« poprzedni wątek | następny wątek » |
1. Data: 2002-03-07 17:39:51
Temat: kłopoty z rodzinką :)chociaż tak naprawdę nie jest mi do śmiechu, bo wiem, że sporo w tym
wszystkim mojej winy
nie jest to prośba o pomoc w podjęciu decyzji, bo ja ją już podjęłam,
to raczej prośba o wyrażenie swojego zdania na temat tej całej
pogmatwanej sytuacji
ale po kolei..trzeba zacząć od samego początku.
mam prawie 24 lata, w tym roku przerwałam studia na socjologii - z
róznych względów - głównie z powodu pogłębiajacej się świadomości
bezsensu tego co studiowałam. formalnie byłam na 2 roku, praktycznie
na 3, a powinnam w tym roku się bronić.. mam za sobą urlopdziekański i
zupełnie nieudany powrót na te studia. w zeszłym roku zabrakło mi
odwagi, żeby zdać na takie studia, o jakich zawsze myślałam (angielski
znaczy) - zabrakło odwagi, a może oszukiwałam sama siebie, że przecież
skończę socjologię.. nieważne
tak czy siak
moi rodzice w sierpniu przeprowadzili się do Zielonej Góry, a ja
zostałam tu, w Toruniu..
Wtedy też powiedziałam im o swoich planach - tzn. o zostaniu w
Topruniu, o zdaniu na angielski i tak dalej
Wydawało się, że będzie ok
i byłoby - gdyby nie odwieczny problem - pieniądze i praca.
mieszkam razem z chłopakiem, część mieszkania odnajmuję i z tego co
dostaję od rodziców i co ma mój facet - jakoś sobie żyjemy, nie za
bogato, ale żytje,my i co gorsza (dla moich rodziców) jesteśmy
szczęśliwi.
Wszystko skomplikowało się gdzieś w styczniu
skomplikowało się bo musimy sprzedać to mieszkanie.
Moi rodzice (jak mniemam w trosce o mnie i o moje poplątane życie)
zproponowali mi i mojemu chlopakowi, że kupią nam mieszkanie w
Zielonej Górze, załatwianam tam pracę i studia i w ogóle będzie super
(głównie ze względu na układy jakie moj ojciec ma w Zielonej)
anyway wstępnie się zgodziliśmy, ale zaznaczam tylko wstępnie
pojechałam do Zielonej Góry, pomieszkałam tam 3 tygodnie - i
striwerdziłam, że tam nie ma życia dla mnie - czułam się po prostu
okropnie,a świadomość tego, że przeprowadzka tam odetnie mnie
całkowicie od tego,czym się zajmuje w tzw. wolnym czasie (ruch
rycerski i moje bractwo, które jest w Warszawie), odetnie mnie
całkowicie od bliskich mi osób (90% z nich mieszka w Warszawie
właśnie) pomijając oczywiście rodzinę, szczerze mówiąc przeraziła
mnie.
kiedy wreszcie zebrałam się w sobie (tak tak, ja nie jestem silną
osobą i nie raz trzeba było sytuacji podbramkowej żebym rozwineła
skrzydła) i powiedziałam moim rodzicom, że bardzo sobie cenię ich
propozycję, ale niestety z niej nie skorzystam, bo nie chcę tak żyć
(jak piękna nie byłaby Zielona Góra i ilu by nie dawał perspektyw) w
odcięciu od tego, co kocham i że chcę przeprowadzić się do Warszawy,
tam zdac na studia i tam życ.
no cóż
skończyło sie koszmarną awantura, która mozna podsumowac "chcesz
dziecko byc samodzielna, prosze bardzo - badz, my do tego reki nie
przylozymy i zgody nie damy i nei pomozemy, radz sobie wtedy sama"
zabrzmialo to jak grozba - jak sie przeprowadzisz do Zielonej gory to
bedziesz kochana coreczka, a jak nie - to do widzenia?
nic juz nei rozumiem
bardzo bym chciala ich przekonac, ze moja przeprowadzka do Zielonej
Gory oznacza, ze do konca zycia bede do nich uwiazana,ze nigdy nie
bede potrafila sama zadbac o siebie iu tak dalej...
wiem, ze to nei jest latwe, ale uwazam,ze dla wlasnego dobra musze sie
usamodzielnic
nie chce zeby to odbierali jako odtracenie ich, ich milosci,
poswiecenia i tak dalej... bo tak nei jest
ja tylko nie chce zyc tak, jak oni by tego chcieli...
wiem, ze chce dla mnie jak najlepiej, ze sie martwia, bo jak na razie
za wielu sukcesow za soba nie mam.. to wszystko wiem
ale tez wiem, ze przeprowadzka do Zielonej to dla mnie zamkniecie w
klatce, w ktorej wcale nei chce byc.
rodzice mi juz nei wierza w niczym, nic co ja bym chciala robic nie
jest wazne - mam sie uczyc, reszta jest niewazna dla nich
rozumiem to, naprawde rozumiem, dlaczego tak mysla. I dalej chce sie
przeprowadzic do Warszawy, tam studiowac i zyc...
Moi rodzice uwazaja, ze nie dam rady i tak dalej - i dlatego mi nie
pomoga w zaden sposob...
ot jeden wielki chaos
reasumujac sytuacja wyglada tak, ze jesli sie przeprowadze do Wawy -
rodzice mi w niczym nie pomoga (a ja tak naprawde nie oczekuje cudow a
wydaje mi sie, ze jezeli pomoga mi finansowo, w taki sposob jak
pomagaja mi teraz, gdy jestem w Toruniu, byloby mi latwiej osiagnac
to, czego chce...ale wg. nich to za malo...) i ja bede musiala radzic
sobie sama - ja wiem, ze dams obie rade, bo mam tam przyjaciol i nie
zgine. i wiem, ze mam racje
uff
dlugasne mi to wyszlo
jesli ktos dotrwa do konca tego chaosu - to gratuluje i dziekuje
czekam na cokolwiek, ocene, otuche i tak dalej :)
pozdrawiam serdecznie
--
~ tunia ~
~ t...@c...com ~
~ ICQ 43595161 ~ GG 380777 ~
~ Black holes are where God divided by zero ~
› Pokaż wiadomość z nagłówkami
Zobacz także
2. Data: 2002-03-07 18:56:50
Temat: Re: kłopoty z rodzinką :)Tunia, jesteś niesamowita, naprawdę. Pogratulować odwagi. Dla mnie to
oczywiste, że dasz sobie radę. Zresztą cokolwiek się stanie, jesteś do
przodu. Bo potrafiłaś powiedzieć swoim rodzicom - nie. Mimo całej Twojej
miłości. Mimo tego, że Twoi rodzice usiłują wykorzystać tę miłość, żebyś
była posłuszną córeczką i zrobiła to, czego oni by chcieli. Mało tego:
powiedziałaś nie, ale się nie odwróciłaś. Właśnie ta decyzja dowiodła, że
jesteś naprawdę samodzielna i dorosła.
--
Małgosia
mąż - jedyny (jak dotąd;))
dzieci - dwoje
› Pokaż wiadomość z nagłówkami
3. Data: 2002-03-07 19:22:00
Temat: Re: kłopoty z rodzinką :)Pewnego dnia, a był to Thu, 7 Mar 2002 19:56:50 +0100 , "kolorowa"
<v...@i...pl> napisał/a:
>Tunia, jesteś niesamowita, naprawdę. Pogratulować odwagi. Dla mnie to
>oczywiste, że dasz sobie radę. Zresztą cokolwiek się stanie, jesteś do
>przodu. Bo potrafiłaś powiedzieć swoim rodzicom - nie. Mimo całej Twojej
>miłości. Mimo tego, że Twoi rodzice usiłują wykorzystać tę miłość, żebyś
>była posłuszną córeczką i zrobiła to, czego oni by chcieli. Mało tego:
>powiedziałaś nie, ale się nie odwróciłaś. Właśnie ta decyzja dowiodła, że
>jesteś naprawdę samodzielna i dorosła.
dziękuję bardzo
:)
chyba takie słowa otuchy były mi potrzebne :)
tak naprawdę ciągle wierzę, że jeśli jednak mimo wszystko mi się uda -
to rodzice znowu we mnie uwierzą - może :)
pozdrawiam serdecznie bardzo
--
~ tunia ~ jeden facet tuż obok i żadnych dzieci na razie :) ~
~ t...@c...com ~
~ ICQ 43595161 ~ GG 380777 ~
~ Black holes are where God divided by zero ~
› Pokaż wiadomość z nagłówkami
4. Data: 2002-03-07 19:38:41
Temat: Re: kłopoty z rodzinkš :)Tunia napisał(a):
> dziękuję bardzo
> :)
> chyba takie słowa otuchy były mi potrzebne :)
> tak naprawdę ciągle wierzę, że jeśli jednak mimo wszystko mi się uda -
> to rodzice znowu we mnie uwierzą - może :)
Myślę, że jest to wielce prawdopodobne. Byłam w podobnej sytuacji 7 lat
temu. Przyczyny braku akceptacji były inne, ale również sprawiły, że z mamą
nie kontaktowałam się 3-4 lata. Znaczy raz spróbowałam, ale okazało się, że
nie w porę, bo tylko zindukowałam nowe morze łez, wyrzutów i stwierdzeń, że
jeszcze sobie przypomnę, co ona mi radziła i wrócę w płaczem. Nie wróciłam z
płaczem (choć do płaczu nierzadko mi było). Po tych trzech, czterech latach
dostałam od mojej siostry (mieszka razem z mamą) zaproszenie na ślub
kuzynki. Pojechałam. Mama jaby nowa, my kochani, wspaniali i w ogóle - nowe
życie. I tak jest dotąd. Mama po prostu bała się o mnie (starą babę ;-))).
Kiedy zobaczyła, że wiem co robię, że sobie radzę - odpuściła wyrzuty -
czego i Tobie życzę.
Pozdrawiam,
Nela
› Pokaż wiadomość z nagłówkami
5. Data: 2002-03-07 20:42:20
Temat: Re: kłopoty z rodzinką :)
> -----Original Message-----
> From: News User On Behalf Of Tunia
> Posted At: Thursday, March 07, 2002 6:40 PM
> Posted To: rodzina
> Conversation: kłopoty z rodzinką :)
> Subject: kłopoty z rodzinką :)
[ciach wszystko]
Tuniasek, sprawdź skrzynkę... :-)
Kami
____________________________
k...@p...net
ICQ: 81442231 - GG# 436414
› Pokaż wiadomość z nagłówkami
6. Data: 2002-03-07 21:17:20
Temat: Re: kłopoty z rodzinką :)Pewnego dnia, a był to Thu, 7 Mar 2002 21:42:20 +0100 , Kami
<K...@j...net> napisał/a:
>Tuniasek, sprawdź skrzynkę... :-)
sprawdzono :)
dziękuję :)
--
~ tunia ~
~ t...@c...com ~
~ ICQ 43595161 ~ GG 380777 ~
~ Black holes are where God divided by zero ~
› Pokaż wiadomość z nagłówkami
7. Data: 2002-03-07 21:48:44
Temat: Re: kłopoty z rodzinką :)
Tunia napisał(a) w wiadomości:
<6...@4...com>...
[ciach wszystko]
Tunia, nic się nie martw. Wszystko będzie OK - mnie się przytrafił podobny
przypadek. Dawno temu rodzice zaproponowali mi, żebym wyremontowała
odziedziczony po babci dom i mieszkała w nim - niby fajnie, ale warunki były
dla mnie nie do przyjęcia. M.in. takie, że ten dom pozostaje ich własnością,
oni o wszystkim decydują, jak to ma wyglądać i oni ustalają warunki ogólnie.
Nie odpowiadało mi to, z powodów, których chyba nie muszę wyjaśniać, kupiłam
własne mieszkanie i wyniosłam się w cholerę. Były płacze, rozpacz, żale,
histerie. Moje spokojne tłumaczenia, że ich warunków nie mogę przyjąć i
skoro mi to nie odpowiada, to nie będę się w całą sprawę pakować, ale to w
niczym nie zmienia mojego stosunku do nich, nie docierały. Po jakimś
czasie, jak zobaczyli, że sobie znakomicie radzę, niczego od nich nie
potrzebuję, ale nie zgrywam wielce obrażonej, przychodzę, dzwonię i staram
się, żeby wszystko wróciło do normy - coś chyba załapali i zapanowała
sielanka.
Wiem, dużo zależy od kasy - ja akurat mogłam sobie na to pozwolić, ale
przecież Ty też sroce spod ogona nie wypadłaś i jestem absolutnie
przekonana, że sobie znakomicie poradzisz.
JoP
--
j...@m...pl j...@u...com.pl
http://www.sf.magazyn.pl
› Pokaż wiadomość z nagłówkami
8. Data: 2002-03-08 08:26:13
Temat: Re: kłopoty z rodzinką :)Tunia!
Otoz przy calej sympatii do Zielonej Gory z serca odradzam Ci zamieszkanie
tam. Oznacza to:
A) zycie w malomiasteczkowej atmosferze, stagnacje i brak motywacji do
jakichkolwiek zmian (nie ujmujac zielonogorzanom, jednak Tusia przeniesiona
z Torunia do Zielonej Gory plus narzucajacy jej swoja wole rodzice.....)
B) podporzadkowanie swego zycia pragnieniom rodzicow, co niestety nie jest
dobre. Wiem z autopsji. Pare lat zmarnowanych, spozniony bunt i...
pozstawilam na swoim, wielkim kosztem, a oni sie z tym pogodzili i jeszcze
sa dumni. No to kurde nie moglam tak od poczatku??? Ano nie moglam. Z
powodow, jak w poscie Tusi.
Zachecam do rzucenia sie na gleboka wode. W najgorszym wypadku narazasz sie
na niechlubny powrot na tarczy do Zielonej Gory i latami powtarzane "a nie
mowilem/lam?" Jedz do Warszawy i probuj na wlasna reke. jesli masz sie gdzie
zahaczyc. jesli nie masz, zahacz sie w Toruniu (zawsze to taniej).
Argument naukowy: wyzsza szkola w Toruniu czy Warszawie brzmi o wiele
lepiej dla potencjalnego pracodawcy niz uczelnia w Zielonej Gorze Skadinad
mi znana.
Margola Dobra Rada
› Pokaż wiadomość z nagłówkami
9. Data: 2002-03-08 08:27:04
Temat: Re: kłopoty z rodzinką :)
Tunia napisał(a) w wiadomości:
>tak naprawdę ciągle wierzę, że jeśli jednak mimo wszystko mi się uda -
>to rodzice znowu we mnie uwierzą - może :)
Tunia, rzecz w tym, zebys to TY w siebie wierzyla! Oni sie dostosuja,
naprawde :)
Margola
› Pokaż wiadomość z nagłówkami
10. Data: 2002-03-08 08:27:36
Temat: Re: kłopoty z rodzinką :)Użytkownik "Tunia" <t...@c...com> napisał w wiadomości:
[ciach wszystko]
Tunieczko moja kochana... Znamy się nie od dziś, prawda? Jesteś duzą silną
dziewczynką, dasz sobie radę. Masz obok ukochanego faceta, masz plany, masz
nadzieję. Masz piękny widok z kuchennego okna i masz mnie - zrobię Ci
drożdzowe rogaliki z marmoradom, chcesz? :-)
Najważniejsze to nie poddawać się i nie dać sobie wmówić, że coś jest
lepsze. Sama wiesz czego Ci potrzeba.
Trzymaj się mocno. Kocham Cię, Rybko moja ;-)
--
moooni
› Pokaż wiadomość z nagłówkami
« poprzedni wątek | następny wątek » |