Strona główna Grupy pl.sci.psychologia Wakacje i cos ciekawego :)

Grupy

Szukaj w grupach

 

Wakacje i cos ciekawego :)

Liczba wypowiedzi w tym wątku: 1


« poprzedni wątek następny wątek »

1. Data: 2002-06-30 14:52:12

Temat: Wakacje i cos ciekawego :)
Od: "Rafik" <r...@w...pl> szukaj wiadomości tego autora

Witam

Wiec zaczely sie wakacje i utknalem na 2 miesiace w poznaniu sam, ,wiec
postanowilem to wykorzystac na cos ciekawego i chcialbym wiedziec
cop sadzicie o:

Jean Babtiste Delacour "Charaktery",
Robert B. Cialdini" Wywieranie wpływu na ludzi",
Gerry Spence "Jak skutecznie przekonywac",
Stephen R. Covey "7 nawyków skutecznego działania"

co moglibyscie o tym powiedziec co polecacie a co odrzucacie i
jaka kolejnosc proponujecie :)

ewentualnie cos o negocjacjach "Sekrety udanych negocjacji" Rogera Dawsona
juz w wciagnalem :))

albo cos innego ciekawego o ludzkich zachowaniach co moze byc przydatne

lub moze ci ktorzy skonczyli psychologie moga polecic ksiazki ktore kazdy
powinien znac :) aby lepiej innych rozumiec i w ogole :))))

Pozdrawiam

Rafik



› Pokaż wiadomość z nagłówkami


Zobacz także


1. Data: 2002-07-01 08:04:03

Temat: dobra książka
Od: "maria" <m...@s...pl> szukaj wiadomości tego autora


"Rafik" news:afn5rl$bi$1@sunflower.man.poznan.pl...
> Wiec zaczely sie wakacje i utknalem na 2 miesiace w poznaniu sam

Nie tak całkowicie sam :)) mi również wiele spraw nie pozwala
na wyjazd :( i mam dokładnie ten sam plan - jutro wyruszam na małą wycieczkę
po bibliotekach; w swoim spisie umieściłam już pare książek, ale z psychologii? - z
tysiąca tytułów trudno
jest mi wybrać coś 'dobrego' - odkąd przeczytałam ten post sprawdzam, czy jest choć
jedna propozycja, ale
zawsze pusto:(

Ponawiam pytanie Rafika; książki, które warto przeczytać(zakres-psychologia)?

maria






› Pokaż wiadomość z nagłówkami


1. Data: 2002-07-01 09:16:45

Temat: Re: dobra książka
Od: "Saulo" <d...@p...neostrada.pl> szukaj wiadomości tego autora

"maria" <m...@s...pl> wrote in message
news:afp6fa$g3k$2@news.tpi.pl...
[cut]
> Ponawiam pytanie Rafika; książki, które warto
przeczytać(zakres-psychologia)?

Zajrzyj do biblioteczki na http://www.psphome.htc.net.pl

Saulo




› Pokaż wiadomość z nagłówkami


1. Data: 2002-07-01 14:44:37

Temat: Re: dobra książka
Od: "... z Gormenghast" <p...@p...onet.pl> szukaj wiadomości tego autora

Saulo w news:afp6lr$hj6$1@news.tpi.pl...
/.../

> Zajrzyj do biblioteczki na http://www.psphome.htc.net.pl
>
> Saulo

Z powodów technicznych w super serwerowni HTC serwis psphome
jest od wczoraj niedostępny. Mam nadzieję, że reorganizacja pójdzie
sprawnie i wszystko wróci do normy.


W imieniu rzecznika psphome ;).
All

› Pokaż wiadomość z nagłówkami


1. Data: 2002-07-01 15:50:57

Temat: Czy zazdroscic mlodym
Od: m...@w...fr (Magdalena Nawrocka) szukaj wiadomości tego autora


CZY ZAZDROŚCIĆ MŁODYM



Pewnie można. Młodość to atut. Z jej urodą, odwagą,
inicjatywą, naturalnym pędem do wolności jest przepięknym, choć
szybko przemijającym okresem w życiu człowieka. Jest
inwestycją, nagromadzeniem marzeń, realizacją pierwszych
projektów, które zaważą na całym życiu. Wszystko to prawda,
osobiście widzę jednak młodość jeszcze z drugiej, już nie tak
ładnej i obiecującej strony.

Chociaż wiem, że bardzo często, może szczególnie kobiety,
a może nie ma żadnej szczególności - kobiety i mężczyzni
jednakowo - bronią się przed wiekiem dojrzałym, żałują
przemijania młodości. A ja wcale. Gdy sobie pomyślę, że
miałabym w dzisiejszych warunkach zaczynać wszystko od
początku: kształcenie się, zdobycie zawodu, szukanie partnera
na całe życie, który byłby dobrym ojcem dla moich dzieci, itd.,
odczuwam po prostu ulgę, że to wszystko mam już za sobą. Brzmi
to może i trochę fałszywie, ale tak jest naprawdę.

Jestem bardzo blisko z młodzieżą, obserwuję ich życie, ich
perspektywy, problemy i wiecie, co Wam powiem - im jest o
wiele, wiele trudniej niż nam wychowanym w ubogim i politycznie
pieprzniętym kraju. Brzmi to paradoksalnie, tak jednak to
widzę.

Mimo cywilizacji, wzrostu poziomu życia, postępu medycyny,
szkół i karier z pozoru stojących przed nimi otworem - i co by
tu jeszcze nie wyliczył - życie ludzi młodych jest dziś
przepełnione permanentnym stresem, bezwzględną rywalizacją,
czyhającymi zewsząd zasadzkami, takimi, jak narkotyk, alkohol,
jakieś sekty czy np. neofaszystowskie grupy, nie mówiąc już o
coraz to nowych chorobach ze śmiercionośnym AIDSem w
szczególności. Co to musi być za koszmar, zaczynać życie
seksualne z nieufnością, z uzasadnioną obawą - a nuż mój
partner jest nosicielem? A ilu młodych ludzi jest po prostu
nieświadomych tych wszystkich niebezpieczeństw i pakuje się w
najróżniejsze powikłania?

W dużej mierze, to nie młodzi są winni tych wszystkich
swoich życiowych "powikłań". To my, ludzie dorośli, którzy
stworzyliśmy im takie, a nie inne warunki życia, a nie
przygotowaliśmy ich do tego wystarczająco lub wcale, ponosimy
odpowiedzialność za gros problemów, w jakie wikła się
dzisiejsza młodzież. Mówię - my, a myślę: rodzina, szkoła,
organizacje młodzieżowe (jak np. dawniej doskonale spełniające
swoją wychowawczą rolę harcerstwo), no i oczywiście kościół dla
ludzi wierzących.

Miałam ostatnio okazję ostro skrzyżować opinie z pewnym
młodym człowiekiem, straaaaszliwie zbuntowanym. Atakował
zgredów okropnie. To oni dają młodym zły przykład: gorzała,
kombinatorstwo, życiowe wygodnictwo, pazerność na szmal,
karierowiczostwo, konformizm... Wychowanie, czyli oparcie się
na wartościach proponowanych przez starszych to skostnienie,
regres nawet. Zresztą wychowawca to treser, od razu srogi i
napuszony, jeśli "zbuntowany" odrzuca jego zasady. Bunt i
jeszcze raz bunt! - tylko to może wyzwolić młodzież. Młodzi
ludzie powinni odrzucać nauki starszych i iść własną drogą,
ufni w swoją wartość i wolność. Tak mniej więcej brzmiała
"zbuntowana" wypowiedź mojego "zbuntowanego" rozmówcy.

Słuchałam tego wszystkiego z przerażeniem, ale przyznaję,
że w nie jednym musiałam przyznać "młodemu zbuntowanemu" pełną
rację. Ile w tym prawdy! Jakże często ta "zbuntowana młodzież"
nie ma szczęścia do takich dorosłych, którzy mogliby im wskazać
trochę ładniejsze wzorce. Tylko ten bunt? Bunt chaotyczny,
zgeneralizowany. Bunt przeciwko czemu? Bunt w oparciu o co?
Bunt jak daleko idący i do czego prowadzący? Gdyby wzorce
proponowane przez starszych byłyby coś warte, "zbuntowany
młody", nie mówiłby pewnie o skostnieniu, a może raczej o
postępującej, opartej na solidnej bazie, kontynuacji?
Kontynuacji czego? - humanistycznych wartości wychowania.

Odrzucić wychowania się nie da. Powinno to być jednak
dobre, poprawne wychowanie. Czy ten "zbuntowany młody", będąc
już berbeciem w zasikanych pieluszkach zadziwiał wszystkich
swoją przedsiębiorczością, pewnością siebie i zasadami
przewracającymi w posadach niedobry, pochrzaniony świat? Mówi
się wprawdzie o takich w czepku urodzonych, ale żeby od razu
wszystkowiedzących i na wszelki wypadek ogólnie zbuntowanych
jak dotąd nie słyszałam. To się musiało skądś wziąć. Młodzież,
chce czy nie chce, przechodzi przez fazę dzieciństwa, kiedy
jest lepiej lub gorzej, ale na pewno, wychowywana.

Co do jednego jeszcze nie chciałam się z "młodym
zbuntowanym" zgodzić. Wychowawca to nie treser! Czy będzie nim
rodzic, czy nauczyciel, ksiądz czy starszy kompan..., to
opiekun, pomocnik, doradca, przewodnik, powiernik i co tam kto
chce jeszcze, byle nie treser. Oj, chyba ten "młody zbuntowany"
nie miał szczęścia napotkać w swym życiu wychowawcy z
prawdziwego zdarzenia? Może stąd tyle w nim goryczy i złości?

Tu mój rozmówca zrobił ze mnie prawie faszystkę: jeśli
inni ludzie (wychowawcy) przy użyciu władzy decydują za innych,
co dla nich dobre i bezpieczne, a jeszcze mają pretensje o brak
subordynacji, są to mechanizmy faszystowskie. Tu mnie rozbroił,
przyznaję. Porównać wychowanie do faszyzmu, trzeba czuć się
mocno zawiedzionym i mieć nielicho krzywą wyobraźnię.

Dobry wychowawca nie posługuje się żadną władzą, a jedynie
wpływem, jaki może mieć na wychowanka. Nie decyduje za nikogo -
poddaje wybory zachowań czy postaw, które wychowanek może
odrzucić lub zaakceptować. Zależy, co mu leży. A pretensje,
jakie mógłby mieć wychowawca? Może bardziej poczucie
bezsilności i braku kompetencji, to mi bardziej pasuje. Tu się
zaczęłam poważnie zastanawiać, czy aby tego młodego człowieka
takie na przykład wojsko nie skrzywiło. Dlaczego tak uparcie i
z przekonaniem utożsamiał wychowanie z podporządkowaniem,
rozkazami? A o przyzwoleniu, o szukaniu rady, pomocnej ręki ze
strony młodego nigdy nie słyszał? Czy faktycznie uważa, że
wszyscy tzw. dobrze wychowani, byli wychowywani za kratkami i
przy pomocy batogu?

Zostaje więc ten bunt, taki zdeterminowany ostry. Na pewno
dzisiejsze społeczeństwo albo raczej poszczególne państwa,
gdzie bruździ, ustawiając wszystko według swojego widzimisię
polityka, są do kitu. Chyba się nie da jednak rozpieprzyć tego
bajzla w najdrobniejszy mak, tak byśmy sami przetrwali, by
zacząć wszystko od początku i lepiej? Człowiek już tak jest
pomyślany, że ciągnie do grupy, a w każdej, nawet najmniejszej
grupie, pojawiają się normy, hierarchia, system zarządzania,
itd.

I dobrze, że są "zbuntowani", młodzi ludzie krzyczący o
zmianę, o poprawę. Idzie to cholernie powoli, a nieraz to w
ogóle koślawo, ale czym więcej będzie młodych, otwartych,
tolerancyjnych, przebojowych ludzi - właśnie w tym sensie
"dobrze wychowanych" - tym większa szansa na poprawę tej
śmierdzącej bryndzy, którą im starzy zgotowali: brak
bezpieczeństwa już nie tylko na ulicy pod latarnią, ale i w
szkołach (nawet przedszkolach), niski poziom nauczania, za to
coraz większe wymagania "edukacyjne" przy jednoczesnym
zagrożeniu bezrobociem po skończeniu studiów, niby rewolucyjny
postęp medycyny, a bezsilność wobec chorób, które zbierają
wśród młodych śmiertelne żniwo (AIDS, żółtaczki, itp., nawet
dawno już opanowana gruźlica, i to w krajach wysoko
cywilizowanych, znów podnosi swój groźny łeb), cwaniacy
wciskający gówniarzom narkotyki, bo na tym nabijają grubą
kabzę, itd. Z takich przykładów można by sklecić naprawdę
dlugaśną listę. Czy jest więc czego zazdrościć młodym?...
Obawiam się, że nie. Trzeba ją podeprzeć, wspomóc, to na pewno.





Magdalena Nawrocka
www.geocities.com/magdanawrocka






--
Archiwum grupy: http://niusy.onet.pl/pl.sci.psychologia

› Pokaż wiadomość z nagłówkami


1. Data: 2002-07-01 16:08:26

Temat: Czym jemu gorzej, tym mnie lepiej
Od: m...@w...fr (Magdalena Nawrocka) szukaj wiadomości tego autora


CZYM JEMU GORZEJ, TYM MNIE LEPIEJ



"Wielu ludzi własne szczęście mierzy rozmiarem zawiści
bliźnich"
- Jerzy Drobnik



Nie da się ukryć, coś w tym jest. Tak się jakoś składa, że
niebywale rzadko napotykamy czyjąś szczerą pochwalę,
spontaniczny podziw, życzliwą zachętę. Za to o krytykę,
zazdrość, potępienie nie trudno. Ludzie na ogół źle trawią lub
wcale nie trawią powodzenia, sukcesów innych. Często reagują
zawiścią.

Inteligentni jesteśmy. Wystarczy nam raz i drugi, by
zrozumieć, że próżno czekać na aprobatę lub zachwyt. O czyjejś
radości z powodu naszej radości to już w ogóle nie ma co
marzyć. Uczymy się powoli odczytywać reakcje bliźnich nie
jednoznacznie, obiegowo, ale dokładnie na odwyrtkę. Jak jest
szyfr, musi być dekoder. Tam gdzie podwójna gra, potrzebna jest
interpretacja. Toteż interpretujemy.

Zzieleniał bliźni na widok mojego nowego auta - dobry
zakup; rzucił się na mnie z krytyką na naradzie u szefa -
celnie uderzyłem, mam rację; psy wiesza na moim małżonku - udał
mi się chłopina; mój pomysł racjonalizatorski radził wrzucić do
kosza - warto popracować nad tym pomysłem, jak nic jest
rewelacyjny; obmawia do kumpli moją nową narzeczoną - zazdrości
- narzeczona jest w porządku; itp. itd. itp...

Obserwuję bliźniego. Nie spuszczam z niego oka. Wszystko
ważne. Tu mu dopiero pokazałem, tu mu dobrze zadałem, tu go
prawdziwie zatkało. Osłabiłem bliźniego, zdruzgotałem bliźniego
- uspokojony zacieram ręce. Nie jest ze mną tak źle, chyba
nawet jest bardzo dobrze, bo bliźni okrutnie się męczy.

Zielenieje bliźni z zazdrości, żółknie z bezsilności,
zgrzyta zębami, szarpie sobie nerwy, wystawia nogę, bym się
może chociaż o nią potknął. Oj, cierpi. Tym lepiej.
Najpewniejszy dowód, że mam nad nim przewagę, że świetnie mi
się powodzi. Czym jemu gorzej, tym mnie lepiej. Dobrze dobrane
aforyzmy mają zawsze rację.

Szarady, roszady, domyślne interpretacje, podteksty.
Łamigłówka ludzkich relacji. Tylko na pozór skomplikowana,
niedorzeczna. Człowiek - istota rozumna, wrażliwa i przede
wszystkim stadna - szybko pojmuje w czym rzecz i perfekcjonuje
się jak widać w wysiłku zrozumienia drogiego mu bliźniego. A o
to przecież chodzi, więc chyba wszystko jest OK.?




Magdalena Nawrocka
www.geocities.com/magdanawrocka






--
Archiwum grupy: http://niusy.onet.pl/pl.sci.psychologia

› Pokaż wiadomość z nagłówkami


1. Data: 2002-07-01 16:39:41

Temat: Dylematy psychologa
Od: m...@w...fr (Magdalena Nawrocka) szukaj wiadomości tego autora


DYLEMATY PSYCHOLOGA


"Ze wszystkich istot najtrudniejszy do poznania i
zgłębienia jest człowiek; najwięcej jest w nim bowiem
dwoistości i udawania, ukrywania, i sztuczności; kryje też w
sobie bardzo wiele najrozmaitszych przybudówek i zakamarków."
- Pierre Charon



Na czym polega specyfika pracy psychologa? Jak ma się ten
zawód do innych zawodów? Jakie dylematy etyczne może napotkać
psycholog w swojej pracy? W szmatławych filmach wciąż się widzi
skandaliczne dramaty jak to psychoterapeuta zakochał się w
pacjentce. A w życiu?...

Oto jak ja mniej więcej to widzę, oczywiście, z grubsza
rzecz ujmując. Profesjonalizm psychologa, profesjonalizm w
całym tego słowa znaczeniu, a nie jakieś amatorstwo, fuszerka,
partactwo, aby tylko zbić kabzę nie tyle na pacjentach, co
klientach, zupełnie jak u szewca - ty mi płacisz, ja ci
reperuję zelówki, a jak dorzucisz kilka groszy więcej, zmienię
ci jeszcze fleki - to savoir faire i savoir vivre. Szewc
szewcem, psycholog psychologiem.

Na czym więc polega ten jego profesjonalizm? Są nim:
rzetelna wiedza o mechanizmach kierujących myśleniem,
zachowaniem, uczuciami człowieka, umiejętności takie jak,
wywiad, testy, diagnozowanie, rozeznanie w procesach umysłowo-
emocjonalnych pozwalających pomóc pacjentowi, itp.
Najważniejsze wydaje się jednak właściwe podejście do pacjenta:
łatwość kontaktu, zdobycie zaufania, zdolność empatii wyważona
z obiektywizmem, umiejętność obserwacji i wyciągania trafnych
wniosków - to wszystko właśnie stanowi najlepszy oręż przed
ewentualnymi dylematami psychologa. Trzeba przyznać, że nie
jest tego mało.

Psycholog jest specjalistą. Podobnie jak ksiądz, lekarz
czy wróżka. Każdy z tych specjalistów ma wobec drugiego
określoną rolę do spełnienia. Ksiądz umacnia w wierzę, lekarz
leczy, wróżka opowiada bajki, psycholog ma zabiegać o równowagę
i integrację osobowości pacjenta. Sam musi być zrównoważony i
zintegrowany, inaczej klapa. Jak ksiądz z teologicznymi
wątpliwościami, lekarz z niezdrowymi nawykami, czy wróżka
świadoma wciskanego klientom kitu. A dylematy stanowią
zagrożenie (albo już są skutkiem) dla psychicznej równowagi,
nie jest więc dobrze, gdy "specjalista", sam odpowiedzialny w
jakimś sensie za drugiego człowieka napotyka je na każdym
kroku.

Bezwzględnie potrzebna jest praca nad sobą, zmierzenie się
najpierw samemu z najtrudniejszymi egzystencjonalnymi
pytaniami. Jak pomożesz szukającemu, jeśli sam nie znasz
odpowiedzi, rozwiązań? Jak naprowadzisz pacjenta na właściwy
wybór, jeśli sam jesteś niezdecydowany i gonisz w piętkę? I tak
dla przykładu, we Francji każdy przyszły psychoanalityk musi
poddać się najpierw sam co najmniej dwuletniej psychoanalizie,
co wydaje mi się bardzo istotne i słuszne. Ciekawi mnie, czy
tak samo jest w Polsce?

Jaki powinien być poprawny, w sensie profesjonalnym,
kontakt z pacjentem? Rzetelny, konkretny, otwarty, bazujący na
zaufaniu, oparty o wnikliwość i zrozumienie w połączeniu z
obiektywnością, przez co rozumiem na przykład unikanie
wartościowania obserwowanych cech czy zachowań według własnych
subiektywnych ocen.

Co myśleć o zmuszaniu do poddania się przez kogoś testom
na inteligencję czy badaniom osobowości? Ważne chyba, kto
przymusza i dlaczego. Czy powinno mieć miejsce, jak to bywa
podobno przy rekrutacji do niektórych firm, stawianie takich
badań jako warunku rozpatrzenia kandydatury? Wydaje mi się, że
poza pewnymi wyjątkami, np. orzeczenie sądu w przypadku
oskarżonego, zasugerowanie zbadania dziecka przez psychologa w
poradni psychologicznej dla rodziców, taki nacisk lub wręcz
przymus nie ma prawa bytu. Praca psychologa w różnych
edukacyjnych i wychowawczych ośrodkach - oczywiście! - ale
tylko jako potencjalna możliwość, zachęta do takiego kontaktu
ze specjalistą, który w razie problemów nastawiony jest na
odbiór i gotowy do pomocy.

Ciekawi mnie bardzo, jak wygląda w kraju, jeśli chodzi o
psychologa, kwestia tajemnicy zawodowej. Czy istnieją jakieś
zabezpieczenia prawne tej konfidencjonalności? We Francji tam,
gdzie jest to niezbędne, pracownik zobowiązuje się do
zachowania pełnej dyskrecji lub nawet "tajemnicy zawodowej",
podpisując kontrakt o pracę.

No a co z takim pacjentem, o którym wiesz, bo wywiedziałaś
się z psychologicznego wywiadu, że jest już wielokrotnym
mordercą i będzie mordował nadal? - zripostowono mnie
oczywiście natychmiast - Czy w takim przypadku zgłosisz "swego
pacjenta" na policję, łamiąc tajemnicę zawodową?

Nie wiem jak jest w Polsce (pewnie jak zwykle - lepiej!),
ale we Francji każdy lekarz (w tym psychiatra), opiekun
społeczny podobnie jak każda osoba prywatna, a więc tym
bardziej psycholog, jest zobowiązany do powiadomienia
odpowiednich tak zwanych organów władzy jak na przykład
policja, prokurator, gdy wchodzi w grę zagrożenie
bezpieczeństwa innych ludzi. To OBOWIĄZEK, a nie możliwość,
inaczej sam może być oskarżony o nieinterwencję w przypadku
zagrożenia czy wręcz przestępstwa.

Gdybym dowiedziała się przykładowo o mężu zdradzającym
?onę, oczywiście zatrzymałabym tę wiadomość dla siebie.
Ostatecznie, jest to sprawa małżonków i poza bałaganem
rodzinnym nie ma większego ryzyka. Natomiast, gdybym się
dowiedziała o mężu katującym żonę czy ojcu maltretującym dzieci
albo też stwierdziła, że kolega w pracy działa na szkodę
naszych upośledzonych pensjonariuszy, interweniowałabym
natychmiast. I zapewniam, bez najmniejszego moralnego kaca.

A ogólnie o najróżniejszych moralnych dylematach. kto ich
nie ma? Mój ulubiony aforysta Paweł Hofman powie: "Myślę, więc
jestem. Wątpię, więc myślę. Wniosek: wątpię, więc jestem."
Oczywiście, że rozterki, wątpliwości, a więc dylematy to
najnormalniejsza, ludzka sprawa. Przypadłość raczej. Albo
niedoskonałość, albo jeszcze poszukiwanie. W każdym razie nie
jest to jakieś ostateczne fatum, z którym należy się pogodzić,
a raczej traktować je jako stopień trudności, kolejny etap w
rozwoju. Trzeba z tym się zmagać, szukając odpowiedzi,
rozwiązując problemy. Leżące odłogiem wątpliwości czy nie
załatwione sprawy lubią niekiedy ruszyć z kopyta i spaść z
impetem lawiny na niby spokojną, spychającą dotąd w niebyt
trudniejsze problemy, głowę. Wątpliwość ma być wyzwaniem - ni
cholery nie wiem jak w jakimś tam przypadku najpoprawniej
zareagować, ale przemyślę, rozważę możliwości, zrewiduję za i
przeciw. Coś znajdę. A jak już znajdę dzisiaj, będzie jak
znalazł jutro, gdy znów znajdę się w podobnej sytuacji, o, i
niezła gra słów mi wyszła. Tak to sobie jakoś wyobrażam i mniej
więcej w ten sposób wygląda mój profesjonalny (pedagogiczny, bo
jestem pedagogiem) scenariusz.

Psycholog w swojej pracy natknie się na najróżniejsze
życiowe szamba - tu narkotyki, tam złodziejstwo, pijaństwo albo
gwałt... Jak może z tego wybrnąć, jak ma sobie radzić, by być w
miarę jak najbardziej obiektywny i jednocześnie pomocny. Nie
jestem psychologiem, ale myślę, że w swojej praktyce musi on
przede wszystkim jasno i zdecydowanie zdefiniować cel,
podstawowe, kadrujące założenia swych zawodowych oddziaływań.
Do czego zmierza, kim jest jego pacjent i w jaki sposób może (o
ile w ogóle chce) być mu pomocny? Pacjentem może być narkoman
lub ten rozprowadzający narkotyki, albo żona czy matka
narkomana. To bardzo różni pacjenci i wobec każdego potrzebna
jest zupełnie odmienna strategia. Jak podsumowuje to swoim
aforyzmem Stanisław Czosnowski: "Być mądrym życiowo to znaczy
czynić taki wybór celów, aby nie utraciły one swej wartości z
chwilą, gdy zostały osiągnięte."

A co do morderców i ewentualnego dylematu. Są przecież
psycholodzy pracujący w wiezieniach, mający do czynienia z
groźnymi przestępcami? Czy mają prawo do moralnego dylematu?
Mają! Źle się jednak dzieje i nie najlepsza to prognoza dla ich
wysiłków, gdy podjęli się pracy z tymi ludźmi, jeśli ich
niechęć, potępienie wobec zbrodniczych postaw więźniów -
pacjentów są silniejsze niż ich profesjonalizm. Potępiać może
człowiek. Prywatnie, nigdy zawodowo. Od oskarżania jest
prokurator, od sądzenia sędzia. Psycholog ma sobie postawić
tylko jedno złożone pytanie - czy mogę temu człowiekowi pomóc,
jak, ale przede wszystkim, czy chcę to zrobić? Nie musze! Jeśli
mam wątpliwości, znajdę sobie robotę z milusińskimi w
przedszkolu lub ze staruszkami w późnej jesieni ich życia. O
ile podjąłem się psychoterapii pedofila, odkładam na bok
osobiste osądy i tylko patrzę, czy nie da się go jakoś
wyprostować, wyciągnąć.

Ktoś inny podał przykład, przysięgając - z życia wzięty! -
psychologa, który zakochał się w swej pacjentce. Jak to
ocenić?... Jako świetny przykład na przyłamanie się
"profesjonalizmu". Zwykła życiowa wpadka, zdarza się. A jeśli
ta miłość nie spotęguje wewnętrznego bałaganu pacjentki, a
wprost przeciwnie wyciągnie ją z bagienka, to gdzie tu dylemat?
Biały welon i weselne kołacze - pozytywów trza szukać! Na pewno
trochę inny pogląd na tę sprawę będzie miała była żona, którą
to były mąż odrzucił jak niepotrzebnego drapaka po miłych
chwilach na psychoterapeutycznej kozetce.

Tam, gdzie w miłości pojawi się trójkąt, jeden z
wierzchołków najczęściej wylatuje z hukiem. Zdarza się, że
zrównoważona aż do znudzenia za to podstarzała już trochę żona
musi ustąpić zwariowanej ze wszystkim i oszałamiającej swymi
szaleństwami śliczniutkiej pacjentce. Miłość to nie
buchalteria, trudno z góry przewidzieć wszystkie jej wabiki,
haczyki. Samo życie, Moi Drodzy, samo życie.

W podsumowaniu: uff, jest tego trochę, nie można
powiedzieć, że mało. Życzę psychologom, by tego typu dylematów
napotykali w swojej pracy jak najmniej. Jeszcze dla zachęty:

"(...) Ostatecznie bowiem czymże jest człowiek w
przyrodzie? Nicością wobec nieskończoności, wszystkim wobec
nicości, pośrednikiem między niczym a wszystkim. Jest
nieskończenie oddalony od rozumienia ostateczności; cel rzeczy
i ich początek są dlań na zawsze ukryte w nieprzeniknionej
tajemnicy; równie niezdolny jest dojrzec nicość, z której go
wyrwano, jak nieskończoność, w której go pogrążono. (...)
Człowiek jest dla siebie samego najbardziej zadziwiającym
przedmiotem w naturze. (...)"
- Blaise Pascal
Bo inaczej: "Studiował psychiatrię, specjalizował się w
autoterapii. Dziś zajmuje się terapią aut."
- Paweł Hofman
;-)





Magdalena Nawrocka
www.geocities.com/magdanawrocka





--
Archiwum grupy: http://niusy.onet.pl/pl.sci.psychologia

› Pokaż wiadomość z nagłówkami


1. Data: 2002-07-01 21:10:12

Temat: Re: Wakacje i cos ciekawego :)
Od: "Anna" <a...@g...pl> szukaj wiadomości tego autora

Cześć!
Hmmm.....co ja moge polecić? zdecydowanie hard core w porównaniu z tym co Ty
chesz czytać.....ale myśle, że to kwestia priorytetów. W każdym razie
Dollar, Miller, Horney...może na początek wystaczy..
Z tego co widzę "psychomanipulacje" są zdcydowanie na topie....hmm..te
ksiązeczki aczkolwiek pisane czasami przez specjalistów nie dadzą Ci pełnej
wiedzy na temat tych procesów psychicznych, które mogą zadecydowac o tym,
że ktoś ma tzw. "czuja" i świetnie radzi sobie z dzikim tłumem, którmu
należy ( w zależności od okoliczności ofkorzz;-DD) zrobić wodę z
mózgu.....co my ludzie poltycznie poprawni nazywany reklamą, negocjacjami
itp. itd.
Serdecznie pozdrawiam
Ania
P.S.
Ktoś mądry powiedział, że sztuka kompromisu w negocjajcach polega na tym,
żeby tak podzielić "ciastko" aby każdy myślał, że ma największy kawałek....
Pwodzenia;-)))

> lub moze ci ktorzy skonczyli psychologie moga polecic ksiazki ktore kazdy
> powinien znac :) aby lepiej innych rozumiec i w ogole :))))
>
> Pozdrawiam
>
> Rafik
>
>
>


› Pokaż wiadomość z nagłówkami


1. Data: 2002-07-02 03:31:47

Temat: Re: Dylematy psychologa
Od: Marek Kruzel <h...@g...pl> szukaj wiadomości tego autora

Lubie psp. To chyba najnormalniejsze miejsce w usenecie.
Ksiegi ludzkie sa zaszyfrowane, ale czasem sie ujawniaja.:-)
Ciekawi mnie, kto czytuje Twoje mysli spisane.
Pewnie i tak sie nie przyznaja.;)

Pozdrawiam :-)
Marek


Nie oszukujmy sie - wszyscy jestesmy jak dzieci.:)
Moze zrobie z tego sygnaturke...

› Pokaż wiadomość z nagłówkami


 

strony : [ 1 ]


« poprzedni wątek następny wątek »


Wyszukiwanie zaawansowane »

Starsze wątki

PRECYZYJNE EMOCJE [dlugie, trudne i wazne]
SITA
Prosba
fizyka kwantowa a człowiek
[ot] psychologia - UJ - wydział filozoficzny

zobacz wszyskie »

Najnowsze wątki

Połowa Polek piła w ciąży. Dzieci z FASD rodzi się więcej niż z zespołem Downa i autyzmem
O tym jak w WB/UK rząd nieudolnie walczy z otyłością u dzieci
Trump jak stereotypowy "twój stary". Obsługa iPhone'a go przerasta
Wspierajmy Trzaskowskiego!
I co? Jest wojna w Europie, prawda?

zobacz wszyskie »