Data: 2014-05-26 13:00:30
Temat: Re: Kompromitacja
Od: l...@g...com
Pokaż wszystkie nagłówki
W dniu niedziela, 25 maja 2014 21:25:44 UTC+2 użytkownik Miriam napisał:
> Korwin dostał się do PE i będzie miał 4 mandaty. Ja pierdole, to jest coś takiego
co z Tymińskim kiedyś, gdzie SB podstawiła swojego człowiek znikąd i buraki dostały
cieczki, a teraz kaftan psychiatryczny znowu reprezentujący czysty totalitaryzm i co
znowu chore buractwo .
Narodowcy wygrali w kilku panstwach, ja pie..ole, gdzie ci sodomici teraz wyjada.
A co do Tyminskiego to cóś bełkoczesz, bo Boleslaw byl systemowy.
cytat:
Polonijne pismo "Goniec" opublikowało wywiad z byłym kandydatem na prezydenta Polski
Stanisławem Tymińskim.
Goniec: Minęło dwadzieścia kilka lat, od kiedy starał się Pan o prezydenturę w
Polsce. Świat się zmienił, Polska się zmieniła, wiele rzeczy wyszło na jaw, ludzie
dowiedzieli się o wielu sprawach. Jak Pan ocenia tamten czas z tej perspektywy i czy
wiedząc to wszystko, co Pan dzisiaj wie, też by się Pan zdecydował wtedy stawać do
wyborów, ten pierwszy raz, niejako rzucając się na głęboką wodę?
Stanisław Tymiński: - Nie jestem pewien, czy bym się zdecydował drugi raz tak silnie
zawalczyć, jak walczyłem o Polskę w tych wyborach w '90 roku, ponieważ po latach
refleksji, niestety jestem przygnębiony z tego powodu, że Polacy, jako naród, okazali
się narodem tchórzy. Kiedy w '90 r. mieliśmy naszego śmiertelnego wroga w pogoni,
już niektórzy z nich pakowali walizki, żeby wyjechać z kraju, ze strachu, że my
wygramy wybory, to wtedy niestety, w II turze, ludzie stchórzyli. Widząc ten okropny
atak na mnie - co było dla mnie wielkim komplementem, że wrogowie tak się poniżyli,
że rzucili we mnie stek kłamstw, bo to było przecież z ich strony poniżenie; wielcy
intelektualiści bluzgający kłamstwem na prawo i lewo - to znaczyło, że myśmy mieli
siłę. I niestety, Polacy nie byli w stanie obronić swoich głosów, a wtedy
wystarczyło podnieść kij i nie trzeba byłoby nawet bić, oni sami by uciekli z kraju.
G.: Nie sądzi Pan, że jednak doprowadziliby do jakiegoś siłowego rozwiązania, może
zamachu na Pana?
S.T.: Przede wszystkim ich było za mało, to jest cały czas garstka ludzi, trzydzieści
osób czy nawet mniej, które są liderami tej całej okupacji w Polsce. Prawda, oni mają
poparcie Zachodu, ale sytuacja geopolityczna w 90 roku była taka, że cały świat się
patrzył, co się dzieje w Polsce, i cały świat był ciekawy, co się tam rozegra. Tak
naprawdę to nawet nie chodziło wtedy o Polskę, tylko o to, żeby Ameryka pokazała, że
po zmianie ustroju w Polsce komunistom będzie jeszcze lepiej; po to, żeby zdobyć
przychylność Rosji, żeby zrobili to samo. I tylko o to chodziło.
G.: Czy nie sądzi Pan, że ten świat nie tylko się patrzył, ale ten świat sterował i
ingerował w cały ten proces, tzn. że było to w pewien sposób inspirowane przez
chociażby Amerykanów właśnie?
S.T.: Jak najbardziej. Nie tylko Amerykanów zresztą, Anglicy, Niemcy, Francuzi,
Włosi, wszyscy mieli chrapkę na Polskę, widząc, jakie mamy bogactwa. Przecież te
bogactwa, które myśmy mieli, już ich nie ma, już przez wielu ludzi zostały wyliczone.
G.: Nie tylko bogactwa naturalne, ale przemysł, mówi Pan o infrastrukturze kraju...
S.T.: Przede wszystkim, co zawsze powtarzam, wartość ludzi.
G.: Wykształcenie?
S.T.: Tak, wtedy ludzie jeszcze mieli ogromną wartość, co dzisiaj jest wątpliwe.
G.: Mieli zapał?
S.T.: Oczywiście, energię, a przede wszystkim nadzieję. Nad tym zawsze ubolewam, że
po tej klęsce wyborczej - nie dla mnie, bo dla mnie to była wspaniała przygoda. Ja
każdego dnia dziękowałem Bogu, że brałem w tym udział, ponieważ to było wzniosłe,
uroczyste i po prostu wspaniałe. Ale to wszystko się załamało w II turze, ponieważ
ludzie się przestraszyli. Ja to czułem. Wiedziałem, że nic z tego nie będzie, ale
trzeba było wytrwać do końca.
G.: Przez jakiś czas jeszcze próbował Pan coś w Polsce robić...
S.T.: Jeszcze dokończę tutaj. Ostatniego dnia wyborów przejeżdżałem obok gmachu
Telewizji Polskiej na Woronicza i powiedziałem żonie i moim ludziom, że wstąpimy tam,
zobaczymy, co się dzieje. To już było po wyborach, po ostatnim odcinku wyborczym,
kiedy była cisza wyborcza. Zaprosiła mnie dyrekcja na górze i tam podali mi kawę.
Żona kawy nie chciała pić, bo nie lubiła tych osobników i nie miała do nich zaufania.
Byłem w trudnej sytuacji, bo miałem przed sobą całą dyrekcję TVP, już nie będę
wyliczał nazwisk, bo oni jeszcze dzisiaj tam są na wysokich stanowiskach, sami Żydzi.
I jak się zapytałem, dlaczego żeście mnie obrzucili tyloma kłamstwami, żeście się
poniżyli do poziomu rynsztoka, odpowiedzieli, "bo myśmy się bali, że pan nas wymieni
na Peruwiańczyków"...
G.: Taki żart?
- Nie przeszło im przez gardło, że "pan nas wymieni na Polaków", to użyli takiego
synonimu, że "pan nas wymieni na Peruwiańczyków". Dla mnie to był zły żart.
|