« poprzedni wątek | następny wątek » |
1. Data: 2000-10-24 02:55:10
Temat: Re: analfabetyzmKrzysztof Mnich <k...@m...lodz.tpsa.pl> napisał
w <3...@m...lodz.tpsa.pl>...
> Czesc,
>
> mam taka uwage ogolna.
> Nie wiem jak to sie dzieje i KIEDY to ludzie nabywaja, ale daje sie
> w duzej czesci populacji zauwazyc psychiczna bariere miedzy
> matematyka i liczbami a swiatem realnym.
>
> Przyklad:
> _Dobra_ uczennica. Przygotowujac sie do klasowki z geometrii
> 'tlucze' zadania z duza wprawa. Rozklada sie na nastepujacym:
>
> Pokoj ma wymiary x,y,z (podane liczby zeby nie bylo za trudno)
> Rolka tapety po rozwinieciu jest prostokatem o bokach a,b.
> Ile rolek potrzeba do wytapetowania scian (zakladamy pelne
> wykorzystanie tapety)?
>
> Po przetlumaczeniu zadania na slownictwo geometryczne nie bylo
> problemu. Przypuszczam, ze gdyby dziewcze MUSIALO wytapetowac
> sobie chalupe to tez jakos by sobie poradzilo. Natomiast
> szkolne zadanie dotyczace prawdziwego zycia spotkalo sie
> z bariera nie do pokonania.
>
> No i mamy odpowiedz, dlaczego fizyka w szkole jest tak znienawidzona.
> Sa to same szkolne problemy, majace zwiazek z realnym zyciem.
> Byt dla ucznia wewnetrznie sprzeczny ;-(
>
> Nie moge sie oprzec wrazeniu, ze to szkola w ktoryms momencie,
> na jakims wczesnym etapie tak spacza umyslowosc.
> Ale kiedy i jak?...
Cha, cha cha... I jak tu nie tarzać się ze śmiechu po podłodze
wpadając jednocześnie ... w totalnie wisielczy humorek...
Krzysieńku !!!
Od prawie TRZECH LAT piszę tu DOKŁADNIE O TYM ! I co ?
Jak grochem o ścianę...
Wypisywałem Einsteina, Feynmana, setki innych przykładów i analogii
na ten temat i ... nic ... jak do ślepych i głuchych ... Równie
dobrze mógłbym gadać do psów ... raczej do ściany, bo psy szybciej
od niektórych ludzi by zrozumiały... (Bo poza naprawdę nielicznymi
wyjątkami nikt niczego nie zrozumiał ani z moich tekstów, ani z cy-
tatów, które kopami przytaczałem. A ciebie Krzysiu od tych wyjątków
dzielą ... kilometry lub raczej lata myślenia ...)
To prosty dowód na to, że 'czyste' SŁOWA NIE DOCIERAJĄ, choć mogą zo-
stać ZAPAMIĘTANE i bezrozumnie POWTARZANE (gdy się to 'opłaci'), tzn.
mielone w nieskończoność i _bez_sensu_...
A niech tam, JESZCZE RAZ POWTÓRZĘ (wbij sobie wreszcie do tej durnej
pały, że PONIŻSZE JEST NADRZĘDNIE ISTOTNE wobec _wszystkiego_ !):
R. Feynman "Sześć trudniejszych kawałków":
<< Oczywiście, powstaje pytanie, w jakim stopniu nasz eksperyment się udał.
Jestem w tym względzie pesymistą, choć mego poglądu nie podziela, jak się
zdaje, większość tych, którzy prowadzili zajęcia ze studentami.
Nie uważam, bym wiele zdziałał dla studentów. Gdy sobie przypomnę, jak więk-
szość ich rozwiązywała zadania egzaminacyjne, myślę, że cała metoda okazała
się fiaskiem.
Oczywiście, przyjaciele powiadają mi, że było dziesięciu czy dwudziestu stu-
dentów, którzy - zupełnie niespodziewanie - rozumieli prawie wszystko na
wszystkich wykładach i którzy bardzo czynnie przerabiali materiał, zatrzymu-
jąc się, zafascynowani i zainteresowani, nad wieloma jego punktami. Myślę,
że ci studenci mają obecnie pierwszorzędne podstawy w zakresie fizyki, a
przecież ostatecznie do nich właśnie starałem się trafić. Ale z drugiej
strony: "Nauczanie rzadko okazuje się prawdziwie skuteczne, z wyjątkiem tych
szczęśliwych jednostek, dla których jest ono niemal zbędne". (Gibbon) >>
I wcześniej (ze wstępu Goodsteina i Neugebauer):
<< Feynman wierzył, że jego największym wkładem do fizyki nie było sformu-
łowanie elektrodynamiki kwantowej, teorii nadciekłości, czy też koncepcji
polaronów i partonów, lecz właśnie napisanie "Feynmana wykładów z fizyki" >>
Co to za osiągnięcie, które może być PRAWIDŁOWO ZROZUMIANE jedynie przez
tych nielicznych, którym i tak całe to nauczanie jest ~zbędne... ???
Dalej: Stefan Rieger "Glenn Gould, czyli sztuka fugi" [o zmarłym w 1982
geniuszu 'fortepianu']:
<< Dziesięcioletni Glenn udał się do swego pierwszego i zarazem ostatnie-
go nauczyciela, chilijskiego emigranta Alberto Guerrero. Grał już wtedy
z pamięci cały pierwszy zeszyt Das Wohltemperierte Klavier. Guerrero od
razu pojął, że trafiła mu się rzadka perła, której nie wolno mu szlifo-
wać na własną modłę.
"Jeśli Glenn czuje, że niczego się ode mnie, jako profesora, nie nauczył
- miał potem powiedzieć - to jest to dla mnie największy komplement".
Spędzali wspólnie czas na nie kończących się sporach o interpretacje.
W tych starciach Gould urabiał swoją osobowość - do wszystkiego dojść mu-
siał sam. >>
Zauważyłeś "Pierwszego i ostatniego nauczyciela" ??? I dalej Guerrero:
"Jeśli się NICZEGO ODE MNIE nie nauczył, to dla mnie NAJWIĘKSZY KOMPLE-
MENT" ????
Domyślisz się chociaż, że "na nie kończących się sporach o interpretacje"
to to, co ty określasz jako "bezsensowne machanie rękami" ? Sądzisz, że
to "bezsensowne", bo jeszcze nigdy nie dotarłeś do warstwy myśli, która
naprawdę i _w_całości_ _decyduje_ o tym, czy jakieś wyobrażenia/przewi-
dywania/teorie są sensowne (czyt. ICH ROZUMIENIE - poprawne!), czy nie...
Dalej Einstein:
<< W wieku lat dziesięciu dziecko [AE], dość zamknięte w sobie, znalazło
się w atmosferze niemieckiego gimnazjum. Bóg dyscypliny, który tam pano-
wał, to bóg Einsteinowi obcy.
Profesorowie, w których głosie przebijał ton wojskowy, należeli do gatun-
ku zmechanizowanych istot, które od pierwszego wejrzenia napawały go
wstrętem. >>
...........
<< Einstein staje w obliczu przeciwnika budzącego w nim zawsze najwyższą
pogardę, którego nazwie później "machiną wychowawczą". Z pewnością nie
uświadamiał sobie wtedy przyczyn swojej pogardy ani nie zdawał sprawy
ze spustoszenia, jakie szkoła może poczynić w młodych umysłach, nie mógł
nawet powiedzieć, że jej nienawidzi. >>
<< Całe życie zachowa Einstein gorzki żal do takiego systemu nauczania,
który polega na obarczaniu młodego umysłu faktami, nazwiskami i formułkami.
"Nie potrzeba wyższych studiów, żeby się zapoznać z tymi rzeczami, można
je znaleźć w książkach" - powtarzał _stale_ Einstein.
Nauczanie powinno służyć tylko do tego, żeby młodzi ludzie nauczyli się myśleć,
^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^
^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^
żeby zdobyli potrzebną zaprawę umysłową, której nie może dać żaden podręcznik.
^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^!!!!!!!!!!!!
!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!
"To prawdziwy cud - twierdził Einstein - że obecne nauczanie nie stłumiło
jeszcze kompletnie świętej pasji badawczej." >>
I NAJWAŻNIEJSZE: [j.w. - Antonina Vallentin "Dramat AE", PIW 1957]
<< Fizyk "nie może posuwać się naprzód nie zastanawiając się nad dużo trud-
niejszym problemem : nad analizą specyfiki myśli codziennego dnia". >>
Jak widać NAJWIĘKSI GENIUSZE doskonale widzieli ten problem ... już od
BARDZO DAWNA (jak pisałem - SOKRATES i ... JEZUS WŁAŚNIE DLATEGO nie napi-
sali ani... słowa, bo wiedzieli, że JAKIEKOLKWIEK pismo i tak przez ślepych
zostanie 'zrozumiane po swojemu'...)
I wreszcie Wittgenstein (Tractatus logico-philosophicus):
<< Język przesłania myśl. Tak mianowicie, że z zewnętrznej formy szaty nie
można wnosić o formie przybranej w nią myśli. Kształtowaniu szaty przyświe-
cają bowiem zgoła inne cele, niż ujawnianie formy ciała. >>
Twoja przykładowa panienka - choć po szkolnym wytresowaniu potrafi 'spraw-
nie obsługiwać rachunki' - to _w_ogóle_ ich prawidłowo nie rozumie.
Nie inaczej jest z tobą, równie 'zmechanicyzowanym' Górą i całą rzesztą
innych _kompletnie_ ślepych 'produktów edukacji', jakich ci tutaj dostatek...
Różnica jest wyłącznie _ilościowa_, bo nędza jakości rozumienia identyczna...
Powrócę tu do podsumowania problemu 'wykonanego' przez Feynmana - gdzie za-
tem jako nauczyciel popełnił błąd (a taki popełnił, skoro przyjęte zamierze-
nie 'się nie udało', nie zostało zrealizowane ?) Wspomina o tym kilkakrotnie,
a jednak ... bezpośrednio pod powyższym cytatem wymienia ową WŁAŚCIWĄ przy-
czynę dopiero na _drugim_ miejscu (od "Uważam jednak..." - choć podkreśloną
jako "jedyne rozwiązanie") !
Cytuję:
<< Mimo to nie chciałem zostawić żadnego studenta całkiem w tyle, choć może
tak się zdarzało. Myślę, że jednym ze sposobów dopomożenia studentom byłoby
włożenie większej pracy w przygotowanie kompletu zadań, które naświetlałyby
niektóre zagadnienia z wykładów.
Zadania stwarzają dobrą okazję do uzupełnienia materiału wykładowego oraz
sprawiają, że wyłożone zagadnienia stają się bardziej realne, pełniejsze
i lepiej ugruntowane w umysłach.
Uważam jednak, że jedynym rozwiązaniem problemu przekazywania wiedzy jest
uświadomienie sobie, że do tego, by nauczanie było najbardziej skuteczne,
konieczny jest bezpośredni, osobisty kontakt między studentem a dobrym nau-
czycielem - sytuacja, w której student dyskutuje nad zagadnieniami, myśli
o tych sprawach i o nich rozmawia. Nie można się dużo nauczyć przez samą
tylko obecność na wykładzie, czy nawet z samego tylko odrobienia zadań.
Mamy jednak dziś tak wielu studentów, że trzeba się zastanowić nad jakimś
rozwiązaniem, które by zastępowało ten ideał. >>
Podkreślę: "jedynym rozwiązaniem problemu przekazywania wiedzy jest
uświadomienie sobie, że do tego, by nauczanie było najbardziej skuteczne,
konieczny jest bezpośredni, osobisty kontakt między studentem a dobrym nau-
czycielem ".
I należy TO SFORMUŁOWAĆ znacznie ostrzej: zamienić słówka "NAJBARDZIEJ
SKUTECZNE" na - "W OGÓLE MOŻLIWE". A "dobry nauczyciel" na "nauczyciel,
który opanował TRUDNĄ SZTUKĘ MYŚLENIA, czyli posiadł sprawność w "dużo
trudniejszym problemie" tj. "analizie specyfiki myśli codziennego dnia".
"Zmechanicyzowani nauczyciele" tresują u uczniów jedynie zewnętrzną 'for-
mę szaty' - kompletnie nie dbając u uczniów o formę przybranej w nią my-
śli. A nie mogą dbać o coś, czego sami nie mają - bowiem w głowach mają
miast myśli sieczkę ubraną jedynie w modne 'obowiązujące' ubranko slangu
własnej społeczności/stada. To że poubieranego w naukowe tytuły... nie
ma wielkiego, by nie powiedzieć żadnego znaczenia, bo jak wiadomo - w
tych kręgach nie liczy się poprawne rozumienie naukowej wiedzy, ale WI-
ZUALNY 'PRESTIŻ'...
<< Trzeba się zastanowić nad jakimś rozwiązaniem, które by zastępowało
ten ideał. >>
By 'spełnić' powyższe 'wskazanie' Feynmana (mieć jakiekolwiek na to szan-
se) NAJPIERW w ogóle należy TEN PROBLEM umieć/nauczyć_się DOKŁADNIE ZAU-
WAŻAĆ, bo od tego zależą szanse na jego JAKIEKOLWIEK ZROZUMIENIE.
A dopóki nie zrozumiesz tego _POTĘŻNEGO_ problemu (ty i cała reszta) -
pozostaniesz w fizyce zwykłą - choć dla ślepych 'na oko' ładnie wyglą-
dającą - tępą B L O N D Y N K Ą ...
Tylko blondynka może bowiem wypisywać bzdety takie jak ty, np. "Wniosek:
dla idealnie sztywnych kulek w 2 i wiecej wymiarach nie mozna _jednozna-
cznie_ opisac zderzenia 3 i wiecej cial."
Ileż tu było 'dyskusji' o "przekraczaniu prędkości światła" przez "nieskoń-
czenie "sztywny długopis" ? A ty dalej, jak gdyby nigdy nic mieszasz ludziom
w głowach... Jak idiotyczna bajka (kłamstwo) chilowo się przydaje, to już
zupełnie nie szkodzi, że to totalna bzdura ?
Kumasz w ogóle, że coś 'nieskończenie sztywne' to nie w tym świecie, bo taki
'obiekt' (niezależnie od swojej wielkości) w ogóle z niczym nie mógłby od-
działywać ?
Wniosek: Praktycznie nie sposób odnosić się i korygować 'opinii' i wniosków
'ślepego', dopóki ten nie przyjmie do wiadomości, że myli się W KAŻDYM SŁO-
WIE (bo żadnego słowa poprawnie nie rozumie). Dlatego Einstein i inni wiel-
cy praktycznie w ogóle nie mogli rozmawiać ze 'zwykłymi', bo musieliby popra-
wiać/korygować po kolei ich 'rozumienie' WSZYSTKICH słów.
Fragment z artykułu "Czy musi istnieć życie poza ekranem?" Karola Pesza
z COMPUTERWORLD NR 34, 23.091996 str. 17:
"Najgłębiej w pamięć zapadła mi uwaga pani Turkle o hakerach (ale nie
o tych złośliwcach wpuszczających wirusy, ale o artystach, dla których
każde zabezpieczenie jest wyzwaniem intelektualnym): "Ci ludzie byli
moimi nauczycielami. Nie jestem <techie>, nie mam wykształcenia techniczne-
go. A oni uczyli mnie z pewnym rodzajem cierpliwości i wrażliwości. Wrażli-
wości na to, co jest istotne do zrozumienia i nauczenia, z szacunkiem do
uczennicy i z miłością do samego procesu uczenia kogoś (...)". Ja się ni-
gdy z czymś takim nie spotkałem, przynajmniej ze strony rodaków ... "
----------------------------------------------------
-----------------------
"Interpretacja nie jest walką - mówił Gould - lecz aktem miłości"
----------------------------------------------------
-----------------------
Dokładnie tak samo:
Poprawne rozumienie czegokolwiek jest aktem MIŁOŚCI, a nie aktem UŻYCIA.
> pozdrowienia
>
> krzys
cześć
JeT.
P.S.
Lekcja Beethovena z hrabianką Gucciardi (z filmu "Wieczna miłość"):
"Pomyłka to drobiazg, ale walenie w klawisze bez cienia wrażliwości jest
niewybaczalne. Twój brak wrażliwości jest niewybaczalny"
Z listu A. Einsteina do M. Solovine'a:
"Tęsknię za naszymi zażartymi dyskusjami filozoficznymi. Czytając ponow-
nie Ptolemeusza nie mogłem się powstrzymać od przypominania sobie licznych
argumentów wysuwanych przez współczesnych fizyków, mądrych i subtelnych,
ale pozbawionych WRAŻLIWOŚCI"
Przeczytaj też wreszcie (!!!):
Subject: O. Sacks "Mowa Prezydenta" Newsgroups: pl.sci.filozofia,pl.sci.psy-
chologia Message-ID: <01bdbd6f$8b78a100$01000001@jt> 98.08.01 (!)
Cokolwiek 'wyrwany z całości' fragment:
<< Jeśli nie można okłamać człowieka z afazją z powodu jego wyjątkowej
wrażliwości na wyraz twarzy i "ton", to jak to jest, można by spytać, z
pacjentami dokładnie odwrotnego rodzaju - jeśli tacy istnieją - z chorymi,
którzy p o z b a w i e n i są zmysłu ekspresji i "tonu", a jednocześnie
zachowali nienaruszoną zdolność pojmowania słów? Mieliśmy pewną liczbę ta-
kich pacjentów w tym samym oddziale, chociaż formalnie nie mieli oni afazji,
a pewien rodzaj a g n o z j i, tak zwaną agnozję "tonu". Dla tych pacjen-
tów, co jest typowe, przestają istnieć ekspresyjne właściwości głosu: jego
ton, barwa, uczucie, cały charakter, podczas gdy słowa (i konstrukcje gra-
matyczne) są nadal doskonale rozumiane. >>
Jeżeli zrozumiesz związek treści tego rozdziału z 'wpadką Feynmana' i twier-
dzeniami Alberta E. to powoli sam przestaniesz chorować (ostro) na edukacyj-
ną "agnozję tonu" ... czyli "spustoszenia, jakie szkoła CZYNI w większości
młodych umysłów"... Mówiąc konkretnie i wprost: przestaniesz chorować na
CIĘŻKĄ GŁUPOTĘ...
› Pokaż wiadomość z nagłówkami
Zobacz także
1. Data: 2000-10-24 18:29:02
Temat: Re: analfabetyzm> Krzysieńku !!!
> Od prawie TRZECH LAT piszę tu DOKŁADNIE O TYM ! I co ?
> Jak grochem o ścianę...
>
Co znaczy "jak grochem o sciane"? Czyzby uwazal sie Pan za tak przeogromny
autorytet naukowy i moralny, ze grzechem sie Panu zda bagatelizowanie
Panskich slow?????
> Wypisywałem Einsteina, Feynmana, setki innych przykładów i analogii
> na ten temat i ... nic ... jak do ślepych i głuchych ...
Przyrownanie rozmowcy do glupiego i slepego, czyli tzw. "dolowanie" - nie
swiadczy pochlebnie o "dolujacym", lecz conajwyzej o jakichs jego
kompleksach.
>Równie
> dobrze mógłbym gadać do psów ... raczej do ściany, bo psy szybciej
> od niektórych ludzi by zrozumiały...
I Pan sadzi, ze przyrownujac Pana Mnicha do psa zaskarbi sobie tymi slowami
wiekszy szacunek u rozmowcow? I od tej pory wszyscy z zapartym tchem sluchac
beda panskich slow, gdyz sa one madrzejsze od "psiego rozumu"?
> (Bo poza naprawdę nielicznymi
> wyjątkami nikt niczego nie zrozumiał ani z moich tekstów, ani z cy-
> tatów, które kopami przytaczałem.
I mysle, ze nie mial obowiazku rozumiec panskich slow na Panski sposob. Czy
jemu za to placa, czy co? Skoro nie jest od Pana zalezny finansowo, moze
sobie pozwolic na szczerosc i interpretowac Panska filozofie na swoj sposob.
Kazdy w koncu sluchajac drugiego czlowieka przepuszcza jego slowa przez
filtr wlasnego systemu wartosciowania i swoich norm poznawczych. One nie
musza byc zgodne z Panskimi.
>A ciebie Krzysiu od tych wyjątków
> dzielą ... kilometry lub raczej lata myślenia ...)
O "dolowaniu" mam takie proste porownanie. Pewien czlowiek mial olbrzymie
kompleksy "nozszosci" gdy zobaczyl czlowieka wyzszego wzrostem od siebie.
Wykopal wiec polmetrowy dolek w ziemi i kazal mu do tego dolka wchodzic,
zawsze kiedy z nim rozmawial. Mogl wowczas spogladac na niego z gory.
I Pan wlasnie usilujesz leczyc swoje kompleksy. "dolujac" w podobny sposob
Pana Mnicha. Czy sadzi Pan iz zyska sobie w ten sposob wieksze grono
sluchaczy? Ze ludzie chetnie beda sluchac czlowieka, ktory wyzywa od glupkow
swoich rozmowcow????
> To prosty dowód na to, że 'czyste' SŁOWA NIE DOCIERAJĄ, choć mogą zo-
> stać ZAPAMIĘTANE i bezrozumnie POWTARZANE (gdy się to 'opłaci'), tzn.
> mielone w nieskończoność i _bez_sensu_...
I vice versa. Pan rowniez nie wykazujesz najmniejszej nawet ochoty na
zrozumienie swoich rozmowcow, gdyz ustawiasz ich pan sobie w roli SLUCHACZY
Panskich pseudomadrosci. A zatem Panski zarzut jest chybiony. Kiedy sie
komus cos zarzuca, nalezy przynajmniej tego samego nie robic.
> A niech tam, JESZCZE RAZ POWTÓRZĘ (wbij sobie wreszcie do tej durnej
> pały, że PONIŻSZE JEST NADRZĘDNIE ISTOTNE wobec _wszystkiego_ !):
Przemawia Pan do "durnej paly". Sorry, skoncze z tym Panem, bede mowil tak
jak przyjete na grupach dyskusyjnych - przez ty, (do ludzi zaslugijacych na
szacunek mowie jednak przez Pan). Otoz przemawiasz do "durnej paly" jak to
okresliles. Ciekawi mnie bardzo twoje upodobanie w przemawianiu do "durnych
pal". Ja z "durnymi palami" staram sie nie gadac.
> A dopóki nie zrozumiesz tego _POTĘŻNEGO_ problemu (ty i cała reszta) -
> pozostaniesz w fizyce zwykłą - choć dla ślepych 'na oko' ładnie wyglą-
> dającą - tępą B L O N D Y N K Ą ...
Kolejne "dolowanie" rozmowcy. Znowu leczysz jakies swoje kompleksy.
> Jeżeli zrozumiesz związek treści tego rozdziału z 'wpadką Feynmana' i
twier-
> dzeniami Alberta E. to powoli sam przestaniesz chorować (ostro) na
edukacyj-
> ną "agnozję tonu" ... czyli "spustoszenia, jakie szkoła CZYNI w większości
> młodych umysłów"... Mówiąc konkretnie i wprost: przestaniesz chorować na
> CIĘŻKĄ GŁUPOTĘ...
>
Wydaje mi sie, ze ty w kazdym czlowieku, jak w lustrze, dostrzegasz
fragmenty swej wlasnej glupoty. Ludzie sa dla ciebie lustrami, w ktorych sie
sam przegladasz.
Rinaldo Rinaldini
› Pokaż wiadomość z nagłówkami
« poprzedni wątek | następny wątek » |