Strona główna Grupy pl.sci.psychologia Re: Pasje

Grupy

Szukaj w grupach

 

Re: Pasje

Liczba wypowiedzi w tym wątku: 1


« poprzedni wątek następny wątek »

1. Data: 2002-07-12 16:13:24

Temat: Re: Pasje
Od: m...@w...fr (Magdalena Nawrocka) szukaj wiadomości tego autora

On Fri, 12 Jul 2002 10:18:55 +0200, defric wrote:

>
>czasrem cel ma - poznanie nowych światów, nowych gatunków roslin czy
>zwierząt, często łączy sie pasję z wykonywanym zawodem lub zawód z pasją
>- fotoreporteży, których pasją jest podróżowanie, poznawanie świata - jeżdżą
>po nim i zarabiają na swych zdjęciach dzikich ostępów tysiące dolarów
>- ornitolodzy, którzy pasjonują się ptakami i z tego względu wybrali swoj
>zawód - zamiast siedzieć w jakimś instytucie i pisać mądre księgi, to łażą
>po bagnach, siedza od zmierzchu do świtu obserwując ptaki, skrzętnie
>zapisują, a potem to już wiedza jak dany gatunek zachowuje się wokresie
>godowym - i są szczęśliwi
>

Moj zawod jest moja pasja!


Magda N

////////////////////////////////////////////////////
////////////////////////






TRAFIĆ DO ZAWODU

óKto się ze swym powołaniem rozminie, kaleką żyć będzie i
kaleką zginie.ó
- Aleksander Fredro



Miałam osiem, może dziewięć lat, byłam chuderlawą,
szczerbatą brzydulą, dosyć rozgarniętą i diabelnie ciekawą
otaczającego świata. Ze względu na problemy ze zdrowiem
wysyłano mnie wielokrotnie do ośrodków rekonwalescencyjnych
zwanych prewentoriami: zdrowe powietrze i dobre żywienie.
Właśnie tak trafiłam do Janowic koło Jeleniej Góry.

W naszych częstych spacerach do pobliskiego miasteczka
mijaliśmy zawsze duży, drewniany dom w góralskim stylu, wtulony
w zbocze gór i poprzedzony dużą płachtą pstrokatych połonin:
zieleń przyprószona fioletem i żółcią oszalałych krokusów.
Krokusowy domek. Była wczesna wiosna. Harmonijne, wyciszające
piękno gór świetnie współgrało z beztroską dzieciństwa.
Malowniczo położony dom wydawał się jednak pusty i nie
zamieszkały. Dziwił i odstraszał wysoki, podmurowany żeliwny
parkan zamykający posiadłość. Kogo izolował, kogo miał chronić?

Aż któregoś razu już z daleka zobaczyłam na polanie przed
domem mieszkańców. Zaintrygowana podeszłam do samego parkanu.
To były dzieci, moi rówieśnicy. Ale te dzieci były "inne". Inne
niż ja, inne niż wszystkie znane mi dotąd dzieci. Te dzieci
były kalekie, głęboko upośledzone, okrutnie zeszpecone,
straszne. Stanęłam jak wryta.

Zdeformowane twarze, zagubione spojrzenia, nieartykułowane
wykrzykniki, ręce czepiające się parkanu i szukające chyba ze
mną kontaktu. Stałam tak przez dobrą chwilę oniemiała,
sparaliżowana grozą tak straszliwej rzeczywistości. Bezsilna
rewolta wobec tak brutalnej niesprawiedliwości losu, ostry i
gwałtowny napływ niewysłowionego współczucia. Moi rówieśnicy -
okaleczeni, nieszczęśliwi, nienormalni. Żywy ból, głęboki
wstrząs.

Oszołomiona powlokłam się za grupą schodzącą do
miasteczka. Okrutne, zarejestrowane przed chwilą obrazy
atakowały bezbronną świadomość, niszczyły bezgraniczną ufność
ośmioletniego dziecka. Wtedy nie mogłam jeszcze wiedzieć, ze
się tych obrazów już nigdy nie pozbędę, że zawsze będę
pamiętała te wykrzywione kalectwem twarze i te ręce szukające
ze mną kontaktu. W tamtej chwili zareagowałam jak na ośmiolatkę
przystało. W pobliskim sklepiku nakupowałam za skromne
kieszonkowe całą torbę łakoci, by w powrotnej drodze raz
jeszcze zatrzymać się przy żeliwnym parkanie i obdarzyć tamte
wyciągnięte dłonie czymś w moim dziecięcym pojęciu najlepszym,
najsłodszym - cukierkiem albo lizakiem.

I tak już było do końca mojego pobytu w tym pięknym
górskim kurorcie. Za każdym razem ku zdziwieniu wychowawcy i
raczej niechętnej reakcji wystraszonych kolegów biegłam do
"innych dzieci", które zaczynały już mnie rozpoznawać i chyba
na mnie czekały. Czekały pewnie na te cukierki, ale może i
także na ciepłe spojrzenie i delikatny dotyk ręki? Mój turnus
szybko dobiegł końca, wracałam do domu. Byłam starsza zaledwie
o kilka miesięcy, a dojrzalsza o całe lata. Ta moja pierwsza
konfrontacja z ludzkim nieszczęściem była, jak mi się zdaje,
najważniejszą i najmądrzejszą lekcją mojego życia. Z dziećmi z
krokusowego domku nie żegnałam się na zawsze, wiedziałam, że w
ten czy inny sposób na pewno do nich wrócę.

Mijały lata. Kończyłam liceum, nadszedł moment decyzji co
do kierunku dalszych studiów. Moi koledzy szamotali się w
trudnym wyborze przyszłej życiowej drogi, ja wiedziałam. Wbrew
sugestiom rożnych profesorów, którzy widzieli mnie tu albo tam,
zdecydowałam już dawno jak mam sobą pokierować, by robić to, do
czego czułam się powołana, stworzona. Wiedziałam przecież, że
gdzieś tam czekają na mnie moje "inne" dzieci.

Pamiętam jeszcze, że na egzaminie wstępnym był między
innymi temat w stylu: uzasadnij dlaczego wybrałeś właśnie ten
kierunek. Oczywiście, taką gratkę łapczywie podchwyciłam,
zasmarowując stertę arkuszy, które oddałam zresztą w
brudnopisie, bo nie starczyło mi czasu na przepisanie. Tyle już
miałam obserwacji, przemyśleń, ale zaczęłam właśnie od tego
wspomnienia... i chyba słusznie, bo komisję egzaminacyjną
skutecznie przekonałam co do zasadności mojego wyboru;-))).
Dzięki czemu wykonuję zawód, który uwielbiam i któremu oddaje
się bez reszty. Zawód najbardziej wdzięczny, tyle dający w
zamian - świadomość pełnej realizacji i źródło mojej ogromnej
satysfakcji. Czy można chcieć czegoś więcej?...





Magdalena Nawrocka
www.geocities.com/magdanawrocka







--
Archiwum grupy: http://niusy.onet.pl/pl.sci.psychologia

› Pokaż wiadomość z nagłówkami


Zobacz także


 

strony : [ 1 ]


« poprzedni wątek następny wątek »


Wyszukiwanie zaawansowane »

Starsze wątki

Tescik arytmetyczny (znajacy test proszeni sa o powstrzymanie sie od spalenia go) :-)
Czy to jest normalne?
depresja?
szanowni redaktorzy strony WWW
Wojna jest matka wszechrzeczy

zobacz wszyskie »

Najnowsze wątki

Senet parts 1-3
Chess
Dendera Zodiac - parts 1-5
Vitruvian Man - parts 7-11a
Vitruvian Man - parts 1-6

zobacz wszyskie »