Data: 2004-07-10 23:59:07
Temat: Re: co byś zrobił(a)?
Od: "redart" <r...@w...op.to.pl>
Pokaż wszystkie nagłówki
Użytkownik "oloix rewolucje" <o...@g...pl> napisał w wiadomości
news:ccmf68$dcg$1@hal9000.inds.pl...
> Jak spędzilibyście dziś, gdyby jutro miało nie nadejść?
Osobiście chciałbym, by moja odpowiedź zabrzmiała podobnie jak odpowiedź
Jeanette - "w żaden szczególny sposób, czyli jak zawsze".
Taki jest mój ideał życia - postępować tak, by stając w obliczu śmierci
nie myśleć "O kurka, to już ? A ja mam jeszcze tyle spraw do załatwienia !
Tyle rzeczy chiałbym jeszcze zasmakować ! Tylu ludzi muszę przeprosić !
A tylu ludziom chciałbym powiedzieć, że ich kocham !".
Jednak dość łatwo rozpatruje się problem w kategoriach jednego dnia.
Nie jest aż tak trudno odpowiedzieć na to pytanie, mając przed sobą
wyraźnie zarysowaną wizję przyszłości. Mamy bowiem pewność, a ta
jest czynnikiem motywującym do podejmowania decyzji. I wiele osób
takie decyzje by podjęło: zorganizować sobie pozostały jeden dzień,
choć to może bardzo mało, ale zorganizować go sobie tak, by śmierć
przyjąć "spakowanym", czyli domknąć choćby i tylko symbolicznie
życiowe sprawy.
[Tu mały wtręt: Bluzgacz pokazał postawę w stylu "otumanić się do reszty
zmysłowo w reakcji na ogromny stres". Myślę, że to jest tylko kwestia
"źle dopasowanej perspektywy czasowej". W tym wypadku dałbym
gdzieś z rok - w końcu nie można jednym ciągiem przez rok niszczyć,
rypać i zabijać, bo by się człowiek wykończył ... :))) ]
A gdyby tak postawić pytanie nieco inaczej - wyeliminować element
pewności. Dowiadujemy się, że oto od dzisiaj każdy następny dzień
może być ostatnim z prawdopodobieństwem 10%. Albo lepiej 1%.
Albo jeszcze lepiej 0.1% czyli 1%% (promil) - to są perspektywy,
które otrzymuje żołnierz na polu bitwy albo człowiek ciężko chory
po operacji (i znów przed oczami stanął mi wycieńczony bohater z
"21 gramów"). Każdy z nas zaś, biorąc pod uwagę statystyki wypadków
samochodowych itp. idzie w każdy następny dzień z taką właśnie
cyferką, tylko o jeszcze kilka rzędów wielkości mniejszą. Ale nie
zerową. Jest taki pułap, który już nie zależy od naszej woli i ostrożności
- zawsze możemy zupełnie bez swojej winy zginąć tylko dlatego, że
weszliśmy do samochodu.
Ale wrócmy do rzędu około 1%% - to jest akurat tyle, by statystycznie
przeżyć około 2 lat (dobrze liczę ?).
Otóż 2 lata to za mało, by o tym nie myśleć (Rynkowski: "za młodzi na sen"
?).
Za dużo zaś, by się wycofać z życia od razu - trzeba coś jeść, trzeba się
dziećmi
zająć. Nie można więc podejść do tematu tak: "OK. No to teraz stop,
zaczynamy się powoli zwijać". Trzeba walczyć o każdy następny dzień
- jak wcześniej. Ze świadomością, iż każdy plan może nie ujrzeć
końca. Co się okaże ? Że dla jednych taka perspektywa jest kompletnym
paraliżem - i pójdą w ślady nakreślone (dla zgrywu, oczywiście ... :) przez
Bluzgacza - "skończ Pan, wstydu oszczędź". Dla innych zaś będzie to sytuacja
zupełnie naturalna, w której w pełni, bez lęków, będą realizować dalej swoje
życie. Będą łączyć proces zamykania z równoczesnym otwieraniem.
Zamknąć to, co można zamknąć już teraz, a jest to ważne.
Otwierać to, co jest teraz potrzebne.
W zasadzie jak głębiej spojrzeć - to jest to ten sam proces. Decyzja
o tym, by "powiedzieć kocham wszystkim, którzy kochają"
jest wspaniałym otwarciem, którego nie powstydziłby się najlepszy
brydżysta.
Tego nam jednak zdecydowanie brakuje - swobody w dotykaniu
rzeczy trudnych. W mówieniu rzeczy mających odcień ostateczności,
jak narodziny, śmierć, a między nimi miłość.
|