Strona główna Grupy pl.sci.psychologia Zagadka dla psychologow.

Grupy

Szukaj w grupach

 

Zagadka dla psychologow.

Liczba wypowiedzi w tym wątku: 1


« poprzedni wątek następny wątek »

1. Data: 2000-03-06 22:42:16

Temat: Zagadka dla psychologow.
Od: "MEEHOO" <m...@k...net.pl> szukaj wiadomości tego autora

Mam zagadke dla psychologow. Interesuje sie tym, ale nie podoba mi sie
niektore "trzezwe" poglady na swiat niektorych trudzacych sie tym ludzi. Moj
psycholog nie wierzy w istnienie zjawisk nadprzyrodzonych a tym bardziej
zjawiska nazywanego "proroczymi snami". Teoria Freuda wyklucza istnienie
takiego zjawiska. Ponoc sny sa przejawem wdzierania sie pewnych informacji z
nieswiadomosci do swiadomosci. Zostaja jednak na tyle przeksztalcone ze
czesto nie morzemy sie doszukac zwiazku z naszym zyciem codziennym. Mam
tylko jedno pytanie - skad nasza nieswiadomosc wie co bedzie za kilka dni,
miesiecy, lat? I dlaczaczego nie zostaja (tak jak w moim przypadku)
informacje te przeksztalcone i "zamaskowane"? Sni mi sie dokladnie to co
bedzie za kilka dni. Niektorzy powiedzieli by ze to cos ala Deja vu czy jak
to sie tam pisze, ale to nie to. Owszem zjawisko to czesto towarzyszy mi na
co dzien, ale rowniez w bardzo dzikiej postaci. Wielu ludzi mowi tylko "juz
to przezylem", albo "snilo mi sie to". Ja na tym nie koncze. Potrafie
expresowo wziasc kartke i napisac to co dana osoba za chwile bedzie mowic.
Ewentualnie mowic po cichu z dana osoba tak aby wylko ci siedzacy obok mnie
slyszeli. Ciekawe co?
Moj znajomy psycholog w tych kwestiach milczy. Kwituje to tylko
stwierdzeniem ze jego zawod nie pozwala mu wierzyc w rzeczy okreslane jako
paranormalne. A czy to wlasnie psycholodzy nie powinni miec otwartego umyslu
na takie sprawy? Moim zdaniem nie powinni opierac sie tylko na teoriach
takich ludzi jak Freud. W koncu to tez byli ludzie. Mogli sie mylic.
Pozdrawiam:
MEEHOO


› Pokaż wiadomość z nagłówkami


Zobacz także


1. Data: 2000-03-08 15:41:10

Temat: Re: Zagadka dla psychologow.
Od: "Eloa" <a...@f...com.pl> szukaj wiadomości tego autora


MEEHOO napisał(a) w wiadomości: ...
> Sni mi sie dokladnie to co
>bedzie za kilka dni.
Ja mialem sny wyprzedzajace najdalej o rok. Ale juz mi sie skonczyly. Jestem
pelen podziwu dla twoich - moje nie byly takie szczegolowe... ;-)

Eloa
a...@f...com.pl




› Pokaż wiadomość z nagłówkami


1. Data: 2000-03-08 21:28:12

Temat: Re: Zagadka dla psychologow.
Od: "Radzik" <m...@p...onet.pl> szukaj wiadomości tego autora


Użytkownik MEEHOO <m...@k...net.pl> w wiadomości do grup dyskusyjnych
napisał:cvWw4.38499$W...@n...tpnet.pl...
> Mam zagadke dla psychologow. Interesuje sie tym, ale nie podoba mi sie
> niektore "trzezwe" poglady na swiat niektorych trudzacych sie tym ludzi.
Moj
> psycholog nie wierzy w istnienie zjawisk nadprzyrodzonych a tym bardziej
> zjawiska nazywanego "proroczymi snami". Teoria Freuda wyklucza istnienie
> takiego zjawiska. Ponoc sny sa przejawem wdzierania sie pewnych informacji
z
> nieswiadomosci do swiadomosci. Zostaja jednak na tyle przeksztalcone ze
> czesto nie morzemy sie doszukac zwiazku z naszym zyciem codziennym. Mam
> tylko jedno pytanie - skad nasza nieswiadomosc wie co bedzie za kilka dni,
> miesiecy, lat? I dlaczaczego nie zostaja (tak jak w moim przypadku)
> informacje te przeksztalcone i "zamaskowane"? Sni mi sie dokladnie to co
> bedzie za kilka dni. Niektorzy powiedzieli by ze to cos ala Deja vu czy
jak
> to sie tam pisze, ale to nie to. Owszem zjawisko to czesto towarzyszy mi
na
> co dzien, ale rowniez w bardzo dzikiej postaci. Wielu ludzi mowi tylko
"juz
> to przezylem", albo "snilo mi sie to". Ja na tym nie koncze. Potrafie
> expresowo wziasc kartke i napisac to co dana osoba za chwile bedzie mowic.
> Ewentualnie mowic po cichu z dana osoba tak aby wylko ci siedzacy obok
mnie
> slyszeli. Ciekawe co?
> Moj znajomy psycholog w tych kwestiach milczy. Kwituje to tylko
> stwierdzeniem ze jego zawod nie pozwala mu wierzyc w rzeczy okreslane jako
> paranormalne. A czy to wlasnie psycholodzy nie powinni miec otwartego
umyslu
> na takie sprawy? Moim zdaniem nie powinni opierac sie tylko na teoriach
> takich ludzi jak Freud. W koncu to tez byli ludzie. Mogli sie mylic.
> Pozdrawiam:
> MEEHOO

Masz troszkę racji, ale spójrz na to ze strony psychologa. Musi ocenić Cię
jak najbardziej obiektywnie, rozważania nad zjawiskami paranormalnymi nie są
w stanie dostarczyć obiektywnej diagnozy.
Gdyby zjawiska paranormalne były traktowane i uważane za powszechne ,
psycholodzy nie siedzieli by w swoich przytulnych gabinecikach - tylko w
strefie 11, czy tam w "Nie do wiary" .

Pozdrawiam
Radzik


› Pokaż wiadomość z nagłówkami


1. Data: 2000-03-09 00:16:49

Temat: Re: Zagadka dla psychologow.
Od: "MEEHOO" <m...@k...net.pl> szukaj wiadomości tego autora

Wszyscy mi mowia ze mam zadatki na psychologa lub pedagoga. I wcale
stawiajac sie w miejsce psychologa nie probowal bym patrzec jaknajbardziej
obiektywnie. Probowal bym rozpatrzec wszelkie ewentualnosci. Nie pomijajac
takich spraw jakie przedstawia strefa 11 (udzielam sie na ich grupie). Co do
przytulnych gabinecikow to nie widze jakichkolwiek przeszkod aby nie mozna
bylo przeprowadzac w nich badan nie tylko na np. poczytalnosc danej osoby
podwazajac wszystko co mowi, ale rowniez na np. postrzeganie pozazmyslowe.
Kazdy psycholog zdebial by pewnie gdyby jego pacjent przesunal sila woli
jakis przedmiot.
MEEHOO


› Pokaż wiadomość z nagłówkami


1. Data: 2000-03-09 09:19:51

Temat: Odp: Zagadka dla psychologow.
Od: "Artur Zgadzaj" <a...@l...pl> szukaj wiadomości tego autora

Gdybyś wiedział jakiemu praniu mózgu podlega kandydat na przyszłego
psychologa na studiach, to już byś się nie dziwił że ten czy ów nie potrafi
tego ani zrozumieć, ani zakceptować, a często nawet nie potrafi spróbować
zrozumieć. Tak jak ty wymagasz dla siebie zrozumienia, tak trzeb także
zrozumieć psychologów, skąd się wzięli, jak zostali wykształceni i urobieni.
Wtedy można mieć dla nich zrozumienie, może trochę współczucia, bez urazy
broń Boże. To wydaje mi się oczywiste, że życie wymaga szerokiego
spojrzenia, ale to dla nich często jest bardzo trudne, gdyż zostali mocno
zaprogramowani. Zresztą my też. My też jesteśmy zaprogramowani jako np.
Polacy, katolicy, lubiący taką a nie inną muzykę itd. Często mówimy, że to
nasz wybór żyć tak a nie inaczej. Ale czy nie jest to złożonym wynikiem
programowania przez kulturę w której wyrośliśmy? Czy ta sama osoba wychowana
np. w Peru lubiłaby słuchać jaz lub zostałaby katolikiem?
Podobnie jest z Psychologiem, Politykiem, a nawet jasnowidzem. Przyszły
psycholog podlega takiemu samemu programowaniu jak ty czy ja w innych
dziedzinach, które potem z wielkim przekonaniem bronimy, że to już tylko
nasz własny, jakże inteligentny wybór? Czyżby ??? To trochę podobne do
fimu MATRIX, gdzie ludziom wydaje się, że kierują swoim życiem,
światopoglądem - a pewien obraz został narzucony. Przyjęliśmy go za swój i
teraz - każdy z innej swej dziedziny, np. psychologii - jest gotów bronić go
jako coś absolutnie obiektywnego.

Pozwolę sobie zacytować jeden z moich snów. Kiedy był opisywane przeze mnie
wydawało mi się, że mam wielką rację. Dzisiaj podchodzę do tego spokojniej,
jakby dojrzalej, wiedząc po pewnych dalszych doświadczeniach i
zrozumieniach, że ja także - jak każdy mam swoje mniemania, swoje rzekome
pewniki - i dziś chyba jestem bardziej wyrozumiały. Ale oto on wraz z
komentarzem, jaki wtedy sporządziłem. Co do Twoich snów - to wydaje mi się,
że najlepiej jak Ty sam je odkryjesz i zaczniesz rozumieć - a to stanie się
o wiele łatwiejsze wraz z uczeniem się o świecie i ludziach. Pozdrawiam.
Artur Zgadzaj

====================================================
========================
=====
11. Kahuni w Ameryce i próba ucieczki (09.08.1994)
====================================================
========================
=====

(Sen został spisany zaraz po obudzeniu się)
Byliśmy w dawnej Ameryce, w bardzo wczesnych czasach, gdy panowali tam
Indianie, ale przy-byli już biali i stosowali brutalny podbój kraju. Byliśmy
obserwatorami, po podróży w czasie. Było nas może 4 czy 5 osób.
Zastanawialiśmy się, gdzie i w jakich czasach się znaleźliśmy, i co się
wokół nas dzieje. Był to pustynny, pagórkowaty teren, przechodzący w step.
Nieoczekiwanie zobaczyliśmy jakieś nie pasujące do Ameryki plemię, które
dokądś pielgrzymowało. Oni także byli zdezorientowani. Widać, że opuścili
swoje rodzinne tereny. Zastanawialiśmy się, kto to jest? To plemię liczyło
około stu ludzi, może trochę więcej. Byli wśród nich mężczyźni, kobiety i
dzie-ci. Wszyscy ładnie ubrani w wędrowne stroje z tamtych czasów. Nieśli na
plecach tobołki ze swoim dobytkiem. Na głowach mieli dziwne czapki, nie
stąd, nie z tego kontynentu. Wśród nas - obserwatorów - była: dziewczyna;
następnie jakiś archeolog, który miał około 60 lat, z białawą brodą; ktoś
jeszcze i ja. Dziewczyna powiedziała, że to na pewno Murzyni. Archeolog
stanowczo zaprzeczył. Bo skąd w tamtych czasach Murzyni na kontynencie
amerykańskim. Nie mieli zresztą w ogóle czarnej twarzy, która była za to
bardzo mocno opalona. I ten ich ubiór! Archeolog się żachnął i powiedział,
że oni bardziej pasują do jakiegoś plemienia Indian, tylko są w dziwnych
strojach, jakby nie byli z tego kontynentu. Kiedy tak się zastanawiali, ja
również analizowałem wygląd tego ludu i skądś wiedziałem, że są to Kahuni,
którzy przybyli tu po wielkiej podróży, z innego kontynentu. Byli
zdezorientowani w nowym terenie i nieco wystraszeni. W tym momencie
zobaczyliśmy jak pędzi "oddział" białych, uzbrojonych ludzi. To nie byli
mundurowi, z Armii amerykańskiej, gdyż ona jeszcze nie istniała. To była po
prostu grupa około 6 zbrojnych, zorgani-zowanych pod dowództwem jednego z
nich. Jechali prosto na nas, i już w nas wjeżdżali, lecz mi-nęli nas, niemal
się ocierając, nie zwracając na nas najmniejszej uwagi. Tak, byliśmy pewnie
tylko obserwatorami, nawet niewidocznymi dla tego co działo się w tamtej
epoce. Uzbrojeni przejechali prawie przez nas i dalej jadąc prosto,
podjechali ze zdecydowaniem i agresją do wędrującego plemienia Kahunów.
Patrzyliśmy z przerażeniem co się dzieje. Jezdni bez ceregieli, po szybkim
zorientowaniu się, że to obcy, obcy na tej ziemi i pielgrzymujący,
zapowiedzieli im, że zabierają ich do swojego obozu.
Od tej pory byłem samodzielnym obserwatorem, gdyż los tych ludzi bardzo mnie
obchodził i "wszedłem" w tę sytuację, opuszczając moich towarzyszy
obserwacji. Stało się to zupełnie natu-ralnie, gdy patrzyłem na Kahunów i
zastanawiałem się nad ich losem. Wszedłem tam, widząc płacz małych dzieci,
lęk i zdezorientowanie, tak wśród młodych jak i starych. Jednak płacz dzieci
najbardziej mnie poruszył. Starzy pocieszali siebie i resztę, mówiąc, że
pewnie zbrojni skierują ich do miejsca, gdzie będą mogli na nowej ziemi
założyć własny dom, lecz oni też czuli wielki lęk, gdy to mówili. Wszyscy
wiedzieli, że jest źle. Jechałem z nimi i czułem ich niepokój i dziecinną
bezradność, bezbronność. Nie byli nauczeni walki. Byli także bardzo lękliwi.
Wiedziałem, że sami sobie nie poradzą, że jadą gdzieś na zagładę, całkowitą
zagładę, choć wielu z nich pocieszało się mówiąc, że to będzie tylko
przejściowy obóz. Dojechaliśmy do tego miejsca. Zobaczyliśmy bar-dzo duży
obóz-miasto. Wszystko było zbrojnie zorganizowane. Główny szef zbrojnych
popatrzył na Kahunów i dał rozkaz zamknięcia ich w obozie zagłady. W oczach
tego szefa widziałem myśli, że Was unicestwimy, bo jesteście zawadą i
zakałą, przybłędami na tym terenie. Rzeczywiście za-prowadzono Kahunów do
ogromnego namiotu, takiego jak w ogromnym Cyrku. Namiot miał pomarańczowe
kolory. Idąc tam, widzieliśmy krzątaninę w Obozie białych. Od tego namiotu
za-czynał się jakby kompleks pałacowy. Weszliśmy do namiotu. Okazało się, że
jest on o wiele solid-niejszy, niż to wyglądało z zewnątrz. Chodziliśmy po
posadzkach. Byliśmy jakby na 1 piętrze. Pokazano Kahunom wejścia do, jak to
mówili - myjni, lecz ja wiedziałem, że jest to elegancka komora gazowa,
gdzie ich wszystkich uśmiercą. Młody, dziarski Kahuna, zaczął się
intensywnie rozglądać za możliwością ucieczki. Reszta myślała, że się umyje,
a dzieci w ogóle nic z tego nie rozumiały. Jeden strażnik gdzieś odszedł.
Czekaliśmy na przybycie kogoś. W tym czasie młody Kahuna obszedł korytarzem
salę śmierci i z boków zobaczył wejścia do małych kabin. Zajrzał tam. W
kilku z nich było pusto. Wyglądały normalnie, jak przebieralnia przed
prysznicem. Szło z nim kilku młodych Kahunów. Z ogniem w oczach, widząc, że
nie ma żartów, najbardziej dziarski z tych Kahunów, szeptał swym kolegom
słowo: "Bunt!" a następnie: "Trzeba uciekać." Oni "głu-chym telefonem"
przepowiadali to jeden, drugiemu. Mówił do swoich współplemieńców słowo:
"Bunt" - zbyt głośno jednak. Ktoś ze strażników mógł ich usłyszeć. Gdy już
wracał do głównej grupy Kahunów oczekujących przed wejściem, z przeciwnej
strony korytarza, z takich samych kabin, wyszło kilku notabli w stroju, jak
do sauny lub kąpieli. Słyszeli na pewno, owo podburza-nie do buntu, ale
rzecz dziwna nie zareagowali, nie przeszkadzali. Poszliśmy przed główne
wej-ście, gdzie wszyscy oczekiwali. Młody Kahuna żywiołowo szeptał w ucho,
wszystkim na około, słowo "Bunt", wiedząc, że trzeba się spieszyć. Zatem
nawet nie zwracał uwagi na strażnika, który zauważył zamieszanie, lecz rzecz
dziwna - on także nie zareagował, nie przeszkadzał. Jakby wszyscy trwali w
oczekiwaniu, czy plemię Kahunów podejmie walkę o wyzwolenie. Trzeba było
podjąć już tę walkę, lecz nikt jej nie podejmował, choć wszyscy już słyszeli
o Buncie. W tym mo-mencie - jakby czas namysłu już minął - przyszedł szef z
asystą zbrojnych i nikt z Kahunów się nie ruszył, nie odważył. Pojmano
tego, który namawiał do Buntu. Był zły, że jego współplemień-cy są tak
krótkowzroczni i otępiali, aż tak bardzo lękliwi.
Pojmanego odsunięto pod ścianę w pobliżu okna. Kahuna ten dyskretnie
obejrzał się za okno, aby ocenić sytuację. W międzyczasie szef stwierdził,
że jego pierwszego zabiją, jako przykład, że Bunt się nigdy nie opłaca. W
tym momencie, młody Kahuna szarpnął się i wyrwał z rąk dwóch strażników,
którzy trzymali go po bokach i błyskawicznie prześliznął się przez okno
schodząc po ornamentowych zakolach dachu. Wychodząc, czuł myśli i spojrzenia
swych dawnych współple-mieńców, którzy żegnali go myślami o jego samobójczym
i głupim kroku. On z kolei myślał o nich, że nawet teraz, gdy dał im
przykład, oni wolą stać bezradnie i w rezygnacji oczekiwać na swój rzekomy
los, jak to powiadają ludzie. Teraz schodził błyskawicznie zakolami gzymsów,
tak że strażnicy z okna szybko stracili go z oczu. Oczywiście postawiono
zaraz cały obóz w pogoto-wiu, lecz on szybciej niż ich reakcje, był już poza
namiotem, na terenie miasta przylegającego do obozu i wmieszał się w tłum i
stare domy. Szybko doszedł do starego kościoła. Wszedł przez nikogo nie
zauważony do wnętrza i zobaczył ołtarz i jakąś jeszcze młodą, zrównoważoną
kobietę, kapłankę, która samotnie przebywała w swoim kościele, pogrążona w
modlitwie. Obszedł ołtarz i znalazł schody po prawej stronie, prowadzące do
piwnicy kościoła. Było tam jasno, nawet bardzo jasno i zaczął schodzić
zakręcającymi schodami w dół. Zobaczył jednak, że piwnica zalana jest wodą,
a wyjście poprzybijane deskami. Zastanawiał się co zrobić. W tym momencie, w
drzwiach wyjściowych u góry, na tle tego jasnego światła, pojawiła się ta
kobieta, wyjaśniając życzliwie, że dawno temu woda zalała piwnice i nikt się
tym już nie zajął. Była uśmiechnięta i bardzo życzliwa. Kobieta zachwyciła
Kahunę. Dała mu do zrozumienia, że się nim zaopiekuje, bez względu na to,
kim on jest i skąd się tutaj wziął. Spodobali się sobie i wiedział, że
wygrał, że uciekł i że jest już bezpieczny. Tylko dlaczego ona mu się
spodobała? Zastanawiałem się nad tym wszystkim, ciągle jeszcze będąc
obserwatorem z boku. Jednak po chwili zdałem sobie sprawę, że tym Kahuną
je-stem Ja! Wcieliłem się w niego, to ja byłem nim - ależ t a k ! Zdałem
sobie sprawę, że poprzez wcielenie się w niego, odegrałem tę rolę
wyzwolenia. Było mi jednocześnie pokazane, że u końca takiej drogi czeka
człowieka ukojenie, a nawet przyjemność, odpoczynek. Pokazane było, że się
uda, co ja też wiedziałem, tzn. zawsze głęboko w to wierzyłem, i że zawsze
warto, jakkolwiek beznadziejna wydawałaby się walka i ta ucieczka. Obudziłem
się.

Pragnę wyjaśnić znaczenie tego snu, tak jak je teraz rozumiem. Jest w nim
tak wiele elementów, pokazujących skąd się tutaj wziąłem i dlaczego,
następnie moją buntowniczą naturę, dalej rela-cję ze współbraćmi, z którymi
żyję w świecie fizycznym (nie we śnie) i jakie z tego wynikają koń-cowe
rozwiązania, tak dla jednej strony jak i drugiej (jeden z możliwych
wariantów, a powiedzmy prawdopodobnych).
Zacznijmy od początku. Jestem w grupie bezosobowych obserwatorów. Widzimy
wrażliwych pielgrzymów, na obcym terenie. Idźmy powoli. To co tu wyjaśnię,
będzie moją interpretacją, nie musisz w to wierzyć. Jednak to co tu powiem,
jest wynikiem wielu przemyśleń, obserwacji życia, przebłysków pamięci z
dawnych czasów, wspomnienia z bycia przed narodzeniem, wreszcie in-formacje
o mnie podane przez tzw. jasnowidzów. Specjalnie wymieniłem ich na końcu,
gdyż to co mi powiedzieli, było tylko potwierdzeniem tego co sam czułem o
sobie od dzieciństwa. Nie wszystko powiem wprost.
Zatem, jestem w grupie obserwatorów. Nie mamy ciała, lecz jesteśmy tu na
Ziemi i przygląda-my się. Widzimy jakiś wędrujący lud po obcym sobie
terenie. Ten lud wygląda na ludzi wrażli-wych, więcej - w pewnym momencie
odkrywam, że są to Kahuni. Właśnie Kahuni (przykładowo), bo właśnie oni
zajmowali się Duchem (między innymi). Opisał to np. Max Freedom Long w
swoich książkach "Magia Kahunów" i innych. Ale są na obcym sobie terenie,
więcej są na tere-nie nieprzyjaznym dla siebie, nieprzyjaznym do rozwoju
duchowego, a poza tym na terenie pu-stynnym niemal. Pustynnym dla Ducha.
Tak, ludzie tacy znaleźli się oto na naszej kochanej Zie-mi i czyż nie są w
obcym sobie środowisku? Poza tym było tam pustynnie i przedstawione jako
dawne czasy. Czy teraz, kiedy mamy wspaniały rozwój techniki, nie panuje
nadal średniowiecze, jeśli chodzi o sprawy Ducha? Czyż nie są te tematy
spychane i ośmieszane? Czy nie jest tak, że to co rządzi na Ziemi, to nie
liczenie się z tym co wewnętrzne? Czyż nie jest tak, że ludzie wrażliwi, są
zalęknieni, próbują trzymać się razem i boją się "obcych"? Czyż nie
spotykają się często ra-czej potajemnie, potajemnie nawet przed najbliższą
rodziną? Jak długo jeszcze będziemy działać w podziemiu?
Wróćmy do snu. Oto, my obserwatorzy, widzimy najazd zbrojnych, którzy
zapędzają ich do obozu i więzią. Czyż tak nie jest? We śnie widzimy ten
moment, lecz moi współobserwatorzy pa-trzą na to nieco bardziej
beznamiętnie. Jednak mnie głęboko porusza cała sytuacja. Nie mogę dłużej
stać z boku. Ten płacz dzieci, który mną wstrząsa. Muszę być z nimi. Może
coś pomogę? Tak jest i dzisiaj, właśnie szczególnie gdy słyszę płacz
dziecka, które zostało zranione. Nie wtrą-cam się, ale kiedy przechodzę obok
na ulicy, ten płacz, z którym się jednoczę, przeszywa mnie do głębi. Nie
wtrącam się, ale boleję i myślę, dlaczego jestem ciągle tak mało
zawansowany. Gdy-bym był "dalej" może wiedziałbym co zrobić, jak zareagować
aby nie być krytykującym opieku-na, albo chociażby ukoić tę krzywdę. Idę
dalej, jestem powiedzmy dwadzieścia metrów dalej, jeszcze dalej, a ten
płacz, ta gorycz, ten żal i ta prośba - ciągle rozrywa serce. Dudni echem i
wywołuje drżenie mego ciała, nie daje się zagłuszyć. Wcale nie chcę tego
zagłuszyć - niech dud-ni, tak aby mną potrząsnęło, aby dało mi siłę do
buntu, inteligentnego buntu, czyli co zrobić aby naprawdę zmienić się,
wewnętrznie zmienić.
Zatem we śnie idę z nimi, tzn. z Kahunami. Mój los od tej pory złączył
się z nimi, na dobre i na złe. Ale idziemy do miejsca kaźni, czyż nie? Czy
los, który gotuje nam to społeczeństwo, nie jest prowadzeniem nas na "rzeź"?
Urabia nas się w szkole, wmawia, że cwaniactwo jest niezbędne w życiu, jak
to mówią "aby przetrwać" i tu dają wyświechtane przykłady z Przyrody. To
jeszcze mało. Hipnotyzuje się nas filmami i telewizją. Wprowadza się na
każdym kroku element zagroże-nia, tak aby każdy był skupiony na sobie, swoim
bezpieczeństwie. Zaciskane są kleszcze podat-ków, które o dziwo w swej
naiwności przyjęliśmy jako oczywiste i niemal przydane nam przez Boga.
Wmawia nam się dziesiątki rzeczy, które są albo nieprawdziwe, albo nas
pętają. Szkolnictwo nadal jest twardą ręką prowadzone przez Państwo, chociaż
istnieją na świecie szkoły niekonwen-cjonalne, dobrze opracowane, np. Szkoły
Waldorfskie, inaczej Steinerowskie, głównie w Niem-czech (około 80 szkół, a
na świecie 300). W tradycyjnym szkolnictwie mówi nam się, że koniecz-nie
musimy mieć stopnie i egzaminy, gdyż bez nich w żaden sposób nie
odkrylibyśmy, że chcemy się czegoś uczyć. Robi się z nas za wczasu
przygłupów, tak na wszelki wypadek, abyśmy czasem nie odkryli co się dzieje.
W szkołach nie rozwija się uczuć, które ja uważam za bazę dalszego życia.
Rozwija się intelekt, kalkulacje i rozwiązywanie problemów. Gdy w 5 klasie
szkoły podsta-wowej na matematyce, patrzyłem na wiewiórkę za oknem,
przyniosłem do domu uwagę w dzien-niczku: "Artur patrzy się w okno!". Wtedy,
matematyka tyle mnie interesowała, co zeszłoroczny śnieg. I to, że miałem
wtedy z niej ledwo tróje, wcale nie przeszkadzało, aby w klasie 7 mieć już
tylko czwórki i piątki, a w 8 klasie mieć same piątki i tylko jedną czwórkę,
ponieważ na klasówce pomagałem wszystkim na około i sam nie zdążyłem. Nie
przeszkadzało to także abym skończył liceum, dostał się na Studia, a teraz
był cenionym informatykiem. Także i ja, uczyłem matematyki i fizyki w
klasach 4-8 przez 2 lata i jak dzieci same mówiły wiele się przez ten czas
nauczyły, choć męczyłem się z powodu konieczności stawiania stopni.
I o tym pisze Steiner w swoich książkach, właśnie o tym rytmie rozwoju
człowieka. Piszą o tym inni jasnowidze. Piszą w literaturze ezoterycznej.
Wszyscy, którzy te tematy badali wiedzą o tym, tylko oficjalne szkolnictwo
nadal tkwi w średniowieczu i nadal uważa uparcie, że wbijać należy matołom
od najmłodszych lat abstrakcyjną matematykę, chemię i fizykę. A rozwijanie
wrażliwo-ści, ducha, ciepła i uczucia!? Po co, przecież to nikomu
niepotrzebne, przecież to nie pomaga w płaceniu podatków. Ciemnota i jeszcze
raz ciemnota!!!
A medycyna? Ona również broni się jak może przed innowacjami. Weźmy
chociażby poród. Pępowina jest natychmiast odcinana, co jest wbrew logice.
Dziecko przez całą ciążę oddychało przez nią. Płuca do tej pory nigdy nie
brały powietrza. Teraz wydostaje się, ramiona rozchylają się i płuca po raz
pierwszy w życiu napełniają się powietrzem. Po raz pierwszy!. To pali, to
dziw-ne uczucie. Chce się cofnąć, wrócić jeszcze na chwilę do znanego
oddychania przez pępowinę, ale nie może bo już mu ją odcięli!. I zaczyna
się dusić! Wtedy lekarz w swej mądrości, po 5 czy 6 latach studiowania,
bierze niemowlę za nóżki i klapsa w tyłek. Ono nie ma wyjścia i z bólu i z
rozpaczy bierze to palące powietrze i straszliwie płacze, a my się cieszymy,
że "daje głos". To jest średniowiecze i lekarze muszą na nowo nauczyć się
swego rzemiosła, tym razem zgodnie z Duchem i Naturą. Jest na ten temat parę
książek, np. Leboyer "Narodziny bez przemocy". Ist-nieje także Towarzystwo
Prenatalne i działają niezależne położne.
Z kolei ta histeria na temat alergii, astmy itp. Przecież czynniki
zewnętrzne są sprawą wtórną. Największe znaczenie ma odżywianie, a raczej
przejadanie się, głównie nabiałami i zbożami. Organizm w akcie rozpaczy
próbuje wyrzucić nadmiar także przez skórę, a wtedy lekarz oznaj-mia: "To
alergia, pewnie dziedziczna". Według mnie, ta tzw. "alergia" jest to zdrowa,
naturalna reakcja organizmu. Nie będę się tu rozpisywał na ten temat.
Odsyłam do książek: 1. Pani Miłek, 2. Ehreta, 3. Kneippa i innych.
Mówi nam się - zresztą od tysiącleci - że jedzenie mięsa jest niezbędne
dla zdrowia. Czyżby? A może to tylko wyświechtana tradycja i
samouwarunkowanie? Biolodzy i lekarze badają w swych laboratoriach te
sprawy, między innymi pod naciskiem społecznym, a zwłaszcza ludzi młodych,
lecz ich przyrządy nadal wykazują niezbędność jedzenia mięsa. A może to
zależy od tego czym zostałeś uwarunkowany od wczesnego dzieciństwa, od
początków ciąży? Oczywiście, jak w wieku powiedzmy 30 lat nagle przestaniesz
jeść mięso, to będziesz miał tylko same negatywne efekty. Podobnie jak ktoś,
kto rzuca palenie, albo chce zerwać z narkotykami. Rzuca całym organizmem. A
jednak wiemy, iż porzucenie tych nawyków jest zdrowe i racjonalne, bardzo
logiczne. Zatem najważniejsze jest to, czym jesteś uwarunkowany od
dzieciństwa. I właśnie w tym okresie mówi się matkom, że to i tamto jest
absolutnie niezbędne i cały ten proces warunkujący hipnotyzuje następne
pokolenie. Trzeba doprawdy wielkiego samozaparcia, aby się oprzeć temu
błędnemu kołu, często wbrew najbliższej rodzinie. Mało kto chce badać te
sprawy, nawet dla siebie samego, nawet gdy podsunie się jakąś książkę na ten
temat. Niestety społeczeństwo robi tak jak miliony ludzi, a prawda jak widać
mało się liczy.
Pozostało jeszcze parę tematów do omówienia. Chociażby UFO. Dla mnie jest
to najzupełniej oczywiste, że istnieją inne istoty, rasy i cywilizacje. Jest
to dla mnie oczywiste, że nas obserwują, a niekiedy i odwiedzają. Doprawdy
nie rozumiem, dlaczego wielu ludzi nie chce nic wiedzieć na ten temat? Są
pewne wiarygodne informacje, z różnych źródeł, jak książki i filmy, ale
oficjalne czynniki nadal uparcie wszystkiemu zaprzeczają lub temat
ośmieszają. Jak długo jeszcze? Jak długo jeszcze będziemy wodzeni za nos?
A religie? Tu już jest zupełne pomieszanie. Jak właściwie jest naprawdę?
To chyba najbardziej śliski temat. Myślę jednak, że bardzo pomogłaby nam
zwykła prosta logika i pewna konsekwencja w rozumowaniu. Przykładowo, jeśli
najpierw mówi się nam, że jest ON wszędzie i we wszystkim i nic nie jest
poza nim, to po co wypędzać diabła? I gdzie go wypędzać? Skoro nic nie ma
poza BOGIEM, czyli pierwszym stwórcą (jak nauczają) to dlaczego jakikolwiek
kościół jest Domem Bożym, a np. Nasz dom nie? Albo Nasz umysł, Nasze serce?
Zatem podsumowując, jak mówią Plejadanie w "Zwiastunach Świtu" Barbary
Marciniak - "Je-steście prowadzeni jak owce w zagrodzie". Dokładnie tak,
tylko kto to widzi i kto się buntuje?
Zatem, w tym śnie szeptam do ucha to tu, to tam słowo "Bunt" i nawet
niektórzy to "puszczają" dalej. Jednak bez efektu, bez reakcji. Nadal
wszystko toczy się po staremu. Pójdziemy do gazu, byleby razem - oto hasło
dnia.
I tak jest dokładnie w moim życiu. To tu coś szepnę, to tam coś powiem.
Ale moi koledzy, nie zaryzykują zmiany. Patrzą najpierw do czego ja dojdę,
prawda się nie liczy. I oto osaczają mnie problemy dnia codziennego. A we
śnie po chwili oczekiwania (jak w moim życiu), strażnicy łapią mnie i
pierwszego wydają na stracenie (jak w moim życiu). Tak, w moim życiu mnie
pierwszego dopadły problemy finansowe, ponieważ inaczej do tego podchodzę,
nie jestem taki ułożony, jakby ten system sobie życzył. Ale w międzyczasie
pracuję intensywnie nad rzeczywistym rozwiązaniem problemu, poprzez uparte
rozwijanie Ducha, nawet w niesprzyjających warunkach. Tak jak we śnie, tak i
na jawie, moi koledzy ubolewają nad moim pobłądzeniem i "sromotnym upadkiem"
. Jest to oczywiście dla nich ostateczna wskazówka, że nie miałem racji -
jak we śnie. Co za krót-kowzroczność. Zatem we śnie uciekam przed oprawcą i
niestety pozostawiam współplemieńców - nie chcą się ruszyć. Wolą pozostać ze
swym "losem". Idę w swoją stronę, jak na jawie. Znajduję schronienie, jak na
jawie. A na koniec zdaję sobie sprawę, że to byłem ja. Więcej, że wcieliłem
się w tego Kahunę. Dokładnie tak.
Jak to się dalej potoczy, tu na jawie? Nie wiem. Wiem jednak, że muszę
się starać, że nie moż-na się poddawać, bez względu na to co mnie spotka.
Bunt i pokora - oto dwie rzeczy, które winny iść razem na tej drodze. Bunt
względem ciemnoty i mamieniu, a pokora względem ciepła i wraż-liwości. Bunt
miałem zawsze, nie muszę się go uczyć. Teraz przypominam sobie o pokorze.
Jej się uczę. Mam tu wiele do zrobienia i wiele do załatwienia, także
względem moich znajomych. Nie zapomniałem o żadnej przysłudze i jeśli będę
miał taką możliwość, to postaram się odwdzięczyć. Nieraz też życie chce mi
pomóc, lecz wymaga to pokory, także pokory wobec realiów, pokory również
wobec tego co uwiera i nie jest doskonałe. I muszę to dostrzec i wypełnić. I
tego się teraz uczę. I posuwam się naprzód, zmieniam się, naprawdę się
zmieniam. Tyle skarbów dzięki tej po-korze odkrywam, tyle ciepła i pomocy.
Przydaje się także poczucie humoru.
Niektórzy moi koledzy pytają czasem "Co u mnie?", z nadzieją że może
czegoś duchowego się nauczyłem, czy nabyłem jakąś umiejętność. Wtedy tak
trudno mi opowiedzieć im, że uczę się po-kory i cieszę się z każdej małej
zmiany u mnie. Przecież to takie ważne, widzę to! I widzę nieraz na ich
twarzach pewien niesmak, czy obrzydzenie nawet, tak jakby chciał ktoś
powiedzieć: "Też, nie masz się czym zajmować!?". Pewnie woleliby abym nabył
umiejętność latania, czytania w myślach, albo świecenia oczami, że to niby
bardziej wartościowe i przydatne. A ja uczę się poko-ry i niech tak
pozostanie!
Skoro to wszystko sam wiem, to dlaczego ten sen mi się przyśnił? Może
wtedy miałem jakieś wątpliwości, może trzeba było mi pokazać, że jednak
dobrze wybrałem. Że w końcu znajdę azyl, znajdę ukojenie i możliwość
dalszego rozwoju? I tak właśnie to widzę. Teraz w życiu fizycznym, mam taki
azyl i taką możliwość w miarę spokojnego rozwoju. Mam rodzinę, moją żonę
Beatę i córeczkę Ilonkę (7 lat). Pracuję jako informatyk, reguluję swoje
sprawy finansowe i mogę w spo-koju zająć się realizowaniem dalszych przemian
w sobie. Żyję trochę z dala od sensacji ze strony pewnych znajomych, co do
mojej osoby. I dobrze. Niektórzy się rozczarowali i dobrze. Mam święty
spokój. Mogę popracować nad tym co uważam za istotne i fundamentalne.
Później być może znów się spotkamy, a może i nie. Nie wiem.


Atrur Zgadzaj z...@c...com



› Pokaż wiadomość z nagłówkami


1. Data: 2000-03-09 13:17:21

Temat: Re: Zagadka dla psychologow.
Od: "Radzik" <m...@p...onet.pl> szukaj wiadomości tego autora


Użytkownik MEEHOO <m...@k...net.pl> w wiadomości do grup dyskusyjnych
napisał:R3Cx4.3322$S...@n...tpnet.pl...
> Wszyscy mi mowia ze mam zadatki na psychologa lub pedagoga. I wcale
> stawiajac sie w miejsce psychologa nie probowal bym patrzec jaknajbardziej
> obiektywnie. Probowal bym rozpatrzec wszelkie ewentualnosci. Nie pomijajac
> takich spraw jakie przedstawia strefa 11 (udzielam sie na ich grupie). Co
do
> przytulnych gabinecikow to nie widze jakichkolwiek przeszkod aby nie mozna
> bylo przeprowadzac w nich badan nie tylko na np. poczytalnosc danej osoby
> podwazajac wszystko co mowi, ale rowniez na np. postrzeganie pozazmyslowe.
> Kazdy psycholog zdebial by pewnie gdyby jego pacjent przesunal sila woli
> jakis przedmiot.

Jeszcze ciekawiej byłoby spotkać się z pacjentem "medium"! Ale czy to mozna
zbadać?


› Pokaż wiadomość z nagłówkami


1. Data: 2000-03-09 13:59:37

Temat: Odp: Zagadka dla psychologow.
Od: "Czarek" <c...@i...com> szukaj wiadomości tego autora

Artur Zgadzaj:
> ..... A ja uczę się poko-ry i niech tak pozostanie!....

Ciekawe z ta pokora...
'Uczenie sie pokory' to dla mnie dosyc 'szokujacy' termin.
Czy nie sadzisz ze pokore mozna w gruncie rzeczy wykazywac badz nie?
Przyklad: kazdy pokornieje gdy piorun uderza w poblizu.
Pewne sprawy przerastaja czlowieka i albo to dostrzegamy
albo lekcewazymy IMO.

> .... Pracuję jako informatyk...

Wlasnie. Czy nie uwazasz ze rozwoj informatyki jest niezbednym elementem
rozwoju czlowieka w wymiarze o ktorym piszesz? - ja osobiscie coraz silniej
odnosze takie wlasnie wrazenie.

Co do niezwykle poruszajacego wspolczucia:
Mysle ze mamy do czynienia z bardziej lub mniej okreslonym planem,
strategia, ogolnie: rozwojem zdarzen, ktorych kolej jest w duzym stopniu
uniezalezniona m.in. od woli takich osob jak Ty, czyli to co dostrzegamy
wokol nie dzieje sie z pewnoscia na prozno.

Byc moze efektem tego planu bedzie nabycie przez czlowieka jakichs nowych
wlasciwosci ktore powiedzmy spowoduja wytworzenie sie rzeczywistej relacji
pomiedzy 'czlowiekiem przyszlosci' i istotami czlowieczymi 'obecnie'
odpowiadajacej np dzisiejszej relacji ludzi do szympansow.
Prawdopodobnie w takim przypadku m.in. wiedza wykorzystywana obecnie
przez oficjalna psychologie okaze sie rownie 'pasjonujaca' jak dzisiaj
np 'nauka o zdejmowaniu skorki z banana'. ;)))

Pozdrawiam.
--
Czarek


› Pokaż wiadomość z nagłówkami


1. Data: 2000-03-10 09:22:37

Temat: Re: Zagadka dla psychologow.
Od: "Aleksander Nabaglo" <...@w...krakow.pl> szukaj wiadomości tego autora


MEEHOO <m...@k...net.pl> wrote in message
news:cvWw4.38499$WD.959944@news.tpnet.pl...
> Mam zagadke dla psychologow. Interesuje sie tym, ale nie podoba mi sie
> niektore "trzezwe" poglady na swiat niektorych trudzacych sie tym ludzi.
Generalnie sny sa "snami karmicznymi" lub "snami przejrzystosci".
Psychologia ZACHODU nic nie wie o snach przejrzystosci,
poniwaz bardzo malo ludzi cywilizacji zachodniej miewa takie sny,
ci zas, ktorzy miewaja, nie wymagaja terapii psychologicznej.

Psychologia ZACHODU zajmuje sie tylko pewnymi aspektami
snow karmicznych.

Radzilbym traktowac "sny prorocze" jako "drugorzedne przyczyny"
zdarzen majacych nastapic.

> Moj znajomy psycholog w tych kwestiach milczy. Kwituje to tylko
> stwierdzeniem ze jego zawod nie pozwala mu wierzyc w rzeczy okreslane jako
> paranormalne. A czy to wlasnie psycholodzy nie powinni miec otwartego
umyslu
> na takie sprawy? Moim zdaniem nie powinni opierac sie tylko na teoriach
> takich ludzi jak Freud. W koncu to tez byli ludzie. Mogli sie mylic.
Zapomnij (tymczasem) o Freudzie.
Szukaj na Zachodzie: "Carl Gustaw Jung";
oraz na Wschodzie np.: "Joga snu".

A.


› Pokaż wiadomość z nagłówkami


 

strony : [ 1 ]


« poprzedni wątek następny wątek »


Wyszukiwanie zaawansowane »

Starsze wątki

KOBIETA - Oto jest pytanie ? !!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!! !!!!!!!!!!!!!!!!!!!!
Kocham i nienawidze!
psychologia zaocznie
Re: juz niedlugo...
nie potrafisz odmowic?

zobacz wszyskie »

Najnowsze wątki

Połowa Polek piła w ciąży. Dzieci z FASD rodzi się więcej niż z zespołem Downa i autyzmem
O tym jak w WB/UK rząd nieudolnie walczy z otyłością u dzieci
Trump jak stereotypowy "twój stary". Obsługa iPhone'a go przerasta
Wspierajmy Trzaskowskiego!
I co? Jest wojna w Europie, prawda?

zobacz wszyskie »