« poprzedni wątek | następny wątek » |
61. Data: 2003-11-30 18:24:38
Temat: Re: a może inaczej? [długie] (było Re: zdradziłem - było mi to potrzebne ale nie wiem co dalej)
"Elżbieta" <w...@b...pl> wrote in message
news:009b01c3b76d$9b370b60$614863d9@c0o7e8...
| Mówi się, mówi, tylko na początku związku mało kto słucha.
Kiedy i kto mówi?
| A gdyby Tobie wtedy ktoś powiedział, że być może za ileś tam lat zdradzisz
| swoją żonę uwierzyłbyś??
Gdyby ktoś umiał mi to powiedzieć i podać przyczyny pewnie tak.
Poza tym chyba wtedy nie popełniłym tych wszytskich błędów, które popełniłem
| Młodzi zakochani na tym etapie myślą "nam się to
| nie zdarzy", "nas to nie dotyczy".
Tak jak w bajkach.
Jacek
› Pokaż wiadomość z nagłówkami
Zobacz także
62. Data: 2003-11-30 18:35:57
Temat: Re: zdradziłem - było mi to potrzebne ale nie wiem co dalejOn Sun, 30 Nov 2003 18:42:48 +0100 I had a dream that brow(J)arek
<j...@p...onet.pl> wrote:
> Ale co zrobić jak szans na porozumienie nie widać, a jednak strony wiedzą,
> że chca być ze sobą i nie w glowie im układanie sobie życia osobno... no
> klasyczny pat ?
Pat? Bardziej absurd i tchórzostwo. Jak można chcieć być z kimś, z kim
się kompletnie nie da dogadać? To nowy rodzaj masochizmu?
--
Grzegorz Janoszka odpowiadając POPRAW adres
UWAGA, mam specyficzne poczucie humoru! Na newsach wyrażam swoje prywatne
specyficzne poglądy, a nie moich byłych, obecnych i przyszłych pracodawców.
› Pokaż wiadomość z nagłówkami
63. Data: 2003-11-30 18:41:50
Temat: Re: a może inaczej? [długie] (było Re: zdradziłem - było mi toKami wrote:
> Ale cholera - wydaje mi się, że dużo
> więcej o życiu w rodzinie i w związku dowiedziałam się i dowiaduję od
> Matki i Ojca, niż od najbardziej nawet mądrego księdza.
>
To chyba normalna kolej rzeczy, że o życiu w rodzinie powinniśmy dowiadywać
się od rodziców, a nie obcych postronnych osób kimkolwiek by byli.
--
Elżbieta
--
Archiwum grupy: http://niusy.onet.pl/pl.soc.rodzina
› Pokaż wiadomość z nagłówkami
64. Data: 2003-11-30 18:57:41
Temat: Re: a może inaczej? [długie] (było Re: zdradziłem - było mi to potrzebne ale nie wiem co dalej)=sve@na= wrote:
> Chcialabym polecic bardzo dobra pozycje do przeczytania, ktora wymaga
> pracy, przemyslen, robienia notatek, ale efekt jest piorunujacy.
Przyznaje racje. Swego czasu my przechodzilismy kryzys w malzenstwie i
wlasnie ksiazka, ktora ponizej polecasz, ocalila nasz zwiazek.
> Autor:
> Phillip C. McGraw
> Tytul: Jak ratowac zwiazek
> do kupienia po polsku: http://tinylink.com/?F2L2F5bpIN (Merlin)
Aniu, ja mysle ze ludzie w kraju nie sa jeszcze gotowi do przeslan i pomocy
dr Phila. Latwiej jest po prostu narzekac i marudzic, niz wziac sie w garsc
i popracowac nad soba, nad zwiazkiem.
> Strona autora: www.drphil.com
;-)
> Poleca wierna sluchaczka jego programow i posiadaczka prawie
> wszystkich ksiazek, ktore napisal
Kasia, z takim samym podpisem jak Ania ;-)
› Pokaż wiadomość z nagłówkami
65. Data: 2003-11-30 19:40:14
Temat: Re: zdradziłem - było mi to potrzebne ale nie wiem co dalej
Użytkownik "Grzegorz Janoszka" <G...@p...onet.pl-----USUN-TO>
napisał w wiadomości
news:slrnbske2s.c9n.Grzegorz.Janoszka@plus.icsr.agh.
edu.pl...
> Pat? Bardziej absurd i tchórzostwo. Jak można chcieć być z kimś, z kim
> się kompletnie nie da dogadać? To nowy rodzaj masochizmu?
No wiesz w moim (naszym) przypadku "kompletnie nie da dogadać" znaczy nie
możemy sie dogadać jeśli chodzi o ilość seksu (bo jak sie już spotkamy :) w
łożu to jest bosko).
To jak mam nie chcieć, oświeć mnie ?
brow(J)arek
› Pokaż wiadomość z nagłówkami
66. Data: 2003-11-30 20:17:27
Temat: Re: a może inaczej? [długie] (było Re: zdradziłem - było mi to potrzebne ale nie wiem co dalej)"FeLicja" <insearch4myselfNOSPAM@hotmail_NO.comMENT> skrev i meddelandet
news:bqdeh8
> Aniu, ja mysle ze ludzie w kraju nie sa jeszcze gotowi do przeslan i
pomocy
> dr Phila. Latwiej jest po prostu narzekac i marudzic, niz wziac sie w
garsc
> i popracowac nad soba, nad zwiazkiem.
Nie bylabym az taka kategoryczna w tej ocenie. Wszystko zalezy od
konkretnego przypadku, z tym ze faktycznie, jego ksiazki to nie sa pozycje
glaszczace czytelnika po glowce, a raczej mlotki walace po glowie..... I
czytanie ich to praca i walka z samym soba.
Ania
› Pokaż wiadomość z nagłówkami
67. Data: 2003-11-30 22:45:36
Temat: Re: a może inaczej? [długie] (było Re: zdradziłem - było mi to
> -----Original Message-----
> From: q...@p...onet.pl@pb103.wroclaw.sdi.tpnet.pl
> [mailto:q...@p...onet.pl@pb103.wroclaw.sdi.tpnet.
pl] On Behalf Of
Jacek
> Posted At: Sunday, November 30, 2003 7:21 PM
> Posted To: rodzina
> Conversation: zdradziłem - było mi to potrzebne ale nie wiem co dalej
> Subject: Re: a może inaczej? [długie] (było Re: zdradziłem - było mi
to
[...]
> > Matki i Ojca, niż
> > od najbardziej nawet mądrego księdza.
>
> Od mądrego na pewno mozna sporo się dowiedzieć ale takich cyba nie ma
zbyt
> wielu.
Sam we wcześniejszym poście nawiązałeś do problemów wynikających Twoim
zdaniem z błędów w prowadzeniu nauk przedmałżeńskich przy kościołach.
> Ale wyprowadzić się można równie łatwo.
> Jak dwoju konkubentów prowadzi wspólny biznes, kupiło wspólnie
mieszkanie
> albo samchód
> już nie jest tak łatwo. Nie wspomne gdy razem wychowują dzieci z
> poprzednich związków oraz ich
> własne
Jasne.
Ale nie przekonasz mnie, że _generalnie_ rozstanie bez ślubu jest
trudniejsze niż po ślubie. Choćby formalnie. Jasne, że jest milion
przypadków, najprzeróżniejszych. Ale zasada jest taka, że bez papierka
łatwiej odejść. Bo... nie ma papierka, który trzeba urzędowo unieważnić
innym papierkiem.
> >No ale chyba trudno się takiego podejścia pozbyć, prawda? Bardzo
trudno
> >się cofnąć do dobrych czasów sprzed 8-10 lat, jeśli ostatnie 5 lat
było
> >równią pochyłą.
>
> Wiec należy tylko lekko odwrócić tendencje i zacząć piąć sie w górę.
> To naprawde nie jest niemozliwe.
Czasem jest. Przyznałeś mi rację, że istnieją związki, które nie powinny
były powstać. Myślę, że 'odtwarzanie' czegoś w takim związku to nie jest
mądre działanie. Bo nie wszyscy ludzie do siebie pasują. Czasem zdarza
się, że 'niepasujący' ludzie 'lądują' w związku. Czy wtedy powrót do
kilku miłych tygodni z przeszłości jest możliwy?
> >Trzeba mieć bardzo silną motywację do ratowania związku, prawda? I
> > przesłanki mówiące o tym, że ratunek zakończy się sukcesem.
>
> Żeby trwać w związku też trzeba mieć silna motywację zwaną miłością,
czyż
> nie ?
Uważasz, że miłość _zawsze_ wystarczy?
Ja wiem, że nie zawsze.
> Co do sukcesu to akurat te sprawy zależą tylko i wyłacznie od nas.
Moim zdaniem nie.
Są wg mnie rzeczy nie do przeskoczenia.
Czasem jest tak, że ludzie mają jak najlepsze chęci i są generalnie
_dobrymi_ ludźmi. Ale tworząc związek nie są kompatybilni, nie są w
stanie 'po prostu' zaspokajać wzajemnie swoich potrzeb. I może mogliby
dojść do takiego stanu, że te potrzeby będą zaspokajać, ale kosztem
siebie samych. Rozumiesz, co mam na myśli? Oczywiście teraz teoretyzuję,
ale wiem, że takie sytuacje też się zdarzają.
> > No dobrze, ale co jeżeli dolna część sinusoidy jest niebywale
wydłużona?
> > I dół trwa, i trwa, i trwa...?
>
> To wtedy już nie jest sinusoidą.
Dobra, wykres w którym części poniżej zera jest więcej niż powyżej.
> I jak chcą to mogą panować, każda nad swoją o ile cel mają wspólny.
Pozostanę przy swoim zdaniu, wiesz?
Człowiek wg mnie to nie cyborg, który wykona zaprogramowany cel. Ludzki
umysł jest nieco bardziej skomplikowany niż maszynka. I to, że cel jest
jeden i wspólny nie oznacza, że uda się go osiągnąć.
Ale Tobie właściwie nie wiem, czy gratulować czy współczuć tego
przekonania o panowaniu nad własnym umysłem w takim stopniu, o jakim
mówisz.
> Wiem jak może to wyglądać ale wiem też jak można to naprawić.
> Trzeba determinacji i konsekwencji.
Niektórzy to mają, a niektórzy przez lata 'użerania się' już to
stracili.
I powiedz mi - do którego momentu warto walczyć?
> >Nie do końca rozumiem? Chodzi Ci o to, że sytuacja może mieć
odniesienie
> >do obu płci? Oczywiście, że może. Również kobiecie może brakować
czegoś
> >niebywale ważnego dla niej w związku. Może to być wymieniony już
seks,
> >może to być poczucie bezpieczeństwa czy podział obowiązków. Pic
polega
> >na tym, że czasem dwie jednostki nie są kompatybilne. I nie są w
stanie
> >wzajemnie zaspokoić swoich potrzeb. Rzecz w tym, kiedy dostrzegają
to,
> >że po prostu się nie da. I to nie jest niczyja wina.
>
> Moim zdaniem taka sytuacja jest wyjątkiem a nie regułą.
A z mojego doświadczenia wynika, że niekompatybilność niezawiniona jest
dość częsta.
> Jeśli naprawdę kobieta ma niższy poziom aktywności seksualnej
> a on wyższy to można znaleźć rozwiązanie.
Mianowicie?
> Choc moim zdaniem zwykle wcale ludzie nie mają takich zaburzeń.
A jak uważnie czytałeś posty z ostatnich kilku dni na psr?
> >Nie.
> >Czasem przekracza się pewną granicę, zza której nie ma powrotu.
>
> Nadzwyczaj rzadko, trzeba zostawić sobie 1% procent szans który moze
za
> chwilę być 100% decyzją.
Albo 100-procentową porażką.
Można ten 1% zostawiać, ale ile razy?
> >Czasem
> >padają słowa, które niszczą dobre wspomnienia.
>
> O takich słowach wystarczy zapomnieć.
Wydaje mi się, że mylisz pojęcia.
Można wybaczyć, z zapomnieniem czegoś, co dotknęło Cię do samego środka
jest trudniej.
> >Że czasem to
> >właśnie rozstanie jest najtrafniejszą i najbardziej odpowiedzialną
> >decyzją.
>
> Bardzo bardzo rzadko.
Po raz kolejny pozostanę przy swoim zdaniu.
Jeśli ludzie mają ze sobą być, to wrócą nawet po rozstaniu (to właśnie
dzieje się ze związkiem mojej psiapsiuły). Natomiast znam sporo ludzi,
którzy naprawdę mają pretensję do rodziców o to, że nie podjęli tej
decyzji wiele, wiele lat temu. I ludzi, którzy otwarcie mówią, że to
dobrze, że rodzice się rozstali. Ja wiem, że to moje doświadczenie. Ale
chyba rozumiesz, że mnie zdecydowanie łatwiej wnioskować na podstawie
tego, niż na podstawie Twoich niczym nie popartych lakonicznych
stwierdzeń.
> > Dlatego też ja nie uogólniam.
>
> I na tym własnie polega błąd w Twoim sposobie myślenia.
Wyjaśnij mi ten błąd.
> Bo psycholgii jest pewne że każde "czasem" zachodzi.
Wiem. Nauczono mnie tego przez 5 lat studiów, na których psychologia
była dość istotnym przedmiotem.
Ale na podstawie tego każdego 'czasem' nie wolno uogólniać.
[...]
> >Związek jest właściwie w stanie rozpadu, ludzie nie dostają z niego
nic
> >pozytywnego mimo wcześniejszej _uczciwej_ walki, następuje zdrada, i
co?
> >Zastanawianie się nad jej przyczynami?[...]
>
> Moim zdaniem kiedy dojdą do sedna będą madrzejsi.
Tak. Ale mogą być również dużo bardziej nieszczęśliwi. W imię czego?
> Nawet jeśli zdecydują się rozstać będą mogli kolejne albo ten związek
> budować na inncyh zasadach.
Tak, to jest pewien argument. Ale może być tak, że po tym analizowaniu
będą się bali ponownego związku.
> Kazdego dnia postępować troche inaczej niż wcześniej.
Wiesz, to model idealny. Uczyć się na własnych błędach, a jeszcze lepiej
na błędach innych. Ale ludzie zwykle popełniają powtarzające się błedy,
prawda?
> Bez takiej analizy zrobią to samo za kilka lat i znowu będą mówili "
nie
> wiem co robić"
Z tą analizą może (choć nie musi) zdarzyć się dokładnie to samo. I w
tym, i innym związku.
> >Inna rzecz, że nie zawsze można odnosić się do tych innych
doświadczeń,
> >bo każdy związek ma swoją specyfikę, i to, co udało się jednej parze
nie
> >ma racji bytu w drugiej parze.
>
> Wiekszosć par ma podobne problemy czy nam sie to podoba czy nie.
Jak również mamy podobną budowę, chorujemy na te same choroby, itd. itp.
Ale wciaż jesteśmy unikalnymi tworami. I każda para - chociaż związkami
może rządzić pewien zestaw zasad - jest unikalna. Tego mnie nauczono na
zajęciach z 'terapii rodzin'. I tego się trzymam, bo uczyli mnie ludzie,
którzy znają się na rzeczy.
> > Że myśl o ogólnych zasadach czasem potwornie
> >przeszkadza i jest przyczyną nieszczęść.
>
> Ty nie piszesz o zasadach, tylko o wymaganiach stawianych przez
> spoleczeństwo a to dwie rózne sprawy.
IMHO nie. Społeczeństwo ustanowiło te zasady.
> >I właściwie o to mi chodziło.
> >Bo np.: 'utarło się', że rodzice za wszelką cenę powinni zostać
razem, w
> >imię dobra dzieci i po to, by wychować je w pełnej rodzinie.
>
> To jest nakaz częsci kościołów
Czy tylko?
> Oczywiście że niekochajacy sie rodzice nie dają szcześcia,
> i raczej szkodzą niż pomagają dzieciom.
> Ale lepiej zakochać sie w tej samej osobie niż szukać nowej.
Ale czasem się nie da. I mądrością jest wyczucie tego 'czasem'.
> >Gdyby 'utarło się', że trzeba zadbać o dziecko i wybrać mniejsze zło,
to
> >myślę że jednak wiele osób by mniej cierpiało.
>
> Nie
ROTFL
Jakby to powiedzieć...
Nie przekonałeś mnie tym słówkiem :-D
> >A tymczasem my jesteśmy unikalni. O to, co idealne dla mnie, może być
> >fatalne dla Ciebie. To, co uratowało Twój związek, mój może
zniszczyć.
>
> I na tym polega piekno psychologii że mamy dużo wiecej potrzeb
wspólnych
> niż nam się powierzchownie wydaje.
Tak, tego też mnie nauczono.
Ale powtórzę - oprócz cech wspólnych mamy cechy bardzo silnie nas
różniące.
> A stan zauroczenia można rozpisać na reakcje chemiczne.
Jasne. I co w związku z tym?
--
Kami
____________________________
k...@p...net
ICQ: 81442231 - GG# 436414
› Pokaż wiadomość z nagłówkami
68. Data: 2003-12-01 06:23:07
Temat: Re: a może inaczej? [długie] (było Re: zdradziłem - było mi to
Użytkownik "Kami" <K...@j...net> napisał w wiadomości
news:2DA8AA784D386E48A4090BA3B1647E1057C45E@jplwant0
03.jasien.net...
> Ale wyprowadzić się można równie łatwo.
> Jak dwoju konkubentów prowadzi wspólny biznes, kupiło wspólnie
mieszkanie
> albo samchód
> już nie jest tak łatwo. Nie wspomne gdy razem wychowują dzieci z
> poprzednich związków oraz ich
> własne
Jasne.
Ale nie przekonasz mnie, że _generalnie_ rozstanie bez ślubu jest
trudniejsze niż po ślubie. Choćby formalnie. Jasne, że jest milion
przypadków, najprzeróżniejszych. Ale zasada jest taka, że bez papierka
łatwiej odejść. Bo... nie ma papierka, który trzeba urzędowo unieważnić
innym papierkiem.
Tu się wtrącę: moim zdaniem TYLKO formalnie.
Jest tak samo trudno.
I takie same sa mechanizmy w zwiazku formalnym i nieformalnym.
Nie będę sie zgalębiać, ale wiem coś o tym.
A co do dobra dzieci... popełniłyśmy z przyjaciółką właśnie felieton na ten
temat:
http://www.kafeteria.pl/przykawie/obiekt.php?id_t=10
7
Margola
› Pokaż wiadomość z nagłówkami
69. Data: 2003-12-01 07:24:24
Temat: Re: a może inaczej? [długie] (było Re: zdradziłem - było mi to
"Kami" <K...@j...net> wrote in message
news:2DA8AA784D386E48A4090BA3B1647E1057C45E@jplwant0
03.jasien.net...
> Sam we wcześniejszym poście nawiązałeś do problemów wynikających Twoim
> zdaniem z błędów w prowadzeniu nauk przedmałżeńskich przy kościołach.
I nie zmieniam zdania. A mądrych osób zawsze warto słuchać.
> Jasne.
>Ale nie przekonasz mnie, że _generalnie_ rozstanie bez ślubu jest
>trudniejsze niż po ślubie. Choćby formalnie. Jasne, że jest milion
>przypadków, najprzeróżniejszych. Ale zasada jest taka, że bez papierka
>łatwiej odejść. Bo... nie ma papierka, który trzeba urzędowo unieważnić
>innym papierkiem.
Moim zdaniem na rostanie emocjonalne żaden papierek nie ma wpływu,
po prostu wyproawdzam sie i już. Papierki nie ważne jakie załatwie się później
kiedy już nie ma tego związku.
>Czasem jest. Przyznałeś mi rację, że istnieją związki, które nie powinny
>były powstać. Myślę, że 'odtwarzanie' czegoś w takim związku to nie jest
>mądre działanie. Bo nie wszyscy ludzie do siebie pasują. Czasem zdarza
>się, że 'niepasujący' ludzie 'lądują' w związku. Czy wtedy powrót do
>kilku miłych tygodni z przeszłości jest możliwy?
Jeśli ktoś pobiera się po kilku tygodniach znajomości to faktycznie trudne aby poznał
te drugą
osobę.
Może dlatego tak się rozmijamy że ja piszę o kryzysach związków które mają za sobą
kilka czy
klikanascie lat.
W większości czas ten uznawali za dobry i nagle (w ciągu ostatnich 2 , 3 lat) czują
że popełnili
błąd.
> Uważasz, że miłość _zawsze_ wystarczy?
> Ja wiem, że nie zawsze.
To znaczy że jej tam po prostu nie ma.
Oczywiście że sama miłość nie wystarczy potrzeba jeszcze wiedzy o tym jak poradzić
sobie z
kłopotami.
Ale do tego aby walczyć miłość jest niezbędna.
> Co do sukcesu to akurat te sprawy zależą tylko i wyłacznie od nas.
>Moim zdaniem nie.
>Są wg mnie rzeczy nie do przeskoczenia.
>Czasem jest tak, że ludzie mają jak najlepsze chęci i są generalnie
>_dobrymi_ ludźmi.
Mam nadzieję że piszesz tylko o sferze emocjonalnej, według mnie nie ma tematów nie
do rozwiązania
przy woli rozwiązania. Nie rozumiem stwierdzenie dobry człowiek. w kontekscie
kryzysów w związku.
Jeśli ktoś jest zły sprawa się bardzo upraszcza.
> Ale tworząc związek nie są kompatybilni, nie są w
>stanie 'po prostu' zaspokajać wzajemnie swoich potrzeb. I może mogliby
>dojść do takiego stanu, że te potrzeby będą zaspokajać, ale kosztem
>siebie samych. Rozumiesz, co mam na myśli?
Tak, że nie kochają się ?
> Oczywiście teraz teoretyzuję,
>ale wiem, że takie sytuacje też się zdarzają.
I to dość często. Ludzie pobierają się z różnych powodów.
>Pozostanę przy swoim zdaniu, wiesz?
>Człowiek wg mnie to nie cyborg, który wykona zaprogramowany cel.
Pewnie że nie nikt nie programuje może myśleć w sposób nie algorytmiczny, posługiwać
się heurystyką,
i być wolnym. I w imie swojej wolności działać dla swojego dobra.
> Ludzki
> umysł jest nieco bardziej skomplikowany niż maszynka. I to, że cel jest
>jeden i wspólny nie oznacza, że uda się go osiągnąć.
Jeśli jest to będą naprawdę bardzo blisko.
> Ale Tobie właściwie nie wiem, czy gratulować czy współczuć tego
> przekonania o panowaniu nad własnym umysłem w takim stopniu, o jakim
> mówisz.
A Ty nie panujesz nad swoim ?
>Niektórzy to mają, a niektórzy przez lata 'użerania się' już to
>stracili.
>I powiedz mi - do którego momentu warto walczyć?
Nie wiem jak długo , ale wiem że warto.
>A z mojego doświadczenia wynika, że niekompatybilność niezawiniona jest
>dość częsta.
To dlaczego się pobierali Ci niedopasowani.
> Mianowicie?
Mogą żyć w trójkącie na przykład.
> A jak uważnie czytałeś posty z ostatnich kilku dni na psr?
Czytałem ale nie czy ktoś z piszących napisał że lekarze stwierdzili aseksualność u
jego
partnerki/partnera.
> Albo 100-procentową porażką.
> Można ten 1% zostawiać, ale ile razy?
Tak samo może stać sie z nowym związkeim, czy to oznacza że z góry mamy skazywać sie
na samtność.
>Wydaje mi się, że mylisz pojęcia.
>Można wybaczyć, z zapomnieniem czegoś, co dotknęło Cię do samego środka
>jest trudniej.
Co to za wybaczenie skoro nie chce się zapomnieć, albo tak jak wolisz mysli się że
tego nie da się
zapomnieć.
Wymyslic sobie że jakas magiczna siła każe nam o tym pamietać.
Wtedy nie ma wybaczenia.
>Po raz kolejny pozostanę przy swoim zdaniu.
>Jeśli ludzie mają ze sobą być, to wrócą nawet po rozstaniu (to właśnie
>dzieje się ze związkiem mojej psiapsiuły). Natomiast znam sporo ludzi,
>którzy naprawdę mają pretensję do rodziców o to, że nie podjęli tej
>decyzji wiele, wiele lat temu. I ludzi, którzy otwarcie mówią, że to
>dobrze, że rodzice się rozstali. Ja wiem, że to moje doświadczenie. Ale
>chyba rozumiesz, że mnie zdecydowanie łatwiej wnioskować na podstawie
>tego, niż na podstawie Twoich niczym nie popartych lakonicznych
> stwierdzeń.
Ciekawe co by mówili gdyby ich rodzice się rozstali.
Co do Twojej koleżanki to potwierdza tylko fakt że ich rozstanie nie miało sensu,
że dzieci (jesli je ma) niepotrzebnie przeżyly trochę trudnych dni. (może miesiecy)
>Wiem. Nauczono mnie tego przez 5 lat studiów, na których psychologia
>była dość istotnym przedmiotem.
>Ale na podstawie tego każdego 'czasem' nie wolno uogólniać.
wiec tego nie rób
> Tak. Ale mogą być również dużo bardziej nieszczęśliwi. W imię czego?
Nie rozumiem. Wiedza nie szkodzi uczy nas w najgorszym razie. W imie rozwoju nas
samych.
>Tak, to jest pewien argument. Ale może być tak, że po tym analizowaniu
> będą się bali ponownego związku.
Jeśli będą się bali to nieuchronnie zniszczą kolejny.
Nie rozumiem dlaczego mieli by się bać. Może podasz kilka przykładów.
>Wiesz, to model idealny. Uczyć się na własnych błędach, a jeszcze lepiej
>na błędach innych. Ale ludzie zwykle popełniają powtarzające się błedy,
> prawda?
To jest lenistwo intelektualne.
>Z tą analizą może (choć nie musi) zdarzyć się dokładnie to samo. I w
> tym, i innym związku.
Zastanów się co piszesz (po 5 latach kursów z psychologii) że:
- nie warto sie zastanawiać nad sobą
- wiedza nie jest nam potrzbna bo i tak jej nie wykorzystamy
- nie mamy chęci wykorzystywania wiedzy
- że tak naprawde najważniejsza jest tak zwana kompatybilność
Więc co to jest ta kompatybilność, możesz podać jej definicje oraz miary do jej
oceny.
>Jak również mamy podobną budowę, chorujemy na te same choroby, itd. itp.
>Ale wciaż jesteśmy unikalnymi tworami. I każda para - chociaż związkami
>może rządzić pewien zestaw zasad - jest unikalna. Tego mnie nauczono na
>zajęciach z 'terapii rodzin'. I tego się trzymam, bo uczyli mnie ludzie,
>którzy znają się na rzeczy.
Tylko tej zasady Ci nauczono ?
> Czy tylko?
Tak
>Ale czasem się nie da. I mądrością jest wyczucie tego 'czasem'.
Czasem tak
> Jakby to powiedzieć...
> Nie przekonałeś mnie tym słówkiem :-D
A masz miekki dywan na podlodze?
Jacek
› Pokaż wiadomość z nagłówkami
70. Data: 2003-12-01 08:33:37
Temat: Re: zdradziłem - było mi to potrzebne ale nie wiem co dalej
Użytkownik "Izabela Sowula" <i...@N...gazeta.pl> napisał w
wiadomości news:bq8mg9$9b5$1@inews.gazeta.pl...
> > > Jesli jest troche pruderyjna, to masz wspaniale pole do popisu - naucz
ja
> > > tego, jak cie zadawalac .
> >
> >
> Depresji sie nie ma po zjedzeniu ciastek - ciastka sie je bo sie ma
depresje.
> A to kolosalna roznica.
Nie, ona je cistka z kazdego powodu, jak przychodzą koleżanki, na dory humor
i na zły humor i na odreagowanie po cięzkiej pracy. Jadła je i tył a wtedy
kiedy się kochaliśmy ...
pozdr
› Pokaż wiadomość z nagłówkami
« poprzedni wątek | następny wątek » |