Strona główna Grupy pl.sci.psychologia Kogo nie można pokonać słowem...

Grupy

Szukaj w grupach

 

Kogo nie można pokonać słowem...

Liczba wypowiedzi w tym wątku: 23


« poprzedni wątek następny wątek »

21. Data: 2007-02-25 01:44:58

Temat: Re: Kogo nie można po oczach...tego po czynach
Od: "Sky" <s...@o...pl> szukaj wiadomości tego autora


Użytkownik Justyna N <c...@p...pl> w wiadomości do grup dyskusyjnych
napisał:4...@n...home.net.pl...
>
> Użytkownik "Sky" <s...@o...pl> napisał w wiadomości
> news:erpbhg$2sj$1@news.onet.pl...
> >> A widzisz-jednak nie był taki mocny. Każdego da się rozgryźć-prędzej
czy
> >> później.
> >
> > Uważasz że waszą rolą jest "rozgryzienie"? Brzmi podobnie jak
> > "zagryzienie" -i niestety jakże często na tym się kończy...kto
> > nagryza-rozgryza-często przesadza i...zagryza...a potem mało kto się
> > przyzna
> > że przesadził z kimś "na śmierć"...
> >
> Nie do końca. Ja rozgryzam coby nie zagryźć. Jeśli poznaję drugą osobę to
> wczuwam się w jej sytuację.
> Nie mogę zagryźć kogoś kogo znam.

Każdy tak mówi do pierwszego zagryzienia... ;P

> > Z owym "przykładem" też tak się stało...
> > Uważam że twoje podejście jest groźne -tak dla ciebie...jak i twojego
> > "otoczenia"... [trudno tu o uśmieszek]
> >
> Kiedy ja niegroźna jestem. Wręcz przeciwnie-rozgryzanie zabezpiecza moje
> otoczenie przed gryzieniem.

Gdybyś wpierw rozgryzła siebie nie musiałabyś ani rozgryzać ani gryźć
"otoczenia" ;)

> > A wiesz przypadkiem ile trwa "narkotyczny trans kobiet"?
> > Myslisz że niej niż pół roku? Hi hi... ;)
> > Pół roku to mało dla faceta żeby się zorientować...przed slubem.
> > Jeden dzień po...stanowczo wystarczy by się "odczarować"... ;)
> >
> Dłużej niż u mężczyzn. Albo wcale..

Otóż to. Ale ani ten stan "dłużej" ani ten "wcale" nie gwarantują właściwie
niczego.
I takie i takie się mogą przejechać...nic pewnego na tym świecie ;)

> > Czemu wam tak o ten ślub diewoczki chodzi?
> A tu Cie muszę rozczarować, bo to mój facet na ślub naciska. Ja tam
mogłabym
> nic nie zmieniać.
>
> >> Napisałam już powyżej-ja moją "żabę" już znam. Zmieni się-trudno się
> >> mówi,
> >> żyje się dalej. Gdyby wszytsko szło tak jak chcemy to byśmy szybko
> >> poumierali z nudów.
> >> Pozostaje tylko otwarta kwestia umiejętności dostosowania się do zmian.
> >
> > Dokładnie! A jak sie któreś z was nie będzie potrafiło dostosować...?
> > To...?
> >
> Ja się dostosuję. Jak zawsze.

Takie przekonanie jest nierealistyczne -a brak realizmu jest groźny! ;)

> >> Dlaczego? Bardzo wygodne podejście do związku. Co prawda mało
praktyczne,
> >> ale bardzo wygodne.
> >
> > A mnie się zawsze wydawało że praktyczność polega na wygodzie i
> > odwrotnie...
> > ;P
> > Coś mi brzęczy w uszach jakiś dysonans twoich słów...co innego
> > praktyczność/a może zapewnienie sobie własnego interesu?/ a co innego
> > wygoda
> > /życie bez wymuszania jakichś "zobowiązań" -jako warunek wolności
> > umożliwiającej miłość/
> > Czy ja może gdzieś popełniam błąd? No tak...zapewne rozdzielam wolność
> > [jako
> > warunek miłości] od miłości rozumianej jako "odpowiedzialność za swoje
> > decyzje i czyny" którą to odpowiedzialność powinno się nieść
cierpietniczo
> > do śmierci [jeśli się na skutek choćby czyichś błędów wychowawczych źle
> > wybrało] więc i pomyliło miłość z jej karykaturą.. ;)
> >
> I nie i tak.
> Rozdzielamy poprostu związek od miłości i wszystko staje się jasne.
> Czyli zostawiamy wolność dla miłości, a zobowiązania dla związku. I nie
mamy
> dysonansu ;p

Dupa a nie brak dysonansu ;)
To jest jak schizofrenia paranoidalna...nie...to JEST schizofrenia
paranoidalna! ;)

> >> Hmm. Właściwie to znam się na tyle dobrze, żeby wyznaczyć swoje
> >> prowizoryczne granice wytrzymałości.
> >> On też wie, że żeby się mnie pozbyć (skłonić do spakowania swoich/jego
> >> walizek) musiałby zrobić jedną z dwóch rzeczy:
> >> powiedzieć mi "papa"-prosto i bezboleśnie
> >> lub złamać jedyny warunek jaki w tym związku postawiłam (to już nie
jest
> >> prosto i bezboleśnie).
> >
> > Miłość albo JEST [bezwarunkowa] albo jej po prostu nie ma...
> > Smutne że jeszcze nie wiesz co to miłość bez-warunków[choćby jednego]
:'(
> > Ten jeden warunek wystarczy żeby zniszczyć wszystko...to taka szczelina
w
> > bezinteresowności twojego zaufania -a bez bezinteresownego zaufania nie
ma
> > bezinteresownej miłości...tylko interesowna "miłość własna"=egoizm. :)
> > A skoro miłość interesowna=własna=egoizm to już nie ma mowy o Miłości do
> > Kogoś.
> >
> I znowu. Ja nie mówię o miłości, tylko o związku. Miłość jak najbardziej
> jest bezwarunkowa, ale żeby związek funkcjonował na dłuższą metę nie da
się
> go trzymać na samej miłości (nie zakochaniu tylko tym co przychodzi jak
już
> się zdejmie te różowe okulary). Moja zasada dotyczy związku, nie miłości.
> To, że np. by ją złamał nie oznacza, że przestałabym go kochać, tylko, że
> byśmy się rozstali. Rozumiesz?

Prawdziwy związek -trwały oparty jest wyłacznie na miłości[tak tej dojrzałej
wzajemnej sytuacji wzajemnego nastawienia na siebie...niektórzy mówią o
patrzeniu we wspólnym kierunku]
Te gadki o związku co niby jest sprawą oderwaną od Miłości to jakaś paranoja
intelektualis-tów[-tek] To Miłość z-wiązuje. Bez niej nie ma z-wiązku -jest
tylko kontrakt małżeński w celu wspólnego samookłamywania się. Stachura
wspaniale powiedział: Co się skończyło nigdy się tak naprawdę nie zaczęło.
Jeśli związek się kończy...nie była to miłość a więc i Z-wiązek i już. :)

> >> Ano nie jestem w swoim typie. Patrząc inaczej to nie mam porównania do
> >> innych ludzi, bo ich "nie widzę"-znaczy nie widzę ich wyglądu (jakoś
mnie
> > to
> >> nie interesuje). Z drugiej strony, gdybym jutro dostała ofertę zmiany
> > czegoś
> >> w wyglądzie to nic bym nie zmieniła.
> >
> > Jakoś przeraża mnie że nie bierzesz pod uwagę w ocenie
prawdopodobieństwa
> > twojego wytrzymania z kimś to czy on ci się po prostu "podoba"[tak
zwykle
> > powierzchownie] jako facet czy nie... mało to przekonujące...jakieś
takie
> > odrealnione...nie-ludzkie po prostu. ;)
>
> Widać mało mi człowieczeństwa zostało ;p
> Zauważ jak ulotne jest "podobanie się".

Kolejna Dupa blada! [sorki Justa ;) ]
jeśłi ci się nie podoba zewnetrznie to własciwie już wiem ze go nie
kochasz/nie o zakochaniu czy zauroczeniu mowa] Bo miłość to dostrzeganie
piękna w tym konkretnym człowieku -nawet w jego zmienności czy
powierzchowności -ale ciągłe dostrzeganie- czyli ze cały czas ów człowiek
nam się podoba. Wielu powie -to bzdura! A ja powiem -dupa a nie znacie sie
na Miłości.
Jeśli On ci się zewnetrznie "średnio na jeża-podejdzie" bo ja się "lubuję w
jego wnetrzu" to weź se lepiej na wsztrzymanie -ty go po prostu nie kochasz
i już...

> Podoba mi się-wewnętrznie, a to
> oznacza, że kiedy jego wygląd się zmieni nadal będzie mi się podobał.
Nawet
> zakładające pewne zmiany wewnętrzne.

Ależ ludzie się wewnętrznie zmieniają TOTALNIE!
Średnio jak legenda głosi -co 7 lat.
Warto [nawet jeśli to urban legends] taką częstotliwość przyjąć za wielce
prawdopodobną ;)
A ty o jakichś "pewnych zmianach" hi hi ;D

> > Za to bardzo egoistyczne. Ja się sobie podobam -a jeśli ktoś ze mną jest
> > to
> > widać tez mu się podobam...a innych oceniam tylko pod kątem czy mi
pasują
> > osobowościowo... ;P
> >
> Czemu egoistyczne?Nie rozważam czy innym się podobam (widać jednak tak) za
> to widzę swoje wady (umówmy się, że staram się je zmieniać). Patrząc na
> drugiego człowieka nie zwracam uwagi na to czy ma zielone czy niebieskie
> oczy. Nie musi mi się podobać fizycznie, żebym nim się zainteresowała. Ja
> nie uważam, żeby to było nie fair.

Ale mówimy o UKOCHANYM -a nie jakimś tam człowieku. powtarzam -jeśłi nie
znajdujesz upodobania we wszystkim -kazdym geście, gsymasie, tiku...to się
10 razy zastanów zanim sobie samej powiesz "kocham go" -chcę z nim spędzić
całe życie... ;)

> \>> Ale o tym już napisałam, że brak informacji jest dla mnie wskazówką,
że
> > mam
> >> do czynienia z depresją (ew. czymś innym) i reszty szukam gdzieś
indziej.
> >
> > Zazwyczaj już wtedy gdzie indziej też drogi zamknięte...oczy gasną
> > ostatnie...
> >
> Jeszcze tego nie wiem. Pewnie "coś" znajdę jeśli trafię na posiadacza
> pustych oczu.

Ale mowa o tym Jednym...a nie o innych... ;)


> > Tyle zę geny to również element owego środowiska...bo to one w ludziach
> > naokoło zadecydowały że nie było więcej "przedstawicieli twojej płci" -a
> > nawet gdyby był to efekt jakiegoś lokalnego "skażenia" -to również geny
> > zdecydowały kto tam zdecydował się mieszkać a kto nie... ;)
> >
>
> Ale to nie Twoje geny na to wpłyneły (ew.możemy na to spojrzeć pod kątem
> genów Twoich rodziców). Twoje geny (moje zresztą też) zostały postawione
> przed faktem zamieszkiwania w danym środowisku i potrzeby dostosowania do
> danej sytuacji.

każdy albo się dostosowuje albo szuka bardziej odpowiadających mu
warunków -a to jakie warunki są odpowiednijsze dyktują przecież...geny...w
końcu one nawet nasz proces nauczania determinują...czy relacji
społecznych...

> > Może jeszcze to bardziej zgłębimy... :)

> Może by się ktoś jeszcze wypowiedział? Dwa przykłady na formowanie daleko
> idących teorii to tak mizernie..

Może...tak a może nie...i może to teorie a może...życie? Kto wie? Ja
wiem...swoje i ty wiesz...i inni wiedzą...skoro cicho siedzą...musi mają
powód. ;)



› Pokaż wiadomość z nagłówkami


Zobacz także


22. Data: 2007-02-25 09:07:27

Temat: Re: Kogo nie można po oczach...tego po czynach
Od: "Justyna N" <c...@p...pl> szukaj wiadomości tego autora


Użytkownik "Sky" <s...@o...pl> napisał w wiadomości
news:erqpl1$srj$1@news.onet.pl...
>> Nie do końca. Ja rozgryzam coby nie zagryźć. Jeśli poznaję drugą osobę to
>> wczuwam się w jej sytuację.
>> Nie mogę zagryźć kogoś kogo znam.
>
> Każdy tak mówi do pierwszego zagryzienia... ;P
>

Jeszcze nikogo nie zagryzłam. Ja nawet złościć się porządnie nie umiem..

>> Kiedy ja niegroźna jestem. Wręcz przeciwnie-rozgryzanie zabezpiecza moje
>> otoczenie przed gryzieniem.
>
> Gdybyś wpierw rozgryzła siebie nie musiałabyś ani rozgryzać ani gryźć
> "otoczenia" ;)
>
Czyżby mi tu De Mello pobrzękiwał?
To co ja będę robić jak przestanę "rozgryzać" otoczenie? Nic mnie tak nie
uszczęśliwia jak zrozumienie drugiego człowieka, poznanie na poziomie, na
którym mogę przewidzieć jego zachowanie.

>> > A wiesz przypadkiem ile trwa "narkotyczny trans kobiet"?
>> > Myslisz że niej niż pół roku? Hi hi... ;)
>> > Pół roku to mało dla faceta żeby się zorientować...przed slubem.
>> > Jeden dzień po...stanowczo wystarczy by się "odczarować"... ;)
>> >
>> Dłużej niż u mężczyzn. Albo wcale..
>
> Otóż to. Ale ani ten stan "dłużej" ani ten "wcale" nie gwarantują
> właściwie
> niczego.
> I takie i takie się mogą przejechać...nic pewnego na tym świecie ;)
>
Brak znarkotyzowania pomija okres "różowych okularów". Nie ma idealizacji
drugiej osoby, tym samym nie ma rozczarowań. Dla mnie niezakochiwanie się
jest metodą na jasną ocenę drugiej osoby i zbudowanie trwałego związku.

>> > Dokładnie! A jak sie któreś z was nie będzie potrafiło dostosować...?
>> > To...?
>> >
>> Ja się dostosuję. Jak zawsze.
>
> Takie przekonanie jest nierealistyczne -a brak realizmu jest groźny! ;)
>
Uważasz, że niemożliwe jest dostosowanie się do zmian? Może to
nierealistyczne, ale mi się udaje..

>> I nie i tak.
>> Rozdzielamy poprostu związek od miłości i wszystko staje się jasne.
>> Czyli zostawiamy wolność dla miłości, a zobowiązania dla związku. I nie
> mamy
>> dysonansu ;p
>
> Dupa a nie brak dysonansu ;)
> To jest jak schizofrenia paranoidalna...nie...to JEST schizofrenia
> paranoidalna! ;)

To ja się idę leczyć :(

>> I znowu. Ja nie mówię o miłości, tylko o związku. Miłość jak najbardziej
>> jest bezwarunkowa, ale żeby związek funkcjonował na dłuższą metę nie da
> się
>> go trzymać na samej miłości (nie zakochaniu tylko tym co przychodzi jak
> już
>> się zdejmie te różowe okulary). Moja zasada dotyczy związku, nie miłości.
>> To, że np. by ją złamał nie oznacza, że przestałabym go kochać, tylko, że
>> byśmy się rozstali. Rozumiesz?
>
> Prawdziwy związek -trwały oparty jest wyłacznie na miłości[tak tej
> dojrzałej
> wzajemnej sytuacji wzajemnego nastawienia na siebie...niektórzy mówią o
> patrzeniu we wspólnym kierunku]
> Te gadki o związku co niby jest sprawą oderwaną od Miłości to jakaś
> paranoja
> intelektualis-tów[-tek] To Miłość z-wiązuje. Bez niej nie ma
> z-wiązku -jest
> tylko kontrakt małżeński w celu wspólnego samookłamywania się. Stachura
> wspaniale powiedział: Co się skończyło nigdy się tak naprawdę nie zaczęło.
> Jeśli związek się kończy...nie była to miłość a więc i Z-wiązek i już. :)
>
Się żeś uparł. Dlaczego nie możesz przyjąć związku z zasadami opartego na
miłości?

>> > Jakoś przeraża mnie że nie bierzesz pod uwagę w ocenie
> prawdopodobieństwa
>> > twojego wytrzymania z kimś to czy on ci się po prostu "podoba"[tak
> zwykle
>> > powierzchownie] jako facet czy nie... mało to przekonujące...jakieś
> takie
>> > odrealnione...nie-ludzkie po prostu. ;)
>>
>> Widać mało mi człowieczeństwa zostało ;p
>> Zauważ jak ulotne jest "podobanie się".
>
> Kolejna Dupa blada! [sorki Justa ;) ]
> jeśłi ci się nie podoba zewnetrznie to własciwie już wiem ze go nie
> kochasz/nie o zakochaniu czy zauroczeniu mowa] Bo miłość to dostrzeganie
> piękna w tym konkretnym człowieku -nawet w jego zmienności czy
> powierzchowności -ale ciągłe dostrzeganie- czyli ze cały czas ów człowiek
> nam się podoba. Wielu powie -to bzdura! A ja powiem -dupa a nie znacie sie
> na Miłości.
> Jeśli On ci się zewnetrznie "średnio na jeża-podejdzie" bo ja się "lubuję
> w
> jego wnetrzu" to weź se lepiej na wsztrzymanie -ty go po prostu nie
> kochasz
> i już...
>
Ale ja wogóle nie dostrzegam powierzchowności (na poziomie świadomości).
Musiałabym się nieźle skupić, żeby zarejestrować czyjś wygląd. Nie wiem czy
mi się zewnętrznie podoba, bo się nad tym nie zastanawiam. Nie jest mi to do
szczęścia potrzebne.

>> Podoba mi się-wewnętrznie, a to
>> oznacza, że kiedy jego wygląd się zmieni nadal będzie mi się podobał.
> Nawet
>> zakładające pewne zmiany wewnętrzne.
>
> Ależ ludzie się wewnętrznie zmieniają TOTALNIE!
> Średnio jak legenda głosi -co 7 lat.
> Warto [nawet jeśli to urban legends] taką częstotliwość przyjąć za wielce
> prawdopodobną ;)
> A ty o jakichś "pewnych zmianach" hi hi ;D
>
Pogadamy za 4 lata..

>> Czemu egoistyczne?Nie rozważam czy innym się podobam (widać jednak tak)
>> za
>> to widzę swoje wady (umówmy się, że staram się je zmieniać). Patrząc na
>> drugiego człowieka nie zwracam uwagi na to czy ma zielone czy niebieskie
>> oczy. Nie musi mi się podobać fizycznie, żebym nim się zainteresowała. Ja
>> nie uważam, żeby to było nie fair.
>
> Ale mówimy o UKOCHANYM -a nie jakimś tam człowieku. powtarzam -jeśłi nie
> znajdujesz upodobania we wszystkim -kazdym geście, gsymasie, tiku...to się
> 10 razy zastanów zanim sobie samej powiesz "kocham go" -chcę z nim spędzić
> całe życie... ;)
>
Kiedy gesty i grymasy należą do zewnętrznych wyrazów wnętrza, czyli ja je
rejestruję. (Miałam 3 lata na zastanawianie się). Co do spędzania całego
życia mam swoją teorię. Tzn. to musi być osoba przy której moje geny nie
piszczą "to jest ojciec twoich dzieci".

>> > Zazwyczaj już wtedy gdzie indziej też drogi zamknięte...oczy gasną
>> > ostatnie...
>> >
>> Jeszcze tego nie wiem. Pewnie "coś" znajdę jeśli trafię na posiadacza
>> pustych oczu.
>
> Ale mowa o tym Jednym...a nie o innych... ;)
>
Mój Jedyny ma bardzo żywotne oczy. A mówiliśmy o oczach bez wyrazu nie
wnikając w posiadacza.

>> Ale to nie Twoje geny na to wpłyneły (ew.możemy na to spojrzeć pod kątem
>> genów Twoich rodziców). Twoje geny (moje zresztą też) zostały postawione
>> przed faktem zamieszkiwania w danym środowisku i potrzeby dostosowania do
>> danej sytuacji.
>
> każdy albo się dostosowuje albo szuka bardziej odpowiadających mu
> warunków -a to jakie warunki są odpowiednijsze dyktują przecież...geny...w
> końcu one nawet nasz proces nauczania determinują...czy relacji
> społecznych...
>
Raczej geny 3 czy 4 latka nie mają możliwości szukania innych warunków.
Wpadają w dane środowisko i nie pozostaje im nic innego jak się dostosować.
Potem mogłyby sobie szukać, ale mamy już ukształtowane pewne preferencje i
"dostosowane" geny nie mają potrzeby szukania czegoś innego.Mylę się?

>> Może by się ktoś jeszcze wypowiedział? Dwa przykłady na formowanie daleko
>> idących teorii to tak mizernie..
>
> Może...tak a może nie...i może to teorie a może...życie? Kto wie? Ja
> wiem...swoje i ty wiesz...i inni wiedzą...skoro cicho siedzą...musi mają
> powód. ;)

Siedzą cicho, bo ich wymęczyłeś i nie chcą już czytać tego co piszesz ;p
Nawet życie da się umieścić w pewnych teoriach-problem w tym, że jest więcej
wyjątków niż przykładów na poparcie. Więc może lepiej sobie odpuścić i nie
próbować?

--
c...@p...pl
gg 6451317

"Życie nieświadome nie jest warte tego,
by je przeżyć"
Sokrates


› Pokaż wiadomość z nagłówkami


23. Data: 2007-02-25 13:48:22

Temat: Re: Kogo nie można po oczach...tego po czynach
Od: "Sky" <s...@o...pl> szukaj wiadomości tego autora


Użytkownik Justyna N <c...@p...pl> w wiadomości do grup dyskusyjnych
napisał:45e151d6$...@n...home.net.pl...
>
> Użytkownik "Sky" <s...@o...pl> napisał w wiadomości
> news:erqpl1$srj$1@news.onet.pl...
> >> Nie do końca. Ja rozgryzam coby nie zagryźć. Jeśli poznaję drugą osobę
to
> >> wczuwam się w jej sytuację.
> >> Nie mogę zagryźć kogoś kogo znam.
> >
> > Każdy tak mówi do pierwszego zagryzienia... ;P
> >
> Jeszcze nikogo nie zagryzłam. Ja nawet złościć się porządnie nie umiem..

"Każdy tak mówi do pierwszego zagryzienia... ;P "

> >> Kiedy ja niegroźna jestem. Wręcz przeciwnie-rozgryzanie zabezpiecza
moje
> >> otoczenie przed gryzieniem.
> >
> > Gdybyś wpierw rozgryzła siebie nie musiałabyś ani rozgryzać ani gryźć
> > "otoczenia" ;)
> >
> Czyżby mi tu De Mello pobrzękiwał?
> To co ja będę robić jak przestanę "rozgryzać" otoczenie? Nic mnie tak nie
> uszczęśliwia jak zrozumienie drugiego człowieka, poznanie na poziomie, na
> którym mogę przewidzieć jego zachowanie.

I de mello i wiele innych źródeł... ;)
Chęć przewidywania zachowań to oznaka tendencji do kontrolowania go.
Życie [i inni ludzie] się nie da kontrolować...przynajmniej nigdy w stopniu
który uważamy za satysfakcjonujący dla naszego ego [do czasu jego...no
własnie jak to nazwać?]

> Brak znarkotyzowania pomija okres "różowych okularów". Nie ma idealizacji
> drugiej osoby, tym samym nie ma rozczarowań. Dla mnie niezakochiwanie się
> jest metodą na jasną ocenę drugiej osoby i zbudowanie trwałego związku.

To pseudotrwałość- bez naturalnego podtrzymania długo nie wytrzyma...że o
obopulnej satysfakcji
ze zwiazku nie wspomnę. Widzę że ci i tak niewiele mogę pomóc.

> >> Ja się dostosuję. Jak zawsze.
> >
> > Takie przekonanie jest nierealistyczne -a brak realizmu jest groźny! ;)
> >
> Uważasz, że niemożliwe jest dostosowanie się do zmian? Może to
> nierealistyczne, ale mi się udaje..

Do czasu? ;)
Uważam ze zakładanie iż zawsze się będziesz potrafiła
dostosować jest nierealistyczne a więc groźne...

> >> I nie i tak.
> >> Rozdzielamy poprostu związek od miłości i wszystko staje się jasne.
> >> Czyli zostawiamy wolność dla miłości, a zobowiązania dla związku. I nie
> > mamy
> >> dysonansu ;p
> >
> > Dupa a nie brak dysonansu ;)
> > To jest jak schizofrenia paranoidalna...nie...to JEST schizofrenia
> > paranoidalna! ;)
>
> To ja się idę leczyć :(

Żartujesz...! Nie wierzę... ;P

> >> I znowu. Ja nie mówię o miłości, tylko o związku. Miłość jak
najbardziej
> >> jest bezwarunkowa, ale żeby związek funkcjonował na dłuższą metę nie da
> > się
> >> go trzymać na samej miłości (nie zakochaniu tylko tym co przychodzi jak
> > już
> >> się zdejmie te różowe okulary). Moja zasada dotyczy związku, nie
miłości.
> >> To, że np. by ją złamał nie oznacza, że przestałabym go kochać, tylko,
że
> >> byśmy się rozstali. Rozumiesz?
> >
> > Prawdziwy związek -trwały oparty jest wyłacznie na miłości[tak tej
> > dojrzałej
> > wzajemnej sytuacji wzajemnego nastawienia na siebie...niektórzy mówią o
> > patrzeniu we wspólnym kierunku]
> > Te gadki o związku co niby jest sprawą oderwaną od Miłości to jakaś
> > paranoja
> > intelektualis-tów[-tek] To Miłość z-wiązuje. Bez niej nie ma
> > z-wiązku -jest
> > tylko kontrakt małżeński w celu wspólnego samookłamywania się. Stachura
> > wspaniale powiedział: Co się skończyło nigdy się tak naprawdę nie
zaczęło.
> > Jeśli związek się kończy...nie była to miłość a więc i Z-wiązek i już.
:)
> >
> Się żeś uparł. Dlaczego nie możesz przyjąć związku z zasadami opartego na
> miłości?

Bo w miłosci nie ma "zasad"? ;P
Bo miłość jest jedyną zasadą?

Wybierz co ci lepiej odpowiada... ;)

> >> > Jakoś przeraża mnie że nie bierzesz pod uwagę w ocenie
> > prawdopodobieństwa
> >> > twojego wytrzymania z kimś to czy on ci się po prostu "podoba"[tak
> > zwykle
> >> > powierzchownie] jako facet czy nie... mało to przekonujące...jakieś
> > takie
> >> > odrealnione...nie-ludzkie po prostu. ;)
> >>
> >> Widać mało mi człowieczeństwa zostało ;p
> >> Zauważ jak ulotne jest "podobanie się".
> >
> > Kolejna Dupa blada! [sorki Justa ;) ]
> > jeśłi ci się nie podoba zewnetrznie to własciwie już wiem ze go nie
> > kochasz/nie o zakochaniu czy zauroczeniu mowa] Bo miłość to dostrzeganie
> > piękna w tym konkretnym człowieku -nawet w jego zmienności czy
> > powierzchowności -ale ciągłe dostrzeganie- czyli ze cały czas ów
człowiek
> > nam się podoba. Wielu powie -to bzdura! A ja powiem -dupa a nie znacie
sie
> > na Miłości.
> > Jeśli On ci się zewnetrznie "średnio na jeża-podejdzie" bo ja się
"lubuję
> > w
> > jego wnetrzu" to weź se lepiej na wsztrzymanie -ty go po prostu nie
> > kochasz
> > i już...
> >
> Ale ja wogóle nie dostrzegam powierzchowności (na poziomie świadomości).
> Musiałabym się nieźle skupić, żeby zarejestrować czyjś wygląd. Nie wiem
czy
> mi się zewnętrznie podoba, bo się nad tym nie zastanawiam. Nie jest mi to
do
> szczęścia potrzebne.

To masz chyba mocno inaczej niż wielu innych...coś mi to przypomina ale co?
;)

> >> Podoba mi się-wewnętrznie, a to
> >> oznacza, że kiedy jego wygląd się zmieni nadal będzie mi się podobał.
> > Nawet
> >> zakładające pewne zmiany wewnętrzne.
> >
> > Ależ ludzie się wewnętrznie zmieniają TOTALNIE!
> > Średnio jak legenda głosi -co 7 lat.
> > Warto [nawet jeśli to urban legends] taką częstotliwość przyjąć za
wielce
> > prawdopodobną ;)
> > A ty o jakichś "pewnych zmianach" hi hi ;D
> >
> Pogadamy za 4 lata..

Jeśli coś pójdzie nie tak...wątpię żebyś miała ochotę... ;)

> > Ale mówimy o UKOCHANYM -a nie jakimś tam człowieku. powtarzam -jeśłi nie
> > znajdujesz upodobania we wszystkim -kazdym geście, gsymasie, tiku...to
się
> > 10 razy zastanów zanim sobie samej powiesz "kocham go" -chcę z nim
spędzić
> > całe życie... ;)
> >
> Kiedy gesty i grymasy należą do zewnętrznych wyrazów wnętrza, czyli ja je
> rejestruję. (Miałam 3 lata na zastanawianie się). Co do spędzania całego
> życia mam swoją teorię. Tzn. to musi być osoba przy której moje geny nie
> piszczą "to jest ojciec twoich dzieci".

Wy kobitki ponoć tak macie -kto inny do zrobienia dzieci[macho-może być i
goły-dosłownie i w przenośni] i inny "do życia" [stabilny jak góra=równiez
materialnie]...echhh te geny... ;P

> >> > Zazwyczaj już wtedy gdzie indziej też drogi zamknięte...oczy gasną
> >> > ostatnie...
> >> >
> >> Jeszcze tego nie wiem. Pewnie "coś" znajdę jeśli trafię na posiadacza
> >> pustych oczu.
> >
> > Ale mowa o tym Jednym...a nie o innych... ;)
> >
> Mój Jedyny ma bardzo żywotne oczy. A mówiliśmy o oczach bez wyrazu nie
> wnikając w posiadacza.

Związek oparty jedynie na rozsądku [choćby tylko z twojej strony] szybko
wypali oczy "partnera"...

> >> Może by się ktoś jeszcze wypowiedział? Dwa przykłady na formowanie
daleko
> >> idących teorii to tak mizernie..
> >
> > Może...tak a może nie...i może to teorie a może...życie? Kto wie? Ja
> > wiem...swoje i ty wiesz...i inni wiedzą...skoro cicho siedzą...musi mają
> > powód. ;)
>
> Siedzą cicho, bo ich wymęczyłeś i nie chcą już czytać tego co piszesz ;p
> Nawet życie da się umieścić w pewnych teoriach-problem w tym, że jest
więcej
> wyjątków niż przykładów na poparcie. Więc może lepiej sobie odpuścić i nie
> próbować?

I tak szlag trafi wszelkie teorie i oparte na nich metodologie którymi
ktokolwiek próbuje dopasowywać życie [i innych] do swojego egoistycznego
widzimisię... ;P

A kto czyta to czyta...pisać nie musi...przynajmnie ja tego nie
potrzebuję... ;)


› Pokaż wiadomość z nagłówkami


 

strony : 1 . 2 . [ 3 ]


« poprzedni wątek następny wątek »


Wyszukiwanie zaawansowane »

Starsze wątki

Re: Co siedzi w kleryku?
[OT]Oglaszam konkurs
Polityczka - szum informacyjny
Co siedzi w kleryku?[seminarium -wychowanie czy tresura?]
Chodzenie do wyimaginowanego psychologa?

zobacz wszyskie »

Najnowsze wątki

O tym jak w WB/UK rząd nieudolnie walczy z otyłością u dzieci
Trump jak stereotypowy "twój stary". Obsługa iPhone'a go przerasta
Wspierajmy Trzaskowskiego!
I co? Jest wojna w Europie, prawda?
Sztuczna Inteligencja

zobacz wszyskie »