Path: news-archive.icm.edu.pl!news.gazeta.pl!newsfeed.pionier.net.pl!news.glorb.com!p
ostnews.google.com!s9g2000yqd.googlegroups.com!not-for-mail
From: glob <r...@g...com>
Newsgroups: pl.sci.psychologia
Subject: Re: o konflikcie wewnętrznym
Date: Wed, 28 Jul 2010 13:15:05 -0700 (PDT)
Organization: http://groups.google.com
Lines: 319
Message-ID: <8...@s...googlegroups.com>
References: <i2q0lk$krl$1@news.onet.pl>
NNTP-Posting-Host: 67.228.68.101
Mime-Version: 1.0
Content-Type: text/plain; charset=ISO-8859-2
Content-Transfer-Encoding: quoted-printable
X-Trace: posting.google.com 1280348125 1035 127.0.0.1 (28 Jul 2010 20:15:25 GMT)
X-Complaints-To: g...@g...com
NNTP-Posting-Date: Wed, 28 Jul 2010 20:15:25 +0000 (UTC)
Complaints-To: g...@g...com
Injection-Info: s9g2000yqd.googlegroups.com; posting-host=67.228.68.101;
posting-account=oxm6WwoAAABbNq-FrLxteMJGewUj6LHu
User-Agent: G2/1.0
X-HTTP-UserAgent: Mozilla/4.0 (compatible; MSIE 4.01; Windows CE;
PPC)/UCWEB7.0.0.41/31/352,gzip(gfe)
Xref: news-archive.icm.edu.pl pl.sci.psychologia:552928
Ukryj nagłówki
Piotrek Zawodny napisał(a):
> Siekiera
>
>
> W dzisiejszych czasach łatwo można oberwać. Raz szedłem do lasu, kiedy z
> okolicznego domostwa wybiegł mężczyzna z siekierą, zmierzając wyraźnie w
> moim kierunku. Pomyślałem, że jest możliwe, że może mnie uderzyć, więc
> zacząłem uciekać. Kosztowało mnie to wiele nerwów. Biegnąc, myślałem o
> prawdopodobnym zawale serca, gdyż miewałem już z tym organem kłopoty.
> Mężczyzna wytrwale gonił mnie, nie przerywając, a przy tym wydawał z ust
> odgłos podobny do okrzyku małpy. Biegnąc między kałużami - niedawno
> bowiem padało - zastanawiałem się, co będzie, jeśli mnie dogoni.
> Wytężałem wszystkie siły, serce dudniło mi jak dzwon, a mężczyzna, choć
> przecież dzierżył w dłoni ciężką siekierę, doganiał mnie coraz bardziej.
> Był to człowiek średniej postury, z dziwnym grymasem twarzy. Nic mu
> wcześniej nie zrobiłem, dlatego bardzo dziwiłem się, że upatrzył właśnie
> mnie na ofiarę. Chwilami przemykała mi przez głowę myśl, czy nie
> zatrzymać się, i nie próbować walczyć, starając się na przykład uchylić
> od ciosu. Póki jednak starczało mi sił, biegłem dalej. Mężczyzna jednak
> mnie doganiał. Zbliżył się do jakichś pięciu metrów, gdy nagle zza drzew
> wyskoczył daniel. Znałem to zwierzę, wiedziałem bowiem, że należy do
> jednego z mieszkańców miasteczka, który je hodował, i któremu jedno z
> tych zwierząt uciekło. Biegłem dalej, ale odwróciłem się, by zobaczyć,
> jak zareaguje niespokojny mężczyzna. Ten momentalnie rzucił się w
> pogoń za danielem, przypominającym jelenia, gdyż jak tamten, także
> posiadającym rogi. Daniel z kolei rzucił się do ucieczki. Mężczyzna
> próbował go dogonić, ale daremnie. Daniel znikł w zaroślach, a zmęczony
> człowiek z siekierą zaczął wodzić wzrokiem w moim kierunku, wypatrując,
> czy nie zniknąłem. Gdy mnie zobaczył, ponownie ruszył z nienawistnym
> spojrzeniem w moją stronę. Włosy stanęły mi dęba i ponownie wytężyłem
> wszystkie siły, by umknąć złoczyńcy. Przeleciała mi wówczas myśl: "jak
> to dobrze, że nie zabił daniela." Po czym robiłem co mogłem, by umknąć
> niezrównoważonemu mężczyźnie. Biegnąc, obaj znaleźliśmy się już w głębi
> lasu, a ja nie wytrzymałem, i chcąc zrozumieć jego zachowanie,
> krzyknąłem z całych sił: "dlaczego mnie gonisz?!" Ale zalegała cisza,
> zakłócona miarowym rytmem naszych galopujących nóg. Mężczyzna nie chciał
> odpowiedzieć. Krzyknąłem: "człowieku, dlaczego chcesz mnie skrzywdzić?!"
> Tym razem dobiegł mnie z tyłu okrzyk, wyrazisty i rozciągnięty w czasie:
> "bo cię nienawidzę!!!". Wpadłem w zarośla, skręcając z głównej ścieżki w
> sam las. "Może tutaj go zgubię" - pomyślałem. Niestety, myliłem się.
> Mężczyzna szybko biegł, i jak gdyby w ogóle się nie męczył. Ujrzałem,
> całkiem już niemal zdyszany, wiewiórkę schodzącą z drzewa, która jednak,
> ujrzawszy nas nadbiegających, skierowała się ponownie ku górze.
> Zaczynałem dochodzić do kresu wytrzymałości. Traciłem oddech, płuca
> niemal wypluwałem, czułem, że to koniec. Podjąłem decyzję: będę się
> bronił. Stanąłem. Odwróciłem się. Zziajany, słysząc wszechobecny szelest
> własnego oddechu, spojrzałem w kierunku, z którego powinien nadbiec
> człowiek z siekierą. Jednak - ku memu zdziwieniu - nikogo nie było.
> Cisza. Nie mogłem tego zrozumieć, gdyż jeszcze przed chwilą mężczyzna
> był wyraźnie słyszalny za moimi plecami. Jednak teraz naprawdę było
> pusto i cicho. Czyżby czaił się, aby uderzyć znienacka z najmniej
> spodziewanego dla mnie kierunku? Zacząłem oglądać się na wszystkie
> strony. Pot oblewał mi plecy i czoło, uczucie grozy zniewalało mój
> umysł. Cisza. Stałem tak z pięć minut, po czym udałem się w drogę powrotną.
> Przyszedłem do domu i wziąłem prysznic. Czułem, że coś jest nie tak. Jak
> to możliwe, aby człowiek z siekierą nagle zniknął? A może to wszystko
> było tylko przywidzeniem? Poszedłem na policję. Tam powiedziano mi, abym
> się zrelaksował i zapytano mnie, czy wcześniej nie leczyłem się
> psychiatrycznie. Odpowiedziałem, że nie leczyłem się, poza jedną wizytą
> u szkolnego psychologa. Spisano protokół mojego przesłuchania, a kiedy
> poprosiłem, żeby policjanci udali się ze mną na miejsce zdarzenia, by
> psy wytropiły napastnika, odpowiedziano mi, że jest deficyt psów
> policyjnych, a ostatni pies osmologiczny zdechł parę dni temu. Jedyny
> pies, jaki jest na stanie, to pies prewencyjny, nie rozeznany w
> zapachach. Ponownie poradzono mi, abym udał się do domu i zrelaksował.
> Dziwne to czasy, kiedy w lesie można oberwać siekierą od nieznajomego
> mężczyzny. Jeszcze dziwniejsze jest to, że mężczyźni tacy nagle
> rozpływają się w powietrzu. Od tej pory przez pewien czas nie chodziłem
> na leśne spacery. Chcąc jednak wyjaśnić zaszły incydent, następnego dnia
> udałem się do domostw położonych nieopodal lasu, by zasięgnąć informacji
> o ewentualnych przypadkach napaści przy użyciu siekiery.
> Zapukałem do pierwszych lepszych drzwi. Otworzyła mi podstarzała kobieta
> o imieniu Barbara, która na moje pytanie, czy nie spotkała się z
> przypadkiem mężczyzny wyładowującego swoją agresję przy pomocy siekiery,
> odparła, żebym sobie poszedł, bo jej przeszkadzam, a właśnie ogląda
> ulubiony serial. Zapytałem, czy mogę przyjść później, na co otrzymałem
> odpowiedź, że nie. Zapukałem więc do bramy innego, piętrowego domku,
> gdzie otworzył mi około pięćdziesięcioletni mężczyzna z cygarem w
> ustach. Poprosiwszy go o informację na temat agresywnego mężczyzny z
> siekierą, odparł, że istotnie, jest tu taki jeden, chory umysłowo
> człowiek, który biega czasami z siekierą. Niestety, z obawy przed zemstą
> jego i jego rodziny, nie może mi wyjawić, co to za człowiek, ani gdzie
> mieszka. Na moje usilne prośby, aby jednak to uczynił, odpowiedział:
> "Spierdalaj!" i zatrzasnął drzwi.
> Nie miałem już ochoty tego dnia chodzić po okolicznych chatach, ale
> obiecałem sobie, że następnego dnia postaram się dowiedzieć czegoś
> więcej od innych sąsiadów. Jednocześnie zatelefonowałem na policję,
> podając adres mężczyzny z cygarem i informując, że ma on wiadomości na
> temat napastnika. Jednak w odpowiedzi usłyszałem tylko, abym "się
> zrelaksował", a ponadto powtórzono mi, że pies osmologiczny zdechł kilka
> dni temu. Policjant odłożył słuchawkę, a ja poszedłem wziąć prysznic.
> Następnego dnia, tak jak sobie postanowiłem, ponownie udałem się do
> osiedla przy lesie, i zapukałem do małej jednopiętrowej wiejskiej chaty.
> Jednak nikt nie otwierał, mimo ponawianych uderzeń. Dopiero po chwili
> zza drzwi ukazała się twarz młodego wyrostka, który rzucił: "Nikogo nie
> ma w domu" i zatrzasnął drzwi. W następnym domu spotkałem się z
> przyjaznym przyjęciem. Młoda kobieta z dzieckiem na rękach zaprosiła
> mnie do środka i poczęstowała marihuaną. Gdy podziękowałem, zwracając
> jednocześnie uwagę, że posiadanie narkotyku jest zabronione, odparła, że
> wie o tym, ale że tutejsza policja od kilku dni nie ma psa
> osmologicznego, więc nic jej nie mogą zrobić. Zamiast trawy, przyjąłem
> poczęstunek koniakiem, po czym wyjaśniłem, w jakiej sprawie przychodzę.
> Kobieta nie pozwoliła mi jednak dokończyć. Zaczęła natomiast nalegać,
> abym się z nią kochał. Odpowiedziałem natychmiast, że uznaję wyłącznie
> seks z miłości, na co odpowiedziała mi gromkim śmiechem. Wyjaśniła, że w
> dzisiejszych czasach seks z miłości należy do przeżytków oraz żebym się
> natychmiast rozbierał, bo jeśli nie, to zawiadomi policję, że to ja
> sprzedałem jej działkę marihuany. Uratowało mnie dziecko, którego płacz
> dobiegł nas z sąsiedniego pokoju. Kobieta pobiegła do niemowlęcia, a ja
> opuściłem dom, zawiedziony, że nie udało mi się wyjaśnić sprawy napaści.
> Gdy tego dnia śniłem, ukazała mi się kobieta od marihuany, cała naga,
> zapraszająca mnie do odbycia stosunku. Odbyłem go we śnie. Nazajutrz
> obiecałem sobie, że nie spocznę, póki nie wyjaśnię incydentu z siekierą.
> W tym celu napisałem pismo do miejscowej prokuratury, w którym opisałem
> całe zajście oraz niewystarczającą reakcję policji. Pismo zatytułowałem
> "Zawiadomienie o popełnieniu przestępstwa" i wysłałem jeszcze tego
> samego dnia. Kiedy wróciłem z poczty do domu, zastałem w domu moją
> matkę. Ze łzami w oczach powiadomiła mnie, że zdechł jej ulubiony pies
> "Aron". Nie mogąc ukoić smutku, przyjechała do mnie w nadziei, że
> znajdzie tu ochłodę. Pocieszyłem matkę, wskazując, iż śmierć nikogo nie
> omija, a poza tym zwracając uwagę, że podobnego psa można jeszcze kupić.
> Na co otrzymałem odpowiedź, że takiego samego jak Aron nigdzie już nie
> znajdzie. W takim nastroju dotrwaliśmy do końca dnia, po czym nastąpił
> dzień następny.
> Tego dnia byłem już pewien, że rozwiążę zagadkę człowieka z siekierą.
> Zanim prokuratura zrobi coś w tej sprawie, mogą minąć tygodnie, a ja
> pragnę wiedzieć już teraz, kim był ten człowiek i dlaczego mnie
> nienawidził (lub nienawidzi). W tym celu zapukałem ponownie do drzwi
> domu kobiety z dzieckiem. Nie bojąc się jej oskarżeń o udział w
> rozprowadzaniu marihuany, oświadczyłem, że jeśli nie powie mi, kim jest
> mężczyzna z siekierą i gdzie mieszka, doniosę policji o posiadanym przez
> nią narkotyku, co może kosztować ją kilka lat odsiadki. Zwróciłem przy
> tym uwagę, że na sprawie tej może wówczas ucierpieć dziecko, które
> najwyraźniej na czas więzienia zostanie faktycznie osierocone.
> Przywiodłem przed oczy kobiety nieodwracalne zmiany w psychice, jakie
> staną się udziałem dziecka wskutek takiego obrotu spraw. Kobieta
> przyjęła moją groźbę do wiadomości i po chwili zastanowienia
> oświadczyła, że wyjawi mi tajemnicę mężczyzny z siekierą. Pod jednym
> wszakże warunkiem: jeśli nikomu nie powiem, że to ona zdradziła mi
> informację. Zgodziłem się. Na co otrzymałem następującą odpowiedź:
> - Mężczyzną, który cię gonił, jest ojciec tego dziecka, a mój konkubent.
> W tej chwili go nie ma, ponieważ jest w pracy w tartaku. Gonił cię,
> ponieważ jest umysłowo chory - cierpi na odmianę schizofrenii
> paranoidalnej. Zwykle raz na miesiąc wyciąga ze stodoły siekierę i udaje
> się na zewnątrz, po czym dowiaduję się od ludzi, że ścigał z tą siekierą
> bogu ducha winne osoby. Ostatnio pogotowie zabrało go do wariatkowa, ale
> po tygodniu lekarz go wypisał, stwierdzając, że jeżeli usuniemy z
> podwórza wszystkie ostre i niebezpieczne narzędzia, wówczas konkubent
> nie jest groźny dla otoczenia. Próbowałam więc tak robić, jednak mój
> chłop przyniósł ostatnio siekierę z tartaku, gdzie pracuje, i to właśnie
> z nią prawdopodobnie ścigał cię w lesie.
> Zapytałem wówczas kobiety, dlaczego jej konkubent tak mnie nienawidzi.
> Odparła:
> On jest chorobliwie zazdrosny. Oprócz tego, że cierpi na schizofrenię,
> jest głęboko przekonany, że to nie jego dziecko, lecz że mam je z jakimś
> tutejszym młodzieńcem. Dlatego niemal zawsze atakuje tylko młodych ludzi
> i tylko mężczyzn. Ostatnio rzucił się nawet w pościg za młodym Józkiem
> Tokarczykiem, o którym w całej wsi wiadomo, że dobry z niego katolik,
> żyje, jak Bóg przykazał, i innej kobiety niż własna żona by nie ruszył.
> Tymczasem mój konkubent tego nie rozumie. Choroba i zazdrość odebrały mu
> zmysły. Sprawa pogorszyła się jeszcze, odkąd sprowadziłam sobie działkę
> trawki. Nie mogłam bowiem wytrzymać już tego napięcia we wspólnym z nim
> pożyciu i myślałam, że kiedy sobie zapalę, to się rozluźnię. Okazało się
> jednak, że Kuba (tak ma na imię) wywęszył marihuanę w moim schowku, i
> sam zaczął przypalać. Skutek jest taki, że choroba pogłębia się, a ja
> nie wiem, co robić...
> Poradziłem młodej kobiecie, aby pozbyła się resztek marihuany i zamiast
> jej palenia, używała innych, naturalnych technik relaksacyjnych. Po
> czym, podziękowawszy za wyjaśnienie całej sprawy, pożegnałem się i
> udałem prosto na policję, pragnąc ukarania winnego. Jednakże w drodze na
> posterunek naszła mnie myśl, że skoro jest to człowiek umysłowo chory,
> to nie będzie ukarany, gdyż jest niepoczytalny. Mimo wszystko jednak
> pomyślałem, iż może zamkną go znów w wariatkowie, a wtedy poczuję się
> bardziej bezpieczny. Zapukałem do drzwi posterunku. Ale kiedy policjant,
> który otworzył drzwi, po raz kolejny rozpoznał moją twarz, szybko
> zamknął je z powrotem, rzucając jedynie: "nie mamy psa i proszę się
> zrelaksować". Postawiony w takiej sytuacji postanowiłem udać się do domu
> i czekać na reakcję prokuratury.
No co się przejmujesz, mamy tu jednego debila co krzyczy wolność dla
biegających z siekierą :)
|