Data: 2003-02-23 13:57:14
Temat: Re: Wiecej szczescia poprosze! (DLUGIE)
Od: "Elle" <v...@p...fm>
Pokaż wszystkie nagłówki
Użytkownik "Slawek [am-pm]" <sl_d[SPAM_JEST_BE]@poczta.gazeta.pl> napisał w
wiadomości news:b2tkri$8bh$1@nemesis.news.tpi.pl...
> Już miałem się, droga Elle, nie dopisywać w tym wątku, ale nasunęło
> mi się jeszcze jedno ciekawe (przynajmniej dla mnie) spostrzeżenie.
:-)
> Zresztą stopień wrażliwości na dobro i zło to też jest określona
> cecha, MZ również podlegająca doborowi naturalnemu (prawom ewolucji).
W jaki sposób ta cecha podlega prawom ewolucji?
Tak z ciekawości :-)
> To ja Ci na to przytoczę dane z jednej, lokalnej społeczności.
> Cytuję za moim dziadkiem, mieszkającym całe życie na wsi. Zauważył,
> że im bogatsza rodzina, tym mniej dzieci (jedno, dwoje). Im biedniejsza,
> tym więcej - choćby kilkanaścioro. Tak to wyglądało kilkadziesiąt lat
> temu. Oczywiście można dalej dyskutować: dlaczego biedna? Bo dzietna.
> Dlaczego dzietna? Bo biedna. Gdzie skutek, gdzie przyczyna?
Taka jest prawidłowość, nie tylko na wsi, także np. w krajach 3 świata.
Odpowiada za to wiele czynników, oprócz tych które wymieniłeś myślę że ma
znaczenie również niski poziom świadomości, brak elementarnej wiedzy o
antykoncepcji w ubogich społeczeństwach. MZ jest też tak, że ludzie wysoko
sytuowani sa zbyt wygodni i zbyt przyzwyczajeni do komfortowego życia, aby
decydować się na liczne potomstwo. Dziecko oznacza jednak mnóstwo wyrzeczeń
i chroniczny brak czasu na samorealizację w innych dziedzinach.
A co do programistów to jest właśnie tak jak mówiłam - ponieważ sa oni
ludźmi, których stopa życiowa generalnie jest wysoka, mają wysoki poziom
świadomości, bezrobocie będzie miało wpływ na ich decyzje o ewentualnym
rozmnażaniu się. Nie można tego powiedzieć o ubogich społeczeństwach, w
których ludzie - mam wrażenie - nie zastanawiaja sie nad tym,tylko żyją z
dnia na dzień.
W takim razie ewolucji nie
> chodzi bynajmniej o to, aby taki na przykład człowiek realizował jakieś
> "wyższe" potrzeby (samorealizował się czy był szczęśliwy).
Człowiek podbija kosmos, czy nie jest to przejawem realizacji wyższych
potrzeb, marzeń, a jednocześnie ewolucji (chcąc w odległej perspektywie
rozmnożyć się na innej planecie) ?
> Każda przesada jest gorsza od faszyzmu. Jeśli osobnik zadowala się byle
> czym, jeśli po prostu będzie szczęśliwy, to przestanie się wysilać, aby
> cokolwiek zdobywać. Skoro jest na przykład szczęśliwy jako kawaler,
> wolny człowiek, to po co mu ten dodatkowy kłopot, jakim jest żona
> i ewentualnie gromadka dzieci?
Myślę, że jednak więcej jest ludzi, którzy widzą swoje szczęście w założeniu
rodziny, co ma spore znaczenie dla ewolucji :-)
Jeśli jest szczęśliwy jako ten "ptak
> niebieski", nie interesuje się zdobywaniem pozycji materialnej,
> nie martwi się tym, że nie ma gdzie mieszkać (taki na przykład szczęśliwy
> bezdomny w cieplejszych niż Polska krajach), to czy sądzisz, że znajdzie
> partnerkę, która zechce dzielić z nim to jego szczęście i bezdomność?
Oczywiście że jest to możliwe, prawdopodobnie będzie szukał partnerki wśród
takich ludzi jak on sam. Zawsze przyjemniej jest być bezdomnym we dwójkę,
niz w pojedynkę :-)
> Piszesz wcześniej o odnajdywaniu szczęścia w samym dążeniu do różnych
> celów. A jeśli człowiek "z natury" jest po prostu szczęśliwy? Jak go
> zmusić do działania?
Człowiek może być szczęśliwy, albo na przykład baaaardzo, niesamowicie
szczęśliwy, może więc dążyć do takiego stanu :-)
Nie,
> tak być nie może! Nie wolno szczęścia ani żadnych dowolnych przyjemności
> rozdawać za darmo!
No cóż, przyznam że to przekonujący argument :-)
> Oczywiście przesada w drugą stronę również jest szkodliwa. Jeśli ktoś
> jest permanentnie niezadowolony i nieszczęśliwy, jeśli próbując realizować
> różne cele wciąż nie może znaleźć spełnienia, grozi mu frustracja,
> zniechęcenie i rozczarowanie, skutkujące niekiedy wycofaniem się
> z aktywnego życia. Po cholerę się wysilać, skoro nic mnie nie zadowala...
Masz rację.
> Od czasów jaskiniowych aż do współczesnych człowiek - aby przeżyć i się
> rozmnożyć - musiał realizować jakieś cele. Zmieniały się one oczywiście
> na przestrzeni dziejów, ale moim zdaniem miało to niewielki wpływ na
> optymalnie ("średnio-statystycznie") ukształtowany poziom odczuwanego
> przez ludzi poziomu szczęścia. Zatem nie widzę uzasadnienia do tendencji
> zwyżkowej.
Ale skąd wiesz jaki poziom szczęścia wykazywali jaskniniowcy? :-)
Są na ten temat jakieś udokumentowane badania? ;-)
W takim razie
> osoby bardziej dominujące muszą w życiu poszukiwać i realizować więcej
> celów - za siebie oraz za osoby, którymi mają chęć pokierować. Zatem
> formułuję nową regułę - osoby dominujące są "z natury" mniej szczęśliwe
> niż osoby "zgodliwe", potulne.
Tu się nie zgodzę i spróbuję uzasadnić to przykładem.
Może nie za dobry, gdyż opisuje skrajną sytuację, a jak powiedziałeś każda
przesada jest gorsza od faszyzmu, no ale może trochę wniesie do dyskusji.
Znam pewne małżeństwo w średnim wieku. On - kompletnie zdominowany przez
nią. Przez całe lata był poniżany, traktowany jak śmieć, totalne zero. Gdy
spróbował się wypowiedzieć w towarzystwie, natychmiast spotykał się z
okrzykiem "nie odzywaj się, co ty możesz wiedzieć na ten temat?". W tej
chwili jest już tak stłumiony, że w towarzystwie nie odzywa się w ogóle.
Przygląda się tylko, na twarzy nie widać śladu jakiejkolwiek myśli.
Jak myślisz, które z nich jest szczęśliwsze?
Tak szczerze powiedziawszy to mz, że żadne z nich nie jest szczęśliwe.
> No, teraz to - mam nadzieję - naprawdę kooooniec...
Nie ma tak dobrze ;-)
> Pozdrawiam Cię, Elle, oraz każdego cierpliwego czytelnika, który dotarł
> aż do tego miejsca.
Też Cię cieplutko pozdrawiam i wszystkich cierpliwych, mniej i bardziej
szczęśliwych :-)
Elle.
|