« poprzedni wątek | następny wątek » |
1. Data: 2004-01-19 17:23:57
Temat: pytanie do psychoterapeutow / psycholgowod psychologa in-spe ;)
sytuacja nie za mocno hipotetyczna:
jestem osoba o dośc dobrym - jeśli nie bardzo dobrym wglądzie w samą siebie,
ale i innych (nazwijmy to nawet empatią).
powiedzmy, że mam ciężkie/bardzo cięzkie wspomnienia/doświadczenia z
dzieciństwa (żadne traumy - ale trudne: chory dom z rodzicami, któzy się nie
kochali (powiedziałabym, że mama ojca tak, ojciec mamy-w żadnym wypadku),
żyli obok siebie, ojciec często wyjeżdżał lub "ochodził", a dzieci słuchały,
jaki to ten drugi jest be(tata), że zrujnował "nam" życie, a matka była/jest
z kolei mocno niezrównoważona emocjonalnie) - kocha miłością hmm "z miłości
Cie zniszczę swoją nadopiekuńczością, ale nie masz prawa narzekać - bo to z
miłości, a jak nie przyjmiesz mojej miłości ,to pamiętaj - piekło Cię
pochłonie za łzy matki."
o. potem był sobei cudowny okres dojrzewania, gdy matka jedyne, co
potrafiłą, to wtrącać się, krytykować oraz straszyć piekłem.
[wszystkie problemy ze mną sprowadza do tego, ze to przez to, ze przespalam
sie z chlopakiem]
ojceic - nigdy do niczego się nie wtrącał.
zazdrośc matki o uczucia dzieci do ojca.
ok .teraz jest ładne parę lat potem, a dziecko/ja zastanawia się, czy i
jakie ma szanse wyjść z tego sama.
tj - na zasadzie "auto-analizy" -czy jakkolwiek tego nie nazwać..
na zasadzie przepracowania.. zamknięcia tego rodziału - nie oglądania się
już na to, co było..
nie użalania się nad sobą..
po prostu "Wstania na nogi".
będę wdzięczna za odpowiedzi.
traktuję to wmiarę serio - wiec oszczędźcie mi żartów.
thx.
ps. do psychologa o tyle nie chcę iść, bo.. poniekąd boję się, że jeśli nie
dam sobie rady z tym sama, to już zawsze mogę czuć, że sobie nie dam ze sobą
rady.. wolę czuć, że dałam radę.. czyli, że niekoniecznie muszę być od kogoś
uzależniona.
najfgajniej, że pisząc to już sama zdaję sobie sprawę, co tu jest wskazówką
"kliniczną" - ...ergh.. nieważne ;)
tak czy siak - czekam na sensowne rady - co dalej mam z tym robić.
dodam, że to nieprzepracowanie przeszłosci objawia się tym, że źle znoszę
poczucie, że mijają miesiące, lata.. że tracę życie..
że przecieka mi ono gzdieś przez palce razem z jakimś takim jego sensem..
zatrzymałam się gdzies na 20 rku życia..od tego czasu (już parę lat) moje
życie uważam za nieudane (coprawda studiuję, mam pracę, ale.. .. n
owłaśnie.. ale czuję, że to moje życie to ciągla walka z tym
nieprzepracowanym doświadczeniem - któe oczywiście nie minęło, bo mamusia
życje, ma się dorbze i o tyle jej się dzieło jej życia udało, że caly czas
mam poczucie winy, ż enie umiem jej wynagrodzić lub w ogóle dać uczucia. no
ize ona mnie nie rozumie.. a ja ją rozumiem.. ale nie potrafię pomóc.. i do
tego nie chcę się zgodzić na poświęcenie siebie (czyli pozwolenie jej
okazywania mi tej jej nadopiekuńczj miłości -ja się ptzed tym bronię, hoć
pewnie ona byłaby wniebowzięta, gdybym pozwoliła jej na to) no bo nei
potrafię - bo poniekąd jej nienawidze.
\aha- do tego nie mam udanego zycia hmm "osobistegio' -rozumianego jako
bycie z kims.
wplatalam sie w zwiazek z mezcyzna, ktorego kocham i ktory kocha mnie..ale
ktory sam mam problemy..(nie ze soba.. powiedzmy, ze z okolicznosciami).. i
w zwiazku z tym w zasadzie kocham kogos, z kim nie jestem i z kim nie
wiadomo, czy bede.. iwec jakby to kolejny gwozdzik do mjej trumny
obciazajacy mnie psychicznie strasznie.
wiec - co robic?
pzdr
lola.
› Pokaż wiadomość z nagłówkami
Zobacz także
1. Data: 2004-01-19 17:59:13
Temat: Re: pytanie do psychoterapeutow / psycholgowOn Mon, 19 Jan 2004 18:23:57 +0100, mala_lola wrote:
> sytuacja nie za mocno hipotetyczna:
(ciach opis)
> ok .teraz jest ładne parę lat potem, a dziecko/ja zastanawia się, czy i
> jakie ma szanse wyjść z tego sama.
"z tego" - czyli z czego? poza ciążącym Ci poczuciem winy wobec matki nie
precyzujesz, o co chodzi... można się domyślać, ale może spróbuj zacząć od
jasnego sformułowania problemu/-ów (dla siebie, jak najbardziej dla
siebie), najlepiej jeszcze dzieląc "problemy" np. na sferę rodziny, własnej
teraźniejszości/przyszłości (osiągnięć? planów?) i związku
> ps. do psychologa o tyle nie chcę iść, bo.. poniekąd boję się, że jeśli nie
> dam sobie rady z tym sama, to już zawsze mogę czuć, że sobie nie dam ze sobą
> rady.. wolę czuć, że dałam radę.. czyli, że niekoniecznie muszę być od kogoś
> uzależniona.
wydaje mi się, że dasz radę sama :-)
> najfgajniej, że pisząc to już sama zdaję sobie sprawę, co tu jest wskazówką
> "kliniczną" - ...ergh.. nieważne ;)
aaa... może by tak napisać coś jeszcze? może jesteś osobą, która pisząc
osiąga większą jasność myśli? albo potrzeba Ci po prostu trochę skupienia
na sobie
pzdr
elgar
› Pokaż wiadomość z nagłówkami
1. Data: 2004-01-19 19:40:15
Temat: Re: pytanie do psychoterapeutow / psycholgowWitaj Lolu!
>- kocha miłością hmm "z miłości
>Cie zniszczę swoją nadopiekuńczością, ale nie masz prawa narzekać - bo to z
>miłości, a jak nie przyjmiesz mojej miłości ,to pamiętaj - piekło Cię
>pochłonie za łzy matki."
>ps. do psychologa o tyle nie chcę iść, bo.. poniekąd boję się, że jeśli nie
>dam sobie rady z tym sama, to już zawsze mogę czuć, że sobie nie dam ze sobą
>rady.. wolę czuć, że dałam radę.. czyli, że niekoniecznie muszę być od kogoś
>uzależniona.
Pewnie dasz sobie rade z tym sama, ale z pomoca psychologa zyskasz na czasie
(czas jest wazny poniewaz jestes w okresie ukierunkowujacym Cie na reszte zycia)
Poziom umiejetnosci psychologow jest rozny, niemniej jesli wybierzesz kogos
z dobrym przygotowaniem (mozna za kryterium przyjac licencje psychoterapeuty
PTP) raczej bedzie bardzo sie staral o to zeby
wszystkie podjete przez Ciebie w trakcie terapii decyzje byly Twoimi decyzjami
bardzo sie tez postara o to abys we wszystkim co zrobisz byla jak najbardziej
samodzielna, co wiecej postara sie o to abys stala sie wolna od obrazu swojej
przeszlosci (czyli nie uzalezniona od niego w swoich przyszlych wyborach).
Jednym z celow pracy psychoterapeutycznej jest autonomia pacjenta.
Przyzwolenie na uzaleznienie sie pacjenta od psychologa byloby z jego strony
dzialaniem nieetycznym - obliczonym na doraźny sukces finansowy (czy
poprawiajacy jakąś chorą samoocenę niedojrzałego terapeuty) - a nie na
ostateczny sukces terapeutyczny.
Pozdrawiam
vonBraun
--
Wysłano z serwisu OnetNiusy: http://niusy.onet.pl
› Pokaż wiadomość z nagłówkami
1. Data: 2004-01-19 20:44:16
Temat: Re-odpowiedz od psychoterapeutymala_lola <m...@z...adres.com.pl> napisał(a):
(pomijam cały kontekst historyczny, tak naprawdę, jak było "obiektywnie" nie
jest wazne, wazne jest jak to odebrałaś subiektywnie i co z tego wynikło,
czyli to, o czym piszesz dalej)
>
> ok .teraz jest ładne parę lat potem, a dziecko/ja zastanawia się, czy i
> jakie ma szanse wyjść z tego sama.
> tj - na zasadzie "auto-analizy" -czy jakkolwiek tego nie nazwać..
> na zasadzie przepracowania.. zamknięcia tego rodziału - nie oglądania się
> już na to, co było..
> nie użalania się nad sobą..
> po prostu "Wstania na nogi".
przepracowanie to nie jest "nie oglądanie", żeby cos zamknąć trzeba być
głeboiko przekonanym, że to jest zamkniete, że się skonczyło.
Słowa przepracowanie uzywa sie w zargonie branżowym (psychoterapeutycznym) na
określenie czegoś, co się "przerobiło", w sensie zakonczyło, zamknęło w
psychoterapii. co do samodzilnego przepracowania, na zasadzie - jak
piszesz "autoanalizy" byłabym ostrożniejsza. co nie znaczy, ze to nie jest
mozliwe. Oczywiscie, jak pisze mój poprzednik, przepracowanie w terapii
pojdzie prawdopodobnie szybciej.
> ps. do psychologa o tyle nie chcę iść, bo.. poniekąd boję się, że jeśli nie
> dam sobie rady z tym sama, to już zawsze mogę czuć, że sobie nie dam ze sobą
> rady.. wolę czuć, że dałam radę.. czyli, że niekoniecznie muszę być od kogoś
> uzależniona.
coz, zaryzykuje stwierdzenie, ze moze warto zaczac od leku przed byciem od
kogoś uzależnioną? ;-)
> tak czy siak - czekam na sensowne rady - co dalej mam z tym robić.
ja jako psychoterapeuta nie daje rad. jedyne , co Ci powiem: posłuchaj swego
serca, w sensie: poczuj, czego tak naprawde chcesz: poradzić sobie z
problemem, czy poradzic sobie SAMA. Czy chcesz, zeby ktoś Ci w tej drodze
towarzyszył? czy potrzebujesz czyjegoś, fachowego wsparcia? A moze tylko
zwykłego ludzkiego wsparcia i towarzyszenia? czy wierzysz w to, ze ktoś moze
Ci pomóc? Czy wierzysz w to, ze sama mozesz sobie poradzic. CZego TAK
NAPRAWDE chcesz? i PO CO Ci to (czyli: jaki cel tym "przepracowaniem" chcesz
osiagnąć? (np. pozbyc sie problemu? udowodnic sobie, że potrafisz sobie
poradzic sama?)
Pozdrawiam jak najdalsza od oceniania jakiejkolwiek z Twoich odpowiedzi i
decyzji
mema
p.s. zawsze mozesz pojsc na tzw konsultacje, czyli podyskutowac z fachowcem w
cztery oczy, to na pewno lepsze niz szukanie rady w necie czy gdziekolwiek
indziej poza własnym sercem (czy umysłem, jak kto woli)
--
Wysłano z serwisu Usenet w portalu Gazeta.pl -> http://www.gazeta.pl/usenet/
› Pokaż wiadomość z nagłówkami
1. Data: 2004-01-20 07:56:36
Temat: Re: Re-odpowiedz od psychoterapeuty " mema" <m...@g...SKASUJ-TO.pl> napisał
> przepracowanie to nie jest "nie oglądanie", żeby cos zamknąć trzeba być
> głeboiko przekonanym, że to jest zamkniete, że się skonczyło.
a gdy się to zamknie, wówczas będzie możliwe nie oglądanie się wieczne na
to. bo będzie to już rozdział zamnkięty/przepracowany -to miałam na myśli.
wiec chyba się zgadzamy..-tylko może źle to ujęłam.
> ja jako psychoterapeuta nie daje rad. jedyne , co Ci powiem: posłuchaj
swego
> serca, w sensie: poczuj, czego tak naprawde chcesz:
BARDZO dziękuję za wszystkie odpowiedzi.
pewnie nie będzie zaskoczeniem, jeśli powiem, że nie mam jeszcze pojęcia, co
zrobię.
Ale poczułam się lepiej ..choć pewnie nie umiałabym sensownie odpowiedzieć
na pytanie, dlaczego i co konkretnie mnie "podniosło na duchu".
przy okazji bardzo dziękuję za trafną uwagę elgarowi.
faktycznie chyba pisząc znaczenie lepiej mi się "myśli".
lola.
› Pokaż wiadomość z nagłówkami
1. Data: 2004-01-20 09:47:20
Temat: Re: pytanie do psychoterapeutow / psycholgowUżytkownik "mala_lola" <m...@z...adres.com.pl> napisał w wiadomości
news:buh42k$oc5$1@atlantis.news.tpi.pl...
> jestem osoba o dośc dobrym - jeśli nie bardzo dobrym wglądzie w samą
siebie,
> ale i innych (nazwijmy to nawet empatią).
To fajnie... ale dalej piszesz, ze cos z TOba nie tak.
Moze wlasnie te przezycia spowodowaly ze jestes dobra?
> dodam, że to nieprzepracowanie przeszłosci objawia się tym, że źle znoszę
> poczucie, że mijają miesiące, lata.. że tracę życie..
Wiele osob to czuje
> wplatalam sie w zwiazek z mezcyzna, ktorego kocham i ktory kocha mnie..ale
> ktory sam mam problemy..(nie ze soba.. powiedzmy, ze z okolicznosciami)..
i
Wydaje mi sie, ze wiele facetow ma problemy, wiecej niz kobiety.
To tak, troche przekornie, ale rob oczywiscie co uwazasz,
Pozdrawiam,
Duch
› Pokaż wiadomość z nagłówkami
1. Data: 2004-01-20 15:19:15
Temat: Re: pytanie do psychoterapeutow / psycholgowUżytkownik "mala_lola" <m...@z...adres.com.pl> napisała:
> jestem osoba o dośc dobrym - jeśli nie bardzo dobrym wglądzie w samą
siebie (..)
N i e w i e r z e nikomu, kto tak mowi, jesli nie przebyl choc polrocznej
psychoterapii ;>
Takie spaczenie ;)
> ok .teraz jest ładne parę lat potem, a dziecko/ja zastanawia się, czy i
> jakie ma szanse wyjść z tego sama.
> tj - na zasadzie "auto-analizy" -czy jakkolwiek tego nie nazwać..
Jesli mam napisac naprawde szczerze to pewne szanse są... ale bedzie to sie
ciagnelo jak zuzyta guma, dluuugo.. i przez ten dluuugi czas mozna wiele w
swoim zyciu napsuc, wiele stracic. I zadnej gwarancji powodzenia, zadnej
"mety", biec owszem mozna.. ale nie wiadomo gdzie, po co, jak... na wariata.
Mozna setki razy zabłądzic, setki dni zuzyc na szukanie drogi, zmarnowac
setki szans na odpoczynek, na jasne dni ... i ciagle byc w tym biegu, albo
zbierac sily do biegu, albo lezec w wykonczeniu.
O wiele szybciej i efektywniej przebyc droge z odpowiednim wsparciem. O
niebo wieksze szanse, ze sie tą metę przekroczy.
> ps. do psychologa o tyle nie chcę iść, bo.. poniekąd boję się, że jeśli
nie
> dam sobie rady z tym sama, to już zawsze mogę czuć, że sobie nie dam ze
sobą
> rady.. wolę czuć, że dałam radę..
To tez jest temat do przepracowania ;) Dlaczego musisz miec poczucie, ze
dalas sobie rade "sama".
Ludzie, ktorzy nie mieli kontaktu z terapią czasem twierdza, ze pojscie do
specjalisty to poddanie sie, przyznanie ze sami sobie nie radzą.
A ja to widze zupelnie inaczej. Zdecydowanie sie na prace z
psychologiem/terapeutą jest (wg mnie) aktem odwagi, wzieciem
odpowiedzialnosci za swoje zycie i stanieciem twarza w twarz z "wrogiem".
Tam sie nie idzie po to, by "oddac sie w czyjes rece" by nas "naprawili",
bez naszego udzialu i wysilku. Tam sie ciezko pracuje i to boli.
A usilna cheć "samonaprawienia" to dla mnie ogromna naiwnosc, ktora moze sie
zle skonczyc. Czy nie korzystasz z zadnej pomocy fachowcow (elektryka,
hydraulika, kardiologa etc), by probowac setki razy wszystko "samodzielnie"
zdiagnozowac i naprawic?
Sorry, ale _nie_wierze_ w "autoanalize" i chyba zaden rozsadny
psychoterapeuta nie wierzy. Wystarczy znac chocby sposob dzialania
mechanizmow obronnych, by wiedziec, ze prawie niemozliwe jest samodzielne
odkrywanie co sie pod nimi kryje. One wlasnie po to sa, by pewnych rzeczy
nie dopuscic do swiadomosci. Mozesz probowac pracowac nad tym co swiadome,
ale nie nad tym co jest w tobie nieuswiadomione - to chyba jasne. A w
procesie psychoterapeutycznym ogromne znaczenia ma USWIADAMIANIE sobie
pewnych rzeczy - tego sama raczej nie dasz rady zrobic.
> najfgajniej, że pisząc to już sama zdaję sobie sprawę, co tu jest
wskazówką
> "kliniczną" - ...ergh.. nieważne ;)
No wlasnie, czy zadajac to pytanie nie czujesz sie "uzalezniona" od grupy,
nie czujesz ze przyznajesz, ze _sama_ na to nie potrafisz odpowiedziec? ;) A
np. rozmawiajac z kolezanka o problemach nie masz tego poczucia "klęski", ze
sama sobie nie potrafisz zapewnic takiej sytuacji, by nikogo nie
potrzebowac?
To pytania retoryczne.
> \aha- do tego nie mam udanego zycia hmm "osobistegio' -rozumianego jako
> bycie z kims. (..) kocham kogos, z kim nie jestem i z kim nie
> wiadomo, czy bede.. iwec jakby to kolejny gwozdzik do mjej trumny (..)
To nie jest "gwozdzik do trumny" i cos "obok" glownego problemu z
dziecinstwa. Najprawdopodobniej to jest pewna KONSEKWENCJA tego co bylo.
Wybory partnera nie sa gdzies poza nami, to MY wybieramy taki a nie inny
uklad i sytuację. I baaardzo czesto ta sytuacja ma korzenie w sprawach z
przeszlosci. To nie przypadek, ze akurat ten facet z takim bagazem
okolicznosci.
Joanna
› Pokaż wiadomość z nagłówkami
1. Data: 2004-01-20 17:59:40
Temat: Re: pytanie do psychoterapeutow / psycholgow
"Joanna_Maria" <j...@g...pl_wytnij> napisał
> N i e w i e r z e nikomu, kto tak mowi, jesli nie przebyl choc
polrocznej
> psychoterapii ;>
> Takie spaczenie ;)
tak mi sie skojarzyło...:
nie ufam narodowi, który na sport, gdzie piłkę rzuca się ręką mówi
football...
/ale to oczywiście tak zupełnie na marginesie/
;)
> Sorry, ale _nie_wierze_ w "autoanalize" i chyba zaden rozsadny
> psychoterapeuta nie wierzy. Wystarczy znac chocby sposob dzialania
> mechanizmow obronnych, by wiedziec, ze prawie niemozliwe jest samodzielne
> odkrywanie co sie pod nimi kryje. One wlasnie po to sa, by pewnych rzeczy
> nie dopuscic do swiadomosci. Mozesz probowac pracowac nad tym co swiadome,
> ale nie nad tym co jest w tobie nieuswiadomione - to chyba jasne. A w
> procesie psychoterapeutycznym ogromne znaczenia ma USWIADAMIANIE sobie
> pewnych rzeczy - tego sama raczej nie dasz rady zrobic.
wiesz.. .. dość pesymistyczny jest Twój post, a ja tak sobie myślę, że "nie
takie świat dramaty zna".. i nie uważam, by perspektywa dla loli była tak
nieciekawa.
Np.: ostatnio jestem na etapie lektury: www.beatapawlikowska.com i muszę
przyznać, że choćby to przekonuje mnie (ale nie tylko - także moje własne
doświadczenia), że wgląd w siebie, "naprawa" siebie jest możliwa.. i wcale
niekoniecznie takim kosztem.. i że można stać się swoim psychoterapeutą. I
że można mieć ze sobą naprawdę dobry kontakt.. można się nauczyć "nie
oszukiwać siebie" (dla mnie takim moim pierwszym nauczycielem był de Mello.
i mogę powiedzieć odpowiadając na Twoje "nie wierzę", że z kolei ja nie
wierzę temu, gdy ktoś tak generalizuje i mówi takie "ogólne prawdy".. bywa
różnie.. po prostu.
--
ZygZag
atautografpl
› Pokaż wiadomość z nagłówkami
1. Data: 2004-01-21 09:27:05
Temat: Re: pytanie do psychoterapeutow / psycholgowJoanna_Maria wrote on 20.01.2004 16:19:
> Uz.ytkownik "mala_lola" <m...@z...adres.com.pl> napisa?a:
>
>
>> jestem osoba o dos'c dobrym - jes'li nie bardzo dobrym wgla;dzie w
>> sama;
>
> siebie (..)
>
> N i e w i e r z e nikomu, kto tak mowi, jesli nie przebyl choc
> polrocznej psychoterapii ;> Takie spaczenie ;)
No. A wielkie jak stodola...
>
>
>> ok .teraz jest ?adne pare; lat potem, a dziecko/ja zastanawia sie;,
>> czy i jakie ma szanse wyjs'c' z tego sama. tj - na zasadzie
>> "auto-analizy" -czy jakkolwiek tego nie nazwac'..
>
>
> Jesli mam napisac naprawde szczerze to pewne szanse sa;... ale bedzie
> to sie ciagnelo jak zuzyta guma, dluuugo.. i przez ten dluuugi czas
> mozna wiele w swoim zyciu napsuc, wiele stracic. I zadnej gwarancji
> powodzenia, zadnej "mety", biec owszem mozna.. ale nie wiadomo gdzie,
> po co, jak... na wariata. Mozna setki razy zab?a;dzic, setki dni
> zuzyc na szukanie drogi, zmarnowac setki szans na odpoczynek, na
> jasne dni ... i ciagle byc w tym biegu, albo zbierac sily do biegu,
> albo lezec w wykonczeniu.
Jezusicku!
>
> O wiele szybciej i efektywniej przebyc droge z odpowiednim wsparciem.
> O niebo wieksze szanse, ze sie ta; mete; przekroczy.
>
>
>> ps. do psychologa o tyle nie chce; is'c', bo.. ponieka;d boje;
>> sie;, z.e jes'li
>
> nie
>
>> dam sobie rady z tym sama, to juz. zawsze moge; czuc', z.e sobie
>> nie dam ze
>
> soba;
>
>> rady.. wole; czuc', z.e da?am rade;..
>
>
> To tez jest temat do przepracowania ;)
No a jakze!
Dlaczego musisz miec poczucie, ze
> dalas sobie rade "sama". Ludzie, ktorzy nie mieli kontaktu z terapia;
> czasem twierdza, ze pojscie do specjalisty to poddanie sie,
> przyznanie ze sami sobie nie radza;. A ja to widze zupelnie inaczej.
> Zdecydowanie sie na prace z psychologiem/terapeuta; jest (wg mnie)
> aktem odwagi, wzieciem odpowiedzialnosci za swoje zycie i stanieciem
> twarza w twarz z "wrogiem". Tam sie nie idzie po to, by "oddac sie w
> czyjes rece" by nas "naprawili", bez naszego udzialu i wysilku. Tam
> sie ciezko pracuje i to boli. A usilna chec' "samonaprawienia" to dla
> mnie ogromna naiwnosc, ktora moze sie zle skonczyc.
Czy Ty slonko czytasz dwa razy co wypisujesz?
Czy nie korzystasz z zadnej pomocy fachowcow (elektryka,
> hydraulika, kardiologa etc), by probowac setki razy wszystko
> "samodzielnie" zdiagnozowac i naprawic?
>
> Sorry, ale _nie_wierze_ w "autoanalize" i chyba zaden rozsadny
> psychoterapeuta nie wierzy.
Prosze tylko nie generalizowac. No a z tym rozsadkiem to byla taka sprawa...
A w Twoim przypadku wlasnie mniej nie_wiary, a wiecej _autoanalizy_ i
dluuugich spacerow zalecam. Moze wroci Ci sie spowrotem na ziemie.
Wystarczy znac chocby sposob dzialania
> mechanizmow obronnych, by wiedziec,
(ciach! ale to szybko)
Mnie juz wystarczy.
Robcio
ps: A dla Malej_Loli krotka porada: Jestes wspaniala i wybierzesz co dla
Ciebie najlepsze. Nikt nie zna Ciebie lepiej niz Ty sama.
A jak spotkasz takiego terapajty, to uciekaj szybko ile sil w nogach.
(jak bedzie facet, to odrazu kopa w jaja - za rok albo dwa Ci jeszcze
podziekuje)
› Pokaż wiadomość z nagłówkami
1. Data: 2004-01-21 13:06:41
Temat: Re: pytanie do psychoterapeutow / psycholgowUżytkownik "ZygZag" <Z...@Z...pl> napisał:
> > (..) Mozesz probowac pracowac nad tym co swiadome,
> > ale nie nad tym co jest w tobie nieuswiadomione (..)
> wiesz.. .. dość pesymistyczny jest Twój post, a ja tak sobie myślę, że
"nie
> takie świat dramaty zna".. i nie uważam, by perspektywa dla loli była tak
> nieciekawa.
Nieciekawa? Ja tego tak nie widze :) Po prostu wiem jak wiele mozna zrobic w
psychoterapii i dla mnie to jest baaardzo optymistyczne :)
> (..) wgląd w siebie, "naprawa" siebie jest możliwa.. i wcale
> niekoniecznie takim kosztem.. i że można stać się swoim psychoterapeutą.
> I że można mieć ze sobą naprawdę dobry kontakt.. można się nauczyć "nie
> oszukiwać siebie" (dla mnie takim moim pierwszym nauczycielem był de
Mello.
> i mogę powiedzieć odpowiadając na Twoje "nie wierzę", że z kolei ja nie
> wierzę temu, gdy ktoś tak generalizuje i mówi takie "ogólne prawdy".. bywa
> różnie.. po prostu.
No dobrze, wierze w rozwoj, w poznawanie siebie, w dobry kontakt ze sobą -
bez pomocy psychoterapii. W to wierze. Nawet w ujawnianie pewnych rzeczy z
podswiadomosci - z czasem, z pewną pracą w to wlozoną, z jakotakim wgladem w
siebie. Wierze, ze mozna sie obyc bez psychoterapii. Szczegolnie jesli nasze
zycie jest w miare stabilne, a doswiadczenia znośne. Ale jesli cos nie gra i
powoduje wiekszy dyskomfort w zyciu to o wiele szybciej i efektywniej
dochodzic do 'jasnosci' z odpowiednia pomocą. O wiele pewniej.
I nie wiem czy to są "ogolne prawdy", raczej slysze "ogolnie" podawane
prawdy takie jak Twoja, szczegolnie od ludzi, ktorzy nie mieli kontaktu z
psychoterapią i nie poczuli jej na swoich wlasnych emocjach i mechanizmach
obronnych.
Byc moze im trudniejsze doswiadczenia tym silniejsze mechanizmy obronne
trzeba zbudowac i tym trudniej sie do nich dobrac. Tym trudniej dojrzeć
tresci wyparte. DeMello jest swietny, ale wlasnie dla ogolu, mozna dzieki
niemu cos dostrzec, ale nie zastapi indywidualnego kontaktu
psychoterapeutycznego. To jest nawet nieporownywalna skala przejrzenia na
oczy - wiem, deMello tez przerabialam ;)
Powiedz mi w takim razie jak samodzielnie dotrzec np. do tresci wypartych -
ktore sami chowamy przed sobą, a wiec wiemy jak je schowac by nie wylazily
;)
Pozdrawiam
Joanna
› Pokaż wiadomość z nagłówkami
« poprzedni wątek | następny wątek » |