ;p
Zauważ jak ulotne jest "podobanie się". Podoba mi się-wewnętrznie, a to
oznacza, że kiedy jego wygląd się zmieni nadal będzie mi się podobał. Nawet
zakładające pewne zmiany wewnętrzne.

> Za to bardzo egoistyczne. Ja się sobie podobam -a jeśli ktoś ze mną jest
> to
> widać tez mu się podobam...a innych oceniam tylko pod kątem czy mi pasują
> osobowościowo... ;P
>
Czemu egoistyczne?Nie rozważam czy innym się podobam (widać jednak tak) za
to widzę swoje wady (umówmy się, że staram się je zmieniać). Patrząc na
drugiego człowieka nie zwracam uwagi na to czy ma zielone czy niebieskie
oczy. Nie musi mi się podobać fizycznie, żebym nim się zainteresowała. Ja
nie uważam, żeby to było nie fair.

\>> Ale o tym już napisałam, że brak informacji jest dla mnie wskazówką, że
> mam
>> do czynienia z depresją (ew. czymś innym) i reszty szukam gdzieś indziej.
>
> Zazwyczaj już wtedy gdzie indziej też drogi zamknięte...oczy gasną
> ostatnie...
>
Jeszcze tego nie wiem. Pewnie "coś" znajdę jeśli trafię na posiadacza
pustych oczu.

>> I tu nie do końca Cie rozumiem. Chcesz powiedzieć, że Twoje geny
>> "wybrały"
>> towarzystwo bab, które ukształtowało Cie tak, a nie inaczej? Bo akurat
> moje
>> geny nie miały nic do powiedzenia-w mojej niszy ekologicznej brak było
>> przedstawicielek mojej płci w odpowiednim wieku. (Krótko mówiąc tam gdzie
>> się urodziłam i wychowałam byłam jedyną dziewczynką w promieniu kilku
> ulic).
>> Potem preferowałam męskie towarzystwo, ale to już był wynik
>> ukształtowania
>> preferencji przez środowsko w pierwszym okresie życia.
>
> Tyle zę geny to również element owego środowiska...bo to one w ludziach
> naokoło zadecydowały że nie było więcej "przedstawicieli twojej płci" -a
> nawet gdyby był to efekt jakiegoś lokalnego "skażenia" -to również geny
> zdecydowały kto tam zdecydował się mieszkać a kto nie... ;)
>

Ale to nie Twoje geny na to wpłyneły (ew.możemy na to spojrzeć pod kątem
genów Twoich rodziców). Twoje geny (moje zresztą też) zostały postawione
przed faktem zamieszkiwania w danym środowisku i potrzeby dostosowania do
danej sytuacji.

> Może jeszcze to bardziej zgłębimy... :)

Może by się ktoś jeszcze wypowiedział? Dwa przykłady na formowanie daleko
idących teorii to tak mizernie..

--
c...@p...pl
gg 6451317

"Życie nieświadome nie jest warte tego,
by je przeżyć"
Sokrates


› Pokaż wiadomość z nagłówkami


 

strony : 1 . [ 2 ] . 3


« poprzedni wątek następny wątek »


Wyszukiwanie zaawansowane »

Starsze wątki

Re: Co siedzi w kleryku?
[OT]Oglaszam konkurs
Polityczka - szum informacyjny
Co siedzi w kleryku?[seminarium -wychowanie czy tresura?]
Chodzenie do wyimaginowanego psychologa?

zobacz wszyskie »

Najnowsze wątki

Comprehensive Protection Guide with IObit Malware Fighter Pro 11.3.0.1346 Multilingual
Advanced SystemCare Pro 17.5.0.255: Ultimate Performance Optimizer
IObit Uninstaller Pro 13.6.0.5 Multilingual Review and Tutorial
"Prawdziwy" mężczyzna.
Senet parts 1-3

zobacz wszyskie »