« poprzedni wątek | następny wątek » |
1. Data: 2002-03-12 23:19:58
Temat: Pomocy - Kryzys rodzinny z 15 latkiem w tytuleWiem, ze to co napiszę poniżej może zabrzmieć banalnie, ale dla każdego człowieka
jego problem, bariera, której nie może pokonać są największe na świecie. Co więcej -
zdaję sobie sprawę, że wielu może uznać, że imaginuję sobie rzeczy, które tak
naprawdę mnie nie dotyczą, że projektuję swoje spaczone wyobrażenia na twardą
życiową rzeczywistość. Dla tych mam prośbę : iesli nie wiecie jak pomóc rodzinie,
zostawcie komentarze na inny czas.
Mam trzydziesci pare lat. Prawie dwa lata temu poznalem kobietę, o której dzisiaj
mówie - Kobieta Mojego Życia. Ona dla mnie jest pierwszą, której powiedziałem, ze
chcę z nią zostać na zawsze. Wiem, ze dla niej ja jestem nadzieja na taki zwiazek,
choc zyciowe doswiadczenia pozbawily ja zludzen na wiele lat. Jest po rozwodzie, ma
15 letniego syna.
Powoli wchodzilem do ich rodziny- fizycznie, psychicznie, materialnie. Postawilem na
jedna karte. Zostalem zaakceptowany przez syna bez zastrzeżeń. Pomimo szeregu
odmiennosci myslalem, ze potrafimy odnalezc wspólny język, zbudować bliską przyjaźń.
Kolejne dni przynosiły nowe i wciąż pozytywne odczucia. Postanowiłem, że zamieszkamy
wszyscy razem, stworzymy dla nas dom. Nie wyobrażałem sobie, że cios może przyjść ze
środka.
Zbliżające się testy gimnazjalne przyjmowalismy raczej ze śmiechem niż obawą. Braki
wydawały się do nadrobienia, "Domowe" wyniki uspokajały, że jeśli nawet nie 80%
punktów, to przecież 70 na pewno. Wyniki te na tle szkoly potwierdzaly takie
mniemanie. Wyniki półrocza, uwazne przygladanie sie ocenom, zeszytom, sposobowi
spedzania wolnego czasu rozwialy we mnie w matce zludzenia. Jeszcze zartobliwie
traktowalismy przy niedzielnym obiedzie perspektywy zawodowe szewców, czy ulicznych
kuglarzy, jaki to los rzekomo mial jemu grozic jeśli nie weźmie się do nauki. Ale
dzień za dniem, na pogodne rodzinne niebo wychodziły chmury. Lekcje odrabiane coraz
późniejszą porą, pozornie coraz mniej zadawanych lekcji. W końcu daliśmy mu zadania
egzaminacyjne do liceum, do ktorego, jak nam sie wydawalo chciał isc.
Zobaczylem calkowita bezradnosc dziecka wobec przerastajacych je w jego mniemaniu
zadan. Reakcje znane mi tylko z lektur i opowieści o "trudnej młodzieży" odgrywały
się przed moimi oczami. Rzucanie zeszytów, książek, trzaskanie drzwiami, niewidzący
wzrok utkwiony w wazonie stojącym na stole. Słowa, ktorych nigdy bym nie spodziewal
sie po tym inteligentnym chłopaku, ktory jeszcze kilka lat temu zaskakiwał wynikami
testów IQ.
Z jego słów przebijala całkowita niewiara we własne siły. Wszelkie proby
oddzialywania na ambicję dokładały cegiel do muru, którego nie mógł przejść.
Przestał przymierzać się do skoku, jakiegokolwiek wysiłku. Przez moment próbował
wobec mnie pokrywać swój stan pozerskim grymasem. Przeraźliwnie łatwo, jak dla mnie
i matki, odrzucił wszelką pomoc z naszej strony, zaatakował wyciągniętą dłoń. I co z
tego, że słownie, że nawet nie było w tym ani krzty wulgarności. Na zimno, cynicznie
całym sobą powtarza: "Nie! Nie będę się uczył! Nie potrzebuję!".
Podjęta przez matkę próba sił skończyła się ostatecznym, jak na tę chwilę murem
milczenia. Z jej i z jego strony.
Po raz pierwszy w rozmowie z Kobieta Mojego Życia pojawiło się pytanie, ćzy nie za
szybko się zdecydowaliśmy, czy to jest to, czego szukaliśmy, czy podołamy. Wiem, że
trudno jego obarczać odpowiedzialnośćią za nas. Co więcej- zdaję sobie sprawę, że
oto własnie nadszedł znacznie cięższy egzamin niż ten do liceum. Egzamin własnej
życiowej konsekwencji i odpowiedzialności za słowa i czyny. W końcu jest to także
test mojego uczucia do niej.
Stoimy bezradni wobec problemu, ktory zapewne przeżywa większość rodziców w pewnym
momencie życia. Rozwiązują go z lepszym, czy gorszym skutkiem, a przecież do kończa
nie wiadomo, ile w tym rezultacie jest ich działania, a ile już tylko zdolności do
samodzielnego życia w dzieciach, co z wolna opuszczają dom. Dla mnie dodatkowym
ciężarem jest świadomość, że jednym słowem on może przekreślić moje złudzenia czasu,
który razem spędziliśmy.
Próbowałem rozebrać tę całą sytuację psychologicznie: kompleks Edypa, porzucenie
dzieciństwa, lęk przed próbą życia "bez trzymanki". Wszystko po trosze pasuje, ale
nic nie uzasadnia gwałtowności, zaciętości, głębi zaprzeczenia deklarowanych jeszcze
niedawno uczuć akceptacji i zaufania.
Nie chcę w tej chwili rysować czarnych scenariuszy. Zbyt ich jest wiele, abym teraz
mógł się z nimi spokojnie zmierzyć. Ale nie wierzę, że mogliśmy popełnić aż takie
błedy, że nie jesteśmy w stanie stworzyć domu z miejscem dla pełnej rodziny.
Proszę o pomoc.
Jerzy
› Pokaż wiadomość z nagłówkami
Zobacz także
2. Data: 2002-03-13 09:14:40
Temat: Re: Pomocy - Kryzys rodzinny z 15 latkiem w tytuleJesli ktos chciałby na priv do mnie - proszę zamiast na tomeks wysyłac pod :
p...@w...pl
Pod tym adresem bedzie mi łatwiej czytac.
Pozdrawiam grupe -
- Jerzy
› Pokaż wiadomość z nagłówkami
3. Data: 2002-03-13 13:28:19
Temat: Re: Pomocy - Kryzys rodzinny z 15 latkiem w tytule> tomeks napisał(a):
> Jest po rozwodzie, ma 15 letniego syna.
> Powoli wchodzilem do ich rodziny- fizycznie, psychicznie, materialnie.
> Postawilem na jedna karte. Zostalem zaakceptowany przez syna bez
> zastrzeżeń.
Trudne sprawy i delikatne,
a przecież trzeba dziełać zdecydowanie i skutecznie.
> Zbliżające się testy gimnazjalne przyjmowalismy raczej ze śmiechem niż
> obawą. Braki wydawały się do nadrobienia, "Domowe" wyniki uspokajały,
> że jeśli nawet nie 80% punktów, to przecież 70 na pewno. Wyniki te na
> tle szkoly potwierdzaly takie mniemanie. Wyniki półrocza, uwazne
> przygladanie sie ocenom, zeszytom, sposobowi spedzania wolnego czasu
> rozwialy we mnie w matce zludzenia.
Na słabe wyniki proponuję tylko _kontrolę_: spędzania wolnego czasu,
zeszytów i frekwencji na lekcjach oraz indywidualne kontakty ze szkołą.
Nauczyciele pracują nie tylko w czasie wywiadówek, my mamy wywieszone
godziny kontaktów z rodzicami - raz w tygodniu. Jeśli możliwości
intelektualne dziecka są standardowe, to nawet korepetycje nie
są potrzebne, wystarczy wola i czas. Tu niestety trzeba myśleć o
motywacji.
Spotkałem sytuacje, że rodzice prosili nauczyciela, żeby kazał
dziecku być grzecznym! Jednak to nie tędy droga.
Przy tak małej znajomości "całego układu" trudno cokolwiek doradzić.
Pewne są tylko dwie rzeczy:
1. to mama jest ważniejszą osobą i wszystkie niewygodne decyzje
ona musi podejmować i synowi przekazać
2. chłopak nie zdaje sobie sprawy, że wpływ kolegów jest
szkodliwy, bo co innego mówią a co innego robią oni
i ich rodzice; ponadto nawet jak oni zrobią coś głupiego,
to on nie powinien tego naśladować;
Jako osoba z zewnątrz, niezaangażowana emocjonalnie,
radziłbym pozwolić mu wybrać zawodówkę, na przykład
kucharzy albo mechaników samochodowych. W ciągu
pierwszej klasy zorientuje się, na jakim poziomie
są tamte dzieci - zachowanie, intelekt, słownictwo, aspiracje...
Wówczas może zdawać ponownie do liceum/technikum.
Da mu to siłę własnego wyboru i motywację do trwania
w wybranej przez siebie szkole.
Pamiętaj, że nie jest to sprawdzian jego zdolności,
ale Waszej ku niemu miłości. Czy zaakceptujesz go,
gdyby "był młotkowym i w fabryce z młotkiem szalał"?
Nieważna szkoła, gdy nie wiem czy mam oparcie w rodzicach!
Nic nie sugeruję, ale spróbuj w chwili szczerości "wyciągnąć"z niego,
czy często spotyka się z amfetaminą, czy wie skąd szybko skombinować
i kiedy ostatnio próbował. szkoły dzielą się na takie, gdzie oficjalnie
mówi się o narkotykach i takie, gdzie się udaje, że ich nie ma.
> Nie chcę w tej chwili rysować czarnych scenariuszy. Zbyt ich jest
> wiele, abym teraz mógł się z nimi spokojnie zmierzyć.
Spokojnie, to co widzisz jako czarną przyszłość, to nic takiego.
Dzieci kłócą się z rodzicami i godzą się z nimi nawet po latach.
Ludzie kończą szkoły i nie mają pracy, albo nie kończą szkół
i zakładają sobie firmy typu "malowanie i tapetowanie"
i żyją jak się patrzy.
Ważne, żeby unikać złego towarzystwa, nałogów, przestępstw.
Życie nie sprowadza się do ocen, raczej do postaw czyli gotowości
>
> Proszę o pomoc.
Nie udzielę Ci pomocy, bo nie wiem, co wybierasz,
ambicje i przymus do intensywniejszej pracy,
czy zmuszanie dziecka do myslenia i podejmowania decyzji
oraz ich akceptowanie.
>
> Jerzy
--
----
Jonasz
› Pokaż wiadomość z nagłówkami
4. Data: 2002-03-13 13:48:43
Temat: Re: Pomocy - Kryzys rodzinny z 15 latkiem w tytuletomeks pisze:
>Próbowałem rozebrać tę całą sytuację psychologicznie: kompleks
>Edypa, porzucenie dzieciństwa, lęk przed próbą życia "bez trzymanki".
Zastanow sie czy syn nie poczul przytloczenia oczekiwaniami rodzicow,
braku swobody, zaufania, wiary w to ze sam potrafi pokierowac swoim
losem, on juz nie jest dzieckiem!
› Pokaż wiadomość z nagłówkami
5. Data: 2002-03-13 14:13:51
Temat: Re: Pomocy - Kryzys rodzinny z 15 latkiem w tytule> Zastanow sie czy syn nie poczul przytloczenia oczekiwaniami
rodzicow,
> braku swobody, zaufania, wiary w to ze sam potrafi pokierowac swoim
> losem, on juz nie jest dzieckiem!
Nie wiem czy sam masz dzieci, ale ja mam syna w wieku 15 lat, też jest
w III kl gimnazjum.
I widzę ze to takie "ni pies ni wydra" już nie całkiem dziecko, ale na
pewno jeszcze nie dorosły.
Mam nadzieję że by sie nie obraził, jest świetny.
Puściłabym go z grupą samego w góry na 2 tygodnie i wiem ze dałby
sobie radę i nie zgubiłby się ;-)), ale odpowiedzialnosci to mu
jeszcze sporo brakuje. I nie jest to żaden zarzut, przecież on wcale
jeszcze nie musi być odpowiedzialny.
Na pewno nie potrafi jeszcze sam pokierować swoim losem.
Jeśli chodzi o problem podstawowy - na pewno nic nie można zdziałać
nakazami i zakazami.
Na pewno brakuje mu wiary w siebie, trzeba tą wiarę delikatnie
odbudowywać.
Pokazywać mu jemu samemu jego własne dobre strony.
Może w oderwaniu od nauki, podsunąć do czytania ciekawe książki
popularnonaukowe, spróbować tak pokierować zeby czymś się
zainteresował a w zwiążku z tym pomyślał o szkole, gdzie mógłby swoje
zainteresowania realizować.
Jeśli jakieś zainteresowania ma (np. chemia, komputery) - pielęgnować
je - nawet kosztem wybuchów w łazience ;-))
Ale nic na siłę !
Mi sie wydaje że Twój syn (bo chyba tak można go nazwać - prawda ?) po
prostu utracił wiarę w siebie i trzeba to teraz mozolnie odbudowywać.
Pzdrw.
Basia
› Pokaż wiadomość z nagłówkami
6. Data: 2002-03-13 14:56:38
Temat: Re: Pomocy - Kryzys rodzinny z 15 latkiem w tytuleBasia Zygmańska pisze:
>Nie wiem czy sam masz dzieci, ale ja mam syna w wieku 15 lat, też jest
>w III kl gimnazjum.
>I widzę ze to takie "ni pies ni wydra" już nie całkiem dziecko, ale na
>pewno jeszcze nie dorosły.
Jest prawdodpodobnie na tyle dorosly ze wystarczy mu zdecydowania zeby
przeciwstawic sie rodzicom, dochodzi do patologicznej sytuacji w
ktorej obie strony naciskaja a zadna nie zamierza sie ugiac, IMHO
wiele wiecej i lepiej mozna osiagnac pozosytawieniem pewnej swobody
srodkami o ktorych piszesz - sugestia, przykladem etc...
› Pokaż wiadomość z nagłówkami
7. Data: 2002-03-13 16:00:57
Temat: Re: Pomocy - Kryzys rodzinny z 15 latkiem w tytule> Jest prawdodpodobnie na tyle dorosly ze wystarczy mu zdecydowania
zeby
> przeciwstawic sie rodzicom, dochodzi do patologicznej sytuacji w
> ktorej obie strony naciskaja a zadna nie zamierza sie ugiac, IMHO
> wiele wiecej i lepiej mozna osiagnac pozosytawieniem pewnej swobody
> srodkami o ktorych piszesz - sugestia, przykladem etc...
To akurat dotyczy nie tylko 15 latków, już 5 -latek ma tyle
zdecydowania zeby przeciwstawić się rodzicom ;-)) i żadna zę stron nie
zamierza się ugiąć.
Ja staram się od 1 roku zycia nie wychowywać dzieci nakazami i
nakazami (no, nie zawsze mi to wychodzi ;-)) ).
Staram sie nie mówić "nie, bo nie" tylko zawsze cierpliwie tłumaczę -
dlaczego tego czy tamtego nie wolno robić,a to czy tamto zrobić
trzeba..
Mam nadzieję że to mi się jakoś udaje, bo jak dotąd nie miałam
specjalnych problemów wychowawczych (tfu, tfu ;-)) )
Mimo wszystko nie znam sposobu, zeby mojego 15-latka przekonać, ze
jeśli do zaliczenia w szkole plastyki potrzebne jest oddanie plakatu -
to trzeba w koncu ten plakat zrobić, mimo że mu się bardzo nie chce
(mi by sie też nie chciało ;-) ). Zwleka z tym plakatem już od 2
miesięcy.
Nie potrafię też skłonić go do sprzątania, sprząta wtedy kiedy jemu
samemu bałagan zaczyna już przeszkadzać.
Nie są to jednak dla mnie sprawy na tyle istotne, zeby do nich
przywiązywać dużą wagę, a wydaje mi się za w ważnych sprawach się
dogadujemy.
Co innego problem od którego zaczął się ten wątek - tu sprawa jest
poważna.
Ale powtarzam nic na siłę, nic nie da się też osiągnąć pospolitym
zrzędzeniem i marudzeniem.
Trzeba poważnej męskiej rozmowy, moze przy jakiejś okazji - np.
wycieczki, wspólnej wyprawy na ryby itd ...
Mi jak już pisałam doskonale rozmawia się z moimi młodymi na
najpoważniejsze tematy na wycieczce podczas wędrówki pod górę przez
las.
Nie można zrobić tak - "usiądź - teraz chcę z tobą porozmawiać" -
efekt zamkniecia sie młodego w sobie - murowany.
Pzdrw.
Basia
› Pokaż wiadomość z nagłówkami
8. Data: 2002-03-13 19:37:14
Temat: Re: Pomocy - Kryzys rodzinny z 15 latkiem w tytuleHmmmm, a moze tak po prostu spytac mlodzienca, poprosic wrecz, najpierw
zapewniajac ze sie go bardzo kocha i chce sie mu pomoc i zrozumiec, dlaczego
tak sie dzieje? Moze ktorys z kolegow robi mu przykrosc w szkole, moze nie
lubi jakiegos nauczyciela, moze podoba mu sie jakas dziewczyna i nie wie jak
sie z nia umowic, mysle ze trzeba znalesc przyczyne jego postepowania. Nie
domyslec sie ale uslyszec od samego zainteresowanego co go boli. Na samym
poczatku, mlodzieniec moze zaprzeczyc, ale nie dawac za wygrana i
przedewszytki zapeniac o swojej milosci do niego i checi bycia dla niego nie
tylko rodzicem, opiekunem, ale takze przyjacielem. Okazac mu zainteresowanie
nie tylko jego obowiazkami, ale rowniez przyjemnosciami, uczuciami, emocjami
itd, itp. Mysle ze grupowicze, zbyt ogolnikowo podeszli do problemu, za malo
wykazujac zainteresowania samym mlodziencem.
Jesli "maly" jest chociaz przecietnie inteligentny nie slalabym go do
zawodowki, chociaz z drugiej strony nalezy pozwolic dziecku samemu podjac
decyzje (my mozemy tylko miec wplyw na to jaka ona bedzie). Z liceum, zawsze
mozna przejsc do zawdodowki, jednak odwrotnie juz jest o wiele trudniej.
Dlaczego mamy na samym poczatku jego edukacji sredniej powiedziec mu:
"sluchaj stary nie nadajesz sie do niczego idz do zawodowki" przeciez takie
traktowanie na pewno nie pomoze aby "maly" uwierzyl w siebie.
Problem, nie jest latwy i raczej nie mozliwy do rozwiazania na grupie, ja
bym jednak "malego" nie skreslala:)))
Zycze powodzenia i przyjazni z "malym"
Pozdrawiam
Mazan-ka
i dzieci: 19,18,14 latek:))
Użytkownik "Basia Zygmańska" <j...@s...gliwice.pl> napisał w wiadomości
news:a6nsfq$1esa$1@news2.ipartners.pl...
> > Jest prawdodpodobnie na tyle dorosly ze wystarczy mu zdecydowania
> zeby
> > przeciwstawic sie rodzicom, dochodzi do patologicznej sytuacji w
> > ktorej obie strony naciskaja a zadna nie zamierza sie ugiac, IMHO
> > wiele wiecej i lepiej mozna osiagnac pozosytawieniem pewnej swobody
> > srodkami o ktorych piszesz - sugestia, przykladem etc...
>
> To akurat dotyczy nie tylko 15 latków, już 5 -latek ma tyle
> zdecydowania zeby przeciwstawić się rodzicom ;-)) i żadna zę stron nie
> zamierza się ugiąć.
>
> Ja staram się od 1 roku zycia nie wychowywać dzieci nakazami i
> nakazami (no, nie zawsze mi to wychodzi ;-)) ).
> Staram sie nie mówić "nie, bo nie" tylko zawsze cierpliwie tłumaczę -
> dlaczego tego czy tamtego nie wolno robić,a to czy tamto zrobić
> trzeba..
> Mam nadzieję że to mi się jakoś udaje, bo jak dotąd nie miałam
> specjalnych problemów wychowawczych (tfu, tfu ;-)) )
>
> Mimo wszystko nie znam sposobu, zeby mojego 15-latka przekonać, ze
> jeśli do zaliczenia w szkole plastyki potrzebne jest oddanie plakatu -
> to trzeba w koncu ten plakat zrobić, mimo że mu się bardzo nie chce
> (mi by sie też nie chciało ;-) ). Zwleka z tym plakatem już od 2
> miesięcy.
> Nie potrafię też skłonić go do sprzątania, sprząta wtedy kiedy jemu
> samemu bałagan zaczyna już przeszkadzać.
>
> Nie są to jednak dla mnie sprawy na tyle istotne, zeby do nich
> przywiązywać dużą wagę, a wydaje mi się za w ważnych sprawach się
> dogadujemy.
>
> Co innego problem od którego zaczął się ten wątek - tu sprawa jest
> poważna.
> Ale powtarzam nic na siłę, nic nie da się też osiągnąć pospolitym
> zrzędzeniem i marudzeniem.
> Trzeba poważnej męskiej rozmowy, moze przy jakiejś okazji - np.
> wycieczki, wspólnej wyprawy na ryby itd ...
> Mi jak już pisałam doskonale rozmawia się z moimi młodymi na
> najpoważniejsze tematy na wycieczce podczas wędrówki pod górę przez
> las.
>
> Nie można zrobić tak - "usiądź - teraz chcę z tobą porozmawiać" -
> efekt zamkniecia sie młodego w sobie - murowany.
>
> Pzdrw.
>
> Basia
>
>
› Pokaż wiadomość z nagłówkami
9. Data: 2002-03-14 08:08:53
Temat: Re: Pomocy - Kryzys rodzinny z 15 latkiem w tytulemazanka napisał(a):
>
> Hmmmm, a moze tak po prostu spytac mlodzienca, poprosic wrecz, najpierw
> zapewniajac ze sie go bardzo kocha i chce sie mu pomoc i zrozumiec, dlaczego
> tak sie dzieje? Moze ktorys z kolegow robi mu przykrosc w szkole, moze nie
> lubi jakiegos nauczyciela, moze podoba mu sie jakas dziewczyna i nie wie jak
> sie z nia umowic, mysle ze trzeba znalesc przyczyne jego postepowania. Nie
> domyslec sie ale uslyszec od samego zainteresowanego co go boli.
Dobre; a jeszcze łatwiej byłoby mu to napisać (chyba).
> Z liceum, zawsze
> mozna przejsc do zawdodowki,
Nieprawda
> jednak odwrotnie juz jest o wiele trudniej.
Raczej od pierwszej klasy
> Dlaczego mamy na samym poczatku jego edukacji sredniej powiedziec mu:
> "sluchaj stary nie nadajesz sie do niczego idz do zawodowki"
Nie sugerowałem takiego stawiania sprawy. Znam chłopaka, który
postanowił zostać hydraulikiem i był to szok dla wszystkich dookoła,
bo rodzice wykształceni, pozycja zawodowa, że ho-ho,
a tu nagle hydraulik! Bardzo dobrze wychowany, niegłupi - mówiono
że do takiej szkoły nie pasuje. Skończył będąc lubianym, teraz bardzo
dobrze żyje, pracuje na swoim, żona (niezła laska), dom, dzieci.
Auto dość stare, ale ma to wszystko o własnych siłach
i założyłbym się że zmieni za dwa lata.
Nie powiedziałbym, że on się skreślił.
Dla równowagi - znam przypadek, kiedy chłopak nie skończył nawet
zawodówki, głównie z powodu towarzystwa,
chociaż trzymano go dość "krótko". Mama znalazła mu już
cztery prace, a on wszystkie rzucił albo sknocił. Bywa.
> Problem, nie jest latwy i raczej nie mozliwy do rozwiazania na grupie, ja
> bym jednak "malego" nie skreslala:)))
Też nigdy o tym nie myślałem.
>
> Zycze powodzenia i przyjazni z "malym"
>
> Pozdrawiam
>
> Mazan-ka
> i dzieci: 19,18,14 latek:))
>
dołączam się
Jonasz
› Pokaż wiadomość z nagłówkami
10. Data: 2002-03-14 10:14:38
Temat: Re: Pomocy - Kryzys rodzinny z 15 latkiem w tytule> Hmmmm, a moze tak po prostu spytac mlodzienca, poprosic wrecz,
najpierw
> zapewniajac ze sie go bardzo kocha i chce sie mu pomoc i zrozumiec,
dlaczego
> tak sie dzieje? Moze ktorys z kolegow robi mu przykrosc w szkole,
moze nie
> lubi jakiegos nauczyciela, moze podoba mu sie jakas dziewczyna i nie
wie jak
> sie z nia umowic, mysle ze trzeba znalesc przyczyne jego
postepowania. Nie
> domyslec sie ale uslyszec od samego zainteresowanego co go boli. Na
samym
> poczatku, mlodzieniec moze zaprzeczyc, ale nie dawac za wygrana i
> przedewszytki zapeniac o swojej milosci do niego i checi bycia dla
niego nie
> tylko rodzicem, opiekunem, ale takze przyjacielem. Okazac mu
zainteresowanie
> nie tylko jego obowiazkami, ale rowniez przyjemnosciami, uczuciami,
emocjami
> itd, itp. Mysle ze grupowicze, zbyt ogolnikowo podeszli do problemu,
za malo
> wykazujac zainteresowania samym mlodziencem.
Ja też tak uważam.
cały czas jednak podkreślam zę nie zrobi sie tego na zawołanie.
To musi wyniknąć "samo z siebie" np. przy okazji ogladania filmu,
wspólnego robienia czegoś.
Mój młody, mimo ze mam z nim dobry kontakt kiedy próbowałam z nim
rozmawaic na zasadzie "siadaj teraz porozmawiamy" natychmiast sie w
sobie zamykał. Ważne rozmowy wynikały same z siebie, przy innych
okazjach.
No i zachęcam wszystkich do robienia czegoś razem ze swoimi dziećmi.
Na prawdę jest bardzo fajnie, kiedy dzieci podzielaja nasze
zainteresowania !
> Jesli "maly" jest chociaz przecietnie inteligentny nie slalabym go
do
> zawodowki, chociaz z drugiej strony nalezy pozwolic dziecku samemu
podjac
> decyzje (my mozemy tylko miec wplyw na to jaka ona bedzie). Z
liceum, zawsze
> mozna przejsc do zawdodowki, jednak odwrotnie juz jest o wiele
trudniej.
> Dlaczego mamy na samym poczatku jego edukacji sredniej powiedziec
mu:
> "sluchaj stary nie nadajesz sie do niczego idz do zawodowki"
przeciez takie
> traktowanie na pewno nie pomoze aby "maly" uwierzyl w siebie.
> Problem, nie jest latwy i raczej nie mozliwy do rozwiazania na
grupie, ja
> bym jednak "malego" nie skreslala:)))
Ależ nikt go tu nie skreśla !
Pzdrw.
Basia
› Pokaż wiadomość z nagłówkami
« poprzedni wątek | następny wątek » |