Strona główna Grupy pl.soc.rodzina Uniewaznienie czy rozwod... ciag dalszy!

Grupy

Szukaj w grupach

 

Uniewaznienie czy rozwod... ciag dalszy!

Liczba wypowiedzi w tym wątku: 74


« poprzedni wątek następny wątek »

11. Data: 2003-07-28 17:36:42

Temat: Re: Uniewaznienie czy rozwod... ciag dalszy!
Od: "Arsa" <a...@m...net> szukaj wiadomości tego autora

Kodeks Kanoniczny zaklada:
> - niezrozumienie sakramentalnosci i nierozerwalnosci malzenstwa
> - zla wiare co do ww.
>
> wystarczy wczesniejsze zalozenie co do uzywania antykoncepcji, by mozna
bylo
> stwierdzic niewaznosc
> acha - "niedojrzalosc emocjonalna w momencie" - tez jest powodem do
> stwierdzenia niewaznosci malzenstwa - znam osobiscie taki przypadek
>
> J.
>
>
Hmm czyli z tego co mówisz (nie czytałem Prawa Kanonicznego-wcześniej
pisałem tylko o tym , co mi sie wydaje a nie co wiem)...teoretycznie jest
bardzo łatwo znaleźć powody do stwierdzenia nieważności małzenstwa - tylko
od władz koscielnych zależy czy uznają je za zasadne...
To by sie nawet zgadzało z tym co ostatnio słyszę, że coraz więcej małzonków
(chcacych tak naprawdę rozwiesć się z prozaicznych powodów)"stwierdza
niewazność" swojego zwiążku , kosciół to sankcjonuje....i mogą brac drugi
raz slub kościelny z innymi osobami.
Ech - a ja, naiwny myślałem, że "prawdziwy" ślub to "raz na całe życie"....
Pozdrawiam
Arsa


› Pokaż wiadomość z nagłówkami


Zobacz także


12. Data: 2003-07-28 17:41:01

Temat: Re: Uniewaznienie czy rozwod... ciag dalszy!
Od: "Joanna Gacka" <j...@w...com-media.pl> szukaj wiadomości tego autora


Użytkownik "Arsa" <a...@m...net> napisał w wiadomości
news:bg3mvc$11nk$1@news.atman.pl...
> Kodeks Kanoniczny zaklada:
> > - niezrozumienie sakramentalnosci i nierozerwalnosci malzenstwa
> > - zla wiare co do ww.
> >
> > wystarczy wczesniejsze zalozenie co do uzywania antykoncepcji, by mozna
> bylo
> > stwierdzic niewaznosc
> > acha - "niedojrzalosc emocjonalna w momencie" - tez jest powodem do
> > stwierdzenia niewaznosci malzenstwa - znam osobiscie taki przypadek
> >
> > J.
> >
> >
> Hmm czyli z tego co mówisz (nie czytałem Prawa Kanonicznego-wcześniej
> pisałem tylko o tym , co mi sie wydaje a nie co wiem)...teoretycznie jest
> bardzo łatwo znaleźć powody do stwierdzenia nieważności małzenstwa -
tylko
> od władz koscielnych zależy czy uznają je za zasadne...
> To by sie nawet zgadzało z tym co ostatnio słyszę, że coraz więcej
małzonków
> (chcacych tak naprawdę rozwiesć się z prozaicznych powodów)"stwierdza
> niewazność" swojego zwiążku , kosciół to sankcjonuje....i mogą brac drugi
> raz slub kościelny z innymi osobami.
> Ech - a ja, naiwny myślałem, że "prawdziwy" ślub to "raz na całe
życie"....
> Pozdrawiam

powody są bardzo poważne i do niedawna nie byly aż tak często spotykane, a
ze małażeństw coraz wiecej stwierdza nieważność?
bo coraz mniej ludzi podchodzi do tego poważnie już przy okazji samego
ślubu...

J.


› Pokaż wiadomość z nagłówkami


13. Data: 2003-07-28 17:45:17

Temat: Re: Uniewaznienie czy rozwod... ciag dalszy!
Od: Halina <h...@s...ca> szukaj wiadomości tego autora



Arsa wrote:
> Szczerze mówiąc na miejscu księży ..ale i na swoim...doradzałbym jednak
> "spróbowanie się ze sobą"...jeśli dziewczyna mimo wątpliwości i
> wcześniejszych historii zdecydowała się na tak ważny krok jakim jest
> slub....to niech będzie konsekwentna i w sytuacji gdy wszystko zdaje się
> jednak klarować (przynajmniej po stronie meża) zawierzy losowi i zaufa
> meżowi raz jeszcze. W końcu jest chrzescijanką...i on tez....chrześcijanstwo
> każe wybaczać i dawać szansę- zwłaszcza jeśli chodzi o dawanie szansy
> uswięconemu sakramentem związkowi Może o faktycznie doszedł - też jako
> chrześcijanin - do wniosku, ze być moze swoim postępowaniem skalał ten
> piękny sakrament a teraz chce to naprawic?

Jestem chrzescijanką ale nie masochistką.
W takim przypadku, jak został opisany, modliłabym się o siłę, zeby już
ani razu więcej nie zaufać temu człowiekowi.
Pamiętam swoich sąsiadów. którzy wygladali i na zakochanych i pięknie ze
soba wygladali i mieli 1 dziecko a jak mąż ją raz uderzył, w tym samym
dniu wyprowadziła się stwierdzając, ze jak jeden raz to zrobił, to co
moze byc za 10 lat.
I chyba miała rację.
Ja własnie boję się związków, bo boje się "wdepnąć" w cos, z czym sobie
w mojej psychice nie poradzę a takie "numery" , jak zostały opisane
tutaj, niczego dobrego nie wróżą.
Wg mojej wyobrazni ( i wg mojej krótkiej, bo 7 letniej praktyki :-( ,
małżenstwo powinno być przede wszystkim oparciem dla obojga a nie
nieustannym lękiem, co też ta druga połowa znów nabroi.
Brak wzajemnego szacunku i zaufania w małżeństwie, mimo najlepszego
seksu, to _poniewierka_. IMHO.
Pozdrawiam Halina

› Pokaż wiadomość z nagłówkami


14. Data: 2003-07-28 17:51:27

Temat: Re: Uniewaznienie czy rozwod... ciag dalszy!
Od: "Arsa" <a...@m...net> szukaj wiadomości tego autora

> powody są bardzo poważne i do niedawna nie byly aż tak często spotykane, a
> ze małażeństw coraz wiecej stwierdza nieważność?
> bo coraz mniej ludzi podchodzi do tego poważnie już przy okazji samego
> ślubu...


Taak..tylko wydaje mi sie, że takie częste wyrokowanie o "nieważności
małzenstwa" staje się wygodną furtką dla małżonków chcących sie rozwieść ale
jednoczesnie udawać, ze niczego nie było... Jakos mi to nie pasuje- w koncu
małżenstwo to jednak sakrament-wypadałoby do tego poważnie podchodzić jak
już się jest dorosłym...


› Pokaż wiadomość z nagłówkami


15. Data: 2003-07-28 18:07:46

Temat: Re: Uniewaznienie czy rozwod... ciag dalszy!
Od: "Arsa" <a...@m...net> szukaj wiadomości tego autora

> Jestem chrzescijanką ale nie masochistką.

Bycie chrześcijaninem i postępowanie po chrześcijansku czasem mimo
najlepszych intencji bywa bolesne ....

> W takim przypadku, jak został opisany, modliłabym się o siłę, zeby już
> ani razu więcej nie zaufać temu człowiekowi.

Jesli brat zdradzi Cie wybacz mu nie raz , nie dwa ale i 44 razy....tak to
jakoś było w Biblii...i chyba coś w tym jest. Mąż ...to zawsze
mąż....wybrało sie go przed Bogiem, więc powinno się starać za wszelka cene
ratować związek ..póki to jest realne (to samo dotyczyłby oczywiscie
sytuacji odwrotnej, gdy należałoby walczyc o żonę).
Nie zebym był jakimś wielkim katolikiem ale skoro już zeszlismy na
"chrześcijańską" wizję małżenstwa bo własnie taka wizja wiaże sie w moim
przekonaniu ze slubem w kościele katolickim, to włąsnie takie wnioski mi sie
nasuwają jak powyżej.

> Pamiętam swoich sąsiadów. którzy wygladali i na zakochanych i pięknie ze
> soba wygladali i mieli 1 dziecko a jak mąż ją raz uderzył, w tym samym
> dniu wyprowadziła się stwierdzając, ze jak jeden raz to zrobił, to co
> moze byc za 10 lat.
> I chyba miała rację.

Hmm....a mnie się wydaje , ze nie miała. Za jeden incydent (nie przeczę, ze
znaczący i godny potępienia) skazała swoje dziecko na brak taty/mamy na
codzień nie mówiac juz o przekresleniu samego związku. Troche to mało
odpowiedzialne zrywać zwiazek po czymś takim...mimo wszystko.

> Ja własnie boję się związków, bo boje się "wdepnąć" w cos, z czym sobie
> w mojej psychice nie poradzę a takie "numery" , jak zostały opisane
> tutaj, niczego dobrego nie wróżą.

Ja też się boję..ale na tym chyba polega to wszystko...ze trzeba umieć
zaufać drugiej osobie i umieć otworzyc się przed nią - nawet jeśli się przy
tym człowiek naraża na bycie dotkliwie zranionym w przyszłości.


> Wg mojej wyobrazni ( i wg mojej krótkiej, bo 7 letniej praktyki :-( ,
> małżenstwo powinno być przede wszystkim oparciem dla obojga a nie
> nieustannym lękiem, co też ta druga połowa znów nabroi.

Jesli jest miłość i zaufanie...to takiego lęku chyba nie ma.

> Brak wzajemnego szacunku i zaufania w małżeństwie, mimo najlepszego
> seksu, to _poniewierka_. IMHO.

Fakt....miłość, szacunek i zaufanie to podstawa.....a seks też się
oczywiście przydaje, szczególnie jesli jest "najlepszy".

> Pozdrawiam Halina

Pozdrawiam-Arsa


› Pokaż wiadomość z nagłówkami


16. Data: 2003-07-28 18:11:33

Temat: Re: Uniewaznienie czy rozwod... ciag dalszy!
Od: "Dirschauer" <d...@N...wp.pl> szukaj wiadomości tego autora

Arsa wrote:
> Nie jestem jakimś znawcą tematu [...]

I tak naprawdę nikt z nas nie jest. Co nieco wiem na ten temat, bo chciałbym
unieważnić swój związek i rozmawiałem na ten temat z księdzem-przyjacielem.
Proponuję nie spekulować tylko skontaktować się ze specjalistą z tej
dziedziny.

> Szczerze mówiąc na miejscu księży ..ale i na swoim...doradzałbym
> jednak "spróbowanie się ze sobą"...jeśli dziewczyna mimo wątpliwości i
> wcześniejszych historii zdecydowała się na tak ważny krok jakim jest
> slub....to niech będzie konsekwentna i w sytuacji gdy wszystko zdaje
> się jednak klarować (przynajmniej po stronie meża) zawierzy losowi i
> zaufa meżowi raz jeszcze. W końcu jest chrzescijanką...i on
> tez....chrześcijanstwo każe wybaczać i dawać szansę- zwłaszcza jeśli
> chodzi o dawanie szansy uswięconemu sakramentem związkowi Może o
> faktycznie doszedł - też jako chrześcijanin - do wniosku, ze być moze
> swoim postępowaniem skalał ten piękny sakrament a teraz chce to
> naprawic?

Ile masz lat młody człowieku? Ja też się zdecydowałem na ten piękny
sakrament. Dzień po ślubie usłyszałem nie "kocham cię", myślałem że to żart.
Dawałem jej pierwszą, drugą, trzecią szansę. Kiedy miałem dość,
zaproponowałem rozwód. Uspokoiła się na trzy miesiące. Po zajściu w ciążę,
gnoiła mnie jak wcześniej. Nie mogłem nic zrobić, poza czekaniem aż urodzi
małą i się uspokoi. W tym czasie jeździła na randki ze swoim przyjacielem
itd., itp. Po urodzeniu małej chciałem dać jej kolejną szansę. Skończyło się
na tym, że niewiele brakowało, bym został całkowicie odsunięty od swojego
dziecka. Może teraz, kiedy wyszedłem na prostą, kiedy pojawiają się szanse
na robienie tzw. kariery, mam do niej wrócić (jesteśmy po rozwodzie), w imię
"pięknego sakramentu", który ona określiła "jakąś głupią przysięgą"? Mam
tylko jedno życie, nie wierzę w reinkarnację.

Nie rozmawia się z terrorystami - trzeba ich zabijać.

Powtórzę słowa mojego przyjaciela, zakonnika, który obserwował tę całą
sytuację: "LEPSZY KONIEC BEZ BÓLU, NIŻ BÓL BEZ KOŃCA".

Żadnych powrotów, niektórzy ludzie nie zasługują na naszą miłość, ani na
nasze miłosierdzie. Co najwyżej na obojetność, albo litość.

Pozdrawiam

Dirschauer


› Pokaż wiadomość z nagłówkami


17. Data: 2003-07-28 20:27:07

Temat: Re: Uniewaznienie czy rozwod... ciag dalszy!
Od: "Z. Boczek" <z...@w...pl> szukaj wiadomości tego autora

Wprąciłem się, gdyż Arsa i te mądrości wymagają mojej stanowczej
erekcji:

>> Jestem chrzescijanką ale nie masochistką.
> Bycie chrześcijaninem i postępowanie po chrześcijansku czasem mimo
> najlepszych intencji bywa bolesne ....

Jest też coś o ochronie życia (czytaj 'sp... jak biją')

>> W takim przypadku, jak został opisany, modliłabym się o siłę, zeby już
>> ani razu więcej nie zaufać temu człowiekowi.
> Jesli brat zdradzi Cie wybacz mu nie raz , nie dwa ale i 44 razy....

Chyba 56... czekaj, jestem prawie pewien... chyba 69... albo 85!
A tak naprawdę to 77, Panie Dziejku :)

> Nie zebym był jakimś wielkim katolikiem ale skoro już zeszlismy na
> "chrześcijańską" wizję małżenstwa bo własnie taka wizja wiaże sie w moim
> przekonaniu ze slubem w kościele katolickim, to włąsnie takie wnioski mi sie
> nasuwają jak powyżej.

No widać, że nie jesteś specjalnie praktykujący :)
A mi się nasuwają wnioski innego rodzaju: "Bóg widzi i zobaczy, czemu
uciekłam - skoro Kościół nie dopuszcza. I to Bóg oceni"

>> Pamiętam swoich sąsiadów. którzy wygladali i na zakochanych i pięknie ze
>> soba wygladali i mieli 1 dziecko a jak mąż ją raz uderzył, w tym samym
>> dniu wyprowadziła się stwierdzając, ze jak jeden raz to zrobił, to co
>> moze byc za 10 lat.
>> I chyba miała rację.
> Hmm....a mnie się wydaje , ze nie miała. Za jeden incydent (nie przeczę, ze
> znaczący i godny potępienia) skazała swoje dziecko na brak taty/mamy na
> codzień nie mówiac juz o przekresleniu samego związku. Troche to mało
> odpowiedzialne zrywać zwiazek po czymś takim...mimo wszystko.

Boks trenujesz, że tak siejesz? :>

Pierwszy raz w tym temacie to przekroczenie nieprzekraczalnej granicy.
Uderzenie (gdy brakuje argumentów, żeby pokazać, że się ma rację) to
bardzo wygodna 'ucieczka': od niewygodnych słów, sytuacji, poczucia
winy po wykrzyczeniu zarzutów przez Kobietę.

Zdarzyło się raz, zdarzy się i drugi. Zawsze się zdarza. To tak pewne
jak 'drugi raz też się _tak_ zdenerwuje'.

A tolerowanie to tylko utwierdzanie kata w przekonaniu, że ofiara
zamierza to tolerować/temu się podporządkować/pozostać.

Uciekła, jeśli nie dla swojego, to dla dobra dziecka.

--
Z cyklu 'Sławni ludzie o Z. Boczku':
"Pewne granice zostały przekroczone" (c) by sveana.

› Pokaż wiadomość z nagłówkami


18. Data: 2003-07-28 22:20:20

Temat: Re: Uniewaznienie czy rozwod... ciag dalszy!
Od: Halina <h...@s...ca> szukaj wiadomości tego autora



"Z. Boczek" wrote:
>
> Jest też coś o ochronie życia (czytaj 'sp... jak biją')

Ja swego czasu miałam problem ze soba a raczej z wybaczeniem mojej
bliskiej koleżance jej zaczepnego zachowania w pewnym temacie . I zeby
sobie pomóc przeczytałam taką specjalną rozprawę ksiedza na temat
wybaczania. Tam natrafiłam na sugestię, ze jak czyjes zachowanie nas
ciagle rani, to należy stosować "uniki" tzn starac sie omijac takie
osoby a nie nadstawiac policzki do bicia i to aż 77 razy.;-)

> A mi się nasuwają wnioski innego rodzaju: "Bóg widzi i zobaczy, czemu
> uciekłam - skoro Kościół nie dopuszcza. I to Bóg oceni"

To własnie jest fragment mojej filozofii przetrwania w tym , jednak
innym , niż biblijny, swiecie. I tu wcale nie bronię swojej pozycji ,
bom jeszcze nie musiała uciekać od "slubnego". To efekt wielu przemysleń
przy obserwacji otaczajacej nas rzeczywistosci.
Pozdrawiam Halina

› Pokaż wiadomość z nagłówkami


19. Data: 2003-07-28 22:29:03

Temat: Re: Uniewaznienie czy rozwod... ciag dalszy!
Od: "Arsa" <a...@m...net> szukaj wiadomości tego autora

> Ile masz lat młody człowieku? Ja też się zdecydowałem na ten piękny
> sakrament. Dzień po ślubie usłyszałem nie "kocham cię", myślałem że to
żart.
> Dawałem jej pierwszą, drugą, trzecią szansę. Kiedy miałem dość,
> zaproponowałem rozwód. Uspokoiła się na trzy miesiące. Po zajściu w ciążę,
> gnoiła mnie jak wcześniej. Nie mogłem nic zrobić, poza czekaniem aż urodzi
> małą i się uspokoi. W tym czasie jeździła na randki ze swoim przyjacielem
> itd., itp. Po urodzeniu małej chciałem dać jej kolejną szansę. Skończyło
się
> na tym, że niewiele brakowało, bym został całkowicie odsunięty od swojego
> dziecka. Może teraz, kiedy wyszedłem na prostą, kiedy pojawiają się szanse
> na robienie tzw. kariery, mam do niej wrócić (jesteśmy po rozwodzie), w
imię
> "pięknego sakramentu", który ona określiła "jakąś głupią przysięgą"? Mam
> tylko jedno życie, nie wierzę w reinkarnację.

Mam 24 lata, skoro o to pytasz i na razie jestem daleko od małżenstwa. Moje
dywagacje odnosiły się do przypadku, który opisała pinka.tru, nie zaś do
Twojego. Nie jestem zwolennikiem bycia w małżenstwie za wszelką
cenę -powiedziałem tylko, ze powinno się wg mnie dawać w miarę mozliwości
jak najwięcej szans drugiej osobie, gdy chodzi o uratowanie małżenstwa-
właśnie m.in z szacunku dla sakramentu, z szacunku dla instytucji
małżeństwa, z szacunku dla osoby, którą zdecydowało się poślubić, z szacunku
dla samego siebie i własnych decyzji. Oczywiście w miarę możliwości
oznacza - gdy są jeszcze jakiekolwiek szanse na uratowanie związku. Szczerze
mówiąc gdy czytam Twoją historię - to całkowicie sie z Tobą zgadzam - nie
miałeś najmniejszych powodów by po tym wszystkim próbować ratować ten
związek i życzę Ci szczerze, byś mógł unieważnić to małżeństwo i całkiem
otrząsnąć się z krzywdy która Cię spotkała. Naprawdę podziwiam Cię - wątpię
czy ja mógłbym podniesć się po podobnych przeżyciach - i życzę, żeby w
przyszłosci spotykało Cie samo szczęście na które zapewne zasługujesz a tę
flądrę - tym razem nie bedzie po "chrześcijansku" -niech szlag trafi. Mam
tylko jedno pytanie - przepraszam jesli Cie urażę nim-nie musisz
odpowiadać....powiedz mi jakim cudem znalazłeś się z nią przed
ołtarzem....czy kochałeś ją tak mocno, że nie widziałeś , że ona Ciebie nie
kocha? Przecież to chyba niemożliwe, ze ona "odkochała się" po 3 dniach od
ślubu. Czy czujesz, że to była przemyślana z Twojej strony decyzja? Przecież
znałeś ją zapewne przed małżenstwem - czy nie widziałeś tego jaka może
okazac sie w przyszłości, czy nie widziałeś, że byc może wcale jej nie
pasujesz? Wiem, ze zapewne czasem miłość zanika, że nawet "dobry okres
narzeczenski" (to znaczy w moim pojeciu taki, podczas którego dość dobrze
poznaje sie w różnych sytuacjach i okolicznościach przyszłą małżonkę) nie
jest gwarancją na wieczną miłość ...że to nie wszystko jest zawsze takie
piękne...ale ...tak szybko? Powiedz mi, co myślisz, gdy patrzysz wstecz- na
czas tuż sprzed małżenstwa...nie sądzisz , ze mogłes tego uniknąć?
..zobaczyc że to małżeństwo jest przegrane nim jeszcze się
rozpoczęło...Zaznaczam , że absolutnie nie chcę, żeby to wyglądało jak
moralizowanie czy cokolwiek w tym stylu..pytam z czystej ciekawości...i
przerażenia, ze tak mogą się potoczyć ludzkie losy...
Pozdrawiam
Arsa


› Pokaż wiadomość z nagłówkami


20. Data: 2003-07-28 22:43:44

Temat: Re: Uniewaznienie czy rozwod... ciag dalszy!
Od: "Arsa" <a...@m...net> szukaj wiadomości tego autora

> Jest też coś o ochronie życia (czytaj 'sp... jak biją')

Nie mówię o przypadkach ekstremalnych - w opisanym do zagrozenia życia było
jeszcze daleko...

> >> W takim przypadku, jak został opisany, modliłabym się o siłę, zeby już
> >> ani razu więcej nie zaufać temu człowiekowi.
> > Jesli brat zdradzi Cie wybacz mu nie raz , nie dwa ale i 44 razy....
>
> Chyba 56... czekaj, jestem prawie pewien... chyba 69... albo 85!
> A tak naprawdę to 77, Panie Dziejku :)

No popatrz - 77 to nawet więcej niż 44:)

> > Nie zebym był jakimś wielkim katolikiem ale skoro już zeszlismy na
> > "chrześcijańską" wizję małżenstwa bo własnie taka wizja wiaże sie w moim
> > przekonaniu ze slubem w kościele katolickim, to włąsnie takie wnioski mi
sie
> > nasuwają jak powyżej.
>
> No widać, że nie jesteś specjalnie praktykujący :)
> A mi się nasuwają wnioski innego rodzaju: "Bóg widzi i zobaczy, czemu
> uciekłam - skoro Kościół nie dopuszcza. I to Bóg oceni"

Ciekawa filozofia...a jaka wygodna....a nie sądzisz , ze Kosciół jest
narzędziem Boga na Ziemi? - bo tak sądzą chyba wszyscy katolicy na podstawie
Biblii ...

> >> Pamiętam swoich sąsiadów. którzy wygladali i na zakochanych i pięknie
ze
> >> soba wygladali i mieli 1 dziecko a jak mąż ją raz uderzył, w tym samym
> >> dniu wyprowadziła się stwierdzając, ze jak jeden raz to zrobił, to co
> >> moze byc za 10 lat.
> >> I chyba miała rację.
> > Hmm....a mnie się wydaje , ze nie miała. Za jeden incydent (nie przeczę,
ze
> > znaczący i godny potępienia) skazała swoje dziecko na brak taty/mamy na
> > codzień nie mówiac juz o przekresleniu samego związku. Troche to mało
> > odpowiedzialne zrywać zwiazek po czymś takim...mimo wszystko.
>
> Boks trenujesz, że tak siejesz? :>


Akurat trenuję, hehe:) Ale dziewczyny nigdy nie uderzyłem i pewnie nie
uderzę... A Ty wszystko co trenujesz , "siejesz" później na dziewczynach?:)


> Pierwszy raz w tym temacie to przekroczenie nieprzekraczalnej granicy.
> Uderzenie (gdy brakuje argumentów, żeby pokazać, że się ma rację) to
> bardzo wygodna 'ucieczka': od niewygodnych słów, sytuacji, poczucia
> winy po wykrzyczeniu zarzutów przez Kobietę.

Nie chcę usprawiedliwiac na siłę kogoś kto uderzył kobietę, bo generalnie
gardzę "damskimi bokserami". Nie wiem też co w takiej sytuacji powinna
zrobić kobieta ale wydaje mi się, że rozwód to jednak zbyt drastyczne
wyjście...zwłaszcza gdy jest jeszcze dziecko w rodzinie.

> Zdarzyło się raz, zdarzy się i drugi. Zawsze się zdarza. To tak pewne...

Widzę że masz wielką wiarę w ludzi. Z takim podejsciem zapewne zrywasz
znajomości po najmniejszym przewinieniu z drugiej strony (powiedział mi "ty
głupku" - powie mi pewnie jeszcze nieraz i to gorzej a moze nawet mnie zbije
albo zabije- nie chcę go juz znać). W podstawówce pewnie obraziłes sie
całkowicie na wszystkich już po pierwszym półroczu 1 klasy?:)
Pozdrawiam
Arsa


› Pokaż wiadomość z nagłówkami


 

strony : 1 . [ 2 ] . 3 ... 8


« poprzedni wątek następny wątek »


Wyszukiwanie zaawansowane »

Starsze wątki

opieka społeczna
Jestem zła, kradne, oszukuje
Uniewaznienie czy rozwod??
pedagog szuka pracy
Razem czy nie koniecznie.

zobacz wszyskie »

Najnowsze wątki

"Nie będziesz cudzołożył."
Znalazłam kanał na YouTube dla dzieci i nie tylko i poszukuję podobnych
Mechanizmy obronne a zakazowe wychowanie dzieci.
Mechanizmy obronne a zakazowe wychowanie dzieci.
Mechanizmy obronne a zakazowe wychowanie dzieci.

zobacz wszyskie »